W ostatnich dniach pomoc sąsiedzka i społecznikowska jest ważniejsza niż jeszcze miesiąc temu. Wszystko przez szerzącą się pandemię koronawirusa. Staramy się zostać w domu. Szczególnie ważne jest, aby na zewnątrz nie wychodziły osoby starsze. Jednak potrzeba czasem zrobić zakupy czy wyprowadzić psa. Na szczęście wśród nas są wspaniali społecznicy, którzy oferują swoją pomoc. Oto kilka bardzo ciekawych inicjatyw, które powstały w ostatnich dniach.
„Pies w koronie”
„Pies w koronie” to grupa wsparcia w opiece nad zwierzętami w czasie kwarantanny. Zrzesza ona opiekunów zwierząt, oferujących swoją pomoc, a także tych, którzy tej pomocy potrzebują, ponieważ nie mogą opuszczać domu. Zapisało się do niej już ponad 33 tysiące osób z całej Polski. Jeśli macie możliwość i chcecie zaopiekować się czyimś zwierzakiem, wystarczy dołączyć do grupy i dodać wpis z hasztagiem #pomogę. Wszystkie zasady znajdziecie tutaj: https://bit.ly/2WIbcXf)
Pomoc zakupowa
Wiemy, jak ważne jest to, aby osoby starsze ograniczyły wychodzenie z domu. Kartki zawieszane na klatach schodowych to chyba najczęściej spotykane przykłady sąsiedzkiej solidarności. Wiele młodych osób zostawia je w miejscach swojego zamieszkania, z informacją, że z przyjemnością zrobią seniorom zakupy lub wyprowadzą psa. Pokazuje to, że nie potrzeba wiele, żeby pomóc i okazać solidarność.
Szycie maseczek
Zapotrzebowanie na maseczki ochronne w całej Polsce jest ogromne. Niezbędne są one lekarzom, pielęgniarkom, służbom sanitarnym, a także osobom chorym. Nic więc dziwnego, że zaczyna ich brakować. Aby temu zaradzić na Facebooku powstał profil @Polskie Krawcowe uszyją maseczki ochronne dla służby zdrowia, który skupia osoby chcące samodzielnie, bądź w grupach, szyć takie maseczki. Ich plan to stworzenie nawet 200 tysięcy sztuk, które przekażą do szpitali. Jeśli też macie zdolności krawieckich i chcecie dołączyć, to tutaj: https://bit.ly/3aovQzi, znajdziecie bardzo prosty „wykrój”.
Oczywiście to tylko niektóre przykłady sąsiedzkiej i społecznikowskiej pomocy. Jeśli znacie podobne inicjatywy, to zachęcamy do dzielenia się nimi na naszej grupie na Facebooku: Społecznik 2.0 – grupa dyskusyjna Być może uda Wam się zainspirować innych do działania, albo sami wykorzystacie czyjeś pomysły. Do dzieła!
Nie potrzeba wiele, aby zrobić coś dla innych. Wystarczy pomysł, odrobina dobrych chęci, trochę zaangażowania i można działać. Takie właśnie podejście mieli nasi dzisiejsi bohaterowie. Poznajcie ich historie.
Włóczkersi
Kiedyś byli Beatlesi, to czemu nie mogą być Włóczkersi? W końcu największym orężem Pań skupionych przy Centrum Wolontariatu Fundacji Pomocy Humanitarnej "Redemptoris Missio” są właśnie włóczki. Już od 27 lat prowadzą one zbiórki odzieży dla mieszkańców krajów dotkniętych kryzysem humanitarnym. Elementem, który zawsze pojawia się w ich paczkach są własnoręcznie dziergane czapki dla dzieci. Przez niemal trzy dekady działalności, wolontariuszkom udało się wysłać do Afganistanu ponad 75 tysięcy takich własnoręcznie zrobionych czapek. Co roku, każdy chętny może przyłączyć się do akcji, zgłaszając się do wspólnego dziergania. Jak podkreślają uczestniczki, takim drobnym gestem można wywołać uśmiech na buziach dzieci, co jest dla nich największą nagrodą. Co ważne, nawet jeśli nie potraficie robić na drutach, to też możecie przyłączyć się do akcji. Co roku Włóczkersi ogłaszają zbiórkę wełny. Na ich stronie znajdziecie wszystkie szczegóły: www.medicus.ump.edu.pl/
Eko torby od seniorów
Bycie eko nie tylko staje się coraz bardziej modne, ale przede wszystkim konieczne. Seniorzy z koła „N U T W” bardzo dobrze zdają się z tego sprawę. Dlatego z niepotrzebnych skrawków materiałów, szyją ekologiczne torby, które rozdają w sklepach w swojej okolicy. Jak podkreślają, chcą wyeliminować wszystkie plastikowe reklamówki ze swojej gminy. Pracowity team seniorów uszył już ponad 500 toreb, a to jeszcze nie koniec, Każdy, kto odwiedzi ich klub może wybrać dla siebie kolor, wielkość czy fason toreb.
Kawa za skarpetkę
Zima to szczególnie ciężki czas dla bezdomnych. Każde ciepłe ubranie jest dla nich bardzo cenne. Z tą myślą Pani Monika zainicjowała wyjątkową akcję. W jej kawiarni za kawę można zapłacić ciepłymi skarpetami. Ubrania rozdawane są bezdomnym podczas cotygodniowych czwartkowych spotkaniach „Przy zupie”, gdzie każdy może przyjść i posilić się ciepłym posiłkiem. Do inicjatyw Pani Moniki dołączyły już inne lokale, które zbierają także czapki i szaliki. Do tej pory organizatorom udało się uzbierać już ponad 100 par skarpet i kilkanaście par czapek i szalików.
To tylko niektóre z przykładów inspirujących działań podejmowanych przez Społeczników. Jeśli znacie podobne akcje, to podzielcie się nimi na naszej grupie dyskusyjnej na Facebooku. Zapraszamy tutaj: bit.ly/Spolecznik20_grupa
Dlaczego tak miło spędzamy czas na dworze, wśród zieleni?
Dlaczego górskie czy morskie krajobrazy tak miło się nam kojarzą? Oczywiście po
części dlatego, że kojarzą się nam z wakacjami. Ale w takim razie – dlaczego
lepiej pracuje się w dobrze zorganizowanej przestrzeni?
To co nas otacza ma kolosalny wpływ na nasze
samopoczucie. Zarówno w skali mikro i makro. Przestrzeń rozumiana w rozmaity
sposób potrafi wzbudzać pewne emocje, ułatwiać lub utrudniać pracę, a także
wiele o nas samych powiedzieć. Zadbajmy więc o nią, w odpowiedni sposób.
To, co najbliższe
Nie na każdą przestrzeń mamy wpływ. Nie wybieramy
otoczenia, w którym się wychowujemy, czy ludzi, z którymi pracujemy. Nie
decydujemy też o architekturze naszej okolicy. Ale nie ma się co załamywać.
Najważniejszą przestrzenią, jest ta najbliższa. A nad nią, już możemy
zapanować.
Małe kroki
Popularne powiedzenie mówi, że zmieniając świat,
najlepiej zacząć od siebie. Przyjrzyjmy się zatem swojej najbliższej
przestrzeni i postarajmy się zadbać o to, aby ułatwiała ona pracę. Minimalizm,
zyskujący coraz mocniej na popularności, to jeden z trendów, który sprzyja
koncentracji. Mniejsza ilość rzeczy, które nas otaczają powoduje, że łatwiej
nam się skupić. A to przekłada się bezpośrednio na jakość naszej pracy. Najprościej,
zadbać o minimalizm w naszym miejscu pracy. Biurko – najbardziej osobista
przestrzeń, powinno charakteryzować się dwiema cechami. Po pierwsze – powinno
być spersonalizowane, dostosowane do naszych potrzeb. Po drugie zaś, nie powinno
być przeładowane przedmiotami. Personalizacja przestrzeni zakłada, że
organizujemy ją tak, aby była jak najlepiej przystosowana do naszych
preferencji. Zadbajmy o tak podstawowe rzeczy jak odpowiednie krzesło, wysokość
monitora czy dopasowaną klawiaturę. Ale nie tylko kwestie techniczne są w tym
aspekcie brane pod uwagę. Uczyńmy to miejsce swoim także poprzez kilka drobnych
przedmiotów, które sprawią, że poczujemy się swobodniej. Mogą to być np.
zdjęcia, ulubiona lampka, czy notes. Ważnym jest, aby przedmioty zawsze miały
swoje stałe miejsce. Tak, dbajmy o porządek w swojej przestrzeni. Dzięki temu
łatwiej będzie nam nie tylko nią zarządzać, wprowadzać zmiany, ale przede
wszystkim – dużo skuteczniej będziemy się w niej odnajdywać, nie tracąc czasu
na niepotrzebne szukanie notatek, telefonu czy długopisu. To zaś prowadzi do
większej koncentracji na zadaniu, któremu w danym momencie poświęcamy czas.
Minimalizm na biurku nie oznacza z kolei, że musimy
ograniczać się tylko do tego, co niezbędne. Wyżej wspomniane pamiątki, ulubione
lampki itp. pełnią na tyle ważną funkcję, że nie warto z nich rezygnować.
Należy jedynie pamiętać, aby tych dodatków nie było zbyt wiele. Po pierwsze
zwiększa to ryzyko bałaganu i chaosu. Po drugie zaś możemy w takim otoczeniu
czuć się przytłoczeni. Oczywiście znajdą się osoby, które świetnie odnajdują
się w chaosie, a bałagan bywa dla nich stymulujący (np. brak przyporządkowanych
stałych miejsc dla przedmiotów może pozwalać im w trakcie poszukiwań na chwilę
przerwy od pracy), ale większość z nas najlepiej radzi sobie, kiedy nasze
otoczenie zawiera pewne stałe elementy. Nieco większe kroki
Zasady te, czyli personalizacja i minimalizm, śmiało
można przeszczepić na inny grunt. I to zarówno kiedy mówimy o otoczeniu biurka,
wystroju mieszkania, czy nawet wyboru dróg podczas spaceru lub miejsca wakacji.
Warto pamiętać o tym, że przestrzeń pracy, w pierwszej kolejności powinna
służyć człowiekowi, dlatego na samym starcie dobrze jest spędzić kilka chwil i
zastanowić się nad tym, czy potrzebujemy tych wszystkich przedmiotów, które
znajdują się w naszym otoczeniu? Czy ich rozlokowanie będzie generowało
problemy? Odpowiedzi na te pytania i wcielenie w życie dwóch omawianych zasad,
z pewnością ułatwi zapanowanie nad przestrzenią. A tym samym wpłynie pozytywnie
na komfort naszego życia.
Przedstawić przepis
na dobrego Społecznika wcale nie jest tak prosto. Każdy jest jest inny i z
pewnością wskazanie jednego podręcznikowego wzorca będzie bardzo ciężkie, ale
poniżej postaramy się przedstawić Wam co, według nas, powinno składać się na dobrego
Społecznika.
Chęć pomocy innym
Altruizm we współczesnym
świecie nie jest cechą, którą można spotkać u każdego. A przecież bardzo często
pomaganie innym nie wymaga od nas wiele, a daje niesamowicie dużo. Prawdziwy
Społecznik bardzo dobrze zdaje sobie sprawę, że może dla zrobić coś dla innych
i robi to bez najmniejszego zastanowienia. Form pomocy przecież jest mnóstwo:
wolontariat, wsparcie znajomej starszej osoby, współdziałanie przy sąsiedzkich
projektach. Tylko od Was zależy, w jakie działania się zaangażujecie. Pomysłów
i dobrej woli z pewnością Wam nie zabraknie.
Potrafi załatwić wszystko Nie ma takiej rzeczy,
której Społecznik nie potrafiłby załatwić. To pewne. Wystarczy odrobina
kreatywności, zaangażowania i samozaparcia, a nawet najbardziej złożone zadania
okażą się bułką z masłem. Zdolności to jedno, a dobra organizacja to drugie..
Kalendarz, notes, aplikacje – sposobów na przygotowanie się do działania jest
kilka. Jedno możemy Wam z całą odpowiedzialnością poradzić. Dzięki jednym z
tych atrybutów staniecie się superzałatwiaczami. W każdej dziedzinie J Uwielbia współpracować z innymi Co to za Społecznik,
który jest samotnikiem, albo uważa, że wszystko zrobi najlepiej? Działanie w grupie, przebywanie w
towarzystwie i zarażanie innych swoimi pomysłami to to, co Społecznicy lubią
najbardziej. Pamiętaj, działasz przede wszystkim dla innych, ale też z innymi.
Dobry kontakt ze współdziałającymi to podstawa wszystkich udanych projektów.
Warto na początku wyznaczyć nie tylko czas na pracę i obowiązkowe zebrania, ale
w Waszych kalendarzach także powinien znaleźć się czas na integrację. Dzięki
niej z pewnością złapiecie jeszcze lepszy kontakt, a przez to będzie Wam się
fantastycznie współpracowało. Ma pełno pomysłów
Ma sto pomysłów na
minutę, każdy lepszy od poprzedniego. Nieustanie coś planuje i wymyśla. To musi
być Społecznik. Kreatywność to zdecydowanie jego najważniejsza cecha.
Warsztaty, zajęcia, może jakiś remont? Ciągle chce, żeby coś się działo. Tylko
czasu ciągle barak. Dlatego nasza rada dla pomysłowych głów jest prosta:
zapisujcie swoje pomysły, a z pewnością kiedyś uda Wam się je zrealizować.
Nasza okolica, sąsiedztwo, mała
ojczyzna - coraz częściej staje się nią miasto. W 2014 roku związana ze
Światową Organizacją Zdrowia (WHO) inicjatywa Global Health Observatory
policzyła, że już 54 procent ludzi na świecie mieszka w miastach, a jej
prognoza na rok 2050 mówi, że ten odsetek wzrośnie aż do 66%. Skoro większość z
nas będzie mieszkała na obszarach miejskich, jak sprawić, żeby mieszkało nam
się na nich lepiej, wygodniej, a także przyjemniej? Jedną z odpowiedzi może być
współdziałanie z naszymi sąsiadami w realizacji wspólnych celów.
Jak to
może wyglądać w praktyce? O swojej przygodzie z tematami sąsiedzkimi opowiada
Kinga Rabińska -spiritus movens Stowarzyszenia
Edukacyjno-Artystycznego Oswajanie Sztuki, współtwórczyni ŚRODKA - Śródmiejskiego Punktu Sąsiedzkiego: Stowarzyszenie formalnie działa od 2009
roku, ale to 2017 był dla „Oswajania sztuki” przełomowy. W tym roku,
wykorzystując nasze doświadczenia animacyjne i aktywizacyjne, włączyliśmy się
intensywnie w działania związane z tzw. „miękką stroną rewitalizacji”. Nasi
członkowie to eksperci w swoich dziedzinach: artyści, graficy, animatorzy,
tancerze, ludzie szeroko pojętej kultury, którzy, traktując swoje rzemiosło
jako narzędzie, szukają odpowiedzi na pytanie: czym jest współczesne miasto
oraz jakie – jako mieszkańcy – mamy wobec niego obowiązki i prawa. Chcemy wspólnie ze społecznościami
lokalnymi szukać odpowiedzi na te pytania, kształtować miejskie sploty,
angażując wszystkich, którzy chcą się zaangażować. Tworzymy wspólnotę miejską i
staramy się odpowiadać na jej realne potrzeby jednocześnie zachęcając do
wyjścia poza partykularne interesy na poziom wspólnoty. Chcemy być buforem
pomiędzy biznesem, organizacjami pozarządowymi i samorządem. Promujemy
ekskluzywność inkluzji.
Co jest
Waszym głównym celem i miarą Waszego sukcesu? Dążymy przede wszystkim do aktywizacji
mieszkańców Szczecina, obecnie skupiając się na Śródmieściu. Tłumaczymy, że
partycypacja to nie dziwne słowo, które nie dotyczy pani Jadzi czy Zdzicha, a
raczej możliwość wyrażenia własnego zdania, współuczestniczenie w budowaniu
miejsca dla przyszłych pokoleń - dla dzieciaków, które zaraz dorosną i będą
dzieliły te wartości, które im przekażemy. Celujemy w przekonanie i
zaangażowanie ludzi do tego, by byli czynni w swojej społeczności, by rozumieli
kulturę dialogu. Dajemy im narzędzia, które pomagają zobaczyć, kim są lokalni
liderzy, a samym istniejącym lub potencjalnym liderom społecznym - dodatkowe
kompetencje, które wspomogą ich naturalne zdolności w podejmowaniu jeszcze
lepszej współpracy z ludźmi w ich najbliższej okolicy. Prawdziwy sukces
osiągniemy, gdy ten miejski cykl życia będzie się sam nakręcał i nikt już nie
będzie chciał się od nas uczyć.
Co najbardziej
przyczynia się do Waszego sprawnego działania? Daliśmy sobie czas na eksperymentowanie
i sprawdzanie, czym są sprawne i efektywne działania – z perspektywy ich
organizatora, czyli nas, ale też z perspektywy odbiorców i współtwórców, czyli
mieszkańców. W naszej grupie wyznajemy podobne wartości i to daje nam nie tylko
przestrzeń kompetencyjną i fizyczną do realizacji różnych inicjatyw, ale przede
wszystkim ogólną zgodę na to, że działamy wspólnie. Staramy się nie poddawać
“grantozie” i jeśli idea jest godna, to wchodzimy w przedsięwzięcia nawet, gdy
nie mamy na to dedykowanych środków. Wolimy też nie robić nic na pół gwizdka –
albo wskakujemy po czubek głowy, albo w ogóle nie moczymy palców. Nie ukrywam
jednak, że najskuteczniej działa się w sytuacji bezpiecznej - kiedy mamy stałe
finansowanie, stały zespół ludzi - to przyziemne, ale niezwykle istotne
kwestie. Dlatego o ile to możliwe w tej rzeczywistości permanentnej
niepewności, staramy się planować.
Jakie są
Wasze największe wyzwania? Pracujemy intensywnie i proponujemy
bardzo dobre merytorycznie działania, do których się rzetelnie przygotowujemy.
Jako że wszyscy pracujemy zawodowo, a w stowarzyszenie wkładamy nasz wolny
czas, największym wyzwaniem jest znalezienie balansu i przeciwdziałanie wypaleniu,
bo praca na żywym organizmie miasta potrafi być niewdzięczna.
Kolejnym sporym wyzwaniem jest konsekwentne budowanie pozycji, która
skonkretyzuje i upodmiotowi nasze działania. To przede wszystkim oznacza
dążenie do transformacji pojedynczych akcji w stronę takiego modelu, który
pozwoli na realizację długofalowych celów. Wspieramy działania oddolne i
organiczne, pracujemy intensywnie nad tym, by zdobyć i utrzymać zaufanie
naszych sąsiadów, zakorzenić się na stałe w tkance miejskiej, wreszcie być partnerem,
który współtworzy i programuje, nie tylko realizuje. Chcemy być samodzielni i
szukać możliwości finansowania naszych działań także poza systemem dotacji dla
organizacji pozarządowych. W tym celu m.in. szukamy wsparcia w Sektorze 3 i ich programie “Ekonomizacja NGO”. Co można
zrobić z Wami? Czego się u Was można nauczyć? Absolutnie wszystko! Identyfikujemy i
opiekujemy się potencjalnymi liderami społecznymi, dzieląc się własnymi
doświadczeniami w realizacji działań oddolnych. Mogą z nami nie tylko omówić
swoje pomysły na przedsięwzięcia włączające odbiorców, ale też skonfrontować
pomysły z realnymi potrzebami - jak pytać, rozmawiać, sprawdzać czy to, co „nam
się wydaje” rzeczywiście istnieje za naszymi drzwiami. Oprócz tego zapraszamy
do uczestnictwa w wydarzeniach, ale nie idziemy na łatwiznę. Nawet przegląd
filmów o mieście, którego pilotażową edycję właśnie realizujemy (“Miastowi”) odbywa
się w konwencji klubu dyskusyjnego, co pozwala na wzbogacenie wiedzy, czy też
wyrażenie swojego zdania. Mieszkańców inspirujemy także do własnej twórczości -
za nami warsztaty fotograficzne “#śródmiejsca” zakończone wystawą portretów
Śródmieścia, czy wystawa „Dzień (na) Wojska Polskiego”, złożona ze wspomnień
mieszkańców tej alei. Lubimy być zaskakiwani, więc nie ma pytania czy
inicjatywy, przed którą zamknęlibyśmy drzwi pod warunkiem, że służy ona
„miejskiej wspólnocie”. Co to za
akcja"Jak dobrze mieć sąsiada"? To jeden z naszych eksperymentalnych
projektów, finansowany ze środków programu SPOŁECZNIK (Zachodniopomorskiego
Systemu Wspierania Inicjatyw Oddolnych), w ramach którego zapraszamy sąsiadów,
by w określone dni dzielili się w ŚRODKU swoimi umiejętnościami przy serwowanej
przez nas kawie czy herbacie. W kilka godzin mogą nauczyć inne osoby jak
szydełkować, zrobić własną torbę, czy cokolwiek innego, w czym w czują się
mocni. To przede wszystkim pretekst do międzyludzkiego spotkania przy jednym
stole, odłożenia elektroniki i skupienia się na drugim człowieku. To rozmowa z
kimś nowym, często między pokoleniami czy grupami, które rzadko mają okazję się
spotkać na co dzień. To ćwiczenie w gościnności.
Jak sobie
wyobrażacie swoje sąsiedzkie akcje za rok czy pięć lat? Czego potrzebujecie,
aby to się spełniło? Czego Wam należy życzyć, aby tak się stało? Na chwilę obecną w działania angażują
się głównie członkowie Stowarzyszenia. Pracujemy nad identyfikacją lokalnych
liderów, którzy mogliby “zamieszać” w kotle społeczności. Celem jest stworzenie
prawdziwej sieci miejskich aktywistów, umiejących ze sobą rozmawiać i
współpracować. A za 5 lat? Będziemy szczęśliwi, jeśli mieszkańcy będą
inicjowali i projektowali działania sąsiedzkie oparte na świadomym miksie
analizy potrzeb i intuicji, czy wiedzieli, gdzie szukać wsparcia w
finansowaniu. A przede wszystkim dzielić się wiedzą z innymi. Życzymy sobie
więc wytrwałości w działaniach, odważnych następców, a przede wszystkim takiej
społeczności, która – zmęczona byciem wyłącznie odbiorcą – będzie chciała
kształtować materialną i niematerialną przestrzeń publiczną. Bo publiczne nie
znaczy niczyje.
Dziękujemy
za rozmowę!
Wiadomo, że
Społecznicy uwielbiają działać. Organizowanie, przygotowywanie, pomoc innym to
coś, bez czego nie mogą żyć. Jednak każdy czasem musi odpocząć. Choćby po to,
żeby mieć jeszcze więcej siły i energii na realizację kolejnych pomysłów.
Wygospodaruj sobie czas tylko dla siebie
Jako społecznik z
pewnością lubisz działać w grupie, a przebywanie z innymi dodaje Ci energii.
Musisz jednak czasem pamiętać też o sobie. Książka, serial czy film z pewnością
pomogą Ci odciąć się od biegnącego wokół Ciebie świata i zanurzyć w innym,
literackim czy filmowym świecie.
Niekoniecznie musisz
oddawać się takim zajęciom. Każdy z nas odpoczywa na swój własny, indywidualny
sposób. Jedni czytają, a inni po prostu patrzą w przestrzeń. Ważne jednak, żeby
ten Wasz czas dla Was, był faktycznie Wasz. Możecie nawet zapisać go sobie w
kalendarzu. „Tu nie ma mnie dla nikogo. Nie odbieram telefonów, nie sprawdzam
maili. Relaksuje się”. Jeśli nawet na początku takie „marnotrawstwo czasu”
będzie Was męczyć, to już po kilku tygodniach nie będziecie sobie wyobrażać
życia bez niego.
Pamiętaj o sobie i swoim zdrowiu Regeneracja i
odpoczynek nie tylko mają zbawienny wpływ na nasz umysł, ale też ciało. Nawet
Społecznik czasem musi spać ;) Wiecie, że im umysł bardziej wypoczęty, tym szybciej
i efektowniej pracuje. 7 godzin snu to
optimum. Pamiętajcie też, że wszystkie
urządzenia emitujące sztuczne światło, czyli ekrany komputerów czy telewizorów,
smartfony powodują, że znacznie trudniej się zasypia, a odpoczynek nie jest tak
efektywny, jak mógłby być. Branie na siebie zbyt wielu obowiązków powoduje, że
łatwiej zapominamy o różnych rzeczach, ucieka koncentracja, a organizm coraz
szybciej się męczy i nie jest zdolny do podejmowania kolejnych wyzwań. Dlatego
tak ważne jest mierzenie sił na zamiary i obserwowanie samemu siebie. Przecież
nikt lepiej nam nie powie, jak się czujemy niż my sami. Jak się relaksować? Wbrew pozorom to
pytanie wcale nie jest takie proste. Jak
już pisaliśmy wcześniej, każdy z nas odpoczywa w inny sposób. Jest jednak kilka
technik, które pomogą Wam oderwać się na chwilę od pędzącego świata. W internacie
znajdziecie mnóstwo ćwiczeń relaksacyjnych, jak na przykład takie: http://bit.ly/2u2Ve7W. Zajmują maksymalnie 20
minut a pomagają rozluźnić i ciało i umysł. Ciągle dużą popularnością cieszy
się też joga. Dzięki filmom w intrenecie nie musicie nawet wychodzić z domu, że
potrenować. Jak wiedziecie, nie trzeba dużo, żeby Społecznik nauczył się
relaksu. Czasem wystarczy chwila z muzyką relaksacyjną i ulubioną herbatą, żeby
na chwilę się zresetować i wrócić z głową pełną pomysłów.
Gdyby obserwować przekaz
masowy, to można by odnieść wrażenie, że muzyka ludowa zaczęła się dopiero od
tego, co zrobili bracia Golcowie czy też Cleo i Donatan. Ale kiedy rozejrzymy
się szerzej, zauważymy w większości miast Polski pasjonatów tradycji i muzyki
ludowej, którzy nie tylko zajmują się “ludowizną” na co dzień, ale i starają
się pokazywać ją coraz szerszemu gronu.
Takim przykładem może być
założony w 1969 roku Zespół Pieśni i Tańca Ziemi Szczecińskiej „Krąg”, którego
twórcą, pierwszym choreografem i kierownikiem była Dobrosława Słupińska. To
zespół amatorski, obecnie od wielu lat prowadzony przez Artura Kotwasa (taniec)
i Beatę Umińską (wokal i muzyka), którego trzon stanowią uczniowie i absolwenci
Zespołu Szkół Nr 8. Młodzież i dorośli uczą się tu śpiewu i tańca, a także
dbają o zachowanie tożsamości narodowej i poszanowanie tradycji, w duchu
patriotyzmu i tolerancji. Piękno i urok polskiego folkloru wzbogacają używane
przez nich barwne ludowe stroje. Zespół tańczy i śpiewa przy akompaniamencie
kapeli w składzie: skrzypce, klarnet, kontrabas, trąbka i cymbały. Zawsze
przyjmowani z wielkim entuzjazmem, koncertowali na wielu scenach w kraju i za
granicą, byli także wyróżniani i nagradzani zarówno za osiągnięcia artystyczne,
jak i za popularyzowanie tradycji kultury ludowej. Są laureatami wielu
konkursów i festiwali folklorystycznych, a od 2004 roku należą do Polskiej
Sekcji Międzynarodowej Rady Stowarzyszeń Folklorystycznych, Festiwali i Sztuki
Ludowej (CIOFF).
Rozmawiamy
z Kamilą Kijo, która nie tylko tańczy i śpiewa w “Kręgu”, ale też zajmuje się
jego wizerunkiem, między innymi w mediach społecznościowych. Jak
zaczęła się Twoja przygoda z tańcem ludowym? Kamila Kijo: Zaczynając szkołę
średnią uznałam, że przydadzą mi się jakieś zajęcia pozalekcyjne i przyszłam
spróbować. Dałam sobie wtedy miesiąc na sprawdzenie, czy to dla mnie. I tak
minęło 13 lat!
Czy
Szczecin ma swoje tradycje?
KK: Szczecin stał się miastem
polskim dopiero w 1945 roku i składa się głównie z ludności napływowej.
Tutejsza społeczność tworzy swoje tradycje dopiero teraz, na bazie doświadczeń
przywiezionych z różnych regionów Polski i nie tylko. To trudność, ale
równocześnie wielki atut, ponieważ mamy szansę “zmiksować” to co najlepsze z
różnych regionów, od morza aż po Tatry. Te kolejne pokolenia, które rodzą się
tutaj na ziemi szczecińskiej, mają możliwość skorzystania z wiedzy przodków,
którzy byli rozsiani po całej Polsce i poza jej obecnymi granicami.
Jak
się uczycie i trenujecie?
KK: Wraz z instruktorami
poznajemy każdy region i staramy się zrozumieć jego stroje, kroki, gwarę. Te
charakterystyczne elementy potem odwzorowujemy jak najwierniej. Pracujemy także
nad formą sceniczną czy układami choreograficznymi. Większość naszych układów
to tzw. suity, czyli zestawy różnych tańców najbardziej charakterystycznych dla
danego regionu. “Krąg” ma w repertuarze polskie tańce narodowe, a także tańce i
przyśpiewki z okolic: Łowicza, Lublina, Krakowa i Rzeszowa oraz Kaszub, Kurpi
Zielonych, Śląska i Spisza.
Spotykamy się 1-2 w tygodniu i
zawsze zaczynamy od rozgrzewki wokalnej i śpiewu, a następnie przechodzimy do
zajęć tanecznych. Nasze spotkania to także nauka układów choreograficznych i
oswajanie się ze sceną, a także przygotowania do występów i kontaktu z
publicznością.
Jak
określilibyście swoją rolę w społeczności lokalnej?
KK: Staramy się dawać radość
mieszkańcom naszego miasta, pokazywać tradycję i przybliżać wspomnienia. Dla
wielu osób starszych to podróż sentymentalna do regionu, w którym kiedyś
mieszkali, a także pokazanie ich rodzinom, jak za ich czasów wyglądała dobra
zabawa! Młodszym pokazujemy na przykład, jak wyglądał odświętny strój babci czy
dziadka, czy też jakimi pieśniami czy przyśpiewkami świętowało się rodzinne czy
kościelne uroczystości.
Z
jakim odbiorem się spotykacie?
KK: Miarą naszego sukcesu są te
uśmiechnięte twarze ludzi, którzy wychodzą z naszych występów. To te rozmowy w
kuluarach, kiedy podchodzą zupełnie obce osoby i mówią, że im się podobało, że
było naprawdę fajnie, że im nas więcej tym lepiej. Dla mnie samej najważniejsze
jest to, że zespół ma szansę wystąpić na wielu scenach i pokazać się ze swoją
twórczością - od pastorałek śpiewanych z okazji świąt w kościołach aż po
występy z okazji urodzin miasta Szczecina czy Turnieju Muzyków Prawdziwych w
Filharmonii.
Czego
możemy Wam życzyć? KK: Tego, żeby Wasi czytelnicy
dołączali do zespołów pasjonatów takich jak my, w swojej okolicy oraz
oczywiście kolejnych 50 lat na szczecińskiej (i nie tylko) scenie!
W
takim razie przyjmijcie właśnie takie życzenia - dziękujemy za rozmowę!
Influencer To
określenie coraz częściej pojawia się mediach w bardzo różnych kontekstach. I
jak to zwykle bywa, choć pojęcie wydaje nam się znane to z jego zdefiniowaniem
już może być problem. Dlatego postaramy się wam przybliżyć kim są i po co tak
naprawdę influencerzy?
Kto to taki?
Infuelncer to
najprościej mówiąc lider opinii. Kiedyś takim mianem określało się publicystów,
dziennikarzy. Dziś są to w dużej części gwiazdy internetu. Jak podkreśla portal
socialpress.pl najważniejszą cechą influencera jest jego autentyczność i
wiarygodność. Dzięki temu budują oni pozytywny wizerunek marki z którą
współpracują.
O tym, jak istotna
jest to dziedzina w nowych mediach świadczy fakt, że jest to obecnie
najbardziej rozwijająca się dziedzina marketingu. Podając za Adweek aż 94
procent marketerów uważa ją za skuteczną, a 86 procent używa jej w swoich
działaniach. Co jednak najważniejsze aż 92 procent konsumentów odbiera promocje
z udziałem liderów opinii za bardziej wiarygodne i warte uwagi niż tradycyjne
reklamy.
Po co?
Z pewnością jest to
forma reklamy. Jednak reklamy zawoalowanej za osobą influencera. Przez to
konsument, jak wspominaliśmy powyżej bardziej takiemu przekazowi ufa i chętniej
sięgnie po produkt czy skorzysta z usługi. Bardzo często takie współprace marek
z przeróżnymi liderami opinii wiążą się z promocjami dla fanów danej osoby.
Można więc powiedzieć, że korzystają na tym trzy strony.
Jednak nie
konsumpcjonizm tylko tu chodzi. Postaci infulencerów pojawiają się w różnych
akcjach charytatywnych czy społecznych. Warunek jest jeden. Osoba wokół, której
skupiona jest cała akacja musi zarażać swoją charyzmą i chęcią do działania.
Jedną z takich akcji jest kampania Pajacyka stworzona przez Polską Akcję
Humanitarną. Pajacyk to akcja, którą może wesprzeć każdy. Wystarczy wejść na
stronę pajacyk.pl i kliknąć w brzuszek pajaca. Dzięki naszemu kliknięciu firmy
współpracujące z PAH wspierają niedożywione dzieci w Polsce. 2 lata temu
pojawił się spot z udziałem aktora Macieja Stuhra i muzyką Dawida Podsiadły.
Dwie bardzo rozpoznawalne osobistości stworzyły sympatyczną reklamę w szczytnym
celu. Możecie ją obejrzeć klikając w link - https://www.youtube.com/watch?v=uXPqaYiUmWE Jak infulencerów może wykorzytać Społecznik?
Powyższy przykład
pokazuje, że influencerzy nie zajmuj się tylko promocją marek. Bardzo wielu z
nich z chęcią współpracuje z organizacjami charytatywnymi czy społecznymi.
Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że udział wielkoformatowej gwiazdy w małym
społecznikowskim projekcie może być trudny. Wszystko jednak zależy od Waszego zaangażowania
i pomysłu. Jeśli akcja, którą planujecie będzie naprawdę rewelacyjna, to kto
wie, może nawet najbardziej oblegany infuencer zgodzi się pomóc. W Bielsku
Białej udała się sławna już na cały kraj, a nawet świat akcja z udziałem Toma
Hanksa i legendarnego malucha, więc warto próbować. Być może kiedyś napiszemy o
Waszym pomyśle i gwieździe, jaką w niego zaangażowaliście. W końcu do odważnych
( i zdeterminowanych) świat należy.
Nawet najdalsza podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Ale właśnie na ten pierwszy krok, na rozpoczęcie czegoś nowego, czasem najtrudniej się zdecydować. Truizmem jest powiedzenie, że każdy kiedyś zaczynał, ale dobrze sobie tę prostą prawdę czasem przypomnieć!
Jeśli chcesz coś robić, to zacznij to robić!
To wbrew pozorom najważniejsza chyba rada. Często mamy problem z przechodzeniem od planowania do działania. Pozostajemy na etapie analiz, szacowań, prognoz i rozmów. To jest bardzo potrzebny etap – dobrze przeprowadzony będzie ogromną pomocą przy realizacji, a czasem wręcz zaważy na powodzeniu projektu, ale w końcu musi przejść w działanie. Inaczej wszystko co mamy w głowie nigdy nie stanie się faktem i nie spowoduje niczego dobrego. Nie wszystko da się przewidzieć, a działania społeczne w swoim rdzeniu – kontakcie z człowiekiem i wychodzeniu naprzeciw jego potrzebom – wymagają pewnej dozy improwizacji. Jeśli bardzo źle czujesz się gdy działania, które musisz podjąć wykraczają poza ustalony wcześniej plan, to dołącz do kogoś, kto „robienie” ma we krwi. Takie duety czy zespoły łączące ludzi zorganizowanych, zaplanowanych i kochających spontaniczność, to przepis na świetne projekty społecznikowskie.
Małe rzeczy też są bardzo istotne
Skoro masz potrzebę zostania Społecznikiem na swoim podwórku, to znaczy, że pewnie jest tu sporo rzeczy do zrobienia. Rozejrzyj się, może zrób listę, porozmawiaj z sąsiadami i zacznij od tych najmniejszych, które najłatwiej będzie zrealizować. Wybudowanie placu zabaw, remont świetlicy czy całodzienny festyn dla sąsiadów brzmią fajnie, ale są trudne w realizacji i wymagają już pewnej wiedzy i umiejętności. A jeśli w Twojej okolicy brakuje ławek na których można przysiąść w drodze ze sklepu, albo straszy wszystkich zarośnięty, zaśmiecony wspólny teren, to działania, które to zmienią zostaną z pewnością zauważone i docenione. Nie tylko ich realizacja przyniesie potrzebne doświadczenie, pozwoli poznać osoby decyzyjne na danym terenie, ale także da mieszkańcom sygnał, że coś tu się zaczyna dziać. W niektórych może też zaszczepi ducha zmieniania swojej rzeczywistości i będzie to początek budowania zespołu, z którym za jakiś czas z powodzeniem zrealizujesz nawet bardzo śmiałe projekty.
Słuchaj ludzi, mają rację
Być może zapanowała troszkę moda na społecznikostwo – to oczywiście bardzo dobra moda, która może przynieść wiele dobrego, ale ma też swoje pułapki. Bycie społecznikiem to nie tylko poświęcenie swojego czasu i pracy na rzecz innych (oraz siebie, bo najczęściej zmieniamy przestrzeń, w której sami mieszkamy), ale to także odczuwalne korzyści. Społecznicy mają poczucie sprawczości, bycia ważną częścią społeczności, są doceniani. Często media opisują ich sukcesy, a ludzie chwalą działania. To miłe, ale to efekt uboczny dobrych działań, jeśli jest motorem i celem, to szybko sprowadzi na manowce. Robisz warsztaty, na które po raz trzeci nikt nie przyszedł, na spotkanie z ogrodnikiem przyszła jedna osoba? To znaczy, że w Twojej okolicy nie ma osób, które są tym zainteresowane i to nie one powinny zmienić nastawienie tylko Ty swoje działania. Być może za mało przyłożyłeś się do części przygotowawczej – analizy potrzeb, za szybko chciałeś przenieść swoje pomysły do rzeczywistości i nie zadałeś sobie pytania czy one naprawdę zrealizują potrzeby kogokolwiek poza Tobą. Jeśli tak się stało – nie zrażaj się tylko wyciągnij wnioski i zaproponuj coś, z czego z radością skorzystasz razem ze swoimi sąsiadami.
Nie bądź samotnym wilkiem, zbierz stado
Jeśli najbardziej lubisz pracować sam, komunikacja to tylko niepotrzebne opóźnienia i nikt nie zrobi tego tak dokładnie jak ty, to może jednak społecznikostwo nie jest dla Ciebie? Tu trzeba słuchać, ale też zwyczajnie lubić ludzi. Nie tylko tych, na rzecz których działasz, ale także swoich współpracowników. Działania społeczne z zasadny mają angażować do współpracy kolejne osoby, w idealnym modelu społeczność wspólnymi siłami zmienia dla siebie swoją przestrzeń. Pewnie, możesz sam odmalować świetlicę i do nikogo nie musisz się nawet odezwać, tylko co to zmieni na dłuższą metę? Świetlica będzie czystsza przez jakiś czas, ale w końcu i tak się zabrudzi i straci kolor. W akcjach społecznikowskich chodzi o to, żeby ludzi jednoczyć we wspólnym działaniu, brać odpowiedzialność za to jak wygląda codzienność i nie czekać aż „ktoś” zrobi to za nas. Lider w każdym działaniu jest potrzebny, ale jednak społecznikostwo to przede wszystkim sport zespołowy.
Baw się dobrze
Nie zapominaj o dobrej zabawie. To przecież coś, co robicie dodatkowo, musi sprawiać Tobie i zespołowi radość. Oczywiście, przy każdym projekcie mogą zdarzyć się nerwowe chwile i trema przed ostateczną realizacją, ale nie pozwólcie temu dominować. Wspólne działania i osiąganie celu zbliżają ludzi i dają zadowolenie. Wykorzystaj to dobrze, a możliwe, że poznasz przyjaciół na całe życie!
Nasza okolica, sąsiedztwo, mała
ojczyzna - coraz częściej staje się nią miasto. W 2014 roku związana ze
Światową Organizacją Zdrowia (WHO) inicjatywa Global Health Observatory
policzyła, że już 54 procent ludzi na świecie mieszka w miastach, a jej
prognoza na rok 2050 mówi, że ten odsetek wzrośnie aż do 66%. Skoro większość z
nas będzie mieszkała na obszarach miejskich, jak sprawić, żeby mieszkało nam
się na nich lepiej, wygodniej, a także przyjemniej? Jedną z odpowiedzi może być
współdziałanie z naszymi sąsiadami w realizacji wspólnych celów.
Jak to
może wyglądać w praktyce? O swojej przygodzie z tematami sąsiedzkimi opowiada
Kinga Rabińska -spiritus movens Stowarzyszenia
Edukacyjno-Artystycznego Oswajanie Sztuki, współtwórczyni ŚRODKA - Śródmiejskiego Punktu Sąsiedzkiego: Stowarzyszenie formalnie działa od 2009
roku, ale to 2017 był dla „Oswajania sztuki” przełomowy. W tym roku,
wykorzystując nasze doświadczenia animacyjne i aktywizacyjne, włączyliśmy się
intensywnie w działania związane z tzw. „miękką stroną rewitalizacji”. Nasi
członkowie to eksperci w swoich dziedzinach: artyści, graficy, animatorzy,
tancerze, ludzie szeroko pojętej kultury, którzy, traktując swoje rzemiosło
jako narzędzie, szukają odpowiedzi na pytanie: czym jest współczesne miasto
oraz jakie – jako mieszkańcy – mamy wobec niego obowiązki i prawa. Chcemy wspólnie ze społecznościami
lokalnymi szukać odpowiedzi na te pytania, kształtować miejskie sploty,
angażując wszystkich, którzy chcą się zaangażować. Tworzymy wspólnotę miejską i
staramy się odpowiadać na jej realne potrzeby jednocześnie zachęcając do
wyjścia poza partykularne interesy na poziom wspólnoty. Chcemy być buforem
pomiędzy biznesem, organizacjami pozarządowymi i samorządem. Promujemy
ekskluzywność inkluzji. Co jest
Waszym głównym celem i miarą Waszego sukcesu?
Dążymy przede wszystkim do aktywizacji
mieszkańców Szczecina, obecnie skupiając się na Śródmieściu. Tłumaczymy, że
partycypacja to nie dziwne słowo, które nie dotyczy pani Jadzi czy Zdzicha, a
raczej możliwość wyrażenia własnego zdania, współuczestniczenie w budowaniu
miejsca dla przyszłych pokoleń - dla dzieciaków, które zaraz dorosną i będą
dzieliły te wartości, które im przekażemy. Celujemy w przekonanie i
zaangażowanie ludzi do tego, by byli czynni w swojej społeczności, by rozumieli
kulturę dialogu. Dajemy im narzędzia, które pomagają zobaczyć, kim są lokalni
liderzy, a samym istniejącym lub potencjalnym liderom społecznym - dodatkowe
kompetencje, które wspomogą ich naturalne zdolności w podejmowaniu jeszcze
lepszej współpracy z ludźmi w ich najbliższej okolicy. Prawdziwy sukces
osiągniemy, gdy ten miejski cykl życia będzie się sam nakręcał i nikt już nie
będzie chciał się od nas uczyć.
Co najbardziej
przyczynia się do Waszego sprawnego działania?
Daliśmy sobie czas na eksperymentowanie
i sprawdzanie, czym są sprawne i efektywne działania – z perspektywy ich
organizatora, czyli nas, ale też z perspektywy odbiorców i współtwórców, czyli
mieszkańców. W naszej grupie wyznajemy podobne wartości i to daje nam nie tylko
przestrzeń kompetencyjną i fizyczną do realizacji różnych inicjatyw, ale przede
wszystkim ogólną zgodę na to, że działamy wspólnie. Staramy się nie poddawać
“grantozie” i jeśli idea jest godna, to wchodzimy w przedsięwzięcia nawet, gdy
nie mamy na to dedykowanych środków. Wolimy też nie robić nic na pół gwizdka –
albo wskakujemy po czubek głowy, albo w ogóle nie moczymy palców. Nie ukrywam
jednak, że najskuteczniej działa się w sytuacji bezpiecznej - kiedy mamy stałe
finansowanie, stały zespół ludzi - to przyziemne, ale niezwykle istotne
kwestie. Dlatego o ile to możliwe w tej rzeczywistości permanentnej
niepewności, staramy się planować.
Jakie są
Wasze największe wyzwania?
Pracujemy intensywnie i proponujemy
bardzo dobre merytorycznie działania, do których się rzetelnie przygotowujemy.
Jako że wszyscy pracujemy zawodowo, a w stowarzyszenie wkładamy nasz wolny
czas, największym wyzwaniem jest znalezienie balansu i przeciwdziałanie wypaleniu,
bo praca na żywym organizmie miasta potrafi być niewdzięczna.
Kolejnym sporym wyzwaniem jest konsekwentne budowanie pozycji, która
skonkretyzuje i upodmiotowi nasze działania. To przede wszystkim oznacza
dążenie do transformacji pojedynczych akcji w stronę takiego modelu, który
pozwoli na realizację długofalowych celów. Wspieramy działania oddolne i
organiczne, pracujemy intensywnie nad tym, by zdobyć i utrzymać zaufanie
naszych sąsiadów, zakorzenić się na stałe w tkance miejskiej, wreszcie być partnerem,
który współtworzy i programuje, nie tylko realizuje. Chcemy być samodzielni i
szukać możliwości finansowania naszych działań także poza systemem dotacji dla
organizacji pozarządowych. W tym celu m.in. szukamy wsparcia w Sektorze 3 i ich programie “Ekonomizacja NGO”. Co można
zrobić z Wami? Czego się u Was można nauczyć? Absolutnie wszystko! Identyfikujemy i
opiekujemy się potencjalnymi liderami społecznymi, dzieląc się własnymi
doświadczeniami w realizacji działań oddolnych. Mogą z nami nie tylko omówić
swoje pomysły na przedsięwzięcia włączające odbiorców, ale też skonfrontować
pomysły z realnymi potrzebami - jak pytać, rozmawiać, sprawdzać czy to, co „nam
się wydaje” rzeczywiście istnieje za naszymi drzwiami. Oprócz tego zapraszamy
do uczestnictwa w wydarzeniach, ale nie idziemy na łatwiznę. Nawet przegląd
filmów o mieście, którego pilotażową edycję właśnie realizujemy (“Miastowi”) odbywa
się w konwencji klubu dyskusyjnego, co pozwala na wzbogacenie wiedzy, czy też
wyrażenie swojego zdania. Mieszkańców inspirujemy także do własnej twórczości -
za nami warsztaty fotograficzne “#śródmiejsca” zakończone wystawą portretów
Śródmieścia, czy wystawa „Dzień (na) Wojska Polskiego”, złożona ze wspomnień
mieszkańców tej alei. Lubimy być zaskakiwani, więc nie ma pytania czy
inicjatywy, przed którą zamknęlibyśmy drzwi pod warunkiem, że służy ona
„miejskiej wspólnocie”.Co to za
akcja"Jak dobrze mieć sąsiada"?
To jeden z naszych eksperymentalnych
projektów, finansowany ze środków programu SPOŁECZNIK (Zachodniopomorskiego
Systemu Wspierania Inicjatyw Oddolnych), w ramach którego zapraszamy sąsiadów,
by w określone dni dzielili się w ŚRODKU swoimi umiejętnościami przy serwowanej
przez nas kawie czy herbacie. W kilka godzin mogą nauczyć inne osoby jak
szydełkować, zrobić własną torbę, czy cokolwiek innego, w czym w czują się
mocni. To przede wszystkim pretekst do międzyludzkiego spotkania przy jednym
stole, odłożenia elektroniki i skupienia się na drugim człowieku. To rozmowa z
kimś nowym, często między pokoleniami czy grupami, które rzadko mają okazję się
spotkać na co dzień. To ćwiczenie w gościnności.
Jak sobie
wyobrażacie swoje sąsiedzkie akcje za rok czy pięć lat? Czego potrzebujecie,
aby to się spełniło? Czego Wam należy życzyć, aby tak się stało?
Na chwilę obecną w działania angażują
się głównie członkowie Stowarzyszenia. Pracujemy nad identyfikacją lokalnych
liderów, którzy mogliby “zamieszać” w kotle społeczności. Celem jest stworzenie
prawdziwej sieci miejskich aktywistów, umiejących ze sobą rozmawiać i
współpracować. A za 5 lat? Będziemy szczęśliwi, jeśli mieszkańcy będą
inicjowali i projektowali działania sąsiedzkie oparte na świadomym miksie
analizy potrzeb i intuicji, czy wiedzieli, gdzie szukać wsparcia w
finansowaniu. A przede wszystkim dzielić się wiedzą z innymi. Życzymy sobie
więc wytrwałości w działaniach, odważnych następców, a przede wszystkim takiej
społeczności, która – zmęczona byciem wyłącznie odbiorcą – będzie chciała
kształtować materialną i niematerialną przestrzeń publiczną. Bo publiczne nie
znaczy niczyje.
Dziękujemy
za rozmowę!
Przyzwyczailiśmy
się, że standardową scenerią codziennego życia w miastach są asfaltowe jezdnie
i chodniki po bokach. Duże szczęście dla mieszkańców, jeśli nie są one stale
zatłoczone przez samochody i tłumy ludzi. Jednak nawet gdy ruch nie jest zbyt
duży, to walory estetyczne optymizmem nie napawają. I właśnie dlatego powstała
koncepcja woonerf czyli tzw. living streets. Na czym to polega? Czytajcie
dalej, aby się przekonać :)
Nazwa woonerf,
pochodzi z języka niderlandzkiego i oznacza „ulicę do mieszkania” Często używa
się zamiennika w postaci „living street”, a w Polsce od niedawna zaczęła
również funkcjonować nazwa „podwórzec miejski”. Niezależnie jednak od
tłumaczenia i nazewnictwa, zamysł jest prosty i bardzo praktyczny – chodzi o
to, aby miejskie ulice służyły nie tylko samochodom, ale również pieszym,
rowerzystom, dzieciom czy rodzicom z wózkami. Brzmi trochę niebezpiecznie i
nierealnie, prawda? Wszyscy razem na ulicy - to przecież prosty przepis na
katastrofę. Jednak przyglądając się szczegółom tej koncepcji, zaczyna to
wszystko mieć sens.
Po pierwsze,
koncepcję „woonerfu” realizuje się w przestrzeniach miejskich, w których nie ma
dużego ruchu samochodowego – czy to w wyniku naturalnego procesu, czy też zmian
w organizacji ruchu całego fragmentu miasta. Nie chodzi więc o to, aby utrudnić
kierowcom ich, już i tak ciężki, miejski żywot. Celem jest to, aby
przestrzenie, które dotąd były niedostępne dla mieszkańców przywrócić im na
nowo do użytkowania. Sprawić, aby na mało uczęszczanej dotąd jezdni, znalazło
się miejsce spotkań mieszkańców, plac zabaw dla dzieci czy przestrzeń na
zieleń. Chodzi również o odwrócenie hierarchii ważności – na żywej ulicy to
kierowca samochodu ma uważać na innych użytkowników drogi, bo to oni mają
pierwszeństwo jej użytkowania.
Jeśli chodzi o
szczegóły techniczne, to podstawą tworzenia living street jest zlikwidowanie
krawężników i sztywnego podziału na jezdnię i chodniki. Przestrzeń powinna był
płaska, aby jej użytkownicy nie napotykali niepotrzebnych przeszkód.
No chyba, że jest
to przeszkoda w postaci drzewa, czy klombu krzewów, które zbogacają krajobraz
okolicy. Samochodom z kolei, wyznacza się w tej przestrzeni specjalną trasę, po
której mogą one jeździć. Jednak w przeciwieństwie do tradycyjnej ulicy, jest to
przestrzeń dzielona z innymi użytkownikami – pieszymi, czy rowerzystami. Jak w
takim razie zadbać o bezpieczeństwo? No i tu właśnie dochodzimy do drugiego
ważnego założenia, które sprawia, że żywe ulice nie są tak szalonym pomysłem,
jak mogłoby się na początku wydawać. Trasa wyznaczona dla kierowców powinna
kluczyć pomiędzy innymi elementami przestrzeni ulicy, tak aby niemożliwe było
rozwinięcie niebezpiecznej prędkości. Bardzo często w takich miejscach
wprowadza się ograniczenie prędkości do 20 km/h. Chodzi jednak o to, aby nie
wymuszać na kierowcach bezpieczeństwa zakazami, ale rzeczywistymi warunkami.
Podsumowując –
dzięki idei woonerf, zamiast wyasfaltowanej, smutnej ulicy, mieszkańcy zyskują
wspólną przestrzeń, która łączy różne i funkcje i którą mogą zagospodarować jak
chcą. W Holandii, koncepcja jest z powodzeniem realizowana od lat 70-tych XX
wieku. Według danych sprzed kilku lat, już ponad milion Holendrów mieszka przy
woonerfach. W Polsce, pierwsza taka przestrzeń powstała w 2014 roku Łodzi na
ul. 6 sierpnia. Co ciekawe, pomysł ten,
został zrealizowany ze środków budżetu obywatelskiego, podobnie jak kolejne
polskie żywe ulice. Coś czujemy, że u wielu z Was już zakiełkował pomysł na
zmiany w swojej okolicy J Zajrzyjcie
jeszcze do naszego artykułu: „Jak wykorzystać Budżety Obywatelskie w
działaniach społecznych” (linkowanie: http://bit.ly/2Bma26O) i do dzieła!
Każdy
z nas ma wpływ na otoczenie. Poniżej przedstawimy Wam 10 wskazówek, jak zmienić
swoje codzienne zachowanie i równocześnie zadbać o środowisko naturalne w
ramach naszych codziennych zachowań.
1.
Jednym
z najprostszych sposobów na zadbanie o środowisko w najbliższej okolicy jest
segregowanie śmieci. Nawet jeśli nie starczy nam miejsca w domu na ustawienie
kilku koszy lub koszy podzielonych na części, odpady suche (papier czy plastik)
możemy odłożyć w inne miejsce i wrzucać je do odpowiednich koszy, zgodnie z
instrukcją. 2.
Myślenie
o naszym otoczeniu powinno nam także towarzyszyć podczas zakupów - zarówno
spożywczych (starajmy się nie kupować za dużo żywności na zapas), jak i np.
odzieżowych („czy na pewno potrzebuję kolejnej pary butów wykonanych z tworzywa
sztucznego?”). Kupowanie mniejszej ilości towarów przemysłowych dobrej jakości
pozwala nie tylko zaoszczędzić w dłuższej perspektywie, ale też rzeczy mało
zniszczone można swobodnie przekazać dalej lub odsprzedać, tym samym nie
zaśmiecając środowiska. 3.
W
kontekście zakupów warto również wspomnieć o foliowych workach i torbach
jednorazowych, które nie tylko zaśmiecają środowisko, ale zagrażają też
zwierzętom, lądowym i wodnym. Własna torba na zakupy jest zwykle trwalsza,
pozwala na wielokrotne jej wykorzystanie oraz dobór wzorów, napisów czy
kolorów, które wyrażą nasz osobisty styl. 4.
Na
zakupach zwróćmy uwagę także na materiał, z którego wykonana jest dana rzecz
czy jej opakowanie. Drewno, papier z recyklingu, czy szkło (zamiast tworzyw
sztucznych) pozwolą to świadomy krok w stronę dbania o środowisko naturalne.
Nawet segregacja odpadów nie jest tak dobrym rozwiązaniem niż nasze “głosowanie
portfelem” i wybieranie opcji często nie tylko trwalszej, ale i estetyczniejszej. 5.
Kolejnym
sprytnym sposobem na oszczędzanie energii i materiałów zużytych na wytworzenie
dóbr jest naprawianie zepsutych rzeczy. Kaletnik, szewc czy elektrotechnik z
pewnością pomogą w przywróceniu do świetności naszych rzeczy, a my dodatkowo
będziemy mieć okazję podejrzeć i docenić ich wiedzę oraz umiejętności. 6.
W
domu, szczególnie w okresie jesienno-zimowych do naszych sposobów na dbanie o środowisko powinno dołączyć
oszczędzanie energii elektrycznej - zastosowanie energooszczędne źródeł światła
w miejscach, gdzie długo przebywamy i np. żarówek halogenowych tam, gdzie
potrzebujemy światła szybko i na chwilę, a także wyłączanie zbędnych sprzętów
pobierających prąd pozwolą nam nie tylko oszczędzać pieniądze, ale i nie
odbierać nadmiarowej energii. 7.
Warto
w tym momencie także wspomnieć o wodzie pitnej, której zasobów mamy naprawdę
niewiele na świecie. Zakręcanie kranu do końca, czy dbanie o jego szczelność, a
także wybór prysznica zamiast kąpieli w wannie - pozwolą nam również
zaoszczędzić na opłatach za tzw. media. 8.
Nie
marnuj papieru! Dobrze wiesz jak ważne są drzewa w naszym życiu. Bez nich nie
mielibyśmy dostępu do świeżego powietrza w miastach. Nie niszcz ich - ale też
mądrze gospodaruj każdą kartką papieru, nie zużywając ich bez większej
potrzeby. 9.
Jeśli
tylko pozwala nam na to sytuacja, warto również rozważyć skorzystanie z
komunikacji zbiorowej czy rowerów (własnych lub miejskich) zamiast samochodu
lub w większych miastach rozważenie transportu w modelu Park+Ride (zostawiamy
samochód przy wjeździe do miasta i dalej poruszamy się komunikacją zbiorową).
Oprócz naszej postawy proekologicznej, zadbamy w ten sposób również o odrobinę
ruchu dla własnego zdrowia, bez konieczności przeznaczania dodatkowego czasu na
chociażby siłownię. 10. Każdy z nas chciałby mieszkać w
okolicy, która jest czysta i przyjazna ludziom. Przeszkadzają nam śmieci
pozostawione w urokliwych miejscach, ale też na naszych codziennych ścieżkach.
Tu dużo zależy od nas samych - skoro mieliśmy siłę przynieść coś w dane
miejsce, puste opakowanie jako lżejsze tym bardziej nie powinno być problemem.
Czyli: nie śmiecimy i zwracamy uwagę naszych rodzinom i najbliższym!
Prawda,
że proste? Nawet jeżeli nie umiemy wcielić wszystkich dziesięciu sposobów w
nasze codzienne życie, każdy jeden punkt przybliża nas do rozsądnego
gospodarowania zasobami naturalnymi. Powodzenia!
Często
może się wydawać, że aby komuś pomóc musimy tą osobę znać, albo co najwyżej się
z nią spotkać. Oczywiście wiemy o wielu akcjach, które wspierają
potrzebujących. Jednak, biorąc w nich udział, mamy poczucie, że pomagamy
większej grupie, a nie jednej, konkretnej osobie. Dlatego przygotowaliśmy dla
Was kilka przykładów akcji, w których możecie komuś pomóc nie wychodząc z domu.
Komuś, kogo możecie zdefiniować, a nawet z nim korespondować.
Adopcja na odległość
Adopcje
na odległość staja się coraz bardziej popularną formą pomocy. Skierowane są w
szczególności do dzieci mieszkających w najbiedniejszych rejonach Afryki.
Dzięki nim możemy wspomóc jedno lub kilkoro dzieci, w zależności od naszych
możliwości finansowych. Wystarczy zarejestrować się na stronie internetowej
gdzie znajdziecie wszystkie informacje i formalności, które musicie spełnić,
aby zaadoptować dziecko. Dzięki takiej adopcji wspomożecie jego lub jej
edukację, pomożecie rozwijać się sportowo i artystycznie. Musicie jednak
pamiętać, że jest to bardzo duża odpowiedzialność. Rejestrując się na stronie
zostaniecie poinformowani, że rozpoczęcie adopcji wiąże się z dużą odpowiedzialnością.
Co miesiąc bowiem jesteście zobowiązani wpłacić określoną na początku
darowiznę. Zależy od miejsca zamieszkania dziecka, jego wieku czy stanu
zdrowia. Co ciekawe, jeśli zdecydujecie sią na taką formę pomocy, będziecie
mogli kiedyś faktycznie poznać swojego podopiecznego czy podopieczną. Możliwa
jest także korespondencja listowana czy video rozmowy.
Szlachetna paczka i Akademia Przyszłości
O akcji
Szlachetnej Paczki z pewnością już słyszeliście. Jej młodszą siostrą jest
Akademia Przyszłości. To nowatorski program edukacyjny, który ma na celu wspomóc
edukację dzieci w wieku szkolnym. W Akademię może zaangażować się każdy i to od
nas zależy, jaką rolę wybierzemy. Po pierwsze możemy zostać wolontariuszem,
czyli osobą, która pracuje bezpośrednio z dzieckiem wymagającym pomocy.
Wcześniej zostaniemy oczywiście profesjonalnie zrekrutowani i przeszkoleni. Najczęściej
wolontariuszami są studenci, których zadaniem nie jest bycie korepetytorem ale
przede wszystkim przyjacielem dziecka. SuperW, bo tak są nazywani, mają za
zadanie przekuć porażki jakich ich podopieczny doświadcza w szkole w późniejszy
sukces w życiu. Zadnie to nie łatwe, ale satysfakcja z osiągniętego sukcesu
jest ogromna.
Drugą
opcją jest zostanie darczyńcą. Na stronie Akademii znajdziecie informację, że
darczyńca jest jak Anioł Stróż. Dba o swojego podopiecznego, ale z ukrycia,
dyskretnie. Jakie jest jego zadanie? Finansuje indeks dla dziecka, w ramach
którego mały uczeń otrzymuje cotygodniowe zajęcia, indeks sukcesów i wyprawkę
szkolną. Dzięki takiemu wsparciu ma poczucie, że spełnia dziecięce marzenia bez
narzucania się i nie oczekując wzajemności.
UNICEF
UNICEF to
z pewnością najbardziej znana wspomagająca dzieci organizacja charytatywna na
świecie i zapewne bardzo wiele wiecie o niej i o jej działalności. Jednak o
jednej z ich akcji chcielibyśmy Wam szczególnie opowiedzieć. Jest to „Prezent
bez pudła”. Podobnie, jak w przypadku „Adopcji na odległość” jest to datek
przekazywany dla dzieci, które znajdują się bardzo bardzo daleko od nas.
Prezent bez pudła to dosłownie prezenty, który możemy wysłać na drugi koniec
świata. Mają one bardzo różną formę. Są to między innymi: pasty terapeutyczne,
herbatniki wysokoenergetyczne, szczepionki na ospę i polio czy nawet koce albo
zeszyt. Przy każdym „prezencie” podana jest cena i liczba produktów, którą za
daną kwotę zostanie w waszym imieniu wysłana do potrzebujących. W ramach tej
akcji możecie także otrzymać personalizowany certyfikat i podarować go komuś w
prezencie. Coraz częściej młode pary decydują się poprosić swoim gości
weselnych o zakup takiego właśnie pakietu zamiast kwiatów czy słodyczy.
Życie w nieustannym biegu to niestety smutna przypadłość
czasów w których żyjemy. Warto jednak czasem na chwilę zwolnić i „wyłączyć się”
z życia, nawet tego społecznikowskiego życia.
Według najnowszych badań, coraz więcej osób ma problem z
rozgraniczeniem życia zawodowego i prywatnego. Dotyczy to w szczególności
społeczeństw zamieszkujących wielkie aglomeracje miejskie. Dlatego naukowcy
stworzyli takie pojęcie jak Work Life Balance - to najprościej mówiąc
zachowanie równowagi pomiędzy tym, co prywatne i domowe, a tym, co związane z
karierą i obowiązkami. O ile w teorii wydaje się to bardzo proste, o tyle w
praktyce takie proste już nie jest. Szczególnie, gdy w tak zwanym „czasie
wolny” mamy inne obowiązki związane z działalnością społecznikowską, czy
wolontariacką. Co więc robić, aby najzwyczajniej nie zwariować? Mamy dla Was kilka podpowiedzi:
Wyznacz
sobie konkretne godziny na dane zadania. Gdy jesteś w pracy, skup się tylko na
pracy, gdy zajmujesz się projektem społecznikowskim, skieruj całą swoją uwagę
na niego. Dzięki temu zadania nie będą się ze sobą mieszać, a Ty będziesz
mógł/mogła lepiej się na nich skoncentrować.
Nie
bierz wszystkiego na siebie. Ta zasada tyczy się każdej dziedziny. Nie ważne
czy to nowy projekt w pracy, czy organizacja lokalnej integracji. Pamiętaj, że
proszenie o pomoc to żadna ujma, a wręcz przeciwnie, przejaw odpowiedzialności
i zdroworozsądkowego podejścia do obowiązków.
Wyłącz
się. Przy tej zasadzie zatrzymajmy się dłużej. Każdy z nas od czasu do czasu
potrzebuje odpoczynku i nie
należy tej potrzeby negować. W świecie, w którym jesteśmy nieustannie
bombardowani informacji, coraz ważniejsza staje się umiejętność wyłączenia się,
czyli tak zwany detoks.
Bycie offline pomaga nam na zebranie myśli, wyznaczenie
sobie priorytetów na najbliższy czas, skupienie się na tym co realne. Dlatego
coraz popularniejsza staje się idea Urban detox. Skierowana jest do mieszkańców
wielkich miast, którzy są szczególnie narażeni na utratę życiowego balansu.
Urban detox to nic innego, jak odpoczynek od miasta. Najczęściej w weekend
osoby zmęczone miejskim zgiełkiem wyjeżdżają na wieś, żeby naładować
przysłowiowe baterie. Polecamy wszystkim. Taki reset to naprawdę super sprawa.
Spróbujcie, a sami się przekonacie.
Z tendencją „wyłączania się do życia” wiąże się ostatnio
stworzona idea „antypracy”. Jej twórcą jest brytyjski pisarz Brian Dean, który
uważa, że lekarstwem na wszystkie nasze problemy może być znalezienie czasu na
własny, kreatywny rozwój osobisty. Słowem, praca powinna być dodatkiem, a nie
fundamentem naszego życia. Samorozwój pomaga nam lepiej poznać siebie i nasze,
często głęboka skrywane potrzeby i pragnienia.
W tym miejscu zastanówcie się, ile czasu w ostatnim tygodniu
przeznaczyliście tylko dla siebie. Nie dla pracy i innych obowiązków. Może być
ciężko, prawda? W internecie znajdziecie mnóstwo poradników, jak się odprężyć i
zrobić coś dla siebie. Może to być joga, kolorowanki, czy nawet długa kąpiel.
Tylko od Was zależy, co wybierzecie. Warto jednak w tym czasie wyciszyć
telefon, wyłączyć komputer i być dla siebie lub swoich najbliższych. W świecie,
w którym natłok bodźców zewnętrznych jest to sztuka niezwykle trudna, ale warta
spróbowanie. Polecamy J
W ostatnim czasie
pojęcie street artu zyskuje coraz bardziej pozytywny wydźwięk. To już nie tylko
obraźliwe napisy czy amatorsko stworzone symbole klubów piłkarskich. Powoli ich
miejsce zastępują piękne murale, czy kreatywne miejskie instalacje.
Poniżej przedstawimy
Wam kilka przykładów na to, że każdy może być artystą i upiększać otaczającą
nas rzeczywistość.
Murale z mchu
Największą naszą
inspiracją jest, a jakże… matka natura. Kto z nas nie spotkał nigdy finezyjnego
wzoru z mchu. A teraz możecie stworzyć go sami. Wystarczy tylko pomysł na wzór
i do dzieła! Ale po kolei.
Do stworzenia takiego
muralu będziecie potrzebować:
3 szklanki mchu (oczyszczonego z ziemi)
2 szklanki maślanki lub jogurtu
naturalnego
2 szklanki wody lub piwa
½ łyżeczki cukru
syrop kukurydziany
blender lub mikser, w którym połączycie
składniki.
Gdy już zmieszacie ze
sobą wszystkie elementy, można zabierać się do malowania. Nanosicie niewielką ilość
płynu na wcześniej stworzony wzór na ścianie. Pamiętajcie, żeby od czasu do
czasu podlewać swoje dzieło. Na pierwsze
efekty poczekacie od kilku dni do tygodnia. Gwarantujemy, że efekt zachwycie
każdego. Dodatkowym plusem jest ekologiczność mchowego muralu. Wykonany z
naturalnych składników jest w pełni bezpieczny, dlatego do jego tworzenia
możecie zaangażować także dzieci. Taki „rosnący obrazek” z pewnością będzie dla
nich dużą frajdą. Wstążeczkowy street art.
Na pewno w Waszej
okolicy znajduje się szpetny, siatkowy płot, który lata świetności ma już dawno
za sobą. Niestety bardzo często nie można się pozbyć. Co więc można z nim
zrobić? Wystarczy go „wyhaftować”. Brzmi zagadkowo, więc po kolei. Na początku
będziecie potrzebowali wyobraźni, aby stworzyć wzór, który zamierzacie
odtworzyć na siatce. Dobrym pomysłem, będzie dokładne wyrysowania na kartce
fragmentu płotu i zaznaczenie na nim wymyślonego obrazu. Gdy „szablon” będzie
już gotowy, wystarczy tylko zaopatrzyć się w odpowiednią ilość kolorowych
wstążek i można rozpoczynać „haftowanie”. Taka forma ubarwiania przestrzeni
jest co prawda bardzo czasochłonna, ale zapewniamy, że efekty robią niesamowite
wrażenie. W linku znajdziecie kilka przykładów takiego street artu:
www.ufunk.net/artistes/urban-x-stitch/ A może klasyczny mural? Klasycznych murali,
czyli wielkopowierzchniowych obrazów na ścianach budynków jest coraz więcej. I
często ich powstanie wiąże się właśnie z oddolnymi inicjatywami mieszkańców,
którzy chcieli nadać swojej okolicy trochę koloru. Co więc będzie Wam potrzebna
do stworzenia własnego muralu? Po pierwsze, pomysł. Wspaniale, jeśli wśród Was
jest osoba uzdolniona plastycznie, która stworzy niebanalny i związany z Waszą
społecznością lub miejscem powstania, projekt obrazu. Po drugie, miejsce, gdzie
zamierzacie malować. Murale nie lubią dużego nasłonecznienia, od którego szybko
blakną, więc warto wybrać ściany skierowane na północ lub wschód. Po trzecie i
bardzo ważne, zgody. Bez nich nie możecie rozpocząć pracy. Tutaj à
bit.ly/2zNbXmD, znajdziecie wszystkie informacje, gdzie należy udać się, aby
otrzymać stosowne pozwolenia. Gdy już spełnicie powyższe wymagania, można
zabierać się do pracy. Farby, wałki, pędzle itd. warto pozyskać w ramach
sąsiedzkiej zbiórki. Wspólne „kolorowanie” przygotowanego projektu z pewnością
wspaniale wpłynie na integrację, a kolektywna praca sprawi, że lepiej się
poznacie i być może znów stworzycie coś razem. Powodzenia!
Wiemy, już że należy unikać kupowania zbędnych rzeczy
oraz zbyt dużej ilości opakowań. Co w takim razie z pozostałymi U? „Użyj” i
„utylizuj” to hasła, którymi zajmiemy się dzisiaj. Czytajcie dalej, aby się
przekonać!
Użyj ponownie
Tę zasadę można potraktować zarówno dosłownie – nadając
drugie życie przedmiotom, które utraciły swoją pierwotną funkcję, jak i ogólnie
– starając się nie kupować i używać produktów, które z zasady są jednorazowe
(np. plastikowe kubki, sztućce czy cienkie foliowe siatki na zakupy).
Jeśli chodzi o pierwszą interpretację, to tutaj granicą
jest tylko nasza wyobraźnia. A dowodem na to artykuły, tj. jak te:
domowy-recykling.pl czy bit.ly/2BnCe9m, których autorki radzą, jak zamienić
puste puszki i opakowania po żywności w kolorowe przyborniki na dziecięce biurka,
z rolki po taśmie samoprzylepnej zrobić oryginalną bransoletę, a niemowlęce
łóżeczko przerobić na stolik do zabawy dla malucha. Warto przestawić swoje
myślenie w ten sposób, aby odczuwając potrzebę posiadania danego przedmiotu, na
początku pomyśleć czy zamiast iść od razu na zakupy nie możemy przypadkiem
wykonać go już z posiadanych surowców. Będzie tak np. z pudełkami do
przechowywania żywności, w rolę których doskonale wcielić się mogą plastikowe
opakowania po lodach. Warto też zostawiać szklane słoiki po dżemie czy
marynowanych warzywach. Doskonale przydadzą się nam one do przechowywania
sypkich produktów, a także gdy będziemy chcieli wykonać własne przetwory.
Kolejnym sposobem na ponowne wykorzystanie niechcianych
przedmiotów jest po prostu przekazanie ich komuś innemu. Warto więc śledzić
ogłoszenia o zbiórkach społecznych, targach ubrań, a także zamieszczać
ogłoszenia na portalach wymiany czy grupach na Facebooku. To ostatnie
rozwiązanie szczególnie sprawdzi się w sytuacjach, gdy chcemy się pozbyć
większych przedmiotów – jak np. meble czy sprzęt AGD. Oczywiście, o ile są one jeszcze zdatne do
użytku.
No właśnie, co jeśli taka lodówka czy pralka nie nadają
się już do spełniania swojej funkcji, na żadnym użytecznym poziomie? Tutaj
dochodzimy do trzeciego U, czyli utylizacji.
Utylizuj
Kolejność czynności wymienianych w zasadzie 3U nie jest
przypadkowa. Najpierw staramy unikać się nadmiernej konsumpcji i gromadzenia
przedmiotów. W drugim kroku staramy się jak najdłużej wykorzystywać przedmioty,
które już posiadamy. W trzecim natomiast, nie mając już wyboru, chodzi o to,
aby pozbywając się niepotrzebnych rzeczy, robić to w sposób jak najmniej
szkodliwy dla środowiska. Nadrzędnym celem 3U jest w końcu maksymalne
ograniczenie generowanie odpadów. Nie znaczy to jednak, że uda nam się
całkowicie uniknąć wyrzucania.
Wróćmy w takim razie do naszej niedziałającej pralki czy
lodówki. Są to przedmioty, których części w żaden sposób nie jesteśmy w stanie
w całości wykorzystać powtórnie. Co więcej, materiały z których są wykonane z
pewnością nie ulegną degradacji samoistnie. W takich przypadkach najlepiej
przekazać je do miejsca, w których zostaną bezpiecznie zutylizowane. Jeśli
chodzi o sprzęt AGD i elektronikę, to możemy oddać je do sklepu, w którym
planujemy zakup nowych urządzeń. Sprzedawcy mają wówczas obowiązek przyjąć od
nas zużyty sprzęt ( przypadku mniejszych
urządzeń, nie ma nawet obowiązku zakupu nowych). Można również skorzystać ze
specjalnych punktów, w których odbywa się utylizacja tzw. elektrośmieci. Ich
listę znajdziecie m. in. tutaj: www.elektroeko.pl
Jako dorośli żyjemy w świecie,
w którym bardzo chcemy, żeby nasi pracodawcy, czy firmy, z którymi
współpracujemy, czy też inwestorzy w naszej okolicy były odpowiedzialne
społecznie i oddawały w swojej okolicy nie tylko finanse w postaci podatków,
ale też w taki sposób realizowały swoją misję, aby dobrze się żyło ludziom i
otoczeniu. Oczekujemy dobrych warunków pracy i godnego traktowania - takie
postępowanie ma nie tylko swoje źródło w polityce firmy, ale przede wszystkim w
zaszczepionych za młodu wartościach. Jak w takim razie uczyć dzieci społecznej
odpowiedzialności? Jak zawsze - przez zabawę!
Nauka odpowiedzialności
społecznej zaczyna się w domu. Od dbania o środowisko naturalne poprzez
oszczędzanie wody i energii aż do segregowania odpadów czy recykling
niepotrzebnych przedmiotów - cała rodzina może angażować się wspólnie w
ekologię. Poszanowania przyrody uczą także wspólne wycieczki, zabawy w
rozpoznawanie roślin czy zwierząt na spacerze, czy też wycieczki krajoznawcze
do najbardziej charakterystycznych miejsc w regionie czy kraju. Prz okazji
możemy zdobywać wspólnie oznaki turystyczne - a przyjemność ze zbierania
pieczątek doceni na pewno nawet dorosły!
Zabawowe podejście do nauki
odpowiedzialności społecznej często podejmowane jest przez przedszkola. Tu w
grupach rówieśników maluchy uczą się pomagania ludziom i zwierzętom oraz
doceniania i poszanowania zasobów naturalnych. Przedszkolaki dokarmiają zimą
zwierzęta, poznają gatunki zagrożone, sprzątają świat, ozdabiają i wyposażają
budy dla psów ze schroniska, a także zbierają makulaturę czy zakrętki od
butelek, żeby wspomóc cele dobroczynne.
Uczniowie w zerówkach i
szkołach zaczynają z kolei ćwiczyć podejście przedsiębiorcze - dla przykładu w
Szkole Podstawowej numer 37 w Szczecinie organizowane są kiermasze wypieków na
przykład z okazji Dnia Kobiet czy własnoręcznie wykonanych ozdób świątecznych,
w celu opłacenia obiadów dla osób, które nie mogą sobie na to pozwolić. Szkoła
może także pochwalić się zbiórkami plastikowych naklejek, czy wspólną z DKMS
wielką (i skuteczną) akcją rejestracji dawców szpiku z myślą m.in. o chorym na
białaczkę uczniu tejże szkoły. Zbiórki darów dla innych potrzebujących dzieci
dla przykładu nazywane są Dniem Anioła, w którym osoby przebrane w taki strój
mogą dodatkowo otrzymać zwolnienie z pytania na lekcji!
Powiązanie akcji dobroczynnych
z zainteresowaniami młodych ludzi to kolejny sposób na powiązanie doskonałej
zabawy ze szczytnym celem. Przykładem mogą być turnieje piłkarskie pod hasłem
“GRAMY DLA Lewego!”, zorganizowane na rzecz Szymona Lewandowskiego, zawodnika
Młodzików MUKS Żaki Szczecin Dąbie, który w Sylwestra doznał ciężkiego urazu
czaszkowo-mózgowego. Podczas towarzyszącego turniejowi festynu za wrzucenie dowolnej kwoty do puszki można
było skorzystać ze skakania na dmuchanym zamku, zjeść grochówkę, dania z
grilla, czy smaczne wypieki. Podobne festyny rodzinne
odbywają się podczas innych imprez, szczególnie związanych z sektorem
organizacji pozarządowych, takich jak Szczecińskie Spotkanie
Organizacji Pozarządowych "POD PLATANAMI",
gdzie dodatkowo można nauczyć się podstaw pierwszej pomocy i ciekawie spędzić
czas, przy okazji dowiadując się, jakie organizacje czynią dobro w naszych
stronach. Film
promujący spotkanie “Pod Platanami”
https://www.facebook.com/platanyszczecin/videos/1331986733536625/
Dobroczynność uczy dzieci
empatii, pomaga w szerszym spojrzeniu na świat, wzbogaca o doświadczenia.
Jakkolwiek więc uczymy dzieci postaw społecznych poprzez zabawę, róbmy to dalej
- w końcu właśnie takich odpowiedzialnych dorosłych chcemy mieć wokół nas.
Świat przepisów i kruczków prawny nie
jest ani łatwy, ani przyjemny. Szczególnie, gdy ręce aż palą się nam do
działania, a przed ich rozpoczęciem konieczne jest sformalizowanie naszego stowarzyszenia.
„Stowarzyszanie” – to właśnie jest słowo klucz tego tekstu. Pochylimy się
dzisiaj nad ideą stowarzyszenia i zasadami, na jakich powinna działać.
Zacznijmy od tego, czym tak właściwie
jest stowarzyszenie. „Prawo o stowarzyszeniach” (na mocy ustawy z 7 kwietnia
1989) definiuje, że stowarzyszenie jest
dobrowolnym, trwałym i samorządnym zrzeszeniem o celach niezarobkowych, które
samodzielnie określa swoje cele, programy działania i struktury organizacyjne
oraz uchwala akty wewnętrzne dotyczące jego działalności, opierając ją na pracy
społecznej członków. (art. 2 ust. 1 w
zw. z art. 2 ust. 2 i 3) Co warto podkreślić stowarzyszenia musi
składać się z minimum 7 osób, a działania przez nich prowadzone nie mogą
przynosić im zysków.
Aby formalnie zarejestrować Waszą
organizację musicie wcześniej stworzyć jej statut. Musi on zawierać: nazwę
organizacji, miejsce działania, cele i sposoby ich realizacji, informacje o
członkach i zarządzie, opis sposobu podejmowania decyzji, informacje o źródłach
majątku(skąd stowarzyszanie będzie czerpać finanse na swoją działalność),
zasady wprowadzania zmian w statucie oraz sposób w jaki ewentualnie mogłoby
zostać rozwiązane stowarzyszenie. Następnie na zebraniu założycielskim wspólnie
ów statut uchwalicie. Kolejnym krokiem do sformalizowania
stowarzyszenia jest konieczność zarejestrowania go w Krajowym Rejestrze Sądowym.
W tym linku http://poradnik.ngo.pl/rejestracja-stowarzyszenia
znajdziecie dokładny wykaz dokumentów, które musicie dostarczyć, aby otrzymać
numer NIP i REGON oraz zostać wpisanym do KRS.
W tym miejscu warto zatrzymać się przy
rodzajach stowarzyszeń, które możecie stworzyć:
· Stowarzyszenia zwykłe – w myśl ustawy
ta forma stowarzyszenia ma charakter uproszczony. Nie posiada osobowości
prawnej ( nie jest wpisane do rejestru). Ponadto do jego założenia potrzebne są
tylko trzy osoby, które nie muszą uchwalać statutu, tylko regulamin. Co warto w
tym miejscu podkreślić, stowarzyszenia zwykłe nie mogą brać udziału w konkursie
„Spółdzielnia Pomysłów”, w przeciwieństwie do stowarzyszeń rejestrowych. · Stowarzyszenia, potocznie zwane
rejestrowe – to właśnie opis ich założenie i rejestracji znajdziecie powyżej.
Posiada osobowość prawną, może zakładać jednostki terenowe i przyjmować nowych
członków w swój poczet. We wspominanej już ustawie określone zostało także,
skąd stowarzyszenia mogą pozyskiwać fundusze. Są to: składki członkowskie,
darowizny, spadki, zapisy, dochody z własnej działalności (ale nie przynoszące
zysków członkom) oraz ofiarności publicznej. · Związek stowarzyszeń – może zostać
powołany przez co najmniej trzy inne stowarzyszenia, ale jego członkami mogą
zostać także inne osoby prawne, które prowadzą swoją działalność o celach
niezarobkowych, tj. fundacje, lokalne organizacje turystyczne, itd. Jednak nie
możliwe jest stworzenie związku dla samych fundacji, mogą one jedynie dołączyć
do innych, zrzeszonych już stowarzyszeń.
Stworzenie i zarejestrowanie stowarzyszenia
może znacznie ułatwić Waszą pracę. Po pierwsze będziecie mieć realne
zobowiązanie, które należy systematycznie wypełniać. Po drugie to idealne
rozwiązanie dla osób, które wspólnie chcą działać, a nie zawsze mają do tego
potrzebne fundusze ( w przypadku fundacji konieczny jest kapitał, który
przeznaczymy na jakiś cel). Ponadto możemy strać się o wsparcie naszej
działalności i tym samym jeszcze bardziej rozwinąć skrzydła.
O tym, że warto i
powinno się żyć ekologicznie wie niemal każdy. Większość z nas chciałaby
również wprowadzić to przesłanie w życie. Tylko jak? Co należy zrobić, aby
życie z poszanowaniem środowiska naturalnego weszło nam w codzienny nawyk? Z
pomocą przychodzi nam właśnie 3U J „Unikaj”, „użyj”
oraz „utylizuj” to trzy proste słowa, które pozwolą Wam żyć bardziej
ekologicznie na co dzień. Co dokładnie się za nimi kryje? Dziś opowiemy Wam
szerzej o pierwszym z nich.
Unikaj
kupowania
zbędnych rzeczy.
To wydaje się
oczywiste, dopóki nie zajrzymy do swoich szaf czy piwnic. Niech pierwszy rzuci
kamieniem ten, kto nigdy nie dał skusić się promocji i nie kupił czegoś, czego
potem nigdy nie użył. Sezonowe wyprzedaże, promocje typu kup 2 w cenie jednego
itd. powodują, że nabywamy produkty, które tak naprawdę nie są nam potrzebne. A
przynajmniej nie w tak dużych ilościach. Dobrym sposobem na oduczenie się np.
nadmiernego kupowania ubrań jest zrobienie porządku w swojej szafie – okaże się
wówczas, że tak naprawdę chodzimy w jakiś 30% rzeczy, a reszta leży nieużywana.
Spakowanie nienoszonych ubrań pokaże nam prawdziwą skalę tego, ile
niepotrzebnych rzeczy posiadamy w swoim domu. Być może wówczas nie zdecydujemy
się na kolejną parę spodni czy bluzę tylko dlatego, że ich cena została
obniżona o połowę.
Opakowania
Kolejne co możemy
zrobić, to zwracać uwagę na opakowania, w których znajdują się kupowane przez
nas produkty. Dobrym przykładem są kosmetyki, np. pasta do zębów. Oprócz tego,
że znajduje się ona w plastikowej tubce, to do tego jest jeszcze zapakowana w
kartonowe pudełko. Podobnie jest z kremami - plastikowe czy szklane słoiczki, w
których znajduje się kosmetyk również umieszczane są w pudełkach, które zaraz
po otwarciu wyrzucamy do kosza. Czy naprawdę potrzebujemy dwóch opakowań?
Oczywiście, że nie. Podobnie jest z żywnością. Kasze, ryż, herbaty czy nawet
cukier, pakowane są w plastikowe woreczki, a do tego w kartoniki. Wielu z nas
przechowuje takie rzeczy w swoich kuchniach w specjalnych pudełkach do tego
przeznaczonych. W tych przypadkach oba opakowania lądują od razu w śmiechach.
Bez pudła No tak, powiecie –
no ale w jakiś sposób trzeba te produkty kupować. Przecież to nie nasza wina,
że są tak zapakowane, nie mamy przecież wpływu na producentów. Oczywiście
wszystko prawda. Mamy jednak wybór – a on polega na tym, że dwóch opakowań
ryżu, czy kaszy możemy wybrać, to które wykonane jest po pierwsze z mniejszej
liczby warstw oraz z ekologicznych materiałów. Ponadto, możemy również starać
się robić zakupy w miejscach, gdzie wymienione towary można kupić na wagę oraz
przynosząc własne opakowanie. Jak to własne opakowanie? Dokładnie! Sklepy bez
opakowań to trend, który coraz bardziej rozpowszechnia się w Polsce. Nowy
sposób zakupów polega na tym, że każdy klient może przynieść własne opakowanie,
do którego zostanie zapakowana dokładna ilość produktu, który zamierza kupić.
Jeśli ktoś nie ma własnego opakowania, sprzedawcy oferują opakowanie
ekologiczne w pełni degradowalne. W Warszawie już od 2015 roku funkcjonuje sklep
ze zdrową żywnością „Nagie z Natury” (linkowanie: http://nagieznatury.pl/), w
Szczecinie „Zmień.to” (linkowanie: www.zmien.to ), a we Wrocławiu Sklep bez
Pudła (linkowanie: www.sklepbezpudla.pl), gdzie oprócz żywności można kupić także ekologiczne
kosmetyki). Sprawdźcie w swoich okolicach. Być może od dawna możecie korzystać
z takiego miejsca, a nawet o tym nie wiecie!
Rocznie w Polsce
marnuje się około 9 milionów ton żywności. Ciężko nawet wyobrazić sobie ten
ogrom. Co więc możemy zrobić, żeby nie trwonić
jedzenia w tak wielkiej ilości? Pomysłów jest sporo, poniżej przedstawimy Wam
kilka z nich.
Banki żywności
Idea Banków Żywności
zrodziła się pod koniec lat 60. w Stanach Zjednoczonych, a jej inicjatorem był
- John van Hengel. Na terenie całej Polski działają obecnie 32 Banki. Działają
na skalę masową i nakierunkowane są w szczególności na pozyskiwanie żywności od
producentów, sieci handlowych czy sprzedawców. Każdy, kto jest właścicielem
sklepu, posiada firmę cateringową lub jest rolnikiem, może przekazać niewykorzystane
zasoby. Po zgłoszeniu się Banki zorganizują transport, a następnie przekażą
żywność do lokalnych organizacji społecznych np. jadłodajni dla najuboższych.
Warto podkreślić, że
Banki Żywności nie przekazują żywności bezpośrednio osobom potrzebującym, tylko
organizacjom, które zajmują się wsparciem potrzebującym. Związane jest to ze
specyfiką działalności na szeroką skalę i chęcią jak najwartościowszej pomocy. Więcej
informacji o idei Banków oraz listę lokalnych siedzib znajdziecie w linku: www.bankizywnosci.pl/ Jadłodzielnie Były już GiveBox’y i
miejskie regały, a teraz coraz większą popularnością cieszą się „miejskie
lodówki”, czyli foodsharking. Idea jest bardzo prosta. Do ustawionej w miejscu publicznym lodówki
i/lub półek możemy wkładać jedzenie, którego sami nie jesteśmy w stanie
skonsumować. Przecież tak często zdarza nam się kupować za dużo produktów.
Dzięki Jadłodzielniom nie będą one musiały się marnować. Z lodówki może
korzystać każda osoba, niezależnie od sytuacji materialnej. Ważne jest tylko
to, żeby nie zabierać ze sobą rzeczy, których wiemy, że nie zjemy.
Cieszy szczególnie
rosnąca popularność foodsharingu. W Polsce ich liczba stale się powiększa, a
miejskie lodówki możecie spotkać m.in. w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu czy
Toruniu. Nic też nie stoi na przeszkodzie, żeby zorganizować taką jadłodzielnie
w Waszej okolicy.
Aplikacje do dzielnie się jedzeniem
Podobno nie ma już
rzeczy, do której nie dałoby się stworzyć aplikacji. Mamy więc bardzo wiele
aplikacji do dzielenia się jedzeniem. Na czym to polega? Ugotowaliśmy za dużo
zupy, zamiast miseczki sałatki wyszła nam miska – wiadomo, szkoda, ba nie
powinno się tego wyrzucać. Co, gdy nie mamy tego, komu oddać? Wtedy z pomocą
przychodzą aplikacje. Wpisujecie w nich co macie do zaoferowania i gdzie można
się po Wasze danie zgłosić. Po drugiej stronie ktoś je wybiera i gotowe.
Zamiast jednego najedzonego i szczęśliwego człowieka mamy dwóch. I to bez
marnotrawienia żywności. Poza wiadomo korzyścią, są też te interpersonalne.
Podczas takich wymian możemy poznać bardzo wiele ciekawych osób, często
mieszkających w naszej okolicy. Prawda, że warto spróbować.
Której z form
dzielenie się jedzeniem byście nie wybrali, jedno jest najważniejsze.
Marnotrawstwo żywności to bardzo duży, współczesny problem i należy z nim
walczyć. A przy okazji takich oszczędności można jeszcze pysznie zjeść. Same
plusy.
Smacznego J
Życie w
zgodzie z naturą. Nie traktowanie jej jak supermarketu. Dbanie o naszą planetę.
Wszystko to powinno być ważne dla każdego mieszkańca Ziemi, a zwłaszcza dla
społecznika. Dlaczego?
Społecznik,
jako człowiek, który żyje z ludźmi, i stara się działać dla nich, doskonale
wie, że trzeba troszczyć się o swoje otoczenie. Tylko wtedy jego akcje będą
miały pożytek. Społecznik zdaje sobie sprawę z tego, że czasami wystarczy kilka
drobnych rzeczy, aby uczynić świat przyjaźniejszym, lepszym. Dlatego powinien
być eko. E...
Społecznik rozumie istotę małych spraw. Potrafi dostrzec, że niewielka zmiana
może przynieść ogromną korzyść. Zwłaszcza, kiedy zmiana ta dotyka środowisko, w
którym przebywa. Z bardzo prostego względu – jest ono wspólne dla każdego,
zatem cokolwiek w nim się wydarzy, oddziałuje to na wszystkich dookoła.
Zupełnie tak, jak akcje społecznika.
K...
Takie drobne zmiany, które każdy z nas powinien spróbować wprowadzić w
swoim życiu, zaczynają się w domu. W tej najbliższej przestrzeni można już
zacząć dbać o środowisko. W bardzo prosty sposób. Ekologia chodzi często w
parze z ekonomią. Wystarczy pomyśleć, czy w swoim domu nie marnotrawimy jakichś
dóbr? Czy potrzebujemy uruchamiać wszystkie lampy, gdy robi się ciemno? Czy odłączamy
od źródła prądu listwy zasilające czy ładowarki od sprzętu elektronicznego? Oszczędność
energii elektrycznej, czy wody, to jeden z najłatwiejszych powodów, by wkroczyć
na eko-ścieżkę. Bardzo ważne jest też to, aby nie marnować jedzenia. Kupować to, co jest
potrzebne i w ilościach takich, jakich naprawdę potrzebujemy. Czy naprawdę
warto skorzystać z promocji i kupić trzy produkty zamiast dwóch? Nawet jeżeli
za trzy produkty w promocji zapłacimy mniej niż zazwyczaj, to jeśli
potrzebujemy tylko dwóch zdecydowanie lepiej jest nie dać się skusić. Nie dość,
ze oszczędzimy pieniądze, to nie będziemy ryzykować, ze bonusowy produkt się
zmarnuje. Starajmy się wybierać też te produkty żywnościowe, które aby trafić
do sklepu, nie potrzebują długiego transportu. Im krótsza droga, tym mniej
paliwa zużyto. A im mniej zużyto paliwa, tym mniej obciążano środowisko. Inna
sprawa, że produkty pochodzące od lokalnych dostawców są z reguły świeższe, co
bardzo pozytywnie wpływa na ich jakość. Społecznik wie, że trzeba być czujnym i
nie dawać omamić propozycjami sklepów. Zwraca uwagę na to, ile prądu i wody
zużywa. Oraz na to, skąd pochodzą produkty spożywcze jakie kupuje, dbając przy
okazji, aby nigdy nie kupować więcej niż to potrzebne.
O...
Oszczędności,
jakie można wprowadzić, pozytywnie odbiją się nie tylko na naszym portfelu, ale
też na środowisku. Te proste zasady można także nieco przeformułować, i
pamiętając o byciu eko, przygotowywać swoje projekty dla społeczności. Warto
przyjrzeć się, czy w otoczeniu społecznika nie brakuje przestrzeni zielonych
czy drzew. Jest to o tyle ważne, że co roku wycina się więcej drzew, niż sadzi.
A to, jak istotne są one dla życia naszej planety jest oczywiste dla każdego.
Nic nie stoi więc na przeszkodzie, by dbając o społeczność, zadbać także o
środowisko. Wystarczy tylko pamiętać, że równie istotny jak efekt końcowy, jest
otoczenie, o które należy zadbać. Zostając przy sadzeniu drzew – wspólna,
zorganizowana akcja mieszkańców osiedla, dzielnicy a może nawet pewnej grupy
wiekowej z całego miasta i miasteczka, której owocem będzie wzbogacenie parku,
skweru czy podwórka kilkoma drzewkami, to świetny pomysł na inspirujące i
integrujące społeczność lokalną działanie.
Ważne jest, aby zaangażować się w coś,
w co naprawdę się wierzy i co nas najbardziej „kręci”. Wówczas motywacja do
działania przychodzi sama, a rzeczywistość pokazuje, jak wiele da się zrobić,
jeśli się tylko czegoś chce. Trzeba tylko najpierw dowiedzieć się, na czym tak
naprawdę nam zależy. I o tym dziś chcemy Wam opowiedzieć.
Znajdź cel
Ważne jest, aby zaangażować się w coś,
w co naprawdę się wierzy. Dlatego na razie nie myśl o tym, czy możesz coś
zrobić, czy nie. Ważne, aby wiedzieć co jest dla Ciebie tym końcowym
spełnieniem. Możesz teraz przedstawić sobie najbardziej odjechany pomysł, ważne
aby było to coś, w co naprawdę wierzysz.
Pomyśl więc – jaki konkretny problem
społeczny najmocniej Cię porusza? Kto Twoim zdaniem najbardziej potrzebuje
wsparcia i pomocy? Jaki byłby wymarzony efekt Twojej działalności społecznej? Odpowiadając
sobie na te pytania znajdziesz obszar, który jest dla Ciebie najważniejszy i
któremu jesteś w stanie najbardziej się poświęcić.
Znajdź sposób
A teraz wróć do rzeczywistości i rozejrzyj się dookoła. Pomyśl,
co dokładnie można zrobić, aby rozwiązać dany problem. A może słyszałeś już o
konkretnych działaniach, które się sprawdzają w takich sytuacjach? Pytanie czy
są one w zasięgu Twoich możliwości. Jeśli nie, to nie szkodzi. Spróbuj znaleźć
sposób, Przykładowo, załóżmy, że chcesz pomagać zwierzętom w zimie, a sen z
powiek spędzają Tobie zziębnięte i głodne koty błąkające się po miastach.
Idealnym wyjściem byłoby więc zapewnić im wszystkim ciepłe domy i kochających
opiekunów, ale jest to trochę trudne do przeprowadzenia. Sam nie wybudujesz też
schroniska. Słyszałeś/łaś też jednak o budowaniu domków, w których mogą się one
schronić przed zimnem. Szkoda tylko, że do wszelkich prac
manualno-konstruktorskich masz dwie lewe ręce. Co teraz? Możliwości nadal jest
sporo – możesz przyłączyć się organizacji, która już zajmuje się tym problemem
i poświęcić swój czas, aby je wesprzeć. Możesz np. zostać domem zastępczym dla
bezpańskich zwierząt. Jeśli masz duże grono znajomych, a do tego posiadasz dar
przekonywania, opowiedz im o tym problemie, spraw, aby też się przejęli. Może ktoś
z Twoich przyjaciół postanowi również przygarnąć zwierzę na zimę albo ma
umiejętności i garaż pełen narzędzi, w którym chętnie zbuduje z Tobą choć jedno
takie schronienie. Możliwości jest mnóstwo, ważne jest tylko, aby dać sobie
przestrzeń i okazję do ich dostrzeżenia i wykorzystania.
Zaplanuj działania Skoro pomysły już są, to czas przejść
do ich realizacji. Wytyczając sobie kolejne etapy i terminy, dzieląc dużą
sprawę na małe kroki, sprawisz, że Twój cel nie będzie Cię przytłaczał. O wiele
łatwiej zmotywować się do zrobienia jednej wyznaczonej czynności niż zabrać się
za coś, co tak naprawdę nie jest sumą określonych czynności, tylko mglistym
pomysłem. Przykładowo, jeśli Twoim celem jest stworzenie aktywnej osiedlowej
społeczności, to należy zaplanować konkretne wydarzenie, podczas którego ten
proces miałby się rozpocząć. Znając datę i rodzaj wydarzenia – np. spotkanie
świąteczne, wspólne ognisko, piknik czy zbiórka charytatywna, można zaprosić
sąsiadów na pierwsze organizacyjne, podczas którego wspólnie zaplanujecie
dalsze działania. W ten sposób wprawisz „machinę” działania w ruch, a postępy
nie będą już zależały tylko od Ciebie i wraz z grupą sąsiadów będziecie się
nawzajem motywować. Podsumowanie Ważne jest, aby nie skupiać na tym,
czego się nie da, ale na tym, co jest możliwe. Świata od razu nie uratujesz,
ale możesz zmienić coś w swoim najbliższym otoczeniu. Sprawić, że rzeczywistość
będzie choć trochę lepsza. Z czasem przekonasz się, że małe sukcesy przynoszą
kolejne porcje satysfakcji i apetyt na więcej. Wówczas już nic nie będzie w
stanie Cię powstrzymać od działania. Trzymamy kciuki, do dzieła!
Podobno
każdy ma swój własny klucz do szczęścia.
Są jednak tacy, którzy wolą zainspirować się sprawdzonymi metodami
innych. Tak właśnie zyskały popularność skandynawskie filozofie szczęścia,
które od jakiegoś czasu cieszą się w Polsce bardzo dużą popularnością. Dlatego
postanowiliśmy się im lepiej przyjrzeć i podpowiedzieć Wam, jak może je w swoim
życiu wykorzystać Społecznik.
Hygge Hygge jako pierwsze zawładnęło sercami i umysłami poszukiwaczy szczęścia.
Ta, pochodząca z Danii filozofia, w wolnym tłumaczeniu oznacza błogość, relaks,
radość z danej chwili. Słowem, hygge to wszystko, co powoduje nasz dobry
nastrój. Brzmi banalnie? Być może, ale zdecydowanie takie nie jest. Aby lepiej
zrozumieć taką celebrację życia, należy dokładniej poznać samych Duńczyków. Uchodzą
oni za jeden z najszczęśliwszych narodów na świecie. Co ciekawe przeciętny
mieszkaniec tego niewielkiego kraju udziela się średnio aż w trzech
organizacjach społecznych. Dlatego wszelkie akcje społecznikowskie, jak
pieczenie ciasteczek na lokalne spotkania czy wspólne robienie na drutach także
można określić mianem hygge. Właśnie czas spędzony wspólnie z innymi, długie
rozmowy przy kubku kakao czy ulubionej kawy to to, co sprawia, że czujemy się
szczęśliwi. Bo wbrew stale powtarzanej teorii hygge, to nie tylko czytanie
książek przy kominku. Hygge to inaczej bycie
razem. To nie jest coś typowo duńskiego, raczej pewna ludzka właściwość. Ale
hygge może wyglądać inaczej w zależności od miejsca, w którym jest
praktykowane – wyjaśnia Marie Tourell Søderberg – autorka ksiażki
„Hygge. Duńska Sztuka Szczęścia. Co może z tego wykorzystać Społecznik? Hygge
to w pewnym stopniu bycie Społecznikiem. Oczywiście na wiele mniejszą skalę,
ale wiadomo, od czegoś trzeba zacząć ;) We wspomnianej już książce można
znaleźć statystykę, która pokazuje, że aż 78% Duńczyków przynajmniej raz w
tygodniu spotka się ze znajomymi, żeby miło spędzić czas. A jak wiadomo, z
takich sympatycznych spotkań może wyniknąć wiele dobrego. Jeśli więc chcecie
być bardziej hygge to oprócz wspólnego spędzenia czasu, polecamy Wam zadbać o
odpowiedni klimat. Amoryczna kawa, wygodne poduszki pod plecy, pięknie pachnące
świece. Gwarantujemy, od razu lepiej się myśli :). Lagom
Z Danii przenosimy się do Szwecji i ich alternatywny do
hygge, czyli lagom. Najprościej mówiąc, to „nie za dużo, nie za mało”. Szwedzi
bardzo cenią sobie równowagę wszystkich sfer życia, dlatego filozofia „w sam
raz” jest dla nich tak charakterystyczna. W przeciwieństwie do hygge, lagom to
nie małe przyjemności, które umilają nam życie, ale styl życia obecny każdego
dnia. Wyznawcy szwedzkiego modelu widzą umiar w każdej dziedzinie. Jeśli kubek
gorącej czekolady to jeden, aby znalazł się także czas na sport i inne rozrywki.
Warto podkreślić także, jak ważna w tej filozofii jest ekologia. Wiąże się to
właśnie z zasadą „nie za dużo”. Dlatego osoby, które są lagom bardzo dbają o
to, aby nie marnować wody czy żywności. Po prostu nie warto.
Co może z tego wykorzystać Społecznik?
Często pokazujemy Wam, jak kreatywnie i przede wszystkim
wspólnymi siłami można dbać o naszą planetę. W filozofii lagom bycie eco jest
bardzo ważne. Szwedzi, oczywiście w miarę możliwości, starają się samodzielnie
uprawiać warzywa i zioła, a także przygotowują, cieszące się coraz większą
popularnością, miniogrody. Ponadto szczególnie dbają o segregację odpadów i redukcję
wyrzucanych śmieci. Stąd tak popularne stały się wszelkie formy upcyklingu,
czyli powtórnego wykorzystania zużytych i niepotrzebnych produktów, np. do
mebli z palet.
Tym razem postanowiliśmy przedstawić Wam przykłady
działań społecznych, które poruszają ważne problemy, nie epatując przy tym
strachem i skrajnymi emocjami. Jednocześnie bardzo dobrze oddają wagę
poruszanych problemów, a ich siła rozprzestrzeniania się opiera się na
atrakcyjności przekazu.
#FreedomForGirls
Przemoc wobec kobiet to temat często powracający w
przestrzeni publicznej. W jaki sposób odniesiono się do tego z okazji
Międzynarodowego Dnia Dziewczyny?
Twórcy kampanii społecznej #FreedomForGirls zestawili
świat dorosłych ze światem dzieci. Wykorzystując piosenkę “Freedom” Beyoncé
pokazali, że nie tylko dorośli czują, gdy łamie się ich prawa. Świadomość, że
coś jest nie tak i związaną z tym złość posiada i odczuwa się już w
dzieciństwie. Dlatego też bohaterkami kampanii zostały kilku i kilkunastoletnie
dziewczynki. Tańcząc do przeboju słynnej piosenkarki i naśladując jej głos
wyrażają swój gniew i bunt. Pochodzą z różnych kultur i ras, ale łączy je
jedno: są ofiarami przemocy.
Taniec, niczym z prawdziwych teledysków Beyoncé i śpiew
jej głosem, wykonywane przez urocze dziewczynki różnych ras, ogląda się bardzo
przyjemnie. Jeśli nie zna się szerszego kontekstu, początkowo można pomyśleć,
że ktoś wpadł na pomysłową wariację piosenki gwiazdy pop. Jednak, gdy po chwili
pojawia się pierwszy napis: “Co 5 minut wskutek przemocy umiera jedna
dziewczynka”, robi się zdecydowanie poważniej. Oglądając dalej dowiadujemy się,
że te urocze dziewczynki z całego świata stają się codziennie ofiarami
przemocy, handlu ludźmi, są wydawane za mąż za dorosłych mężczyzn, poddawane są
krzywdzącym rytuałom (obrzezanie) oraz nie są posyłane do szkoły. Jednak celem
materiału nie jest wzbudzenie litości czy smutku u odbiorców, ale pokazanie, że
tak nie musi być. ,, Dziewczynki z całego świata codziennie walczą o wolność.
Dołącz do nich” głosi jeden z końcowych napisów. Obejrzyjcie: bit.ly/2AFc5SY i
dołączajcie!
Gołe koty w
Internecie Tak w skrócie można by określić kampanię „Sextortion”,
przeprowadzoną w USA przez Thorn: Digital Defenders of Children, amerykańską organizację
pozarządową, której celem jest ochrona dzieci przed przemocą seksualną.
Posługując się metaforą kota (które jak wiemy mają swoje szczególne miejsce w
świecie wirtualnym :) ) twórcy przestrzegają dzieci i młodzież przed
dzieleniem się w sieci swoimi osobistymi zdjęciami czy filmikami z kimkolwiek.
Odkąd dostęp do Internetu stał się powszechny, a smartfonami
posługują się już kilkuletnie dzieci, mamy do czynienia z tzw. cyber przemocą, a
jedną z jej okrutniejszych form jest właśnie tzw. sextortion. Co ciekawe – i
przerażające jednocześnie – sprawcami tej przemocy mogą być osoby, o istnieniu
których ofiara nie miała wcześniej pojęcia i nigdy wcześniej nie wysyłała jej
żadnych materiałów. Mimo to, pewnego dnia otrzymuje groźbę, że jeśli nie spełni
żądań przestępcy, jej prywatne zdjęcia czy video zostaną upublicznione.
Działacze z Thorn, postanowili więc w kreatywny sposób
uczulić młode osoby na to, aby strzegły swojej prywatności w sieci, a w razie
problemów zwracały się po pomoc. To co, zwraca uwagę i zaciekawia w tym
przypadku, to fakt, że video kampanii stworzone jest przy użyciu prostych
komunikatów i narzędzi zrozumiałych przez grupę wiekową do której skierowana
jest kampania. Zresztą zobaczcie sami: bit.ly/2AFd6ug.
Oba opisane powyżej przykłady stanowią dowód na to, że o
poważnych sprawach i problemach można mówić w sposób, który nie straszy, a w
kampaniach społecznych jest miejsc na dystans i odrobinę żartu na poziomie.
Lubimy to :)
Dla
wielu z nas zima kojarzy się ze śniegiem, chłodem, ale i spokojem,
odpoczynkiem, czy świątecznym czasem z najbliższymi i spotykaniem dawno nie
widzianych bliskich. Jak ten zimny okres przetrwać, a równocześnie wziąć z tego
czasu to, co najlepsze dla nas i naszej okolicy?
W
czasie zimy jeszcze bardziej palące są potrzeby osób bezdomnych, najuboższych,
czy chorych. W tym czasie kluczowa jest nasza czujność - nie wolno przechodzić
obojętnie obok człowieka, co do którego
nie mamy pewności, że poradzi sobie w niskiej temperaturze, szczególnie jeśli
widzimy, że zasypia, czy stracił przytomność, bo to może skończyć się
tragicznie. Cennym jest oprócz bezpośredniej pomocy także przekazywanie
wskazówek jak dotrzeć do noclegowni, czy jak znaleźć miejsca rozdawania
żywności typu Jadłodzielnia - to miejsce w Szczecinie, gdzie osoba potrzebująca może
odebrać ciepłą odzież czy jedzenie pozostawione w tym miejscu przez darczyńców,
np. w przypadku przygotowania zbyt dużej porcji jedzenia dla rodziny na
świąteczną kolację. W
tym czasie nasze serca rozgrzeją także akcje na rzecz zwierząt. Warto zorientować się, czy nie brakuje budek
dla bezdomnych kotów, karmy, kocy, czy środków czystości w pobliskim
schronisku. Jedną z ciekawszych akcji dobroczynnych może być sprzedaż
specjalnie na tę okazję stworzonych kartek świątecznych i przeznaczenie
zdobytych w ten sposób środków na cel Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami - w
taki sposób od wielu lat szczecińska firma LSJ HR Group wspiera działania lokalnego oddziału TOZ.
Kolejnym
sposobem na zimę jest również przekazywanie swojej wiedzy innym, a równocześnie
poszerzanie własnych kompetencji. W swojej okolicy na pewno znajdziecie szkołę,
przedszkole czy organizację, której możecie przekazać chociażby wiedzę z
zakresu własnej profesji, zachęcić do kształcenia się w tym kierunku i omówić
szanse na rozwój, czy też wesprzeć młodsze osoby na ich dalszej drodze w ramach
danej branży.
Zima
może być pięknym czasem, jeśli postanowimy sobie, że pogoda nie będzie miała
wpływu na nasze wewnętrzne poczucie spełnienia, wynikające z przekazywanego
innym dobra, wiedzy, czy wsparcia tych, którzy w tym czasie najbardziej tego
potrzebują.
Temperatura za oknem spada, dni są coraz bardziej ponure…
słowem, zima. Dlatego szczególnie w tym czasie należy dzielić się ciepłem. I
tym, w postaci grubego swetra i tym, pochodzącym z naszego serca.
„Potrzebujesz ciepła? Weź sobie ubranie. Chcesz pomóc?
Zostaw coś na wieszaku.” – tak brzmią pierwsze zadania, jakie zobaczycie na
stronie http://wymianaciepla.pl/ i
musimy przyznać, że w stu procentach oddają one całą ideę wieszaków i wymiany
ciepła. Zacznijmy jednak po kolei, czym jest i po co jest ta akcja.
Pierwszy wieszak pojawił się pod urzędem dzielnicy na
warszawskiej Woli 17 stycznia 2017 roku. Całą akcję wymyśliła i zorganizowała
Wiktoria Siedlecka-Dorosz. Zależało jej, aby wieszak, który chciała postawić,
był legalny, a tym samym nikt nie mógłby go bezprawnie zabrać. O swoim pomyśle
napisała na Facebooku i tak rozpoczęła się historia „Wymiany Ciepła”. Odezwał
się do niej burmistrz dzielnicy Warszawa Wola i pomógł w organizacji. Nie tylko
miejsca i pozwolenia, ale także zadaszenia i wieszaków na ubrania. Od tego
czasu minęło już trochę czasu, a wieszaków ciągle przybywa.
Co jest wspaniałego w tej akcji, to to, że każdy może wziąć
w niej udział. I jest na to kilka sposobów. Po pierwsze, możecie znaleźć taki
wieszak w swojej okolicy i zanieść tam ubrania, które Wam nie są już potrzebne,
a innym mogą nawet uratować życie. Wieszamy ciepłe rzeczy: kurtki, płaszcze,
polary czy swetry. Czapki, szaliki i rękawiczki też się przydadzą. Zapewne
nasuwa Wam się pytanie, dlatego rekomendowane są takie ubrania. Odpowiedź jest
prosta. Zima jest dla osób ubogich i bezdomnych najcięższym i najbardziej
wymagającym okresem, dlatego takie wsparcie jest szczególnie cenne. Po drugie możecie takie wieszak zorganizować sami. Potrzebne
będzie przede wszystkim miejsce, w którym legalnie
postawicie wieszak. Może to być kawałek Waszego chodnika, czy przestrzeń
użyczona przez jakąś organizację. Dobrze, jeśli zadbacie o zadaszenie. Nie
musimy nikomu tłumaczyć, jak bardzo pogoda w zimie potrafi być kapryśna :) Gdy macie już miejsce i wieszak
wystarczy akcję nagłośnić. Strona wymianaciepla.pl przychodzi Wam z pomocą.
Znajdziecie tam wszystkie materiały, od logo na plakatach kończąc. Oczywiście
możecie je bezproblemowo pobrać i rozpowszechniać. „Wymiana ciepła” zyskała
sobie przez ten rok działalności tak spory rozgłos, że umieszczenie na Waszym
wieszaku ich charakterystycznego znaczka, może tylko pomóc. Ponadto na stronie
znajdziecie także zakładkę „Zgłoś wieszak”. Wystarczy uzupełnić kilka danych na
czele z adresem. Dzięki temu wasza lokalizacja znajdzie się na stronie, wśród
45 innych miejsc, a osobom chętnym do pomocy z okolicznych osiedli czy
miejscowości, będzie łatwiej Was odnaleźć. Szacuje się, że stanowisk wymiany
ciepła może być nawet 100!
Pamiętajcie tylko, że samo zainstalowanie wiesza to nie wszystko.
Musicie stworzyć miejsce, które będzie przyjazne dla osób potrzebujących, z
którego nie będą wstydziły się korzystać. To jest właśnie główna idea wymiany.
Pomaganie. Pomaganie, tym dla których zima jest szczególnie ciężka. Nie
potrzeba wiele. Ba, każdy może się zaangażować. Nie zbędę są tylko szczere
chęci. Wszystkie szczegóły akcji, materiały oraz kontakt do
organizatorów znajdziecie na stronie internetowejà http://wymianaciepla.pl/ oraz na fanpagu Wymiana ciepła àhttps://www.facebook.com/wymianaciepla
„Nowy rok, nowy/a ja” – takie zdanie na początku stycznia
można usłyszeć bardzo często. Wiadomo, zmiana kalendarza zachęca nas także do
zmiany w naszym życiu. Jednak, co zrobić, żeby ten nowy rok faktycznie
rozpoczął się dla nas dobrze? Przygotowaliśmy dla Was kilka podpowiedzi i nie,
nie ma tam nic o zapisywaniu się na siłownię :)
1. Wypisz wszystko, co dobrego
spotkało Cię w ubiegłym roku
Jedynym sposobem na rozpoczęcie nowego rozdziału jest
zamknięcie poprzedniego. Idąc dalej metaforą książki. Nie uda nam się
przeczytać i zrozumieć nowego rozdziału bez znajomości poprzedniego. Podobnie
jest z nowym rokiem. Dlatego warto pod koniec roku albo na samym jego początku
powspominać i wypisać wszystko, co dobre spotkało Cię w ubiegłym roku. Ważne
tylko żeby były to dobre rzeczy. Dzięki temu popatrzysz na siebie i swoje życie
z perspektywy i dostrzeżesz, że przecież nie jest tak źle. Jeśli jesteś typem
fotografa bardzo fajną pamiątką na późniejsze lata, może okazać się album ze
zdjęciami. Ułożenie ich chronologicznie i opatrzenie podpisami z pewnością nie
tylko ułatwi, ale też uatrakcyjni Twoje podsumowanie.
2. Stwórz słoik szczęścia
Mała rzecz, a potrafi uratować nawet najbardziej podły
dzień. Zacznijmy od tego, że „słoik szczęścia” ma dwie wersje. Pierwsza –
tworzona na bieżąco i druga – wykorzystywana na bieżąco. · „Słoik
szczęścia” tworzony na bieżąco wymaga od Ciebie kilka minut w ciągu dnia.
Postaw słoik i małe karteczki w miejscu, które widzisz codziennie. Twoje
zadanie jest proste. Po każdym małym sukcesie zapisuj go i wrzucaj do tego
magicznego miejsca. Może być to umycie okien czy organizacja przyjęcia dla
przyjaciół. Tylko od Ciebie zależy, co tam się znajdzie. Zapytacie po co? Otóż,
gdy pojawi się dół, gorszy dzień weź słoik w ręce i przeczytaj te małe
motywatory. Kopniak do dalszego działania gwarantowany. · Słoik
szczęścia wykorzystywany na bieżąco robi się raz, zazwyczaj na rok. Na małych
karteczkach wypisujesz 365 motywujących zdań i wyciągasz codziennie tylko
jedno. Kto nie uśmiechnąłby się rano, gdy na kartce zobaczy „Dasz radę”? Od
razu dzień staje się piękniejszy :)
3. Zaplanuj coś
Już dawno uwodniono, że powinno się planować. Nie ważne czy
jest to podróż dokoła świata czy zakupy. Dzięki planowaniu przejmujemy
inicjatywę i zwiększamy swoje szanse na sukces. A co najważniejsze, mamy cel,
realny cel, który zamierzamy spełnić. Warto także w swoje plany zaangażować
inne osoby. Będziecie się wzajemnie motywować, przez co cel będzie łatwiejszy
do zrealizowania. Każdy czasem potrzebuje takiej motywacji.
4. Zrób coś dla innych,
bezinteresownie
Nie musi to być coś wielkiego. Pomóż starszej sąsiadce
zrobić zakupy, zabierz na spacer psa ze schroniska, podziel się swoim czasem
albo doświadczeniem z lokalną organizacją, która na przykład przygotowuje
zabawę karnawałową. Nie liczą się wydatki z Twojej strony, tylko poświęcona
energia. Uwierz, taki małe rzeczy cieszą najbardziej i potrafią dać kopa do
działania na cały nadchodzący rok.
5. Poznaj ludzi, z Twojego
najbliższego otoczenia
Bardzo często podkreślamy, jak ważne jest nawiązywania
kontaktów z ludźmi, którzy otaczają nas każdego dnia. Odpowiedz sobie na
pytanie: Czy znam moich sąsiadów? Czy znam Panią w osiedlowym sklepiku? Jeśli
nie, to czas najwyższy to zmienić. I nowy rok jest do tego idealnym momentem.
Może zorganizuj zabawę karnawałową w pobliskiej świetlicy, albo najzwyczajniej
zaproś sąsiadów na kawę i ciasto. Nigdy nie wiadomo, ile możecie wspólnie
zdziałać, a to może być początek bardzo udanej współpracy.
W pierwszej części tego tekstu przedstawiliśmy Wam działania, od których
warto zacząć prace nad organizacja sąsiedzkiej wigilii, teraz czas na kolejne
etapy. Skoro znacie już termin i miejsce Waszego wydarzenia, udało Wam się
zebrać kilka osób do pomocy, a nawet zaangażować do współpracy np. okoliczną
piekarnię, czas działać dalej! Teraz najważniejsze, aby planowana wigilia
sąsiedzka wypadła jak najlepiej.
Promocja W zależności od tego, jak dużo osób chcecie zachęcić do udziału w swoim
wydarzeniu, wybierzcie odpowiednie środki promocji. W przypadku większego
wydarzenia, warto uszykować zestaw najważniejszych informacji i przesłać do
lokalnych mediów. Bardzo dobrze sprawdzi się również wydarzenie na Facebooku,
dzięki któremu będziecie mogli się także skomunikować z potencjalnymi
uczestnikami czy osobami, które chciałby by się włączyć w organizację lub
zaoferować konkretną pomoc. Link do wydarzenia warto będzie dołączyć do zestawu
informacji prasowych, a także rozesłać go do podmiotów, które funkcjonują w
Waszej okolicy z prośbą o udostępnienie informacji swoich kanałach w mediach
społecznościowych. Jeśli macie możliwość wydruku plakatów, dobrze będzie je
rozwiesić w okolicznych sklepach, czy na osiedlowych klatkach schodowych.
Fotorelacja
Zadbajcie udokumentowanie swojego wydarzenia. Warto poprosić kogoś z ekipy o
przyniesienie aparatu i zrobienie zdjęć lub nakręcenie video. Tak, jak było to
wspomniane w pierwszej części artykułu – ważne, aby wyznaczyć do tego działania
konkretną osobę – inaczej temat może ulec rozmyciu i po wszystkim okaże się że
nie macie ani jednego zdjęcia. Takie materiały będą miłym wspomnieniem, które
będzie można rozesłać do swoich sąsiadów czy partnerów i wspólnie budować swoją
sąsiedzką historię. Przydadzą się one także do promocji kolejnego wydarzenia, aby
pokazać jego klimat i atmosferę.
Czas po
Zazwyczaj wszelkie
plany działania ustala się do momentu zakończenia wydarzenia. Jednak jak już
będzie po wszystkim, warto zaplanować jeszcze spotkanie podsumowujące. Może się
ono odbyć kilka, a nawet kilkanaście dni po wydarzeniu. Najważniejsze, aby się
odbyło i aby wzięły w nim udział wszystkie osoby zaangażowane w organizację. Będziecie
wówczas okazję, aby porozmawiać o tym, co udało się Wam najlepiej, a nad czym
można by dopracować. Będzie to też dobra okazja do podzielenia się swoimi
pomysłami na przyszłość, a także do podziękowania sobie nawzajem za wspólną
pracę.
Poniżej
przedstawiamy Wam także przykłady świątecznych działań, zrealizowanych na
poziomie lokalnym. Zajrzyjcie do linków, zainspirujcie się i do dzieła!
· bit.ly/2B3HG0K,
· bit.ly/2B1Fs1E,
· bit.ly/2AZnpcJ.
Jeśli
chcielibyście podzielić się z nami efektami Waszych działań zapraszamy do
kontaktu poprzez profil Społecznik 2.0 na Facebooku (www.facebook.com/spolecznik20).
Okres przedświąteczny to doskonały czas na działania społeczne oraz
integrację lokalną. Kiedy media bombardują nas komunikatami z zachętami do
niekończących się zakupów, a z każdego głośnika przez kilka tygodni słychać te
same dźwięki świątecznych przebojów, warto zrobić coś, co przywoła prawdziwego
ducha Świąt.
Z ludźmi i dla ludzi Sąsiedzka wigilia to wydarzenie, które możecie zorganizować w naprawdę
krótki czas. Jeśli uda Wam się zaangażować inne osoby z okolicy i zarazić
chęcią wspólnego działania, z czasem organizacja takich wspólnych spotkań może
stać się Waszą lokalną tradycją. Szczególnie, jeśli takie spotkanie, oprócz integracji
sąsiedzkiej, będzie miało jeszcze jeden szczególny cel – pomoc innym. Może to
być zbiórka słodyczy dla lokalnego domu dziecka, albo zbiórka karmy i
potrzebnych artykułów do okolicznego schroniska dla psów, a może jest ktoś w
Waszej okolicy, kto szczególnie potrzebuje wsparcia przed świętami? Warto rozejrzeć
się dookoła, aby znaleźć odpowiedni cel, który chcemy wesprzeć swoimi
działaniami. W końcu łatwiej jest przekonać innych do zaangażowania się i
pomocy, gdy jej skutki będzie można obserwować na własne oczy.
Poniżej przedstawiamy Wam kilka wskazówek, jak zorganizować takie
wydarzenie. Od czego zacząć, kogo się poradzić oraz o czym pamiętać - zarówno w
trakcie najintensywniejszych przygotowań, jak i po zakończeniu całego
przedsięwzięcia. Czytajcie dalej!
Termin i miejsce Na początku ważne jest, aby ustalić termin wydarzenia. Ta magiczna data
będzie odtąd pierwszą informacją, którą będziecie podawać innym i wyznaczać tempo
przygotowań. Zanim podejmiecie decyzję, pomyślcie o tym, aby był to dzień, w
który uczestnikom łatwo będzie wygospodarować trochę wolnego czasu. Następnie
trzeba wybrać dobre miejsce. W tej sprawie warto się zwrócić się do rady
osiedla. Jej członkowie zapewne będą mogli pomóc wybrać odpowiednią przestrzeń oraz
doradzą do kogo się zwrócić, aby załatwić niezbędne formalności.
Program Wiadomo, że najlepsza atmosfera rodzi się spontanicznie, jednak w tym
wypadku warto zaplanować pewne punkty, które będą integrować uczestników wokół
konkretnego działania. Może to być wspólne ubieranie choinki, robienie
świątecznych ozdób, a także śpiewanie kolęd (np. połączone w mini pochodem
przez osiedle jak odbyło się to w Olsztynie: bit.ly/2AZnpcJ), czy wspomniana
wcześniej zbiórka pieniędzy lub przedmiotów na konkretny cel charytatywny.
Współpraca Jeśli działacie w grupie (a zalecamy, aby tak właśnie zrobić) zadbajcie o
to, aby każdy miał przydzielone konkretne zadanie. Może wydawać się to banalne,
ale jeśli nie określicie dokładnie, kto za co będzie odpowiedzialny, wówczas -
w najmniej oczekiwanym momencie - może okazać się, że kilka osób zajmuje się
tym samym, podczas gdy inne zadania pozostają nieruszone.
Partnerzy Postarajcie się również pozyskać partnerów wydarzenia (okoliczną szkołę,
przedszkole czy restaurację, sklep), którzy wesprą wydarzenie finansowo,
zaoferują swoje produkty albo przyłączą się do wspólnych prac.
Gdy za oknem deszcz, śnieg czy mróz warto pomyśleć o stworzeniach, które
same nie są w stanie zapewnić sobie przytulnych i ciepłych warunków oraz
samodzielnie zdobyć pożywienia. W naszym najbliższym – zazwyczaj miejskim
otoczeniu, są to przede wszystkim wolno żyjące koty, psy oraz wszelkiego
rodzaju ptactwo. Jak pomóc im przetrwać ten trudny czas? Jak pomagać, aby nie
zaszkodzić? Czytajcie dalej, aby się przekonać!
Ciepło potrzebne od zaraz, czyli jak
pomóc psom i kotom
Nieważne, czy chodzi o bezpańskiego psa i kota, czy o zwierzę, które ma
właściciela, ale z zasady mieszka na zewnątrz – np. na podwórku, w otoczeniu
domostwa. W obu przypadkach, zwierzęta potrzebują odpowiedniego schronienia
przed zimnem i wilgocią. Koty bardzo często szukają go w zaparkowanych
samochodach. Wchodzą wówczas np. na nadkola i tam usadawiają się w wygodnej
pozycji. Pierwszą więc rzeczą jaką może zrobić każdy, kto jeździ na co dzień
samochodem, to sprawdzenie przed odpaleniem silnika, czy w okolicach opony nie
schronił się kot. Warto również uczulić na to innych – przekazywanie takich
informacji to również pomoc.
W jaki sposób jednak takim
zwierzętom bezpieczne schronienie przed zimnem? Bardzo przydatnym i nietrudnym
w wykonaniu rozwiązaniem jest budowanie budek dla kotów. Do stworzenia takiego
zimowego domku dla kota wystarczą nam dwa pojemniki – jeden większy plastikowy,
a drugi mniejszy ze styropianu oraz trochę słomy (tutorial znajdziecie tutaj:
bit.ly/2k4E6Q5). Można również zabrać się z bardziej skomplikowaną, ale dzięki temu
trwałą konstrukcję. O tym przeczytacie na blogu www.kicikot.com.pl: bit.ly/2k0PxIk. Trochę trudniej jest już pomóc bezpańskim psom w ten sposób, gdyż
potrzebują one większej i solidniejszej konstrukcji. Ponadto, schroniska bywają
w zimie przepełnione i dla części zwierzaków po prostu nie ma miejsca. Dlatego
też coraz popularniejsze staje się organizowanie tzw. domów tymczasowych dla
bezpańskich psów (kotów zresztą też). Jest dużo organizacji, które zajmują się
szukaniem osób chętnych do przezimowania takiego psiaka w swoim domu czy
mieszkaniu. Jeśli więc chcecie pomagać psom i macie warunki, aby zapewnić im
schronienie chociaż te kilka tygodni czy miesięcy w roku, to warto zgłosić się
do takiej organizacji. Jedną z nich jest np. www.przytulpsa.pl
czy www.przystanekschronisko.org. Słonecznik zamiast słonego boczku
Kolejną formą
pomocy zwierzętom w zimie jest ich dokarmianie. Ta kwestia dotyczy przede
wszystkim ptaków, które w mrozie i śniegu nie są w stanie znaleźć sobie
odpowiedniego pożywienia. Jak jednak dokarmiać ptaki, aby im nie zaszkodzić?
„Najlepszą karmą dla
ptaków wróblowatych, które to najczęściej zaglądają w okolice naszych siedlisk,
są nasiona słonecznika.” – radzi Pan Arnold Cholewa
z Nadleśnictwa Nowa Dęba (1).Ptaki z rodziny drozdowatych (które często można
spotkać w miejskich parkach, i ogrodach) radzi poczęstować obierkami z owoców
(lub oczywiście całymi owocami), jarzębiną lub suszonym, czarnym bzem. Jeśli
chodzi o zawieszanie pasków słoniny, boczku, czy wystawianie smalcu, to ważne
jest aby nie były to produkty solone. W przeciwnym razie, kowaliki, sikorki czy
dzięcioły, które bardzo chętnie skorzystają z takiego pokarmu, będą się później
męczyć z powodu silnego pragnienia. Jak przestrzega leśnik, zbyt dużo solonego
pokarmu może je doprowadzić nawet do śmierci. Pamiętajcie więc, że dobre chęci
to nie wszystko. Warto najpierw zdobyć odpowiednią wiedzę. Więcej fachowych
porad na temat dokarmiania ptaków znajdziecie tutaj: bit.ly/2hTvD1d.
(1)Źródło:
www.witrynawiejska.org.pl
Święta Bożego Narodzenia coraz bliżej, warto więc zadbać o magiczną
atmosferę – zarówno w swoich domach, jak i wśród przyjaciół oraz osób z którymi
współdziałamy na co dzień. Jak się do tego zabrać? Najpierw potrzebna jest
inspiracja. Dlatego poniżej przedstawiamy Wam kilka ciekawych pomysłów na
stworzenie świątecznego klimatu. Zapoznajcie się z nimi a potem wykorzystajcie
długie jesienno-zimowe wieczory oraz swoją kreatywność, aby stworzyć coś
naprawdę wyjątkowego. Świąteczne podwórko
Dbanie o
środowisko oraz niskobudżetowe rozwiązania to dwa bardzo ważne wyznaczniki
działań każdego Społecznika. Po co więc kupować choinkę, jeśli można
wykorzystać europaletę? Z kolei, zamiast kupować plastikowe lampki w markecie
można poprosić sąsiadów o aluminiowe puszki i razem przygotować nietypowe
ozdoby na wspólne podwórko. Czego jeszcze będziecie potrzebować do wykonania
tych dwóch ozdób? Do stworzenia choinki – oprócz palety oczywiście - na pewno przyda
się trochę farby – może być tylko biała albo zielona, a także zestaw
podstawowych narzędzi (młotek, obcęgi, gwoździe). Do lampionów natomiast
potrzebować będziecie cienkich drucików, małych świeczek (np. typu tea light),
niewielkiego gwoździa do wykonania wzoru i ew. farby w sprayu.
Dokładne
instrukcje znajdziecie tutaj:
Choinka à bit.ly/2yS1wdP
Lampiony à bit.ly/2ySpLsc
Do domu Lubicie zapach cynamonu, pomarańczy i innych specjałów kojarzących się ze
Świętami? Uszykujcie własną świecę zapachową albo jeszcze lepiej – tzw. mason
jar olive, czyli lampę oliwną. Będziecie potrzebować jedynie dużego
przezroczystego słoika, oliwę z oliwek, kilka kropel olejków zapachowych,
świeczki typu tea light, wysuszone plasterki pomarańczy i na przykład laskę
cynamonu lub ziarenka anyżu. Tutaj macie duże pole do własnej inwencji, a efekt
jest naprawdę ciekawy. No i przede wszystkim trwały oraz niedrogi. Klikajcie
tutaj: bit.ly/2ALaXMF, aby znaleźć pełny instruktaż.Bardzo prostym i niedrogim sposobem na stworzenie oryginalnych ozdób
świątecznych jest również wykorzystanie szyszek. Wystarczy je spryskać lub
pomalować kolorowymi farbami i zawiesić na wstążce. Mogą wówczas posłużyć nawet
jako ekologiczne bombki choinkowe albo samodzielne ozdoby do zawieszenia w
oknach czy na drzewach. Klikając tutaj: bit.ly/2AJKbnX, znajdziecie wiele ciekawych inspiracji. Na prezent Święta to czas, kiedy wymieniamy się prezentami. Jednak im dłuższa lista
osób do obdarowania, tym budżet coraz mniejszy. Dlatego warto przygotować coś
samemu, a także pokazać innym, że prezenty to nie tylko szał zakupów J Najprościej zabrać się za jakiś drobiazg codziennego
użytku – jak na przykład kolorowy kubek czy przybornik do kuchennych narzędzi.
Biały kubek można kupić za niewielką kwotę, a sposobem na nadanie mu
wyjątkowego wyglądu będzie wykorzystanie – uwaga – lakieru do paznokci! Wykonanie
jest naprawdę proste, a efekt bardzo ciekawy. Klikajcie tutaj: bit.ly/2AJL1kB,
aby dowiedzieć więcej. Drugi prosty i niedrogi pomysł na świąteczny upominek, to stworzenie
kolorowego przybornika do kuchni. Udekorowanie farbami drewnianych przyborów
kuchennych nada im oryginalnego wyglądu, a jeśli jeszcze dodamy to tego
własnoręcznie uszytą rękawicę kuchenną i użyjemy jej jako oryginalnej torebki
na prezent to efekt na pewno olśni obdarowaną osobę. Zajrzyjcie tutaj:
bit.ly/2yTpc1k i tutaj: bit.ly/2ySAz9H, http://bit.ly/2yTjHQt, aby zaczerpnąć
inspiracji.
Dlaczego warto angażować
dzieci w działalność społeczną? Bo dzięki temu staną się bardziej wrażliwe i
zdolne do empatii. W czasach wszechobencego konsumpcjoniuzmu
i nakierowania na własne potrzeby, szczególnie ważne jest, aby uczyć dzieci
społecznego zaangażowania już od najmłodszych lat. Dzięki doświadczeniom
pomagania innym z dzieciństwa, jako dorośli ludzie będą bardziej wrażliwi na
krzywdę innych, skłonni do kompromisu oraz pomocy. W jaki sposób to zrobić?
Poniżej przedstawimy Wam pewne wskazówki.
Dzielenie
się jako część codziennej rutyny
Uczenie dzieci wrażliwości
społecznej możemy zacząć już w codziennym życiu, wplatając elementy dzielenia
się do sfer pozornie z tym niezwiązanych. Przykładem może… sposób przekazywania
dzieciom kieszonkowego. Przychodzi taki moment, kiedy kilkuletnie dziecko
zaczyna coraz częściej wspominać o potrzebie posiadania własnych pięniędzy – na
słodycze, wymarzone zabawki itd. Niektórzy rodzice unikają tematu jak ognia i
próbują możliwie długo odłożyć go w czasie. Można jednak ten moment sprytnie
wykorzystać do nauki dzielenia się i odpowiedzialności. Przykładowo, można
zaproponować dziecku, że będzie otrzymywało regularnie pewną kwotę pod
warunkiem, że część z niej przeznaczy na pomoc innym. W jaki sposób? Tutaj czas
na Waszą kreatywność i odpowiednie nakierowanie młodego człowieka do wybrania
odpowiedniego sposobu. Dużo malców uwielbia zwierzęta, a większości miast są
schroniska dla bezdomnych psów i kotów. Takie placówki potrzebują zazwyczaj
każdej możliwej pomocy. Można więc zachęcić dziecko, aby odkładało ze swoich
oszczędności niewielkie kwoty, z których zakupi później np. karmę dla zwierząt
i będzie mogło ją wraz z nami zawieść do schroniska, a przy okazji odwiedzić
zwierzaki. W ten sposób dziecko będzie miało poczucie sprawczości oraz
możliwość poczucia się dumnym ze swojego działania. Prawda, że proste? A to
tylko jeden z pomysłów. Mamy nadzieję, że Was zainspiruje:) Podpatrywanie dorosłych
Jeśli chcemy wychować młodych społeczników, pokażmy
im jak pomagają dorośli. O wiele przyjemniej jest uczyć się czegoś, widząc jaki
efekt może to przynieść w przyszłości.To ważne, aby pokazywać proces, jaki musi
zaistnieć, aby osiągnąć zamierzone rezultaty. Szczególnie biorąc pod uwagę
fakt, że dzieci bardzo szybko się niecierpliwią i nudzą, jeśli dane działanie
nie przynosi im odpowiedniej dawki wrażeń. Świetnymi okazjami do włączenia
dzieci w działalność społeczną mogą być przykładowo:
- wspólne szykowanie paczek świątecznych, podczas
którego dzieciaki mogą zajmować się pakowaniem darów, cięciem papieru itd.
- tworzenie sąsiedzkiego ogrodu społecznego – w takim
przypadku możemy wydzielić dla małych społeczników osobną grządki, za którą
będą odpowiedzialni,
- remontowanie osiedlowej świetlicy / miejsca spotkań
– oczywiście nie chodzi o to, aby dzieci uczestniczyły w pracach budowlanych,
ale warto zabrać je ze sobą na końcowe działania np. sprzątanie czy urządzanie
nowej przestrzeni.
Nawet najdalsza podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Ale właśnie na ten pierwszy krok czasem najtrudniej się zdecydować. Truizmem jest powiedzenie, że każdy kiedyś zaczynał, ale dobrze sobie tę prostą prawdę czasem przypomnieć!
Jeśli chcesz coś robić, to zacznij to robić!
To wbrew pozorom najważniejsza chyba rada. Często mamy problem z przechodzeniem od planowania do działania. Pozostajemy na etapie analiz, szacowań, prognoz i rozmów. To jest bardzo potrzebny etap – dobrze przeprowadzony będzie ogromną pomocą przy realizacji, a czasem wręcz zaważy na powodzeniu projektu, ale w końcu musi przejść w działanie. Inaczej wszystko co mamy w głowie nigdy nie stanie się faktem i nie spowoduje niczego dobrego. Nie wszystko da się przewidzieć, a działania społeczne w swoim rdzeniu – kontakcie z człowiekiem i wychodzeniu naprzeciw jego potrzebom – wymagają pewnej dozy improwizacji. Jeśli bardzo źle czujesz się gdy działania, które musisz podjąć wykraczają poza ustalony wcześniej plan, to dołącz do kogoś, kto „robienie” ma we krwi. Takie duety czy zespoły łączące ludzi zorganizowanych, zaplanowanych i kochających spontaniczność, to przepis na świetne projekty społecznikowskie. Małe rzeczy też są bardzo istotne
Skoro masz potrzebę zostania Społecznikiem na swoim podwórku, to znaczy, że pewnie jest tu sporo rzeczy do zrobienia. Rozejrzyj się, może zrób listę, porozmawiaj z sąsiadami i zacznij od tych najmniejszych, które najłatwiej będzie zrealizować. Wybudowanie placu zabaw, remont świetlicy czy całodzienny festyn dla sąsiadów brzmią fajnie, ale są trudne w realizacji i wymagają już pewnej wiedzy i umiejętności. A jeśli w Twojej okolicy brakuje ławek na których można przysiąść w drodze ze sklepu, albo straszy wszystkich zarośnięty, zaśmiecony wspólny teren, to działania, które to zmienią zostaną z pewnością zauważone i docenione. Nie tylko ich realizacja przyniesie potrzebne doświadczenie, pozwoli poznać osoby decyzyjne na danym terenie, ale także da mieszkańcom sygnał, że coś tu się zaczyna dziać. W niektórych może też zaszczepi ducha zmieniania swojej rzeczywistości i będzie to początek budowania zespołu, z którym za jakiś czas z powodzeniem zrealizujesz nawet bardzo śmiałe projekty. Słuchaj ludzi, mają rację
Być może zapanowała troszkę moda na społecznikostwo – to oczywiście bardzo dobra moda, która może przynieść wiele dobrego, ale ma też swoje pułapki. Bycie społecznikiem to nie tylko poświęcenie swojego czasu i pracy na rzecz innych (oraz siebie, bo najczęściej zmieniamy przestrzeń, w której sami mieszkamy), ale to także odczuwalne korzyści. Społecznicy mają poczucie sprawczości, bycia ważną częścią społeczności, są doceniani. Często media opisują ich sukcesy, a ludzie chwalą działania. To miłe, ale to efekt uboczny dobrych działań, jeśli jest motorem i celem, to szybko sprowadzi na manowce. Robisz warsztaty, na które po raz trzeci nikt nie przyszedł, na spotkanie z ogrodnikiem przyszła jedna osoba? To znaczy, że w Twojej okolicy nie ma osób, które są tym zainteresowane i to nie one powinny zmienić nastawienie tylko Ty swoje działania. Być może za mało przyłożyłeś się do części przygotowawczej – analizy potrzeb, za szybko chciałeś przenieść swoje pomysły do rzeczywistości i nie zadałeś sobie pytania czy one naprawdę zrealizują potrzeby kogokolwiek poza Tobą. Jeśli tak się stało – nie zrażaj się tylko wyciągnij wnioski i zaproponuj coś, z czego z radością skorzystasz razem ze swoimi sąsiadami. Nie bądź samotnym wilkiem, zbierz stado
Jeśli najbardziej lubisz pracować sam, komunikacja to tylko niepotrzebne opóźnienia i nikt nie zrobi tego tak dokładnie jak ty, to może jednak społecznikostwo nie jest dla Ciebie? Tu trzeba słuchać, ale też zwyczajnie lubić ludzi. Nie tylko tych, na rzecz których działasz, ale także swoich współpracowników. Działania społeczne z zasady mają angażować do współpracy kolejne osoby, w idealnym modelu społeczność wspólnymi siłami zmienia dla siebie swoją przestrzeń. Pewnie, możesz sam odmalować świetlicę i do nikogo nie musisz się nawet odezwać, tylko co to zmieni na dłuższą metę? Świetlica będzie czystsza przez jakiś czas, ale w końcu i tak się zabrudzi i straci kolor. W akcjach społecznikowskich chodzi o to, żeby ludzi jednoczyć we wspólnym działaniu, brać odpowiedzialność za to jak wygląda codzienność i nie czekać aż „ktoś” zrobi to za nas. Lider w każdym działaniu jest potrzebny, ale jednak społecznikostwo to przede wszystkim sport zespołowy. Baw się dobrze
Nie zapominaj o dobrej zabawie. To co robicie musi sprawiać radość Tobie i zespołowi. Oczywiście, przy każdym projekcie mogą zdarzyć się nerwowe chwile i trema przed ostateczną realizacją, ale nie pozwólcie temu dominować. Wspólne działania i osiąganie celu zbliżają ludzi i dają zadowolenie. Wykorzystaj to dobrze, a możliwe, że poznasz przyjaciół na całe życie!
Pomagać można na wiele sposobów, ale
najważniejsze by robić to mądrze, z szacunkiem dla osób, którym pomagamy i w
zgodzie ze sobą. Wszystkie te warunki spełnia akcja „Zupa Wolności”, do której
każdy może dołączyć co niedzielę przed dworcem PKP w Poznaniu. Wszystkie
szczegóły są podawane na www.facebook.com/zupawolnosci A zaczęło się od filmu
obejrzanego przypadkiem na Facebooku, na którym to filmie
ludzie w Krakowie dzielili się zupą na Plantach. Asia obejrzała, pomyślała i
wsiadła w pociąg by przy kolejnej zupie pomóc i zapytać jak to można
zorganizować. Najpierw usiadła w kuchni, żeby z innymi obierać, kroić, siekać i
gotować, bo w Krakowie od tego się zupa zaczyna. Później stanęła z chochlą i
uśmiechając się coraz szerzej dzieliła z innymi posiłek i dobre słowo. Dostała
co najmniej tyle ile dała. Przede wszystkim poczuła, że dzieje się tam magia i
tworzy niesamowita wspólnota. Była już pewna, że chce takiej magii w Poznaniu.
Nie była sama. Fanem ZUPY NA PLANTACH od dawna
był Jerzy, mąż Kasi, która wrzuciła film. Kasia uczy Asię. Mając już dwie głowy i cztery ręce, trochę
doświadczenia i wskazówek z Krakowa oraz bardzo dużo chęci, postanowili
wystartować jak najszybciej. Nie mieli dogodnego miejsca aby, wzorem Zupy na
Plantach, zaczynać od wspólnego gotowania. Postanowili więc zrobić to inaczej i
Asia poszła do poznańskiego Wypasu (wegańskiej restauracji) spytać Hanię i
Kamilę (właścicielki) czy nie pożyczyłyby jej dużego termosu, na 3 godziny w
niedzielę, do której wleje ugotowaną przez siebie zupę i rozkręci w Poznaniu
akcję, na wzór Zupy na Plantach. Dziewczyny kompletnie bezinteresownie
powiedziały, że nie tylko pożyczą termos, ale ugotują 30 l zupy. I tak przez
pierwsze 3 tygodnie, wypasioną, pyszną, aromatyczną zupę wolności gotowały
piękne Hania i Kamila z WYPASu.
Do pomysłu dołączały kolejne osoby i tak 21
maja pierwszy gar Zupy Wolności stanął na dworcu PKP i zapraszał wszystkich
chętnych – osoby domne i bezdomne, stare i młode, wesołe i smutne, do wspólnego
jedzenia, a przede wszystkim do bycia razem i rozmowy.
Pomysł, który na początku wydawał się szalony,
okazał się strzałem w dziesiątkę.
Na dworcu, co tydzień usłyszymy głośne i radosne „sto lat, niech żyje nam!”
Pyszny tort upieczony przez jedną z poznańskich kawiarni,
życzenia, świeczka z cyfrą 1 na nowy początek, którą co tydzień zdmuchuje
solenizant, to najbardziej wzruszający, wesoły i ważny moment cotygodniowego
spotkania. Zupa jest tylko pretekstem do spotkania, do
wymiany doświadczeń i serdeczności. Są też kanapki, ciasta, kawa, herbata,
kompoty, owoce. Jest coraz więcej osób i pomysłów jak pomóc. Dla chętnych są
rozdawane środki czystości, książki i skarpety. Powstała też lista konkretnych
potrzeb – buty, ubrania, plecaki, śpiwory, bo oprócz
świętowania trzeba rozwiązywać codzienne problemy. Michał, student medycyny,
opatruje rany. Ania i Filip co tydzień przynoszą
kilogramy bananów zebrane na Poznańskiej Akademii Muzycznej. Każdy
pomaga, tak jak umie.
Jest fajna energia, którą tworzą m.in.
dzieciaki przychodzące ze swoimi rodzicami. Były 12-letnie uczennice Asi oraz
5-letnia Ida, córka jej szefowej. Idka zrobiła absolutną furorę, pomagała z
takim zaangażowaniem, że na koniec wszyscy bili jej brawo.
Są też fajne niepisane zasady, jak ta, że Panowie przepuszczają Panie w kolejce
i ta, że Panowie zawsze sami z siebie pomagają nosić termosy i torby. Jest też
Pan Krzysztof, który zawsze odkręca butelki bo nikt inny nie umie, a Andrzej
śpiewa i gra dla wszystkich na gitarze, którą dostał od wolontariuszki
Dominiki. Jest pamięć i poczucie, że znów jest
się dla kogoś ważnym. Jest sens. Są także różne „skutki uboczne”.
Najniezwyklejszym z nich, a jednocześnie najlepszym, wydaje się znajdowanie
pracy, a często i dachu nad głową. Naprawdę – zwykła zupa czyli życzliwość,
równość i wrażliwość takie cuda potrafi zdziałać. Już 3 tygodnie od pierwszego
spotkania, trzech panów rozpoczęło pracę w swoim zawodzie! Bo bezdomność rzadko
jest wyborem, najczęściej to splot różnych zdarzeń, które nagle rzucają
człowieka „na bruk”. A z bruku trudno samemu wstać. Wystarczy posłuchać,
porozmawiać, żeby dowiedzieć się, że są bezdomni stolarze, murarze (a przecież
brakuje rąk do pracy w budowlance!), uczeni, inżynierowie, kucharze... wszyscy mieli
kiedyś dom, pracę i życie jak każdy. Wielu bardzo chciałoby do niego wrócić.
Jeśli chcesz pomóc, masz pomysł i możliwość
zorganizowania termosów (dużego na zupę i mniejszych na kawę i herbatę) lub akcji zbiórki odzieży zimowej, środków
czystości czy butów, wejdź na Facebook ZUPY WOLNOŚCI i napisz wiadomość.
Jeśli masz ochotę zrobić kilka kanapek lub po prostu pogadać, to ZUPA zaprasza
w każdą niedzielę, o 18:00 przed Dworcem Głównym (przy przystanku autobusowym,
pod neonem, przy schodach).
Jak być fit i nie zwariować? No
właśnie. Nie każdy dobrze czuje się na siłowni pełnej wyćwiczonych osób w
modnych strojach, nie każdy lubi zajęcia fitness, nie każdy ma wystarczającą
silną wolę, aby zmobilizować się do działania. Za to wiele osób chciałoby lub
czuje, że powinno wyglądać, jak postaci z okładek kolorowych magazynów. Pomóżmy
więc im znaleźć takie sposoby aktywności i dbania o swoje ciało, które będą
przyjemnością, a nie przykrym obowiązkiem.
Działalność społeczna bardzo
często kojarzy nam się z tzw. pomocą pierwszej potrzeby czyli wspieraniem tych,
którzy nie mają, co jeść, gdzie spać, w co się ubrać lub ciężko chorują i
potrzebują pomocy finansowej. Krótko mówiąc, potrzebę pomagania i dzielenia się
uzasadniamy sytuacjami kryzysowymi. Oczywiście są to bardzo ważne odruchy, ale warto
też uświadomić sobie, że działalność społeczna to także rozwiązywanie prostych
problemów i wspieranie siebie nawzajem w codziennym życiu. Jak to się ma do,
wspomnianej w tytule, mody na bycie fit? Właśnie tak, że dla wielu osób,
nadwaga, niezadowolenie z własnego wyglądu, słaba kondycja fizyczna stanowią
niemałe źródło kompleksów, przekładających się zarówno na życie osobiste jak i
zawodowe. Nie każdy ma odwagę, odpowiednią mobilizację a przede wszystkim pieniądze,
aby regularnie chodzić na zajęcia fitness czy siłownię. I tu jest właśnie pole
do popisu dla Społeczników J Bo chodzi o to,
aby ułatwiać takim osobom aktywność fizyczną, dawać okazję do uprawiania
sportu, wyrabiać dobre nawyki. W zależności od tego, jakie zasoby jesteście w
stanie zorganizować – może to być sala do ćwiczeń i zaprzyjaźniony instruktor,
ale też głowa pełna pomysłów na samodzielne wycieczki rowerowe czy rajdy piesze
–wybierzcie odpowiednią formę swojej działalności. Poniżej przedstawiamy Wam
kilka przykładów aktywności, które można zrealizować praktycznie bezkosztowo: -gimnastyka na świeżym powietrzu, -rajdy rowerowe, -wycieczki piesze, -spacery, -wspólne wyprawy na otwarte siłownie osiedlowe, -treningi biegowe,
-wyprawy do lasu na grzyby.
To tylko niektóre z pomysłów,
jakie można zrealizować lokalnie inwestując w ich organizację jedynie swój
czas. W zależności, od miejsca w którym działamy – jeśli np. jest to większe
miasto, to zamiast organizować własne działania, można również zająć się
zachęcaniem osób ze swojej okolicy do korzystania z ciekawych, bezpłatnych
inicjatyw sportowych, przeznaczonych dla mieszkańców. Dotarcie do kogoś z
ciekawą informacją i zachęcenie go do udziału, to również spora pomoc.
Co ważne, zapraszając uczestników
do udziału w zorganizowanych przez Was aktywnościach, wcale nie musicie
komunikować tego, jako metodę na bycie fit. Do rajdu pieszego można zachęcić
wspaniałymi widokami, możliwością spędzenia czasu w miłym towarzystwie, czy po
prostu skorzystania z ładnej pogody. Bo chodzi o to, aby dbanie o swoje ciało i
kondycję kojarzyło się dobrze spędzonym czasem. Tak, jak wspominaliśmy na
początku – moda na bycie fit potrafi być przytłaczająca i zamiast mobilizować
ludzi do aktywności, czasem po prostu zniechęca i wpędza w kompleksy. Rolą
Społecznika jest więc również odczarowanie współczesnego imperatywu dążenia do
doskonałości, pokazanie, że można i warto dbać o siebie, ale po ludzku, z
przyjemnością.
Żyjemy w czasach, w
których internet odrywa bardzo ważną rolę. Nie tylko z punktu widzenia
informacyjnego, ale także w przypadku kontaktów międzyludzkich. Ułatwia
utrzymanie kontaktów ze znajomymi na drugim końcu świata, czy pomaga w szybkiej
komunikacji nawet z osobami z tej samej miejscowości. „Jeżeli nie ma Cię w
internecie to znaczy, że nie istniejesz”. Choć to zdanie wydaje się bardzo
okrutne z dnia na dzień robi się coraz bardziej prawdziwe.
Pewnie zastanawiacie
się, jak Społecznik może wykorzystać internet do swoich działań. Możliwości
jest sporo.
Po pierwsze możecie
założyć swoją grupę na Facebooku. Zdecydowanie ułatwi Wam to kontakt między
sobą. Każdy będzie mógł dodawać swoje pomysły i przedstawiać przemyślenia. I
wszystko zawsze będzie w jednym miejscu, przez co do niektórych rzeczy
będziecie mogli wracać po czasie. Grupa może być zamknięta, to znaczy, że tylko
jej członkowie mogą dodawać i komentować posty. Ten rodzaj jest dobry gdy
jesteście paczką znajomych i pracujecie nad jednym, konkretnym projektem i nie
chcecie, żeby ktoś śledził wasze poczynania. Drugim rodzajem jest grupa otwarta,
do której każdy może się zapisać i dodawać swoje posty. Często posiadają one
regulaminy, które ułatwiają wymianę informacji, pozwalają porządkować treści.
Przykładem mogą być zwycięzcy V edycji „Spółdzielni Pomysłów”, czyli SOS –
Mieszkańcy Wawra Rodzicom z CZD. Do ich facebookowej grupy należy już ponad 6
tysięcy osób. Są to rodzice dzieci z Centrum Zdrowia Dziecka, ale też osoby,
które chcą pomóc. Grupa pomaga im w skupieniu tej ogromnej społeczności
w jednym miejscu.
Kolejną opcją jest
możliwość stworzenia wydarzenia, gdy planujecie jakiś event. Dzięki tej opcji
zdecydowanie łatwiej będzie Wam zaprosić znajomych, a im ich znajomych. Proces
zakładania wydarzenia jest bardzo prosty. Tutaj znajdziecie wszystkie
szczegóły: http://bit.ly/2h8UVHB. Taka
forma pomoże także w szybkim informowaniu o zmianach, czy dodawaniu kolejnych
szczegółów projektu. Ponadto inni uczestnicy będą mogli zadawać swoje pytania,
na które szybko i sprawnie możecie odpowiedzieć.
Bardziej zaprawionym Społecznikom polecamy założyć fanpage. Jeśli Wasze
akcje mają okazję dotrzeć do szerszej grupy taka forma będzie najbardziej
odpowiednia. Będziecie mogli dzielić się swoimi poczynaniami i tym samym
zarażać obserwatorów do działania. Takie dwa w jednym :)
Na koniec
chcielibyśmy podkreślić, że aby taka aktywizacja internetowa się udała
konieczne jest perfekcyjne przygotowanie. Przez założeniem grupy, wydarzenia
czy fanpage musicie szczegółowo przemyśleć zasady ich funkcjonowania. Grupa
jest zdecydowanie najprostszą formą komunikacji i przy tym najbardziej
społecznikowską. Jeśli chcecie stworzyć tylko interntowe miejsce spotkań to
taka grupa sprawdzi się idealnie. Jeśli jednak Wasze plany są bardziej
przemyślane i zakładają jakieś konkretne działania wtedy fanpage czy wydarzenie
lepiej spełni swoją rolę. Pamiętajcie jednak, żeby dopilnować każdego
szczegółu. Co prawda zaczynacie w internecie, ale finał działań jest już realny
i to od Was, jako organizatorów zależy, czy wszystko się uda. My trzymamy kciuki i przy
okazji zapraszamy na nasz profil na Facebooku. - http://bit.ly/2eUAwVX
Starsze osoby mają
tendencję do zamykania się w czterech ścianach swoich mieszkań lub
koncentrowania na problemach swoich bliskich. A przecież sami również mają
prawo do rozrywki i ciekawego spędzania wolnego czasu. Warto więc im
podpowiedzieć jak to zrobić, zachęcić do udziału w różnych aktywnościach i spotykania
się z ludźmi. Poniżej przedstawiamy kilka inspiracji.
Kluby seniora Kluby seniora to stowarzyszenia działające zazwyczaj przy domach
kultury, radach osiedli, organizacjach pozarządowych, czy parafiach. Ich celem
jest integracja oraz aktywizacja osób starszych w danej miejscowości lub
dzielnicy. W takich miejscach można znależć bardzo bogatą ofertę aktywności: od
spotkań okolicznościowych, wasztatów oraz prelekcji w siedzibach klubów po
wspólne zajęcia sportowe, wyprawy do lasu, rajdy, wieczorne wyjścia do teatrów
i kin czy wyjazdy turystyczne. Wszystkie atrakcje zorganizowane są tak, aby
uczestnicy ponosili minimalne koszty lub wcale. Jedynym kryterium przyjęcia do
grona członków i możliwości korzystania z pełnej ofery klubów jest wiek,
zazwyczaj od 55 lub 60 lat. Niektóre z takich klubów aktywnie współpracują
także z restauracjami, kawiarniami , lokalnymi firmami i instytucjami kultury w
danym mieście, tworząc listę tzw. miejsc przyjaznych seniorom. Taka lista powstała
np. w Poznaniu, znajdziecie ją na stronie Centrum Inicjatyw Senioralnych: bit.ly/2tWoJMP.
Poniżej kilka linków do przykładowych klubów seniorów: Kraków - www.dlaseniora.krakow.pl Warszawa - www.senioralna.um.warszawa.pl/ Poznań - www.centrumis.pl Łódź – www.seniorzy.uml.lodz.pl Poszukajcie takiego klubu w Waszej miejscowości i zaprowadźcie tam
swoich dziadków :)
Uniwersytety
Trzeciego Wieku
“Wychodne” babci czy dziadka nie zawsze oznaczać musi wieczorne
wyjście, czy wycieczkę turystyczną. Niektórym starszym osobom bardzo podoba się
możliwość posiadania regularnego obowiązku i robienia czegoś pożytecznego – jak
na przykład poszerzania swojej wiedzy i zdobywania nowych umiejętności. Tutaj
doskonale sprawdzają się tzw. Uniwersytety Trzeciego Wieku, oferujące wykłady i
zajęcia z różnych dziedzin (pisaliśmy też o nich tutaj:
bit.ly/AktywizacjaSeniorów). Obecnie, na terenie całej Polski działa ponad 600
takich placówek. Nietrudno więc je znaleźć, zarówno w dużych aglomeracjach jak
i w małych miejscowościach.
Być na bieżąco
Jeśli mamy do czynienia z osobami starszymi, które nie “boją” się
internetu i chętnie zasiadają przed komputerem, warto polecić im śledzenie
stron, na których znajdą ciekawe oferty dla siebie. Poniżej wybraliśmy kilka z
nich: www.zdrowy-senior.org www.brawosenior.pl www.seniorzy.pl www.happysenior.pl
Czyńmy
dobro - nie tylko dla innych, ale róbmy to również dla siebie. Dlaczego to tak
ważne? Chociażby po to, by utrzymać swoją motywację do działania, warto
świadomie zauważać pozytywny wpływ dobroczynności na nas samych i nasze życie.
Niezaprzeczalnym benefitem jest bowiem to, że kiedy zmieniamy czyjeś życie na
lepsze, to również doskonale działa na nas samych, ponieważ wynikające z tego
nasze poczucie przynależności, czy sprawczości pomaga nam wtedy odczuwać
dobrostan.
Już od
najmłodszych lat wspieranie innych - czy to wraz z rodzicami i opiekunami, czy
też w przedszkolach i szkołach - pomaga dzieciom uwrażliwiać się na potrzeby
innych. Umożliwienie najmłodszym poznawanie świata innego niż tylko własna
rodzina i najbliższa okolica to również doskonała okazja do budowania ich
empatii i poszerzanie horyzontów oraz wskazywanie możliwości pomocy innym.
Działania społecznikowskie dają dzieciom również dużo radości i poczucia, że
nawet oni, mimo że najmłodsi, mają wpływ na to, co się dzieje wokół nich i na stan
całego świata. Dzięki temu uczą się także odpowiedzialności, np. za środowisko
naturalne czy zwierzęta. A zdarza się również, że nawet przedszkolaki potrafią
zainspirować własną rodzinę do wspólnego udziału w akcjach dobroczynnych, czy
zmiany nawyków na przykład w dziedzinie oszczędzania energii czy dbania o
środowisko.
Dla
młodzieży udział w działalności dobroczynnej może mieć więcej benefitów niż
kształtowanie postaw empatycznych i poszerzanie horyzontów. Wiek nastoletni to
świetny czas na zdobywanie pierwszego doświadczenia w samodzielnej realizacji
zadań oraz uczenie odpowiedzialności również za innych. W tym wieku często
kierujemy się ideałami, ale czasami brakuje nam pomysłu na to, jak faktycznie
można ten świat zmieniać na lepsze. Wolontariat pokazuje, że można świat
faktycznie miejscami ponaprawiać - jeśli sami się za to weźmiemy. Dodatkowym
pozytywnym efektem jest zdobywanie pierwszych doświadczeń około zawodowych,
które mogą pomóc w wyborze szkoły średniej czy też nawet zaważyć na skierowaniu
swojej kariery zawodowej na tory związane z daną tematyką.
Na
dorosłych ich działalność społecznikowska ma również niesamowicie pozytywny
wpływ. Dzięki swoim akcjom mają oni szansę poszerzać swoje często czysto
biznesowe doświadczenie zawodowe o zadania, które przynoszą im dużo satysfakcji
z bycia potrzebnym i postrzegania samego siebie jako dobrego człowieka. Te
benefity psychologiczne to także aktywne tworzenie postaw, które mogą
inspirować innych - niezależnie od wieku - do czynienia dobra. Z kolei osoby, które
postanowiły zmienić swoją profesję mogą poprzez udział czy wsparcie organizacji
akcji dobroczynnych zdobywać nowe doświadczenia i potwierdzenie swoich
kompetencji, które w miarę zdobywania kolejnych poziomów zaawansowania mogą już
być wykorzystywane w projektach komercyjnych.
Bycie
użytecznym, dobrym człowiekiem we własnych oczach to również jeden z powodów,
dla którego wolontariatem zajmują się także seniorzy, w grupach zorganizowanych
(przy klubach osiedlowych czy w ramach tak zwanych Uniwersytetów Trzeciego
Wieku). Ze względu na swoją dostępność czasową, często są w stanie poświęcić
swoją uwagę innym, a równocześnie uczyć się nowych rzeczy i pozostawać aktywnym
na co dzień. Nieoceniona jest także satysfakcja, jaką może przynosić osobom na
emeryturze dzielenie się nabytą wiedzą i umiejętnościami z osobami mniej
doświadczonymi w danej dziedzinie, a także radość z możliwości przekazania
tradycji i uczenie następnych pokoleń.
Niezależnie
od naszej motywacji do działania na rzecz innych, warto świadomie podejść
również do tego, co otrzymujemy w zamian. Satysfakcja i radość potrafią
rozjaśnić codzienne trudy i odświeżyć nasz zapał do działania. A więc - czyńmy
dobro, bo wróci do nas w dwójnasób!
Czas.
Dla jednych kolejny wymiar, dla innych zaś coś, co ucieka w sposób
niedościgniony. Jeszcze inni zaś starają się sobie nic z niego nie robić.
Prawda jest taka, że jeśli mowa o czasie, najlepiej jest zaakceptować fakt, że
nigdy go nie dogonimy. Co absolutnie nie oznacza stania w miejscu. Wręcz
przeciwnie!
Czas
czasowi czasem Zwykło
się mawiać, że dobra organizacja czasu jest kluczowym elementem, który ułatwia
realizację planów. Z jednej strony trudno się z tym nie zgodzić, bowiem
dokładne zaplanowanie projektu pozwala na jego sprawną realizację. Z drugiej
zaś – jeśli po drodze, którą kroczymy do mety, nastąpi coś nieprzewidywalnego,
wówczas najlepsza nawet organizacja czasu na nic się zda. Na szczęście
społecznik ma w sobie coś z artysty, dlatego świetnie odnajduje się także w
sytuacjach improwizowanych. Takich, które wymykają się planom, i wymagają
szybkiej reakcji: podjęcia nagłej decyzji, czy analizy wydarzeń po to, aby
przeprowadzić projekt do szczęśliwego końca. Żeby jednak móc sobie na to
pozwolić, należy przygotować swój plan działania w taki sposób, aby uwzględnił
odpowiedni bufor na takie sytuacje. Pozwoli to oszczędzić sobie stresu, jeśli
coś pójdzie nie po naszej myśli.
Najprościej jest zacząć od rozpisania poszczególnych dużych etapów, które
pozwolą dowieźć wózek z projektem do celu. Każdy z tych etapów dobrze jest
podzielić na kilka mniejszych (np. w formie checklisty), aby mieć pewność, że o
niczym nie zapomnimy. Daje to też dodatkowego motywacyjnego kopa – dużo
przyjemniej pracuje się, jeśli widać progres. A każdy „ptaszek” przy kolejnym
odhaczonym punkcie czy podpunkcie w planie, będzie dowodem na to, że projekt
idzie do przodu, a jego finał się zbliża.
Bardzo istotnym jest też, aby nadać tym dużym etapom nie tylko kierunek, ale
też czas, jaki potrzebny będzie na ich ukończenie. Robiąc to pamiętajmy o tym
dodatkowym czasie, który może okazać się niezbędny, aby zrealizować swój
projekt. A jeśli wszystko pójdzie jak z płatka to uda się to przed czasem, co
zawsze jest wielkim wyczynem. Jak
organizować czas? Na to
pytanie jest wiele możliwych odpowiedzi, i wiele poradników proponuje rozmaite
metody organizacji czasu. Są jednak rozwiązania uniwersalne, które dobrze jest
wprowadzić niezależnie od tego czy chcemy poprawić komfort swojego życia, czy
zapanować nad swoimi zadaniami. Bardzo ważne jest ustalenie priorytetów.
Odpowiednia hierarchizacja zadań czy celów, a nawet etapów ich osiągania,
pozwala skupić się na tym, co w danym momencie jest najważniejsze. Pamiętajmy o
tym, że równie istotne co praca, jest robienie sobie przerw. Nie jesteśmy
maszynami, nasze ciało i umysły, aby sprawnie funkcjonować potrzebują
odpoczynku, chwili na regenerację. Jak dowodzą ostatnie badania naukowe, sen
ułatwia też rozwiązywanie problemów, porządkuje informacje, które magazynuje
nasz mózg. Dlatego, zamiast ślęczeć wiele godzin nad jakimś wyjątkowo
uporczywym zagadnieniem, warto pozwolić sobie na chociaż krótką drzemkę i
sprawdzić rezultaty. Istotnym jest też,
aby unikać przekładania terminów i odkładania spraw „na potem” (chyba, że
bardzo mocno motywuje nas presja). Wiąże się to z etapem planowania, w którym
należy pamiętać o dodatkowym czasie, który pozwoli nam zareagować w chwili, gdy
napotkamy niespodziewany problem. Dlatego, aby unikać przesuwania terminów,
dobrze jest ten czas uwzględnić.
Ostatnia
rada jest prosta, ale w dzisiejszych czasach łatwo o niej zapomnieć. Chodzi
mianowicie o to, aby skupić się na jednej rzeczy naraz. Utrzymanie koncentracji
na tym, co najistotniejsze w danym momencie pozwoli zmaksymalizować naszą
efektywność. Co w efekcie może przełożyć się na dłuższą drzemkę.
Warto
pamiętać też o tym, aby nie karać siebie za np. nie zrealizowany w danym
terminie krok. Dużo lepiej jest zastanowić się, co było tego przyczyną i jak
można ją wyeliminować lub zmniejszyć szanse na to, że się powtórzy. Z drugiej
zaś strony – kiedy uda się osiągnąć jakiś sukces, cel nie można tego faktu
przemilczać, skrywając się za zasłoną skromności. Satysfakcja z samego siebie,
której dostarcza dobrze wykonane zadanie jest najlepszą motywacją!
Podświadomie
wszyscy czujemy, jak ważna jest motywacja w naszej codzienności. Ta wewnętrzna
siła pozwala nam bowiem inicjować i realizować zamierzone cele - skąd więc ją
brać, a także co należy zrobić, aby ją utrzymać?
Od lat
psychologowie twierdzą, że najsilniejsza motywacja to ta wewnętrzna, którą
nosimy w sobie. Być może wynika ona z miłości do zwierząt ze względu na
niespełnione marzenia o własnych pupilach - lub właśnie wychowanie w rodzinie z
całym stadem czworonogich, czy skrzydlatych przyjaciół. To może własne
doświadczenia z rodziną w potrzebie i wielka wdzięczność za otrzymaną pomoc od
innych, czy odkrycie, jak ciężko o taką pomoc w danej społeczności. A może to
niezłomna wiara w to, że świat będzie lepszy, jeśli każdy będzie miał dostęp do
edukacji - jakakolwiek wewnętrzna siła nami kieruje, warto w tę stronę
skierować swoje działania.
Zanim
jednak podejmiemy temat samodzielnie i rzucimy się w wir organizacji działań,
zainwestujemy czas i środki własne, warto rozejrzeć się, czy w okolicznych
organizacjach pozarządowych, szkołach, przedszkolach, czy przy samorządach nie
są organizowane akcje związane ze sprawą bliską naszemu sercu. Zgłoszenie się
do pomocy na pewno ucieszy organizatorów akcji, a my w ten sposób sprawdzimy,
jak naprawdę wygląda pomaganie potrzebującym w danej kwestii, co można zrobić,
żeby wspomóc tę organizację, a także sprawdzić, na ile naprawdę silny jest nasz
zapał, bez ponoszenia kosztów np. zakładania fundacji czy stowarzyszenia.
Podobnie
wygląda sytuacja z utrzymaniem naszej motywacji. Codzienne obowiązki i
zmęczenie np. po pracy potrafią ostudzić naszą motywację do działania, mimo
najszczerszych chęci z naszej strony. Może nam jednak pomóc w jej odnowieniu
to, że oprócz satysfakcji z naszego działania czy radości czerpanej z
wdzięczności podopiecznych będziemy pamiętać o tym, że nasza praca społeczna
przynosi ogromne dodatkowe korzyści dla nas samych. Do najważniejszych mogą
należeć, np. zdobywanie bezcennego doświadczenia zawodowego przed podjęciem
pierwszej pracy lub jej zmianą (tworzenie treści informacyjnych i promocja
działań NGO mają dużo wspólnego np. z zarządzaniem czy marketingiem mikro firm,
gdzie budżet na te działania również nie jest zbyt wysoki), czy też nawiązywanie
ciekawych kontaktów z profesjonalistami w danej dziedzinie, większymi firmami,
a także dziennikarzami, czy specjalistami od mediów społecznościowych.
Ponadto
nasza motywacja ma się lepiej, gdy możemy powiązać w jakiś sposób to działanie
z naszą pracą czy umiejętnościami. Kiedy nasza działalność zawodowa opiera się
na kompetencjach np. związanych z językami obcymi i nie stanowi dla nas
problemu np. tłumaczenie dokumentów, wplecenie tych umiejętności do sposobu na
pomoc potrzebującym (np. wsparcie w rozwiązywaniu problemów z poszukiwaniem
pracy, czy też sprawami urzędowymi) to sposób na pomaganie w sposób wymagający
od nas mniejszego wysiłku. A czasami dokładnie odwrotnie - społecznicy mogą
właśnie poszukiwać organizacji, która wykorzysta inne kompetencje niż te
zawodowe w celu oderwania się od codziennej pracy.
W
utrzymywaniu naszego zapału z pewnością pomogą nam również regularne “punkty
kontrolne” i podsumowania - żeby nie tylko sprawdzić skuteczność tego, co
robimy, ale i na nowo zapalać nasz ogień do działania. I nie zapominajmy o
odpoczynku - nawet najbardziej zmotywowany społecznik czasem dla złapania
oddechu powinien zrobić coś tylko dla siebie, aby nabrać sił na kolejne
działania!
Coraz więcej polskich miast postanawia
przekazywać część rocznego budżetu do dyspozycji mieszkańców. Co to oznacza w
praktyce? Jakie możliwości wynikają z tego dla Społeczników? O tym chcielibyśmy Wam dziś opowiedzieć.
W określonym terminie
mieszkańcy mogą zgłaszać pomysły działań, które miałyby być zrealizowane i
sfinansowane w kolejnym roku przez władze miasta lub przy wsparciu
projektodawców. Oczywiście, pomysły te muszą wpisywać się w zadania podejmowane
przez samorząd i służyć mieszkańcom. Rolą zgłaszających projekty jest więc - w
pewnym sensie - wsparcie koncepcyjne władz lokalnych oraz wskazanie obszarów i
konkretnych sposobów, na polepszenie jakości życia mieszkańców. Tematyka
działań finansowanych z budżetów obywatelskich jest bardzo szeroka – od projektów infrastrukturalnych,
czyli np. budowy nowej drogi, ścieżki rowerowej czy rewitalizacji parku, po
działania kulturalne, społeczne jak np. organizacja festiwali, koncertów,
warsztatów, tworzenie miejsc spotkań dla mieszkańców itd. Wiecie już dlaczego
postanowiliśmy przybliżyć Wam możliwości budżetów partycypacyjnych? Dokładnie –
możliwość zgłaszania projektów społecznych i kulturalnych to doskonałe pole do
popisu dla Waszej społecznikowskiej wrażliwości.
Pula środków finansowych w
budżetach obywatelskich przeważnie dzielona jest na część ogólnomiejską – w
obrębie której finansowane są projekty służące wszystkim mieszkańcom danego
miasta oraz dzielnicową/rejonową, z której finansowane są pomysły dedykowane
konkretnym dzielnicom czy osiedlom. Taki mechanizm to kolejna szansa dla tych,
których specjalnością jest działanie w obrębie swojego najbliższego sąsiedztwa.
O tym, jakie zasady przyjmowane były dotąd w poszczególnych miastach, możecie
przeczytać tutaj: www. urbnews.pl/budzety-obywatelskie-2018. Pod tym adresem znajdziecie również
harmonogramy realizacji budżetów obywatelskich w 2017. Warto zwrócić uwagę, że
nabór projektów prowadzony był przeważnie w pierwszych dwóch kwartałach roku, a
głosowania odbywały się jesienią. Jeśli więc chcielibyście zgłosić swój projekt
w przyszłym roku, to sprawdzajcie informacje o naborze w swoim mieście
najlepiej już od stycznia.
Na koniec jeszcze jedna ważna
rzecz, o której już zapewne słyszeliście, ale warto ją jeszcze podkreślić – o
realizacji danego projektu w budżecie obywatelskim, finalnie decydują głosy
mieszkańców. Zgłaszając więc swój pomysł, pamiętajcie o tym, aby jego opis był
zrozumiały nie tylko dla urzędników, ale przede wszystkim dla osób, które będą
miały z niego skorzystać. To właśnie ich musicie przekonać, że warto
przeznaczyć wspólne pieniądze na Waszą inicjatywę.
Poniżej przedstawiamy Wam
kilka ciekawych przykładów działań społecznych zrealizowanych lub zgłoszonych
dotąd w ramach budżetów obywatelskich: · Warszawa: bit.ly/UrsynowskieMurale,
· Wrocław: bit.ly/ZielonePrzystanki,
· Białystok: bit.ly/RekreacjaNaJaroszówce,
· Warszawa: bit.ly/AktywizacjaSeniorów_AktywnośćSportowa
· Gdańsk: bit.ly/SchroniskoPromyk
· Poznań: bit.ly/RozbudowaHospicjumPallium
Szczególnie urzekł nas pomysł zakupu maszyn do szycia dla mieszkańców
Krakowa: bit.ly/MaszynyDostępneDlaKażdego. Przyznacie, że pomysł jest wyjątkowo
oryginalny? J
Mamy nadzieję, że zainspirowaliśmy Was do działania. Powodzenia!
Poniżej prezentujemy dwa przykłady ciekawych
działań społecznych, które zyskały ostatnio popularność w polskich miastach.
Przez to, że dzieją się nadal możecie się do nich przyłączyć. Jako
wolontariusze, a może jako koordynatorzy i inicjatorzy realizacji pomysłu w
nowych miejscach? Wszystko zależy od Was! Zapraszamy do lektury.
Zjedz obiad z seniorem Idea jest
prosta – chodzi o to, aby umilić czas starszym, samotnym osobom, zachęcając ich do wyjścia z domów, otwarcia
się na świat. Jak zrobić to najskuteczniej? Wiadomo – rozmową i dobrym
jedzeniem. Po raz pierwszy pomysł został zrealizowany w Warszawie przez
działaczy z portalu sadyba24.pl. Znaleziono kilka miejscowych restauracji,
które zgodziły się przekazać posiłki ze swojego menu – na wynos lub do
zjedzenia w restauracji. Potrzeba było jeszcze chętnych, którzy raz w tygodniu
chcieliby poświęcić swój czas na zjedzenie obiadu ze starszą osobą – czy to u
niej w domu, czy też wybierając się wspólnie do restauracji. Na ogłoszenie o
poszukiwaniu takich wolontariuszy odpowiedziało aż 900 osób. A szukano wówczas
tylko 16. Nic więc dziwnego, że akcja szybko rozprzestrzeniła się w innych
miastach jak np. Katowicach, Płocku, Szczecinie, Łodzi, Poznaniu, Łowiczu, Górze
Kalwarii, a oprócz społeczników do działania włączyły się także samorządy.
Sprawdźcie,
może w Waszej okolicy też organizowana jest akcja “Zjedz obiad z seniorem”? A
może to właśnie Ty ją zorganizujesz? Polecamy kontakt z prekursorami pomysłu,
zajrzyjcie na profil: @Międzypokoleniowy obiad z seniorem Sadyba na Facebooku.
Ośmiorniczki dla wcześniaków Pomysł ten
pochodzi z Danii i polega na tym, aby tworzyć specjalne dziergane przytulanki
dla wcześniaków. Zaobserwowano, że maluchy przebywające w inkubatorach często chwytają rączkami za kable od aparatury medycznej i to je uspokaja. Dzieje się
tak dlatego, że cienki kształt przypomina im pępowinę i tym samym
bezpieczeństwo brzucha matki, którego tak im brakuje po przedwczesnym przyjściu
na świat. Wymyślono więc, aby z bawełnianej, miękkiej w dotyku, włóczki tworzyć
małe maskotki w kształcie ośmiornic, które maleństwa mogłyby trzymać i
przytulać zamiast chwytać za twarde kable. Pomysł doskonale się przyjął i jest
stosowany na wielu szpitalnych oddziałach w różnych krajach. W Polsce zyskał
popularność dzięki dr Marcie
Tomaszewskiej, pracującej na oddziale dla noworodków w Kielcach. Lekarka
rozpoczęła akcję zachęcania kobiet do samodzielnego dziergania w domu takich
maskotek, aby później przekazywać je do oddziałów szpitalnych. W pomysł
zaangażowało się bardzo dużo chętnych i dziś istnieje w Polsce wiele grup,
które organizują akcję zbierania włóczki oraz wspólnego dziergania. Każdy może
wziąć w nich udział, wystarczą tylko dobre chęci i odrobina zdolności
manualnych. Podobno, najbardziej wprawionym, wydzierganie ośmiorczniki zajmuje
jedynie 3 godziny.
A może sami
chcielibyście zorganizować taką akcję w swojej okolicy? W ramach inspiracji
zapraszamy Was do odwiedzenia strony wydarzenia: bit.ly/OśmiorniczkiNaCytadeli,
zorganizowanego w ubiegłym roku przy okazji weekendowego Wolnego Targu w jednym
z poznańskich parków. A więcej informacji o tym, jak można zaangażować się w
pomoc wcześniakom znajdziecie też na stronie: www.fundacjamalychserc.pl. Do
dzieła!
Mural z mchu, ławka z palety, doniczka z opony
czy samodzielnie zrobiony nawóz do roślin – pomysłów na DIY jest całe mnóstwo,
a dzięki ich poznaniu dzielnicowe podwórka nabiorą kolorów i wyjątkowego
klimatu. Zobaczcie, co można wyczarować praktycznie bezkosztowo! Mural z mchu
Ten
pomysł jest bardzo prosty i tani w przygotowaniu, a efekt zachwyca, Dzięki
sporządzeniu specjalnej mieszanki, którą należy nałożyć na ścianę jak farbę,
otrzymujemy żywy roślinny obraz. Składniki tej specjalnej “farby” to mech,
maślanka lub jogurt, piwo lub woda, cukier, syrop kukurydziany. Wszystko to
mieszamy ze sobą za pomocą blendera, a następnie nanosimy na wybraną
powierzchnię. Po ok. tygodniu mech zawarty w miksturze wykiełkuje i od tego czasu,
dzięki regularnemu podlewaniu, nasze naturalne grafiiti będzie się stawało
tylko bardzo bardziej zielone. Prawda, że proste? Do dzieła! Szczegółową
instrukcję wraz ze zdjęciami znajdziecie tutaj: bit.ly/MuralZMchu.
Paleta dobra na wszystko Drewniane
palety mają w ostatnim czasie tak dużo zastosowań w urządzaniu przestrzeni, że
niedługo zapomnimy do czego służyły pierwotnie. Nas jednak interesuje, jaki
użytek mogą zrobić z nich społecznicy J. Wybór
jest całkiem ciekawy – drewniane palety bardzo dobrze sprawdzają się, na
przykład, jako zewnętrzne kwietniki. Przy wykorzystaniu niewielkiej liczby
roślin i ziemi bardzo łatwo i tanio możemy stworzyć tzw. pionowy ogród do
zawieszenia na stałe na większej ścianie lub ustawienia przy płocie lub
obdrapanym murku. Klikajcie tutaj: http://bit.ly/2tB5vJP, aby zobaczyć
kilka realizacji i tutaj: bit.ly/KwietnikZPalety, aby dowiedzieć się, jak
stworzyć taki kwietnik. Z
drewnianych palet można zrobić także huśtawkę (http://bit.ly/2tBaRF9),
przenośne ławki (bit.ly/2tBa8Ut), a nawet cały kącik do sąsiedzkiej integracji:
(bit.ly/2tB5Tbf). Do tych realizacji potrzebne będzie już jednak więcej czasu i
osób do pomocy, no ale efekty końcowe są naprawdę ciekawe, a przede wszystkim praktyczne.
Sąsiedzka uprawa roślin Tworząc
osiedlowy ogród warto pamiętać o tym, że doniczką może być tak naprawdę
wszystko. Wystarczy, aby przedmiot taki był w stanie przetrwać dłuższy czas na
dworze. Warto więc poprosić członków swojej ekipy o przejrzenie piwnic i szafek
w domu i przyniesienie niepotrzebnych butelek plastikowych. starych garnków,
kobiałek, skrzynek po owocach, a nawet opon. Po takiej zbiórce może się okazać,
że ogrodowych doniczek będzie aż nadto. No ale, oby tylko takie problemy mieć J.
Gdy już
rośliny są zasadzone pozostaje tylko odpowiednie dbanie o nie. I tutaj bardzo
Wam się może przydać przepis na zrobienie własnego nawozu. Potrzebne są do tego
tylko liście i plastikowy pojemnik. Dokładny opis znajdziecie tutaj: bit.ly/EkologicznyNawóz.
Jak
widzicie, nie trzeba dużych nakładów finansowych, aby tworzyć efektowne
rozwiązania a ich realizacja to gotowy pomysł na integrację sąsiedzką. Mamy
nadzieję, że powyższe pomysły zainspirują Was do wspólnego działania.
Powodzenia!
A więc -
fundacja czy stowarzyszenie, co jest lepsze dla Społecznika? Jan Karpierz z
Sektora 3 rozważa odpowiedź na to pytanie przede wszystkim w kontekście tego,
kim jest Społecznik i co chce robić, a także jak odnajduje się w grupie.
Dla osób,
które lubią działać w dużym gronie i nie mają problemu z byciem elastycznym w
kwestiach podejmowanych decyzji, według Jana lepszym rozwiązaniem będzie
stowarzyszenie. Wyjaśnia, że jest to forma organizacji pozarządowej, która jest
powoływana przez minimum 7 osób (stowarzyszenie rejestrowane) lub minimum 3
osoby (stowarzyszenie zwykłe). Osoby te wspólnie realizują cele statutowe
swojej organizacji.
Jeżeli
jednak Społecznikiem jest osoba, która woli działać w małej grupie lub
przyzwyczajona jest do szybkiego podejmowania ważnych decyzji, tu Jan doradza
wybór fundacji. Ta forma organizacji może sprawnie działać mając w swoich
szeregach nawet tylko dwie osoby.
Jak
podkreśla z kolei Agnieszka Zamaro-Wiśniewska, najpopularniejsze formy prawne -
fundacje i stowarzyszenia - w praktyce mogą działać podobnie. Istnieje jednak
między nimi sporo różnic, które należy rozważyć już na etapie konstruowania
formy działalności.
Przede
wszystkim fundacja to majątek – który fundator lub grupa fundatorów chcących
osiągnąć ważne społecznie cele przekazując pod zarząd – władze fundacji. W akcie
fundacyjnym wskazuje się cel fundacji oraz składniki majątku przeznaczone na
jego realizację (mogą to być pieniądze, nieruchomości czy rzeczy ruchome). Cel
Fundacji musi być społecznie bądź gospodarczo użyteczny, a jednocześnie być
zgodny z interesami Rzeczpospolitej Polskiej.
Stowarzyszenie
z kolei to grupa osób o wspólnych zainteresowaniach, idei czy działających we
wspólnym celu. Opiera swoją działalność na pracy społecznej członków w liczbie
co najmniej 7 członków założycieli lub - w przypadku stowarzyszenia zwykłego -
3 założycieli. W przypadku stowarzyszenia cel działania powinien być zgodny z
prawem, jednakże jego cel nie musi być realny ani społecznie użyteczny.
Stowarzyszenie może działać w celu wspierania swoich członków, zaś fundacja ma
realizować cele ustalone w statucie.
Również
władze w przypadku obu tych działalności są odmienne. W fundacji wszystkie
decyzje podejmuje zarząd fundacji, nie ma tu obowiązku powoływania organów
kontroli wewnętrznej, takich jak rada czy komisja rewizyjna. Fundator nie ma
szczególnych uprawnień a ogranicza się tylko do tych przyznanych statutem.
Stowarzyszenie z kolei zarządzane jest w sposób demokratyczny – najważniejsze
decyzje podejmuje walne zebranie członków, zarząd wykonuje ich wolę i przed nim
odpowiada. Musi być również powołany organ kontrolujący – komisja rewizyjna.
W
kwestiach zarobkowania, stowarzyszenia i fundacje mogą prowadzić działalność
gospodarczą, ale prowadzenie jej może służyć wyłącznie celom statutowym, przy
czym fundacja powinna mieć wydzielony na ten cel fundusz w wys. przynajmniej 1
tys. zł. Dochód stowarzyszenia mogą stanowić również składki członkowskie.
Reszta źródeł finansowania obu form jest zbliżona i mogą być to granty,
dotacje, darowizny, zbiórki publiczne, własna działalność odpłatna, działalność
pożytku publicznego czy działalność gospodarcza.
Ważne
jest też, że zarówno stowarzyszenia, jak i fundacje jako jednostki posiadające
osobowość prawną, muszą prowadzić księgi rachunkowe. Podlegają tym samym
przepisom podatku dochodowego i korzystają z takich samych zwolnień. Na mocy
Ustawy o rachunkowości, sprawozdania finansowe są wymagane w każdej z tych
organizacji. Jedynie w stowarzyszeniach nie jest obowiązkowe składanie
sprawozdań merytorycznych.
W 2015 r.
w ustawie o rachunkowości wprowadzono pojęcie tzw. jednostki mikro do których
zaliczano m.in. fundacje i stowarzyszenia. Zmiany ustawy obowiązujące od 2017
r. wykluczają obecnie fundacje i stowarzyszenia z grona przedsiębiorstw mikro
czy małych.
W związku
z tym nie jest dla nich przewidziane prowadzenie rachunkowości określonej dla
tego typu jednostek. Rachunkowość jest prowadzona na tak zwanych “zasadach
ogólnych”, gdzie wynik finansowy ustalają one według zasad przewidzianych dla
jednostek dużych. Podstawowe elementy sprawozdania finansowego (wprowadzenie,
bilans, rachunek zysków i strat oraz informacja dodatkowa) mają jednak skrócony
zakres i są dostosowane do charakteru działalności organizacji pozarządowych.
Agnieszka
Zamaro-Wiśniewska podkreśla również, że istnieje możliwość prowadzenia
uproszczonej ewidencji przychodów i kosztów zamiast ksiąg rachunkowych, jednak
organizacja musi spełnić określone w ustawie warunki, a decyzję w tej sprawie
musi podjąć jej organ zatwierdzający w rozumieniu przepisów o rachunkowości.
Niezależnie
jednak od wyboru formy organizacji, jak podkreśla Jan Karpierz, ważne jest aby
Społeczników było po prostu jak najwięcej. To oni właśnie działają na rzecz
drugiego człowieka, często poświęcając swój prywatny czas, środki i energię,
najczęściej bez żadnego wynagrodzenia, za zwykłe “dziękuję”.
Zanim jednak dni staną się jeszcze krótsze, a noce coraz zimniejsze- co powinniśmy wpisać do swojego kalendarza, aby dobrze przygotować się na nadejście jesieni?
Jesień to początek roku szkolnego i
akademickiego, zatem lato to doskonały moment na zaplanowanie, jakie akcje
warto skierować do osób uczących się w szkołach, przedszkolach, czy na
uczelniach oraz ich najbliższych. Do najpopularniejszych akcji w czasie
poprzedzającym babie lato należą wspieranie w kompletowaniu wyprawek, plecaków,
czy książek, zbiórki na opłacenie posiłków szkolnych, czy też akcje
pro-ekologiczne, takie jak obecna od ponad 20 lat w Polsce wrześniowa akcja
Sprzątania Świata.
Lato to także czas na przemyślenie, do jakich
placówek edukacyjnych docierać z promocją własnych akcji. Takie planowanie jest
ważne ze względu na możliwość wpisywania się z daną akcją w program edukacyjny
danej placówki oraz możliwość docierania do grup ludzi poprzez ich wychowawców
czy też nauczycieli danego przedmiotu, którego dotyczy Wasza akcja. 1
października obchodzony jest także Międzynarodowy Dzień Osób Starszych (ang.
International Day of Older Persons) - co może Was przy okazji zainspirować do
włączania bardziej doświadczonych osób do swoich działań. Wiele Uniwersytetów
Trzeciego Wieku da się namówić np. na wspólne działania artystyczne, czy też
wspomoże swoją sekcją fotograficzną tworzenie relacji z Waszego wydarzenia.
Jeżeli Wasz zespół jest zagrożony zmniejszeniem
się, na przykład ze względu na wyjazdy do innego miasta na studia czy do pracy,
ten czas to także świetny moment na zaplanowanie, w jaki sposób możecie
zainspirować kolejnych wolontariuszy, którzy mogą dołączyć do Waszego zespołu.
Być może warto pokazać się na kilku letnich wydarzeniach, wspomóc ich
organizację, przy okazji zachęcając do dołączenia do Waszej ekipy
zaangażowanych Społeczników. Nawet jeżeli nie od razu Wasze szeregi powiększą
się o kolejne dziesiątki osób, ci, którzy skorzystają z Waszej pomocy poniosą
dalej informacje o dobrym imieniu Waszej organizacji i to pomoże Wam otworzyć
kolejne serca czy zainspirować następnych Społeczników.
Okres wakacyjny to również okazja do wzięcia
udziału w letnich akcjach organizowanych na całym świecie przez organizacje
pozarządowe czy nawet wsparcia organizacji wydarzeń, także o komercyjnym
charakterze. Takie podróże to również możliwość poznania walorów krajoznawczych
danego miejsca i przywiezienia do domu sporej dawki kontaktów, wiedzy i
doświadczenia, które może zainspirować Społecznika do nowych sposobów na
rozwiązywanie problemów, czy jeszcze skuteczniejszego działania na rzecz
własnej społeczności.
Warto też pamiętać, że jesień to czas ogłaszania
wielu konkursów pozwalających na zdobycie finansowania, w tym m.in. Fundusz
Inicjatyw Obywatelskich. Dlatego też lato to dobry czas, aby zebrać sposoby na
śledzenie takich konkursów, stworzyć lub poszerzyć grupę współpracowników i
popracować nad potencjalnymi pomysłami na akcje, które mogą zostać objęte
dofinansowaniem, czy też poszerzyć wiedzę na temat pisania wniosków o
dofinansowanie oraz rozliczania powierzonych środków zewnętrznych.
Lato to także przede wszystkim doskonała okazja,
aby skorzystać z wolnych od własnych obowiązków chwil na odpoczynek. Dla
niektórych to zdanie będzie brzmieć jak szalony pomysł - w końcu tyle osób
liczy na pomoc Społecznika, jednakże bez regeneracji sił będzie ciężko utrzymać
tempo i pogodzić ze sobą wyzwania kolejnego roku pracy czy szkoły oraz działalności
społecznej.
Kawałek zieleni cieszy każdego, kiedy możliwości są skromne
staramy się o zielony parapet, ukwiecony balkon, donice na tarasie. Nawet jeśli
nie mieszkamy w domu z ogródkiem czasem pojawia się szansa na zieloną
przestrzeń. Tyle, że wspólną, a to zawsze trochę wyzwanie, szczególnie jeśli
nie znamy za dobrze swoich sąsiadów. Nie ma jednak rzeczy niemożliwych!
Wspólne czyli czyje?
Na samym początku trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie
czyja to będzie przestrzeń i do tych ludzi dotrzeć. „Wspólna” oznacza nie tylko
wspólne korzystanie, ale też wspólną odpowiedzialność za pielęgnację, porządki,
naprawy itp. Wygrodzenie kawałka dotąd wspólnego czyli niczyjego, zamknięcie na
klucz i udostępnienie wybranym to oczywiście możliwy scenariusz, ale dla
wspólnoty niebezpieczny. Tworzy podziały, wprowadza uczucia wyższości i
zazdrości, prowokuje spory, a nawet robienie sobie na złość. Zaszczepienie
chęci do pracy i współodpowiedzialności zajmie z pewnością więcej czasu, ale to
zaprocentuje. Z pewnością nie uda nam się zaangażować 100% sąsiadów – to nic,
część z pewnością dołączy w trakcie, inni po prostu nie czują takiej potrzeby.
Zaplanujcie to dobrze
Razem zastanówcie się czego chcecie, ustalcie na samym
początku funkcje, jakie będzie pełnić przestrzeń. Z pewnością przyda się coś do
siedzenia – ale czy to będzie jedna ławka, czy może więcej, żeby sobie
posiedzieć w większym gronie? A może są tam już drzewa i fajnie byłoby mieć
hamak? Jeśli jesteście zapalonymi graczami, to może stolik z wyrysowaną
szachownicą i siedzeniami naokoło? Może najbardziej brakuje Wam kawałka
zadbanego trawnika, żeby każdy przyszedł ze swoim leżakiem? Być może wspólnota
mieszkaniowa pozwoli na postawienie grilla? Zazwyczaj przestrzeń, którą można
zagospodarować na osiedlu nie jest na tyle duża, żeby spełnić wszystkie
funkcje, postarajcie się jednak dokonać takiego wyboru, który w największym
stopniu zadowoli wszystkich zainteresowanych. Pamiętajcie też, żeby narysować
plan, zrobić kosztorys i razem zdecydować które prace wykonacie sami (im więcej
tym lepiej, to buduje poczucie odpowiedzialności i wspólnoty), a które
powierzycie fachowcom. Zanim wybierzecie rośliny sprawdźcie jaka jest gleba,
dopasujcie je do poziomu nasłonecznienia i funkcji, jaką wybraliście dla
Waszego terenu. Jeśli okolica Wam na to pozwala, to nie stawiajcie ogromnych
ogrodzeń, żebyście sami nie czuli się w środku jak w klatce.
Dzielcie prace
Koniecznie tak podzielcie prace, aby każdy był w coś
zaangażowany. Zadań jest sporo, jesteście w stanie dopasować się do różnych
możliwości czasowych czy zdrowotnych. Nie tylko sama organizacja przestrzeni
jest pracą, ale także planowanie, poszukiwanie informacji, kupno roślin,
organizowanie czy nadzór nad fachowcami – każdy ten etap wymaga czyjegoś
zaangażowania. Później podzielcie się dbaniem o swój skrawek zieleni, a
przynajmniej dwa razy do roku – jesienią i wiosną, wykonujcie prace wymagające
większego zaangażowania wspólnie.
Celebrujcie wspólnotę
Kiedy już zakończycie prace, to nie zapomnijcie razem z tej
przestrzeni korzystać! Oczywiście przychodzenie tam nie powinno być niczyim
obowiązkiem, ale zadbajcie o to, aby było miłą perspektywą. Wspólna praca na
etapie planowania i realizacji to zazwyczaj bardzo dobry wstęp do miłych sąsiedzkich
relacji. Cieszcie się tą przestrzenią. Kilka razy np. specjalnie się umówcie i
zorganizujcie składkowy podwieczorek, albo kolację. Posiedźcie, porozmawiajcie,
może przyjdzie Wam ochota na zrobienie jeszcze czegoś wspólnie?
Ponoć można je zrobić tylko raz. I to, jakie ono będzie
ma duży wpływ na to, jak będziemy postrzegani przez innych. O tym dlaczego
warto jest zadbać o to, żeby zrobić dobre pierwsze wrażenie, słów kilka.
Czas jaki mamy na to, aby wywrzeć to kluczowe wrażenie,
jest wyjątkowo krótki. Niektóre badania wskazują na to, że mieści się on w 11
sekundach. Choć jest go niewiele, to z pewnością wystarczy, aby przekonać do
siebie potencjalnego rozmówcę. Aby zyskać pewność siebie i za nic mieć te
kilkanaście sekund warto pamiętać o kilku prostych zasadach.
Absolutne podstawy...
… o których zawsze warto wspomnieć. Są nimi tak proste kwestie jak pamiętanie o
tym, aby dostosować swój ubiór do sytuacji. Innymi słowy: aby na spotkanie
biznesowe w siedzibie firmy, nie przyjść w szortach i koszulce. A z drugiej
strony, aby na akcję sadzenia drzew nie wybrać się w garniturze. W pierwszym
przypadku możemy zostać odebrani jako osoby niepoważnie podchodzące do swoich
obowiązków, a tym samym niegodne zaufania. W drugim zaś, na ludzi, którzy
pragną się wywyższyć, co z łatwością wybuduje mur między taką osobą a
otoczeniem. Wygląd zewnętrzny, mimo że nie jest kluczowy, to odgrywa sporą rolę
w budowaniu pozytywnego wrażenia. Kiedy chcemy wywrzeć dobre pierwsze wrażenie,
pamiętajmy o tym, aby strój był schludny i skromny. Awangardowe rozwiązania
lepiej zostawić na chwilę, kiedy z nowo poznanymi osobami nawiążemy lepszy
kontakt. Uśmiech
To jedna z ważniejszych kwestii. Dobry
humor i pogoda ducha sprawia, że ludzie chętniej przebywają w otoczeniu takiej
osoby. Drugą korzyścią płynącą z uśmiechu jest to, że pozytywnie wpływa na
nasze zdrowie. Osoby smutne, często wywołują w nas współczucie i chęć pomocy,
jednak w perspektywie czasu, staramy się ich unikać, aby nie chłonąć negatywnej
energii. Nie zapominajmy więc nigdy o uśmiechu! Zmysły
Nie pozwólmy, by nasz rozmówca miał
wrażenie, że rozmawia z powietrzem. A bardzo łatwo jest sprawić takie wrażenie,
uciekając wzrokiem na boki czy nie podejmowanie wątków rozmowy. Istotne jest
to, aby rozmówca wiedział, że go słuchamy. Dlatego jeśli jego wypowiedź trwa
długo, nie przerywajmy mu, ale za pomocą ruchów głowy i ciała, dajmy do
zrozumienia, że cały czas nasza uwaga jest skierowana tylko na niego. Warto być
ciekawym drugiego człowieka. Uścisk dłoni
Pewny uścisk dłoni świadczy o energii i woli działania. Jest oznaką
zdecydowania i odwagi. Pamiętajmy więc o tym, aby witając się z nowo poznaną osobą w ten sposób pozwolić jej zasygnalizować pewne cechy naszego charakteru,
które w pełni może poznać dużo później. Wykorzystajmy tę okazję! Głos
Warto pamiętać o poprawnej wymowie i o
tym, aby nasz rozmówca nie musiał nadstawiać ucha kiedy oczekuje naszej
odpowiedzi. Odpowiednio głośny i pewny ton głosu dodatkowo wzmacnia w odbiorcy
nasze poczucie pewności siebie. Mowa ciała
To co mówimy, i jak jest to odbierane, nie zależy jedynie od wypowiadanych
przez nas słów. Nasz rozmówca zanim nas usłyszy – zobaczy nas. Dlatego zarówno
nasza postawa, mowa ciała, jak i wspomniane już utrzymywanie kontaktu
wzrokowego jest tak istotne. Powinniśmy pamiętać o tzw. postawie otwartej. Nie
krzyżować rąk na wysokości piersi, wręcz przeciwnie, warto mieć je swobodnie
opuszczone wzdłuż ciała. Bądź spokojny To bywa najtrudniejszą do przestrzegania zasadą. Rozmowy
z nowymi ludźmi często potrafią nas sparaliżować. Nie możemy na to pozwolić.
Stres, podobnie jak pośpiech, jest złym doradcą. Pamiętajmy o tym, że naszym
rozmówcą jest człowiek, taki sam, jak my. Działają na nas te same mechanizmy i
podlegamy tym samym prawom. Takie symboliczne zrównanie interlokutorów powinno
pomóc w budowaniu równorzędnej relacji, wolnej od niepotrzebnego zdenerwowania
Społecznik też człowiek i odpocząć
musi. Osoby bardzo aktywne, które wiele swoich działań i uwagi kierują na
innych, często mają problem z odpoczynkiem. Ale przecież sposobów na spędzenie
wakacji jest mnóstwo, trzeba tylko znaleźć odpowiedni dla siebie. Nie
podpowiadamy pięknych miejsc na urlop, bo takich poradników jest wiele, ale
mamy kilka propozycji, dzięki którym możesz z jeszcze większym entuzjazmem
wrócić po wakacjach do swoich społecznikowskich zajęć.
Oderwij się
Zerwij z rutyną, ułóż swoje dni
inaczej niż w ciągu roku, sprawdź. Wzdychasz czytając o slow life, celebracji
śniadań, długiej pielęgnacji, rozciąganiu rano – spróbuj! Albo okaże się tak
super, że chociaż częściowo przemycisz to do codzienności, albo stwierdzisz, że
to jednak nie jest dla Ciebie i przestaniesz za tym tęsknić. Takie wyrwanie się
z rutyny daje ogromne poczucie odprężenia i otwiera głowę.
Zmień perspektywę
Z pewnością podczas Twojego urlopu
znajdziesz jakieś ciekawe wydarzenie, w którym możesz po prostu wziąć udział.
Warto czasem wyjść z roli organizatora i złapać perspektywę uczestnika. Twoje
obserwacje, odczucia czy rozmowy z innymi z pewnością wykorzystasz w kolejnych
działaniach. A jeśli weźmiesz udział w czymś, co odbierzesz bardzo pozytywnie,
to może poznasz organizatora i zrobicie w przyszłości coś razem?
Odpocznij od informacji
Społecznicy zazwyczaj starają się
być na bieżąco. Skala śledzonych informacji może być różna – od lokalnych, po
globalne. Jakkolwiek jest to u Ciebie, na czas urlopu spróbuj się od tego
odciąć, chociaż na parę dni. Odpocznij od analizowania, projektowania zmian, od
natłoku informacji. Nic bardzo istotnego Cię nie ominie, a zyskasz przestrzeń i
czas na inne rzeczy.
Spróbuj czegoś nowego
To mogą być bardzo różne rzeczy –
gatunek literatury, muzyki czy filmu, po który nigdy wcześniej nie sięgałeś,
miejsce, którego nigdy nie odwiedziłeś czy zupełnie nowa potrawa. Przeczytaj
lub posłuchaj o dziedzinie, o której nie masz pojęcia. Doświadczanie nowych
rzeczy, nawet jeśli uznamy, że więcej do nich nie wrócimy, pobudza kreatywność
i napędza usypianą codzienną rutyną ciekawość.
Poznaj kogoś
Poznawanie ludzi to coś, co bardzo
często społeczników napędza. Poznają bardzo wiele osób, z wieloma współpracują.
Jednak z czasem łatwo wpaść w pułapkę ciągłego poszukiwania okazji do działań.
Podczas urlopu poświęć komuś czas i uwagę by go poznać. To wcale nie musi być
ktoś zupełnie dla Ciebie nowy, każdy z nas ma wielu znajomych, czy nawet
przyjaciół, dla których nie mamy tyle czasu ile byśmy chcieli. Spotkaj się z
kimś i naprawdę posłuchaj co u niego słychać, co czuje i przeżywa.
Zobacz coś
Jeśli nie planujesz wyjazdów, to
zostań turystą w swojej okolicy. Lato to czas organizowania wycieczek, rejsów,
spacerów z przewodnikiem, wypraw tropem dzikich zwierząt i w poszukiwaniu
jadalnych roślin. Czekają muzea i galerie. Jeśli myślisz, że zupełnie nic
takiego się nie dzieję, to sprawdź ofertę turystyczną swojego miasta, gminy czy
pobliskiego nadleśnictwa i skorzystaj z jakiejś propozycji.
Zmień otoczenie
Oczywiście wyjazd to najprostszy
sposób na zmianę otoczenia, ale przecież nie jedyny. Możesz zrobić małe
przemeblowanie, albo zmienić jakiś znaczący akcent w mieszkaniu. Świetnie
działa też kolorystyczna wymiana dodatków, albo poprzestawiania rzeczy na
regałach i szafach. Pewnie nie raz doświadczyłeś, że jak praca w biurze
zupełnie nie idzie, to czasem wystarczy iść do innego pokoju, albo do kawiarni
i nagle pomysł na rozwiązanie sam przychodzi. Nasz mózg nie lubi nudy,
potrzebuje bodźców aby dobrze pracować.
Zmęcz się
Większość z nas w pracy nie ma za
wiele ruchu lub wykonuje jednostajne, powtarzalne czynności. Chociaż jednego
dnia podczas urlopu zmęcz się, ale tak porządnie. Jeśli idziesz na wędrówkę, to
taką, żebyś nóg nie czuł wieczorem. Jeśli masz ogród, to poświęć mu się w
całości. Zrób coś, co nie jest związane z pracą zawodową i społeczną, a co
wymaga sporego wysiłku. Jest duża szansa, że stwierdzisz, że dawno tak nie
odpocząłeś.
VI
edycja „Spółdzielni Pomysłów” za nami. Kilka dni temu poznaliśmy zwycięskie
projekty. Zostały nimi: ”Alchemia Czasu. 660 lat historii Krzepic” (bit.ly/2uBkLa6) autorstwa Radosława Hermana ,
„Nasz Tajemniczy Ogród” (bit.ly/2tDoLpg) ,
który stworzył Adam Bąk oraz „Bezpieczna
Przystań” (bit.ly/2vIFjxJ), zgłoszony przez
Dariusza Myślikowskiego. Na pewno
zastanawiacie się, co dokładnie przekonało Jury Konkursu do przyznania nagród
właśnie tym inicjatywom. Dlatego poniżej
przedstawiamy krótkie opisy każdego ze zwycięskich projektów, wskazując które z
elementów sprawiły, że Jury zobaczyło w nich to społecznikowskie „coś :)
”Alchemia Czasu. 660 lat historii
Krzepic” to projekt, który zakłada organizację wydarzenia
aktywizującego mieszkańców. Co ciekawe, nie jest to zwykły festyn, ale
warsztaty archeologiczne połączone z eksploracją na terenie tamtejszego zamku,
badaniami i nauką zabezpieczania zabytków. Uczestnicy będą mieli więc okazję
nie tylko spędzić razem czas, ale także doświadczyć niecodziennej przygody.
Stąd też, mimo że wydarzenie związane jest z trudną tematyką i specjalistyczną
wiedzą, to - naszym zdaniem - dzięki ciekawemu pomysłowi na realizację, ma
szansę okazać się sporym sukcesem. Już
nie możemy doczekać się efektów.
„Nasz Tajemniczy Ogród” to inicjatywa szkolna, która porusza bardzo istotą kwestię ochrony i
dbałości o środowisko. Dzięki jej realizacji uczniowie zyskają ciekawe miejsce,
gdzie będą mogli się uczyć i rozwijać przyrodnicze pasje. Wspólna praca na
rzecz rozwoju małego ogrodu meteorologicznego
z pewnością wspomoże rozwój społecznikowskich więzi między uczniami. A
nóż ktoś z nich zostanie kiedyś słynnym biologiem… :)
„Bezpieczna Przystań” kolejny wyróżniony projekt wydaje się najbardziej namacalny. W końcu
remontu świetlicy nie sposób nie zauważyć. Dzięki takiemu miejscu, jak to
powstające w Lasowicach możemy zapobiegać patologiom, wyrównywać szanse. A
współpraca, która jest konieczna przy tzw. „projektach budowalnych” z pewnością
zintegruje lokalną społeczność.
Podsumowując,
chcielibyśmy podkreślić, że zwycięskie projekty łączy jedna ważna cecha – każdy
z nich zostanie zrealizowany dzięki bezinteresownej współpracy lokalnej
społeczności. Nie przewidziano w nich wynagrodzenia za pracę zaangażowanych
osób czy zatrudniania podwykonawców z zewnątrz.
Dlaczego to takie ważne? Bo idea spółdzielczości, którą chcemy w Was
zaszczepić w ramach „Spółdzielni Pomysłów”, zakłada dobrowolne połączenie
wspólnych sił i dostępnych zasobów (również czasowych) na rzecz stworzenia
czegoś większego, służącego grupie.
Chodzi o to, aby poza pracą zawodową i codziennymi obowiązkami umieć
znaleźć czas na to, aby zdziałać coś wspólnie., nie dla pieniędzy. Przed
nami i Wami kolejne edycje Konkursu, a my chcielibyśmy udzielić Wam dwóch
drobnych rad. Po pierwsze, pamiętajcie o
przyszłości swoich projektów. Bardzo często, działania, mające na celu budowę
placu zabaw, zewnętrznej siłowni itd. wymagają późniejszych konserwacji bądź
remontów. Warto uwzględnić to w swoich planach, aby Wasza praca nie poszła na
marne.
Po drugie, pamiętajcie
również, że najciekawsze rzeczy powstają, dzięki połączeniu zapału i
kreatywności . Nie zrażajcie się więc, gdy napotykacie na trudności i
pamiętajcie, że do znalezienia odpowiedniego rozwiązania może zainspirować Was
nawet najbardziej błaha rzecz lub przypadkowe spotkanie. Walczcie więc o swoje pomysły
i szukajcie nieoczywistych sposobów. Życzymy Wam mnóstwo inspiracji!
Wakacje
to taki fajny czas, kiedy dzieci niekoniecznie są podzielone na grupy ze
względu na wiek, starsze bawią się z młodszymi i wiele od siebie uczą.
Postarajmy się zachęcać dzieci do wspólnych zabaw i odkrywania świata w zróżnicowanych
wiekowo grupach, do czego nie mają okazji w naszym systemie edukacji. Nie ma
znaczenia, czy jesteśmy na rodzinnych wakacjach czy opiekujemy się grupą na
koloniach, zawsze możemy skorzystać z poniższych pomysłów.
Świat wokół nas
Dzieci
w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym zazwyczaj sporo wiedzą o otaczającej
nas przyrodzie. Znają ciekawostki na temat roślin, owadów i małych zwierząt,
które można spotkać w lesie, parku czy łące. Mogą stać się przewodnikami i
nauczycielami dla młodszych dzieciaków, świetnie się przy tym bawiąc. Z
pewnością poczuję też dumę i trochę odpowiedzialności w takiej roli. Starszaki
zapraszajmy do opowieści, a młodsze dzieci zachęcajmy do zbierania kamyczków,
patyczków czy listków, o których są opowiadane historie. Możecie też wszyscy
przygotować sobie pamiątki z wakacji – coś na wzór zielnika, który jest
ciekawym zadaniem dla starszych dzieci. Ale z taką prostą formą, jak
przyklejenie listka, piasku itp. poradzą sobie już kilkulatki.
Eksperymenty
Jest
cała masa eksperymentów, podczas których woda zmienia kolor, wylewa się jak
wulkan z krateru, spektakularnie paruje itp. W ciągu roku szkolnego rzadko mamy
czas na takie pracochłonne zajęcia, a ze względu na ich „wybuchowość” lepiej je
przeprowadzać na dworze. Lato to idealny czas, zbudujcie sobie laboratorium pod
chmurką. Wystarczy, że wpiszecie w wyszukiwarkę hasło eksperymenty z wodą,
albo eksperymenty domowe, a znajdziecie tyle inspiracji, że z pewnością
coś zostanie jeszcze na rok szkolny. Eksperymenty są bardzo wciągające i
angażują dzieci na długi czas. Większość z nich wciągnie także dorosłych!
Opowieści dziwnej treści
Dzieci
żyją w tak samo pędzącym świecie jak dorośli. Otrzymują dużo krótkich
informacji obfitujących w przekaz obrazkowy. Często mają problem z konstruowaniem
dłuższych wypowiedzi, zachowaniem ciągu przyczynowo-skutkowego i spójnej
struktury. Jednym z antidotum jest wieczorne czytanie, ale wakacje to świetny
czas żeby oddać więcej pola dzieciom. Długa podróż samochodem? Zimny deszczowy
dzień? Przeziębienie? To okazje, żeby wykorzystać różne zabawy z opowiadaniem
historii. Mamy oczywiście na rynku różne akcesoria jak karty czy kości
opowieści, ale nie są one konieczne. Pobawcie się np. w układanie historii,
gdzie każdy dopowiada jedno zdanie. Albo na zasadzie skojarzeń – układamy kilka
przypadkowych przedmiotów i trzeba ułożyć historię, która je wszystkie połączy.
Tu naprawdę jest wiele możliwości!
Nuuudzę się!
Nuda to ważny czynnik rozwojowy, jak ktoś ma zawsze czas
zapełniony zadaniami i rozrywkami, to nie ma czasu pomyśleć na co naprawdę ma
ochotę, co go najbardziej interesuje. Nie ma czasu na zgłębianie swoich
największych pasji, ani poznanie samego siebie. Dlatego tak bardzo ważne jest,
żeby dać dzieciakom czas na nudę, pobycie we własnym towarzystwie oraz grupie
rówieśniczej bez czasu organizowanego przez dorosłych. W ciągu roku szkolnego
dla wielu dzieci to prawdziwy luksus, pozwólmy ponudzić im się chociaż w
wakacje. Nauczą się same organizować sobie czas, przydzielać zadania,
negocjować, bronić własnego zdania. To bardzo cenne umiejętności w życiu
dorosłym, ale wymagają czasu na trenowanie i wzmacnianie, mało kto z nimi się
po prostu rodzi. Nie zapominajmy o tak zwanym „czasie wolnym” planując kolejne
dni urlopu. To ważne także dla dorosłych.
Często
znalezienie pasji wcale nie jest takie łatwe, jak się może wydawać. W końcu
nikt nie wie od razu w czym jest dobry, albo co tak naprawdę go interesuje. Konieczne
jest próbowanie i otwartość na to co nowe i nieznane. Jednak, gdy już to swoje
hobby odnajdziemy, wtedy zazwyczaj chcemy mu się oddać w pełni. Podobnie mają
osoby niepełnosprawne, które, dzięki zarażeniu ich pasją do czegoś, mogą
rozwijać swoje zdolności, o których często nawet nie wiedzieli.
Tym
tropem podążała Grupa „Przystań” działająca przy Zespole Szkół Specjalnych nr
11 w Kaliszu, przy zgłaszaniu swojego projektu „MISZ – MASZ – społeczne koło
muzyczno-artystyczne dla dzieci niepełnosprawnych” do V edycji konkursu
„Spółdzielnia Pomysłów”.
Choć
istnieją od niedawna już zdążyli zrobić mnóstwo dobrego. Są Grupą Wsparcia dla
Rodziców Dzieci Niepełnosprawnych, ale także organizują przeróżne zajęcia dla dzieci. W myśl idei:
rozwoju przez współdziałanie. Obecnie liczą sobie około 230 osób. Ich
najmłodszy członek ma 2 latka, a najstarszy 32. Ich
celem jest rozwijanie pasji i wszelakich aktywności wśród dzieci
niepełnosprawnych. Jednym z ich pomysłów stało się stworzenie koła
muzyczno-artystycznego. I właśnie z tą inicjatywą zgłosili się do „Spółdzielni
Pomysłów.” Jak pisali w zgłoszeniu „W
"Przystani" mamy wiele utalentowanych dzieci ,tą inicjatywą chcemy
"wyciągnąć" je z muzykowania w domowym kącie ,zebrać w duży zespół i
pokazać wszystkim w tym także środowisku lokalnemu ,że mimo wielu
niepełnosprawności dzieci te są wyjątkowe- mają serce, radość z muzykowania i
często skrywane talenty.” Z wygranej chcieli wyremontować i wyposażyć salę, w
której mogliby prowadzić warsztaty dla dzieci. Dzięki
wygranej w konkursie „Spółdzielnia Pomysłów” ich marzenie o miejscu, w którym
będę mogli realizować swoje muzyczne pasje się spełniło. Wyremontowali salę i
wyposażyli ją w niezbędne sprzęty. Zlazły się tam między innymi pianino,
instrumenty perkusyjne, różnego rodzaju bębny czy grzechotki. Ponadto mnóstwo
innych muzycznych elementów, takich jaki płyty, śpiewniki, a nawet
karaoke. Sala jest dostosowana do
prowadzenia zajęć w formie warsztatowej, co jest znaczonym uatrakcyjnienie do
małych muzyków.
Uroczyste
otwarcie odbyło się 2 czerwca 2017 roku. Jak przekonują organizatorzy tej
wspaniałej inicjatywy, efekt przerósł ich najśmielsze oczekiwania, a co
najważniejsze także oczekiwania samych dzieci. Remont i wyposażanie to wspólne
dzieło rodziców uczniów i nauczycieli z Zespołu Szkół. Wszystko w myśl
społecznikowskiej idei.
Od
teraz niepełnosprawne dzieci wraz z rodzicami i opiekunami mogą korzystać z w
pełni wyposażonego i co najważniejsze dostosowanego i bezpiecznego
pomieszczenia do rozwijania swoich muzycznych pasji. Ich poczynania możecie na
bieżąco śledzić na stronie internetowej (www.przystan.kalisz.pl) i profilu na
Facebooku (www.facebook.com/Fanpage-Grupy-Wsparcia-Przysta%C5%84-353020651746990/).
Coś nam się wydaje, że o muzycznym
klubie MISZ- MASZ z Kalisza jeszcze nie raz usłyszymy. I dosłownie i w
przenośni :)
Centrum
Zdrowia Dziecka w warszawskiej dzielnicy Wawer to miejsce wyjątkowe. Dzięki
niemu udało się uratować ogromną liczbę dzieci. Często jednak zapomina się, że
poza dziećmi są tam także ich rodzice, którzy niekiedy przez kilka tygodni czy
miesięcy zostają w CZD, aby wspierać i doglądać swojego pociechy. Na
szczęście są ludzie, którzy o nich pamiętaj. To zwycięzcy V edycji konkursu
„Spółdzielnia Pomysłów” – grupa SOS – Mieszkańcy Wawra Rodzicom z CZD. Ich cel jest prosty. Chcą pomagać rodzinom z
Centrum Zdrowia Dziecka, nawet w najbardziej prozaicznych czynnościach, między innymi w zakupach czy praniu. Jak sami
podkreślają, zdarza się, że rodzice wraz z dziećmi do szpitala trafiają nagle,
bez potrzebnych rzeczy, czasem z obszarów całej Polski. Wtedy zjawiają się oni.
Organizują podstawowy zestaw jak przybory sanitarne, poduszka, koc, ręcznik,
leżak. Każdy przybyły rodzic może się do nich zgłosić, a z pewnością otrzyma
pomoc niezbędne wsparcie. Na produktach pierwszej potrzeby oczywiście się nie
kończy. SOS organizuje także zbiórki zabawek dla dzieci czy ubrań na zmianę.
Dla nich nie ma rzeczy niemożliwych. Na niektóre trzeba czasem minutę poczekać. :) Jednak wawrowa społeczność
poruszy niebo i ziemię, żeby tylko pomóc rodzicom i dzieciom. Na przykład w
organizacji urodzin małego pacjenta.
Oczywiście
grupa zapaleńców z Warszawy nie tylko dba o dostarczenie pomocy materialnej.
Zdają sobie sprawę, że dla wielu rodzin Centrum Zdrowia Dziecka staje się
drugim domem, często na bardzo długo, dlatego SOS dba także o integrację.
Organizują Dni Dziecka, Mikołajki, pomagają przy uroczystościach małych pacjentów.
Wszystko, aby sprawić, żeby pobyt w CZD była jak najlepszy.
Po zwycięstwie w „Spółdzielni Pomysłów” rozwinęli skrzydła jeszcze bardziej. Ich
otwarta grupa na Facebooku (www.facebook.com/groups/1542351819400100/)
liczy sobie już ponad 6 tysięcy członków, a ich liczba stale rośnie. Choć to
inicjatywa lokalna, jej zasięg zaczyna zataczać coraz szersze kręgi. Na
wspomnianej już grupie, która powoli zaczyna się robić społecznością przez
wielkie S, są rodzice, którzy wymieniają się doświadczeniami, osoby skupione
wokół inicjatywy SOS, ale też ludzie z całej Polski, którzy oferują swoje
wsparcie. Bo Grupie z Wawra ciągle można pomagać. W końcu pakietów startowych
nigdy dość. Są w nich produkty, które wymagają stałego uzupełniania, jak
szczoteczki do zębów czy środki higieniczne. Dlatego każda jest dla nich ważna
i stale potrzebna. Można zgłaszać się zarówno z produktami tzw. pierwszej
potrzeby, ale także z zabawkami, grami czy ubraniami. Wszystko może się
przydać. Wsparcie SOS to nie tylko darowizny rzeczowe. To poświęcony czas i
obecność. Pranie, pakowanie, przygotowywanie. Dla każdego znajdzie się coś do
zrobienia. Wystarczy tylko otwarte serce, jak mówiła w filmiku promocyjnym
jedna z organizatorek. My
trzymamy kciuki. Zarówno za SOS, jak i za rodziców i dzieci z Centrum Zdrowia
Dziecka. Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej o działaniach tej niesamowitej
inicjatywy i wspomóc ich działania odwiedzajcie ich grupę na Facebooku (www.facebook.com/groups/1542351819400100/)
Mieszkańcy małych miejscowości często rezygnują z udziału
w ogólnopolskich konkursach, obawiając się, że nie mają szans w rywalizacji z
większymi ośrodkami miejskimi. Przykład społeczników z Chwałowic pokazuje, że
nie ma się czego bać, a wartościowe pomysły bronią się same.
Chwałowice to niewielka wieś
położona w województwie dolnośląskim, na południowy wschód od Wrocławia. Według
danych z 2016 mieszka tam zaledwie ok. 550 osób. Niewiele, prawda? Niektórzy z
nas mają więcej znajomych na Facebooku! No właśnie tylko czy prawdziwych? Bo w
Chwałowicach ludzie naprawdę się znają i potrafią działać razem. Świadczą o tym
m.in. inicjatywy lokalnego Stowarzyszenia Rzecz Rozwoju i Integracji Chwałowic,
które działa tam od 2008 roku. My poznaliśmy działalność tych wspaniałych ludzi
jesienią 2016, kiedy zgłosili jeden ze swoich pomysłów na lokalną integrację do
V edycji konkursu Spółdzielnia Pomysłów.
Klub Książki w Chwałowicach
miał powstać po to, aby „integrować, łączyć, spajać potrzeby i oczekiwania
dorosłych, bardzo dorosłych oraz dzieci” – napisano w zgłoszeniu. I tak właśnie
się stało. Na czym dokładnie polega ta inicjatywa, dlaczego organizatorom tak
bardzo zależało, aby integrować mieszkańców właśnie wokół czytania książek? O
tym chcemy Wam opowiedzieć.
Na siedzibę Klubu wybrano
pomieszczenie w, działającym w Chwałowicach, schronisku szkolnym. Teraz wygląda
bardzo estetycznie i przytulnie, ale najpierw trzeba było je wyremontować,
wyposażyć w zakupione meble, zaaranżować przestrzeń, wysprzątać. Do pracy ruszyli
więc mieszkańcy. Najpierw odmalowano ściany i przetransportowano meble, potem
zajęto się sprzątaniem, skręcaniem i mocowaniem do ścian drewnianych regałów,
ustawianiem mebli czy wieszaniem żyrandoli. Jak widać na zdjęciach, ekipa była
zgrana, a dobry humory dopisywały. W efekcie powstało kolorowe, przyjemne
pomieszczenie, które teraz trzeba było tylko wyposażyć w książki. W dniu
otwarcia Klubu, księgozbiór liczył aż 800 tytułów. Część z nich zakupiono z
wygranej w konkursie Spółdzielnia Pomysłów, część przyniosły osoby zaangażowane
w projekt oraz mieszkańcy Chwałowic. Nowe
miejsce wyposażono także w gry planszowe filmy i bajki na płytach. Gotowa, wyposażona przestrzeń
to jeszcze nie wszystko. Działacze Stowarzyszenia wymarzyli sobie, aby w Klub
był miejscem, w którym czas będzie spędzany wyjątkowo – bez pośpiechu, twórczo,
kreatywnie, rozwijająco, a przede wszystkim wspólnie. Dlatego już w dniu
otwarcia odbył się wieczór poezji niepoważnej, w którym udział brały zarówno
dzieci jak i dorośli. Zaraz potem zaplanowano również cykl międzypokoleniowych
warsztatów czytelniczych. W planach jest także regularne zapraszanie do
Chwałowic pisarzy i twórców wrocławskich i dolnośląskich. Organizatorom marzy
się na przykład wizyta Marka Krajewskiego czy Joanny Lamparskiej. Bo tak
naprawdę chodzi też o to, aby w przyjemny i nowoczesny sposób przywrócić w
Chwałowicach modę na czytanie. Nic, tylko trzymać kciuki :) Oficjalne otwarcie Klubu
odbyło się 8 kwietnia 2017 i od tego czasu każdy mieszkaniec może korzystać z
nowego miejsca. Jest ono otwarte na razie w dwa wieczory w tygodniu, ale
planowane jest rozszerzenie działalności. Wszystkie aktualne informacje można znaleźć
na www.chwalowice.org.
Przy projektach dla Głuchych*
połączyła je empatia, kreatywność i poczucie, że nie można godzić się na
zastany porządek świata. Jak działania na rzecz osób niesłyszących wyglądają w
praktyce, skąd biorą się pomysły na ich realizację i jak można zdobyć na nie
finansowanie? Opowiedzą przedstawicielki organizacji, które każdego dnia
podejmują takie wyzwania: Elwira Rewcio
(Oddział Zachodniopomorski Polskiego Związku Głuchych) oraz Małgorzata
Furga (koordynatorka projektów “Głusi
w przestrzeni publicznej” oraz “Głusi w przestrzeni publicznej II”). 1. Jak zaczęła
się Wasza historia z Głuchymi? Elwira Rewcio: Moja historia rozpoczęła się od przypadku. Po zawodowych doświadczeniach
w placówkach kultury i edukacji, zaczęłam się więc rozglądać za czymś nowym i
dającym szansę na rozwój. W tym samym czasie Zarząd Oddziału
Zachodniopomorskiego Polskiego Związku Głuchych poszukiwał kogoś, kto miałby
kwalifikacje i nie bał się nowych wyzwań. Tak skrzyżowały się nasze drogi i w
2001 roku zaczęłam tworzyć Dom Dziennego Pobytu Niesłyszących. Była to pierwsza
tego typu placówka w kraju. To były owocne lata, podczas których udało mi się
wiele zrobić na rzecz tej placówki, ale również i ja nauczyłam się dużo o
świecie i kulturze Głuchych. Potem życie spłatało kolejnego figla i zostałam
powołana na stanowisko kierownika Wojewódzkiego Ośrodka Rehabilitacji i
Wsparcia Społecznego Niesłyszących. Małgorzata Furga: Prawdopodobnie były to projekty artystyczne i
teatralne realizowane z partnerami z Niemiec i Austrii. Zafascynowała mnie
wtedy współpraca słyszących i niesłyszących i ten świat pozornie bez dźwięku.
Przy bliższym poznaniu tego środowiska okazało się, jak bardzo są oni
wykluczeni ze świata ludzi słyszących. Okazało się, że język polski jest dla
nich językiem obcym, a także, że język migowy nie jest językiem uniwersalnym,
międzynarodowym. Jako dziennikarz Polskiego Radia Szczecin często mówiłam też o
problemach Głuchych i pomagałam im je nagłośnić. 2. Jak
określiłybyście swoją rolę w szczecińskiej społeczności Głuchych? Elwira Rewcio: Jestem osobą, która pomaga Głuchym w normalnym funkcjonowaniu
społecznym. Nasz Oddział wspiera aktualnie około 2000 osób z wadą słuchu.
Współpracujemy przy tym z wieloma instytucjami zarówno samorządowymi,
edukacyjnymi, z placówkami kultury i firmami. Małgorzata Furga: Moja bliższa współpraca z OZ PZG rozpoczęła się
w 2013 roku, kiedy
zostałam poproszona o pomoc w
napisaniu projektu do FIO (Funduszu Inicjatyw
Obywatelskich). Jego celem
było zwiększenie dostępu do informacji publicznej oraz edukacja w zakresie praw
obywatelskich osób z wadą słuchu, ale także wyposażenie urzędników w informacje
dotyczące specyfiki komunikowania się osób niesłyszących i niedosłyszących.
Partnerem w sposób naturalny został Urząd Miasta Szczecin. Zatytułowaliśmy to
działanie „Głusi w przestrzeni publicznej” i po wygraniu konkursu rozpoczęliśmy
jego realizację w maju 2013 roku. Projekt ukończyliśmy w grudniu tego samego
roku. W ramach projektu przeszkoliliśmy 900 urzędników UM Szczecin i 100
podopiecznych OZ PZG. Dokonaliśmy uproszczenia i dostosowania do percepcji
Głuchych 32 najczęściej stosowanych procedur administracyjnych. Potem przyszła
kolej na projekt „ Bezpieczni Obywatele Świata Ciszy” realizowany w
partnerstwie z Komendą Wojewódzką Policji w Szczecinie i II edycję projektu „
Głusi w Przestrzeni publicznej” - z Urzędem Miasta Szczecin i Technoparkiem
Pomerania.
3. Co jest Waszą
miarą sukcesu? Elwira Rewcio: W swoim życiu zawodowym nauczyłam się dość szybko kierować zasadą, że
miarą sukcesu nie jest pozycja jaką się osiągnęło, ale przeszkody jakie się na
drodze do sukcesu pokonało. Tych przeszkód w pracy w OZ PZG jest dość sporo.
Trzeba pokonać nie tylko barierę językową, ale również kulturową. Przekonać
środowisko Głuchych, że jest się osobą, z którą nie muszą się obawiać
współpracy, a później pomagać ludziom z tego środowiska funkcjonować w świecie
dla nich częściowo obcym. Myślę, że swoją pracą na co dzień udowadniam, że
osiąganie sukcesu, choć wiąże się z ciężką pracą i niejednokrotnie osobistymi
wyrzeczeniami, jest jak najbardziej realne, szczególnie w pracy w III sektorze.
Małgorzata Furga: Jeśli chodzi o realizację projektów, to na
pewno pomogła wiedza zdobyta podczas studiów podyplomowych dotyczących Unii
Europejskiej i zarządzania projektami. Poza tym moja praca zawodowa w radiowej
redakcji publicystyki dała możliwość poznania doświadczeń innych
projektodawców, jak również zmuszała do aktualizowania wiedzy potrzebnej do pisania
projektów i ich realizacji. 4. Jakie są
najczęstsze problemy, z jakimi się mierzycie? Elwira Rewcio: Brak świadomości społecznej o specyfice problemów, na jakie napotykają
osoby z wadą słuchu ze względu na znikomy dostęp do informacji. Głusi są po
prostu obcokrajowcami we własnym kraju. Dzięki wieloletniej walce tego
środowiska (ruch społeczny Głuchych w tym roku obchodzi 140 rocznicę swojej
działalności) dotarliśmy do miejsca, w którym powoli zaczynają być dostrzegani
i szanowani, ale to jeszcze wiele lat ciężkiej pracy i walki, aby mogli być
równoprawnymi obywatelami nie napotykającymi co chwila barier na swojej
codziennej drodze. Na dziś wciąż bez pomocy tłumaczy języka migowego, którzy
zarazem są ich osobistymi asystentami i pomagają im zrozumieć obcy świat nie są
w stanie załatwić wielu codziennych życiowych spraw. Małgorzata Furga: Najtrudniej jest przekonać niektórych
urzędników do dostosowania
urzędowego języka i praktyki
urzędniczej do możliwości osób z wadą słuchu. Zbyt często
jeszcze to nie urząd jest dla
mieszkańca - ale mieszkańcy dla urzędu. Dlatego tak trudno
upraszcza się procedury
administracyjne do poziomu zrozumiałego dla osób z wadą słuchu i
nie tylko. Pozostali
mieszkańcy miasta też ich nie rozumieją. W I edycji projektu “Głusi w
przestrzeni publicznej”, Głusi
poznali urzędników potrafiących migać i posmakowali
samodzielnego załatwiania
swoich spraw w UM Szczecin. W drugiej edycji projektu dostaną
przewodnik internetowy po
urzędach (Zarząd Budynków i Lokali Komunalnych, Miejski
Ośrodek Pomocy Rodzinie,
Zarząd Dróg i Transportu Miejskiego i Urząd Miasta Szczecin),
połączony z opisami ponad 70
spraw, które będą mogli samodzielnie załatwić w tych
urzędach.
5. Czy Głusi
korzystają ze zdobyczy tzw. nowych technologii? Elwira Rewcio: Tak, szczególnie młodzi Głusi bardzo chętnie sięgają po nowe
technologie. Świat wirtualny i możliwość komunikacji wizualnej pozwala im na
kontakt z Głuchymi na całym świecie; i choć każdy kraj ma swój język migowy, to
wywodzą się one ze wspólnych założeń – są to języki
wizualno-przestrzenno-emocjonalne, co pozwala na szybsze znalezienie cech
wspólnych. Dzięki nowym technologiom mają również większe poczucie
bezpieczeństwa i o wiele szybszy kontakt z tłumaczem lub rodziną. Nowe
technologie dają im również szansę na nowe zawody, a co za tym idzie na
pracę. Małgorzata Furga: Dla Głuchych telefon (SMSy), Internet i
komputer to podstawowe
narzędzia komunikacji ze
światem, innymi Głuchymi oraz tłumaczami języka migowego. Na
pewno nie rozumieją zagrożeń
związanych z nowymi technologiami i nie zawsze bezpiecznie się zachowują w
Internecie, m.in. ze względu na brak zrozumienia regulaminów, nawet napisanych
w języku polskim.
6. Jak wygląda
historia i przebieg obu edycji projektu “Głusi w przestrzeni publicznej”? Elwira Rewcio: Zaczęło się to od potrzeby pomagania Głuchych
przy każdej nawet najdrobniejszej sprawie i zbyt małej liczbie zatrudnionych
tłumaczy. Rozmowy z włodarzami miasta przyniosły owoce w postaci szkoleń z
zakresu podstaw języka migowego dla pracowników obsługujących naszych
mieszkańców, w tym również z wadą słuchu. Apetyt jednak rośnie w miarę jedzenia
- tak zaczęły się rozmowy o szukaniu
bardziej owocnych rozwiązań problemu dotyczącego dostępności procedur urzędowych.
Natrafiłam na ogłoszony przez Ministerstwo konkurs ze środków Funduszu
Inicjatyw Obywatelskich. Potem to już tylko było szukanie sprzymierzeńców,
burze mózgów i oczekiwanie na wyniki konkursu. Kiedy pierwsza edycja przyniosła
efekty większe niż zakładane wszyscy wiedzieli jedno – konieczna jest
kontynuacja i tak kolejny konkurs przyniósł nowy projekt, a do duetu
partnerskiego czyli Urzędu Miasta i Oddziału Zachodniopomorskiego Polskiego
Związku Głuchych dołączył jako trzeci partner Technopark Pomerania. Małgorzata Furga: Pierwsza edycja projektu była realizowana w
2013 roku. II edycja rozpoczęła się w maju 2015 roku i potrwa do 30 listopada
2016 roku. W pierwszej edycji wzięło udział około 1000 beneficjentów (100
Głuchych i ponad 900
urzędników). Stworzony został
kurs e-learningowy dla urzędników prezentujący specyfikę
środowiska Głuchych i ich
sposoby komunikowania się. Z kolei osoby z wadą słuchu
zapoznały się z pracą
najważniejszych wydziałów UM Szczecin w spotkaniach z ich
dyrektorami. 32 procedury
administracyjne zostały uproszczone, przemigane i udostępnione
na stronie UM Szczecin. W
drugiej edycji projektu zostało uproszczonych, przemiganych
ponad 40 spraw, które można
będzie załatwić w ZBiLK, ZDiTM i MOPR w Szczecinie. Dzięki
wsparciu specjalistów z
Technoparku Pomerania niesłyszący informatyk i filmowiec mógł
przygotować internetowy
przewodnik po wymienionych urzędach, połączony z ponad 70
sprawami (procedurami
administracyjnymi) z pierwszej i drugiej edycji projektu. Dzięki tej współpracy
zmodernizowana została strona internetowa projektu.
Dodatkową wartością projektu
było przeszkolenie pracowników wspomnianych
instytucji w zakresie
komunikowania się Głuchych. Także autobusy i tramwaje miejskie zostały
wyposażone w ulotki, które mają ułatwić kierowcom i motorniczym udzielenie Głuchym
pomocy w sytuacji zagrożenia życia. Dzięki tym projektom Głusi na pewno mogą
się poczuć bezpieczniej. Ostatnio na przykład zgłosili potrzebę dostosowania
systemu łączności ze stacją pogotowia ratunkowego, tak aby mogli wezwać
pogotowie bez pomocy tłumacza języka migowego. Na razie nie możemy pochwalić
się sukcesem w tej kwestii, ale być może uda się to zmienić w przyszłości i
doprowadzić do wykorzystania specjalnej aplikacji w telefonie oraz opracowania
nowoczesnego systemu komunikatów odbieranych przez dyspozytora pogotowia.
7. Czego
powinniśmy życzyć projektom GwPP/GwPP2? A czego Wam? Elwira
Rewcio: Realizując kolejny projekt
dostrzegamy potrzebę otwierania następnych przestrzeni publicznych. Dlatego też
dopóki nie wszystkie drzwi staną otworem dla obywatela i pozwolą mu na większą
samodzielność, trzeba nam życzyć wygranych w następnych edycjach konkursów w
towarzystwie twórczych i zaangażowanych partnerów, a mnie wytrwałości,
kreatywności i siły. Małgorzata
Furga: Poza zakończeniem naszego
projektu, na pewno kolejnych równie ciekawych i emocjonujących. Bo każdy taki
innowacyjny projekt to wielka przygoda. Czyli można mi życzyć jeszcze więcej
takich przygód. Dziękujemy za
rozmowę! * “Głusi” sami siebie definiują jako subkulturę
i dlatego piszą o sobie wielką literą.
Jakiś czas temu media obiegła informacja o domu spokojnej starości w
Holandii, który zdecydował się na
udostępnienie bezpłatnego zakwaterowania… studentom w ramach projektu
niwelowania negatywnych skutków procesu starzenia się. Dom pod nazwą
“Humanitas” w Deventer wymaga od młodych rezydentów “bycia dobrym sąsiadem”
przez minimum 30 godzin miesięcznie - czyli między innymi wspólnego oglądania
rozgrywek sportowych, obchodzenia urodzin, czy też przede wszystkim
dotrzymywania towarzystwa w przypadku choroby, co pomaga seniorom czuć się
częścią społeczności.
Jak to wygląda w Polsce? Mimo że 29% przebadanych przez CBOS
w 2013 roku (raport “Rodzina – jej współczesne znaczenie i rozumienie”) zadeklarowało, że
chciałoby żyć w dużej rodzinie wielopokoleniowej, nie jest to popularny model,
szczególnie w miastach. Ponadto ważny tu jest czynnik migracji zarobkowych osób
w wieku produkcyjnym poza granice kraju i pozostawionych w kraju starzejących
się rodziców. Z drugiej strony miasta mają coraz więcej do zaoferowania seniorom
i starają się aktywnie podchodzić do tematu ułatwienia oraz urozmaicenia życia
osób starszych, choć pozostaje jeszcze sporo do zrobienia, jak podsumowuje dr
Rafał Iwański, który bada społeczne i ekonomiczne konsekwencje starzenia się
społeczeństw (członek zarządu Oddziału Szczecińskiego Polskiego Towarzystwa
Gerontologicznego, autor książki “Opieka długoterminowa nad osobami starszymi”, która przeznaczona jest dla wykładowców i studentów,
stykających się z problematyką starzenia się populacji na kierunkach związanych
z polityką społeczną, pracą socjalną oraz nauk o zdrowiu, a także pracowników
sektora pomocy społecznej i ochrony zdrowia oraz dla osób odpowiedzialnych za
kreowanie i wdrażanie polityki społecznej wobec niesamodzielnych seniorów). Oferta domów kultury coraz częściej obejmuje zajęcia
dedykowane seniorom: na przykład szczeciński “Klub Skolwin” zaprasza na choreoterapię czy zajęcia informatyczne. Podobne zajęcia odbywają się również przy Fundacji Kultury i Sportu “Prawobrzeże”, a także w prężnej Akademii Aktywnego Seniora przy Miejskim Ośrodku Kultury w dzielnicy Dąbie. W samym
Szczecinie istnieje także kilka cennych inicjatyw, które nie tylko odnoszą się
do konkretnych potrzeb seniorów, ale i łączą przy tym pokolenia. Jednym z
przykładów jest uruchomiony przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej Dzienny Dom “Senior-Wigor”. Rafał Iwański opisuje również,
że w przyszłym roku otwarty zostanie Klub Seniora przy Domu Kultury “Klub
Skolwin” oraz przywołuje też jako dobry przykład działania Szczecińskiego
Humanistycznego Uniwersytetu Seniora,
który ma już ponad 500 studentów! Jednym z najciekawszych projektów SHUS jest
stworzenie i prowadzenie zajęć przy pomocy
kombinezona-symulatora, który ma na celu
uświadamianie, czym w praktyce jest starość: gdy młodzi wejdą do takiego
symulatora, po paru krokach mogą odczuć na własnej skórze, co to znaczy mieć na
przykład 70 lat. Jak jednak wyglądają oferty współpracy międzypokoleniowej?
Bardzo często w przypadku Szczecińskiego Humanistycznego Uniwersytetu Seniora
to studenci pełnią rolę koordynatorów grup seniorów (grup fotograficznych,
wolontariuszy bibliotecznych, wolontariuszy w Filharmonii etc.) i przesyłają
potem na stronę internetową relacje z wydarzeń. Na fanpage’u SHUS można
podziwiać też galerię z wyraźnie międzypokoleniowego zakończenia roku akademickiego 2015/16. Z kolei Stowarzyszenie
Uniwersytet Trzeciego Wieku w Szczecinie
współpracuje od lat z Instytutem Pedagogiki i z ich studentami w roli
animatorów organizuje wydarzenia integracyjne.
Najczęstszymi problemami jednak, z jakimi mierzą się osoby
pracujące z seniorami to wbrew pozorom nie liczba osób starszych, która
uczestniczy w inicjatywach - bo ta się cały czas zwiększa, a brak odpowiednich
środków i ludzi, którzy posiadają kompetencje do pracy na rzecz seniorów i z
seniorami. Rafał Iwański podkreśla, że radzą sobie z tym poprzez system
wolontariatu i otwartość na nowe osoby oraz występują o środki zewnętrzne, m.in.
gminne, regionalne i ministerialne.
- Naszą miarą sukcesu
jest dopasowanie oferty do zapotrzebowania i pobudzanie aktywności tej grupy
społecznej. Seniorzy, z którymi współpracuję bezpośrednio bardzo chętnie
korzystają z pomocy i uzupełniamy się wzajemnie. - dodaje dr Iwański - Można nam jednak życzyć stabilnych projektów
niezbędnych do finansowania inicjatyw oraz prostych zasad aplikacji i
rozliczania dotacji.
Wszyscy lubią
oglądać filmy, a dostęp do dobrego kina jest dziś znacznie łatwiejszy niż
kiedyś. Zamiast oglądać je w samotności, w domowym zaciszu, wykorzystajmy je
jako pretekst do sąsiedzkiej integracji! Poniżej prezentujemy kilka pomysłów na
wspólne działania z filmem w tle. Klub Filmowy
Znacie to uczucie, kiedy widzicie w telewizji lub na
bilboardzie reklamę filmu, na który chętnie byście się wybrali, ale nie ma z
kim, a samotne wyjście to nie to samo? Każdy, kto choć trochę lubi obserwować
świat na srebrnym ekranie na pewno nie raz to poczuł. Pomyślcie więc, że takich
osób jest więcej i bardzo prosto można temu zaradzić, organizując wspólne
wyjścia do kina. Społeczność sąsiedzka to doskonała grupa na realizację tego
celu. Wszyscy mieszkają przecież w tym samym miejscu, stąd też można zorganizować
wspólny transport, czy też razem wybrać się na autobus czy tramwaj i nie ma
mowy o samotnych powrotach po zmroku. O ile dla młodych osób nie jest to
problem, to ludzie trochę starsi lub nieśmiali często traktują to jako barierę
uniemożliwiającą pozadomowe aktywności. Pozostaje tylko wybrać odpowiednie
kino, sprawdzić aktualne promocje (czasami dla większych grup bilety są tańsze,
a niektóre kina mają w swojej ofercie stałe zniżki, np. w ciągu tygodnia) i
zacząć integrować okolicznych kinomaniaków.
Sąsiedzki DKF
Jeśli mieszkacie w małej miejscowości, gdzie oferta
kinowa nie jest zbyt bogata, sami zorganizujcie warunki do oglądania filmów!
Tak naprawdę potrzebne jest jedynie odpowiednie miejsce spotkań (tu warto być w
dobrych relacjach z pracownikami miejscowej biblioteki, czy jakiejkolwiek innej
instytucji, która dysponuje krzesłami oraz pomieszczeniem ze ścianą do wyświetlania
filmów) i odrobina kreatywności, aby zachęcić sąsiadów do aktywnego udziału w
filmowych spotkaniach. Jednym z pomysłów może być przekazanie doboru repertuaru
w ręce uczestników. Każdy z przychodzących miałby swoją kolej na wybranie filmu
i zaproponowanie tematu dyskusji po projekcji. Nie jest nawet konieczne
formułowanie poważnego tematu do rozmowy, wystarczy aby ktoś, kto wybrał film
opowiedział w kilku zdaniach, dlaczego akurat ten. Rozmowa może wywiązać się
sama – w końcu filmowe historie wzbudzają w nas często niemałe emocje. Filmy
można by również dobierać pod kątem aktualnych wydarzeń społecznych, czy
politycznych. Ważne, aby dać ludziom powód, aby się spotykali i rozmawiali ze
sobą.
Kino pod chmurką Kina plenerowe stały się ostatnio bardzo popularne. I
nic dziwnego – w końcu oglądanie filmu w ciepły letni wieczór, siedząc na kocu
lub leżaku, i do tego w przyjaznym gronie brzmi bardzo przyjemnie. Ciepłe
wieczory w naszym klimacie trwają bardzo krótko, warto więc wykorzystać ich
urok do spędzania czasu wspólnie. Jak
zorganizować sąsiedzkie kino letnie? Przede wszystkim znajdując odpowiednie
miejsce w okolicy oraz angażując mieszkańców i ich zasoby w jego organizację.
Ktoś może przynieść krzesła, ktoś inny poduszki lub koce, jeszcze ktoś
odpowiednio długi przedłużacz – w ten sposób wyposażenie naszej improwizowanej
sali kinowej zbierze się samo. Ważne jest jednak, aby pamiętać o uzgodnieniu
wykorzystania wybranej przestrzeni z administracją budynku czy osiedla, a także
zadbaniu o to, aby wyświetlanie filmu odbyło się zgodnie z obowiązującym
prawem. Szczegóły na temat możliwości wykorzystywania kopii filmowych, a także
krótki poradnik organizowania takiego wydarzenia znajdziecie tutaj:
bit.ly/KinoSąsiedzkie
Edukacja
przygotowująca ludzi do życia społecznego, kształcąca postawy obywatelskie i
empatię wśród najmłodszych to jedno z większych wyzwań współczesności. Wymaga świadomości
i dobrego wglądu w potrzeby dzieciaków. Jak to robić? Jest kilka reguł, które
należy wdrażać do edukacji, by kształciła ludzi świadomych, prezentujących
proobywatelskie postawy i chcących działać społecznie.
Dajmy dzieciom
autonomię Uznanie dziecięcego
świata za równie ważny, co świat dorosłych jest niezbędnym krokiem prowadzącym
do stworzenia takiego modelu edukacji, który będzie sprzyjać postawom
proobywatelskim. Ważne jest, by uczniowie czuli się ważni i rozumiani, a do
tego potrzeba wiele empatii i cierpliwości. Bo o ile dzieci w wieku
wczesnoszkolnym chętnie współpracują z dorosłymi i komunikują im swoje
potrzeby, o tyle nastolatkowie ustawiają niewidzialny mur między swoim
światem a światem dorosłych, a
komunikacja z nimi bywa dużym wyzwaniem ze względu na normatywny dla tego wieku
bunt. Niezależnie od okresu rozwojowego należy jednak uznać autonomię młodego
człowieka i starać się poznać jego świat, by na bazie dotychczasowych
doświadczeń nabudowywać nowe doświadczenia. Dostrzeżmy indywidualność
Kolejnym kluczem
do zrozumienia edukacji nastawionej prospołecznie jest zindywidualizowany
system nauczania. Co to oznacza? W dużym skrócie oznacza dopasowywanie wymagań,
treści czy materiałów edukacyjnych do możliwości psychofizycznych dziecka, wspieranie
go w odnajdywaniu swoich pasji i zainteresowań. Edukacja, która formatuje
wszystkie dzieci do jednego wzorca nie sprzyja kształceniu postaw empatycznych
i prospołecznych. Należy zabiegać o to, by dostrzegać talenty i zasoby we
wszystkich dzieciach. Wspierać i budować ich poczucie własnej wartości oraz
chęć uczenia się niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z młodym geniuszem
czy z urwisem, który z trudem przechodzi z klasy do klasy. Zarówno jeden, jak i
drugi są wyjątkowi w swojej indywidualności.
Integracja i
edukacja muszą iść w parze
Aby budować
postawy społecznikowskie uczniowie muszą uczyć się pomagać innym od
najmłodszych lat. Dzieci, które mają okazję uczyć się w jednej klasie czy
szkole z osobami z niepełnosprawnościami czy innej narodowości w sposób
naturalny uczą się tolerancji oraz empatii. Dla dziecka, które dorastało
wśród osób potrzebujących wsparcia, pomoc innym staje się oczywista. Uczenie
różnorodności i wrażliwości na innych jest podstawowym warunkiem, bez którego
trudno o postawy prospołeczne w przyszłości.
Pamiętajmy o roli
uczenia się przez doświadczenie
Odejście od
nauczania „podręcznikowego” skupionego na zapamiętywaniu faktów, liczb,
wykresów i dat w kierunku edukacji praktycznej nastawionej na doświadczanie
jest niezbędnym elementem przystosowującym dzieci do życia w zglobalizowanym
świecie. W dobie, gdy każdy z nas z poziomu swojego tabletu, smartfona czy
laptopa może sięgnąć po właściwie każdą potrzebną mu informację w ciągu
sekundy, uczenie się faktów czy definicji przestaje mieć sens. W obliczu zmian
cywilizacyjnych, które nastąpiły, znacznie większego znaczenia zaczyna nabierać
uczenie umiejętności społecznych, kreatywności, empatii czy krytycznego
myślenia.
Czym skorupka za
młodu nasiąknie…
Nie można wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy niezwykle istotnej -
jeśli nie najistotniejszej - w procesie edukowania młodych obywateli. To
modelowanie postaw prospołecznych, czyli - mówiąc prostszym językiem - bycie
dobrym przykładem dla dzieci. Od kogo bowiem, jak nie od osób dorosłych
najmłodsi czerpią wzorce i uczą się pomagania innym? Oczywiście, od
bliskich im osób dorosłych - rodziców, nauczycieli, sąsiadów, wujków, cioć,
itd. Jeśli chcemy wychować młode pokolenie wrażliwe na potrzeby innych i
działające na rzecz swoich małych ojczyzn musimy dać im do tego narzędzia
i zamodelować postawy, którymi będą mogli się inspirować w dorosłym życiu.
Amarant ma wiele
znaczeń: to gatunek drzewa, kolor, popularna nazwa szarłata spożywczego. Poznań
do tej listy dopisuje kolejne: wyjątkowe miejsce na kulturalnej mapie miasta. I
nie są to puste słowa – Centrum Kultury Amarant intryguje od pierwszych chwil.
Potężny, neobarokowy Dom Tramwajarza wzniesiony w latach
20-tych ubiegłego wieku ponownie staje się centrum integracji społeczności
lokalnej. U zarania swych dziejów, był miejscem, gdzie społeczność tworzyły
kolejne pokolenia pracowników poznańskiej komunikacji miejskiej. Dziś, od kiedy
CK Amarant działa na pełnych obrotach, stanowi centrum, wokół którego toczy się
duża część inicjatyw i wydarzeń o charakterze kulturalnym i społecznym. Przed
budynkiem stoi specjalny regał, gdzie każdy może coś przynieść, i z którego
każdy może coś wziąć, niezależnie od tego, czy będą to książki, ubrania czy
meble. Daje to wskazówkę tego, co czyni Amarant miejscem wyjątkowym, a czym
jest otwarcie na różnorodność i chęć integracji.
Nazwę dzieli z działającym tu wcześniej kinem (zamkniętym
w 2010 roku). I choć czasem wyświetlane są tam filmy, to jednak repertuar CK
jest dużo bogatszy. Wypełnia go bowiem masa przeróżnych wydarzeń kulturalnych,
które znajdą w Amarancie zawsze gościnne progi. Bowiem idea, która przyświecała
otwartemu 21 marca 2015 roku miejscu, była ściśle związana ze wspieraniem
oddolnych inicjatyw, z dawaniem szansy. To dlatego program tego miejsca jest
tak bogaty. Oczywiście ułatwia to też tak prozaiczna kwestia, jak duża
przestrzeń, jaką Centrum ma do dyspozycji. Mnogość sal, o różnych wielkościach,
pozwala realizować różnego rodzaju przedsięwzięcia. A nawet kilka jednocześnie.
Dowody? Wystarczy spojrzeć na kalendarium wydarzeń, aby
przekonać się, że Amarant działa na pełnych obrotach, oferując mieszkańcom
Poznania naprawdę różnorodne aktywności. I to niezależnie od wieku. Coś dla
siebie mogą znaleźć zarówno seniorzy, jak i dzieci. Melomani, i miłośnicy
teatru. Odbywają się tutaj koncerty, projekcje filmów, potańcówki w starym
stylu, za którymi ponoć wybitnie tęskniła ta bardziej dojrzała część
mieszkańców Jeżyc czy sztuki teatralne, które niekiedy wystawia teatr Mplusm.
I to ciągle nie wszystko. Kurs żonglerki, wykłady i
seminaria, a nawet siedziba fundacji Tamitu, której misją jest integracja
międzykulturowa poprzez sztukę, edukację i rozrywkę. Tak, to wszystko wciąż ma
miejsce w Centrum Kultury Amarant. Energia, która napędza działania pochodzi od
kilku osób. Koordynatorem całości są Patryk Lichota, Dawid Dąbrowski i Borys
Słowikowski. Za program kulturalny odpowiadają: Piotr Tkacz, Krystyna Szydłowa,
Paulina Obiała, Dorota Michalak, Jan Kühling, Palina Zielinśka, Ela Niewiadomska i Piotr
Delimata. I to ważne, by wymienić ich z nazwiska, bowiem dzięki temu skraca się
dystans, możliwość poznania otwiera szansę na integrację. Daje szansę na
budowanie wspólnoty opartej na kilku prostych wartościach, które we
współczesnym świecie, bywają niekiedy spychane na drugi plan. To właśnie
dlatego każdy znajdzie w Amarancie coś dla siebie. Zacieranie granic, różnic,
wciągnie we wspólną grę ze sztuką i rozrywką – to zacieśnia i cementuje
społeczność. To otwarcie widać też w innym miejscu: Amarant umożliwia
każdemu rezerwację swych pomieszczeń. Innymi słowy zaprasza każdego, kto ma coś
do powiedzenia, pokazania, zorganizowania w swoje progi i daje mu możliwość
realizacji. Dzięki temu Dom Tramwajarza może mówić wieloma głosami. I unika
monotonii.
O minimalizmie robi się coraz głośniej, pojawia
się także sporo polskich publikacji i blogów minimalistów. Niejednokrotnie
pojawia się także opinia, że to tylko
chwilowa moda. Na zweryfikowanie tego twierdzenia
jest jeszcze za wcześnie, niemniej jest to dość wymagający trend i raczej trudno za nim podążać zupełnie
bezrefleksyjnie. Nie da się także odmówić
słuszności twierdzeniu, że ograniczenie konsumpcji, a co za tym idzie odpadów jest obecnie społeczną potrzebą
– czy wynika z głębokich refleksji nad życiem, czy z faktu, że „się o tym
mówi”, ma drugorzędne znaczenie.
O co chodzi?
Mimo, że jest to dość nowe zjawisko, to zdążyło
już obrosnąć kilkoma mitami. Najpopularniejszym jest rzekoma zasada, że
minimalista może mieć maksymalnie 100 rzeczy (para skarpetek jest liczona jako
jedna czy dwie rzeczy?), a jego życie polega na obsesyjnym zliczaniu
wszystkiego. Prawda, że można odszukać takie wypowiedzi czy wywiady z osobami,
które nazywają siebie minimalistami, ale nie jest to sedno tej idei. Chodzi o
to, aby nie posiadać przedmiotów dla samego posiadania, aby mieć ich tyle, żeby
było nam w życiu dobrze i żeby posiadane dobra nie czyniły z nas swoich
niewolników. Dla kogoś to będzie 100 rzeczy, dla kogoś 200, a dla kogoś 1000.
Jeśli dla ciebie posiadanie np. pewnych książek jest istotne, albo jest
kolekcjonerem dzieł sztuki, to nie znaczy, ze musisz się ich wszystkich pozbyć,
aby żyć zgodnie z zasadami minimalizmu. Chodzi tu o refleksję, o wgląd w siebie
i odpowiedź na pytania co jest w moim życiu ważne, a co zbędne (nie tylko w
kategoriach materialnych). Najczęściej okazuje się, że wiele tego co w życiu
„mamy” – niektóre przedmioty, relacje, plany – po głębszym zastanowieniu jednak
nie są dla nas ważne lub zgodne z naszymi wartościami. Często mówimy, że nie
mamy na coś czasu (np. na zaangażowanie społeczne, sąsiedzkie inicjatywy,
poznanie ludzi), minimalizm daje nam szansę na odzyskanie kawałka naszego życia
i przeznaczenie go na rzeczy ważne.
Uważność – siostra mninimalizmu
To z pozoru kolejne modne hasło, ale w zasadzie
uważność i minimalizm są nierozłączne. Aby odpowiedzieć sobie na pytanie czy
wszystkie aspekty prowadzonego obecnie życia są dla mnie istotne i oceniam je
jako wartościowe, konieczna jest uważna autoanaliza. Bez tego minimalizm
faktycznie staje się zabawą w liczenie rzeczy i konkursy kto ma mniej.
Minimaliści, dzięki samoświadomości i uważności są w stanie skutecznie
weryfikować swoje potrzeby i odróżniać pragnienia własne od tych, które usiłuje
zaszczepić nam, dominujący obecnie, konsumpcyjny model kulturowy. Są w stanie
uchronić się przed wpadaniem w pułapkę tracenia czasu na spełnianie nie swoich
marzeń, których spełnienie niestety nie jest w stanie sprawić satysfakcji i
wzbudzić uczucia zadowolenia. Jeśli nasze życie jest z pozoru udane, a my
ciągle mamy poczucie, że nie jest dobre, że czegoś nam w nim brakuje, że nie
jesteśmy w stanie się nasycić – najprawdopodobniej zabrakło nam tej
autorefleksji, a obrane wzorce, do których dążymy nie są zgodne z naszymi
głębokimi pragnieniami. To, co jest uznawane za życiowy sukces przez naszych
znajomych, środowisko pracy czy rodziców, nie musi pokrywać się z naszymi
faktycznymi potrzebami. Pojawiające się w nas przy różnych okazjach emocje,
najczęściej są wspaniałym sygnałem od organizmu czy robimy coś w zgodzie ze
sobą czy nie. Jednak bywamy mistrzami w tłumieniu emocji i nie poświęcamy im
uwagi. Warto się nad takimi sygnałami zastanowić, a im bardziej są
nieprzyjemne, tym bardziej cenne.
Mniej ale lepiej Kiedy już uporządkujemy różne aspekty naszego
życia, zyskamy więcej przestrzeni i czasu, to nie znaczy, że już nigdy nie
przybędzie nam rzeczy czy nie nawiążemy kolejnych relacji z ludźmi. Wiedząc
jakiej pracy wymaga „sprzątanie” swojej rzeczywistości, mamy szansę z większą
troską i uwagą kontynuować jej tworzenie. Nabywanie zgodne z duchem minimalizmu
to przemyślane decyzje, produkty wysokiej jakości (nie koniecznie najdroższe,
ale gwarantujące dłuższe użytkowanie), zakupy spożywcze w ilościach
pozwalających na niemarnowanie jedzenia. Relacje to tworzenie głębszych więzi,
koncentrowanie się na ważnych ludziach i poświęcanie im naszej uwagi w stu
procentach. Takie znajomości dają zarówno poczucie bycia ważnym dla kogoś, jak
i pozwalają na faktyczne zainteresowanie i wsparcie od innych ludzi. Czas
poświęcony na prawdziwe poznanie drugiej osoby i pozwolenie by ona poznała nas,
owocuje najczęściej poczuciem spełnienia i satysfakcji życiowej. A szczęście
posiada jedną definicję – jest to możliwość życia zgodnego z własnymi
wartościami. Tylko musimy zacząć od poznania tych wartości.
„Nie ma tu firm, sponsorów,
akcji pijarowych. To miejsce postawione przez mieszkańców dla mieszkańców.
Opiera się na wzajemnym zaufaniu. Zakłada, że ludzie są życzliwi i dbają o
dobro wspólne.“ – tak zachęcano do skorzystania z „Jeżyckiej Szafy“, czyli
pierwszego polskiego GiveBox‘a, który stanął na jednej z poznańskich
ulic. Dowiedzcie się więcej o akcji społecznego recyclingu! „Sharing is caring“,
czyli dzielenie się jest dbaniem
Na czym polega idea Give box, która przywędrowała do nas z Niemiec,
gdzie w latach 90-tych powstała pierwsza tego typu inicjatywa? Na dzieleniu się
rzeczami, których już nie potrzebujemy, a które są w dobrym stanie i mogłyby
posłużyć komuś innemu. Idea Give Box to sposób na nadawanie drugiego życia
różnym przedmiotom. Kuszeni promocjami i atrakcyjnymi ofertami sklepów, mamy w
domu coraz więcej ubrań i przedmiotów, których potem nie używamy. Zamiast je
wyrzucać czy na siłę obdarowywać znajomych (żeby się nie zmarnowało!) można się
po prostu nimi podzielić w ramach wspólnej szafy. Każdy weźmie to, co będzie
chciał i czego akurat potrzebuje.
Idea wspólnej szafy opiera się przede wszystkim na społecznej wymianie.
Zakłada, że każdy, kto z niej skorzysta, zabierając wybrany przedmiot,
jednocześnie pozostawia w zamian coś innego. Stąd właśnie na Jeżyckiej Szafie
wziął się napis „Zabierz.Coś Zostaw“. Give Box to także sposób na dyskretną
pomoc najbiedniejszym. Nie każdy, komu przydałaby się zimowe buty czy nawet zwykły
ceramiczny kubek na herbatę zgłosi się do instytucji dobroczynnej. Ludzie
często wstydzą się swojej biedy i nie chcą prosić o pomoc. Czasami zwyczajnie
nie wiedzą, gdzie dokładnie mogliby się po taką pomoc zgłosić. Zadbany mebel
pełen przedmiotów, postawiony gdzieś w okolicy i dostępny 24h/dobę to zupełnie
inna sprawa. Każdy może tam zajrzeć i zabrać coś dla siebie.
Obecnie na świecie działa już ponad 50 takich szaf. Oprócz Niemiec funkcjonują także
w Austrii, Francji, Szwajcarii, Kanadzie, Szwecji, USA i od niedawna także w
Polsce.
Społeczna wymiana w
Twojej okolicy Give Box to bardzo sympatyczny, a przy tym niedrogi pomysł na integrację
sąsiedzką. Żeby zorganizować w swojej okolicy taki punkt spontanicznej wymiany,
potrzebujemy tak naprawdę głównie... szafy oraz dobrych chęci kilku osob J. Proces szukania odpowiedniego mebla to
już okazja do pozyskania ochotników do udziału w naszej inicjatywie. Wystarczy
obejść sąsiadów i podpytać o to, czy nie mają niepotrzebnego mebla w piwnicy
lub na strychu. W ten sposób nie tylko pozyskamy potrzebną szafę, ale będziemy
mieli też okazję do przedstawienia naszego pomysłu oraz zachęcenia do udziału w
jego realizacji. Później już tylko odpowiednia logistyka przedsięwzięcia. Jak
radzi Kasia - autorka bloga www.ograniczamsie.com i jedna
z inicjatorek Jeżyckiej Szafy - ważne jest też, aby znaleźć dobre miejsce,
czyli takie które będzie łatwo dostępne oraz na widoku. Więcej fachowych
wskazówek na ten temat znajdziecie tutaj: bit.ly/WspólnaSzafa.
Ważne jest też, aby regularnie kontrolować stan szafy i sprawdzać, co
się dzieje. Przykładowo, po ulewnym deszczu ubrania pozostawione w szafie będą
mogły wymagać suszenia lub prania, aby nadal nadawały się do użytku. Po to właśnie
potrzebujemy, aby w projekt zaangażowało się kilka osob, dzięki którym nasze
miejsce będzie zawsze pod kontrolą.
Lekcja zaufania
społecznego
Give Box to piękny i pożyteczny sposób na naukę zaufania społecznego, którego
tak bardzo nam w dzisiejszych czasach brakuje. W końcu, aby wymiana społeczna
z „szafą w tle“ zadziałała prawidłowo, ważne jest, aby przestrzegać
prostych zasad (np. oddawać przedmioty sprawne), współpracować ze sobą (np.
kiedy potrzebna jest jej naprawa, czy przeniesienie w inne miejsce) oraz po
prostu nie pozwolić, aby ją zniszczono i samemu też jej nie dewastować. Niby
tak niewiele, a czasami tak dużo. Pod publikacjami o otwarciu „Jeżyckiej Szafy“
pojawiało się wiele komentarzy o tym, że pomysł bardzo fajny, ale u nas na
pewno się nie sprawdzi. Podawano przykłady tzw. regałów książkowych,
z których bezdomni zabierają książki, aby je później spalić. No cóż...
zawsze może się nie udać. Chodzi jednak o to, aby stale próbować, szukać nowych
rozwiązań. W przypadku szafy społecznej, którą stawiają mieszkańcy w swojej
dzielnicy i wspólnie o nią dbają, ryzyko, że będzie ona wykorzystywana w sposób
niezgodny z przeznaczeniem jest znacznie mniejsze niż w przypadku
inicjatyw działających w ruchliwych punktach miasta, nad którymi pieczę
sprawują duże instytucje publiczne. Trzymamy więc kciuki za udaną współpracę
sąsiedzką i czekamy na kolejne polskie Give Box’y!
Wyzwania nie omijają nikogo, w żadnym wieku. Wiedzą to
zarówno młode osoby, które zmagają się z chorobami, jak i nastoletni rodzice,
czy też uczniowie szkół z terenów wykluczonych cyfrowo. W wielu z nas budzi to
na tyle dużo emocji, że chcemy pomóc młodym osobom w ich codziennej walce o
lepsze dzisiaj i jutro. Ważne jednak jest to, żeby podejść do takiego działania
z dużą dawką rozsądku - bo nie ma nic gorszego niż rozbudzenie zaufania i
apetytu na pomoc, a następnie zniknięcie z życia podopiecznych z powodu zbyt
szybkiego wyczerpania się energii, zasobów, czy zniechęcenie opiekunów.
1.Czy na pewno ten
problem?
Kiedy jesteś rodzicem, babcią, dziadkiem, nauczycielem, czy
wychowawcą, na co dzień stykasz się z wyzwaniami dotyczącymi młodych osób. Czy
jednak oznacza to, że znasz ich problemy? Odpowiedź znajdziesz rozmawiając z
innymi - poznając innych w podobnej sytuacji lub obserwując i zbierając
informacje na temat tych, którym chcesz zadedykować swoją akcję. Zobaczysz, czy
faktycznie istnieje taki problem dla większej grupy, czy jest to problem, na
którego rozwiązaniu zależy większości z nich oraz czy jest on na tyle palący,
że nawet teraz te osoby w prowizoryczny sposób próbują go rozwiązywać.
2. Fish where the fish is Jeśli już wiemy, nad czym chcemy pracować, w jakim celu i
jak chcemy zmieniać rzeczywistość osób młodych, ważne jest dotrzeć do nich w
ich naturalnym środowisku - szkole, lokalnym ośrodku kultury, ośrodku pomocy
społecznej, czy też na podwórkach. Przy okazji przemyśl także strój, w którym
idziesz się spotkać z podopiecznymi, tak żeby w tych miejscach nie odróżniać
się szczególnie - np. garniturem na spotkaniu na dywanie w szkole
integracyjnej, czy też napisem na T-shircie chwalącym konkurencyjną drużynę
piłkarską - co może od pierwszego wejrzenia zbudować nieufność, czy nawet
wrogość w stosunku do Ciebie.
3. Wróć do szkoły!
Jednym z najbardziej wartościowych źródeł wiedzy oraz
punktów wsparcia w kontakcie z osobami potrzebującymi są szkoły i osoby
pełniące funkcje wychowawców oraz pedagogów czy psychologów w placówkach
oświatowych. Porozmawiaj z nimi koniecznie i spytaj, czy istnieją sposoby na
włączenie Waszych działań do planu spotkań z wychowankami, czy też wydarzeń
klasowych - dla wielu nauczycieli okazją do opowiedzenia o doświadczeniach działalności prospołecznej będzie cenną pomocą w krzewieniu tolerancji i
wrażliwości na bardziej potrzebujących. 4. Harcerze - tak, wierzę!
Naturalnym sprzymierzeńcem wielu inicjatyw prospołecznych
jest także środowisko harcerskie. Podobnie jak w szkołach, wielu drużynowych
czy zastępowych chętnie skorzysta z szansy na wspólne działanie prospołeczne,
szczególnie jeśli to wpisuje się w tematykę, którą drużyna ma przewidzianą w
swoim planie wychowawczym. Cennym przykładem jest Marsz-o-bieg, charytatywna
impreza sportowa przyciągająca od kilku lat w Szczecinie biegaczy i
spacerowiczów: w 2016 roku w imprezie wzięło udział ponad 500 osób. W dwóch
poprzednich latach podczas marszobiegów udało się zebrać w sumie ponad 20
tysięcy złotych (każde pokonane okrążenie oznacza kolejną złotówkę, która
trafia na konto Zachodniopomorskiego Hospicjum dla Dzieci i Dorosłych w
Szczecinie). 5. Świętuj okazje
Młodzi lubią świętowanie i w dodatku każda okazja jest do
tego dobra! Zajrzyj do kalendarza i zaplanuj udział lub organizację wydarzenia
z okazji, która i tak jest obchodzona przez wielu z podopiecznych. I tak niech
Dzień Dziecka będzie okazją do pomocy w nauce konstruowania i programowania
robotów, a dla przykładu Dzień Kobiet - okazją promowania programów
profilaktycznych dotyczących chorób dotykających szczególnie płeć żeńską.
6. Metoda małych kroków
Szczególnie jeśli to, co zamierzasz robić wymaga poświęcenia
uwagi, czasu i zbierania dużych środków, zacznij od małych aktywności i
sprawdzenia, jak młodzi ludzie na nie reagują. Nie skacz na główkę z wielkimi i
kosztownymi akcjami, jeśli nie masz pewności, że młode osoby naprawdę
potrzebują Twojej pomocy. Jeśli jednak to co robisz budzi entuzjazm, frekwencja
przekracza możliwości i przynosi przewidziane efekty - kolejną akcję faktycznie
zrób większą i postaraj się dotrzeć do większej liczby osób. Zabierzesz już ze
sobą w tę podróż nie tylko doświadczenie, ale i historię (nawet małego)
sukcesu, którym przekonasz kolejne osoby do wspólnego działania. Powodzenia!
Pomaganie jest bardzo trudne, a skuteczne niesienie pomocy
jest wręcz prawdziwą sztuką. Co to jest skuteczna pomoc? To działanie, które
trwale zmienia sytuację. Najczęściej do tej zmiany nie wystarczy zaangażowanie
pomagającego, ale konieczne, a nawet przesądzające o powodzeniu akcji, jest
zaangażowanie osoby, której pomoc jest udzielana. Nie zawsze się to udaje.
Skuteczna pomoc
Każdy z nas niejednokrotnie angażował się w pomoc innym.
Osobiście, poprzez różne zbiórki, wpłaty itd. W Polsce jest możliwy udział w
wielu akcjach, które mają na celu niesienie pomocy lub udzielenie wsparcie.
Szczególnie w sytuacjach kryzysu, nieprzewidzianej tragicznej sytuacji, która
kogoś dotknęła, istotne jest szybkie działanie. Natychmiastowe rozwiązanie
podstawowych problemów bytowych dla rodziny, której żywioł zabrał dobytek
życia, nagła choroba czy wypadek ograniczyły możliwości normalnego życia itp.
jest niezwykle ważne. Nasza psychika potrzebuje czasu i realnego wsparcia,
abyśmy mogli oswoić się z nową sytuację i być może znaleźć jakieś metody
rozwiązania sytuacji, w której się znaleźliśmy. Jednak wspieranie osób, które w
sytuacjach problemowych funkcjonują na co dzień, wymaga długoterminowego
planowania i zupełnie innego podejścia. W przypadku pomocy osobom dotkniętym
biedą, alkoholizmem, czy patologią pomoc materialna nie zda egzaminu, jeśli nie
będzie się wiązała z nowymi możliwościami dla osób, którym pomoc jest
udzielana. W niektórych przypadkach może wręcz utrwalić dysfunkcje i wytworzyć
przekonanie, że nie trzeba się troszczyć o pewne aspekty swojego życia,
ponieważ zawsze znajdzie się instytucja czy osoba, która nas w tym wyręczy.
Jednym zdaniem: należy dawać narzędzia i możliwości do działania, a nie zaspokajać
potrzeby.
Biedni, znaczy głodni
Kura na Madagaskar to projekt, który jest bardzo prosty w
swoim działaniu i opiera się na prawdziwym założeniu, że jednym z głównych
problemów ludzi bardzo biednych jest głód i niedostarczanie organizmowi
odpowiednich składników odżywczych. Przyczyny chronicznej, często tzw.
dziedzicznej biedy mogą być bardzo różne – niezaradność życiowa, brak
odpowiednich wzorców, region świata, w którym się żyje i in. Jednak niezależnie
od różnych powodów, wspólnym mianownikiem jest niedożywienie. Można próbować
zbierać i przekazywać produkty spożywcze, ale Ojciec Piotr Koman OMI, pracujący
na Madagaskarze jako misjonarz, wpadł na lepszy pomysł. Postanowił zorganizować
zbiórkę i wspierać plemiona żyjące na Madagaskarze dając im źródło pokarmu, a
nie tylko sam pokarm. Każdy z nas może sfinansować wysłanie kury na egzotyczną
wyspę, gdzie będzie znosić jajka i karmić nimi ludzi. Warunki panujące na
wyspie nie gwarantują możliwości zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych
nawet ludziom bardzo pracowitym. Posiadanie kurnika wiąże się z różnymi
obowiązkami i daje możliwości podnoszenia jakości własnego życia dzięki własnej
pracy.
Rowerem dla Afryki
Ideą wspierającą poczucie odpowiedzialności za jakość swojego
życia i funkcjonowanie rodziny jest Asante Bamboo Bikes. To przedsięwzięcie
łączy osiąganie zysku finansowego ze społecznym. Jest to przedsiębiorstwo
społeczne, które produkuje ręcznie wykonane bambusowe rowery w Ghanie i Polsce,
charakteryzujące się świetnym designem. Rowery są obecnie bardzo modnym
środkiem transportu, a dzięki tej inicjatywie, kupując rower mamy możliwość
wsparcia realnej zmiany w Afryce. W ramach projektu są przeprowadzane szkolenia
zawodowe i jest organizowane zatrudnienie przy produkcji ram do rowerów dla
mieszkańców wiejskiego regionu. Każdy zakupiony rower finansuje dodatkowo jedno
stypendium edukacyjne dla uczniów. Dzięki oferowaniu zatrudnienia i zwiększaniu
szans edukacyjnych Asante Bamboo Bikes realnie wpływa na zmianę poziomu życia i
stwarza nowe możliwości rozwoju kolejnym pokoleniom.
Społecznicy
często wcielają się w role uczących, gdy prowadzą prelekcje czy warsztaty lub w
rolę osób nauczanych. Psychologowie od dawna zgłębiają procesy uczenia,
starając się rozpoznawać mechanizmy skutecznego zdobywania wiedzy i
umiejętności. Dzięki wiedzy na temat stylów uczenia możemy przewidywać, jaki
styl zdobywania wiedzy reprezentują poszczególne jednostki i jak sprawić, by
ułatwić im proces uczenia się.
Trzy style uczenia
się
Podstawowym
rozróżnieniem dotyczącym stylów uczenia się jest podział na wzrokowców,
słuchowców i tzw. kinestetyków („czuciowców”). Każdy z nas reprezentuje
wszystkie trzy style, zwykle z przewagą jednego dominującego. Dla większości
ludzi - około 60% ludzi - dominującym kanałem przetwarzania informacji jest
wzrok.
Po co
społecznikowi wiedza na temat stylów uczenia się? Jest ona ogromną pomocą przy
projektowaniu warsztatów czy szkoleń, ale także gier i zabaw dla dzieci, co
często bywa zadaniem osoby zaangażowanej społecznie. Znając styl uczenia się,
reprezentowany przez osoby z danej grupy, łatwiej jest nam przygotować takie
formy aktywności, które umożliwią im skuteczne zdobywanie wiedzy i doświadczeń.
Czym
charakteryzują się poszczególne style? 1. Wzrokowcy -
zapamiętują informacje przede wszystkim poprzez kanał wzrokowy. Lubię mieć
kontakt wzrokowy z mówcą, dlatego podczas szkolenia czy warsztatu warto
wybierać takie ustawienia sali, które ten kontakt umożliwiają (np. w podkowę).
Dobrze zapamiętują elementy graficzne, nie lubi chaosu wizualnego. Z tego
powodu przestrzeń, w której się uczy powinna być uporządkowana. Wzrokowcy
są często estetami, przywiązują wagę do starannego wystroju pomieszczeń. 2. Słuchowcy -
uczenie się nowych informacji najłatwiej przychodzi im poprzez kanał słuchowy.
Najlepiej uczą się, czytając na głos. Gdy się
uczą lubią mieć wokół siebie ciszę, bądź odwrotnie - muzykę w
tle. Aby skutecznie się uczyć, nie jest dla nich tak istotny kontakt wzrokowy z
mówcą, ale jest wyraźne słyszenie. 3. Kinestetyk -
osoby, które reprezentują ten styl uczą się poprzez zmysł dotyku i bycie w
ruchu, ale także przez doświadczanie emocji podczas procesu uczenia się. W
szkole kinestetycy często byli postrzegani jako niegrzeczne dzieci, które nie
mogły wysiedzieć w ławkach. Było to związane z ich potrzebą doświadczania
i eksperymentowania. Kinestetycy dobrze zapamiętują działania i ruchy ciała.
Przestrzeń i środowisko, w którym się uczą powinna być przyjazna zarówno
fizycznie, jak i emocjonalnie. Jakie metody
nauki ułatwiają zapamiętywanie reprezentantom poszczególnych stylów?
Z krótkich opisów
poszczególnych stylów uczenia się można wywieść wnioski odnośnie bardzo
konkretnych metod, które sprzyjają zapamiętywaniu u reprezentantów poszczególnych
stylów.
1. Wzrokowcy w
procesie uczenia się powinni zwracać szczególną uwagę na materiały
graficzne. Mapy myśli, podkreślanie ważniejszych treści kolorowymi
zakreślaczami, robienie notatek i fiszek, najlepiej wykorzystujących rysunki
czy wizualizacje to doskonałe narzędzia uczenia się wzrokowców. 2. Słuchowcom
podczas uczenia się należy dostarczać jak najwięcej bodźców słuchowych. Dobrym
pomysłem jest omawianie poszczególnych elementów widocznych na slajdach czy
mapach myśli. Atmosferze uczenia się słuchowców sprzyjają także dyskusje
czy burze mózgów. Będąc słuchowcem, warto przetestować, czy optymalne warunki
uczenia się mają w ciszy czy przy muzyce. 3. Kinestetycy do
nauki potrzebują doświadczania, dlatego pomocne dla nich będą wszelkiego typu
eksperymenty, działania twórcze, zabawy w ruchu. Kinestetycy są praktykami -
lubią, gdy zdobywana wiedza w sposób konkretny odnosi się do praktyki.
Operowanie przykładami, case studies, odnoszenie się do ich doświadczeń z
pewnością przyczyni się do lepszego rozumienia omawianych zjawisk.
Kiedy
zbliżają się specjalne okazje, gdy za oknem kolejna zmiana pór roku, gdy dzieci
znów urosną o kolejny rozmiar, rodziny stają przed koniecznością wymiany czy
poszerzenia garderoby. Nie dla wszystkich wysiłek z tym związany będzie
związany tylko z pójściem do sklepu czy zamówieniem ze sklepu internetowego -
dla wielu będzie to duże wyzwanie finansowe. Na szczęście nikt nie jest samotną
wyspą i czasem wystarczy o odzież poprosić, na przykład w mediach
społecznościowych - samodzielnie lub przez życzliwych znajomych (na Facebooku
funkcjonuje wiele grup lokalnych typu “Oddam-Zamienię Za Darmo”, czy też na
portalach ogłoszeniowych, szczególnie o lokalnym zasięgu), czy poprzez instytucje
wsparcia (które również mogą w imieniu podopiecznych korzystać z wyżej
wymienionych narzędzi).
Na
takie zapytanie często odpowiedź jest błyskawiczna - na portalach
społecznościowych roi się od akcji zbiórek odzieży dla znajomych czy
podopiecznych. Nic to w sumie dziwnego, dla wielu z nas mieszkających w Polsce
naturalne jest przekazywanie mniej zniszczonej odzieży pomiędzy rodzeństwem lub
kuzynostwem, obdarowywanie ubrankami przyszłych rodziców czy korzystanie z
okazji w second-handach. Szczególnie rzeczy dobrej jakości potrafią często
przejść przez kilku właścicieli zanim staną się niezdatne do użytku.
O ile
przekazywanie odzieży bezpośrednio do potrzebujących nie wymaga ani wielkiego
wysiłku, ani specjalnych pozwoleń, każdą większą akcję warto zaplanować, tak
aby nie narazić obdarowywanych bądź siebie na kłopoty. Według polskich
przepisów obrót (również bezgotówkowy) odzieżą używaną pochodzącą z terenu
Polski nie wymaga zaświadczenia o dezynfekcji, tak jak jest to obowiązkowe w
przypadku odzieży z zagranicy. Mimo to warto zaznaczyć, że zbieramy od
darczyńców jedynie odzież od osób nie chorujących na poważne choroby zakaźne,
wypraną i suchą, zapakowaną w worki, aby nie narazić odbiorców np. na
przeniesienie chorób skórnych, czy innych bakterii chorobotwórczych.
Z
powyższych powodów warto także przemyśleć swoją akcję logistycznie i unikać
długotrwałego przechowywania zebranych ubrań w miejscach typu piwnica, czy też
bagażnik samochodu, aby nie narazić darów na butwienie. Najpóźniej następnego
dnia po zebraniu warto przekazać odzież do rąk potrzebujących, którzy mogą
zadbać o jej rozwieszenie czy rozłożenie w sposób umożliwiających dostęp
powietrza.
Jako że
ilość ubrań na polskim rynku znacznie wzrosła ze względu na możliwość zakupu
odzieży w okazyjnych cenach w dyskontach czy też na wyprzedaży, coraz więcej
osób myśli o zachowywaniu najmniej zniszczonych elementów garderoby dla innych,
również ze względu na ekologię i dbanie o minimalizowanie ilości odpadów z
gospodarstwa domowego. Z drugiej strony, równocześnie nie zawsze taka zbiórka
trwa aktualnie w naszej okolicy. To jednak doskonała okazja na to, żeby ogłosić
chęć oddania ubrań, chociażby na lokalnej grupie czy portalu społecznościowych,
a przy okazji poznać sąsiadów i zrobić dobry uczynek.
Ważne
jest również to, że w świetle prawa zbieranie odzieży może w niektórych
przypadkach być tak zwaną zbiórką publiczną, którą należy zgłosić kilka dni
wcześniej (można to zrobić przez portal http://zbiorki.gov.pl/). Należy pamiętać, że zbiórką
publiczną jest wyłączniezbieranie
ofiar w gotówce lub w naturze (czyli na przykład odzieży właśnie) w miejscach
publicznych (do koszy czy skrzyń - na ulicy, w parku, ale także za zgodą
właściciela / kierownika w restauracjach, zakładach pracy itp.). Takim wymogom
na szczęście nie podlega zbiórka wśród osób znajomych - warto więc poznać się
wcześniej, chociażby telefonicznie lub przez wcześniej wspomniany portal społecznościowy.
Zmieniać świat można wielkimi ideami i projektami, ale
też małymi, codziennymi czynnościami. Poniżej prezentujemy 10 prostych
sposobów, na to, jak być społecznie odpowiedzialnym w codziennym życiu. Odpowiedzialne
kupowanie – korzystajmy
z usług lokalnych firm, małych sklepików oraz dostawców, którym otoczenie społeczne
również nie jest obojętne. Przykładem są inicjatywy typu www.transparentshopping.com, w których dostawcy deklarują m.in. pełną przejrzystość cen oraz
przekazywanie 3-5% kwoty z każdego sprzedanego towaru na cele prospołeczne. Wymiana i
oddawanie rzeczy - zamiast
wyrzucania niepotrzebnych ubrań, butów czy sprzętów domowych można je sprzedać
na pchlich targach czy w internecie lub oddać potrzebującym. Dzięki temu nie
powiększą one – i tak ogromnych już -składowisk odpadów, zyskując drugie życie.
Takie działanie zachęci nas automatycznie do bardziej rozważnego nabywania
nowych przedmiotów oraz kupowania już rzeczy używanych. Segregacja
odpadów – jak wiadomo,
szkło i papier można wykorzystać powtórnie, a plastik rozkłada się bardzo
długo. Jeśli już na etapie wyrzucania posegregujemy te tworzywa, łatwiej będzie
je odzyskać powtórnie, a także sprawić, aby te szkodliwe dla środowiska
odpowiednio zutylizować. To samo tyczy się zużytych baterii, leków czy sprzętów
AGD. Nie wyrzucajmy ich nigdy do tzw. ogólnego zbiornika, ale szukajmy
specjalnych punktów do tego przeznaczonych. Oszczędzanie
papieru – nie każdego
maila trzeba drukować, a kartki zużyte tylko z jednej strony można wykorzystać
ponownie do codziennych notatek. Im mniej papieru zużywamy, tym mniej drzew musi
zostać ściętych – warto o tym pamiętać. Redukowanie
plastiku wokół siebie - sklepy
powoli oduczają nas korzystania z plastikowych toreb, jednak nadal jest ich
bardzo dużo w codziennym użyciu. Warto zaopatrzyć się np. w lnianą torbę, która
jest na tyle lekka i mała, że można nosić ją stale przy sobie. Inną dobrą
praktyką jest wybieranie produktów, sprzedawanych w opakowaniach
biodegradowalnych. Coraz więcej producentów umieszcza takie informacje na
etykietach. Ekologiczne
sprzątanie – drogie detergenty zawierające szkodliwe substancje
(i sprzedawane w plastikowych opakowaniach!) możemy z powodzeniem zastąpić
produktami z naszej kuchni. Soda oczyszczona, kwasek cytrynowy czy ocet są
niezastąpione w pozbywaniu się kamienia, tłustych zabrudzeń oraz odświeżania
powierzchni. Rower lub
spacer zamiast samochodu – na co dzień
wdychamy bardzo dużo zanieczyszczeń, a jak wiadomo nasze samochody są jednymi z
ich głównych dostarczycieli. Warto więc przekonać się do pokonywania krótkich
tras pieszo lub na rowerze. Wpłynie to dobrze nie tylko na środowisko, ale
także na naszą kondycję i zdrowie. Prosta dobroczynność – podziel
osobisty budżet tak, aby regularnie przeznaczać jakąś kwotę na wspieranie
innych – może to być np. kupowanie karmy do schroniska dla zwierząt, czy
regularne wspieranie wybranej organizacji. Nieważne że kwota czy skala pomocy
będzie niewielka, ważne że będzie. Pomyśl sobie, że jeśli więcej osób pójdzie w
Twoje ślady, to potrzebujący to odczują. Oszczędzaj wodę
i energię elektryczną – dzięki temu naturalne zasoby Ziemi wystarczą ludziom na dłużej. Zamiast długich kąpieli
częściej korzystaj z prysznica, zakręcaj wodę gdy myjesz zęby, nie zostawiaj
włączonego światła w pomieszczeniach, w których nikt nie przebywa, odłączaj ładowarkę
po naładowaniu telefonu oraz nie zostawiaj sprzętów elektronicznych w trybie
czuwania. Inspiruj
znajomych i rodzinę – im więcej
osób “zarazisz” prospołecznymi praktykami, tym lepiej. Wprowadzenie
tych prostych nawyków w życie sprawi, że bez wielkiego wysiłku staniemy się
bardziej przyjaźni dla środowiska, w którym żyjemy – zarówno tego społecznego,
jak i przyrodniczego. Przy okazji też - skorzystają na tym nasze finanse :)
Jedna strona dysponuje finansami,
specjalistyczną wiedzą lub konkretnymi produktami. Druga strona ma inicjatywę,
czas, a przede wszystkim wiedzę, o tym, komu najbardziej potrzebna jest pomoc.
Tylko jak teraz połączyć oba te potencjały?
Co to jest CSR?
Określenie CSR
czyli Corporate Social Responsibility, w języku polskim tłumaczone jest jako „społeczna
odpowiedzialność biznesu“. Jest to koncepcja, zgodnie z którą,
przedsiębiorstwo na etapie budowania strategii swojej działalności, określa
formy i zakres w jakich będzie wspierało interesy społeczne oraz ochronę
środowiska. Działania CSR-owe danej firmy mogą skoncentrować się np. wspieraniu
określonej grupy interesariuszy (np. młodzi sportowcy), działaniach
proekologicznych, czy projektach luźno związanych z branżą działalności.
Sposobów na bycie „społecznie odpowiedzialnym biznesem“ jest bardzo dużo, ich
zakres i forma zależą tylko indywidualnej decyzji przedsiębiorstwa. Dlaczego
firmy decydują się na takie działania? Bo dzięki temu budują swój pozytywny wizerunek,
nawiązują pozytywne relacje z otoczeniem i ugruntowują pozycję
odpowiedzialnego pracodawcy. Krótko mówiąc - pokazują, swoją „ludzką twarz“.
Co wspólnego ma
Społecznik z CSR-em?
Przede wszystkim
to, że wszelkie projekty CSR-owe to tak naprawdę źródła, w których społecznicy
mogą szukać finansowania swoich pomysłów, a także merytorycznego czy osobowego
wsparcia działalności. Firmy pomagają nie tylko finansowo, ale także rzeczowo
(przekazując swoje produkty) czy udostępniając wiedzę swoich specjalistów,
Przykładowo, duża kancelaria prawnicza może w ramach społecznej
odpowiedzialności udzielać bezpłatnego doradztwa prawnego. Jako Społecznik to
właśnie Ty możesz być osobą, która zorganizuje wówczas cały proces udzielania
doradztwa i sprawi, że z wiedzy prawników skorzystają osoby, które najbardziej
tego potrzebują. Albo inny przykład - załóżmy, że chcemy stworzyć miejsce
spotkań dla lokalnej społeczności – może to być ogród społeczny, sąsiedzkie
podwórko, czy też osiedlowa świetlica. Już na etapie planowania całego
przedsięwięcia warto zorientować się, czy któraś z firm architektonicznych
nie byłaby zainteresowana merytorycznym wsparciem projektu. Dla pracowników
firmy wykonującej na co dzień duże realizacje, wykonanie niewielkiego projektu,
może być miłą odskocznią od codziennych wyzwań. A jeśli jeszcze okaże się, że
miejsce, w którym zaplanowaliśmy realizację projektu jest w jakiś sposób związane
z historią firmy np. pierwsza siedziba mieściła się w okolicy lub
właściciel wychował się właśnie na tym podwórku), to będzie to dodatkowa
zachęta do zawiązania owocnej współpracy.
Jak pozyskiwać
informacje?
Dobrym źródłem
wiedzy o wartościowych projektach CSR jest przeglądanie różnych rankingów i
zestawień (bit.ly/KampanieSpołeczne ), udział w konferencjach poświęconych
tematyce CSR, a także śledzenie aktywności lokalnych firm. Jedno jest pewne –
przedsiębiorstwa mogą i chcą pomagać społecznikom na różne sposoby. Ważne jest więc, aby myśleć nieszablonowo i potrafić
w skorzystać z potencjału jakim chcą się podzielić duże organizacje. Podobnie jak społecznicy czasami nie mogą
znaleźć osob, które uwierzą w ich pomysły i realne im pomogą, tak samo marki
czasami nie wiedzą jak znaleźć wartościowy projekt do wsparcia. Społecznicy,
dajcie się zauważyć dzięki swojej inicjatywie i aktywności!
Liderzy działań
społecznych mogą reprezentować różne style zarządzania. Mówi się o tym, że styl
zarządzania powinien być dostosowany do fazy rozwoju grupy i poziomu
kompetencji członków zespołu. Im większy stopień zaawansowania rozwoju zespołu,
tym lider może być mniej dyrektywny i zostawiać większą wolność swoim
podwładnym
W psychologii
mówimy o czterech fazach rozwoju grupy: 1) Forming to
początkowa faza rozwoju grupy, w której członkowie zespołu są ciekawi siebie i
ostrożnie „obwąchują” siebie nawzajem. Na tym etapie nie występują konflikty, a
większość osób chce wywierać na innych dobre wrażenie. 2) Storming to
faza, w której następuje konfrontacja członków grupy. Zespół musi się „dotrzeć”
i ustalić normy funkcjonowania, co zwykle dzieje się w konflikcie. 3) Norming to
faza, w której klarują się normy grupowe i zasady współpracy. Po fazie burzy i
naporu grupa opracowuje formalne lub mniej formalne reguły funkcjonowania,
wedle których działa. 4) Performing -
dopiero na tym etapie grupa jest w stanie efektywnie współpracować i działać
nad wykonaniem zadania.
W sytuacyjnym
modelu przywództwa Herseya i Blancharda wyróżniamy 4 postawy lidera uzależnione
od poziomu rozwoju umiejętności członków zespołu.
1) Instruowanie to
styl, którym powinni posługiwać się liderzy na początku procesu grupowego. Mamy
wtedy do czynienia z tzw. entuzjastycznymi debiutantami, którzy
mają niski poziom umiejętności, ale wysoki poziom zaangażowania. Staramy się
wówczas jako osoby przewodzące grupie
- precyzyjnie
określić zadania oraz ramy czasowe ich wykonania
- daje proste i
krótkoterminowe zadania
- stosuje zasadę
PPP - powiedz, pokaż, przećwicz
2) Konsultowanie to
styl przystający do kolejnej fazy rozwoju podwładnego. Nazywamy tę osobę
rozczarowanym adeptem, która straciła już nieco pierwszą ekscytację
podejmowanymi zadaniami, a motywacja znacznie przybladła. Trudności, które
napotyka w pracy stają się dla niego frustrujące. Zadaniem lidera na tym etapie
jest umożliwienie rozwoju umiejętności oraz poprawianiu zachowań
nieefektywnych. Ważne na tym etapie jest wzmacnianie umiejętności i wspieranie
go w eliminowaniu błędów. 3) Wspieranie to
styl, który wykorzystujemy, gdy mamy do czynienia z tzw. wątpiącym
praktykiem. Nazywamy w ten sposób osobę o wysokim poziomie
umiejętności, który ma zmienne zaangażowanie. Na tym etapie lider skupia się na
relacji ze swoim podwładnym, dając mu dużą wolność w podejmowaniu decyzji.
Raczej dyskutuje niż instruuje. Jest katalizatorem pozytywnych zmian, wspiera
pracownika. 4) Delegowanie to
ostatni etap rozwoju przywództwa, gdy mamy do czynienia z w pełni
ukształtowanym podwładnym. Jest on ekspertem w swojej dziedzinie i nie
potrzebuje bezpośredniego kierowania. Na tym etapie lider deleguje zadania,
ufając w możliwości jego wykonania przez podwładnego. Ważne na tym etapie jest
również danie perspektyw rozwoju.
Działania społeczne wymagają skutecznego przywództwa, przywództwa, które
nie opiera się na metodzie kija i marchewki, ale wychodzi na przeciw potrzebom
grupy. Skuteczny lider nie posługuje się systemem zakazów i nakazów, ponieważ
szybko przerodzi się to w opór. Doceńmy w pracownikach, podwładnych, członkach
grupy ich autonomię, kreatywność, doceńmy pomysły i dajmy wolność w ich
realizowaniu. Szybko zauważymy, że taka postawa lidera owocuje innowacyjnymi
rozwiązaniami.
„Ale w
czym przejawia się poetyckość? – w tym, że słowo odczuwane jest jako słowo, a
nie tylko jako reprezentant nazwanego przedmiotu lub jako wybuch emocji”.
Autorem
przytoczonych słów jest Roman Jakobson, badacz poezji i języka. Poezji, która od
wielu lat funkcjonuje na obrzeżu kultury masowej, poezji nigdy z nią niezespolonej.
Od dawna znajduje się ona w kręgu zainteresowań nielicznych, osób, które
odkryły w niej tę samą prawdę, której dotknął Jakobson.
Utracony
status poezji, a co za tym idzie osłabienie wrażliwości na język, jest
pokłosiem dominującego przekonania o tym, że to dziedzina sztuki nudna, zawiła,
która nie przystaje do współczesności, tak przecież dynamicznej. Na szczęście,
nie wszyscy podzielają ten pogląd i próbują z nim walczyć. Organizuje się
konkursy poetyckie, przyznaje nagrody, a także coraz więcej miast w Polsce w
swoim kulturalnym kalendarzu rezerwuje miejsce na wydarzenia poetyckie. Dobrym
przykładem będzie Poznań, w którym naprzemiennie odbywają się literackie
festiwale: od wielu lat Poznań Poetów, i jego młodszy brat Festiwal Fabuły.
Warto zwrócić uwagę zwłaszcza na pierwszy z nich, podczas którego na różny
sposób stara się wprowadzać poezję do miasta, wyprowadzić ją z akademickich
murów i bibliotek pasjonatów. Rozrzucenie w wielu punktach miasta różnej
wielkości klocków zawierających zapisane sylaby, z których można budować słowa,
czy dekorowanie miejskich trawników cytatami pochodzącymi z różnych wierszy –
to tylko kilka przykładów.
W Łodzi
do sprawy w nietypowy sposób podszedł tamtejszy Dom Literatury. Do końca
października 2016 roku można było na terenie Off Piotrkowska spotkać przedziwne
urządzenie – Poezjomat. Wyrastający z ziemi czarny peryskop, przez którego
drugi koniec jednak nie spogląda żaden ciekawski i zagubiony marynarz. Mało
tego! Ten peryskop wyposażony jest w głośnik, który także nie spełnia
najbardziej oczywistej ze swych funkcji – nie wydobywa się z niego muzyka, a
głosy. Wyjątkowe, specjalne głosy, które czytają poezję. Wszystko w Poezjomacie
zaskakauje.
Przybył
on do Łodzi po długiej wędrówce po świecie. Gościł wcześniej w Londynie, Nowym
Jorku, Berlinie, będą częścią projektu czeskich artystów skupionych wokół grupy
„Piána na ulici” (nazwa nawiązuje do jednego z przedsięwzięć grupy, które
polegało na umiejscowieniu w przestrzeni miejskiej, która – jak podkreślają
artyści – należy do ludzi, nie do samochodów, ogólnodostępnych pianin). Jego
zadanie jest jedno: dać szansę poezji zaistnieć w przestrzeni publicznej.
Zasada jego działania jest prosta, według twórców to rodzaj poetyckiej szafy
grającej. Każdy, kto ma na to ochotę może wybrać spośród szeregu nagrań wierszy
i odtworzyć je. Nie tylko dla siebie, ale też dla przechodniów, kierowców,
wszystkich zabieganych którzy na co dzień nie mają czasu lub możliwości, by
przypomnieć sobie o poezji. Dzięki temu ma ona okazję na nowo wedrzeć się w
tkankę miasta i – dosłownie – wykrzyczeć swoją obecność.
Dzięki
swojemu pochodzeniu Łodzianie mogli zapoznać się nie tylko z rodzimą poezją
(silnie reprezentowaną przez twórców Łódzkich), ale także z czeską. Oczywiście
w przekładach. Na sam koniec, by niejako kontynuować tę ideę przedstawiamy
listę poetów oraz wierszy, jakie można było usłyszeć w jedynym w swoim rodzaju
Poezjomacie.
Andrzej
Strąk – „Wieczór autorski w Łodzi”
Izabela Kawczyńska – „Na wysokościach, na kolanach, niebo”
Kacper Bartczak – „Organizm i wiersz”
Krzysztof Kleszcz – „Eternity”
Maciej Robert – „Chojny, Komorniki”
Monika Mosiewicz – „Paciamcia”
Piotr Gajda – „Apokryf”
Piotr Grobliński – „x x x (nasze życie jest obliczone…)”
Przemysław Owczarek – „Tramwaj się”
Rafał Gawin – „I już”
Robert Rutkowski – „Grudzień, późny wieczór”
Zuzanna Ogorzewska – „Gra w Bałuty”
Radek Malý (przeł. Michał Tabaczyński)
Bogdan Trojak (przeł. Michał Tabaczyński)
Petr Borkovec (przeł. Michał Tabaczyński)
Marie Šťástná (przeł. Zofia Bałdyga)
Jan Těsnohlídek (przeł. Zofia Bałdyga)
Ondřej Buddeus (przeł. Zofia Bałdyga)
Kateřina Rudčenková (przeł. Zofia Bałdyga)
Jonáš Hájek (przeł. Zofia Bałdyga)
„Pij mleko, będziesz
wielki“ – hasło przewodnie kampanii sprzed kilku lat bardzo mocno zapadło nam w
pamięć. Z drugiej jednak strony o tym, że dobrze jest pić mleko każdy wie,
bo słyszy o tym od wczesnego dzieciństwa. Jak jednak sprawić, aby trudniejsze,
mniej oczywiste tematy równie mocno zaistniały społecznie? Jednym z niezawodnych
sposobów jest niestandardowe podejście i przedstawienie problemu inaczej niż
zwykle. Poniżej prezentujemy przykłady nietypowych akcji społecznych. „Kobiecy
biust. Męska sprawa” Rak piersi dotyka rocznie ok. 17 tysięcy Polek, a ok. 5
tysięcy z nich umiera. Kampanie społeczne uświadamiające skalę problemu i
zachęcające kobiety do regularnych badań zazwczyczaj realizowane są przez
kobiety i z udziałem kobiet. Fundacja OnkoCafe - Razem Lepiej postanowiła
jednak to zmienić angażując do kampani mężczyzn, a dokładnie sportowców
z sopockiego klubu CrossFit. Wysportowani panowie już drugi rok
z rzędu nago zapozowali do kalendarza, którego celem jest promowanie akcji
„Kobiecy biust. Męska sprawa”. Drugą częścią akcji jest promowanie nowego
rodzaju treningu o nazwie BreastFit. O co chodzi? O to, aby mężczyźni nauczyli
się jak badać piersi swoim partnerkom i wraz z nimi dbali aby odbywało się
to regularnie, a w razie zauważenia czegoś nietypowego wspólnie zgłosili się do
lekarza. Zachęcanie mężczyzn do dbania o zdrowie swoich partnerek poprzez
dotykanie ich piersi – genialne w swojej prostocie! J Więcej o akcji
przeczytacie tutaj: www.breastfit.onkocafe.pl, a kalendarz można zamówić po tym
adresem: www.breastfit.onkocafe.pl/kalendarz. List
córki do ojca
Kolejna kampania, która zwróciła naszą uwagę również
związana jest z mężczyznami. Tym razem chodzi jednak o miłość ojca do
córki i ochronę jej przed agresją i poniżeniem ze strony innych mężczyzn.
Norweska organizacja Care w ciekawy sposób podjęła problem, o którym rzadko
mówi się głośno. Chodzi o to, co zaczyna się w szkole, kiedy dorastający
chłopcy dla żartu i popisania się przed kolegami nazywają swoje koleżanki
dziwkami i innymi obraźliwymi określeniami. Niewinne z pozoru żarty, w
dorosłym życiu przeradzają się w przyzwolenie na męską agresję i wieczny lęk
kobiet przed tym, że zostaną fizycznie lub psychicznie poniżone przez mężczyzn.
Wracając do sedna – na czym polega wyjątkowość tej kampanii? Na przejmującym
video, będącym pełnym emocji, szczerym listem córki do swojego kochającego
ojca. Młoda kobieta uczula swojego tatę na to, co może ją spotkać, gdy tylko
zacznie dorastać: poniżenie, bicie a nawet gwałt. Prosi o to, aby ją ochronił i
nie pozostawał bierny. Zobaczcie sami ten wzruszający spot:
www.bit.ly/_DearDaddy Obywatelski
Ruch Przejęcia Reklam Na koniec lżejszy przykład kampanii z londyńskiego
metra. Brytyjscy aktywiści (The Citizens Advertising Takeover Service)
postanowili rozprawić się z atakującą nas wszelkimi sposobami,
wszechobecną komercją. Dzięki zbiórce przeprowadzonej na popularnej platformie
crowdfundingowej Kickstarter zebrali pieniądze, aby wykupić wszystkie nośniki
na jednej ze stacji londyńskiego metra. Wiszące tam reklamy zachęcające do
zakupu wakacji, nowego proszku do prania czy kolekcji ubrań, zastapili w pełni
niekomercyjnymi obrazami. Jakimi? Padło na to, co najbardziej lubimy oglądać w
ramach rozrywki w internecie, czyli... koty J.Nietypowa
inicjatywa zyskała dużą popularność, a codzienne podróże stały się dla
londyńczyków o wiele przejemniejsze. Zobaczcie sami: www.bit.ly/KotyWMetrze
“Nie ma na
starość lepszego leku niż Uniwersytet Trzeciego Wieku” (autor: Helena Fryś) to
motto Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Łodzi. Dlaczego to taki dobry “lek” dla
osób starszych? Poniżej wszystko Wam opowiemy :) Idea Historia Uniwersytetów Trzeciego Wieku jest stosunkowo
młoda, pierwsze tego typu placówki powstały w latach 70-tych XX wieku we
Francji. Moda na tworzenie uczelni dla tych, którzy nie gonią już za karierą
czy zyskiem bardzo szybko rozprzestrzeniła się w całej Europie. Obecnie jest to
najpopularniejsza forma edukacji I aktywizacji
osób starszych. Dziś w Polsce funkcjonuje ok 500 takich uniwersytetów, a
uczy się w nich ok. 120-130 tysięcy osób. Całkiem sporo, prawda?
Co ciekawe, uczelnie takie można spotkać zarówno w
dużych miastach, będących ośrodkami akademickimi jak i niewielkich
miejscowościach, które nie posiadają własnej uczelni wyższej. Najczęściej są
wynikiem inicjatywy lokalnej społeczności, która zakłada stowarzyszenia i
podejmuje kroki, aby spełnić warunki akredytacji przyznawanej podczas
Międzynarodowej Konferencji Uniwersytetów Trzeciego Wieku. Właśnie tak
lokalność i ogólna dostępność sprawiają, że seniorzy tak chętnie korzystają z
oferty UTW.
Na czym to
polega? Podobnie jak inne uczelnie, Uniwersytety Trzeciego
Wieku prowadzą nabór w maju i czerwcu, tak, aby wraz z początkiem roku
akademickiego rozpocząć zajęcia z zebranymi grupami. To, co odróżnia je jednak
od typowych uczelni to to, że nie ma ezgaminów i nie weryfikuje się
dotychczasowych osiągnieć i wykształcenia kandydatów. Kandydaci wypełniają
jedynie deklaracje członkowskie, podając podstawowe informacje o sobie oraz
zobowiązują się do opłacania składek członkowskich (wynoszą one ok. 150 zł
rocznie). Tzw. bariera wejścia jest zatem bardzo niska, taka by każdy senior
mógł bez problemu dołączyć. Jedynym ograniczeniem jakie może się pojawić, to
limit miejsc przewidziany przez dany UTW na dany rok. Przykładowo, Łódzki
Uniwersytet Trzeciego Wieku im. Heleny Kretz deklaruje, że jest w stanie
przyjąć maksymalnie 100 nowych osób. No ale, tak to bywa w wielu dziedzinach
życia – kto pierwszy ten lepszy :) Życie akademickie
Jak już zostało wcześniej wspomniane, czasowa
organizacja zajęć na UTW pokrywa się z działalnością tradycyjnych uczelni.
Zajęcia podzielone są na dwa semestry: zimowy I letni, a “studentów” obowiązuje
określony plan zajęć. Różni się on jednak od tego, z czym mierzą się tradycyjni
studenci. Zajęcia oferowane seniorom obejmują tematykę ogólną, poszerzającą
horyzonty, a oprócz wykładów do wyboru są także zajęcia sportowe (joga, nordic
walking), czy hobbystyczne, zorganizowane w ramach różnych sekcji (teatralna,
plastyczna, ogrodnicza). Ciekawy jest też sposób organizacji zajęć, które nie
są ograniczone do sali wykładowej, a często odbywają się w różnych miejscach w
zależności od tematyki (lokalna galeria sztuki, muzeum, kawiarnia, archiwum
państwowe, park itd.). Wszystko po to, aby późne “studiowanie” było jak
najprzyjemniejsze i aby każdy znalazł coś dla siebie – niezależnie od
posiadanego wykształcenia i zdobytej dotąd wiedzy. Uniwersytety Trzeciego Wieku
mają służyć integracji z ludźmi i oferowaniu seniorom ciekawych form spędzania
czasu, ktorego po zakończeniu pracy zawodowej i spełnieniu obowiązków
rodzinnych, mają już o wiele więcej.
Do dzieła Zapraszamy do zapoznania się z bazą Uniwerstytetów
Trzeciego Wieku w całej Polsce: bit.ly/UniwersytetyTrzeciegoWieku, a tych
których powyższy tekst zainpirował do społecznego działania, zachęcamy też do
zajrzenia tutaj: http://bit.ly/JakZałożyćUTW.
Powodzenia!
Źródła: www.utw.pl, www.ngo.pl, wywiad z
Wiesławą Borczyk, prezes Ogólnopolskiej Federacji Stowarzyszeń Uniwersytetów
Trzeciego Wieku (30.03.2015, Polskie Radio, audycja: Sygnały Dnia), www.sutwslupsk.nazwa.pl, www.utw.leszno.pl, www.3wiek.uni.lodz.pl/)
Ilu ludzi tyle
osobowości i temperamentów. Będąc społecznikiem, wprowadzając zmiany w
sąsiedztwie i przygotowując wydarzenia, warto posiąść podstawy wiedzy
psychologicznej, aby wiedzieć o tym, jak funkcjonują ludzie w zależności od
typu temperamentu.
Do dwóch
podstawowych biegunów temperamentalnych zaliczamy introwertyków i
ekstrawertyków. Ci pierwsi mają mniejsze biologiczne zapotrzebowanie na
stymulację, a co za tym idzie - mogą sprawiać wrażenie spokojniejszych i mniej
towarzyskich niż ekstrawertycy. Ci bowiem, aby osiągnąć optimum swojego funkcjonowania,
potrzebują żyć w otoczeniu pełnym bodźców, zmian i nowości.
Uwielbiają stymulację, są zaprogramowani na nawiązywanie licznych relacji
społecznych.
Znając tą krótką
charakterystykę i grupę docelową, do której kierujemy nasze wydarzenie czy akcję
społeczną, łatwiej będzie nam ocenić, w jakich typach aktywności może się ona
lepiej odnaleźć. Czy jej członkowie preferują działania, w których
mogą poczuć dreszcz adrenaliny, czy raczej wolą spokojną dyskusję i relaks
na łonie natury? Te pytania warto sobie zadań, przygotowując ofertę działań
sąsiedzkich.
Innym klasycznym
podziałem temperamentów jest klasyfikacja wywiedziona od Hipokratesa, która
znalazła współczesną kontynuację np. w literaturze Littauer. Znalazły się
w niej cztery typy temperamentu:
1) Sangwinicy - to
osoby preferujące aktywność, żywotne i entuzjastyczne. Uwielbiają być w ruchu,
a wokół nich zawsze wiele się dzieje. Sangwinicy nie znoszą samotności i w
każdej sytuacji poszukujące towarzystwa. Mają wysoko rozwinięte umiejętności
społeczne, co sprawia, że przyciągają do siebie inne osoby. 2) Cholerycy - to
osoby funkcjonujące według schematu: „najpierw działaj, potem myśl”. Cechuje
ich porywczość i duże zapotrzebowanie na bodźce, świetnie się czują w
aktywnościach wymagających rywalizacji. Dobrze działają pod presją czasu i
często wchodzą w role przywódcze. 3) Melancholicy - to
osoby preferujące działanie w spokojniejszym otoczeniu, wrażliwe na sztukę,
lubiące abstrakcyjne dyskusje i mające zdolności twórczego myślenia.
Melancholicy świetnie się sprawdzają w działaniach wymagających precyzji i
dokładności. 4) Flegmatycy - nie
lubią być zaskakiwani. Lubią za to jasną strukturę, są rozważni i konsekwentni.
Lubią spędzać czas sami ze sobą, mają spokojne, raczej introwertyczne usposobienie,
są metodyczni i szczegółowi. Znając pokrótce
charakterystykę wszystkich czterech typów, warto przyjrzeć się rodzajom
aktywności, jakie mogą preferować” 1) Sangwinicy -
uwielbiają wszelkie aktywności, a szczególnie te, w których mogą poznawać
nowych ludzi i z nimi współpracować. Dobrze się również czują w sytuacjach, gdy
występują przed grupą. 2) Cholerycy -
preferują działania nastawione na zdrową rywalizację, wymagające poprowadzenia
grupy do określonego celu. Lubią aktywności sprawnościowe, w których liczy
się czas i szybkość działania. Jak i wszelkie działania mogące im dostarczyć
dreszcz adrenaliny - sporty ekstremalne. 3) Melancholicy -
aktywności wymagające kontaktu z kulturą i sztuką. Działania artystyczne,
teatralne, plastyczne. Wykonywanie rękodzieła wymagającego precyzji.
Zaangażowanie w pomoc innym. 4) Flegmatycy -
aktywności wpisane w pewną strukturę, mające przewidywalny scenariusz i
przebieg.
“Jeżeli
robisz coś dla siebie, to nie rób tego kosztem innych. Jeśli robisz coś dla
innych, to nie rób tego kosztem siebie.” Przypomnijcie sobie te słowa za
każdym razem, gdy wyda Wam się, że na własny relaks znowu nie macie czasu. Mawiają, że odpoczynek jest częścią dobrego treningu. Tak
samo jest z relaksem w codziennym życiu. Jeśli chcemy być wydajni i
aktywni, pozwalajmy sobie regularnie na chwilę wytchnienia. Jak
robić to najskuteczniej? Poniżej wybór różnych sposobów. Znajdzie się coś dla
tych, którzy odprężają się w ruchu oraz tzw. „kanapowców“. -Sport – spokojnie, nie musi to być
nic wyczynowego lub wymagającego specjalnych nakładów czasowych czy
finansowych. Podobno już 20-30 min. aktywności trzy razy w tygodniu przyniesie
widoczne rezultaty, w postaci zmiejszenia uczucia codziennego napięcia.
Najlepiej wpleść tę aktywność w codzienną rutynę. Może to być na przykład długi
spacer z psem rano lub wieczorem (podwójne korzyści), wyprawa do sklepu na
piechotę zamiast samochodem, krótki bieg przed położeniem się spać, czy
spontaniczna wyprawa rowerowa po niedzielnym obiedzie (nawet dookoła osiedla).
-Czas dla siebie – w miarę możliwości
planuj końcówkę dnia, przeznaczając czas tyko dla siebie. O dziwo to też jest
sztuka! Rozpędzeni codziennymi obowiązkami, chcemy wykorzystać każdą godzinę
dnia jak najlepiej, wymyślając co jeszcze warto zrobić zanim położymy się spać.
A gdyby tak, tę ostatnią godzinę, a nawet i 30 min. przeznaczyć na coś, co
sprawia nam czystą radość i odrywa od codzienności? Może to być ciepła kąpiel,
chwila z ciekawą książką, czy lekki film. Następnego dnia, zrelaksowana
głowa na pewno nam się odwdzięczy.
-Trening Jacobsona – metoda ta polega
na stopniowym napinaniu i rozluźnianiu mięśni. Ćwiczenie wykonuje się najpierw
na leżąco, a w miarę nabieranie wprawy na siedząco (czyli może być też w pracy J). W sieci jest
dużo miejsc, gdzie opisane są dokładne kroki tej metody. Polecamy się zapoznać
i przetestować.
-Joga - jak już wspominaliśmy
wcześniej, wszelka aktywność sportowa przynosi radość i odprężenie, są jednak
takie formy aktywności, które szczególnie sprzyjają zmniejszaniu napięcia.
Jedną z nich jest właśnie joga, która stanowi trening nie tylko ciała, ale
też umysłu i jest bardzo zalecana osobom walczącym ze stresem. Dodatkową zaletą
tej formy relaksu jest fakt, że jak już nauczymy się podstawowych ćwiczeń, to
możemy z powodzeniem wykonywać je w domu. Jedyne, czego będziecie potrzebować
to mata i chwila czasu w samotności.
- Odżywianie – to, co jemy również
wpływa na nasz nastrój i zdolność regeneracji. Nie jest tajemnicą, że tzw. fast
foody pełne tłuszczu i soli, czy zbyt duża ilość spożywanego cukru (polecamy
obejrzeć film „Cały ten cukier“, daje do myślenia!) nie sprzyjają dobremu
samopoczuciu. Chcąc poprawić sobie humor i się odprężyć warto sięgnąć po zdrowe
produkty o właściwościach energetyzujących. Wśród najpopularniejszych
wymieniany jest imbir, gorzka czekolada, a także rozgrzewające rosoły – na
zimniejsze, ponure dni jak znalazł!
To oczywiście tylko niektóre ze sposobów na codzienne
odprężenie się. Który z nich wybierzecie zależy tylko od Was. Jeśli jest
jakaś czynność, przy której się odprężacie (nawet coś banalnego, jak szydełkowanie,
czy rozwiązywanie krzyżówek), postarajcie się ją kontynuować. Ważne jest, aby
wdrożyć czas na relaks w codzienną rutynę, tak aby ogrom innych obowiązków lub
nagle występujące okresy zwiększonego wysiłku nie oznaczały od razu
konieczności rezygnacji z czasu dla siebie. Życzymy powodzenia!
Relaks niejedno ma imię. Dla
niektórych będzie to spędzenie czasu ze znajomymi, dla innych samotny wieczór z
książką. Jeszcze inni wybiorą się do kawiarni, by – co oczywiste – napić się
kawy i poprzebywać w otoczeniu kotów, co zaskakuje już bardziej. Ale ma bardzo
dużo sensu.
Pierwsze
kawiarnie, w których można było obcować ze zwierzętami, powstały w Japonii i na
Tajwanie kilka lat temu. Powód, który ten pomysł uczynił rzeczywistym, był dość
prozaiczny. Otóż zapracowani Japończycy często nie mogą pozwolić sobie na
posiadanie własnego zwierzęcia domowego. Pośpiech i wieczny brak czasu – proza
życia, której trudno zaprzeczyć. Ale którą można nieco upiększyć, uczynić ją
milszą. Ta idea przyświecała pierwszym lokalom, w których poza kawą i ciastem,
można było zawsze spotkać Karmelka, Psotę czy Kicię.
Pomysł na
Kociarnię twórczo interpretuje pierwotną koncepcję. I jest szalenie prosty:
uzupełnić personel kawiarni o kociaki, takie, które w Kociarni znalazły swój
drugi dom. Innymi słowy: są to zwierzaki po przejściach, dotychczas
zamieszkujące schronisko. Teraz zaś znajdują się w przyjaznym otoczeniu, pełnym
ciepła i przestrzeni. Ale nie tylko. Kociarnia to także szansa dla wszystkich
tych, którzy chcieliby mieć swojego pupila. Kawiarnia umożliwia bowiem adopcję
kotów. Wówczas szeregi kociej ekipy zasilą kolejne zwierzaki ze schroniska,
które w ten sposób otrzymają nowy dom. Trudno wyobrazić sobie bardziej kocie
miejsce, prawda?
Za
Kociarnią stoi konkretna osoba. Ewa Jemioło, w której życiu – jak sama pisze w
opisie zbiórki na serwisie polakpotrafi.pl – koty są obecne, odkąd pamięta. Są
częścią jej życia. To zamiłowanie postanowiła dzielić z innymi. Tym mocniej, im
częściej czuła, że współczesny tryb życia nie pozwala jej, i innym miłośnikom
kotów, na posiadanie puchatego ulubieńca. I znów, jak w Japonii, remedium na
brak czasu, pośpiech, właściciela wynajmowanego mieszkania, który nie pozwala
na posiadanie zwierząt, okazuje się być kocia kawiarnia. Miejsce, w którym „na
stałe będą mieszkać koty i to w ich towarzystwie będzie można wypić kawę,
herbatę czy przekąsić coś słodkiego. Miejsce, gdzie można poczytać książkę,
gazetę lub po prostu pobyć z kotem” – opisuje swój pomysł Ewa Jemioło na
stronie zbiórki.
Zbiórki,
która zakończyła się sukcesem. Aż 1403 osoby postanowiły wesprzeć ideę
powołania do życia pierwszej w Polsce kociej kawiarni, która dzięki ich pomocy
pojawiła się na mapie Krakowa w 2015 roku. I od tego czasu zyskała grono
wiernych wielbicieli, nie tylko wśród miłośników kotów. Przekroczenie 100% potrzebnych
funduszy świadczyło o tym, że Polacy ze sporymi nadziejami zerkają w kierunku
nietypowej kawiarni. Na szczęście Kociarnia znakomicie radzi sobie od samego
początku. W kawiarni dom ma też fundacja, która dba o niechciane, porzucane
zwierzaki i szuka dla nich domów adopcyjnych. Poza tym Kocia Akademia, bo tak
nazywa się ów fundacja, zajmuje się szerzeniem wiedzy o kotach, zbiórkami karmy
dla schronisk i domów tymczasowych.
Nie
jest to pierwsza tego typu kawiarnia, którą udało się ufundować w ten sposób –
te szlaki przetarła londyńska Cat Cafe, która cieszy się ogromną popularnością.
Mimo że można by bagatelizować, że Internet kocha kocie memy, i to właśnie jest
przyczyną sukcesu zarówno londyńskiej, jak i krakowskiej kawiarni, nie warto
tego robić – sukces jaki odnoszą oba te miejsca mówi sam za siebie. To także
dowód na to, jak bardzo ludzie potrzebują kontaktu ze zwierzętami. Ich
bliskości i szczerej miłości.
Dzień Babci i Dziadka nie musi ograniczać się
do uczczenia członków naszej rodziny. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby uczynić to święto
przyjemnym dla wszystkich seniorów z naszej
społeczności lokalnej. Ten dzień niesie
ze sobą wyłącznie pozytywne konotacje i jest wspaniałą okazją na zrobienie wspólnie czegoś bardzo miłego.
Dane Głównego Urzędu Statystycznego jasno
pokazują, że społeczeństwo się starzeje. Jednocześnie
dzisiejsi seniorzy są nierzadko w bardzo dobrej kondycji psychofizycznej i podejmują wiele aktywności.
Rozwijają swoje pasje, uczęszczają na
Uniwersytet III wieku, często wspomagają swoje rodziny w opiece nad dziećmi. Są częścią społeczności, z którą
mogą podzielić się swoją wiedzą i
doświadczeniem, co często bardzo chętnie czynią. Dzień Babci i Dziadka to świetna okazja by ich wkład docenić i za
niego podziękować. Można to zrobić w bardziej
lub mniej tradycyjny sposób, przygotowaliśmy kilka pomysłów. Tradycyjne wzorce Na
terenie, na którym działa lokalna świetlica, dom kultury, biblioteka itp., w których prowadzimy zajęcia z dziećmi, to możemy pokusić się o przygotowanie tradycyjnych, znanych z przedszkoli i
szkół podstawowych form uroczystości.
Takie „akademie” z przygotowanymi wierszami i piosenkami są formą, w której mniejsze dzieci są w stanie się odnaleźć
(dłuższe w formie spektakle są jeszcze często
ponad ich siły), a dorosłym naprawdę
sprawiają radość. Nie tylko fakt, że dzieci niejednokrotnie są prawdziwie rozczulające, ale także odwołanie do
własnych wspomnień sprawiają, że łza się w oku
kręci. Jeśli dokonamy świadomego doboru
repertuaru, to mamy szansę z poszczególnych części złożyć zgrabną całość.
Rodzicie i dzieci Jeżeli
mamy trochę bardziej zaangażowaną społeczność, to możemy do współpracy zaprosić nie tylko dzieci, ale i rodziców – w końcu średnie
pokolenie przede wszystkim ma za co być
wdzięczne seniorom. Tutaj spektrum możliwości
znacznie się poszerza – możemy przygotować spektakl (z kostiumami i dekoracjami), w którym wystąpią dorośli i
dzieci. O ile tylko dysponujemy takimi talentami, to dobrze sprawdzają się
wspólne koncerty, zarówno „popisy”, jak bardziej swojskie wersje, z piosenkami,
które każdy z obecnych może zaśpiewać. Z pewnością miłym akcentem będzie
przygotowanie jakiegoś słodkiego poczęstunku. Odwrócić role
Można
podejść do Dnia Babci i Dziadka z innej strony – tam, gdzie seniorzy (i
spotykają się przyj jakiejś twórczej pracy kluby seniora, wszelkie koła itp.),
to może być świetna okazja do zorganizowania wystawy i uroczystego wernisażu.
Spektrum zainteresowań seniorów jest ogromne – niektórzy zajmują się
fotografią, inni malują na szkle, jeszcze inni piszą ikony. Każda okazja by
dzielić się swoimi pasjami, czerpać z doświadczeń innych i inspirować się jest
dobra. Warto pomyśleć o jakimś szczególnym elemencie wernisażu – często
tematyka wystawy będzie najlepszą inspiracją, ale czerpiąc z komercyjnych
wydarzeń może to być mini koncert, wykład, pokaz krótkiego filmu. A gdyby tak iść na bal? Z
pewnością zupełnie niestandardowym pomysłem, ale być może pasującym do naszego
lokalnego środowiska, jest zorganizowanie balu z okazji Dnia Babci i Dziadka. Postarajmy
się o naprawdę piękną oprawę – przygotujmy dekoracje, eleganckie zaproszenia,
muzykę z lat młodości naszych seniorów i pyszne jedzenie, a z pewnością zacni
goście będą zadowoleni. Pamiętajmy też o tym, aby to była wspólna zabawa,
wielopokoleniowa, aby nasz bal miał szansę budować poczucie wspólnoty, a nie
izolacji. Kto wie, może takie obchodzenie tego święta na stałe wpisze się w
tradycje naszej lokalnej wspólnoty?
Zadaliśmy
kilka pytań członkom Stowarzyszenia Integracji Społecznej Bez Balastu, która
byłą jednym z laureatów Spółdzielni Pomysłów. Oto jak odpowiadali na pytania o
sukces, plany na przyszłość i marzenia.
Jakie to uczucie – zrealizować swoje marzenie?
Uczucie? Jesteśmy oszołomieni sukcesem. Cieszymy się jak dzieci, którym ten
projekt także będzie służył. Oczywiście walczyliśmy o projekt z wiarą w
zwycięstwo. Jednak smak jego smak jest okazalszy niż sama myśl od wygranej. Większości
z Nas w momencie wygranej towarzyszyły euforyczne okrzyki, piski oraz promienne
uśmiechy. Z jakim odbiorem spotkały się Wasze realizacje? I jak
wygląda ich przyszłość? Wszelkie projekty, które robimy odbierane są pozytywnie. Przygotowujemy w oparciu
o wywiady z lokalną społecznością, co jest tajemnicą tak dobrych reakcji. Mamy za
sobą wiele ciekawych realizacji i bardzo spektakularne wygrane w konkursach
wszelkiej maści. W tym: "walka" o place zabaw, gdzie startowaliśmy
jako Stowarzyszenie lub akcja, gdzie firmowaliśmy naszą marką i braliśmy
konkurs pod nasze skrzydła propagując go pośród mieszkańców i przyjaciół.
Przyszłość naszych projektów to ciągły rozwój i
kreatywne podejście do "nowego", nietuzinkowego działania. Chcemy by nasze
projekty były interesujące i zachęcały już samym pomysłem do
uczestnictwa. Chcemy się ciągle rozwijać i poszerzać nieodpłatną
działalność dla naszych mieszkańców, w tym dla całych rodzin. Mocno stawiamy na
Mobilną Świetlicę PARKujemy. Chcemy by miała charakter zabawowo- rekreacyjne
dla dzieci. Dlatego rdzeniem tego projektu jest kino plenerowe.
Jak wiemy wszystko kosztuje, podczas festynów rodzice
wydają mnóstwo pieniędzy, ale bywa też tak, że dzieci z uboższych rodzin wcale
z tego nie korzystają… Chcemy wyjść temu na przeciw i zdobyć środki na rozwój Mobilnej
Świetlicy PARKujemy, i tym samym dać możliwość aktywnego uczestnictwa dzieciom
z rodzin uboższych.
Jakie rady macie dla tych, którzy chcą wziąć udział w Spółdzielni Pomysłów?
Jakie rady? Na pewno takie: nie ma głupich pomysłów, są tylko ludzie z
ograniczoną świadomością kreatywności i ludzkich potrzeb. Bądźmy nietuzinkowi,
wręcz szaleni i otwarci na pozytywne działanie dla społeczeństwa… W końcu
dziećmi jesteśmy tak naprawdę w każdym wieku. Co jest najważniejsze, kiedy chcemy zmienić świat
wokół siebie?
Najważniejsza jest współpraca i pomoc wzajemna. Kiedy widzi się efekty pracy i
przynoszą one pozytywne wyniki to znak, że idziemy w dobrym kierunku.
Zmiany zawsze należy zaczynać od siebie, trzeba zweryfikować swoje możliwości
oraz to co jesteśmy w stanie dać od siebie innym, by szybko nie wypalić się. Dlatego
tak ważna jest współpraca i pomoc wzajemna. Grupa może znacznie więcej i wiemy
o tym doskonale. Jakie macie plany na przyszłość?
Plany... Marzenia... Cele.. Przyszłość jaką widzimy to rozwój projektu
Mobilna Świetlica "PARKujemy" z ogromnym zapleczem mobilnych
urządzeń, które są w stanie dotrzeć wszędzie...nawet do najmniejszego zakątka naszej
małej ojczyzny, gminy Radwanice oraz poza nią – dzięki współpracy z innymi
stowarzyszeniami. Jesteśmy optymistami, ale realnie wiemy czego nam potrzeba...
będziemy walczyć dalej! W międzyczasie chcemy zdobywać kolejne place zabaw dla
naszych dzieci, aby były miejscem spotkań nie tylko tych najmłodszych, ale także
rodziców, którzy integrując się mogą się poznawać i wzajemnie wymieniać
doświadczenia. Gdybyście mogli – zupełnie nie zwracając uwagi na fundusze – przeprowadzić
jeden projekt społeczny, co by to było?
…(z niedowierzaniem) nie patrząc na Fundusze!?
Stawiamy na w pełni super wyposażoną Mobilną Świetlicę „PARKujemy” w oparciu o plenerowe
kino z pełnym wyposażeniem do aktywnych integracji rodzinnych i społecznych w
każdym wieku oraz nieograniczonej aktywności, także z urządzeniami internetowymi.
Wtedy dotrzemy z naszymi działaniami nawet na koniec świata J
Jak prowadzić skuteczną zbiórkę
funduszy przez internet? Wywiad z Marcinem Galickim, CEO Wspieram.to (platformy
zajmującej się crowdfundingiem)
1.
Czym jest crowdfunding?
Crowdfunding (ang. finansowanie przez tłum) to innowacyjna
forma finansowania różnego rodzaju nawet najbardziej szalonych projektów przez
istniejącą lub dopiero tworzoną społeczność zgromadzoną wokół pomysłodawców
(osób indywidualnych, organizacji lub nawet firm). Budżet przedsięwzięcia jest
zasilany poprzez dużą liczbę drobnych, jednorazowych wpłat dokonywanych przez
osoby zainteresowane zarówno samym projektem, jak i otrzymaniem nagród za jego
wsparcie.
2.
Skąd u Was pomysł na właśnie taką
platformę?
Zafascynowany kulturą współpracy, crowdsourcingiem oraz
finansowaniem społecznościowym na świecie, postanowiłem zaszczepić tę ideę w
Polsce i stworzyć pierwszy w pełni profesjonalny serwis umożliwiający zbiórki -
dla kreatywnych przez koordynowany zespół kreatywny. Wierzyłem że da się
połączyć funkcjonalność i intuicyjność serwisu niczym nie odbiegającą od
amerykańskich odpowiedników i zgromadzić grupę zaangażowanych fachowców, którzy
z powodzeniem rozpoczną propagowanie w Polsce tej formy finansowania ciekawych
konceptów. Udało się, o czym świadczą nie tylko statystyki ale również i
rosnąca sympatia naszych użytkowników, którzy na przestrzeni trzech lat naszej
działalności stworzyli niezwykle zaangażowaną, aktywną społeczność.
3.
Od czego należy zacząć, aby
przeprowadzić udaną zbiórkę? Każde zwycięstwo wymaga przygotowań i dlatego przed
rozpoczęciem warto zebrać zespół do pomocy. Oprócz okresu przygotowania, sama
kampania trwa od 30 do 60 dni, a więc warto podzielić się pracą. Równocześnie
to niewiele czasu na zebranie lub rozszerzenie społeczności, dlatego też
gromadzenie fanów i potencjalnych wspierających warto rozpocząć odpowiednio
wcześniej. Jeśli projekt ma już gotową bazę wspierających (Waszych wielbicieli,
czytelników, graczy etc.) w pierwszych dniach,
to znacznie ułatwia zebranie środków. Dla przykładu twórcy planszówek
(nasza najpopularniejsza kategoria) tworzą prototypy gier i testują je na
wszystkich wydarzeniach dla wielbicieli tego typu rozrywki (np. Pyrkon),
zmieniając zgodnie z otrzymanymi uwagami, a jednocześnie budując społeczność
zainteresowaną finansowaniem i otrzymaniem danej gry w najszybszym możliwym
czasie i to w kształcie, na który miała wpływ.
Na tym etapie należy zająć się opracowaniem samego pomysłu, a
także porozmawiać o nim ze specjalistami w danej branży, zebrać opinie
fachowców oraz ambasadorów projektu, którzy polecą go swoim społecznością i
przekonają swoim autorytetem, że projekt jest godny wsparcia. Warto też
przygotować opisowy skrót projektu, komunikujący główne korzyści i przesłać do
mediów tradycyjnych, które lubią pisać o projektach crowdfundingowych i chętnie
biorą ten temat na warsztat. To pomaga przebić się z informacją o zbiórce
również do świata pozacyfrowego.
Aby zebrać całą kwotę potrzebną na realizację pomysłu, nie
wolno też zapomnieć o kosztach wysyłki nagród! Należy też policzyć pełen koszt
kampanii i precyzyjnie obliczyć, jakie środki będą konieczne do zrealizowania
kampanii z sukcesem. Tu serdecznie zachęcamy do skorzystania z porad, które
zgromadziliśmy na Akademii Crowdfundingu (http://akademiacrowdfundingu.pl/) - pokazujemy tam, jak policzyć
pełen koszt kampanii, prowizję, podatki, koszty wysyłki). 4.
Co zrobić, żeby kampania na
Wspieram.to zakończyła się sukcesem?
Aby projekt na Wspieram.to się powiódł, ogromnie ważna jest
jego graficzna oprawa oraz wizualizacja produktu końcowego lub jego prototyp. Ludzie
lubią widzieć, co wspierają i co będzie efektem projektu - może to mieć formę
np. próbki (streszczenie książki, próbka tekstu, wizualizacja, prototyp). To
pomaga podjąć decyzję o wsparciu.
Nie należy zapominać również o filmiku, w którym pomysłodawca
(i jego zespół) pokazują i opowiadają o głównych aspektach projektu - to
skuteczne narzędzie marketingowe, dlatego warto wystartować z nim od samego
początku kampanii. Oprócz zwięzłego opisu projektu, nieodzownymi elementami są
zdjęcia i grafiki oraz tzw. FAQ projektu (lista najczęściej zadawanych pytań z
odpowiedziami).
Jeśli zaś chodzi do nagrody - część osób (najczęściej z grup
tzw. FFF: family - friends - fools)
będzie wspierała projekt z czystej sympatii, czy też dla wpływu na fakt
powstania i/lub kształt produktu, ale dla większości najważniejsze będą jednak
nagrody, czyli możliwość otrzymania produktu w unikalnej pierwszej edycji, w
limitowanej wersji, czy też w dobrej cenie. 5.
Jak promować kampanię
crowdfundingową?
Na każdy możliwy sposób! Najlepiej zacząć od narzędzi,
których używa się na co dzień - doskonałymi sposobami na promocję są akcje
promocyjne na profilach, wydarzeniach i fanpage’ach na Facebooku, Twitterze czy
Instagramie, mailingi do zgromadzonej wcześniej bazy, czy też już wspomniane
media tradycyjne. Warto przed kampanią porozmawiać również ze sponsorami,
którzy mogą być zainteresowani wsparciem Waszego projektu w zamian za
promowanie ich podczas burzy medialnej rozkręconej na potrzeby zbiórki
funduszy.
Pamiętajcie, żeby komunikacji nie przerywać nawet po
zakończeniu projektu! Jeśli się nie udał - zawsze można spróbować z innym
konceptem, ale tym razem nie budując społeczności od początku. Jeśli zaś
zbiórka się udała, dobrze widziane jest informowanie o postępach w realizacji
na każdym etapie wytwarzania produktu, o przygotowaniach do wysyłki - w ten
sposób można umilić wspierającym czas oczekiwania pokazując kulisy powstawania
produktu czy też nagród.
Serdecznie polecamy także nasze transmisje na żywo, podczas
których opowiadamy więcej o tym, jak prowadzić skuteczne kampanie. Można nam
wtedy również zadać pytania i powiedzieć, za co nas lubicie (lub nie). No i
oczywiście do zobaczenia na Wspieram.to!
Linki do transmisji z poradnikami znajdziecie również na
fanpage’u Wspieram.to: https://www.facebook.com/wspieram.to/?fref=ts:
Zgodnie z definicją, wolontariat (łac. voluntarius –
dobrowolny) to dobrowolna, bezpłatna, świadoma praca na rzecz innych lub całego społeczeństwa, wykraczająca poza związki
rodzinno-koleżeńsko-przyjacielskie. Popularność i świadomość wolontariatu w
Polsce rośnie od lat, ale nadal zdarza się usłyszeć, że wolontariusz ze swojej
pracy nie może czerpać korzyści. Jest to oczywistą nieprawdą, a obszarów życia,
które w realny sposób bycie wolontariuszem wzbogaca jest kilka.
Samodzielność i samoświadomość
W okresie dojrzewania i wczesnej
dorosłości po raz pierwszy próbujemy wziąć we własne ręce zaspokajanie swoich
potrzeb. Przypomnijmy, wg piramidy Maslowa są to potrzeby (zgodnie z
kolejnością od podstawy): fizjologiczne, bezpieczeństwa, przynależności,
uznania i samorealizacji. Co ciekawe znacznie szybciej jesteśmy w stanie sami
zadbać o górną część piramidy, a podstawy naszej egzystencji dłużej spoczywają
na rodzicach czy opiekunach. Praca na zasadach wolontariatu zaspokaja trzy
górne poziomy potrzeb.
Wolontariusze zawsze skupiają się wokół
jakiejś idei – niezależnie od obszaru, w jakim znajduje się wspierane przez
nich przedsięwzięcie. Zarówno mały festiwal, lokalna organizacja, ogólnopolska
akcja charytatywna czy globalna akcja humanitarna – wszystko to pozwala się
spotkać ludziom, którzy przynajmniej w pewnych aspektach myślą podobnie i
wzmocnić poczucie przynależności do grupy, akceptacji, a niekiedy także
nawiązać przyjaźnie. Praca wolontariacka pozwala się poczuć użytecznym oraz
zdobyć uznanie i wdzięczność. Młodzież na co dzień nie ma wielu okazji do
takich uczuć, w szkole ich aktywność i zaangażowanie są zawsze gratyfikowane
ocenami lub punktami do zachowania. Ta zewnętrzna motywacja jest w systemie
szkolnictwa normą, niemniej powoduje, że zaspokojenie pewnych potrzeb nie jest
w placówce edukacyjnej możliwe. Praca wolontariusza pozwala także na
samorealizację, która, dzięki dobrowolności nie nieotrzymywaniu wynagrodzenia,
jest odczuwana pełniej. Chęć zaspokojenia tych potrzeb jest w młodych ludziach
bardzo silna i oczywiście wolontariat nie jest jedyną możliwą drogą, by to
osiągnąć. Ale nie wszystkie strategie, które wybiera młodzież są dla niej
bezpieczne. Uznanie, poczucie przynależności i samorealizacji można zyskać w
grupie rówieśniczej także wchodząc w autodestrukcyjne i sprzeczne z prawem
zachowania.
Wkraczanie na ścieżkę zawodową
Być
może nie jest to jeszcze bardzo powszechne postrzeganie wolontariatu, ale staje
się on znaczącym elementem widniejącym w rubryce „doświadczenie zawodowe”. Dla
przyszłego pracodawcy jest to jasny sygnał, że ma przed sobą kandydata zdolnego
do zaangażowania się dla „dobra sprawy”, w którą wierzy, nawet jeśli nie idzie
za tym gratyfikacja finansowa. W zależności od rodzaju wolontariatu jest to
także świadectwo np. zorganizowania, odporności na stres, wrażliwości
społecznej czy wysokich umiejętności interpersonalnych.
Z
drugiej strony wolontariat może być świetną okazją do sprawdzenia siebie, do
zbadania własnych zainteresowań i konfrontacji wyobrażeń z rzeczywistością.
Wolontariusz ma okazję przekonać się osobiście z czym wiąże się np. organizacja
koncertu, festiwalu czy wystawy, jak wygląda praca w schronisku dla zwierząt,
jakie wyzwania stoją przed osobami pracującymi z dziećmi itp. Warto wówczas
poszukać możliwości pracy wolontariackiech w takich obszarach, które są jak
najbliższe zainteresowaniom czy przyszłemu zawodowi. Jeśli okaże się, że
trafiliśmy dobrze, że taka praca przynosi nam satysfakcję, sprawdzamy się w
niej i solidnie wykonujemy powierzone obowiązki, to niewykluczone, że
zostaniemy zapamiętani i w przyszłości bezpośrednio przełoży się to na
zatrudnienie.
Czynienie
dobra
Dobro,
to aspekt, który najtrudniej zmierzyć, natomiast praca wolontariusza
niewątpliwie daje okazje do pomocy innym, często do pomocy bezpośredniej. Takie
doświadczenie w młodości może ukształtować człowieka na całe życie. Często
można dziś usłyszeć, że nie ma w życiu nic za darmo, a bezinteresownie niesiona
pomoc i konfrontacja z uczuciami, które temu towarzyszą w bardzo dobitny sposób
takiemu twierdzeniu przeczą. W niektórych środowiskach bycie dobrym człowiekiem
określane jest jako niezaradność czy wręcz „frajerstwo”. Wolontariat, niesienie
pomocy innym i doświadczenie wdzięczności oraz użyteczności ma tak wielką moc
przemiany człowieka, że bywa stosowany jako środek resocjalizacyjny np. w
zakładach karnych – co najważniejsze, środek skuteczny.
Kreatywność to jedna z umiejętności niezbędnych w
byciu społecznikiem. Animowanie lokalnych społeczności wymaga twórczego
myślenia, a deficyty środków finansowych generują potrzebę robienia
„czegoś z niczego”. Inicjatywy sąsiedzkie też same się nie wymyślą. Jak
stymulować własną kreatywność i sprawiać, by przychodziło nam do głowy
więcej nietuzinkowych pomysłów? Jest na to kilka metod psychologicznych i
narzędzi do zastosowania od zaraz. Podczas burzy mózgów będą jak znalazł -
zachęcamy do czerpania inspiracji.
1. Sześć kapeluszy myślowych De Bono
Edward De Bono to psycholog znany przede wszystkim
jako autor niezawodnej metody wspierania twórczości i procesu dochodzenia do nowych
rozwiązań. Służy ona jako świetne narzędzie do wymyślania i weryfikowania
nowych rozwiązań podczas pracy w grupie, a do jej właściwego zastosowania
potrzebne jest sześć osób. Jest nazywana metodą sześciu kapeluszy,
ponieważ polega na tym, by spojrzeć na problem, który mamy do rozwiązania, z
sześciu różnych perspektyw. Kapelusze symbolizują odmienne punkty widzenia, a
osoby, które je zakładają (w wyobraźni lub rzeczywiście) starają się myśleć
zgodnie z ich „charakterem” . I tak - czerwony kapelusz to kapelusz emocji i
namiętności. Osoba, która go zakłada ma za zadanie ocenić dane rozwiązanie z
punktu widzenia emocji, intuicji, przeczuć. Biały kapelusz symbolizuje
obiektywizm - osoba, która go zakłada ocenia rozwiązanie „na chłodno” i
kierując się logiką. Zakładając czarny kapelusz, przyjmujemy perspektywę
pesymisty - doszukujemy się słabości, negatywów i zagrożeń. Jesteśmy krytycznie
nastawieni wobec rozwiązania. Przeciwieństwem jest żółty kapelusz - symbol
optymizmu. Gdy mamy go na sobie, wszystko widzimy w pozytywny sposób, nakładamy
na nos „różowe okulary”. Zielony kapelusz symbolizuje możliwości - osoba, która
go zakłada stara się wymyślić jak najwięcej alternatyw wobec zaproponowanego
rozwiązania. Niebieski kapelusz monitoruje cały proces i pełni rolę moderatora
dyskusji i sporządza wnioski z dyskusji. Więcej na temat zastosowania tej
metody można przeczytać pod tym linkiem: bit.ly/2eJW6aG. 2. Technika Napoleona
To prosta metoda podobna do tej z sześcioma
kapeluszami. Polega na tym, by wejść w buty innej osoby, spoglądając na
problem. Jako ludzie lubimy przyjmować egocentryczną perspektywę i spoglądać na
problemy wyłącznie przez osobisty filtr naszych doświadczeń. Gdy jednak
napotykamy na opór w myśleniu o nowych rozwiązaniach, warto przyłożyć do danego
problemu perspektywę innej osoby, wcielając się w nią. Może to być postać
rzeczywista lub fikcyjna - ważne, żeby postarać się spojrzeć na problem, na
chwilę przejmując jej cechy charakteru, doświadczenia i oczekiwania. Powiedzmy
sobie - a teraz spojrzę na ten problem oczami Myszki Mickey, potem zastanowię
się, jak mógłby wyglądać z perspektywy Einsteina, następnie wcielę się w
Napoleona. Możemy być zaskoczeni tym, jak wiele w myśleniu o rozwiązaniu
zmienia perspektywa, jaką przyjmujemy.
3. Korzystanie z prawej i lewej półkuli W wymyślaniu nowych rozwiązań pamiętajmy o tym, by
angażować w proces twórczy obie półkule mózgu. Generalnie jako ludzie mamy
naturalną, osobowościową skłonność do aktywowania częściej jednej z nich.
Tradycyjnie lewa półkula jest odpowiedzialna za logikę, analizę, mowę, fakty i
połączenia przyczynowo-skutkowe. To półkula racjonalności i obiektywizmu.
Natomiast prawa półkula utożsamiana jest z kreatywnością, wychodzeniem poza
schematy, emocjami i empatią. Proces twórczy nie mógłby zaistnieć bez udziału
obu półkul, dlatego staraj się stymulować je do działania naprzemiennie. Aby
pobudzać prawą półkulę, stosuj techniki wymagające używania skojarzeń, metafor,
burze mózgu. Aby aktywować lewą półkulę wykorzystuj wykresy, schematy i dane
liczbowe. Dzięki holistycznemu podejściu, rozwiązanie problemu, do którego
dążysz, powinno być jednocześnie twórcze i praktyczne.
Działalność
społeczna, oprócz wielkiego serca i wrażliwości, wymaga też sporych pokładów
kreatywności i niestandardowych pomysłów. Dobrze jest więc rozglądać się dookoła
i inspirować tym, co robią inni. Dlatego postanowiliśmy zaprezentować Wam poniżej
dwa przykłady ciekawych działań społecznych. Zobaczmy, jak to się robi w Denver
czy Tasmanii!
Moi Sąsiedzi Dylan Burr, fotograf
z Denver, zawodowo zajmujący się fotografią ślubną, postanowił swoje
umiejętności uchwytywania emocji i ludzkich historii, wykorzystać do pomocy
bezdomnym. Do swojego projektu zaprosił mieszkańców pobliskiego schroniska św.
Franciszka, którzy trafili tam z powodu bezdomności. Każdej z osób biorącej
udział w projekcie zrobił piękne portretowe zdjęcie i poprosił o opowiedzenie
swojej historii przed kamerą. W ten sposób powstała książka oraz film, o tym,
czym jest bezdomność dla każdej z tych osób. Jaki jest cel tego projektu?
Pokazanie i uświadomienie innym, że bezdomność nie jest czymś odległym, może
spotkać bardzo różnych ludzi i każdy z nich ma swoją unikalną historię.
Opowieści spisane na papierze oraz uwiecznione na video są teraz sprzedawane, a
80% dochodu trafia do podopiecznych schroniska św. Franciszka. Nie bez
znaczenia jest tytuł akcji, który stanowił punkt wyjścia do całego projektu.
“My neighbours”, czyli moi sąsiedzi ma uświadamiać, że sąsiadem jest nie tylko
osoba, żyjąca w domu czy mieszkaniu obok i parkująca swoje auto obok naszego. Sąsiadem
jest każdy człowiek, który mieszka w pobliżu, oddycha tym samym powietrzem i
chodzi po tym samym chodniku. Jeśli sobie to uświadomimy, łatwiej będzie nam
dostrzegać osoby potrzebujące pomocy w naszym otoczeniu. Więcej o projekcie
przeczytacie i obejrzycie tutaj: www.neighboursproject.com 365
dni pomagania 12-letni Campbell Remess z Hobart z Australii robi maskotki i zanosi je
dzieciakom z pobliskiego szpitala. Specjalnie do tego celu nauczył się szyć, a
dzieła które tworzy wyglądają bardzo imponująco. Jego plan to codziennie szyć
jedną zabawkę, aby na Boże Narodzenie móc obdarować 365 osób. Jak pisze na
swojej stronie internetowej „zrobiłem już tak dwa razy na święta i pokochałem
to“. Jak to się zaczęło i skąd młody Campbell ma pieniądze na niezbędne
materiały? Kiedy był młodszy powiedział swoim rodzicom, że bardzo chciałby
pomóc chorym dzieciom w szpitalu, przynosząc im prezenty na święta. Rozsądni
rodzice wytłumaczyli chłopcu, że prezenty kosztują i nie stać ich, aby tak po
prostu je kupić i obdarowywać małych pacjentów. 12-latek postanowił więc
znaleźć inny sposób, aby mimo wszystko spełnić marzenie o pomaganiu innym.
Postanowił więc samodzielnie przygotowywać prezenty. Początkowo, potrzebne
materiały kupował z kieszonkowego, a teraz gdy jego akcja stała się znana,
sponsorzy sami zgłaszają się do niego. Część maskotek wystawia też na aukcjach
internetowych, aby uzyskane pieniądze przekazywać potrzebującym. O tym, że jego
działania wywołują tysiące uśmiechów, można przekonać się przeglądając zdjęcia
zadowolonych dzieciaków z maskotkami Campbella. Zajrzyjcie tutaj: www.project365bycampbell.com.au i
poznajcie lepiej młodego społecznika :) Powyższe przykłady pokazują, że nie trzeba być zawodowo
związanym z działalnością społeczną, aby realnie pomóc innym. Zarówno
dorosły Dylan Burr, jak i młody Campbell wykorzystują swój własny potencjał do
tego, aby zrobić coś dobrego. Amerykanin ma do zaoferowania swoje zawodowe
umiejętności, Australijczyk dzięcięcy entuzjazm i energię. A gdyby tak każdy
z nas znalazł jakiś sposób, aby podzielić się sobą z innymi? To byłby
piękny świat :)
Zdarzyło Wam się
kiedyś oczekiwać, że coś pójdzie nie tak, po czym stwierdziliście, że
rzeczywiście było tak, jak sobie wyobraziliście? Ten mechanizm to samospełniające
się proroctwo. Polega na tym, że mamy tendencję do nieświadomego
realizowania scenariusza, który zakładamy w swojej głowie. Często możemy go
obserwować na polu działań społecznych. Niekiedy projekty, wydawałoby się,
niemożliwe do realizacji (np. wielkie zbiórki charytatywne) okazują się wielkim
sukcesem, napędzane siłą optymizmu ich autorów. Kiedy indziej natomiast, gdy
otoczenie społeczne jest zdominowane przez marazm, niechęć do zmian i ma
przekonanie „po co próbować, skoro i tak się nie uda|” projekty rzeczywiście
się nie udają lub pozostają tylko na papierze. To, jak wiele zależy od siły
naszych przekonań, nieraz pokazuje nam wyraźnie samo życie.
Zewnętrzne
poczucie kontroli
Każdy z nas nosi
w sobie pakiet przekonań na temat siebie i świata, które powstały i zostały
utrwalone na bazie doświadczeń z przeszłości. Niektóre osoby o tzw. zewnętrznym
poczuciu kontroli uważają, że nie mają wpływu na to, co im się przydarza, a
za ich los są odpowiedzialne bliżej niezidentyfikowane siły określane nieraz
jako fatum lub przeznaczanie. Nie chcą być kowalami swojego losu, ponieważ nie
dostrzegają własnego wpływu na rzeczywistość. To osoby, którym często zdarza
się realizować mechanizm samospełniającego się proroctwa. Nie wierząc w
możliwość dokonania zmian w swoim otoczeniu, nie podejmują wysiłku i po prostu
nic nie zmieniają. Ich przekonania o własnej nieskuteczności czy braku
kompetencji tym samym znajdują potwierdzenie w rzeczywistości. A niechęć do
podejmowania wysiłku rośnie, bo przecież „to i tak nic nie da”, „nic się nie
zmieni”. Tego rodzaju syndrom nazywamy także mechanizmem wyuczonej
bezradności. Wewnętrzne
poczucie kontroli Z drugiej strony
mamy osoby, spośród których najczęściej rekrutują się społecznicy, które wierzą
w swój wpływ na rzeczywistość i aktywnie działają, by coś w swoim życiu
lub otoczeniu zmienić. To osoby o wewnętrznym poczuciu kontroli, które
wierzą, że to, co ich spotyka jest pośrednio lub bezpośrednio efektem ich
działań. Nie wierzą w zrządzenia losu. Starają się kreować swoje życie zgodnie
z własnymi oczekiwaniami, przy okazji często pomagając innym. Opisane osoby
także wykorzystują w życiu mechanizm samospełniającego się proroctwa, jednakże
z pozytywnym skutkiem. Ich przekonanie, że posiadają kompetencję do dokonania
zmian na przykład we własnym sąsiedztwie sprawia, że podejmują ku temu aktywne
wysiłki. Starają się włączać w zmiany innych ludzi, angażują maksimum swoich
wysiłków. Słowem - robią wszystko, by ich przekonanie znalazło potwierdzenie
w rzeczywistości. To osoby zdeterminowane do osiągnięcia celu, cierpliwe i
wytrwałe. Dlaczego omawiane
postawy i mechanizmy są ważne w kontekście działań społecznych?
Bycie
społecznikiem wymaga dużej motywacji wewnętrznej i nieustannej pracy nad swoimi
przekonaniami. Droga do realizowania projektów społecznych jest bowiem wyboista
i kręta, a trudności potrafią zniechęcić niejednego. Tym bardziej warto
pamiętać o tym, że wiara w powodzenie naszego przedsięwzięcia daje nam
motywację do aktywnego działania i wspiera nas w realizacji celu. Mając
motywację i wierząc w sukces, skutecznie opieramy się prokrastynacji
(odkładaniu ważnych zadań na później), szukaniu czynności zastępczych (robieniu
rzeczy przyjemnych zamiast stawiania czoła obowiązkom).
Sąsiedzkie spotkanie opłatkowe to bardzo
dobry pomysł na integrację. Zarówno jeśli dobrze się już znamy i współpracujemy
przez cały rok, jak i gdy nasze relacje są chłodne, zdystansowane i od czegoś
trzeba zacząć. W okresie świątecznym takie spotkania są popularne i dobrze
wziąć to pod uwagę planując termin – równie dobrze można się spotkać między
Świętami a Nowym Rokiem, czy na Trzech Króli, kiedy świąteczne przygotowania w
domu mamy już dawno za sobą i gorączka sprzątania opadła. Z pewnością nie warto
organizować spotkań tuż przed samymi świętami, bo większość osób się po prostu
nie zjawi. Miłym akcentem mogą być upominki, ale zamiast generować kolejne
wydatki warto ruszyć głową i przygotować coś samodzielnie. Dodatkowo są duże
szanse, że ujawnią się wśród sąsiadów rękodzielnicze talenty, a stąd już tylko
krok do zorganizowania warsztatów. W każdym razie mamy dla was kilka podpowiedzi
i inspiracji.
1. Smakołyki i przysmaki
Nie jest to pomysł, który nie wymaga
zupełnie żadnych nakładów finansowych, ale jeśli lubimy gotować, to jest duża
szansa, że mamy jakieś weki robione latem czy jesienią. Słoik powideł, ogórków
czy kompotu w grudniu ucieszy większość osób. Wystarczy np. zrobić mu jakąś
ładną etykietkę, może dodać jakiś finezyjny opis czy życzenia „osłody życia”,
„odrobiny lata zimą” itp., na wieczko nałożyć kawałek materiału i obwiązać
sznurkiem czy wstążeczką i super prezent gotowy. Jeśli nie mamy weków, to w
trakcie przygotowań do świąt możemy wykonać np. jakieś ciasteczka i przechować
w puszce czy ładnym pudełku. W internecie znajdziemy mnóstwo przepisów na
proste, a często bardzo efektowne słodycze. W okresie świątecznym najczęściej i
tak wszystkie potrzebne składniki mamy w domu.
2. Talon na...
Bardzo praktycznym prezentem, który
dodatkowo naprawdę nie wymaga wydawania pieniędzy jest talon na coś, co dla
danej osoby wykonamy w późniejszym czasie. Może to być cokolwiek, co potrafimy
robić, a może się komuś przydać. Od takich pomysłów jak talon na zaopiekowanie
się psem przez tydzień (co pozwoli np. na spokojny wyjazd w wakacje),
zaproszenie na obiad, przygotowanie ciasta na jakąś okazję, poprzez pomoc w
sprzątaniu (np., myciu okien czy trzepaniu dywanów), po wykonanie portretu
jeśli potrafimy malować, czy lekcje języka obcego. Pomysłów na talony jest
bardzo dużo, a taki prezent jest cenny, bo ofiarowuje się nie tylko jakąś
konkretną korzyść ale też swój czas.
3. Dekoracje
Pewnie każdy z nas pamięta z zajęć
technicznych różne własnoręcznie robione dekoracje – hitem przedszkola były
butelki oblepiane plasteliną, na którą przyklejało się koraliki i robiły za
wytworne wazony. W dorosłym życiu warto trochę bardziej pogłówkować, ale wykonanie
ładnych dekoracji jest możliwe nawet, jeśli szczególnie biegli w sprawach
plastycznych nie jesteśmy. Główna zasada to taka, żeby zrobić coś, co sami
byśmy postawili u siebie. Oczywiście nie jest to gwarancją trafienia w gust,
ale jednak zwiększa szanse. Proste pomysły, które nie wymagają wielkich
zdolności: kompozycja z suszonych roślin w ramce, kolaż np. ze zdjęć z okolicy
i cytatów powycinanych z gazet, ozdobne zamykane naczynie (np. butelka), do
której wsypujemy warstwami różne ziarna (kasze, ryż itp.) i ozdabiamy np.
wstążką i suszonym plasterkiem pomarańczy albo laską cynamonu. Świetnym i
bardzo łatwym materiałem do pracy jest filc, a kolorowe arkusze można kupić za
kilka złotych (w zależności od grubości, już od niecałych 2 zł) – można z niego
uszyć lub posklejać zawieszki, breloczki, małe zabawki itp., a dla dorosłych
np. podkładki pod kubki.
4. Vintage
Vintage to gustowne, ładne lub cenne
rzeczy z drugiej ręki. Organizując spotkanie opłatkowe z prezentami możemy z
góry się na taką formę wymiany umówić. Niemal każdy z nas ma w domu jakieś
przedmioty (książki, dekoracje, dodatki), które są w idealnym stanie, ale
zwyczajnie ich nie potrzebuje albo nie pasują do obecnego wystroju mieszkania.
Komuś innemu mogą one sprawić radość. Co konkretnie to może być? Zarówno
figurka, świecznik, jak obraz, broszka czy filiżanka ze spodkiem. Ważne, żeby
były to rzeczy naprawdę w idealnym stanie, bo dając coś, co nosi wyraźne ślady
użytkowania czy wręcz braki wysyłamy komunikat, że obdarowany jest dla nas
nieważny i traktujemy to jako okazję do zrobienia porządków w domu. Z pewnością
taka forma prezentów nie jest odpowiednia dla każdego środowiska, lepiej
sprawdzi się w gronie osób, które się znają, a najlepiej gdy wszyscy się na to
zgodzili.
5. Rękodzieło
Kilka lat temu była szalona moda na
rękodzieło i bardzo wiele osób się jakąś jego dziedziną zajmowało.
Najpopularniejsze były decoupage, filcowanie, ręcznie robiona biżuteria,
srapbooking i szydełkowanie/szycie zabawek. To są kosztowne hobby i
skompletowanie wszystkich potrzebnych rzeczy i półproduktów wymaga często
sporych nakładów finansowych, ale jeśli ktoś i tak się tym zajmuje, to może
skorzystać z tego, co posiada. Takie prezenty cieszą tak samo jak ręcznie
wykonane smakołyki. Jeśli ktoś na spotkanie świąteczne przyniesie prezent
wykonany przez siebie jakąś ciekawą techniką, to wykorzystajmy okazję i
zachęćmy go do poprowadzenia warsztatów. Od razu można zrekrutować pierwszą
grupę uczestników z osób obecnych na świętowaniu. Czasem takie namowy mogą
zająć więcej czasu, ale powszechny podziw jaki wzbudzi przygotowany prezent z
pewnością w procesie decyzyjnym potencjalnemu prowadzącemu pomoże. Pozostaje
jeszcze zdobycie funduszy i znalezienie odpowiedniego miejsca na warsztaty, ale
co to dla nas, prawda?
W większości z nas drzemie
społecznikowski duch – czasem jest jeszcze bardzo ukryty, niekiedy brakuje mu
motywacji lub impulsu do działania. Tych, którzy dopiero go w sobie odkrywają
często dręczy jedno pytanie – jak zacząć? Trudno jest tak nagle wyskoczyć z
propozycją pikniku sąsiedzkiego, kiedy mało kto mówi sobie dzień dobry. Wtedy
bardzo przydaje się jakiś pretekst, a chyba nie ma lepszego niż Boże
Narodzenie!
Trochę magii Kiedyś kupno mieszkania czy
wybudowanie domu nie było tak proste jak teraz – ludzie często całe życie
mieszkali w tym samym miejscu, sąsiedzi dobrze się znali i starali się (z
lepszym lub gorszym skutkiem) żyć w poprawnych stosunkach. Dziś, szczególnie w
blokach, często mieszka się na chwilę – na studiach albo na czas budowy domu za
miastem. Mieszkańcy nie znają się i nie czują potrzeby nikogo poznawać, w końcu
za chwilę będą już gdzie indziej. Jednak poczucie wspólnoty i sympatia do
siebie wzajemnie jest ważna i sprawia, że żyje się wszystkim lepiej, dlatego
warto o to zadbać nawet na krótki czas. Jeśli mieszkamy w takim dużym bloku, w
którym nikogo nie znamy, albo na nowym osiedlu, gdzie wszyscy się niedawno
wprowadzili, możemy zrobić wszystkim mieszkańcom świąteczną niespodziankę. Nie
musi nas to wiele kosztować – przygotujmy małe karteczki, narysujmy na nich
świąteczne motywy (choinkę czy gwiazdę każdy da radę), napiszmy parę miłych
słów czy życzeń i wrzućmy do skrzynek. Podpiszmy się „sąsiedzi” i obserwujmy
jak ludzie stają się milsi. Przecież nikt nie wie którzy to sąsiedzi, na
wszelki wypadek dobrze być miłym dla wszystkich. ;)
Świąteczna wymiana
Pisaliśmy już o giełdach umiejętności i
sąsiedzkim wsparciu na zasadach wymiany usług – święta są wspaniałym pretekstem
do wypróbowania takich praktyk. Nie każdy jest mistrzem w każdej kategorii z
długiej listy świątecznych „do zrobienia”. Być może szybko i świetnie
sprzątasz, ale pieczenie ciast to dla ciebie czarna magia, za to Twoja sąsiadka
robi to z przyjemnością? A może ktoś zrobi i przyniesie zakupy, albo wniesie i
oprawi choinkę, w zamian za pierogi? Dzieciaki z ogromną radością udekorują
choinkę samotnemu sąsiadowi, a on może pośpiewa z nimi kolędy albo opowie im
ciekawe historie jak to kiedyś było na święta?
Sąsiedzka choinka
W niektórych reklamach pojawia się motyw
wspólnej choinki, kiedy cała społeczność małego miasteczka spotyka się na placu
i zostają odpalone światełka na choince, a oni się cieszą, składają sobie
życzenia i celebrują wspólną obecność. Bardzo cukierkowy obrazek i zazwyczaj
właśnie jakieś słodycze temu towarzyszą, ale to nie znaczy, że nie możemy się
zainspirować reklamą! Taką choinkę można ustawić np. przed blokiem, albo wybrać
w tym celu drzewko, które już w okolicy rośnie. Najfajniej, jak nie tylko
wszyscy przyjdą na „gotowe” odpalanie światełek, ale włączą się w dekorowanie.
Można np. ogłosić, żeby każda rodzina przyniosła jedną ozdobę i ją zawiesiła.
Ciekawym pomysłem jest pisanie czegoś na zawieszonych ozdobach – np. czego
życzymy sąsiadom na kolejny rok, o czym marzymy albo za co jesteśmy wdzięczni.
Podziel się świętami
Przy okazji świąt chętnie angażujemy się
w różne akcje pomocowe – dokładamy się do różnych zbiórek, włączamy w
szlachetną paczkę itp. To taki czas, w którym jesteśmy pobudzani do refleksji i
z przyjemnością dzielimy się tym, co mamy. Zazwyczaj są to osoby albo nam nie
znane (zbiórki organizowane przez fundacje), albo takie, z którymi nie mamy
kontaktu na co dzień. A gdyby tak w tym roku rozejrzeć się bliżej? Oczywiście
jeśli kompletnie nie utrzymujemy kontaktów z sąsiadami, to takie szukanie na
własną rękę może być ryzykowne i średnio grzeczne, ale zawsze istnieje jedno
świetne źródło informacji – parafia. Ksiądz chodząc „po kolędzie” widzi bardzo
wiele i najczęściej potrafi wskazać wiele osób i rodzin, które potrzebują
wsparcia. Nie trzeba być zaangażowanym w życie parafii, aby z takim pytaniem
się do księdza zwrócić. Nie musi to też być szykowanie paczki z żywnością czy
prezentami dla kogoś, czasem wystarczy zapytać księdza czy w najbliższej okolicy
nie ma osoby samotnej, która sama spędza także Święta. Oczywiście trzeba to
zrobić delikatnie i z wyczuciem, ale społecznicy najczęściej mają takie rzeczy
opanowane. Bardzo możliwe, że ksiądz zaoferuje nam pomoc w pierwszym zapoznaniu
się, a jeśli nie, to możemy o taką pomoc poprosić.
Tradycja
sama podpowiada społecznikom Święta Bożego Narodzenia składają się z
wielu obrzędów i zwyczajów, które mają ludzi do siebie zbliżać i budować więzi.
Co prawda dziś, szczególnie w miastach, niewiele z nich praktykujemy, ale
przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby jakiś reaktywować. Jednym z takich
zwyczajów jest wspólne śpiewanie kolęd. Możemy pokusić się nawet o
zorganizowanie grupy kolędników – z przebraniami, turem i gwiazdą (dość łatwo
można je wykonać samodzielnie), teksty bez problemu znajdziemy w internecie.
Jeśli prowadzimy zajęcia w świetlicy, to zawsze dobrym pomysłem są jasełka
(scenariusze także z łatwością znajdziemy) i wspólne kolędowanie po spektaklu.
Ale jeśli nie ma wśród nas wielu dzieci, albo nie mamy możliwości na tak
pracochłonne przygotowania, to można zorganizować po prostu sąsiedzkie
spotkanie kolędowe. Czasem nawet nie potrzeba sali, bo w bloku znajdzie się
taka przestrzeń, np. na długim korytarzu, ale też uzyskanie zgody na udostępnienie
pomieszczenia w domu kultury, bibliotece, pobliskiej szkole czy kościele nie
powinno być wielkim problemem. Wystarczy, że każdy przyniesie jakieś ciasto (a
w okresie świątecznym raczej każdy ma ich nadmiar), zawsze też znajdzie się
wśród sąsiadów ktoś, kto gra na instrumencie, np. gitarze. A jeśli nawet nikt
nie gra, to kolędy można równie dobrze śpiewać bez muzyki. Warto może tylko
wydrukować teksty i rozdać, bo często wersje się odrobinę różnią.
Gdy temperatura spada, pogoda nie rozpieszcza i coraz szybciej robi się ciemno, niechętnie wychodzimy z domu. Ulubionym miejscem staje się kanapa, a towarzystwem koc, książka i gorąca herbata. Jednak, na dłuższą metę, nie jest to najlepsza recepta na jesienno-zimową chandrę, szczególnie dla osób z żyłką społecznikowską. Dużo lepszym pomysłem jest przetrwanie tych długich wieczorów w towarzystwie, poświęcenie czasu na wspólne plany i działania.
Wiosną może być za późno Długie wieczory to świetny czas na rozmyślanie o ciepłych dniach. No i zaplanowanie ich. Wiosna, lato i wczesna jesień to czas realizacji wielu inicjatyw społecznych, ale to znaczy, że ktoś musiał je zaplanować wcześniej! Chociaż dziś czerwiec wydaje nam się kosmicznie odległą przyszłością, to właśnie teraz jest odpowiedni moment by zaplanować co i dla kogo chcemy wtedy zrobić. Zbudujmy zespół i już na tym etapie wymyślajmy wszystko wspólnie. Jeśli pomysł i plan będzie tylko w jednej, naszej głowie, to istnieje ryzyko, że nie znajdziemy ludzi, którzy odpowiednio nas wesprą w jego realizacji. Jeśli to będzie wspólny pomysł, będzie też wspólne zaangażowanie i poczucie odpowiedzialności. Mając przed sobą kilka miesięcy nie tylko możemy szczegółowo zaplanować konkretne wydarzenie czy akcję, ale także jego promocję, stworzyć profesjonalne zaplecze (jak strona, blog czy profil na facebooku) i zebrać społeczność. Mamy też szansę na zdobycie partnerów – także finansowych.
Szansa na zdobycie środków Początek roku kalendarzowego to w firmach czas planowania budżetów na kolejne 12 miesięcy, a w instytucjach państwowych często jedyny moment by zdobyć dofinansowanie. Programów i organizacji do których możemy zgłosić nasz projekt jest bardzo dużo, ale najczęściej musimy sami je odnaleźć, co zajmuje sporo czasu. Nie zawsze są to oczywiste miejsca, nie zawsze wszystko wyskoczy na pierwszych kilkunastu stronach wyszukiwarki. Warto też zadzwonić do Urzędu Miasta, Gminy czy innych instytucji z naszego regionu i po prostu zapytać czy są lub będą programy, w których można ubiegać się o środki na inicjatywy społeczne oraz gdzie i kiedy ich szukać. Początek roku dla społeczników to czas, którego nie mogą przespać – muszą trzymać rękę na pulsie. Każde przesłane zgłoszenie wymaga najczęściej dostosowania opisu projektu i informacji do konkretnego formularza, co też wymaga czasu i nie warto zostawiać tych czynności na ostatnią chwilę. Szkoda, żeby nasz pomysł odpadł przez jakieś braki formalne w złożonej dokumentacji. Jeśli chcemy pozyskać partnera komercyjnego to również jest to najlepszy moment na informowanie o swoich działaniach działy marketingu czy zarządy. Być może będziemy musieli się kilkukrotnie przypominać i na decyzję poczekać, ale jeśli mamy naprawdę dobry pomysł i potrafimy przedstawić korzyści z jego wsparcia, to na tym etapie możemy zostać wpisani np. w plan marketingowy i tym samym firmie też będzie zależało na realizacji naszego projektu, a ich punktu planu.
Pytaj, rozmawiaj, wyciągaj wnioski Zimowy czas możemy też wykorzystać na sprawdzenie czy nasze poprzednie działania odpowiadały społeczności, która brała w nich udział lub co będzie dla niej najfajniejsze w kolejnym roku. Można to zrobić na wiele sposobów – jeśli przeprowadzaliśmy jakieś ankiety bezpośrednio po zakończeniu poprzednich projektów, to teraz jest dobry czas, żeby je podsumować. Nie muszą to być przecież żadne profesjonalne badania, wystarczy czasem zagadnąć sąsiadów, albo nawet tylko posłuchać o czym ze sobą rozmawiają. Często przewija się wtedy temat jakichś braków czy problemów, z którymi borykają się w najbliższym otoczeniu. Poszukajmy też inspiracji w internecie, prasie, książkach – naprawdę sporo przykładów świetnych inicjatyw można znaleźć. Nie bójmy się podpatrywania innych, przecież przenoszenie pomysłów, które już gdzieś się sprawdziły na własny grunt, to świetna metoda poprawiania swojej rzeczywistości.
Jak działać dobrze i skutecznie, zebrać wokół siebie wspierających i z jakich narzędzi wspomagających działania korzystać, żeby osiągnąć cel - oto zestawienie 10 dobrych praktyk dla społeczników takich jak Ty!
1. Poznaj nie tylko samego siebie Zanim rzucisz się w wir organizowania pomocy - poznaj ich problemy i potrzeby. Dla przykładu, jakkolwiek romantyczna jest wizja nakłonienia setek osób z terenów najuboższych do częstszego korzystania z oferty np. teatrów, być może prawdziwym problemem nie jest ich brak chęci, a głowa zajęta zdobywaniem dostępu do bieżącej wody, złe warunki mieszkaniowe i brak kadry nauczycielskiej w szkole oddalonej o kilka kilometrów. Nie startuj z pozycji osoby wiedzącej, szczególnie jeśli sam(-a) nie znajdujesz się w takiej sytuacji. A nawet jeśli - sprawdź, czy inni czują i myślą podobnie. Słuchaj uważnie, nie zakładając, że wszystko już wiesz. Z takiego zanurzenia w cudze troski potrafią często wykluć się najlepsze inicjatywy!
Zdjęcie: CC0 Public Domain
2. Poszukaj wewnętrznej motywacji
Praca społeczna jest trudna, żmudna i bywa, że nie spotyka się z natychmiastową wdzięcznością ze strony podopiecznych. Poszukaj więc takiej motywacji w sobie, która nie będzie oparta na poklepywaniu po ramieniu za dobrze wykonaną pracę, czy na publikacjach w mediach z Tobą w roli ratującego świat. To pomoże uniknąć szybkiego wypalenia, jeśli tych sukcesów nie będzie widać w krótkim czasie.
3. Wychowaj następcę
Zgodnie z harcerską zasadą, w działalności społecznej postaraj się wychować minimum jednego następcę, który wesprze Cię i w przyszłości będzie potrafił(-a) Cię zastąpić w Twoich działaniach. Dziel się wiedzą i ucz, jak najlepiej działać, a będzie Was coraz więcej i Wasze działania będą skuteczniejsze. Wiele osób zwyczajnie nie wie, od czego zacząć. Pokaż im, jak można dołączyć do Twojego zespołu i jak można małymi kroczkami czynić dobro.
4. Zaprzyjaźnij się z mediami społecznościowymi
Jeśli jeszcze nie masz kont na najpopularniejszych serwisach społecznościowych, czas to nadrobić. Nie tylko po to, żeby zdawać w nich relację ze swoich działań i zapraszać do nowych inicjatyw - to też doskonałe narzędzia networkingowe, dzięki którym zaciekawisz swoimi działaniami kolejne osoby, poprosisz o pomoc i wsparcie w trudniejszych akcjach, wypromujesz wspierające Was firmy i instytucje (na pewno będą wtedy przychylniejsze do rozszerzenia zakresu pomocy). To również często najoptymalniejsze i najtańsze sposoby na współpracę w ramach samego NGO (zamknięte grupy na Facebooku, czy dysk wspólny Google, który pozwala wszystkimi mieć dostęp do tych samych zasobów - tj. grafiki, logo, podsumowania ustaleń ze spotkań, czy też zdjęcia z ostatnich akcji).
5. Zbuduj wiarygodność
Dla wielu społeczników najważniejsze jest serce, które motywuje ich do działania. Nie zawsze jednak łatwo jest przekonać innych do wspólnego działania czy wzbudzić zaufanie tylko przy pomocy gorących haseł. Na każdym etapie warto też prowadzić zapiski, ile osób skorzystało z pomocy, jak też do ilu docieracie z ważnymi informacjami. Takie statystyki nie tylko pomogą w informowaniu o skuteczności Waszych działań, ale i będą mocnym argumentem podczas rozmów z firmami i instytucjami, które są w stanie wesprzeć to, co robicie.
6. Szukaj wzorców
O wpływie poetyckim T.S. Eliot napisał, że “zły poeta naśladuje, dobry - kradnie” - i w dodatku nie ma w tym nic złego! W biznesie od dawna funkcjonuje pojęcie tzw. benchmarkingu - czyli porównywaniu praktyk własnych z tymi uznawanymi za najlepsze w danej dziedzinie. Wynik takiego porównania służy następnie jako podstawa do doskonalenia własnych działań. Społecznik powinien być na bieżąco z tym, co robią inni - i to nie tylko w dziedzinie, z którą sam ma kontakt. Inspiracja może przyjść z dowolnego źródła - od edukatorów, pedagogów, pionierów medycyny, czy też nowych technologii. Ważne, żeby w błędach czy sukcesach innych przejrzeć się jak w lustrze i wyciągnąć wnioski, co i jak jeszcze możemy zrobić lub czego unikać.
7. Dziel się i mnóż
Nie ma lepszego sposobu na doskonalenie się w danej dziedzinie niż uczenie innych. Jeśli więc chcesz osiągnąć poziom mistrzowski, chłoń wiedzę i dziel się nią z pozostałymi członkami Waszego zespołu, czy też osobami, które zastanawiają się nad przyłączeniem się do akcji lub jej wspieraniem. Do tego mogą służyć zarówno wydawnictwa (ulotki, broszury, e-booki) dotykające dziedzin, o które chodzi, jak i komunikaty w mediach społecznościowych, szczególnie zilustrowane grafikami, czy filmami. To ważne szczeŋólnie dla osób, które szukają pomocy przy pierwszym zetknięciu się z problemem (np. rodziców dzieci dotkniętych rzadkim schorzeniem, czy też małżonków osób z chorobami psychicznymi). Wiedza jak się zachować i skąd czerpać informacje o możliwym wsparciu potrafi w takim momencie dać więcej niż pomoc finansowa czy rzeczowa.
Zdjęcie: CC0 Public Domain
8.Współpracuj z dziennikarzami
Media lubią NGO - a wynika to nie tylko z ich altruistycznych postaw i chęci przekazywania informacji społeczeństwu o możliwym wsparciu, ale też z obawy przed oskarżeniami o kryptoreklamę w przypadku publikowania treści o produktach lub działaniach firm komercyjnych. Warto o tym pamiętać, szczególnie gdy idziemy rozmawiać o wsparciu naszych akcji przez przedsiębiorców - często nasza akcja będzie jedynym sposobem na to, żeby było o nich głośno w mediach. Pamiętajmy jednak o profesjonalnym przygotowaniu materiałów dla dziennikarzy, przesłaniu zdjęć czy grafik związanych z akcją oraz zapraszaniu na wydarzenia z odpowiednim wyprzedzeniem. Z czasem warto też nawiązać bezpośrednie relacje z dziennikarzami, którzy podejmują nasze tematy i kontaktować się z nimi w pierwszej kolejności.
9. Bądź ekspertem
Coraz częściej firmy decydują się również na współpracę z NGO ze względu m.in. na podejście projektowe (design thinking), które zakłada ko-kreację produktów i usług razem z najważniejszymi interesariuszami, do których np. w branży medycznej czy edukacyjnej często najlepszy dostęp mają właśnie społecznicy. To oni mogą być zarówno źródłem wiedzy o problemach, jak i cennym członkiem zespołu projektowego pracującego nad hipotezą czy prototypem rozwiązania oraz ułatwić kontakt z osobami, które mogą przetestować i ocenić dane rozwiązanie. Daj się łatwo znaleźć, a być może to właśnie Ty dołączysz do zespołu tworzącego rozwiązanie, który może ułatwić życie Waszym podopiecznym!
10.Zbieraj drużynę - gdziekolwiek jesteś
Rzadko występuje taka sytuacja, że musisz walczyć o sprawę całkiem w pojedynkę. Poszukaj, kto jeszcze zajmuje się daną tematyką - oprócz jednostek samorządowych, czy innych NGO rozejrzyj się również wśród szkół, instytucji otoczenia biznesu, czy też przedsiębiorstw, którymi zarządzają lokalni patrioci. Poznaj ich potrzeby i rozmawiaj z nimi, jak można je zrealizować, przy okazji robiąc coś dobrego dla potrzebujących. Każda nowa informacja, czy nowo poznana osoba może być cennym dodatkiem do obecnego stanu wiedzy, czy zakresu Twojego działania. Rozmawiaj też z każdym bardziej aktywnym członkiem społeczności lokalnej, szczególnie o tym, kim jesteście oraz co teraz i potencjalnie w przyszłości możecie dla siebie nawzajem zrobić. Będziesz zaskoczony(-a), jak wiele mają do zaoferowania ludzie, których byś o to nigdy nie podejrzewał(-a). Najlepiej takie relacje nawiązywać na zapas i pielęgnować je, zanim będziemy ich tak naprawdę potrzebować. Zatem - wychodź do ludzi i rozmawiaj, rozmawiaj, rozmawiaj!
Społecznik to „zwierzę stadne” - uwielbia pracę w
grupie, warsztaty, spotkania i dyskusje. Praca z ludźmi wiąże się z tym, że
często ma okazję zabierać głos publicznie. Prezentując swoje pomysły przed
potencjalnymi sponsorami czy mocodawcami, przekonując społeczność do wdrożenia
zmian, szkoląc i doradzając, jest wystawiony na ekspozycję społeczną. Chcąc,
nie chcąc mierzy się z oceną innych.
Czy sponsorzy „kupią” jego projekt? Czy włodarze dadzą
się przekonać do koniecznych zmian? Czy społeczność je zaakceptuje i
poprze? To zależy od wielu czynników - przede wszystkim od naszego
merytorycznego przygotowania i poziomu proponowanych rozwiązań, ale także od
sposobu ich prezentowania. Nawet najbardziej innowacyjny projekt przedstawiony
w suchy, akademicki sposób może nie zostać dostrzeżony i pozytywnie oceniony,
dlatego - przygotowując się do wystąpienia - warto zadbać o kilka szczegółów
autoprezentacji.
1. Moc pierwszego wrażenia
Mówi się o tym, że wrażenie, jakie wywieramy na
drugiej osobie budujemy przez pierwsze kilka-kilkadziesiąt sekund kontaktu. I
choć wielu z nas wystrzega się oceniania innych po pozorach, to jednak nasz
mózg jest „leniwy poznawczo” i dokonuje oceny zdarzeń oraz ludzi na podstawie
kilku pierwszych informacji, jakie spostrzega. Przygotujmy się zatem, by
pierwsze wrażenie, jakie wywieramy na innych, było pozytywne. Możemy to zrobić,
budując swój ekspercki wizerunek strojem, gestami, uśmiechem, właściwym
podaniem ręki.
2. Spójność komunikacji werbalnej i niewerbalnej Istotne w budowaniu wizerunku jest zadbanie o sferę
niewerbalną, czyli pozasłowną część naszego komunikatu. To, jak korzystamy
z przestrzeni podczas wystąpienia, jakie gesty stosujemy do zilustrowania
swoich słów, co komunikuje nasza mowa ciała i czy mamy kontakt wzrokowy ze
słuchaczami - według teorii Mehrabiana w 55 procentach wpływa na to, jak
jesteśmy odbierani przez innych!
3. Mniej znaczy więcej Przygotowując się do wystąpienia czy prezentacji
multimedialnej zadbajmy o to, by nie przytłoczyć naszej publiki nadmiarem
treści. Budujmy slajdy w formie hasłowej, a nie „referatowej”. Posługujmy się
metaforą, ciekawą narracją i obrazem. Odwołujmy się do konkretów - naszych
osobistych doświadczeń, przykładów z życia wziętych. Poparcie swojej wypowiedzi
sugestywnymi przykładami, upewni słuchaczy w przekonaniu, że wiemy, o czym
mówimy.
4. Stres opanowany Nasza autoprezentacja nie będzie skuteczna, gdy
będziemy działać zdominowani przez stres. Istnieje co prawda stres działający
na nas motywująco. Ten, pod wpływem którego, w naszym ciele zaczyna wydzielać
się adrenalina - hormon przyspieszający metabolizm i jednocześnie dający nam
zasoby do walki z wyzwaniem. Niestety, gdy stres działa na nas przez dłuższy
okres czasu - mobilizującą adrenalinę zastępuje kortyzol. To hormon stresu,
który działa destrukcyjnie na nasz organizm. Sprawia, że czujemy się
przemęczeni, napięci, mamy trudności z koncentracją i zapamiętywaniem. Aby
pozbyć się dystresu („złego stresu|”), powinniśmy przed wystąpień zastosować
się do następujących reguł:
- ćwiczyć oddech - miarowe, głębokie oddychanie przydaje się w
sytuacjach, gdy trudno nam opanować stres. Oddychanie przeponowe sprawia,
że nasz mózg jest bardziej dotleniony, a ciało zrelaksowane i spokojne - dbać o wsparcie ze strony życzliwych ludzi - nic tak nie koi nerwów i nie działa motywująco, jak
wsparcie czy porada ze strony bliskich nam osób, - wyspać się - organizm dorosłego człowieka potrzebuje około 8 h
snu na dobę. Bez optymalnej dawki snu nasze zdolności poznawcze są obniżone, a
przemęczenie może wtórnie powodować rozdrażnienie i kłopoty i nastrojem.
Dziesiątki warsztatów i spotkań,
tysiące zainteresowanych rodziców i dzieci, najnowsze technologie i mnóstwo
dobrej zabawy - tak w skrócie można opisać nieformalne metody edukacji
informatycznej najmłodszych w Szczecinie. Jak ich działania wyglądają od kuchni
i skąd pomysł na ich realizację? Opowiedzą przedstawiciele organizacji, które
jako jedne z pierwszych podjęły takie wyzwania: Marta Kostecka (Godzina Kodowania / Miejska Biblioteka Publiczna) oraz Sebastian Szczepański (Cyfrowi Wynalazcy / Fundacja Netcamp). 1. Jak zaczęła się Wasza przygoda z
kodowaniem i edukacją informatyczną? Sebastian Szczepański (Cyfrowi Wynalazcy / Fundacja Netcamp): Historia „Cyfrowych Wynalazców” to
ludzie, których połączyła edukacja i technologia. Już podczas studiów
nauczycielskich śledziłem nowoczesne narzędzia wspomagające nauczanie, w
szczególności jeśli chodzi o informatykę. Za granicą pojawiało się już wtedy
wiele darmowych programów, które z powodzeniem można było wykorzystywać podczas
lekcji. Skomplikowane doświadczenia chemiczne, podróż międzygalaktyczna czy
wizyta w reaktorze atomowym – to tylko niektóre scenariusze lekcji osiągalne
dzięki dedykowanym programom edukacyjnym. Ku mojemu zdziwieniu i ubolewaniu
przyszli nauczyciele niestety kształceni są w kwestii wykorzystania komputera w
edukacji według utartych schematów. Poszukiwanie i korzystanie z takich
programów stało się więc dla mnie pasją i przygodą, która doprowadziła mnie aż
do technologii druku 3D. Postanowiłem wykorzystać go do stworzenia modelu
sygnalizatora drogowego, który po podłączeniu do komputera mógł być
programowalny nawet bez szczególnej wiedzy z elektroniki czy informatyki. Tak
narodził się pomysł organizacji warsztatów dla dzieci z programowania,
elektroniki i robotyki z wykorzystaniem autorskich modeli edukacyjnych. Reszta
jest historią - zaczęło się od jednoosobowej działalności gospodarczej, a
obecnie jest to jeden z większych projektów prowadzonych przez naszą Fundację
Rozwoju Branży Internetowej Netcamp w Szczecinie, z którym występujemy podczas
większości wydarzeń IT w mieście i regionie, podczas wystaw, wydarzeń z okazji
Dnia Dziecka, czy nawet Nocy Muzeów. Marta Kostecka (Godzina Kodowania / Miejska Biblioteka Publiczna): Od wielu lat ciągnęło mnie w
kierunku nowych technologii - m.in. razem z córką wzięłam udział w warsztatach
nauki programowania dla kobiet Rails Girls Szczecin, a także uczestniczyłam w wielu
spotkaniach branży IT, żeby cały czas poszerzać swoją wiedzę. Przez pewien czas
śledziłam też tego typu działania w innych
bibliotekach, aż sama nabrałam ochoty na przygodę z kodowaniem. Kiedy trafiłam
do Miejskiej Biblioteki Publicznej w Szczecinie, okazało się, że panują tu
bardzo dobre warunki - komputery są dostępne dla mieszkańców, panie w filiach
mają doświadczenie w pracy z seniorami w klubach komputerowych oraz są tu też
inne osoby chętne do uczenia się nowych rzeczy i poszerzania oferty z zakresu
edukacji medialnej.
Zaczęłyśmy od zaproszenia do
współpracy Cyfrowych Wynalazców, którzy przeprowadzili u nas autorskie zajęcia
w ramach Tygodnia Kodowania. Potem już samodzielnie zorganizowałyśmy Godzinę
Kodowania. Kolejnym krokiem było ukończenie kursu Mistrzowie Kodowania, co
poszerzyło nasza ofertę o zajęcia na tabletach z wykorzystaniem Scratcha
Juniora dla maluchów, z tradycyjnego Scratcha dla trochę starszych oraz z App
Inventora dla młodzieży. W tym roku ponownie chcemy przystąpić do programu i
przeszkolić się z kolejnych języków oraz zachęcić więcej naszych koleżanek do
udziału.
2. Jak określilibyście Waszą rolę w
odniesieniu do edukacji formalnej? Sebastian Szczepański: Organizujemy
warsztaty w ramach edukacji pozaformalnej, ale równie chętnie dzielimy się
wiedzą i doświadczeniem z zaprzyjaźnionymi szkołami oraz nauczycielami z całej
Polski podczas konferencji i szkoleń, a także chętnie współpracujemy z Centrami
Doskonalenia Nauczycieli. Marta Kostecka: Nie staramy się konkurować ze szkołami,
nie taka jest rola biblioteki. Naszą rolą jest uzupełnianie oferty edukacyjnej,
oferowanie dostępu do wiedzy i informacji i to właśnie robimy. W chwili obecnej
wiedza i umiejętności z zakresu edukacji medialnej, czy też informatycznej są
kluczowe, dlatego staramy się je oferować. Warto zaznaczyć, że poza zajęciami komputerowymi
wypożyczamy publikacje z tematyki informacyjnej, podręczniki do nauki
kodowania, także dla dzieci.
3. Co jest Waszym najważniejszym celem? Sebastian Szczepański: Naszym głównym celem jest oswajanie nowoczesnych technologii poprzez
łączenie ich z dobrą zabawą. Zdobywanie nowej wiedzy jest najprzyjemniejsze,
gdy robimy to dobrze się bawiąc – i takie właśnie mamy założenie. Uczymy nie
tylko projektowania, programowania czy druku 3D, ale przede wszystkim
pokazujemy że komputer powinien być narzędziem do rozwijania swoich
zainteresowań, a nie marnowania czasu. Marta Kostecka:
Naszym głównym celem jest zarażenie dzieciaków
bakcylem kodowania, wspólna zabawa i nauka przez zabawę. Sukcesem jest każdy
uśmiechnięty dzieciak i każda nawet najmniejsza aplikacja. To, że zajęcia są
potrzebne potwierdza fakt, że na każde z nich miejsca rozchodzą się
błyskawiczne, a po spotkaniach uczestnicy pytają kiedy będą kolejne. 4. Jakie są Wasze największe wyzwania? Sebastian Szczepański: Nasza praca jest
dla nas dobrą zabawą i dzięki temu podejściu udaje się pokonywać większość
wyzwań, szczególnie że mamy do kogo się zwrócić o pomoc. Mamy szczęście
robienia rzeczy nowych, pracowania z najnowszymi technologiami dla
najwdzięczniejszych odbiorców, jakimi są dzieci. Stałym wyzwaniem są środki
finansowe na zbilansowanie działalności prospołecznej z naszymi warsztatami
komercyjnymi - zwłaszcza, że nasza działalność zajmuje każdemu z nas więcej niż
jeden etat: zajęcia prowadzimy popołudniami, czy w weekendy, dostosowując się do
czasu wolnego naszych odbiorców. Marta
Kostecka: Wyzwaniem dla nas są pewne ograniczenia sprzętowe - tylko w kilku
filiach mamy wystarczająco dużo komputerów czy tabletów. Na kilka tabletów
pozyskaliśmy pieniądze z zewnątrz, obecnie część komputerów jest wymieniana na
nowe, ale taka infrastruktura informatyczna to duże pieniądze, których w
instytucjach kultury po prostu nie ma.
Ostatnio jednak robimy eksperymenty
z zajęciami w stylu “bring your own device”, czyli zachęcamy, by uczestnicy
zgłaszali się z własnym sprzętem. Przy zajęciach z App Inventora od początku
był wymóg przyniesienia własnego smartfona lub tabletu, ale testujemy też to
rozwiązanie na innych zajęciach.
Marzę też, żeby docelowo coraz
więcej osób umiała prowadzić takie zajęcia i żeby ich było jeszcze więcej, ale
ludzie niestety boją się nowości i nie wszyscy mają zapał do takiej akurat
tematyki. Mieliśmy też sporo pytań o takie zajęcia dla dorosłych, więc myślimy
o poszerzeniu grona odbiorców. Najważniejsza jest jednak pasja, zapał i dobre
chęci, czyli element ludzki. Reszta powoli przyjdzie sama!
4. Czy korzystacie z pomocy innych
organizacji? Sebastian Szczepański: Jest wokół nas
wiele osób, instytucji i firm, bez których nie bylibyśmy tu, gdzie obecnie
jesteśmy. Większość z nich to nasi sąsiedzi w Technoparku Pomerania, a kolejnych
poznaliśmy dzięki stowarzyszeniu firm IT - Klaster
ICT Pomorze Zachodnie. Są to organizacje, które znają pojęcie synergii i
bezinteresownej pomocy. W szczególności chciałbym tutaj wymienić takie firmy i
organizacje, jak Bardins, brightONE, Prototypujemy.pl, Sagra Technology,
agencję Wild Moose, czy Kancelarię Prawną Rafała Malujdy, Zachodniopomorski
Uniwersytet Technologiczny, Szczecińskie Collegium Informatyczne, Mistrzów
Kodowania, Fabrykę Języka oraz niezliczone osoby, z którymi współpracowaliśmy i
nadal współpracujemy nad edukacją najmłodszego pokolenia przyszłych inżynierów. Marta Kostecka: W zakresie programowania współpracujemy
m. in. z Technoparkiem
Pomerania i Cyfrowymi Wynalazcami, ale także z wolontariuszami. Tu w Szczecinie
istnieje niezwykle otwarte środowisko skupione wokół nowych technologii. Wspieramy
się nawzajem i pomagamy, wspólnie pracując na sukces edukowania informatycznego
i nauki kodowania, zwłaszcza najmłodszych.
Zakład – miejsce wyjątkowe nie tylko na mapie Poznania, ale i kraju,
pozwalające każdemu tworzyć, majsterkować i uczyć się przeżyło niedawno trudne
chwile. Jak się jednak okazało, przeciwności losu były świetną okazją do
pokazania siły Zakładu, i tych którzy go wspierają.
A wsparcie było bardzo
potrzebne. Zakład bowiem mógł przestać istnieć. Wszystko zaczęło się w zeszłym
roku, gdy pojawiły się pogłoski o tym, że budynek, w którym siedzibę miał
Zakład, który był domem dla wielu innych inicjatyw, w którym mieściły się
pracownie poznańskich artystów ma zostać skomercjalizowany. Wiązało się to z
koniecznością przeprowadzki lub zaprzestania działalności tych miejsc. W
grudniu zeszłego roku jasnym stało się, że pogłoski nie są tylko plotkami, ale
mają umocowanie w faktach. Teren Poznańskich Zakładów Graficznych, położony na
Jeżycach (dzielnicy z tradycjami, pełnej urokliwych kamienic i małych
sklepików) został sprzedany. Oznaczało to jedno: Zakład musi się wyprowadzić.
Jednak społeczność stojąca
za tą inicjatywą nie złożyła broni. Wielokrotnie w mediach podkreślali, że
zrobią wszystko, aby kontynuować działalność. W tym miejscu warto szerzej
napisać o tym, czym Zakład jest. To makerspace
– przestrzeń twórcza, dla wszystkich, którzy chcą tworzyć, działać. W jego
skład wchodzą różnego rodzaju pracownie (zarówno brudne (stolarnia czy
spawalnia), jak i czyste (elektroniczne, krawieckie, druku 3D). Jednocześnie to
także przestrzeń wymiany doświadczeń, gdzie można uczyć się od siebie, jak i od
specjalistów na organizowanych spotkaniach czy warsztatach.
Z pomocą Urzędu Miasta,
który zaproponował kilka nowych lokalizacji, zdecydowano się na nową siedzibę.
Jednak wynajem, remont, transport maszyn, przyłączenie mediów kosztuje. Sporo –
ostrożne szacunki mówiły o 100 tysiącach złotych. Zakład jednak, z racji
charakteru prowadzonej działalności opartej na wolontariacie, takimi środkami
nie dysponował. Wówczas do akcji wkroczył crowdfunding.
Pod tym terminem kryje się
termin oznaczający finansowanie społecznościowe, które jeszcze prościej można
nazwać „zrzutką” na określony cel, prowadzoną najczęściej za pomocą
wyspecjalizowanych na tym polu serwisów internetowych (Kickstarter, IndieGoGo,
czy polskie PolakPotrafi czy wspieram.to). Zbierający fundusze przedstawia
społeczności swój projekt, wskazując najczęściej, co stanie się po
przekroczeniu konkretnych progów finansowych (np. jeżeli twórca gry potrzebuje
1000 zł, to po uzbieraniu 2000 zł wzbogaci swoją produkcję o dodatkowe etapy).
Osoby, które wspomogą swoimi funduszami dany projekt mogą liczyć na różnego
rodzaju prezenty od twórców. O tym, czy będzie to list dziękczynny, czy może
egzemplarz wyprodukowanej gry – decydują twórcy projektu w serwisie.
Zakład wykorzystał serwis
polakpotrafi.pl, aby uzbierać co najmniej 100 tysięcy złotych potrzebnych do
przeprowadzki, remontu i kontynuowania działalności. W swoim projekcie Zakład
postawił na informacje i przejrzystość. Odwiedzający stronę projektu z
krótkiego filmu dowiedzą się czym zakład jest, czym się zajmuje. I przede
wszystkim dlaczego potrzebuje funduszy. Podzielone na przejrzyście opisane
działy uzupełnione fotografiami, strona projektu w serwisie PolakPotrafi to
kompleksowe źródło informacji o poczynaniach Zakładu, który jawi się jako
miejsce zupełnie wyjątkowe, mocno skupione wokół społeczności twórców. Jako
przestrzeń dosłownie dla każdego. I to uczucie, zgodne zresztą z prawdą, nie
opuszcza nikogo ani na moment. Największe wrażenie robią fotografie, które
pokazują jaką popularnością cieszy się Zakład, i jak ważnym jest punktem na
twórczej mapie Poznania.
Ustalono 3 progi zbiórki:
100, 160 i 240 tysięcy złotych. Ostatecznie akcję wsparło aż 1589 osób,
pokonując pierwszy poziom o ponad 10 tysięcy złotych. Pokazuje to siłę
społeczności i daje jasny sygnał, że działania Zakładu mają sens. Że zaufanie
zdobyte przez 1,5 roku działalności przekłada się wymiernie na konsolidację
społeczności wrażliwej na potrzeby innych, pragnącej kontynuować to niezwykłe
dzieło, jakim bez wątpienia pozostaje Zakład.
Obecnie, w nowe
lokalizacji na poznańskich Garbarach trwa remont. Kiedy się skończy, Zakład
znów zacznie tętnić życiem. A lokalna społeczność razem z nim.
Przełomowe odkrycia zmieniają świat nas wszystkich. Smartfony pozwoliły nam cieszyć się dobrodziejstwami internetu, gdziekolwiek jesteśmy, Facebook zmienił sposób opowiadania naszym bliskim o naszej codzienności, a Instagram nauczył, że każdy może zrobić niezłe zdjęcie. Postęp nie omija również organizacji pozarządowych, które coraz częściej potrafią zaprząc nowe technologie do własnych działań.
#komunikacja
Ostatnie lata przyniosły pod tym względem sporo zmian. Nowe sposoby komunikacji zostały wykorzystane w obliczu wyzwań na całym świecie. Społeczności dotknięte katastrofami lub wydarzeniami zagrażającymi życiu mogą błyskawicznie przekazywać informację o swoim statusie, czy potrzebach przy pomocy aplikacji mobilnych, szczególnie tam gdzie dostęp do komputerów nie jest popularny, a smartfon stał się głównym narzędziem do obsługi internetu (m.in. Afryka). NGO w takich społecznościach mogą nie tylko dzięki nim łatwiej współpracować z ludnością, ale i przekazywać im rekomendacje dotyczące zdrowia, schronienia, czy żywienia np. dzieci, równocześnie szybko zbierając dane na temat kontekstu zagrożeń. Takie formy działania poprawiają relacje pomiędzy NGO a odbiorcami ich działań, poprawiają transparentność oraz przyspieszają komunikację i wymianę opinii o skuteczności działań pomiędzy wszystkimi interesariuszami danej organizacji.
#darmowe_rozwiązania Nowe technologie od wielu lat pozwalają również na tworzenie oprogramowania o otwartym kodzie źródłowym oraz wielu darmowych narzędzi (od całych systemów operacyjnych tj. Linuks poprzez najpopularniejszą darmową przeglądarkę - Firefox, czy też darmowe programy i aplikacje do obsługi biura lub poczty elektronicznej, np. Libre Office, Thunderbird). Sieć dała również większe możliwości korzystania z tzw. domeny publicznej. czyli zbioru wytworów ludzkiej kreatywności (muzyki, obrazów, czy też nawet projektów domów, oraz narzędzi i urządzeń), z których każdy może do woli skorzystać do swoich celów bez dodatkowych opłat. To ważne nie tylko dla rozwijających się społeczności, ale i dla samych NGO, często borykających się z problemami finansowymi.
#tłum_może_więcej Rozwój internetu pozwolił również na usprawnienie crowdsourcingu (zbiórki pomysłów, czy dóbr niematerialnych dla wspólnego celu) oraz uproszczenie zbiórek społecznościowych (crowdfundingu). Powstały również nowe formy e-wolontariatu - m.in. Crisis Camp Haiti wsparł poszukiwania zaginionych przyjaciół i rodziny poprzez tworzenie sieci społecznościowych, tworzenie map dotkniętych obszarów oraz inwentaryzację potrzeb osób dotkniętych przez Tsunami. Podobnego wsparcia udzielił również Facebook, pozwalając na szybkie oznaczenie swojego bezpieczeństwa w przypadku zagrożenia np. terrorystycznego, czy katastrofy naturalnej.
#tradycja_vs_nowoczesność To, czy NGO korzystają z tzw. nowych technologii i rozwiązań zależy od samej organizacji i jej celu. Organizacje skupiające seniorów niezbyt często korzystają z rozwiązań oferowanych przez nowe technologie, a raczej wykorzystują dobrze znane rozwiązania takie jak tablica ogłoszeń, poczta tradycyjna, wspólne pisanie wniosków, komunikacja telefoniczna, czy też tradycyjna zbiórka publiczna, wymienia Jan Karpierz ze szczecińskiego Sektora 3 - Centrum Wspierania Organizacji.
#pokolenie_internetu
Z drugiej strony istnieją też organizacje, które na bieżąco wykorzystują technologie, ze względu na stan wiedzy i przyzwyczajenia do technologii. Młodzi ludzie czują się nieswojo bez internetu w smartfonie - dla nich jedną z podstawowych form kontaktu jest aplikacja Messenger czy WhatsApp, do współdzielenia plików używają Dropboxa, a także chętnie korzystają z wielu innych aplikacji na telefon. Damian Lachowski ze stowarzyszenia Lepszy Szczecin dodaje, że to znacznie przyspiesza pracę i ułatwia komunikację wśród najczęściej na co dzień zabieganych członków zespołu.
Technologia jest coraz częściej i coraz szerzej wykorzystywana w organizacjach, jednak za każdym razem jest to dostosowane do indywidualnych potrzeb każdej z organizacji. Bo jeśli dla danego stowarzyszenia wygodniej i efektywniej jest wykorzystywać tylko SMSy przy komunikacji wewnętrznej zamiast bardziej skomplikowanych aplikacji, to po co to zmieniać? - dodaje Jan Karpierz.
#w_służbie_NGO
Technologie również zmieniły same organizacje. Posiadanie własnej wizytówki www, czy popularnego fanpage’a to już dawno nie lot w kosmos, a narzędzie w powszechnym użyciu, a nierzadko działacze posługują się coraz ciekawszymi rozwiązaniami informatycznymi, podkreśla Damian Lachowski (Lepszy Szczecin). Jan Karpierz (Sektor 3) dodaje, że technologia ułatwiła wiele aspektów związanych z działaniem i prowadzeniem NGO, na przykład poprzez systemy szybkich przelewów wykorzystywane do przekazywania dotacji przez stronę www (np. Paypal czy Moneybookers), aplikacje i strony skierowane stricte do organizacji pozarządowych, stały dostęp do dokumentów online nawet z poziomu telefonu, czy też telekonferencje dające możliwość prowadzenia rozmów bez wychodzenia zza biurka (webinaria, e-learning, praca projektowa). Przy aktualnie tak gigantycznych możliwościach jedynym ograniczeniem pozostaje nasza wyobraźnia.
#przyszłość_technologiczna_NGO Ze względu na błyskawiczny rozwój technologii trudno dokładnie przewidzieć, co jeszcze wykorzystają NGO do swojej działalności w najbliższych latach. Jedno jest pewno - każde nowe rozwiązanie będzie obserwowane i testowanie pod względem użyteczności przez wiele z nich. Jan Karpierz z Sektora 3 przewiduje, że najpopularniejsze w najbliższych latach mogą być technologie prowadzące do lepszego wykorzystania zdalnej pomocy - np. organizacje z drukarkami 3D produkujące dla swoich podopiecznych np. protezy, czy też codzienne wykorzystanie aplikacji telefonicznych do mierzenia i monitorowania poziomu cukru we krwi, jak również wykorzystanie rzeczywistości wirtualnej w pracy z podopiecznymi.
Damian Lachowski dodaje, że wśród najważniejszych trendów związanych z nowymi technologiami na najbliższe lata są dostęp do danych publicznych i networking. Te pierwsze dają solidny fundament pod analizowanie rzeczywistości i bazowanie na faktach - szczególnie ważne w dobie manipulacji przekazów przez koncerny medialne, a zadaniem drugich jest ułatwienie działania i wzmacnianie efektu synergii zespołów do zadań społecznych.
#TechKluby_i_inni O tematach technologicznych w służbie NGO można też dowiedzieć się na początku każdego miesiąca na cyklicznych spotkaniach pod nazwą TechKlub, które poruszają kwestie wykorzystania nowych technologii w trzecim sektorze. Biorą w nich udział przedstawiciele organizacji pozarządowych, biznesu, nauki i administracji. Miasta, które organizują TechKluby to obecnie Kraków, Gdańsk, Wrocław, Poznań, Toruń, Olsztyn, Rzeszów, Koszalin, Szczecin, Białystok, Suwałki, Zielona Góra, Gliwice, Kielce, Lublin, Łódź).
Sieć TechKlubów to inicjatywa programu Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności pt. „Nowe Technologie Lokalnie”. Ich koordynatorem jest Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego. W każdą pierwszą środę miesiąca NGOsy, przedstawiciele lokalnego biznesu, samorządu czy świata nauki rozmawiają na temat technologii i tego jak można je wykorzystywać, aby praca we własnej organizacji stawała się lepsza i wydajniejsza.
Podstawą TechKlubów jest wzajemna inspiracja i współpraca ich uczestników oraz networking pomiędzy przedstawicielami tych środowisk.
Dla nowinek i sposobów ich wykorzystywania oraz pozyskiwania na nie środków warto również śledzić portale http://technologie.ngo.pl/ oraz http://www.technologielokalnie.pl/
Źródeł wiedzy jest wiele - nic tylko działać!
Street Art – sztuka uliczna, która z jednej strony budzi kontrowersje, a z drugiej jak nic innego ożywia miasta. To właśnie dzięki muralom czy performensom, które za scenę biorą przestrzeń miejską, możemy inaczej spoglądać na budynki, chodniki i trawniki, które mijamy każdego dnia. Sztuka, wdzierając się w tkankę miejską, jest jak trening na siłowni. Rozrywa mięśnie, by te ponownie łącząc się w procesie regeneracji, stały się mocniejsze. Mięśniami w tym wypadku są oczywiście relacje międzyludzkie, społeczność, która uczestniczy w tych wydarzeniach. Zarówno ci, którzy robią to świadomie i ci, którzy obcują z nimi w drodze do pracy. Mimo że street art sam w sobie jest terminem nieostrym, często dzieli opinię publiczną. Innymi słowy: zmusza do dyskusji, co także jest wartością nie do przecenienia w dzisiejszych czasach, w których coraz rzadziej ze sobą rozmawiamy, w których coraz rzadziej zwracamy uwagę na otaczającą rzeczywistość. Dlatego też z wielkim zainteresowaniem warto śledzić wszelkie doniesienia dotyczące imprez czy wydarzeń związanych z tą dziedziną sztuki. Na szczęście w naszym kraju rokrocznie odbywa się co najmniej kilka festiwali, gdzie streetartowcy mają okazję do zaprezentowania swoich dzieł. Festiwale takie jak Busker Bus, Street Art Festival, Urabn Forms czy nieistniejący już Outer Spaces, powodują, że miasta dosłownie żyją sztuką.
Pierwszy z nich powstał w 1997 roku z inicjatywy Romualda Popłonyka. Sceną jest ulica, a na tej scenie swoje talenty prezentują przedstawiciele różnych form sztuki ulicznej: tancerze, cyrkowcy, akrobacy, magicy itp. Brak barierek oddzielających widownię od wykonawców, zachęcanie przez organizatorów festiwalu do dzielenia się z innymi zdjęciami czy nagraniami z wydarzenia powodują, że mamy do czynienia ze sztuką otwartą na dialog, która zachęca wszystkich do uczestnictwa.
Street Art Festival w Katowicach w tym roku odbył się po raz trzeci. Skupiony wokół działań plastycznych, które w centrum swojego zainteresowania stawiają miasto. Tegoroczna edycja poszerzyła formułę o inne działania takie jak plener dźwiękowy, warsztaty vlepkarskie czy zorganizowany dla mieszkańców Koszutki piknik. Już więc nie tylko murale, ale także działania angażujące bezpośrednio lokalną społeczność znalazły się w programie festiwalu. Galeria Urban Forms, będąca dzieckiem fundacji Urban Forms to projekt będący swoistym szlakiem wielkoformatowych malowideł, skupionych w centrum miasta. Ta zmiana charakteru galerii z miejsca zamkniętego, na ogólnodostępne jest gestem dosłownego „wyjścia sztuki na ulicę”. Dzięki czemu jest ona dostępna dla każdego. Sama fundacja zaś od 2009 roku wspiera niezależne inicjatywy kulturalne.
Street Art Doping to festiwal organizowany przez fundację Do Dzieła! Konsekwentnie realizuje ona pomysł zapraszania do Warszawy artystów ciekawych i wyjątkowych, których prace mogą ubarwić miejską przestrzeń. W tym roku byli to artyści z grupy Cyrcle, którzy tworzyli dwa murale. Festiwalowi towarzyszą także wystawy czy imprezy muzyczne. Innym przykładem tego jak street art wnika w tkankę miejską i jednoczy ludzi była błyskawiczna decyzja o tym, by w Warszawie powstał mural upamiętniający Davida Bowiego. Gest ten spotkał się z dużym odzewem ze strony fanów legendarnego artysty, ale też mieszkanców miasta.
Street art ożywia. Ogromne do tej pory niezagospodarowane przestrzenie nagle stają się miejscem, które warto odwiedzać. W których jest co oglądać. Warto bowiem zwrócić uwagę na jeszcze dwie korzyści dla miast płynące z działań artystów. Po pierwsze najbardziej reprezentatywne dla street artu murale są ogromnymi dziełami, które żyją dużo dłużej niż festiwale czy akcje, podczas których powstają. Mogą stać się wizytówką miast na długie lata i – to druga korzyść – pzyciągać ludzi z innych miast, pozytywnie wpływając na rozwój turystyki. Już nie tylko dzieła sztuki oglądane w sterylnych przestrzeniach muzealnych są wartościowe, ale także to, co znajdziemy na tylnej ścianie odrapanej kamienicy. Street art wreszcie jest okazją do tego, by nadać nowe życie okolicom zapomnianym czy zaniedbanym. Może być impulsem do działań skupionych w innych częściach miasta niż zwyczajowo pełne ludzi centra czy modne dzielnice.
“Przywróćmy nasze dzielnice i miasta naturze” - nawołują zwolennicy koncepcji “biophlic design” i zachęcają do tego, aby zieleń, naturalne surowce oraz jak najwięcej dziennego światła znajdowało się wokół nas na co dzień. Na czym dokładnie polega ten pomysł i skąd taki zwrot ku naturze w projektowaniu przestrzeni? O tym przeczytacie poniżej.
Przez wiele dekad zachwycano się przestrzeniami jak najbardziej odbiegającymi od tego, co naturalne. Betonowe bryły ze sztucznym oświetleniem, wykorzystywanie syntetycznych materiałów w wystroju wnętrz, budynki bez okien lub bez możliwości ich otworzenia, nadmiernie klimatyzowane powietrze – to tylko niektóre elementy i cechy budynków, w jakich przyszło nam przebywać wraz z rozwojem technologii i urbanizacji. Ucząc się, pracując czy w jakikolwiek sposób funkcjonując w sferze publicznej spędzamy wiele godzin w takich warunkach i jak się okazuje nie wszystkim wychodzi to na dobre. Nic więc dziwnego, że projektanci i architekci zaczęli szukać odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób projektować wspólne przestrzenie, aby - oprócz opłacalności i wydajności w eksploatacji - były one także przyjazne dla człowieka. Stąd właśnie pojawił się trend biofilic design.
Biofilic Design, czyli blisko natury Wszystko zaczęło się od Edwarda O. Wilsona, profesora biologii z Harvardu i jego hipotezy o biofilli, przedstawionej pod koniec XX wieku. Zakłada ona, że - z racji silnej, pierwotnej więzi, jaka łączy człowieka z naturą - potrzebujemy z nią stałego kontaktu, bo tylko dzięki temu możliwe jest osiągnięcie równowagi psychicznej, emocjonalnej oraz zdrowotnej. Około dekadę temu hipotezę tę podchwycili architekci oraz urbaniści, tworząc koncepcję “biophilic design”, czyli projektowania “blisko natury”. W myśl tego trendu powinny powstawać nie tylko pojedyncze budynki, ale całe dzielnice czy miasta. Wszystko po to, aby przywrócić ludziom możliwość stałego kontaktu z naturą, którą utraciliśmy wraz z dynamicznym rozwojem miast i aglomeracji.
W rozwój nowej koncepcji zaangażowali się również m.in. psychologowie, przyrodnicy lekarze oraz socjologowie. Jednym z nich jest Stephen Kellert, urbanista i socjolog z Yale, który wraz z innymi badaczami, w książce “Biophilic Design: The Theory, Science, and Practice of Bringing Buildings to Life” (niestety niewydana jeszcze w Polsce), zebrał kilkadziesiąt pomysłów na to, jak można “uzdrowić” współczesne miasta i mieszkających w nich ludzi. Jak stwierdza Stephen Keller: “Od około dekady przybywa wyników badań wykorzystujących eksperymenty i testy, które jednoznacznie pokazują, że człowiek ma lepsze samopoczucie, lepiej się uczy i pracuje, jeśli otoczenie, w którym przebywa, jest bliskie naturze. Jego umysł pracuje jaśniej, jego psychika jest stabilniejsza”. Z pewnością wielu z Was doszło już do podobnych wniosków, obserwując samych siebie. W końcu powiedzenia w stylu „rzućmy to wszystko i wyjedźmy w Bieszczady“ nie wzięły się znikąd.
Światło, zieleń, czyste powietrze
Cechami wspólnymi dla projektów tworzonych w myśl koncepcji biophlic design są przede wszystkim:
naturalne światło,
czyste, świeże powietrze,
naturalne materiały budowlane,
dużo przestrzeni,
woda,
naturalna zieleń
elementy dekoracyjne nawiązujące do świata przyrody.
Jednym z najbardziej znanych projektów stworzonych według tej metody jest m.in. Interior Kroon Hall, Yale University, gdzie całe wnętrze wykonane jest z drewna, a przestrzeń odwzorowuje kształty występujące w przyrodzie. Architektura naturalna nie oznacza jednak tylko budowania i projektowania od nowa. Celem “przywracania” przestrzeni miejskich człowiekowi opracowuje się również projekty wprowadzające naturę do już istniejących obiektów. Przykładem mogą być wiszące ogrody zainstalowane na jednym z wieżowców w Sydney.
Biophilic design wokół nas
Fakt, że naukowcy, architekci, urbaniści zaczynają skupiać się na tym, w jakich warunkach spędzamy czas, to bardzo dobry sygnał na przyszłość. Zwracanie się ku przyrodzie w budynkach użyteczności publicznej może nam przynieść tylko dobre efekty. Ważne jest jednak, abyśmy sami również dokonywali dobrych wyborów, m.in. stosując naturalne materiały wyposażenia wnętrz, czy dbając o dostęp naturalnego światła. Zwrot ku naturze może być również bardzo dobrym pretekstem do zaangażowania dzieci i młodzieży (w szkole, czy też w swojej dzielnicy) w celu przeprowadzenia takiego projektu “przywrócenia” wspólnej przestrzeni naturze. Może to być na przykład stworzenie lokalnego ogrodu czy wykorzystanie terenu szkoły na uprawę roślin. Dzięki temu sprawimy, że przestrzeń wyglądać będzie ciekawiej (żywa zieleń nigdy nie jest w stanie zepsuć krajobrazu), a dla młodych osób będzie to doskonała okazja, aby dowiedzieć się czegoś o uprawie roślin, ich naturalnym cyklu życia i zjawiskach w przyrodzie. Dzieci, które nie wychowują się w domu z ogrodem, nie mają rodzinnej działki czy przysłowiowej “babci na wsi” mogą przez całe dzieciństwo nie zetknąć się z uprawą roślin i nie poznać satysfakcji, jaką daje samodzielne ich zasadzanie, pielęgnowanie oraz późniejsze obserwowanie efektów.
Warto więc zebrać pomysły na uzdrowienie swojej okolicy. Czasami niewielka zmiana wystarczy, aby przestrzeń stała się bardziej naturalna i przyjazna dla oka. Sadzenie i pielęgnowanie roślin nie wymaga dużych nakładów finansowych, więcej zależy od dobrego pomysłu, zaangażowania oraz regularnej pracy. Wiele ciekawych wizualnie inspiracji znajdziecie, wpisując “biophlic design” do wyszukiwarki na Pintereście. To istna kopalnia pomysłów!
Planując jakiekolwiek działania warto określić sobie grupę docelową i się jej dobrze przyjrzeć. Podniesie to szanse na przygotowanie oferty, która spotka się z zainteresowaniem odbiorców, a co za tym idzie – nasze działania przyniosą satysfakcję obu stronom. Senior, czyli kto? Seniorzy to bardzo duża część społeczeństwa, wydaje się, że przy obecnej średniej długości życia, określenie 50+ nie jest adekwatne i nie niesie zbyt wielu informacji. Osoba 55-letnia jest w dzisiejszych czasach najczęściej w pełni sił, cieszy się w miarę dobrym zdrowiem, uprawia sport, jest aktywna zawodowo i w wielu innych dziedzinach życia. Zdecydowanie bliżej jej do osób w wieku 35 czy 45 lat niż 65. Z kolei zdrowie i kondycja u osób w wieku 65-75 często jest zdecydowanie lepsza niż w okolicach 80. Dlatego określanie mianem seniorów osób w wieku 50+ niespecjalnie ma sens i próba przygotowania działań dla tak dużej i zróżnicowanej grupy docelowej może mijać się z celem. Dobrą dolną granicą jest przejście na emeryturę – to ważny aspekt, który pozwala planować realizację działań w tygodniu, w ciągu dnia. Górną granicę określać trudno i dla większości projektów nie ma ona znaczenia – jeśli nasza propozycja kogoś zainteresuje, to nieistotne jest czy ma 65 czy 80 lat, jeśli tylko zdrowie i sprawność pozwalają mu się włączyć. Niemniej, wybierając miejsce naszych działań, warto wziąć pod uwagę łatwość dotarcia, dostępność dla osób z trudnościami w poruszaniu się.
To nie może być „cokolwiek” Jednym z problemów, w oczywisty sposób zniechęcającym seniorów do korzystania z zajęć teoretycznie do nich skierowanych, jest przekonanie prowadzących, że wystarczy „zająć im czas”. Seniorzy to nie dzieci! A wielu pomysłodawców zdaje się tak ich postrzegać. Seniorzy to bardzo wymagająca grupa, to osoby z ogromnym doświadczeniem, wiedzą i wieloma umiejętnościami – trafić do nich mogą tylko propozycje na bardzo wysokim poziomie. Nie chodzi tu o to, że jedynie wykłady naukowe i tytuły profesora mają szansę przyciągnąć uwagę seniorów, ale chodzi o poziom, kompetencję i przygotowanie prowadzących. Nie traktujmy np. warsztatów rękodzielniczych dla dorosłych jak animacji dla dzieci – jeśli zapraszamy do poznania techniki filcowania, to niech zajęcia prowadzi doświadczony instruktor, który jest w stanie wiele o wełnie i pracy z nią opowiedzieć oraz zadbać o to, by wykonane prace były na odpowiednim poziomie. Jeśli chcemy zaprosić do udziału w DKF czy klubie książki, to niech cały cykl ma jakiś sens, jakąś myśl przewodnią. Rozmowa „o filmie” czy „o książce” to mało zachęcające hasło, zazwyczaj jednak dyskutuje się o problemach, wartościach czy wizji świata jakie dany autor kreuje. Jeśli jeszcze uda nam się zaprosić eksperta w danej dziedzinie, to nasze wydarzenie staje się naprawdę interesującą propozycją.
Wolą dawać niż tyko brać Każdy człowiek chce czuć się potrzebny. Po zakończeniu pracy zawodowej, to właśnie znalezienie pól, na których nadal jest się potrzebnym i ważnym jest sporym wyzwaniem psychologicznym. Dlatego wszelkie inicjatywy, które umożliwiają podzielenie się swoim czasem, wiedzą, umiejętnościami, zrobienie czegoś dla innych, są atrakcyjniejsze niż te, w których jest się biernym uczestnikiem. Oczywiście świetnie to założenie spełniają inicjatywy, które angażują seniorów jako prowadzących, ale nie jest to jedyny pomysł. Dużym zainteresowaniem cieszą się akcje społeczne, np. szycie zabawek dla dzieci z domów dziecka albo przygotowanie dekoracji dla świetlicy socjoterapeutycznej. To często pozwala jednocześnie zdobyć jakieś nowe umiejętności, podzielić się swoimi, poznać nowe osoby oraz zrobić coś dobrego. Projektem, który został wspaniale odebrany przez seniorów, były „Bajeczne babcie” realizowane w Warszawie, przez naszego eksperta – Magdalenę Przygońską. Magda zaprosiła seniorki do nagrania audiobooka z bajkami, ale jednocześnie zaproponowała im profesjonalne przygotowanie warsztatowe. Więcej o tym projekcie możecie przeczytać tu: HYPERLINK "http://spolecznik20.pl/posts/bajeczne-babcie" http://spolecznik20.pl/posts/bajeczne-babcie .
Jak to zrobić?Skontaktowaliśmy się z kilkoma laureatami poprzednich edycji Spółdzielni Pomysłów. Chcieliśmy dowiedzieć się jak to jest realizować swoja marzenia oraz jakie rady mają dla tych, którzy chcieliby spróbować powtórzyć ich wyczyn.
Aby się tego dowiedzieć, zadaliśmy im 6 pytań. Odpowiedzi jakie otrzymaliśmy były jednocześnie piękne i wzruszające. Pokazują bowiem ile naprawdę znaczy współpraca. Oddajmy głos laureatom, pani Dominice Szkudło, odpowiedzialnej za projekt „Łowcy optymizmu” oraz panu Adrianowi Michalakowi, który opowiedział nam trochę o „Domu Seniora”.
1. Jakie to uczucie – zrealizować swoje marzenie?
Dominika Szkudło: Świetlica w naszej miejscowości była naszym marzeniem od wielu lat. Udział w Spółdzielni Pomysłów zmobilizował naszych mieszkańców, jak i całą gminę tak mocno, że udało nam się wygrać. Emocje związane z projektem, głosowaniem i z samą wygraną, spowodowały, że mieszkańcy naszej miejscowości poczuli wiatr w żaglach. Zintegrowało to naszą małą społeczność, wspólne działanie pokazało, że razem możemy wiele.
Adrian Michalak: Dążenie do spełnienia marzeń, nie tylko własnych, ale także grupowych jest bardzo ciężkim zadaniem. Ile osób, tyle charakterów i każdy ma trochę inną wizję, ale wspólnie wypracowany kompromis daje wiele radości.
2. Z jakim odbiorem spotkały się Wasze realizacje? I jak wygląda ich przyszłość?
Dominika Szkudło: Zaangażowanie mieszkańców w realizację projektu przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Nie brakowało rąk do pracy. Zajęcia które prowadzimy w naszej świetlicy spotkały się z gigantycznym zainteresowaniem, zarówno w naszej gminie, jak i poza jej granicami. Ciekawe zajęcia, zaangażowanie animatorów oraz przede wszystkim bajeczne miejsce przyciągały co tydzień mnóstwo milusińskich. Ponadto nasz projekt stal się zapalnikiem do utworzenia w naszej gminie nowych świetlic, inspirowanych naszą, w innych miejscowościach. Pod patronatem Wójta Gminy obecnie powstaje projekt Aminek, który będzie kontynuacją naszych działań i pozwali żyć naszej świetlicy oraz ożywi jeszcze klika miejsc w naszej gminie. Owoce naszego sukcesu dały wiarę Wójtowi gminy w możliwość realizacji takich małych oaz dla najmłodszych mieszkańców.
Adrian Michalak: Nasze prace remontowe jeszcze trwają z powodu różnych barier architektonicznych. Jednak realizacja naszego pomysłu, jak i wspomniany remont zrzeszają masę ludzi! Są to osoby mające więcej niż 60 lat, które dzielą się swoją wiedzą z młodszymi. Wspólne działania i wymiany poglądów między pokoleniami pozwoliły im poznać się, lepiej rozumieć swoje potrzeby, a także szanować. Na pewno projekt będzie kontynuowany w formie różnych zajęć społecznych.
3. Jakie rady macie dla tych, którzy chcą wziąć udział w Spółdzielni Pomysłów? Dominika Szkudło:Mamy jedną radę: nie bójcie się podejmować wzywania! Nie bójcie się, że nie dacie rady, bo jesteście mali… Siła tkwi w ludziach, ich sercach i marzeniach.
Adrian Michalak: Przede wszystkim trzeba rozmawiać z ludźmi i wybadać ich potrzeby. Oni nakierują nas na oryginalne pomysły dotyczące lokalnej społeczności. Nigdy nie warto się poddawać i zawsze trzeba dążyć do celu!
4. Co jest najważniejsze, kiedy chcemy zmienić świat wokół siebie?
Dominika Szkudło: Jeśli chcemy zmienić świat wokół siebie musimy wiedzieć czego nasza społeczność potrzebuje, jakie ma marzenia i gdzie widzi potrzebę zmian. To ona też jest motorem napędzającym te działania. Jeśli ma się z kim działać, wszystko staje się możliwe. Wszystkie projekty i działania staja się o wiele prostsze. Determinacja i siła osób zaangażowanych, to one pozwalają zmienić świat wokół nas na lepszy.
Adrian Michalak: Najważniejsze przy zmienianiu świata w naszej okolicy są ludzie. Nie pomieszczenia czy urządzenia. Musi być Grupa ludzi, którzy potrafią pomóc innym lub razem tworzyć coś, z czego będziemy dumni. I ta duma przyciągnie następnych, którzy będą chcieli działać.
5. Jakie są Wasze plany na przyszłość?
Dominika Szkudło: Plany… chcemy mieć możliwość stworzenia w naszej miejscowości parku linowego. Takiego, z którego mogłyby również korzystać dzieci niepełnosprawne celem rehabilitacji. Chcemy, aby było to miejsce które służyłoby zarówno dzieciom zdrowym, jaki i tym z niepełnosprawnościami. Aby rodzice nie musieli jeździć na rehabilitacje do odległych miast, ale mogli również skorzystać u nas z kliku urządzeń, które poprawią sprawność ich dzieci.
Adrian Michalak: Po ostatnich szlifach świetlicy przyjdzie czas na tereny w koło naszego budynku. Pielęgnacja zieleni, budowa boiska do siatkówki plażowej, no i zewnętrzna siłownia. Nie zapomnimy też miejscu na ogniska z altanką.
6. Gdybyście mogli – zupełnie nie zwracając uwagi na fundusze – przeprowadzić jeden projekt społeczny, co by to było? Dominika Szkudło: Mamy takie jedno marzenie…. Przez naszą miejscowość przepływa mała rzeczka zwana potocznie Kłebanowką… Chcielibyśmy zrobić na jednym z jej brzegów małą plażę z morskim piaskiem, zaporą wodną oraz leżakami i parasolkami, tak aby nasze dzieci i całe rodziny miały możliwość skorzystania z kąpieli nie wyjeżdżając z naszej miejscowości. To jest nasze marzenie. W marzenia trzeba wierzyć... I my wierzymy, że może kiedyś uda nam się je spełnić. Adrian Michalak: Na pewno byłby to projekt związany z tradycjami wielopokoleniowymi. Z naszej miejscowości wywodzi się kilka sławnych osób które już nie żyją. Młodsze pokolenie nie zdaje sobie sprawy, że takie osoby istniały, a mogą być dla nich wzorem. Upamiętnienie ich poprzez mural lub w podobnym stylu byłoby bardzo miłym akcentem dla ich pamięci.
Na nasze samopoczucie ma wpływ bardzo wiele czynników. Jednym z nich jest niewątpliwie nasze otoczenie. To, jak i gdzie mieszkamy, w jakiej przestrzeni „dzieje się” nasza codzienność przekłada się bardzo bezpośrednio na nasze odczucie. Nawet, jeśli sami tego tak wyraźnie nie odczytujemy.
Drobne porządki w chaosie Nie ma jednych słusznych wytycznych, których przestrzeganie zagwarantuje nam świetne samopoczucie. Każdy z nas jest inny – w przeciwnym razie wystarczyłoby zbudować wszędzie identyczne osiedla, z równo wyliczonymi odległościami, pomalowane na jeden słuszny kolor i żyć szczęśliwie przez kolejne pokolenia. Są jednak pewne uniwersalne zasady, które mogą stać się przydatnymi wskazówkami w organizacji otoczenia – zarówno własnego mieszkania, jak i szerzej – osiedla, dzielnicy czy miasta. Na przykład kolory: teoretycznie każdy ma jakieś swoje ulubione – jedni wolą niebieskie, inni zielone, jeszcze inni wybierają czerwienie, których np. ci pierwsi nie znoszą. Generalnie jednak są pewne kolory uznawane za neutralne. Neutralne, czyli nie wzbudzające żadnych silniejszych emocji. Jeśli ktoś, kto nie lubi zielonego, będzie zmuszony do przebywania w pomieszczeniu pomalowanym na zielono, to chociażby był to najpiękniejszy odcień, będzie czuł się źle. Z kolei biele, szarości, beże to kolory neutralne, które – nawet jeśli nie zachwycają – to nie rozpraszają uwagi i nie męczą mózgu bodźcami. To wcale nie znaczy, że wszędzie musi być nudno i nijako, ale dobrą zasadą jest wprowadzanie koloru w dodatkach, szczegółach. I o ile w salonie dodatkiem będzie poduszka, o tyle już na osiedlu będą to np. osłony balkonów, ławeczki, plac zabaw czy sklepik. Planując trwałe działania w przestrzeni wspólnej warto wziąć to pod uwagę – np. jeśli chcemy odremontować świetlicę, to może niekoniecznie zaplanujmy odmalowanie elewacji na fioletowo.
To, co lubimy wszyscy Jest jednak w tym kalejdoskopie gustów i upodobań coś, co lubimy wszyscy. A może raczej nasze oczy i nasze mózgi – zieleń, ale ta naturalna. Roślinność daje nam ogromne ukojenie, nie ma drugiego tak łatwego i jednocześnie niezawodnego sposobu na wypoczynek, jak patrzenie na przyrodę, na różne odcienie zieleni. Im większa plama zieloności – tym lepiej. Teraz pojawiła się tendencja, by miejskie enklawy zieleni porządkować, a porządek rozumiany jest jako wyłożenie większości powierzchni kostką brukową i otoczenie roślin granicami donic. Donice to świetny element architektury miejskiej, ale tam, gdzie nie jest możliwe sadzenie roślin w ziemi. Porządkujmy zaniedbane tereny zielone, przywracajmy je mieszkańcom, ale pamiętajmy, żeby pozostawić jak najwięcej zieleni. Po trawie naprawdę można chodzić, a zabrukowanie każdego centymetra przestrzeni nie uczyni jej ładniejszej. Jako przykład dobrze przeprowadzonej rewitalizacji takiego zarośniętego zakątka podawaliśmy kiedyś zwycięską inicjatywę z pierwszej edycji Spółdzielni Pomysłów, projekt Sąsiedzkie Tulipany. Tekst można przypomnieć sobie tutaj: HYPERLINK "http://spolecznik20.pl/posts/sasiedzkie-tulipany-piknikuja" http://spolecznik20.pl/posts/sasiedzkie-tulipany-piknikuja Inną „zieloną” inicjatywą są ogrody społeczne, które wspólnymi siłami zakładają, a później pielęgnują sąsiedzi. To działanie nie tylko pozwala patrzeć na zieleń, ale też mieć namiastkę uprawy ogrodu. To kolejna rzecz, która wiele osób bardzo relaksuje i wycisza. Dodatkowo takie ogrody zwiększają więź między sąsiadami i bardzo sprzyjają integracji.
A po co kreatywność?
Czy wspólne przestrzenie muszą być kreatywne? Oczywiście nie jest to ich podstawowe zadanie, ale jeśli mamy pomysł i możliwość na realizację jakichś zaskakujących, kreatywnych elementów, to warto. Dobrze wiedzą o tym organizatorzy Malta Festivalu w Poznaniu, którzy od kilku już lat, wraz z Jolą Starzak, aranżują w czerwcu plac Wolności. Wszystkie zaskakujące i niecodzienne elementy, np. ogromne siedziska ze sztucznej trawy, przeskalowane przyrządy optyczne, hamaki w środku miasta, lusterka odbijające i powielające skrawki barwnego życia – przyciągają ludzi i zachęcają do interakcji, także ze sobą nawzajem. Zaciekawienie, zaskoczenie otwiera i ośmiela do rozmowy, do wymiany spostrzeżeń. A są to elementy niezbędne, by miała szansę powstać wspólnota.
Współdziałanie to umiejętność, którą należy ćwiczyć od małego. Warto uświadamiać potrzebę współpracy już od najmłodszych lat. W jaki sposób? Najlepiej przez praktykę. Stwarzanie dzieciom w żłobku, przedszkolu i szkole okazji do pracy w grupie, tworzenia wspólnych projektów wymagających zaangażowania wszystkich członków zespołu spowodują, że współpraca zapisze się w dziecięcym DNA.
Co robić, by stymulować dzieci do współpracy? 1. Rozwijać w dziecku empatię Neurony lustrzane, które sterują ludzką empatią są aktywne już od niemowlęctwa. To one umożliwiają dziecku odwzajemnianie uśmiechu i naśladowanie innych. Potencjał empatii jest więc niejako zapisany w ludzkim genotypie. Należy go rozwijać, na pierwszym etapie życia dziecka przede wszystkim poprzez odzwierciedlanie jego emocji i nazywanie uczuć. Najskuteczniejszą metodą nauki empatii u dzieci jest modelowanie (czyli uczenie przez pokazywanie przykładu). Jeśli rodzice próbują uczynić dziecko empatycznymi, wrażliwymi na innych i współpracującymi, a sami ignorują uczucia innych osób i są wrogo nastawieni do siebie nawzajem, z pewnością nie osiągną pożądanego efektu. Dziecko uczy się przez naśladowanie, a najważniejszymi dla niego modelami przez całe dzieciństwo są rodzice. Jeśli zatem my dorośli będziemy swoim zachowaniem dawać dzieciom dobry przykład, z pewnością łatwiej będzie im przyswoić wzorce empatycznego postępowania.
2. Dawać dziecku jak najwięcej okazji do współpracy w grupie
Nie nauczymy dziecka współpracy, jeśli nie będziemy stwarzać mu okazji do jej doświadczania. A okazje same się mnożą - współdziałanie z rodzeństwem, kolegami na podwórku, innymi uczniami w szkole. Nauczyciele powinni starać się tak organizować swoim podopiecznym zajęcia, by oprócz (ważnej!) pracy indywidualnej, ćwiczyli umiejętności komunikacji, negocjacji, rozwiązywania konfliktów podczas pracy grupowej. Nic tak nie kształci tych zdolności, jak praca projektowa. Współczesne trendy w edukacji wspierają taką formę nauczania, a eksperci kształcenia zauważają, że szkolny mikrokosmos powinien odpowiadać warunkom, jakie w przyszłości uczniowie odnajdą w pracy.
3. Pozwolić dziecku na swobodną zabawę
Dziecko nie potrzebuje wiele, by uczyć się współpracy. Wystarczy tylko… mu niej przeszkadzać. Podczas spontanicznej zabawy najbardziej intensywnie uczy się ról społecznych i funkcjonowania w grupie. Podwórko jest areną pierwszych dziecięcych konfliktów, rywalizacji, ale i przyjaźni oraz bezinteresownej pomocy. To tutaj maluch uczy się, jakie korzyści płyną ze współpracy. Zauważa, że rezultaty działań są widoczne szybciej, gdy realizujemy je zespołowo. Dostrzega, jak sukces przedsięwzięcia zależy od zaangażowania wszystkich osób z grupy. Uczy się motywować innych, rozwiązywać spory, pełnić rolę lidera czy mediatora. Słowem, ćwiczy wszystkie niezbędne w życiu społecznym umiejętności.
4. Uświadamiać, że każdy pełni w grupie inną rolę i każda rola jest równie ważna
Według tradycyjnego podziału Belbina, istnieje 8 podstawowych ról, jakie pełnimy podczas pracy zespołowej. Należą do nich: Naturalny Lider, Człowiek Akcji, Praktyczny Organizator, Człowiek Idei, Człowiek Kontaktów, Sędzia, Człowiek Grupy oraz Perfekcjonista. Warto uczyć dzieci od małego, że każdy z nas ma predyspozycje do wykonywania innej roli. Podczas gdy Marysia może być świetną organizatorką i doskonale przydzielać innym role podczas zabawy, Basia może tworzyć najbardziej twórcze i nieprawodopodobne scenariusze zabaw - być może jest w niej coś z wizjonerki. Warto podkreślać, że każdy pełni w grupie ważną rolę. I choć zwykle najbardziej widoczni są liderzy i osoby wokół nich skupione, nie trzeba być w centrum uwagi, by być efektywnym członkiem zespołu. Pokazywanie dzieciom ich mocnych stron, mogących przyczynić się do sukcesu całej grupy jest budujące dla ich poczucia wartości i zachęca je do dzielenia się swoimi talentami.
Asertywność większości z nas kojarzy się z umiejętnością mówienia „nie”. Jednak jest to tylko jeden z jej aspektów. Najogólniej rzecz ujmując, bycie asertywnym jest równoznaczne z posiadaniem zdolności wyznaczania własnych granic i dbania o siebie w relacjach z innymi. Wielu społeczników, z racji swojego powołania do pracy na rzecz innych, może przejawiać tendencję do zatracania siebie w działaniach społecznych. Tak bardzo chcieliby pomóc innym i przysłowiowo „zbawić świat”, że zdarza im się zapominać o sobie i swoich potrzebach. Pamiętajmy, że tylko człowiek, który czuje się dobrze sam ze sobą i zaspokaja swoje własne potrzeby jest w stanie efektywnie pomagać innym.
Po co społecznikowi asertywność? Oto 6 powodów, dla których warto być asertywnym: 1. Lepsze relacje z innymi Stawianie jasnych granic pomaga nam tworzyć relacje oparte na szacunku do siebie i innych. Nasze kontakty społeczne stają się bardziej satysfakcjonujące dla obu stron, gdy zachowujemy w nich zdrowe granice. Ważnym elementem asertywnej komunikacji z innymi jest tzw. „komunikat Ja”. Polega on na tym, że - gdy dyskutujemy z innymi osobami - staramy się nie obwiniać ich, mówiąc np. „Ty zawsze się spóźniasz”. Zamiast tego próbujemy raczej odnosić się do własnych uczuć i przeżyć związanych z daną sytuacją, np. mówiąc „jest mi przykro, że po raz drugi w tym tygodniu przyszedłeś na nasze spotkanie pół godziny później. Czuję, jak gdyby mój czas nie był dla Ciebie ważny.”
2. Więcej czasu
Niektórzy z nas mają tendencję do tego, by brać na siebie zbyt wiele zobowiązań i wypełniać swój kalendarz po brzegi, zapominając o czasie dla siebie i swoich bliskich. Trenując asertywność, warto ćwiczyć umiejętność odmawiania na prośby innych, gdy wiemy, że nasz kalendarz ich nie pomieści. Pamiętajmy, by zachować równowagę pomiędzy czasem poświęconym na pracę (czy to zawodową czy społeczną) a czasem dla siebie. Tylko wtedy będziemy efektywni i twórczy.
3. Lepsza samoocena
Gdy nauczymy się stawiać innym granice, przestaniemy mieć do siebie pretensje, że „znów nie dopilnowaliśmy swoich interesów”, „po raz kolejny sprawiliśmy komuś przyjemność kosztem siebie”, „poświęciliśmy dla kogoś swój czas, nie dostając za to nawet dziękuję”. Takie dialogi wewnętrzne nie wpływają wzmacniająco na naszą samoocenę. Gdy zaś zaczynamy dbać o swoje potrzeby, nasze poczucie własnej wartości wzmacnia się, a my zaczynamy czuć się lepiej sami ze sobą. Przestajemy się obwiniać i toczyć z sobą batalię - zaczynamy żyć w zgodzie z sobą i ze swoimi potrzebami.
4. Mniej stresu
Nieustanne zaspokajanie oczekiwań innych rodzi w nas napięcie. Spełnianie cudzych wymagań połączone z nieumiejętnością odmawiania rodzi frustrację i sprawia, że zaczynamy żyć w ciągłym stresie. Stres wpływa destrukcyjnie na wiele funkcji naszego ciała i umysłu. Rodzi problemy z koncentracją, zapamiętywaniem, sprawia, że przestajemy być twórczy. Ponadto przewlekły stres może negatywnie wpływać na nasze zdrowie, powodując spadek odporności, przemęczenie, a nawet depresję. Dbanie o siebie sprawia, że chronimy się przed takimi stanami.
Pamiętajmy więc o tym, by trenować odmawianie, gdy jakieś działanie zaprzecza wyznawanym przez nas wartościom, nie mieści nam się w grafiku lub powoduje w nas innego rodzaju dyskomfort. Nie bójmy się kończyć toksycznych relacji z innymi ludźmi - nie trwajmy w nich tylko dlatego, że „tak wypada”. Pamiętajmy o tym, żeby traktować siebie samego jak swojego najlepszego przyjaciela.
Praca społecznika wymaga kreatywności. Wymyślanie wizji, tworzenie dobrze dobranych zespołów projektowych, kreowanie nowych rozwiązań. Szczypta twórczego myślenia jest niezbędna każdej osobie działającej na rzecz innych oraz swojego otoczenia. Jak być kreatywnym i pobudzać w sobie twórcze myślenie?
Co stymuluje naszą kreatywność?
1. Zainteresowanie i pasja. Nasza kreatywność jest większa, gdy wykonujemy zadania odpowiadające naszym zainteresowaniom i pasjom. Uruchamia się w nas wówczas motywacja wewnętrzna, dzięki której nie potrzebujemy zewnętrznej gratyfikacji do wykonywania zadania. Jest ono bowiem nagradzające samo w sobie.
2. Zaufanie w nasze umiejętności. Częściej uruchamiamy twórcze myślenie wtedy, gdy jesteśmy obdarzeni przez kogoś zaufaniem. Czy to przez przełożonego, lidera grupy projektowej czy przez swoich współpracowników. Gdy pracujemy w otoczeniu przyjaźnie nastawionych osób, gdy czujemy się akceptowani i szanowani nasza kreatywność ma szanse rozwinąć skrzydła.
3. Sami określamy efekty zadania. Gdy to inni wskazują, jakie rezultaty powinniśmy osiągnąć, trudniej nam tworzyć kreatywne rozwiązania. Swoboda działania sprzyja twórczemu myśleniu i motywuje nas do nietypowej aktywności.
4. Praca w grupie. Dzięki pracy zespołowej, mamy większe szanse na generowanie innowacyjnych rozwiązań, niż pracując w pojedynkę. Stare polskie przysłowie mówi: “co dwie głowy, to nie jedna”. Sprawdza się ono znakomicie, gdy mowa o kreatywności. Burze mózgów z mnóstwem pomysłów, odmienne spojrzenie różnych członków zespołów, dyskusje nad wypracowywaniem najciekawszych rozwiązań - wszystko to sprawia, że praca w grupie sprzyja kreatywności.
Co niszczy kreatywność?
1. Stres. Twórcze myślenie i kreowanie niestandardowych rozwiązań jest znacznie utrudnione, gdy jesteśmy narażeni na stres. W sytuacjach podwyższone napięcia zwykle działamy w sposób schematyczny, niewymagający większego zaangażowania, ponieważ większość naszej energii jest wówczas wydatkowana na radzenie sobie z negatywnymi emocjami. Dlatego tak ważne jest, by do zadań twórczych zasiadać w momencie, gdy naszego umysłu nie zaprzątają problemy.
2. Praca pod presją czasu. Gdy deadline’y nas gonią, a liczba zadań do wykonania wzrasta odwrotnie proporcjonalnie do ilości czasu, nasza kreatywność zaczyna nas zawodzić. Pod presją czasu najczęściej wykonujemy proste, szablonowe rozwiązania. Podążamy utartymi ścieżkami i stosujemy sprawdzone drogi dojścia do celu, by zaoszczędzić cenny czas. Jeśli chcemy uaktywnić twórcze myślenie, powinniśmy działać bez pośpiechu.
3. Brak wiary w siebie. Niska samoocena, brak wiary w siebie wzbudzają w nas lęk przed porażką. Wystraszeni tym, że nam się nie powiedzie rezygnujemy z eksperymentów, by nie narażać się na fiasko. Niestety, bez eksperymentowania nie ma nowych rozwiązań. Musimy podjąć ryzyko, by być twórczymi, a do tego jest potrzebna choć odrobina wiary w sukces.
4. Konformizm. Podporządkowywanie się pomysłom innych, niewychylanie się z tłumu często skutkuje brakiem kreatywnych rozwiązań. Uruchamia się wtedy tzw. syndrom myślenia grupowego, czyli uleganie sugestiom i naciskom zespołu. Narzucamy wówczas na swoje indywidualne myślenie ramy autocenzury i podejmujemy decyzje zgodne z wolą większości tak, by nie narażać się na izolację grupy. Wiemy jednak dobrze, że kreatywne pomysły powstają często w sprzeciwie do dominujących tendencji czy najbardziej popularnych pomysłów. Musimy więc przezwyciężyć konformizm i syndrom grupowego myślenia, by podążać ścieżką kreatywności.
Zanim zaczniemy cokolwiek robić, warto odpowiedzieć sobie na pytanie – po co? Po co chcę to robić, co ma to działanie dać, jakich efektów oczekuję. Oczywiście takie pytania powinny paść na samym początku, podczas planowania samej inicjatywy społecznej, ale są również bardzo pomocne przy układaniu jej poszczególnych elementów.
Ciężkie życie blogera Przede wszystkim należy się zastanowić czy na pewno potrzebujemy bloga, a jeśli uważamy, że tak – to do jakich celów. Może nam się wydawać, że to świetna forma promocji naszej inicjatywy, ale mamy masę innych możliwości – chociażby media społecznościowe. Facebook nie wymaga od nas długich wpisów, a Instagram oczekuje zaledwie paru #hasztagów. No i ładnych zdjęć, ale od tego nie uciekniemy także na blogu. Blogowanie wymaga systematyczności, a zebranie publiczności, która ma ochotę nasze długie wpisy czytać i przekucie jej w społeczność, to sprawa bardzo czasochłonna. Dlatego jeśli chcemy zakładać bloga dla jednorazowej inicjatywy, to raczej nie ma to sensu, wybierzmy takie formy promocji, które dobrze sprawdzają się krótkoterminowo, za to umożliwiają większą intensywność komunikacji.
Budowanie marki
Rozważyliśmy wszystkie za i przeciw, i doszliśmy do wniosku, że jednak blog jest dla nas i dla naszej inicjatyw świetną formą. Jeśli planujemy działania długoterminowe, cykliczne, bardzo angażujące społeczność, a w ogóle to nie jest nasza pierwsza inicjatywa i mamy już jakieś doświadczenie, to pisanie bloga może być fajną przygodą, a on sam stać się wartościowym miejscem w sieci. Zaczynając, powinniśmy pamiętać o kilku, wydawałoby się banalnych sprawach, jak adres łatwy do zapamiętania i wpisania, nazwa (wcale nie musi być taka jak adres, ale to wiele ułatwia) i przyjazny szablon. Następnie musimy przygotować parę słów o sobie, trochę więcej o samej inicjatywie oraz kilka pierwszych wpisów. Lepiej nie „odpalać” bloga z pustką w notatniku, bo nic tak nie zniechęci pierwszych czytelników jak długa cisza po poście powitalnym. Nie zapominajmy o pozostawieniu kontaktu do siebie, aby zainteresowany czytelnik miał szansę włączyć się w inicjatywę, albo dziennikarz mógł zadać kilka pytań.
O czym pisać?
Może się wydawać, że pisanie bloga to taka bardzo spontaniczna sprawa, ale pamiętajmy, że nie zakładamy prywatnego pamiętnika o swoim życiu, tylko będziemy pisać o realizowanej inicjatywie. Ten blog będzie jej wizytówką. Jednak pomysł, że będziemy jedynie relacjonować postępy w procesie realizacji projektu wydaje się nie do końca trafiony. Postawmy się na chwilę w roli czytelników – jakie treści przyciągnęłyby nas na taką stronę, po jakie informacje chcielibyśmy wracać? Postarajmy się stworzyć miejsce atrakcyjne nie tylko dla bezpośrednich uczestników wydarzeń. Jednym z dobrych pomysłów może być blog, który, na przykładzie realizowanej inicjatywy społecznej, pokaże szersze zagadnienia – np. planowanie i realizowanie projektów w ogóle (to współcześnie bardzo pożądana umiejętność) albo budowanie relacji sąsiedzkich, obserwacje i doświadczenia z życia w jakiejś wspólnocie – dzielnica, ulica, osiedle, blok, wieś. Taki szerszy kontekst zapewnia nam nie tylko większą rzeszę czytelników, ale też więcej pomysłów na kolejne notki.
Złote zasady Na koniec, jeśli chcemy stworzyć społeczność, która będzie wracać i komentować nasze wpisy, musimy pamiętać o kilku złotych zasadach. Po pierwsze notki muszą być dobrze napisane. Od tej zasady nie ma odstępstwa. Jeśli nie potrafimy pisać, nie czujemy się w tym dobrzy, to nawet zastosowanie wszystkich innych zasad nie przyniesie nam powodzenia. Pokażmy kilka naszych tekstów znajomym i poprośmy o szczerą opinię. Po drugie systematyczność: po kilku miesiącach/latach blogowania, z wierną rzeszą „czytaczy”, możemy sobie pozwolić na nieregularność czy nawet zniknięcie na jakiś czas, ale my jesteśmy na początku tej drogi i nawet niech nam to przez myśl nie przychodzi. Po trzecie interakcja – zadawajmy pytania, zachęcajmy do dzielenia się swoimi opiniami na dany temat, ale też odpowiadajmy na komentarze.
Mózg to niezwykle skomplikowana struktura odpowiadająca za zawiadywanie większością procesów życiowych. Ilość ścieżek neuronalnych, które nieustannie przesyłają między sobą impulsy jest niewyobrażalnie wielka. Według najnowszych badań Suzany Herculano-Houzel, liczba neuronów w naszym mózgu to ok. 86 miliardów! Mało tego - codziennie powstają w nim nowe połączenia, które możemy utrwalać lub wygaszać w zależności od tego, jak często są wykorzystywane i jak bardzo są aktywne.
Nie wszyscy wiedzą, że jako ludzie mamy preferencje do bardziej intensywnego korzystania z jednej z dwóch półkul mózgowych. Każda z nich jest bowiem odpowiedzialna za określone czynności. Prawą półkulę nazywa się półkulą wyobraźni, intuicji i emocji, natomiast lewa półkula w ogromnym uproszczeniu odpowiada za analizę, logiczne myślenie, planowanie.
Wyższe funkcje psychiczne i czynności poznawcze są domeną kory nowej - najbardziej zewnętrznej warstwy mózgu, na którą składa się ponad 8 miliardów neuronów (!). Jak sama nazwa wskazuje, jest ona stosunkowo nowym wytworem ewolucji, odpowiada za najbardziej wyrafinowane procesy umysłowe takie jak myślenie, planowanie czy analiza emocji. Procesy te wykształciły się najpóźniej w procesie ewolucji naszego gatunku. Za najbardziej pierwotne funkcje takie, jak kontrola procesów życiowych, oddychania odpowiada pień mózgu (tzw. gadzi mózg) - ewolucyjnie najstarsza część tego organu. Prawa półkula
Prawa półkula dominuje u osób, które w życiu kierują się wyobraźnią i intuicją. Intensywne działanie tej półkuli obserwujemy u społeczników, którzy tworzą, wymyślają nowe pomysły, robią burzę mózgów. Prawa półkula jest bowiem półkulą tworzenia, swobodnych skojarzeń. Inwestowanie energii w tego typu działania usprawnia połączenia neuronalne obecne w tej półkuli i sprzyja tworzeniu się nowych ścieżek. Tym samym rozwija prawą półkulę, a wraz z nią naszą kreatywność, umiejętność twórczego myślenia, działania out of the box - wykraczające poza popularne schematy działania. Lewa półkula
Lewa półkula jest odpowiedzialna za mowę, skupienie na detalach i liczbach. Jest logiczna, analityczna i racjonalna. Społecznik korzysta z niej intensywnie podczas planowania nowych działań, organizowania ich w spójną całość, tworzenia budżetu swoich przedsięwzięć. Będąc społecznikiem, tworząc projekty społeczne, działając na rzecz innych potrzebna jest efektywna współpraca obu półkul. Nie istnieje bowiem skuteczne działanie bez ich jednoczesnego zaangażowania. Za komunikację między nimi odpowiada ciało modzelowate, w którym odbywa się międzypółkulowe przesyłanie informacji.
Neurony lustrzane a pomoc innym
Ważną rolę w naszym mózgu, a w umyśle społecznika w szczególności, odgrywają tzw. neurony lustrzane. Są one odpowiedzialne za empatię i współodczuwanie z innymi. Bez ich istnienia bardzo trudno byłoby nam rozumieć potrzeby innych ludzi i wczuwać się w ich położenie. A co za tym idzie praktycznie niemożliwe byłoby pomagania innym czy jakiekolwiek działania społeczne, nieobliczone na swój osobisty sukces. Neurony lustrzane biorą udział w tzw. procesie ludzkiej mimikry, czyli upodabniania się do osób, z którymi przebywamy. To bardzo ciekawe zjawisko, którego badaniem zajmował się psycholog Robert Zajonc. Odkrył, że jako ludzie mamy tendencję do upodabniania się gestami, mimiką, a nawet wyglądem do innych ludzi. Taki mechanizm naśladowania pozwala nam żyć w harmonii z innymi, współdziałać i skutecznie pomagać sobie nawzajem.
Świat mediów społecznościowych stale się rozrasta. Nowe niegdyś serwisy, będące bardziej ciekawostką niż pożytecznym narzędziem przyciągają coraz więcej osób i oprócz Facebooka stają się codziennym źródłem informacji czy rozrywki. Warto wykorzystać ich potencjał! To, co charakterystyczne dla Instagrama oraz Snapchata, najprężniej rozwijających się ostatnio w Polsce serwisów, to ich mobilność. Nie potrzebujemy już komputera, stałego łącza i spokojnej chwili w domu czy w pracy, aby z nich skorzystać. Wyposażeni w smarftony możemy w każdej chwili przejrzeć swoje profile, podzielić się naszymi przeżyciami oraz sprawdzić “co słychać” u innych.
Instagram, szybko, łatwo, ale też poważnie Jak wiadomo, Instagram to miejsce, gdzie najpopularniejsze są tematy lifestylowe – moda, jedzenie, wakacje, spędzanie wolnego czasu itd. Jak w takim razie przebić się w tej atmosferze z poważnym przekazem społecznym? Sposób na to znalazła szwedzka organizacja zajmująca się dożywianiem bezdomnych. Wykorzystując najpopularniejsze # stosowane przy publikacji zdjęć jedzenia (#lunch #nomnomnom #coffeebreak) zamieszczano zdjęcie pustego plastikowego talerza z informacją o niedożywieniu wśród bezdomnych.
Dzięki temu osoby przeglądające apetyczne zdjęcia trafiały na przekaz o ważnym problemie społecznym, a także na jasną informację o możliwości pomocy. Działanie może trochę szokujące, ale z pewnością skuteczne.
Korzystanie z Instagrama to także dobry sposób na poprawę jakości zdjęć – narzędzia serwisu są w tym wypadku coraz lepsze, a oprócz publikacji na profilu, można je wykorzystać także gdzie indziej – na Facebooku czy na www. Oprócz tego, jest to bardzo prosta i intuicyjna aplikacja, dzięki czemu zainstnienie tam nie zabierze nam dużo czasu. W końcu zapracowany społecznik ma na co dzień wystarczająco duż spraw na głowie!
Snapchat – zaangażujmy młodzież! Dla większości nastolatków codzienne “snapowanie” to chleb powszedni. W tym serwisie nie podpatrzą ich rodzice, nauczyciele czy pierwsi pracodawcy, a zabawa z wysyłaniem zdjęć i krótkich filmików, które znikają jest przednia. Co więcej, na Snapchata nie można “załadować” wcześniej przygotowanych materiałów. Wszystko musi powstać na bieżąco i zostać opublikowane od razu. Jak w takim razie odnaleźć się w tym świecie? Przede wszystkim, nie chodzi o to, aby na siłę mówić językiem nastolatków, ale żeby dotrzeć z informacją tam, gdzie akurat się znajdują. Zaciekawić, sprawić, że zainteresują się czymś, na co normalnie sami by w sieci nie trafili.
Bardzo ciekawym przykładem wykorzystania tego serwisu w działalności społecznej była akcja Snap&Seek fundacji Itaka, zorganizowana z okazji Międzynarodowego Dnia Dziecka Zaginionego. Biorąc pod uwagę, że większość zaginionych osób to osoby w przedziale wiekowym 14-17 postanowiono zwrócić się o pomoc do ich rówieśników. Nastolatków zachęcano, aby - korzystając z nowej funkcji (dodawania i możliwości podmiany, załadowanego wcześniej na telefon zdjęcia profilowego) - pobierać zdjęcia zaginionych osób i udostępniać je na swoich profilach. Statystyki pokazują, że największą skuteczność w poszukiwaniu zaginionych przynosi rozpowszechnianie wizerunku danej osoby. Pomysł jest genialny w swej prostocie, a żeby przyłączyć się do akcji i realnie pomóc wystarczy kilka kliknięć. Dla zabieganej młodzieży w sam raz.
Podsumowując, nie obawiajmy się Instagrama i Snapchata. Czas zacząć aktywnie korzystać i docierać do osób, które mogą realnie wesprzeć nasze działania. Jak widać pole do popisu jest całkiem spore - wszystko zależy od naszej kreatywności. A tej prawdziwym społecznikom nigdy nie brakowało!
Stres jest wszechobecny,
dotyka wszystkich ludzi, także społeczników, osób pomagających innym i
zaangażowanych społecznie. W dużym nasileniu może prowadzić do stanu
permanentnego zmęczenia, dekoncentracji, depresji i wypalenia zawodowego, a
także sprzyjać chorobom psychosomatycznym, czyli dolegliwościom ciała o podłożu
psychogennym.
Stres kojarzy nam się z
wrogiem, o czym świadczą czasowniki pojawiające się najczęściej w jego
towarzystwie. Mówimy o tym, jak zwalczyć stres, jak go zmniejszyć, pokonać czy
ujarzmić. Jednak mało kto wie o pozytywnych właściwościach umiarkowanego
stresu. Stres w niewielkim nasileniu, który dotyka nas niezbyt często ma
właściwości mobilizujące organizm. Przyjrzyjmy się mechanizmowi jego działania,
by lepiej rozpoznać tego odwiecznego (choć może nie tak znowu groźnego) wroga.
Jeśli wiemy, jak odpowiednio z nim postępować, mamy szansę oswoić tę
bestię. Spróbujmy ją zatem odczarować
Eustres kontra dystres Psychologowie mówią o dwóch
rodzajach reakcji stresowej. Pierwszą z nich jest tzw. eustres, czyli -
mówiąc potocznie - dobry stres. Mechanizm eustresu jest aktywowany przez
nasz mózg wówczas, gdy stoimy przed jakimś wyzwaniem. W życiu zawodowym często
przydarza nam się on przed wystąpieniem publicznym czy spotkaniem z szefem. W życiu
prywatnym może towarzyszyć ważnym wydarzeniom życiowym czy przygotowaniom do
podróży.Pod wpływem działania tzw.
dobrego stresu nasz układ nerwowy aktywuje wydzielanie adrenaliny -
hormonu, dzięki któremu mięśnie się napinają, krew w naszych żyłach płynie
szybciej, mamy przyspieszony oddech, a także wzmożoną koncentrację. To
odziedziczony po naszych przodkach mechanizm walki lub ucieczki, który
uruchamiał się w momencie zagrożenia, np. stanięcia oko w oko z dziką zwierzyną
podczas polowania. Przyspieszenie metabolizmu i krótkotrwała maksymalizacja
funkcji psychicznych pomagała naszym przodkom przetrwać. Reakcja zachowała się
w naszych genach po dziś dzień, choć wiemy dobrze, że wyzwania, w obliczu
których dziś stajemy rzadko są sytuacjami z gatunku „być albo nie być”.
Czym jest dystres? Dystres, czyli tzw. zły
stres nie ma tak dobroczynnych właściwości jak eustres.
Pojawia się, gdy stan napięcia się przedłuża, a nasze zasoby do radzenia sobie
z trudną sytuacją są na wyczerpaniu. Mobilizującą adrenalinę
zastępuje wtedy kortyzol, który negatywnie wpływa zarówno na nasze ciało, jak i
na samopoczucie. Doświadczamy wówczas stanu przemęczenia. Ciągłe pobudzenie, do
którego zmusza nas stresowa sytuacja powoduje trudności w koncentracji,
problemy z pamięcią, napięcie i obniżony nastrój. Ludzie narażeni na przewlekły
stres mogą mieć obniżoną odporność, problemy ze snem i zaburzenia wzorca
odżywania (mogą albo „zajadać” stres, albo wręcz przeciwnie - nie mieć w
ogóle apetytu i odczuwać tzw. ścisk w żołądku). Jak sobie radzić
skutecznie? Jest wiele psychologicznych
sposobów radzenia sobie ze stresem. Warto jednak wziąć sobie do serca choćby
jedną, naczelną zasadę, bez której walka o lepsze samopoczucie nie ma sensu.
Aby skutecznie radzić sobie ze stresem, powinieneś traktować swój organizm
jako całość. Pamiętaj, że to, w jakim tempie żyjesz, ile śpisz, co jesz,
ile ruchu sobie zapewniasz znajduje odzwierciedlenie w Twoim codziennym
funkcjonowaniu. Dbanie o potrzeby ciała reguluje stany stresu. Aktywność
fizyczna pozwala obniżyć napięcie, dieta bogata w warzywa i owoce, o niskiej
zawartości cukru i tłuszczu pomaga w niwelowaniu lęku, regularny sen trwający
ok. 7-9 godzin na dobę znakomicie regeneruje nasz organizm. Traktowanie siebie
jako holistycznej całości, bez zaniedbywania potrzeb ciała, pozwala bardziej
skutecznie radzić sobie z trudnymi sytuacjami i przeciwdziałać negatywnym
skutkom stresu.
Coliving, tak jak
cohousing, opiera się na słowie community – wspólnota. I na
pierwszy rzut oka może się wydawać, że znaczy to samo. Ale jednak różnica jest
istotna, mniej więcej taka jak pomiędzy wynajęciem mieszkania a zbudowaniem
domu. Po co wspólnota? Zacznijmy od podobieństwa – obie
idee narodziły się z potrzeby życia we wspólnocie, zmęczenia odrębnością i
zamykaniem się w ramach podstawowej komórki społecznej. Ludzie zamarzyli o tym,
by miejsce, w którym mieszkają w naturalny sposób skłaniało ich do nawiązywania
i utrzymywania relacji z sąsiadami. Nie chodzi tu o tzw. „komunę”, gdzie nie
istnieje własność i wszystkim co posiadamy dzielimy się z pozostałymi
członkami. Chodzi o to, by – poza
przestrzeniami prywatnymi – były
też przestrzenie współdzielone i poczucie wspólnoty, które daje poczucie
bezpieczeństwa, przynależności i buduje tożsamość oraz przywiązanie do miejsca. Cohousing – decydujemy wspólnie Proces budowania wspólnoty w idei
cohousingu zaczyna się już na etapie planowania. To trochę polega na
tym, że kilka-kilkanaście rodzin, które postanowiły wybudować dla siebie domy,
kupują jedną, wspólną dużą przestrzeń i razem ją rozplanowują. Nie chodzi tu o
to, że każdy dom czy mieszkanie musi być jednakowe – jedni mogą mieć większe,
inni mniejsze itp. – istotą są części wspólne. Członkowie cohousingu budują
sobie np. wspólną kuchnię i jadalnię, miejsce do zabaw dla dzieci, czasem taki
duży „salon”, gdzie mogą się spotkać wszyscy razem, albo bibliotekę, w której
mogę się dzielić książkami, mają wspólny ogród, warzywniak itp. Razem je
planują i razem wszystko ustalają. Wspólnie też tym zarządzają. Nie ma żadnego
dewelopera, zarządcy, spółdzielni (w znaczeniu naszych spółdzielni
mieszkaniowych), nie ma zarządu, prezesa, kadencji itp. Działa to jak duża,
wielopokoleniowa rodzina. Poza realizacją potrzeby bycia we wspólnocie, istotą cohousingu
jest współdecydowanie.
Coliving –
mieszkamy wspólnie
Coliving u podstaw ma tę samą
potrzebę wspólnoty, ale pomija aspekt współdecydowania. Z badań przytoczonych w
amerykańskim Wired Magazine wynika, że prawie 60% 18-34-latków czasem lub
często czuło się samotnie. Jest to tzw. pokolenie millenialsów, które charakteryzuje
się przedłużonym czasem poszukiwania swojej ścieżki życiowej, czy wręcz byciem
wiecznie „w drodze”. Rzadziej i później wchodzą w poważne związki i zakładają
rodziny, łatwiej i częściej zmieniają pracę, mają silną potrzebę rozwoju i
otwartości na zmiany. Jednocześnie chcą by ich życie było równie pasjonujące na
każdym polu i nie mają potrzeby oddzielania życia prywatnego od zawodowego, jak
robiły to wcześniejsze pokolenia. I dla nich właśnie zostały stworzone miejsca colivingowe.
Stworzone, bo wybudowane i zarządzane przez jakąś firmę, a mieszkania tam się
wynajmuje. Domy colivingowe znajdują się w dużych miastach, np. w Londynie czy
San Francisco, najczęściej blisko siedzib dużych firm zatrudniających młode
osoby. Idea ta wyrosła z bardzo już popularnego coworkingu, czyli miejsc, w
których osoby pracujące na zlecenia, a nie na etacie, mogą wynajmować biurka we
wspólnej przestrzeni. Całe życie na
uniwerku
Domy colivingowe przypominają
trochę akademiki o bardzo wysokim standardzie. Zapewniają nie za duże
mieszkania prywatne i sporą, bardzo dobrze wyposażoną część wspólną – kuchnie,
jadalnie, wspólne miejsca relaksu, pralnie – wszystko oczywiście wyposażone.
Nie zapominają o takich szczegółach jak parkingi dla rowerów czy ogród.
Mieszkanie tutaj się wynajmuje, co zapewnia wygodę (bo o jego funkcjonalność i
stan odpowiada zarządca), mobilność (wystarczy wypowiedzieć umowę i można się
przeprowadzać), oszczędność czasu (nie traci się go na dojazdy do pracy).
Umożliwia też swobodne przenikanie się pracy z życiem prywatnym – z tymi samymi
osobami pracujemy i mieszkamy. Brzmi jak koszmar? Widocznie nie jesteś
adresatem tego pomysłu. Mieszkania rozchodzą się jak ciepłe bułeczki.
Winston Churchill kiedyś powiedział, że sukces polega na
przechodzeniu od porażki do porażki bez utraty entuzjazmu. Odnieść możemy to do
dowolnego tematu, ale w żadnym kontekście nie brzmi to tak prawdziwie, jak w
przypadku działalności w organizacji pozarządowej.
Założyciele organizacji pozarządowych to często proaktywni
marzyciele, którzy nie godzą się na zastaną rzeczywistość i szukają sposobów na
jej zmianę, stając się “lokomotywami” przedsięwzięcia. Dla Damiana Lachowskiego
ze stowarzyszenia Lepszy Szczecin, a wcześniej Stowarzyszenie Estetycznego i Nowoczesnego Szczecina SENS, takim początkiem były dyskusje na
forum SkyscraperCity, które trafiły na
jego potrzebę dzielenia pasji, przeżyć i
działań oraz wrodzoną naturę buntownika. Z kolei Jan Karpierz ze
szczecińskiegoSektora 3 - Centrum
Wspierania Organizacji, które od początku swojej działalności
wsparło ponad 500 organizacji ze Szczecina i najbliższych okolic
przeszedł od harcerstwa aż do Stowarzyszenia
Liderów i Fundraiserów, które skupia nie tylko jego dawną drużynę, ale też
inne osoby, które chcą wymieniać się wiedzą i doświadczeniami w kwestiach
związanych z działalnością prospołeczną. Do tej przygody zapraszają podobnych do siebie, jednakże aby
wspólnie wytrwać na drodze wyzwań, z jakimi zmagają się NGO, dużo zależy od
tego, jak zespół ze sobą pracuje. Jan Karpierz
zaobserwował, że istnieją dwie główne grupy ludzi, które najprężniej działają w
organizacjach pozarządowych: pasjonaci i hobbyści którzy w organizacji
realizują swoje pasje oraz osoby, które korzystają z możliwości pomocowych
organizacji (np. osoby i rodziny osób z niepełnosprawnościami). Jednakże, mimo
największego ognia do działania, wypalenie się to największa zmora członków NGO,
jak zauważa Damian Lachowski. Nawet jeżeli organizacja ma na pokładzie nawet
kilka „lokomotyw”, to życie potrafi tak zmienić szyki, że przy braku nowego
narybku projekty potrafią umrzeć, jak dobre by nie były. Czujesz się “lokomotywą”? Poznaj 7
sposobów na to, jak tworzyć skuteczny zespół do działań społecznych! 1. Szukaj podobieństwChcesz znaleźć takich jak Ty? Rozejrzyj się uważnie,
szczególnie podczas prowadzonych przez siebie aktywności, czy spotkań. Wśród
najaktywniejszych uczestników często znajdziesz też osoby, które nie tylko
popierają to, czym się zajmujesz, ale i zaoferują, i dowiozą pomoc. Takie poszukiwanie pasjonatów podczas prowadzonych akcji
czy spotkań poleca Damian Lachowski z Lepszego Szczecina, który zaangażowany
jest aktualnie również w projekt związany z poszukiwaniem ludzi do wspólnych
działań poprzez platformę
CivilHUB, czyli wirtualną przestrzeń aktywnych społecznie. 2. Buduj na różnicach
Dawaj ludziom to, czego chcą - poświęć czas na poznanie
poszczególnych członków zespołu i dobieraj zadania zgodnie z ich naturalnymi
predyspozycjami i motywacjami, również charakterologicznymi, minimalizując
potencjalne porażki z przydzielenia zadań, które danej osobie nie pasują.
Komplementarność umiejętności jest ważniejsza nie tylko w drużynie sportowej
(hej, nie każdy może być napastnikiem!), dla NGO to doskonały sposób na
stworzenie prawdziwego teamu do zadań specjalnych.
3. Bądź autentyczny, bądź dobrym
przykładem
Jeżeli działasz na rzecz ochrony zwierząt, a właśnie kupiłeś
psa od pseudohodowców, nie dziw się, że ludzie “nie kupują” działania ramię w
ramię z Tobą. Chcesz świata bez przemocy, a hejtujesz każde odmienne zdanie
podczas dyskusji w internecie? Czas to przemyśleć! Dobry zespół pójdzie w przysłowiowy
ogień za liderem, który żyje według zasad, które głosi. W ten sposób dużo
łatwiej zainspirować ludzi do wspólnego działania.
4. Komunikacja jest królem
Jan Karpierz z
Sektora 3 podkreśla, żeby od samego początku jasno komunikować zarówno wewnątrz
organizacji, jak i na zewnątrz, co robimy i w jakim celu, gdzie potrzebujemy
pomocy, jak można pomóc, czy też włączyć się w działania. Zaniedbanie przepływu
informacji i zaangażowania członków zespołu szybko przyczyni się do kryzysu,
który na pewno nie sprzyja sprawnemu działaniu organizacji. Dobra komunikacja
we wspólnej pracy powinna być najlepiej wsparta narzędziami informatycznymi -
doradza Damian Lachowski - takimi jak współdzielone listy zadań, plików, czy
grupy na portalach społecznościowych. To pomaga pójść dalej, odejść od czczej
dyskusji i przejść do działania krok po kroku w stronę sukcesu założonego przez
NGO.
5. Doceniaj sukcesy, ucz się z porażek
Kiedy wynagrodzeniem za pracę w NGO są jedynie doświadczenie
i dobre słowo - niech będą to najlepsze możliwe doświadczenie oraz naprawdę
dobre słowo. Dobry pomysł, inicjatywa, czy nawet najmniejsza sprawa dowieziona
na czas i na miejsce to kolejny krok na drodze do skutecznego działania
organizacji. Kiedy jednak dotknie Was porażka, nie szukaj winnych, szukaj
powodów oraz sposobów na to, by następnym razem poszło Wam bez potknięć. Jan
Karpierz podkreśla, że najważniejsi są ludzie
z którymi się działa, więc warto też zadbać o atmosferę w grupie. Aby mieć
możliwość odreagowania negatywnych emocji, oczyszczenia głowy i spojrzenia na
pomysł, czy działanie z innej strony, warto czasem wspólnie gdzieś wyjść,
pograć w piłkę, czy nawet ping-ponga na stole konferencyjnym.
6. Nie ustawaj
Zarządzanie to nic innego jak motywowanie innych do jak
najskuteczniejszego działania. Jest to proces ciągły, którego prowadzenie
wymaga nie tylko dobrego nastawienia, ale i praktyki oraz wytrwałości. Dobry
menadżer dba nie tylko o zespół, ale
także o swój własny rozwój - dlatego tak ważne jest raz na jakiś czas zatrzymać
się w tak zwanej “bieżączce” i zastanowić się, co nam się udało, a nad czym
warto jeszcze popracować. Według Damiana Lachowskiego, kolejna istotna kwestia to odporność lidera zespołu na zrażanie się:
barierą prawną, brakiem środków, współpracownikiem, który zawiódł i nie dowiózł
swojej porcji zadań - mimo najszczerszych chęci, czasem trzeba wrócić do punktu
zero i zacząć od nowa. Bez wytrwałości i uporu nie jest to łatwe - ale od czego
jest się przecież “lokomotywą”?
Wytrwałości nigdy
dosyć.
Czym jest prokrastynacja i co ma wspólnego z działaniami społecznikowskimi? Otóż, bardzo dużo. Za chwilę postaram się przekonać Was, dlaczego. Prokrastynacja ma swój źródłosłów w łacińskim zwrocie procrastinatio, który oznacza odroczenie, zwłokę. Znając pochodzenie słowa, łatwo się domyślić, co ono oznacza.
Prokrastynacja to odkładanie ważnych zadań na później, której w mniejszym lub większym nasileniu doświadcza niemal każdy z nas. Statystyki mówią, że zjawisko dotyczy około 90% społeczeństwa.
Niewielu z nas umie się przed nią uchronić. Dotyka także społeczników, którzy mają wyjątkowe predyspozycje, by na nią „cierpieć”. Dlaczego? Choćby dlatego, że ich praca często ma miejsce po godzinach pracy zawodowej pozwalającej zarobić na życie, nie istnieje też często zewnętrzny przymus, który motywowałby ich do pracy, bo jest ona realizowana społecznie, wolontariacko, pro publico bono. Wszystko to sprawia, że społecznicy potencjalnie mają duże szanse, by zostać ofiarami prokrastynacji. Jak sobie radzić? Jest kilka metod, dzięki którym możemy ją przezwyciężyć. Oto niektóre z nich:
1. Zasada 5 minut
Najtrudniej jest zacząć. Potem jest już z górki. Możemy się o tym przekonać, wprowadzając do swoich nawyków zasadę 5 minut. Polega ona na tym, że - gdy dotyka nas prokrastynacja - próbujemy zmusić się do pracy choćby przez ten krótki czas. Okazuje się, że po jego upływie, jesteśmy tak mocno zaangażowani w zadanie, że nie chcemy go przerywać. Sposób na pozbycie się odwlekania dość banalny, ale jakże skuteczny.
2. Najważniejsze/najtrudniejsze w pierwszej kolejności
Istnieją dwie szkoły rozpoczynania pracy. Niektórzy twierdzą, że należy startować od zadań postrzeganych jako najtrudniejsze, a co za tym idzie najmniej przyjemne. Tak, aby wizja łatwych i przyjemnych zadań motywowała nas do dalszej pracy. Druga szkoła mówi o tym, że lepiej jest zaczynać pracę od zadań prostych tak, by to mobilizowało nas do rozpoczęcia pracy. Wybór metody zależy od Was i Waszych indywidualnych preferencji.
3. Poćwiartuj słonia, czyli dziel projekt na mniejsze kawałki Duże projekty mają to do siebie, że mogą zniechęcać ogromem pracy, jaki musimy włożyć w ich realizację. Sprzyja to odkładaniu na później zadań, które wydają się trudne „do ogarnięcia”. Jak sobie z tym radzić? Pomocna jest tzw. technika „poćwiartuj słonia” - polega ona na tym, by dzielić duże zadania na mniejsze kawałki. W końcu duży tort jedzony małymi kęsami jest bardziej lekkostrawny. Po wykonaniu każdej mniejszej części dużego projektu, warto nagradzać się drobnymi przyjemnościami (ciepła kąpiel, smaczna kawa, spacer) tak, by nasza motywacja do dalszej pracy rosła. 4. Wyłącz złodziei czasu
„Jeszcze tylko 5 minut posiedzę na Facebooku”, „sprawdzę pocztę i zabieram się do pracy” - znasz te wymówki? Pożeracze czasu takie, jak telefon, aplikacje internetowe czy drobne przyjemności potrafią skutecznie odciągać nas od pracy. Recepta na ich wyeliminowanie jest jedna - wyłączyć Facebooka, pozbyć się innych rozpraszaczy. Dla niektórych to metoda brutalna, ale jedyna skuteczna. Osobom, którym dobrowolne odłączenie się od Sieci sprawia duży problem, polecamy wypróbowanie specjalnych aplikacji komputerowych, które blokują dostęp do określonych stron.
W ciekawy sposób metody na prokrastynację zostały zobrazowane w anglojęzycznym filmie "How to stop procrastination?" (do obejrzenia tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=Qvcx7Y4caQE). Zachęcamy do obejrzenia i rozpoczęcia skutecznej walki z odwlekaniem! Nie jutro, ale właśnie teraz, dziś, bo jak to mówi hiszpańskie przysłowie - „jutro to najbardziej zajęty dzień roku”.
Ekologia to
nie tylko moda, ale i potrzeba. Teraz rynek oferuje nam wiele udogodnień, ale
one często opierają się na jednorazowości – czyli produkują masę śmieci i
odpadów. Zupełna likwidacja odpadów jest bardzo trudna, ale są osoby, które
podejmują takie wyzwanie i robią wszystko, aby ich gospodarstwo domowe
produkowało jak najmniej śmieci. Jest jednak kilka prostych wskazówek, dzięki
którym będziemy żyć trochę bardziej w przyjaźni ze środowiskiem, a nie rzadko
także z naszym portfelem.
1. Siatki, foliówki
Są wszędzie. Nie tylko przy kasach (w większości sklepów już
płatne), ale także na działach z owocami, warzywami, mięsem, serami, pieczywem.
To, że są nie oznacza, że musimy z nich korzystać. Szczególnie te małe i
cienkie raczej nie przydają się już więcej i lądują w koszu na śmieci. Poza
tym, że warto mieć zawsze swoją materiałową siatkę na zakupy (najlepiej włożyć
jedną do każdej torebki czy plecaka, z którymi chodzimy na co dzień, a jeśli
planujemy duże zakupy, to świetnie się sprawdzą torby z IKEA), to warto mieć
kilka foliowych woreczków na warzywa czy owoce. Poza tym zastanówmy się czy
zawsze musimy wszystko pakować? Kiść bananów, kilka pomidorów czy cytryn można
spokojnie zważyć bez wkładania do siatki.
2. Zbędne opakowania
To jest taka drobna rzecz, na którą bardzo rzadko zwracamy
uwagę, ale może warto – nie tylko ze względu na ograniczenie produkcji śmieci.
Niektóre pasty do zębów, kremy, balsamy itp. Są w podwójnych opakowaniach –
wierzchnim pudełku i opakowaniu, w którym faktycznie znajduje się kosmetyk. Nie
jest to specjalnie ekologiczne podejście gdy jeden produkt potrzebuje aż dwóch
opakowań, ale na dodatek jest to rozwiązanie droższe. Porównajmy czasem ceny
kosmetyków z i bez dodatkowych pudełek.
Podobnie jest z pakowanymi owocami i warzywami – raz, że ich
jakość często jest wątpliwa, nie ma odpowiedniego dopływu powietrza i
możliwości odparowania wody, więc po otwarciu takiej paczki mogą czekać nas
niemiłe niespodzianki w postaci pleśni czy nadpsucia niewidocznego wcześniej, a
dwa, że są zazwyczaj droższe niż te luzem – do ceny produktu dochodzi cena jego
opakowania i cena procesu pakowania.
3. Woda bez ograniczeń
To, że wody w kranie nikt nam nie ogranicza, nie znaczy, że
sami nie możemy trochę zmniejszyć jej zużycia. Dziś już coraz rzadziej można
spotkać krany na kurki, które zawsze przeciekały i marnowały mnóstwo wody (też
robiliście w szkole doświadczenie podstawiając pod kapiący kran naczynie na
godzinę, żeby zmierzyć ile naleciało?). Ale sami bardzo często bez sensu ją zużywamy.
Ci, którzy mają zmywarki nie ładują ich do pełna, a ci, którzy zmywają ręcznie
robią to pod bieżącą wodą. Wielu z nas częściej bierze prysznic niż kąpiel w
wannie, ale jeśli prysznic trwa 10 minut lub dłużej i cały czas leci woda, to
zużywamy jej tyle samo lub więcej niż podczas kąpieli w pełnej wody wannie. To
są nasze codzienne, drobne przyzwyczajenia, ale spróbujmy zmienić je na dwa
miesiące – ładujmy zmywarkę do pełna lub myjmy naczynia w komorze zlewu z wodą,
zakręcajmy prysznic na czas namydlania się – i sprawdźmy rachunek za wodę.
4. PrądDziś bez prądu nie
bylibyśmy w stanie funkcjonować, całe nasze życie, każda jego dziedzina jest
„na prąd”. Większość urządzeń jest energooszczędna, ale to nie znaczy, że nic
już nie możemy zrobić, aby jeszcze trochę zaoszczędzić (prądu i pieniędzy). Po
pierwsze gasić światła – nie tylko, kiedy wychodzimy z danego pomieszczenia,
ale także gdy nie są nam potrzebne wszystkie źródła światła włączone na raz (a
raczej rzadko są). Po drugie wyłączać nieużywane sprzęty z prądu – ładowarki
(już prawie do wszystkiego), telewizory, odtwarzacze itp. w trybie czuwania. To
wszystko pobiera prąd. Jeśli mamy problem z wyjmowaniem z gniazdek po kolei, to
można kilka sprzętów podłączyć do jednej listwy z wyłącznikiem. Dla niedowiarków
polecamy ten sam eksperyment co z wodą – na rachunku ta różnica stanie się dużo
bardziej realna. 5. Napoje w opakowaniach
Nie unikniemy
kupowania napojów, nawet woda w wielu miejscach, gdzie teoretycznie można pić
ją z kranu, jest jednak mało smaczna. Jeśli wolimy wodę kupować w sklepie, to
możemy wybrać duże, kilkulitrowe opakowania zamiast zgrzewki mniejszych
butelek. Wychodząc z domu, zawsze możemy przelać do mniejszej,
wielorazowej butelki. To samo dotyczy kawy czy herbaty – posiadając kubek
termiczny nie tylko możemy zabrać je zrobione rano w domu (czyli o wiele
tańsze), ale także w każdej kawiarni możemy poprosić o przygotowanie napoju w
naszym kubku, zamiast w jednorazowym. W niektórych miejscach, dzięki temu
zapłacimy trochę mniej.
Wakacje to czas kojarzony ze słońcem, wypoczynkiem i dobrą zabawą. Najchętniej
gdzieś daleko. Gdzieś poza miejscem zamieszkania – tak, by oderwać się od
codzienności. Nie każdy jednak ma taką możliwość. Wówczas trzeba spojrzeć na
swoje miasto inaczej.
Pomagają w tym
różne inicjatywy społeczne przygotowywane z myślą o urlopowiczach i ich
dzieciach, którzy decydują się na pozostanie w mieście. Bowiem miasta w trakcie
wakacji nie zasypiają. Wręcz przeciwnie – budzą się do życia i oferują swoim
mieszkańcom atrakcje, które pomagają odkrywać je na nowo.
Najczęściej
spotykanym rozwiązaniem są półkolonie. Są one czymś w rodzaju aktywnej
świetlicy, która pozwala dzieciakom ciekawie spędzić czas, gdy ich rodzice
pracują. Organizowane są one zarówno w dużych, jak i małych miastach,
miasteczkach i wsiach przez różne instytucje: parafie, domy kultury, szkoły.
Ich program zależy od organizatora, ale jedno jest pewne – najmłodsi aktywnie
spędzą czas. Czy to poznając okoliczne miejscowości, czy zwiedzając miejskie
atrakcje, czy też biorąc udział w różnych formach aktywności zaproponowanych
przez organizatorów. Nie będzie mowy o nudzie, a wakacje spędzone w ten sposób
są jednocześnie lekcją kreatywności: uczą bowiem, że wystarczy wyobraźnia i
odrobina wysiłku, by przemienić - znajome zdawałoby się - okolice, w coś
zupełnie nowego.
W miastach
latem organizowane są też często wszelkiego rodzaju festiwale, które są okazją do
tego by urozmaicić sobie wakacje w mieście. Coraz częściej nie skupiają się one
bowiem tylko na jednym zagadnieniu, ale oferują też coś dodatkowego dla mieszkańców
miasta. Dobrym przykładem jest Festiwal Malta w Poznaniu, który poza
spektaklami teatralnymi (rozgrywanymi na ulicach miast), organizuje w centrum
strefę relaksu dla mieszkańców, gdzie poza spotkaniami z artystami można
potańczyć, poleżeć na hamaku czy skosztować interesujących dań. To idealny
przykład tego jak można na nowo odkryć znane przestrzenie. Podobną moc ma
inicjatywa, która całkiem niedawno zaczęła ukwiecać kraj. Mowa tu o programie
Nasz Ogród Społeczny, którego celem jest walka z niedostatkiem zielnie w
przestrzeni miejskiej. Organizatorzy zachęcają mieszkańców miast (do
pilotażowego programu zaproszono Bytom,
Częstochowa, Gorzów Wlkp., Kraków, Łódź, Płock, Poznań, Warszawa, Wrocław,
Zabrze) do zakładania ogrodów w myśl idei urban farmingu. Głosi ona, że
ogród, nawet niewielki, może powstać wszędzie. Wystarczy odrobina wyobraźni,
gotowości do tego, by nieco się pobrudzić. Jak to zrobić? Wszystkiego dowiemy
się na stronie www.naszogrodspoleczny.pl.
Warto też
zwrócić uwagę na gdyński pomysł Wymiennikowni. Pod tą tajemniczą nazwą kryje
się Młodzieżowe Centrum Innowacji Społecznych i Designu, które działa od 2014
roku. Jego zadaniem jest wspieranie oddolnych inicjatyw młodych osób,
skierowanych do ich rówieśników. Lipiec tego roku rozpoczęto tam Tygodniem
Astronomicznym, który pozwolił poznać tajniki kosmosu. To pierwsza odsłona
tegorocznych Wakacji z Wymiennikownią, w późniejszych tygodniach będzie można
nauczyć się breakdance’u, czy wziąć udział w tygodniu poświęconemu rozwojowi.
Oferta tego miejsca nie zamyka się tylko w tygodniach tematycznych, i
zdecydowanie warto z bliska poznać to miejsce. Więcej informacji pod adresem:
http://www.wymiennikownia.org/
Dobrym źródłem
wiedzy o inicjatywach, które mogą pomóc przetrwać lato w mieście są miejskie
centra informacyjne. Można tam zdobyć informacje o spotkaniach z wyjątkowymi
ludźmi, zajęciach dla dzieci, darmowych koncertach itp. W wakacje warto tam
zajrzeć co najmniej kilka razy i dać się pozytywnie zaskoczyć swojemu miastu.
Marzymy, aby nasz przekaz był naturalny i spontaniczny, wieść o inicjatywie niosła się sama, a sponsorzy uderzali drzwiami i oknami. W idealnym świecie pewnie by tak było – jednak w realnej rzeczywistości, szczęściu trzeba trochę pomóc. Nie oznacza to jednak, że mamy sprzedawać duszę, stosować “sztuczki” i “zagrywki,” by w efekcie stać się bardzo rozpoznawalni, ale za to mało wiarygodni. PR jest dla ludzi! Jesteśmy zmęczeni ilością przekazów reklamowych, tracimy zaufanie do tych, którzy wiecznie nas do czegoś przekonują, na coś namawiają. Działając społecznie często też pragniemy postawić się w opozycji do tego, co jest strategicznie zaplanowane, obliczone na konkretny efekt, czytaj “zysk”. Z drugiej jednak strony nie sposób prowadzić efektywnej działalności bez udziału i wsparcia innych osób. W jakiś sposób trzeba się z nimi skomunikować i do tego właśnie służą konkretne narzędzia. Tylko od nas zależy, w jaki sposób je wykorzystacie. Zapewniamy Was, że można zrobić to “po ludzku”, jak człowiek do człowieka J PR to ukryta reklama? O ile reklama to bezpośredni środek perswazji mający przekonać potencjalnego odbiorcę do skorzystania z usługi, o tyle działania PR-owe to budowanie długofalowych relacji z grupami potencjalnych odbiorców oraz praca na swój pozytywny wizerunek, który w efekcie przełoży się na zaufanie społeczne i ściągnie na nas uwagę pożądanych osób. Ten drugi cel jest szczególnie ważny w działalności społecznej – z góry pozbawionej zysku, za to stale wymagającej regularnych nakładów finansowych. Czyli po prostu – mądrze poprowadzone działania wizerunkowe to większa szansa na pozyskanie sponsorów i rozwijanie swojej działalności, a w efekcie pomoc większej liczbie osób. Czyż nie o tym marzy każdy społecznik? Informacja prasowa i budowanie relacji Dzięki prostemu i bezpłatnemu narzędziu, jakim jest informacja prasowa dajemy sobie realne szanse na zaistnienie w szerszym kręgu odbiorców. Rozesłanie maili do różnych redakcji nic nie kosztuje, a w przypadku zainteresowania tematem możemy tylko zyskać. Publikacja nawet na regionalnym (ale poczytnym) portalu zapewni nam dotarcie do znacznie większego grona odbiorców niż jesteśmy w stanie osiągnąć to swoimi kanałami (np. świeżo założonym profilem na fb nową stroną www). Ważne jest jednak, aby dobrze dobrać adresatów komunikatu (można przykładowo prześledzić, kto w danym tytule najczęście publikuje artykuły związane z tematyką naszej działalności). Ponadto ważna jest również forma, w jakiej dostarczamy informacje. Chodzi o to, aby treść komunikatu dla prasy zawierała wszystkie ważne informacje (co, gdzie, kiedy, dla kogo) w krótkiej formie , kontakt do osoby mogącej udzielić więcej informacji oraz zdjęcia, grafiki lub krótkie video przesłane jako załączniki do maila. Im pełniej i prościej przygotujemy dany temat dla dziennikarza, tym większa szansa, że zdecyduje się on na publikację. Kluczowe jest także, aby być dostępnym pod danymi kontaktowymi, które podaliśmy w mailu. Bardzo często nasza dostępność oraz szybkie reagowanie na prośby – np. o dosłanie dodatkowych informacji może zaważyć na tym, że dany temat zostanie opublikowany. Ważne jest również, aby nie zamęczać redakcji prośbami o publikację, za to w przypadku, kiedy ona nastąpi - dobrze jest podziękować dziennikarzowi i obiecać dostarczanie dalszych materiałów. W ten sposób zawiązuje się relacja, która - właściwie budowana - może przerodzić się w stałą współpracę, korzystną dla obu stron. Dać się znaleźć Tak jak zostało wspomniane na początku – zbudowanie pozytywnego wizerunku to szansa na pozyskanie dodatkowych źródeł finansowania dla naszej działalności. Czy rzeczywiście ktoś jest w stanie przekazać nam pieniądze tylko dlatego, że przeczytał o nas notatkę w prasie? – zapytacie. Na pewno nie tylko, ale od tego może się zacząć. Kolejnym etapem będzie “sprawdzenie” nas w sieci, czyli próba wyszukania strony www czy profilu na Facebooku. Stąd też bardzo ważne jest, aby informacje które się tam znajdują były aktualne oraz w wyczerpujący sposób przedstawiały cel i charakter naszej działalności. Nie trzeba dwa razy powtarzać, że dane kontaktowe ponownie są tutaj kluczową sprawą. Podsumowując, działania PR-owe potrzebne są społecznikom po to, aby dać się zauważyć, poznać i zwyczajnie polubić. Im więcej osób dowie się o naszym istnieniu, tym więcej możliwości się przed nami otworzy!
Co spędza sen z powiek społecznikom? Brak
funduszy, brak chętnych do współpracy, nieprzychylność urzędników. Być może.
Jednak ważnym deficytem, z którym zmagają się na co dzień osoby zaangażowane
społecznie jest brak czasu. Goniące terminy składania wniosków grantowych,
zaległe maile i spotkania, deadline’y ważnych projektów… To tylko niektóre
bolączki, u podstaw których stoi tzw. niedoczas. Zresztą, symbol
dzisiejszych czasów, znany dobrze każdemu z nas. W przeciwieństwie do pozostałych problemów,
jakie napotyka na swojej drodze społecznik, niedobór czasu da się dość łatwo
opanować. Doba ma przecież dla każdego tyle samo godzin - tylko od nas zależy,
jak ją wykorzystamy. Od tego, jak zarządzamy własnym czasem, jakie
priorytety sobie wyznaczamy czy skupiamy się na jednym zadaniu czy może
preferujemy multitasking. Istnieje kilka prostych sposobów, które
pomagają skutecznie zaoszczędzić czas lub spożytkować go w bardziej efektywny
sposób. Oto kilka inspiracji, od których warto zacząć świadome zarządzanie
własnym czasem: 1. Zasada 2 minut Pierwszą zasadą, którą warto znać i do
której warto się stosować jest reguła 2 minut. Na czym polega? Otóż na
tym, by sprawdzać każdorazowo, czy zadanie, które mamy do wykonania zajmie nam
mniej niż 2 minuty. Jeśli tak - wykonywać je od razu, jeśli nie - wykonywać je
od razu lub odłożyć na później i wpisać na listę zadań. Odkładanie na później
drobnych czynności takich, jak odpowiedź na maila, opłacenie rachunków,
umówienie się na spotkanie, powoduje niepotrzebne spiętrzenie obowiązków, które
moglibyśmy mieć dawno z głowy. Warto wypracować w sobie nawyk
natychmiastowej realizacji takich drobnych obowiązków. Dzięki temu, zyskamy
więcej przestrzeni w naszym kalendarzu na zadania wymagające czasu i wysiłku.
Spróbujcie, to rzeczywiście działa i pozwala zaoszczędzić wiele cennych
minut w ciągu dnia. 2. Metoda Pomodoro To technika wymyślona przez Włocha - Francesco
Cirillo, dla którego inspiracją stał się kuchenny minutnik w kształcie pomidora
(w języku włoskim słowo pomodoro oznacza pomidora). To prosta metoda
zarządzania czasem, u podstaw której leży stworzenie listy zadań i
przeniesienie ich na papier według kryterium ważności. Drugim krokiem jest
nastawienie kuchennego minutnika, stopera czy innego czasomierza na 25 minut.
Przez ten okres powinniśmy maksymalnie skupić się na wykonywaniu pierwszego
zadania z listy, wyłączając wszelkie rozpraszacze (Facebooka, telewizor,
aplikacje internetowe). Po 25-minutowej sesji rozdzwoni się dzwonek oznaczający
krótką, 5 minutową przerwę w pracy. To przerwa, w trakcie której możesz
sprawdzić pocztę mailową, zaparzyć sobie kawę czy zadzwonić do przyjaciela. Po
przerwie wracasz do pracy nad zadaniem na kolejne 25 minut. Cały cykl Pomodoro
powinien liczyć cztery 25-minutowe sesje przeplatane 5-minutowymi pauzami. Po
zamknięciu cyklu następuje dłuższa, około półgodzinna przerwa na regenerację
sił. Metoda Pomodoro znakomicie sprawdza się u osób, które mają problem z
samodyscypliną podczas pracy, uciekają w rozpraszacze takie jak poczta mailowa,
rozmowy przez telefon czy internet. Dzięki jednakowym interwałom czasowym
łatwiej jest nam się skupić - wiemy bowiem, że po intensywnym wysiłku
intelektualnym czeka nas zasłużona przerwa i nagroda w postaci sprawnie
wykonanego zadania. 3. Odpowiednie proporcje między pracą a
odpoczynkiem Wypoczęty umysł to efektywny umysł. Steve Covey
- nauczyciel zarządzania opisał w swojej książce „7 nawyków skutecznego
działania” tzw. fazę ostrzenia piły, czyli czas potrzebny na regenerację
sił. Jest nam on niezbędny, by skutecznie stawiać czoła wyzwaniom.
Niektórzy szczycą się tym, że pracują po kilkanaście godzin na dobę lub
zarywają noce nad projektami. Zastanówmy się jednak, czy są skuteczni?
Przemęczony mózg stopniowo traci możliwość koncentracji. Po 40 minutach
skupienia na zadaniu obowiązkowo powinniśmy zrobić sobie przerwę na odpoczynek.
Tylko praca przeplatana odpowiednią dawką relaksu ma sens. W przeciwnym
razie, stajemy się mało twórczy i nieefektywni.
Wakacje trwają dwa miesiące, dla
rodziców to czas niezłej łamigłówki – jak zapewnić dzieciom opiekę przez cały
czas? Dla wielu kilkudniowy wyjazd to bardzo duży wydatek, a co z pozostałymi
tygodniami? Są często półkolonie w szkołach, jakieś zajęcia w domach kultury...
Ale wszelkie kolejne propozycje są zawsze mile widziane. Społeczniku, jeśli
chciałbyś zrobić coś pożytecznego w swojej okolicy, to może właśnie takie
zajęcia-półkolonie dla dzieci w wieku wczesnoszkolnym? Z pewnością znajdziesz
na nie miejsce – w domu kultury, świetlicy wiejskiej, parafii czy harcówce. A
jeśli pomyślisz o tym odpowiednio wcześnie, to możesz zdobyć na nie
dofinansowanie, np. z kuratorium, grantów czy konkursu Spółdzielnia Pomysłów.
My podpowiemy, co można robić z dziećmi gdy pogoda niespecjalnie dopisuje.
Gra planszowa
Oklepane? Ale może zróbcie ją od
początku do końca sami? Wymyślcie zasady, planszę, pionki i wszystkie dodatkowe
elementy. Wymyślcie do niej całą historię – może będziecie piratami, a może
bohaterami ulubionej bajki? Możecie też poznawać jakiś obcy kontynent albo...
swoją okolicę! Własna gra ma tę zaletę, że można przygotować kilka zestawów
kart z pytaniami czy zadaniami i za każdym razem bawić się w coś innego.
Koniecznie zróbcie sobie dużą kostkę do gry, to zawsze sprawia wiele radości
(można też kupić, ale im więcej zrobicie wspólnie, tym weselej). Jeśli
wyrysujecie planszę na dużych arkuszach papieru, to każdy z Was może być
pionkiem i grać z jeszcze większym zaangażowaniem.
Jednodniowa przygoda
Bardzo fajnie sprawdzają się z
dzieciakami „dni tematyczne”, czyli przygody. Prowadzący wybiera temat przygody
i przygotowuje związany z nim zestaw zajęć. Tematy mogą być przeróżne – możecie
pojechać do Afryki albo do starożytnego Rzymu, możecie odwiedzić Piotrusia Pana
albo mieszkańców prasłowiańskiej wioski... co tylko sobie wymyślicie. Ważne,
żeby zajęcia czegoś uczyły – jeśli np. wybierzemy starożytny Rzym, to niech to
nie będą tylko przebrania robione z prześcieradeł i „złote” ozdoby z tektury,
ale poznajcie panteon bogów, święta, miejsca kultu czy strukturę dworu Cesarza.
Pamiętaj, żeby wiedzę przemycać, a nie podawać w szkolny sposób.
Coś dla innych
Warto czasem pomyśleć o innych i
wspólnie zrobić coś dobrego. To nie musi być wielka rzecz – możecie na przykład
przygotować ozdoby do świetlicy z której korzystacie, albo dla pobliskiego
przedszkola. Jeśli pogoda na dłużej zapowiada się kiepska, to świetny czas,
żeby przygotować teatrzyk skarpetkowy, a później zaprosić na spektakl inne
dzieci. Jeśli w pobliżu jest schronisko dla zwierząt, to można przygotować im
wyprawkę na zimę – ze starych ubrań i kołder uczyć posłania dla zwierzaków czy
zabawki. Do takiej akcji warto jednak zaprosić pracownika schroniska, żeby
pomógł przygotować naprawdę przydatne akcesoria. Oczywiście przy tej okazji
warto porozmawiać o szacunku do zwierząt i odpowiednim podejściu.
Łącząc pokolenia Jeśli
mamy kontakt z seniorami z okolicy, to możemy zapytać ich, czy nie chcieliby
przyjść i opowiedzieć dzieciakom czegoś o sobie, o swoim dzieciństwie. Może
mieszkają tu od wielu lat i zechcą opowiedzieć jak zmieniała się okolica,
pokazać zdjęcia? O ile nasza grupa jest nieduża, to można odwiedzić seniorów w
ich mieszkaniach, a jeśli jest nas więcej, to zaprośmy gości do siebie. Nie
zapomnijmy przygotować z dziećmi czegoś pysznego i jakiegoś podziękowania za
poświęcony czas. Być może w naszej miejscowości działa klub seniora albo koło
gospodyń wiejskich? Z pewnością chętnie zaproszą dzieci i nauczą ich czegoś
ciekawego – może jakiegoś rękodzieła, albo prostego ciasta?
Pytanie zawarte w tytule może wydawać się banalne, przecież
gdy jest ładna pogoda latem, to można robić WSZYSTKO. Jednak jeśli nie mamy pod
opieką tylko własnych dzieci, a całą grupę, np. na organizowanych przez nas
półkoloniach to już nie każdy pomysł może być tak samo dobry i tak samo
bezpieczny.
Bezpieczeństwo
O tak podstawowych rzeczach, jak uprawnienia opiekuna grupy
czy pisemne zgody rodziców wszystkich dzieci, na uczestnictwo w proponowanych
przez nas zajęciach, chyba nie trzeba pisać. Każdy, kto organizuje jakiekolwiek
zajęcia, w których dzieci uczestniczą bez opieki dorosłych, powinien zacząć od
zapoznania się z odpowiednimi przepisami – zasad organizacji wypoczynku dzieci
i młodzieży najlepiej poszukać na stronie kuratorium, pod które podlegamy
(zgodnie z miejscem, gdzie zajęcia będą przeprowadzane). Z tego dokumentu
dowiemy się między innymi jak liczna może być grupa uczestników dla jednego
opiekuna. Warto jednak pomyśleć nie tylko o tym, by nie łamać prawa, ale także
o tym, by nie narazić się na pretensje ze strony rodziców. Jeśli planujemy
zajęcia plastyczne, albo terenowe, przy których istnieje duże ryzyko
pobrudzenia się – wyraźnie zaznaczmy to rodzicom. Jeśli nie mamy w kadrze
ratownika, który mógłby skupić się tylko na naszej grupie podopiecznych, to
lepiej podarujmy sobie kąpiele, nawet na strzeżonych plażach. I pamiętajmy, że
dzieci pod absolutnie żadnym pozorem nie można puszczać nigdzie samych. Jeśli
zaplanujemy zabawę w podchody, grę terenową, miejską, wycieczkę w grupach – z
każdą grupą musi być opiekun. Nie musi się stać nic bardzo poważnego,
wystarczy, że któraś grupa zabłądzi i będziemy musieli o tym powiadomić
rodziców czy policję, a żadne tłumaczenia nie pomogą, jeśli z grupą nie było opiekuna.
Poznawajmy
przyrodę
Jeśli w pobliżu jest las, albo park to koniecznie spędzajmy
tam dużo czasu. Przy okazji starajmy się dowiedzieć jak najwięcej – rozpoznajmy
gatunki drzew i krzewów, obserwujmy ptaki, sprawdźmy czy jeszcze jakieś
zwierzęta tam mieszkają. Może będziemy mieli okazję odwiedzić leśniczego, który
opowie nam o swojej pracy, a może zrobimy zielnik? Dla przeważającej większości
dzieciaków przyroda to absolutnie fascynujący temat. Niestety w szkole nie mają
zbyt wielu okazji by na bieżąco weryfikować przyswajaną wiedzę. A wszystkie
informacje zdobyte w terenie zapamiętuje się zdecydowanie szybciej i na dłużej.
Nie bójmy się też wizyt w muzeach związanych z naturą – wypchane zwierzęta,
opowieści o lodowcach wyjaśniające rzeźbę terenu, oglądanie wymarłych gatunków
– to wszystko jest dla dzieciaków super ciekawe!
Nie
zapominajmy o ruchu
Teraz dzieci mają znacznie mniej ruchu niż 20-30 lat temu,
to niestety widać, z roku na rok jest coraz więcej otyłych uczniów, w coraz
niższych klasach. Dlatego w wakacje nie powinno im tego ruchu brakować. Nie
urządzajmy jednak zajęć sportowych jak na w-fie, z którego dzieciaki zwalniają
się na potęgę. Pograjmy w dwa ognie, albo w gonito, w linkę – na tyle długą,
żeby mogli w niej skakać wszyscy z grupy, w „piwko naprzeciwko”, palanta. Te
stare, proste gry nie mają w sobie aż tyle rywalizacji, nie wymagają niewiadomo
jakich umiejętności i nie stwarzają okazji do popisów. A dla wielu dzieci będą
czymś nowym, bo teraz nie przesiadują już na podwórkach. Przede wszystkim
jednak dużo maszerujmy, gdzie się da chodźmy pieszo. Przejście 15 kilometrów
dla 11-12latków, bez wielkiego obciążenia, to nie jest wysiłek przekraczający
ich możliwości. A potem razem sprawdźmy trasę na mapie i policzmy za pomocą
nitki ile wspólnie przeszliśmy. W czasach gpsów mapa to przedmiot niemal
magiczny, a umiejętność jej czytania i posługiwania się kompasem, to już wiedza
tajemna, co najmniej z Hogwartu.
Lato w mieście nie musi być nudne. Sukcesywnie udowadnia
to SGB-Bank, który ma swój niemały wkład w pełne atrakcji Lato na Targach
odbywające się już po raz trzeci na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich.
W ramach wydarzenia odbywają się cykliczne seanse filmowe pod szyldem
„Kina Letniego Banków Spółdzielczych SGB”. To znakomita okazja dla wszystkich,
którzy szukają ciekawego sposobu na spędzenie letniego czasu w mieście.
Lato na Targach odbywa się
po raz trzeci i zawsze stanowi zbiór interesujących atrakcji, dla każdego,
niezależnie od wieku. Jedną z głównych idei, które przyświecają temu
przedsięwzięciu jest to, aby miało ono charakter familijny, co świetnie widać
spoglądając na to, jak ułożony jest program tegorocznej edycji.
Nie brakuje w nim bowiem
atrakcji zarówno dla dzieci, jak i dla tej starszej części miejskich
poszukiwaczy przygód. I to zarówno dla miłośników aktywnego spędzenia wolnego
czasu, jak i dla tych, którzy po prostu chcą odpocząć.
Plaża prawie w centrum
miasta? Czemu nie! I do tego wielofunkcyjna. Służyć bowiem może zarówno jako
boisko do siatkówki i piłki nożnej plażowej, ale też jest świetnym miejscem do
gry w badmintona czy coraz bardziej popularne bule.
Najmłodsi miłośnicy futbolu
mogą skorzystać z lekcji piłki nożnej pod okiem trenerów z Akademii Reissa,
szkoląc swoje umiejętności i rywalizując ze sobą. Ale to nie wszystko, co w tym
roku zwolennicy aktywnego wypoczynku odnajdą na terenie Międzynarodowych Targów
Poznańskich. W każdy czwartek i sobotę dla każdego, każdy miłośnik rolek będzie
mógł pojeździć na torze, wypożyczyć niezbędny sprzęt lub… jeśli dopiero
chciałby połknąć tego bakcyla, może skorzystać z porad specjalistów, którzy
pomogą mu stawiać pierwsze kroki w przewrotnym (ale tylko na początku) świecie
rolek. Fani fintessu i zumby także znajdą coś dla siebie, bowiem 2 razy w
tygodniu mogą oni skorzystać z zajęć pod okiem doświadczonych instruktorów.
Specjalnie dla mam przygotowano też cykl zajęć, w trakcie których będą one mogły
ćwiczyć wraz ze swymi maluszkami i odkryć wagę ruchu w okresie poporodowym.
Nieco starsze dzieci będą zaś mogły harcować pod opieką animatorów, którzy
razem z nimi zagrają w kapsle, pobawią się w piasku czy wymyślą wspólnie nowe
zabawy.
Zamiast ruchu wolisz
poruszać szarymi komórkami? Bez obaw, Lato na Targach przygotowało tez coś dla
ciebie. Miłośnicy literatury przez całe wakacje będą mogli wziąć udział w
spotkaniach z pisarzami czy warsztatach. Na terenie targów znajdzie się tez
miejsce dla regału przeznaczonego na bookcrossing, który z pewnością będzie
integrował czytelników. Nic nie stoi też
na przeszkodzie, by po prostu oddać się lekturze na wygodnym leżaku, czując
piasek pod stopami.
Najmłodsi, którzy nad książki przekładają intrygujące
eksperymenty będą mieli okazję poznać zagadnienia ze świata chemii,
mechatroniki i programowania. Wszystko to dzięki ekspertom z Poznańskiego
Centrum Superkomputerowego, którzy odkryją przed nimi magię świata nauki.
Sporym zainteresowaniem na pewno cieszyć się będą zajęcia, w trakcie których
wykorzystywane będą gogle do wirtualnej rzeczywistości Oculus Rift. Przyjemne z
pożytecznym będzie można połączyć też na zajęciach językowych, podczas których
dzieci będą uczyły się języka angielskiego i hiszpańskiego w atrakcyjnej
formie.
Kiedy wymęczone atrakcjami
dzieci będą już smacznie spały, rodzice w każdy czwartek będą mogli odwiedzić Kino
Letnie Banków Spółdzielczych SGB (które w wypadku nieprzyjaznych warunków
przeniesie się pod dach) i obejrzeć dobry film. W tym roku w programie m.in. biograficzne
dzieło o Amy Winehouse, mroczny i futurystyczny Snowpiercer czy jedno z
ostatnich dzieł Woody’ego Allena „Zakochani w Rzymie”.
Tegoroczne Lato na Targach
potrwa do 28 sierpnia. Warto na koniec dodać, że uczestnictwo we wszystkich
aktywnościach jest bezpłatne.
Statut jest kluczowym dokumentem regulującym sposób działania
organizacji – stowarzyszenia lub fundacji. Łącznie z przepisami ustawowymi, w
szczególności ustawą o fundacjach oraz ustawą Prawo o stowarzyszeniach, statut
daje podstawowe ramy prawne, na których organizacje opierają swoją aktywność. Statut
powinien być zapisany w miarę możliwości prosto i logicznie, a wszelkie
działania prowadzone przez stowarzyszenie lub fundację muszą być z nim zgodne i
nie mogą mu zaprzeczać. Wraz z dynamiką prowadzenia działalności może się
okazać, że pewne zapisy statutowe mają wpływ na rozwój organizacji, np. ubieganie
się o dodatkowe środki z budżetów innych samorządów, dotacje z funduszy europejskich
lub nawet zmianę statutu. Poniżej można znaleźć kilka najczęściej występujących
błędów w statutach, które skutecznie utrudniają efektywną działalność wielu
organizacji i których warto się wystrzegać przy konstruowaniu swojego dokumentu:
1. Zapisy
przedmiotu prowadzenia działalności są za bardzo konkretne.
Przedmiot działalności powinien
wskazywać konkretnie, w jaki sposób chcemy realizować cele statutowe
organizacji. Jednak zbyt mocne ograniczenie może w przyszłości powodować spore
problemy.
Przykład: Stowarzyszenie działające na rzecz rozwoju kultury i sztuki
oraz wspieranie działalności artystycznej twórców poprzez prowadzenie pracowni
artystycznych, zajęć dla dzieci i młodzieży oraz organizację wystaw,
ekspozycji, koncertów, festiwali, wernisaży. Organizacja nie wskazała w
statucie możliwości prowadzenia działalności w innych formach. Nie uwzględniła
w przedmiocie działalności np. możliwości organizacji szkoleń i konferencji, a gdy
wystąpiła z taką ofertą do samorządu województwa, oferta została odrzucona z
przyczyn formalnych. Otóż członkowie komisji konkursowej dopatrzyli się braku
podstaw statutowych do organizacji tego typu przedsięwzięcia. 2. Cele
działania są zbyt ogólne i nie uwzględniają grup docelowych.
Zdarzają się zapisy statutowe
stowarzyszeń i fundacji, które są zbyt ogólne. Organizacje lubią powielać
zapisy ze statutów innych stowarzyszeń i fundacji albo dla bezpieczeństwa
kopiują wprost zapisy ustawy o działalności pożytku publicznego i o
wolontariacie. Zbyt ogólne sformułowanie celów może narazić organizację na
odrzucenie wniosku w ramach otwartego konkursu ofert.
Przykład: Wśród celów stowarzyszenia w statucie wymieniono: rozwój
wypoczynku dla dzieci i młodzieży, rozwój edukacji, pomoc społeczna oraz rozwój
kultury i sportu. Gdy organizacja posiadająca taki zapis w statucie wystąpiła o
środki z budżetu państwa na działania skierowane do seniorów, oferta została
odrzucona z przyczyn formalnych. Powodem był fakt, że nie posiadała ona w
statucie zapisów dotyczących prowadzenia działalności na rzecz tej grupy
docelowej (tj. osób starszych). 3. Zakres
działalności określony w statucie jest działalnością regulowaną.
Jednym z błędów, które często popełniają
organizacje pozarządowe jest rozpoczęcie prowadzenia działalności zaraz po
uzyskaniu wpisu do KRS, pomimo że jest ona tzw. działalnością regulowaną.
Wykonywanie działalności regulowanej wymaga spełnienia szczególnych warunków,
określonych przepisami prawa oraz wpisu do rejestru. Do jej wykonywania konieczne
jest uzyskanie zezwolenia, licencji albo zgody. Niektóre formy działalności regulowanej
często realizowane przez organizacje pozarządowe to:
· działalność polegająca na świadczeniu usług
turystycznych, organizowaniu imprez turystycznych oraz pośredniczeniu na
zlecenie klientów w zawieraniu umów o świadczenie usług turystycznych – działalność
ta wymaga wpisu do rejestru organizatorów turystyki i pośredników
turystycznych, a organem prowadzącym rejestr jest marszałek województwa
właściwy ze względu na siedzibę organizacji; · działalność w zakresie organizacji
wypoczynku dzieci i młodzieży – działalność ta realizowana jest pod
nadzorem właściwego kuratora oświaty i wymaga uzyskania stosownego
zaświadczenia, dotyczy organizacji tzw. „półkolonii”, ale też wszelkich innych
form, np. „ferii w mieście” czy warsztatów; ·
działalność w zakresie opieki nad dziećmi do lat 3 – działalność ta realizowana jest pod nadzorem właściwego wójta
(burmistrza, prezydenta) i może być realizowana tylko w 4 formach – żłobek,
klub dziecięcy, opiekun dzienny i niania. Nawet kilkugodzinny czas opieki nad
dziećmi do lat 3 w formie kącika, np. podczas wydarzeń kulturalnych lub
edukacyjnych wymaga odpowiednich uprawnień i w większości przypadków zgłoszenia
do stosownego rejestru w urzędzie gminy zgodnie z ustawą o opiece nad dziećmi
do lat 3; · działalność pocztowa niewymagająca
zezwolenia (art. 6 ust. 1 ustawy z 23 listopada 2012 r. – Prawo
pocztowe, Dz. U. z 2012 r. Nr 0, poz. 1529). Działalność ta wymaga wpisu do
rejestru operatorów pocztowych, a organem prowadzącym rejestr jest Prezes
Urzędu Komunikacji Elektronicznej (art. 8); · działalność z zakresu usług rynku pracy, w
tym prowadzenie usług poradnictwa zawodowego, pośrednictwa pracy, doradztwa
personalnego i pracy tymczasowej,
polegającej na zatrudnianiu pracowników tymczasowych i kierowaniu tych
pracowników oraz osób niebędących pracownikami do wykonywania pracy –
działalność ta wymaga wpisu do Krajowego Rejestru Agencji Zatrudnienia, a
organem rejestrowym jest marszałek województwa właściwy dla siedziby podmiotu
ubiegającego się o wpis; · działalność w zakresie prowadzenia pracowni
psychologicznej, w tym prowadzącej badania psychologiczne w celu orzeczenia
istnienia lub braku przeciwwskazań psychologicznych do kierowania pojazdem – działalność
ta wymaga wpisu do rejestru podmiotów prowadzących pracownię psychologiczną;
prowadzi go marszałek województwa właściwy ze względu na siedzibę; · działalność weterynaryjna, tj. leczenie
zwierząt (prowadzenie zakładu leczniczego dla zwierząt) –
działalność ta wymaga wpisu do specjalnego rejestru, a organem rejestrowym jest
właściwa ze względu na siedzibę zakładu leczniczego dla zwierząt okręgowa rada
lekarsko-weterynaryjna.
Ustawy oznaczające
dany rodzaj działalności jako działalność regulowaną określają jednocześnie
warunki jej podejmowania i wykonywania. Zawierają także informację, czy jej
prowadzenie wymaga zezwolenia lub wpisu do rejestru.
4.
Brak
możliwości prowadzenia działalności odpłatnej.
Często spotykanym błędem w statutach
z perspektywy prowadzenia działalności jest nieuwzględnienie możliwości
pobierania opłat, czyli prowadzenia działalności odpłatnej. Brak takich zapisów
często bierze się z niewystarczającej wiedzy nt. różnic pomiędzy działalnością
statutową odpłatną a działalnością gospodarczą. W obawie przed zakwalifikowaniem
działalności jako „gospodarcza” organizacje usuwają takie zapisy. W rezultacie
pozostaje im wyłącznie prowadzenie działalności statutowej nieodpłatnej i
wspomaganie się darowiznami oraz składkami. W praktyce organizacje wielokrotnie
organizują np. zajęcia dla dzieci lub dorosłych, zamieszczając stosowną
informację na plakatach i ulotkach, np. „wpłata za udział – 12 zł/1h”.
Pobieranie opłat odbywa się wówczas z naruszaniem zapisów statutowych, a nawet
z naruszeniem ustawy o rachunkowości. Część organizacji próbuje wybrnąć z niezręcznych
zapisów statutowych, przyjmując zamiast wpłaty tzw. „darowizny na działalność
statutową” lub angażując firmę zewnętrzną, która przyjmuje wpłaty i rozlicza
się z organizacją. Takie działania są jednak niedopuszczalne – darowizna a wpłata
to dwie zupełnie inne formy. Zapisy statutowe należy w takich sytuacjach
niezwłocznie skorygować. Jest to też jedna z sytuacji, która dyskwalifikuje
wiele organizacji z ubiegania się o środki np. z Funduszu Inicjatyw Obywatelskich.
Organizacje często zaznaczają w formularzu oferty, w polu dot. działalności, iż
nie prowadzi działalności odpłatnej, a jednocześnie w części wniosku dot.
budżetu wskazują, iż niezbędny wkład własny zostanie pokryty częściowo z
symbolicznych opłat ponoszonych przez uczestników.
5. Zmiany w
statucie
Częstym błędem popełnianym przez
stowarzyszenia i fundacje jest posługiwanie się zmienionym statutem, pomimo że
zmiany te nie są jeszcze obowiązujące. W tej sprawie wypowiedział się m.in. Sąd
Apelacyjny w Poznaniu. W uzasadnieniu wyroku z 31 stycznia 1996 r. I ACr
615/950 uznał, że zmiany w statucie stają się obowiązujące z chwilą
uprawomocnienia się postanowienia sądu o wpisie tych zmian do rejestru. Częstą
wadą statutu jest zapis uniemożliwiający w praktyce jego zmianę. Zapisy statutowe
wskazują na przykład, że zmian w statucie fundacji może dokonać tylko fundator.
Zapisy te nie są same w sobie niczym złym, ale mocno komplikują sytuację na
przykład w chwili śmierci jedynego fundatora.
Pierwsze zmiany w ustawie o
stowarzyszeniach zaczęły obowiązywać już w grudniu 2015 r. Największe zmiany
nastąpiły w maju 2016 r. Wtedy zaczęły obowiązywać wszystkie ułatwienia w zakresie
rejestracji stowarzyszeń, w tym mniejsza liczba osób potrzebnych do jego
założenia, zmiany dotyczące nadzoru, a także zupełnie nowy kształt stowarzyszeń
zwykłych.
26
października 2015 r. Prezydent RP podpisał nowelizację ustawy o
stowarzyszeniach. Nad zmianą przepisów od 2010 r. pracowała Ogólnopolska
Federacja Organizacji Pozarządowych wraz z przedstawicielami organizacji
społecznych z całej Polski, poczynając od skonsultowania i przedstawienia
propozycji społecznych założeń do ustawy przyjętych na VI Ogólnopolskim Forum
Inicjatyw Pozarządowych w Warszawie (2011 r.) przez przyjęcie ostatecznych
założeń będących podstawą do przygotowania ustawy oraz prace w Kancelarii
Prezydenta RP, w Sejmie i Senacie.
Pierwsze zmiany weszły w życie już 4 grudnia
2015 r. Chodzi o przepisy, które dotyczą zwolnienia z opłat za zamieszczenie w
Monitorze Sądowym i Gospodarczym ogłoszeń dot. wszczęcia postępowania o
rozwiązanie podmiotu wpisanego do Rejestru bez przeprowadzania postępowania
likwidacyjnego oraz rozwiązaniu podmiotu wpisanego do Krajowego Rejestru
Sądowego bez przeprowadzania postępowania likwidacyjnego i jego wykreśleniu z
Rejestru. Stowarzyszenie zwykłe a rejestrowe
Stowarzyszenie to
organizacja społeczna powołana przez osoby mające wspólne zainteresowania i
cele. Czym z punktu widzenia formalnego różni się stowarzyszenie zwykłe od
stowarzyszenia rejestrowego?
•
Stowarzyszenie zwykłe – zakładane jest
przez 3 osoby, nie posiada osobowości prawnej. Nie podlega rejestracji w
Krajowym Rejestrze Sądowym.
•
Stowarzyszenie, zwane stowarzyszeniem
rejestrowym – podlega rejestracji w Krajowym Rejestrze Sądowym. Do jego
założenia wymagane jest 15 osób. Stowarzyszenie rejestrowe posiada osobowość
prawną, może zakładać terenowe jednostki organizacyjne, łączyć się w związki
stowarzyszeń, przyjmować w poczet swoich członków osoby prawne oraz korzystać z
ofiarności publicznej i przyjmować dotacje od organów władzy państwowej i
innych instytucji.
W Polsce
funkcjonują ponadto związki stowarzyszeń oraz stowarzyszenia ogrodowe.
Ułatwienia rejestracyjne
Najciekawsze zmiany w zakresie
formalnego funkcjonowania stowarzyszeń weszły w życie 20 maja 2016 r. To wtedy
zaczęły obowiązywać wszystkie ułatwienia
w zakresie rejestracji stowarzyszeń, w tym mniejsza liczba osób niezbędnych
do jego zarejestrowania. Nowelizacja zmniejsza wymaganą liczbę założycieli do 7
osób. Ponadto obecnie najpierw należy powołać komitet założycielski, a dopiero
po rejestracji można wybrać władze organizacji. Po zmianach ten etap
powstawania stowarzyszenia nie będzie obowiązkowy i od razu będzie można
powołać zarząd. Z ustawy usunięty będzie zapis dający sądom aż 3 miesiące na
rozpoznanie wniosku o rejestrację. Stowarzyszeń dotyczyć będą ogólne terminy
zapisane w ustawie o Krajowym Rejestrze Sądowym, które na załatwianie spraw
dają tydzień. Po wejściu w życie nowych przepisów starosta nie będzie uczestniczył w
powstawaniu i rejestrowaniu stowarzyszeń. Do tej pory jego udział polegał
na badaniu statutu przed rejestracją stowarzyszenia, co często opóźniało proces
rejestracji. Teraz tylko sąd oceni poprawność statutu rejestrującego się
stowarzyszenia. Jego obowiązkiem będzie przesłanie do starosty statutu
organizacji po jej zarejestrowaniu. Starosta, który nadal będzie sprawować
nadzór, zostanie więc poinformowany, ale nie będzie miał wpływu na to, czy nowe
stowarzyszenie zostanie zarejestrowane i z jakim statutem.
Wyzwaniem
dla wielu stowarzyszeń były dotychczas sprawy związane z angażowaniem
personelu, w szczególności członków stowarzyszenia. Zapisy do tej pory
wskazywały, że stowarzyszenia opierają działalność na pracy społecznej swoich
członków, co niektórzy rozumieli jako możliwość angażowania ich tylko w formie
społecznej. Nowelizacja wprowadza zapis, że do prowadzenia swych spraw stowarzyszenie
może zatrudniać pracowników, w tym swoich członków. Przepisy dopuszczają
również możliwość otrzymywania przez przedstawicieli zarządu wynagrodzenia za
czynności wykonywane w związku z pełnioną funkcją.
Stowarzyszenie zwykłe – na nowo
Ustawa wprowadza zupełnie nowy
kształt stowarzyszeń zwykłych. Otóż, będą one miały tzw. ułomną osobowość
prawną, co oznacza większe możliwości niż znane nam obecnie stowarzyszenia
zwykłe (bez osobowości prawnej).
Stowarzyszenie zwykłe będzie mogło
we własnym imieniu nabywać prawa do własności, zaciągać zobowiązania, a także pozywać
i być pozywane. Obecnie jeśli stowarzyszenie chce np. wynająć lokal to nie może
tego zrobić, a umowę najmu zawiera na ogół wybrany członek stowarzyszenia jako
osoba prywatna. Stowarzyszenie nie może też przyjąć komputera i zakupić do
niego oprogramowania. Z chwilą zmiany przepisów pojawią się takie możliwości.
Stowarzyszenia zwykłe mogą obecnie pobierać składki, co stanowi właściwie jedyne
źródło finansowania ich działań.
Po zmianach przepisów, źródłem finansowania
działalności stowarzyszenia, oprócz środków ze składek członkowskich, staną się
także darowizny, spadki, zapisy, dochody z majątku stowarzyszenia oraz
ofiarności publicznej. Takie stowarzyszenie będzie mogło zatem zorganizować
zbiórkę publiczną. Niezwykle ważnym nowym rozwiązaniem będzie możliwość
uzyskania dotacji przez stowarzyszenie zwykłe.
Nie zmieni się liczba osób
potrzebnych do ukonstytuowania się stowarzyszenia zwykłego – by je założyć
wystarczą 3 osoby. Po nowelizacji pojawią się jednak wskazania w ustawie, że
stowarzyszenia zwykłe mogą powoływać zarządy i organy kontroli wewnętrznej, co
na chwilą obecną nie jest w przepisach dość precyzyjnie wskazane. Zarząd i
organ kontroli nie będzie obowiązkowy – ich powołanie będzie uzależnione od
decyzji osób tworzących stowarzyszenie. Jeśli jednak stowarzyszenie zwykłe
przewidywać będzie ww. organy, musi to mieć odzwierciedlenie w regulaminie.
1
stycznia 2017 r. wchodzi w życia cała grupa przepisów wprowadzających procedurę
przekształcenia się stowarzyszenia zwykłego w stowarzyszenie rejestrowe. Warto
już teraz się zapoznać z tymi zapisami i spokojnie zaplanować ewentualne tego
typu działania w ramach swojej organizacji.
Ponad 2 lata na zmianę statutów
W terminie 24 miesięcy od dnia
wejścia w życie konkretnych zapisów, czyli do 20 maja 2018 r. stowarzyszenia
mają czas, żeby w pełni dostosować się do nowego kształtu Prawa o
stowarzyszeniach. Dostosowania dotyczą bezpośrednio dwóch grup:
a. stowarzyszeń, które chcą lub muszą
dostosować swoje statuty; b. stowarzyszeń zwykłych, które działały przed
wejściem w życie nowych przepisów.
Warto
jednak zauważyć, że w przypadku stowarzyszenia rejestrowego, które nie prowadzi
jednostek terenowych lub nie przewiduje wynagradzania członków zarządu nie ma właściwie
potrzeby zmiany statutu. Żadne z ponad 70 000 stowarzyszeń rejestrowych nie
zostanie rozwiązane. Stowarzyszenie zwykłe muszą tylko dokonać do 20 maja 2018
r. wpisu do ewidencji stowarzyszeń zwykłych, która ma powstać (mają zatem ponad
2 lata). Tylko w przypadku, jeśli nie zrobią tego w ww. terminie, zostaną z
mocy prawa rozwiązane.
Grupy nieformalne lub organizacje pozarządowe, np. fundacje lub
stowarzyszenia, mają różne możliwości pozyskiwania środków na realizowanie
projektów i lokalnych inicjatyw. Definicji „projektów” jest bardzo wiele,
niemniej jednak na potrzeby niniejszego artykułu możemy umownie określić, iż
będzie to każde przedsięwzięcie, możliwe do wyodrębnienia, mające jednoznacznie
zdefiniowany konkretny i wykonalny cel, posiadające przypisany, wyodrębniony
budżet lub inne zasoby oraz zamknięty harmonogram realizacji (wskazane terminy
„od – do”). Przedsięwzięcie to przyczyniać się będzie do wywołania jakiejś
zmiany jakościowej, zmiany na lepsze.
Poszukiwanie funduszy jest uzależnione od obszaru działalności
organizacji – kluczowe znaczenie bardzo często ma fakt, czy jest to inicjatywa kulturalna,
sportowa czy z zakresu polityki społecznej. Istotne jest również, kto jest jej
odbiorcą – czy działania skierowane są tylko do konkretnej grupy docelowej, np.
seniorów lub dzieci, czy może obu tych grup lub nawet całej społeczności
lokalnej. Jedną z kluczowych kwestii przy pozyskiwaniu środków na realizację
przedsięwzięcia jest forma prawna aplikującego podmiotu, tj. starającego się o
środki. W przypadku grupy nieformalnej o takiej formie prawnej właściwie nie ma
mowy i należy o tym pamiętać przy okazji weryfikacji dokumentacji konkursowej.
Wśród wielu możliwości
pozyskiwania środków do podstawowych należą:
• składki
członkowskie – dot. stowarzyszeń zwykłych i rejestrowanych w Krajowym Rejestrze
Sądowych, organizacji sportowych, komitetów, rad rodziców funkcjonujących w oświacie, początkujących
grup nieformalnych;
• darowizny przeznaczane przez
osoby fizyczne na działania społeczne;
• dotacje ze
środków publicznych oraz granty od organizacji i firm.
Ponadto:
• mechanizm 1% (dot.
organizacji, które mają zarejestrowany status tzw. organizacji pożytku
publicznego)
• dary rzeczowe
• zbiórki publiczne • loterie fantowe, nawiązki
• odpłatna działalność
• sponsoring (działalność
marketingowa)
• pożyczki
• SMS-y charytatywne
Do potencjalnych źródeł finansowania
działalności (projektów) należą:
a) fundusze międzynarodowe, m.in.:
§ Fundusze Unii Europejskiej,
zwłaszcza w ramach programów na lata 2014-2020
§ Międzynarodowy Fundusz
Wyszehradzki
§ Inne, m.in. środki dostępne
poprzez ambasady innych krajów.
b) krajowe i samorządowe środki
publiczne – nie
istnieje jeden zbiorczy portal internetowy czy newsletter, w którym byłyby
publikowane wszystkie informacje dotyczące zlecania realizacji zadań
publicznych z krajowych środków publicznych. Z tego też powodu trzeba zaglądać
na strony poszczególnych urzędów, a przeglądając portale rządowe i samorządowe
najlepiej wejść od razu w tzw. Biuletyn Informacji Publicznej. • budżet państwa poprzez
środki pozostające w dyspozycji biur Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i
ministerstw • budżet państwa poprzez
środki w ramach specjalnych programów rządowych i fundusze agencyjne
• środki będące w dyspozycji
wojewodów (16 urzędów wojewódzkich)
• samorząd terytorialny, tj. z
budżetu samorządu województwa, samorządu powiatu i samorządu gminnego. • fundusze tworzone przez
samorządy, np.: wojewódzki/gminny fundusz ochrony środowiska, gminny program
przeciwdziałania alkoholizmowi, gminny program przeciwdziałania narkomanii
c) granty ze strony firm i
organizacji –
organizacje w ramach społecznej odpowiedzialności biznesu (ang. CSR, Corporate
Social Responsibility) wspierają działania społeczności lokalnej, często w
formie inicjatyw podejmowanych przez grupy nieformalne. Jedną z form
finansowania jest konkurs „Spółdzielnia pomysłów”, dzięki któremu społecznicy
mogą otrzymać finansowanie swoich projektów oddolnych. Poniżej
można znaleźć odnośniki do potencjalnych źródeł finansowania działań społecznych
ze środków publicznych:
Fundusze Unii
Europejskiej, zwłaszcza w ramach programów na lata 2014-2020
Wśród
wielu dostępnych programów w Polsce należy zwrócić uwagę na możliwości
pozyskania środków w ramach kilku programów:
- 16
regionalnych programów operacyjnych (RPO), w tym zwłaszcza na
konkursy na realizację projektów współfinansowanych z Europejskiego Funduszu
Społecznego; - Programu
Operacyjnego Wiedza Edukacja Rozwój (POWER) współfinansowanego
z Europejskiego Funduszu Społecznego – uwagę powinny zwrócić przede wszystkim konkursy
dotyczące aspektów równości szans kobiet i mężczyzn w zakresie godzenia życia
zawodowego z prywatnym; - Programu
Operacyjnego Pomoc Techniczna (POPT) – w mniejszym zakresie,
ale w szczególności w kontekście budowania współpracy pomiędzy administracją a
społecznością lokalną w celu wspólnej realizacji projektów, a także pod kątem monitorowania
funduszy europejskich; - Programu Rozwoju Obszarów
Wiejskich
współfinansowanego z Europejskiego Funduszu Rolnego na rzecz Rozwoju Obszarów
Wiejskich – środki z tego programu w dużej mierze są przeznaczone na wspieranie
lokalnych inicjatyw poprzez tzw. Lokalne Grupy Działania.Więcej
informacji dotyczących funduszy europejskich można znaleźć na stronie: http://www.funduszeeuropejskie.gov.pl. Ponadto
Komisja Europejska przyjęła ponad 20 innych programów unijnych, które
obowiązują na lata 2014-2020.
Prawdopodobnie najbardziej dostępnym dla nowych podmiotów jes Program Erasmus + – http://erasmusplus.org.pl/
• Budżet państwa poprzez
środki w ramach specjalnych programów rządowych i fundusze agencyjne:
- Rządowy Program – Fundusz
Inicjatyw Obywatelskich (Ministerstwo
Pracy i Polityki Społecznej) – http://www.pozytek.gov.pl - Państwowy Fundusz
Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych – http://www.pfron.org.pl - Urząd Ochrony Konkurencji i
Konsumentów – http://www.uokik.gov.pl- Narodowy Fundusz Ochrony
Środowiska i Gospodarki Wodnej – http://www.nfosigw.gov.pl - Państwowa Agencja
Rozwiązywania Problemów Alkoholowych – http://www.parpa.gov.pl
Środki będące w dyspozycji
wojewodów (strony 16 urzędów wojewódzkich)
Samorząd terytorialny:
–
z budżetu samorządu województwa – środki będące w
dyspozycji urzędów marszałkowskich i ich jednostek podległych, w tym
regionalnych ośrodków polityki społecznej, wojewódzkich urzędów pracy;–
z budżetu powiatu – środki będące w dyspozycji
starostw powiatowych i ich jednostek, m.in. poradni psychologiczno-pedagogicznych,
powiatowych centrów pomocy rodzinie, powiatowych urzędów pracy;–
z budżetu gminy – środki będące w dyspozycji prezydenta
miasta (wójta/burmistrza) w obszarach będących zadaniami gminy, a w przypadku
miast na prawach powiatu także z zakresu powiatu;
Fundusze tworzone przez
samorządy, np.:
–
wojewódzki/gminny fundusz ochrony środowiska
–
gminny program przeciwdziałania alkoholizmowi
–
gminny program przeciwdziałania narkomanii
W lokalnych społecznościach jest wielu mieszkańców, którzy chcą działać,
ale ograniczają ich w tym formalności i
procedury. Sprawiają, że motywacja, ochota i pasja słabną. Czy można realizować
przedsięwzięcie, zanim założy się organizację? Jeśli pomysł nie spotka się ze
społecznym zapotrzebowaniem, to czy jest sens się formalizować? Początkowo może
być zdecydowanie za mało chętnych, aby utworzyć stowarzyszenie rejestrowane i
warto najpierw sprawdzić się w działaniu.
W ostatnim czasie pojawiły się różne możliwości pozyskania funduszy na
lokalne inicjatywy podejmowane przez tzw. grupy nieformalne, tj. osoby, które
dopiero organizują swoją działalność na wybranym terenie (np. osiedla, gminy),
w związku z określonym tematem (np. ochrony środowiska) lub dla wybranej grupy
docelowej (np. dla dzieci, seniorów lub studentów). Jedną z nich jest konkurs
„Spółdzielnia pomysłów” SGB-Banku, który daje wsparcie m.in. organizacjom
nieformalnym. Pozwala zorganizować się wokół wspólnej idei i wcielić
ją w życie. Wzięcie w nim udziału jest okazją, by sprawdzić się w działaniu.
Tak, aby z czasem nasza grupa mogła zorganizować się np. pod szyldem
stowarzyszenia czy fundacji. Zrealizowanie wspólnego projektu ze środków pozyskanych
w ramach tego typu konkursu to rodzaj testu dla członków grupy nieformalnej.
Pozwala na sprawdzenie jakości współpracy, zaangażowania i determinacji
poszczególnych osób na rzecz osiągania wspólnych celów.
Obok działań w ramach konkursu, grupy nieformalne mają także inne
możliwości współpracy. Są one możliwe w sytuacji, gdy jedna osoba (lider) weźmie
na siebie ciężar odpowiedzialności i zarejestruje działalność gospodarczą
zgodną z obszarem działalności grupy. W praktyce jednak takie rozwiązania nie
są trwałe i w dłuższej perspektywie mogą doprowadzić do rozpadu grupy w wyniku
konfliktu interesów. Jedną z ciekawszych możliwości współpracy w ramach grup nieformalnych jest skorzystanie z inkubatora
działalności (głównie w dużych miastach) oraz tzw. „parasola” udzielanego przez
doświadczoną organizację (fundację, stowarzyszenie), która zgodnie ze statutem
zajmuje się wspieraniem grup nieformalnych lub lokalnych inicjatyw. Na potrzeby
realizacji konkretnego przedsięwzięcia przez grupę nieformalną zawierane jest porozumienie
pomiędzy jej przedstawicielem a
organizacją „parasolem”. Wspomaga ona początkujących społeczników w
zawieraniu umów (posiada osobowość prawną), użycza konta pomocniczego, które
pozwala na pobieranie opłat, odprowadza niezbędne narzuty od umów
cywilno-prawnych, zapewnia zaplecze administracyjno-biurowe, a także wspomaga w
rozliczeniu środków. Obowiązkiem organizacji parasolowej jest właściwe
zaksięgowanie kosztów. Na mocy porozumienia może ona udzielić pełnomocnictwa przedstawicielowi
grupy do zaciągania zobowiązań na odrębnie ustalonych zasadach, a także
upoważnić do zatwierdzania wykonania prac lub odbioru zleceń. Porozumienie
można zawrzeć na potrzeby pozyskania grantu, dotacji w ramach otwartego
konkursu ofert (np. ogłoszonego przez samorząd gminny) lub zrealizowania odpłatnej
działalności statutowej. Przykład: grupa nieformalna
rodziców chce zorganizować festyn dziecięcy w budynku należącym do ośrodka
kultury. Udział w nim ma być odpłatny, a wstęp każdego dziecka ma kosztować 10
zł, co pozwoli pokryć koszty organizacyjne, tj. ozdobienia sali, przygotowanie
i wydruk plakatów, pokrycie honorarium zaproszonych artystów, zakupy materiałów
plastycznych oraz upominków dla dzieci. Przedstawiciel grupy nieformalnej
zawarł porozumienie z organizacją „parasolową”, w którym określono, że
zainteresowani rodzice będą wpłacać kwotę 10 zł na konto organizacji
parasolowej z tytułem wpłaty „festyn dziecięcy”, a całość środków zostanie
przeznaczona na koszty organizacji festynu z zastrzeżeniem pokrycia kosztów
prowadzenia rachunku bankowego i księgowości organizacji parasolowej. Ponadto
przedstawiciel grupy nieformalnej został upoważniony do zawarcia umowy z
ośrodkiem kultury na nieodpłatne skorzystanie z sali widowiskowej. Grupa
nieformalna zorganizowała festyn dla ponad 150 dzieci, pozyskała od dodatkowych
mecenasów upominki dla dzieci, które rozdano podczas festynu, a za zgromadzone
środki na koncie organizacji parasolowej pokryła wszystkie wcześniej wymienione
koszty oraz dodatkowo wykupiła polisę NNW oraz OC organizatorów, o czym nie
pomyśleli w początkowej fazie organizacji przedstawiciele grupy nieformalnej
rodziców. Na potrzeby poniesionych kosztów po stronie organizacji„parasolowej,
tj. w celu właściwego rozliczenia środków (w tym dokumentacji oraz księgowości)
wygospodarowano 120 zł z zebranych środków.
Przedstawione możliwości prowadzenia
aktywności przez grupy nieformalne w lokalnych społecznościach sprawiają, że motywacja
do działania na rzecz małej ojczyzny się utrzymuje, a wręcz wzrasta. Grupy
niemające osobowości prawnej zyskują szansę na działanie z dopilnowaniem
wszelkich formalności. Zorganizowanie się i
współpraca, pomimo braku przynależności do stowarzyszenia czy fundacji, jest
ważne zwłaszcza w początkowej fazie działalności. Pozytywny efekt współpracy ma
bowiem szansę przekonać kolejne osoby, które w przyszłości być może
zechcą razem założyć stowarzyszenie. Powyższe rozwiązania na chwilę
obecną są ciekawe dla tzw. „trójek klasowych” czyli rodziców aktywnych w
szkołach i przedszkolach, a także dla stowarzyszeń zwykłych,
których forma na chwilę obecną jest mocno ograniczona.
Debata dotycząca celów edukacji wydaje się nie mieć końca. W ostatnim czasie zadawane są pytania o to, czy młodzi ludzie powinni być głównie przygotowywani do wejścia na rynek pracy, czy też celem edukacji powinien być rozwój społeczny, kulturowy i intelektualny, w taki sposób, aby młodzi ludzie stawali się aktywnymi obywatelami. We współczesnej edukacji dąży się do zachowania równowagi między tymi dwoma orientacjami.
Co to jest edukacja obywatelska? Celem edukacji obywatelskiej jest kształtowanie – już od najmłodszych lat – świadomości obywatelskiej, dzięki której ludzie będą mogli podejmować dojrzałe decyzje społeczne. Rozwój kompetencji społecznych jest niezwykle istotny w edukacji obywatelskiej, bowiem ułatwiają one życie w społeczeństwie i współpracę w grupie. Wyposażenie młodych ludzi w te umiejętności pozwala im na rozumienie otoczenia, w którym żyją, stawianie diagnoz, reagowanie i wyciąganie wniosków. Już od najmłodszych lat zaleca się promowanie aktywności obywatelskiej jako kluczowego elementu edukacji np. poprzez dyskusje, demokratyczne wybory czy wspólne podejmowanie decyzji. Takie podejście sprawia, że młodzi obywatele w przyszłości mają szansę stać się dojrzałymi obywatelami, którzy będą mogli podjąć działania na rzecz społeczności lokalnej np. zorganizować zbiórkę pieniędzy lub rzeczy materialnych, zbierać podpisy pod ważną akcją społeczną i posiądą wiedzę, do jakiego organu państwa lub samorządu mają się zwrócić, aby rozwiązać problem.
Zastanówmy się jednak nad tym, jaki jest cel edukacji obywatelskiej? Czy kształcenie świadomych obywateli jest konieczne? Okazuje się, że im bardziej wykształcone społeczeństwo, tym bardziej jego członkowie angażują się w sprawy społeczne, polityczne, gospodarcze, a także w wolontariat oraz działania charytatywne. Ponadto, świadomi i krytycznie myślący obywatele są w stanie zapewnić sprawiedliwość społeczną. Dojrzali obywatele są filarem społeczeństwa obywatelskiego. Innymi słowy – potrafią przeciwdziałać społecznemu wykluczeniu, a także bronić praw człowieka. Ma to duże znaczenie również dla działań oddolnych – dzięki edukacji obywatelskiej społecznik zna prawa i swobody obywatelskie, pomaga je chronić i respektować. Grupa społeczników może zorganizować spółdzielnię pracy, w której będzie zatrudniała byłych więźniów czy osoby bezdomne – takie działania, niewątpliwie prowadzą do przeciwdziałania wykluczaniu społecznemu.
Współcześnie w edukacji obywatelskiej akcentuje się respektowanie praw wszystkich obywateli (a tym samym praw człowieka), niezależnie od ich pochodzenia narodowego, etnicznego, rasowego. Edukacja obywatelska, zdaniem wielu badaczy, powinna czerpać z edukacji wielokulturowej, być nastawiona na dialog i wzajemne rozumienie kultur, bez marginalizacji czy stygmatyzacji którejkolwiek z nich. W edukacji obywatelskiej kładzie się nacisk na przeciwdziałania wszelkim formom niesprawiedliwości społecznej, rasizmowi oraz ksenofobii. Ponadto zwraca się uwagę na potrzebę równego traktowania osób niepełnosprawnych oraz przeciwdziałania ableizmowi (postrzeganie niepełnosprawności jako czegoś negatywnego i stygmatyzacja osób niepełnosprawnych). Społecznicy mogą zatem organizować różnego rodzaju akcje mające na celu zbliżanie kategorii ‘innego’. Można na przykład organizować spotkania międzykulturowe i zapraszać na nie społeczność lokalną. A osoby narażone na wykluczenie zachęcać do angażowania się w różne inicjatywy społeczne. Cele edukacji obywatelskiej są również ukierunkowane na kształtowanie postaw obywatelskich (np. udział w wyborach), na zwiększenie aktywności społecznej (np. poprzez angażowanie się w sprawy społeczności lokalnej) oraz na rozwijanie umiejętność krytycznego myślenia (np. poprzez umiejętność wyciągania wniosków, korzystając z różnych materiałów źródłowych).
Co to jest obywatelstwo? W literaturze przedmiotu stawiane są pytania również o to, czym jest obywatelstwo. Kiedy zadajemy pytanie: „jakie posiadasz obywatelstwo?”, odpowiedź przychodzi łatwo i szybko. Jednak gdy zapytamy, co to znaczy być obywatelem, odpowiedź wydaje się już bardziej złożona. To pierwsze pytanie związane jest ze statusem, legitymizacją i odnosi się do formalnej przynależności do danego państwa narodowego (np. dokumentowane posiadaniem paszportu lub dowodu osobistego). Natomiast drugie pytanie jest bardziej skomplikowane, gdyż łączy się poczuciem przynależności i chęcią podjęcia określonych działań na rzecz danej wspólnoty. Dlatego tak istotne jest budowanie poczucia przynależności do określonej społeczności, co przekłada się na integrację społeczną i gotowość do podejmowania określonych działań.
Jakie znaczenie odgrywa szkoła w edukacji obywatelskiej? Istotną rolę w procesie edukacji obywatelskiej przypisuje się systemowi oświaty, a szkoły są postrzegane jako ważny element społeczności lokalnej. To właśnie w ramach ich działań podejmowane są inicjatywy, które kształtują postawy obywatelskie. To w nich winno się prowadzić dyskusję na temat ważnych i aktualnych problemów społecznych i wspierać uczniów w podejmowanych przez nich decyzjach. Jeśli szkoły będą mobilizowały do społecznego zaangażowania, wówczas istnieje szansa na większą integrację społeczną oraz wzrost kapitału społecznego. Ważne jest również podejmowanie współpracy między sektorem organizacji pozarządowych a szkołami, dzięki czemu uczniowie mają okazję do brania udziału w tzw. ‘lekcjach na żywo’. Na zakończenie warto zauważyć, jak istotne w procesie edukacji obywatelskiej jest rozwijanie zdolności krytycznego myślenia. Ta umiejętność pozwala na zrozumienie złożoności, różnorodności oraz niepewności występujących we współczesnym świecie. Chodzi zatem o takie podejście do edukacji obywatelskiej, w którym nie tylko wiedza jest ważna, ale przede wszystkim kształtowanie postaw, które pozwolą na rozumienie i funkcjonowanie we współczesnym świecie. Odkąd prawo do nauki stało się powszechne dla wszystkich obywateli, edukacja obywatelska powinna być integralną częścią współczesnego systemu oświatowego. Tak, aby dzieci były w przyszłości nie tylko dobrze wykształconymi specjalistami, ale także świadomymi, empatycznymi i krytycznie myślącymi obywatelami gotowymi na społeczne zaangażowanie i zmienianie otoczenia, w którym żyją.
Wyobraźmy sobie dwie miejscowości (A i B) znajdujące się w niewielkiej
odległości od siebie. Miejscowość A jest bardzo zadbana, ulice są czyste,
ogródki przydomowe wypielęgnowane, na klombach rosną kwiaty, młodsze dzieci
bawią się na placu zabaw, a starsze grają w piłkę na boisku przyszkolnym.
Bezrobocie jest na niskim poziomie, niewiele osób korzysta z pomocy opieki
społecznej, mieszkańcy pomagają sobie nawzajem,
są zadowoleni z życia, organizują liczne
wydarzenia i atrakcje w swoim mieście. Uczniowie z miejscowych szkół osiągają bardzo dobre
wyniki w nauce. Z kolei w miejscowości B poziom dochodów mieszkańców jest bardzo niski,
większość żyje z zasiłków, ulice są zaniedbane, domostwa również, tu i ówdzie
biegają bezpańskie psy, dzieci nie mają placu zabaw, bo został zdemolowany
przez lokalnych chuliganów. Duża część mieszkańców gromadzi się przed sklepem,
w którym można zakupić alkohol i spożyć
go na miejscu. Awantury, rozboje oraz różne przejawy przemocy są na porządku
dziennym. Miejscowe szkoły nie cieszą
się dobrą reputacją. Ludzie są podejrzliwi, szczególnie wobec obcych i
deklarują niezadowolenie ze swej sytuacji życiowej. Miejscowość A jest przyjemnym miejscem do życia, podczas gdy B daleka
jest od ideału. Dlaczego tak się dzieje? Zapewne znajdziemy wiele różnych
wyjaśnień i teorii, ale ja chciałbym zwrócić uwagę na znaczenie kapitału społecznego w budowaniu
społeczeństwa obywatelskiego, a tym samym społecznego angażowania się. Już od starożytności, myśliciele, filozofowie, a później
socjologowie, zastanawiali się co sprawia, że ludzie się jednoczą i podejmują
wspólne działania. Odpowiedzi na przestrzeni lat było wiele – zainteresowanych
odsyłam chociażby do jednego z ojców socjologii Emila Durkheima. Najprościej
rzecz ujmując, kapitał społeczny to sieć powiązań i relacji, norm i sankcji
oraz umiejętności współpracy z innymi, a także wzajemnego zaufania jednostek. Nie
będzie zaskoczeniem stwierdzenie, że
poziom wykształcenia społeczeństwa wpływa na budowanie więzi społecznych,
status materialny, zadowolenie z życia oraz możliwości samorealizacji
(dowiedziono tego w licznych badaniach socjologicznych). Z tej perspektywy duże
znaczenie należy przypisać edukacji – zarówno tej formalnej jak i nieformalnej. Wiele możemy się dowiedzieć o znaczeniu kapitału społecznego od
amerykańskiego socjologa Roberta Putnama. Według niego, im wyższy kapitał
społeczny, tym lepiej radzimy sobie z codziennymi wyzwaniami i łatwiej
rozwiązujemy problemy. Jesteśmy również bardziej tolerancyjni, empatyczni i
chętni do niesienia pomocy. Tam, gdzie
kapitał społeczny jest wysoki, ludzie ufają sobie nawzajem, a co za tym idzie,
dana społeczność rozwija się lepiej, zarówno pod względem ekonomicznym, jak i
społecznym. Warto odwołać się do Francisa Fukuyamy, który zauważył, że zarówno
w Japonii jak i Stanach Zjednoczonych obserwuje się wysoki poziom zaufania
wobec nieznajomych. Wysunął on wniosek, że wysoki poziom ekonomiczny tych dwóch
państw jest silnie powiązany z wysokim stopniem zaufania społecznego. Na poparcie
swojej tezy przywołał kraje, które są słabo rozwinięte gospodarczo. W parze z
niskim poziomem życia, idą tam problemy wynikające z niewystarczającego
zaufania społecznego. Z czym jest skorelowany poziom kapitału społecznego?
Przyjmuje się, że zależy on od domu rodzinnego, w którym wychowywana była
jednostka, od społeczności lokalnej i od poziomu edukacji. Putnam dowiódł w
swych badaniach, że im wyższy poziom wykształcenia, tym większe zaangażowanie w
sprawy polityczne oraz społeczne. I odwrotnie – im wyższy kapitał
społeczny rodziców, tym lepsze osiągnięcia edukacyjne dzieci. Według danych z 2006 roku 23% amerykańskich studentów
college’ów oraz 28% absolwentów było aktywnymi członkami różnych organizacji. Absolwenci
studiów wyższych wykazują większe społeczne i polityczne zaangażowanie oraz
biorą udział w wyborach w odróżnieniu od tych, którzy nie
byli członkami społeczności akademickiej. Do zbliżonych wniosków doszli autorzy polskich
badań, m.in. zamieszczonych w raporcie „Aktywność społeczna Polaków – poziom
zaangażowania i motywacje” (link: http://erw2011.gov.pl/static/upload/komunikat-1.pdf.), z którego wynika, że w sprawy społeczne
angażują się osoby lepiej wykształcone, sytuowane, w wieku reprodukcyjnym oraz
mieszkające w dużych miastach. W naszym kraju – według dostępnych badań i
raportów – kapitał społeczny jest niski, co z kolei wpływa na małe zaufanie obywateli względem siebie. I choć liczba oddolnych akcji oraz
inicjatyw społecznych rośnie, to wciąż jest ona niewystarczająca i niższa niż w
wysoko rozwiniętych społeczeństwach zachodnich. Dlatego niezwykle ważne jest organizowania
i wspierania tych projektów, bo tylko w ten sposób możemy przyczynić się do
budowania kapitału społecznego. W naszym
społeczeństwie budzi się potrzeba aktywnego działania na rzecz innych oraz
otoczenia, w którym żyjemy. Ludzie, wchodząc ze sobą w interakcje podczas
realizacji wspólnych inicjatyw, budują więzi w lokalnych społecznościach, a
także pokazują, że poświęcanie swojego czasu innym przynosi wymierne efekty.
Bibliografia:
Fukuyama F., Zaufanie. Kapitał
społeczny a droga do dobrobytu, Wydwnictwo Naukowe PWN. Lopez
M. H., Kiesa A., What we know about civic
engagement among college students, [w:] Civic
engagement in higher education. Concepts and practices, red. B. Jacoby and
Associates, Jossey-Bass, San Francisco 2009. Putnam R. D., Bowling
alone. The collapse and revival of American community, Simon&Scuster
Paperbacks, New York 2000.Aktywność społeczna Polaków – poziom zaangażowania i
motywacje – raport z badań,
Maj 2011, adres internetowy: http://erw2011.gov.pl/static/upload/komunikat-1.pdf.
Bank Spółdzielczy w Czarnkowie jest
przykładem tego, jak instytucja finansowa może angażować się we wsparcie środowiska
lokalnego i co może zrobić dla jego dobra. Współpraca ze spółdzielniami
socjalnymi „Słoneczko” i „Równe Szanse” to naturalny krok dla banku, który sam
jest spółdzielnią. Jednak wspieranie ich w mądry sposób, to już sztuka, której
można się od niego uczyć.
Misja
społeczna Zarówno spółdzielnia socjalna, jak i bank
spółdzielczy są podmiotami ekonomii społecznej, czyli instytucjami, które – oprócz celu komercyjnego w postaci
osiągania zysku – realizują
społecznie użyteczne zadania i działają aktywnie na rzecz podnoszenia jakości
życia w regionie. Spółdzielnie socjalne często zakładane są po to, aby
zintegrować zawodowo i społecznie ludzi, którym grozi wykluczenie. Najczęściej
są to osoby bezrobotne, niepełnosprawne, uzależnione od substancji
psychoaktywnych po przebytej terapii, borykające się z zaburzeniami
psychicznymi czy problemem bezdomności, a także opuszczające zakłady karne.
Dzięki aktywności w spółdzielni socjalnej, mają szansę funkcjonować na rynku
pracy i zyskać niezależność finansową. A przede wszystkim – uwierzyć we własne
możliwości i powtórnie odkryć swój potencjał. Bycie aktywnym i twórczym to
dla nich nieodłączny element terapii. Praca staje się swego rodzaju kotwicą,
pozwalającą zapobiegać powrotom do dawnego stylu życia lub utrzymywać stabilne
poczucie wartości u osób borykających się z chorobą.
Równe
Szanse Spółdzielnia Socjalna „Równe Szanse” w
Gajewie jest przykładem takiej działalności społecznej. Założona została w 2013
roku przez Stowarzyszenie Osób Psychicznie Chorych i Niepełnosprawnych
Intelektualnie „Empatia” z Trzcianki oraz gminę Czarnków. Ich pomysłem na
biznes okazała produkcja ceramiki. Trzeba przyznać, że portfolio produktowe
Spółdzielni jest bardzo bogate. Można tam zamówić zarówno biskwitowe figurki,
jak i polakierowane – między innymi świeczniki, aniołki, zwierzątka,
świnki-skarbonki. Jest również specjalna oferta bożonarodzeniowa. Wyroby
wykonywane są w profesjonalnym warsztacie, dopracowane w najdrobniejszym
szczególe, a systematyczne poszerzanie oferty świadczy jedynie o tym, że
spółdzielnia naprawdę odnosi sukcesy.
U
podstaw leży przedsiębiorczość Bank Spółdzielczy w Czarnkowie rozpoczął
współpracę ze Spółdzielnią Socjalną „Równe Szanse” w 2014 roku. Jednak już
wcześniej aktywnie wspierał inne ośrodki ekonomii społecznej w regionie na mocy
„Porozumienia na rzecz współpracy i rozwoju społecznej
gospodarki rynkowej w mieście i gminie Czarnków”. Sygnatariuszami porozumienia
były instytucje chcące wspierać osoby mające trudność z odnalezieniem się na
rynku pracy. Jedną z form pomocy udzielonych przez Bank Spółdzielczy w
Czarnkowie było nieodpłatne uruchomienie i prowadzenie rachunku bankowego dla
Spółdzielni Socjalnej „Słoneczko”.
Bodźcem do zawiązania się współpracy ze
Spółdzielnią Socjalną „Równe Szanse” była… świnka-skarbonka, którą
przedstawiciele Banku zobaczyli na jednym z lokalnych jarmarków. Produkt, który
wyszedł z warsztatu ceramicznego Spółdzielni „Równe Szanse” doskonale
nawiązywał do finansów i korespondował z – promowaną przez Bank – ideą oszczędzania. Zapadła więc
decyzja o
zainicjowaniu dużego zamówienia dla Banków Spółdzielczych należących do
Spółdzielczej Grupy Bankowej. Spółdzielnia do zamówienia podeszła indywidualnie
i z dużym zaangażowaniem. Świnki-skarbonki oznakowane bankowymi logotypami
zmieniły się w upominek reklamowy.
-
Organizując tego typu wsparcie, Bank Spółdzielczy w Czarnkowie chciał przede
wszystkim, by osoby pracujące w Spółdzielni „Równe Szanse” dostrzegły, że
istnieje rynek zbytu na ich produkty. W imię zasady, że lepiej dać komuś wędkę
niż rybę, podjęliśmy decyzję o złożeniu realnego zlecenia, które było
alternatywą wobec wręczania darowizny. Wszystko po to, by wzbudzić chęć do
kontynuowania działań i rozwoju. – tłumaczy Irena Kubiś, przedstawiciel
Banku.
Współpraca okazała się też szansą na
dodatkową promocję spółdzielczych wyrobów. Oprócz zamówień z ramienia
Banku, do Spółdzielni zaczęły spływać zlecenia od osób prywatnych zachwyconych
pomysłowością i jakością produktów. Pracownicy Banku Spółdzielczego w
Czarnkowie, myśląc o prezentach świątecznych czy innych okolicznościowych
upominkach dla swoich bliskich, często sięgają do oferty Spółdzielni Socjalnej
„Równe Szanse”. Zlecenie na świnki-skarbonki było nie tylko zastrzykiem
finansowym dla Spółdzielni, ale przede wszystkim motywatorem do dalszej pracy.
Bank Spółdzielczy w Czarnkowie nie tylko
aktywnie wspiera podmioty ekonomii społecznej, ale także szerzy dobre praktyki
w regionie. O swojej współpracy ze Spółdzielnią Socjalną „Równe
Szanse” opowiada podczas cyklicznych spotkań w Centrum Ekonomii Społecznej. W
czasie ich trwania spółdzielnie socjalne oraz osoby zainteresowane założeniem
takiej działalności mogą uzyskać porady prawne, księgowe, marketingowe. To
także sposób na zintegrowanie środowiska i przybliżenie
pozytywnych przykładów przedsiębiorczości, do których bez wątpienia należy
Spółdzielnia Socjalna „Równe Szanse” w Gajewie.
Odpowiedź na pytanie,
czym jest społeczeństwo obywatelskie nie jest jednoznaczna. Trudno bowiem
zdefiniować, czym ono jest, chociaż wiele osób podejmowało się tego trudu. Stanowi
ono zmienną i dynamiczną konstrukcję społeczną. A zatem trzeba przyjąć, że ilu
autorów, tyle definicji. Najprościej rzecz ujmując: społeczeństwo obywatelskie
charakteryzuje się zdolnością do samoorganizacji i podejmowania oddolnych
działań, bez potrzeby udziału instytucji państwowej. A zatem –
jeśli na drodze dojazdowej do naszego domu powstała wyrwa, która utrudnia nam przejazd
– w
ramach społeczeństwa obywatelskiego oraz istniejącego prawa, podejmujemy
działania mające na celu naprawienie szkody. Nie zawsze chodzi o to, by samodzielnie
łatać dziurę, ale o to, by dać sygnał odpowiednim władzom, że sytuacja wymaga
interwencji. Innymi słowy – jako członkowie
społeczności lokalnej – nie czekamy z założonymi rękami, aż urzędnicy
zajmą się naszą sprawą, ale działamy wspólnymi siłami, by dokonać realnej
zmiany w swoim otoczeniu.
Społeczeństwo
obywatelskie to swego rodzaju ekosystem, który tworzą jednostki, lokalne
społeczności, organizacje pozarządowe (formalne i nieformalne), ruchy społeczne
i religijne, związki zawodowe, przedsiębiorcy ekonomii społecznej, różnego
rodzaju spółdzielnie. Warto zauważyć, że ze społeczeństwem obywatelskim mamy do
czynienia już wtedy, gdy ludzie podejmują dobrowolnie określone działania na
rzecz istotnej społecznie sprawy.
Zadaniem
społeczeństwa obywatelskiego jest wprowadzenie korzystnych zmian z punktu
widzenia interesu społecznego, a jedną z jego cech jest poczucie
odpowiedzialności za wspólne dobro. Duże znaczenie w jego utrzymaniu i rozwoju
ma tzw. trzeci sektor, czyli organizacje pozarządowe, ale również grupy
nieformalne działające w świecie rzeczywistym i wirtualnym. Trzeba koniecznie
uwypuklić fakt, że na skutek gwałtownych przemian w świecie technologii, społeczeństwo
obywatelskie działa, rozwija się i umacnia za pośrednictwem Internetu. Aktorzy
społeczeństwa obywatelskiego mogą zatem opuścić swoją lokalność i z powodzeniem
komunikować swój przekaz milionom odbiorców na całym świecie. Dzięki działaniu
w sieci, mała grupa ludzi może zmobilizować wiele osób do podjęcia
natychmiastowych działań lub zwrócić uwagę na ważny problem społeczny. Społeczeństwo
obywatelskie działa na różnych poziomach, a jego członkowie angażują się w
wiele różnych kwestii, wymagających rozwiązania, zmiany czy też naprawy. Rola
społeczeństwa obywatelskiego zmieniła się w ostatnim czasie. Jego członkowie
stają się animatorami, społecznikami, usługodawcami. Wzrasta też znaczenie
sektora prywatnego w tworzeniu społeczeństwa obywatelskiego. Niektórzy
twierdzą, że ma to ogromne znaczenie dla budowania społecznego kapitału. Według
dotychczasowego paradygmatu, społeczeństwo obywatelskie było postrzegane jako
oddzielny sektor w stosunku do rządu i sektora prywatnego. Dziś te trzy
podmioty wchodzą ze sobą w silne interakcje, tworząc koalicje i budując
partnerstwo. Interesującym jest
fakt, że w ostatnich kilku dekadach do dynamicznego rozwoju społeczeństwa
obywatelskiego przyczyniły się zmiany geopolityczne (Europa i Północna Ameryka
nie są jedynymi potęgami polityczno-ekonomicznymi) oraz rozwój nowoczesnych
technologii. W związku z tym na całym świecie powstały liczne organizacje i
sieci pozarządowe o zasięgu globalnym (w 1990 roku odnotowano 6 500 organizacji
pozarządowych, w 2006 – ponad 50 000, a w 2013 – 65
000[1]). Dane
te wskazują, że mamy do czynienia z powstawaniem globalnego społeczeństwa
obywatelskiego.
Na koniec warto zadać
pytanie o rolę i znaczenie społeczeństwa obywatelskiego. J. A Scholte wyróżnił
cztery kategorie jego oddziaływań:
–oddziaływanie na język i ekspresję społeczną –
społeczeństwo obywatelskie tworzy różnego rodzaju hasła czy slogany, które
powiązane są z ważną społecznie sprawą
np. „stop terrorism and extremism”
czy też „więcejżłobków i przedszkoli”; –oddziaływanie na procesy instytucjonalne –
wpływ na działanie organizacji rządowych czy międzynarodowych poprzez budowanie
relacji partnerskich i udział aktorów społeczeństwa obywatelskiego w procesie
podejmowania decyzji. Dzięki temu oddziaływaniu, zwiększono przejrzystość
funkcjonowania wielu instytucji; –oddziaływanie na politykę – wiele
działań społeczeństwa obywatelskiego dało impuls, rozwinęło czy zablokowało
pewne działania polityczne, a także przyczyniło się do powstania nowych,
międzynarodowych instytucji. Głos obywateli jest brany pod uwagę w takich
kwestiach jak ochrona środowiska naturalnego, prawa człowieka, redukcja
bezrobocia, etc.; –oddziaływanie na strukturę społeczeństwa –
badania i praktyka społeczna potwierdzają, że społeczeństwo obywatelskie
wzmocniło autonomię ponadnarodowych instytucji i wprowadziło społeczeństwo
obywatelskie na poziom działalności globalnej.
Społeczeństwo obywatelskie jest fundamentem państwa demokratycznego, to
jego członkowie mają wpływ na wybór władz rządowych i samorządowych oraz na
późniejszą kontrolę i ocenę ich działań, jak również na proces podejmowania decyzji.
[1] Dane wg. Yearbook of International
Organizations
Termin “projekt” zyskał w ciągu ostatnich kilku lat niezwykłą
popularność. Dziś, mówiąc o projekcie, możemy mieć na myśli nie tylko działania
z pogranicza administracji, biznesu i sektora pozarządowego, ale również
indywidualne i prywatne czynności, które nastawione są na konkretne
oddziaływanie związane ze zmianą naszego życia, statusu czy codziennych przyzwyczajeń.
Mówiąc o inicjatywach społecznych, warto zauważyć, że współpraca ze
społecznościami lokalnymi opiera się w dużej mierze na horyzontalnym
planowaniu, w którym najskuteczniejsze i najbardziej przydatne będzie myślenie projektowe.
Dlaczego warto myśleć
projektowo?
Myślenie
projektowe jest niezwykle przydatne w pracy ze społecznościami lokalnymi, ponieważ
pozwala nam przełożyć pomysły na działania, na problemy odpowiedzieć
rozwiązaniami. Duże organizacje czy instytucje wykorzystują tę formę lub jej
elementy w codziennej pracy. Warto również pomyśleć tymi kategoriami, będąc
mała inicjatywą, organizacją czy grupą nieformalną. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego,
że ta forma działania pozwala odpowiedzieć nam na podstawowe pytania - jaki
jest problem w społeczności, który chcemy rozwiązać? Jakimi sposobami chcemy to
zrobić? Ile czasu na to potrzebujemy i kiedy będą widoczne efekty naszych
działań? Po co to robimy, jakie będą rezultaty naszych oddziaływań? Jak
zaangażować społeczność do wspólnego działania? Dzięki takiej operacjonalizacji
działań, nasze pomysły stają się nie tylko przejrzyste i nabierają sensu.
Poprzez takie formułowanie problemów ważnych dla społeczności, nasi potencjalni
grantodawcy, sponsorzy oraz wspierający klarownie zobaczą co, jak, kiedy chcemy
zrobić i jaki efekt osiągniemy, nie tylko my, ale również społeczność, na rzecz
której działamy.
Ramy myślenia projektowego
Przy planowaniu
działań warto każdorazowo uwzględniać podstawowe elementy, które są obecne w
projektach niezależnie od ich wartości finansowej i skali oddziaływania. Do
takich elementów zaliczają się: 1. Wizja projektu – krótko sformułowana, opisana wizja projektu jest rodzajem memorandum,
które pozwala uzyskać odpowiedź na pytanie - “na czym będzie polegać nasz
projekt?”. Na tym etapie powinniśmy wiedzieć, na jakie potrzeby odpowiada nasze
działanie i jakie problemy rozwiązuje. 2. Harmonogram – musimy wiedzieć, ile czasu
potrzebujemy na dokonanie planowanych zmian. Warto jasno określić, co kiedy się
wydarzy, jak dużo czasu przewidujemy na wykonanie poszczególnych czynności. Harmonogram
poszczególnych działań musi odnosić się do całości realizacji projektu – pamiętajmy
również o tym, żeby w ramach naszych działań nie przewidywać zbyt wielu
elementów, których później nie uda nam się zrealizować, kierujmy się zasadą „mierz
siły na zamiary”. 3. Wskaźniki – nie
ma działań bez efektów. Zadbajmy o to, aby jasno i klarownie przedstawić
grantodawcy/sponsorowi, jakie będą efekty naszego działania – co zyska, dzięki
naszemu działaniu społeczność, co się w niej zmieni i w jakiej mierze przyczyni
się do tego projekt. Warto pamiętać również o tym, aby wskazać, jak otrzymane
środki/materiały rzeczowe wpłyną na społeczność lokalną.
4. Budżet –
musimy wiedzieć, ile środków potrzebujemy na realizację całego działania i jego
poszczególnych etapów. Kosztorys powinien uwzględniać realne potrzeby oraz być
dopasowany do lokalnych cen. Budżet jest jednym z najważniejszych elementów,
któremu przyglądają się oceniający nasz projekt lub działania, dlatego należy
unikać niepotrzebnego wydawania środków i rozrzutności.
5. Oddziaływanie – największą wartością każdego projektu jest jego długofalowe
oddziaływanie na społeczność lokalną. Warto od samego początku planować realny
efekt naszych działań. Pamiętajmy jednak, aby nie przesadzać i starać się
opisać realne i przewidywane oddziaływanie, a nie wymyślone wskaźniki, które
będą trudne do realizacji.
Zachęcam
do korzystania z tego rodzaju myślenia. Współpracując z wieloma zespołami,
które często miały ciekawe i wartościowe pomysły, zauważałem, że brakuje im
struktury, ramy, która może nadać kierunek działaniom. Zachęcałem wówczas do
korzystania z myślenia projektowego, które pozwala uniknąć wielu pułapek i
udzielić odpowiedzi na szereg pytań i niejasności.
Rewitalizacja oraz gentryfikacja to dwa typy działań, w które
bezpośrednio lub pośrednio są zaangażowani miejscy społecznicy, działacze
i aktywiści. O ile ten pierwszy termin jest powszechnie znany, o tyle drugi nie
dla wszystkich jest jasny. Najprościej rzecz ujmując, rewitalizacja to zespół działań, mających na celu korzystne
przekształcenie obszaru miejskiego, które wymaga odnowienia z przyczyn ekonomicznych
i/lub społecznych. Natomiast gentryfikacja
to zmiana charakteru fragmentu miasta. Termin ten wywodzi się od angielskiego
słowa gentry (szlachta) i po raz
pierwszy został użyty przez socjolog Ruth Glass. Opisała ona przemiany
dokonujące się w londyńskiej dzielnicy Islington, która przez wiele lat miała
charakter robotniczy, a dziś zamieszkują ją osoby o wysokim statusie
społeczno-ekonomicznym.
Oddolna
rewitalizacja jest zainicjowana i kierowana przez społeczność zamieszkującą daną
dzielnicę lub lokalne organizacje pozarządowe. Niektóre działania
rewitalizacyjne polegają na przywróceniu do użytku pustych, porzuconych
pomieszczeń lub placów. W takiej opustoszałej przestrzeni społecznicy tworzą
ogrody miejskie, parki czy place zabaw dla dzieci. W niewykorzystanych
budynkach, społecznicy tworzą świetlice czy centra kultury. Oddolna
rewitalizacja – w odróżnieniu od tej planowanej centralnie przez administrację
samorządową – jest wspólnym działaniem mieszkańców, innymi słowy obszar miejski
zmienia się nie tylko dla nich, ale przede wszystkim z nimi. Dobre praktyki pokazują, że przekazanie przez samorządy działań lokalnych w ręce społeczników, przynosi pożądane efekty i – co
najważniejsze – zadowolenie członków społeczności
lokalnej. Warto w tym miejscu
przywołać rewitalizację dzielnicy
Katowic – Nikiszowca. Historycznie ta niewielka, zabytkowa dzielnica miała
charakter robotniczy, jednak po ’89 popadła w ruinę. Mieszkańcy wraz z
organizacjami pozarządowymi zainicjowali zmiany. Nikiszowiec stał się
przyjemniejszym miejscem do życia, w którym odbywają się spotkania i imprezy
kulturalne. Miejscem, w którym zaistniał dialog i mogła rozwijać się kultura. Innym
dobrym przykładem jest rewitalizacja poznańskiej Śródki. Wprawdzie zainicjowane
działania były odgórne, jednak duża część przekształceń przypadła w udziale
społecznikom. Od samego początku (2005 rok) władze miasta zakładały włączenie w
proces rewitalizacji mieszkańców i organizacje pozarządowe. Efekty oddolnych
działań, w tym konsultacji społecznych, diagnoz i badań, przyczyniły się m.in.
do odbudowania mostu na rzece Cybinie, powstania Interaktywnego Centrum
Interpretacji Dziedzictwa i przywrócenia na Śródce życia kulturalnego i
towarzyskiego. Ta, do niedawna zaniedbana przestrzeń, stopniowo staje się miejscem
spotkań mieszkańców Poznania, którzy gromadzą się w wyrastających tam jak
grzyby po deszczu kawiarniach.
Gentryfikacja
i rewitalizacja nie są oddzielnymi zjawiskami. Wręcz przeciwnie – przeplatają
się ze sobą i często zachodzą równocześnie. Na terenie obszarów
rewitalizowanych mamy często do czynienia z gentryfikacją. Działania oddolne w
miejscach rewitalizowanych, takich jak przywołana wyżej Śródka, m.in.
wycieczki, gry miejskie, spotkania artystów przyczyniają się do budowania
specyficznej aury wokół danego miejsca, a to z kolei przyciąga uwagę
organizatorów imprez masowych oraz inwestorów, którzy zaczynają ożywiać
przestrzeń nowymi przedsięwzięciami budowlanymi. Gentryfikacja ma również
wymiar społeczny – w rewitalizowanych dzielnicach zmienia się demografia,
stopniowo wprowadzają się nowi mieszkańcy w wieku reprodukcyjnym, a maleje populacja
w wieku poreprodukcyjnym. W obydwu procesach – rewitalizacji i gentryfikacji –
ważna jest partycypacja mieszkańców, ustalanie z nimi zmian i wspólne ich
wdrażanie. W ten sposób mieszkańcy czują się współtwórcami zmian i przyczyniają
się do wcielania w życie idei samorządności.
Oprócz pracy rąk własnych, sąsiedzkiego zaangażowania czy synergii
talentów, często o powodzeniu przedsięwzięć społecznych decyduje pozyskanie
środków na ich realizację. Fundraising przeprowadzają zarówno organizacje, jak i
niezrzeszeni formalnie społecznicy – ci działający na własnych podwórkach.
Niezależnie od tego, czy reprezentujemy organizację czy
inicjatywę oddolną, warto pamiętać, że zbieranie funduszy powinno być
zaplanowanym procesem, który opiera się na dobrze sprecyzowanych celach (często z powodzeniem
działamy intuicyjnie, jednak zaplanowana zbiórka daje większą gwarancję
skuteczności). W zależności od wielkości organizacji i jej zasobów, można
prowadzić jedną lub kilka kampanii fundraisingowych. Najważniejsze w
pozyskiwaniu środków są nasze relacje z otoczeniem i wizerunek. Na ich kształt
wpływa to, co robimy dla innych.
Pozyskiwanie środków nie zawsze oznacza proszenie o pieniądze. Zasobami,
które możemy wykorzystać w celu przeprowadzenia inicjatywy są: czas ludzi, ich
praca, wiedza, umiejętności i zaangażowanie, ale także towary, usługi, rady i
rekomendacje. Poniżej przedstawiamy pięć sposobów na zebranie funduszy na
inicjatywę społeczną:
1) Żeby skutecznie zbierać fundusze trzeba
wiedzieć jak to robić.
Najlepszym sposobem byłoby zatrudnienie dobrego fundraisera. Jednak nie zawsze
mamy takie możliwości. Warto zatem zdobyć wiedzę i umiejętności oraz podnieść
swoje kompetencje, dzięki udziałowi w szkoleniach lub warsztatach, które są
organizowane przez różne instytucje (często bezpłatnie). 2) Ubieganie
się o przyznanie funduszy na realizację określonego projektu -
instytucje (rządowe, samorządowe, pozarządowe) oraz prywatne firmy rozpisują wiele
konkursów, w których wygraną są środki na sfinansowanie inicjatyw
społecznych. Przystępując do ubiegania się o finansowanie, należy przedstawić projekt,
który przeważnie zawiera opis naszego przedsięwzięcia, cele, metody realizacji
i budżet. Jedną z możliwości zebrania środków na inicjatywę oddolną
jest m.in. konkurs „Spółdzielnia pomysłów”, dzięki któremu już kilka inicjatyw
zostało z powodzeniem zrealizowanych. 3) Pozyskanie
sponsorów i darczyńców – w pozyskiwaniu finansowania od sponsorów bardzo
istotne jest przedstawienie celu, na który zbieramy środki i przekonanie, że
realizowany przez nas cel jest słuszny z punktu widzenia społecznego.
Poinformowanie potencjalnego darczyńcy, że zbieramy pieniądze na naszą
organizację lub na działalność statutową, prawdopodobnie nie przyniesie
spodziewanych efektów. Sponsor musi dostać jasną informację, na co zostaną
przeznaczone jego środki. Warto również przygotować listę korzyści dla
sponsora. Nie chodzi tutaj jedynie o to, co on otrzyma w zamian, ale o to, co
konkretnie ulegnie zmianie, dzięki Waszej inicjatywie. Okazuje się, że w Polsce
jest bardzo wiele hojnych osób, które wpłacają zarówno małe kwoty, jak i te
większe (nawet milionowe!). 4) Organizowanie
różnego rodzaju inicjatyw i imprez, podczas których będziemy zbierać pieniądze na nasze cele. Jednym z
najprostszych, ale też najskuteczniejszych pomysłów jest zorganizowanie zawodów
sportowych. Uczestnicy wpłacają pieniądze za udział, które następnie
przekazywane są na naszą inicjatywę. O wsparcie można poprosić na przykład
bramkarza lokalnej drużyny sportowej (a może uda Wam się zaprosić do udziału
„gwiazdę” futbolu). Jego zadanie może polegać na bronieniu bramki, do której
będą strzelać uczestnicy zawoów. Kolejnym bardzo popularnym i skutecznym
pomysłem są różnego rodzaju aukcje. W celu zebrania rzeczy wystawionych na
aukcji, wraz z zespołem musicie podjąć decyzję, co będzie przedmiotem
licytacji. Zastanówcie się, czy osoby, z którymi jesteście w kontakcie są w
stanie zaoferować przedmioty, które
można wystawić na aukcji (np. trofea
sportowe, książkę z autografem, etc). Można również licytować usługi np. obiad
w restauracji, wizytę u fryzjera i stylisty, wizytę w SPA (wszystko zależy od
pozyskanych sponsorów). Dobrym pomysłem jest licytacja obiadu ze znaną
osobą. Aukcję możecie przeprowadzić na
żywo lub w sieci. Pamiętajcie jednak, że pozyskiwanie środków w taki sposób
jest obwarowane szeregiem przepisów i wymaga zdobycia rozmaitych pozwoleń.
Zanim zaczniecie organizować zbiórkę pieniędzy – sprawdźcie dokładnie, co mówią
przepisy prawa.
Warto pamiętać o tym, by zawsze publicznie i hojnie podziękować naszym
darczyńcom. Nie zawsze możemy ujawniać ich tożsamość, niemniej jednak
podziękowania należą się każdemu, kto wsparł naszą inicjatywę. Badania
pokazują, że darczyńcy są bardziej skorzy do ponownej wpłaty pieniędzy, jeśli
podziękuje im się nie później niż na 48 godzin od dokonania wpłaty. Warto
również zauważyć, że zbieranie funduszy nie zawsze przebiega sprawnie. Trzeba
uzbroić się w cierpliwość i przygotować się na odmowy czy odrzucenia naszych
wniosków. Konieczne jest, aby potrafić oswoić porażkę i nie poddawać się,
bowiem w jednym miejscu możecie spotkać się z odmową, a drugim z gorącym
przyjęciem. Powodzenia!
Aby zmienić coś w najbliższym
otoczeniu, wcale nie trzeba dużych pieniędzy. Tak naprawdę kluczem do sukcesu jest
pomysł i ludzie, którzy będą chcieli wcielić go w życie. Nie trzeba od razu
myśleć o wielkich akcjach. Czasem nawet pozornie drobne, nieskomplikowane
działania w sąsiedztwie przynoszą odczuwalną zmianę. Wydaje się nierealne? Nieprzekonanych niech zachęcą proste rozwiązania.
Poznajcie się
Dążenie ku lepszemu najlepiej zacząć
od najzwyklejszego spotkania, podczas którego sąsiedzi będą mogli się bliżej
poznać. W dużych miastach ludzie, mieszkający obok siebie nie znają się. W
mniejszych miejscowościach, gdzie jesteśmy mniej anonimowi, z poczuciem więzi
sąsiedzkiej też bywa różnie. A każdy chciałby żyć w przyjaznym środowisku, w
którym, oprócz wymiany kurtuazyjnych uprzejmości, jest jeszcze wzajemna pomoc i
zaufanie.
Zorganizujcie spotkanie w osiedlowym
domu kultury, w świetlicy wiejskiej lub w przestronnej suszarni w bloku. Jeżeli
dopisuje pogoda, niech to będzie piknik na podwórku lub na pobliskim boisku. Forma
spotkania może być naprawdę różna – od wspólnych pogaduszek przy domowym
cieście i innych specjałach przyniesionych przez uczestników, po potańcówkę. Nieformalna,
swobodna atmosfera będzie sprzyjać nawiązaniu pozytywnych relacji między
sąsiadami. Może nawet w konsekwencji stworzą zwarty zespół chętnych do
wspólnego działania. Wystarczy tylko stworzyć warunki do pierwszej interakcji.
Znajdźcie wspólny cel
Nic tak nie jednoczy, jak wspólny
cel. Dlatego warto zastanowić się, czego brakuje w okolicy, w której mieszkacie.
Być może nie ma placu zabaw lub ten, który jest, pozostawia wiele do życzenia.
Może brakuje ogródka z zielenią, kwiatami, ławką i drewnianym stołem. Zorientujcie
się, jaki potencjał drzemie w twoich sąsiadach. Sprawdź, kto dysponuje
odpowiednimi umiejętnościami, a przede wszystkim, kto wykazuje chęć do
współpracy. Łącząc swoje siły, możecie naprawdę wiele osiągnąć. Finanse na
materiały pozyskajcie od sponsorów lub zorganizujcie zbiórkę w sąsiedztwie. Realizacją
zajmijcie się sami. Docenicie nawet małą zmianę, jeżeli każdy z was dołoży do
niej swoją cegiełkę.
Razem stworzycie też silny głos na
przykład w dyskusji z władzami spółdzielni, wspólnoty mieszkaniowej, włodarzami
gminy lub miasta. Potrzebujecie lepszej nawierzchni na drodze lub chodnika?
Jeżeli wypracujecie wspólne zdanie, to macie większe szanse na pozytywny
rezultat negocjacji.
Odkryjcie wspólne pasje
Nie samą pracą żyje człowiek, więc
spróbujcie znaleźć również sposób na wspólne spędzanie wolnego czasu. Być może
są wśród was osoby, które mają to samo hobby. Wspólne fotografowanie, gotowanie
lub seans są bardzo dobrymi i prostymi przedsięwzięciami. Nie muszą one
ograniczać się tylko do pasjonatów określonej aktywności. Na wspólną wycieczkę
rowerową lub jogging znajdzie się wielu chętnych. Być może będzie to dla nich alternatywa
dla kolejnego wieczoru przed ekranem telewizora lub monitorem komputera. Na
pewno będzie to okazja do rozwoju i wzajemnego inspirowania się. Dla motywacji
i mobilizacji zorganizujcie konkursy, w których specjaliści połączą siły z
amatorami.
Załóżcie Bank Usług Sąsiedzkich
W sąsiedztwie wzajemna pomoc jest na
wagę złota. Dzięki prostym zasadom banku usług sąsiedzkich można ją nieco
bardziej uporządkować. Godzina korepetycji z matematyki w zamian za godzinę
nauki języka obcego. Godzina porady prawnej w zamian za godzinę naprawy roweru.
Każdy dzieli się tym, co potrafi i co lubi, a każdy rodzaj usługi ma jednakową
wartość. Ceną jest czas. Nawet, jeżeli sąsiadowi wydaje się, że nic
szczególnego nie umie i nie ma czym „się podzielić”, to bardzo łatwo można go
wyprowadzić z błędu. W ramach banku usług sąsiedzkich może zaoferować spacer z
psem, umycie okien lub naprawę zlewu. Aby uniknąć poczucia skrępowania przy
proszeniu o usługę, ustalcie osobę, która będzie zarządzać bankiem usług
sąsiedzkich. Każdy sąsiad niech wypełni formularz swoimi danymi osobowymi oraz
umiejętnościami. W razie potrzeby można zgłosić się do koordynatora, a on
wskaże osobę, która jest w stanie pomóc. Koordynator jednocześnie odnotuje
liczbę pobranych i „zarobionych” godzin pracy danej osoby. Jest to bardzo
prosty sposób na skorzystanie z możliwości, jakie kryje w sobie wasze
sąsiedztwo. A z drugiej strony, dzięki bankowi usług, każdy poczuje się
potrzebny i użyteczny.
Stwórzcie swoje święto
Budowaniu więzi sprzyjają niewątpliwie
radosne chwile. Dobrym pomysłem będzie wspólne świętowanie. Coroczny festyn zintegruje
was i wzmocni poczucie zakorzenienia w waszej małej ojczyźnie. Zapewne w ciągu
roku odbywa się wiele imprez w podobnym stylu. Jednak święto organizowane dla
was przez was samych będzie jedyne w swoim rodzaju. Dlaczego? Bo będzie
idealnie dopasowane do waszych upodobań. To wy będziecie decydować o formie,
atrakcjach i gościach. Ważne jest, aby jak największa liczba osób włączyła się
do organizacji. Nie tylko po to, żeby było wiele rąk do pracy, ale również po
to, żeby poznać opinie szerszego grona sąsiadów. Musicie dowiedzieć się, co
naprawdę sprawi przyjemność i trafi w punkt. Pierwsza impreza szyta na miarę
zakończona zadowoleniem, gwarantuje kolejne, organizowane z jeszcze większym
rozmachem. To będzie wasz dzień w ciągu roku.
„Jeśli czegoś nie ma
na Facebooku, to nie istnieje.“ To tylko śmieszne powiedzenie, ale koniec
końców większość z nas coraz więcej informacji czerpie z mediów społecznościowych.
O ile jeszcze nie tak dawno, Facebook czy Instagram kojarzyły nam się wyłącznie
z życiem towarzyskim, obecnie są to miejsca, które przekierowują nas do
odwiedzania innych stron w internecie - związanych z życiem publicznym,
społecznym, zawodowym. Przypomnijcie sobie teraz jakąś ciekawą inicjatywę,
akcję charytatywną czy kampanię, która stała się bardzo popularna i
przyciągnęła również Wasze zainteresowanie. Macie to? A teraz zastanówcie się,
gdzie po raz pierwszy o niej przeczytaliście? Prawdopodobnie w większości
przypadków Waszą odpowiedzią będzie – Facebook, Instagram lub Twitter.
Co mogą dać nam
media społecznościowe?
Przede wszystkim, darmowy i szybki kontakt z dużą grupą odbiorców.
Nie potrzebujemy specjalistycznych umiejętności, aby założyć profile w różnych
serwisach – one same przeprowadzą nas krok po kroku po procesie rejestracji
konta. Informacje o swoich działaniach możemy zamieszczać tak często jak chcemy
(oczywiście w granicach rozsądku), a to, w jakiej formie bedziemy się komunikować
zależy tylko od naszej kreatywności i pomysłowości. Jako autorzy swojej
inicjatywy jesteśmy najcenniejszym i najbardziej wiarygodnym źródłem
informacji, co szczególnie przyda się w nawiązywaniu relacji ze społecznością.
Media społecznościowe pozwalają nam na stałą interakcję z odbiorcami.
Każdy zainteresowany może w prosty sposób zapytać nas o wszelkie szczegóły, czy
zaoferować pomoc, a my od razu możemy odpowiedzieć. Oprócz braku kosztów,
łatwej dostępności i możliwość natychmiastowego kontaktu z odbiorcami to
jedna z największych zalet obecności w mediach społecznościowych. Nie ma
chyba prostszej i szybszej metody (oczywiście poza kontaktem bezpośrednim) na
uzyskanie informacji zwrotnej na temat naszych działań.
Obecność na Facebooku czy Twitterze to również dobry sposób na
przedstawienie naszego projektu czy oddolnej inicjatywy mediom. Poszukujący
ciekawych tematow dziennikarz lokalnej gazety lub telewizji, może być
zainteresowany realizacją materiału na temat, tego co dzieje się w danej
okolicy. Jakich narzędzi
użyć? Do aktywnej obecności w mediach społecznościowych nie potrzeba osobnego
budżetu, ani wsparcia z zewnątrz. Wszystko zależy od nas, a komunikacja
z odbiorcami spoczywa w naszych rękach... Tylko od czego zacząć ? Po
pierwsze od dobrego doboru serwisów, które maja nam pomóc w rozpropagowaniu
naszego projektu. Jeśli nasza inicjatywa nie zakłada żadnego działania dającego
efekty wizualne, nie ma sensu prowadzić konta na Instagramie gdyż zwyczajnie nie
będziemy posiadali materiałów, które można by tam zamieszczać. Podobnie jest z wykorzystaniem YouTube‘a.
Do komunikacji potrzebujemy tam autorskiego materiału video. Zanim więc
postanowimy pojawić się w tym serwisie, warto się zastanowić czy rzeczywiście
jesteśmy w stanie nakręcić i opracować odpowiedniej jakości filmy, które wypromują
naszą inicjatywę. Do dzieła! Rozpoczynając działania w mediach społecznościowych, przeanalizujmy cele,
jakie chcemy osiagnąć, grupę, do której chcemy trafić i dostępność materiałów
do komunikacji. Nie chodzi przecież o to, aby całe dnie poświęcać na
poszukiwanie tzw. contentu, nie mając czasu na faktyczną działalność. Jeśli
poświęcimy parę chwil na udzielenie sobie przemyślanych odpowiedzi na powyższe
pytania, prowadzenie komunikacji przestanie być dla nas niewiadomą, a plan
działań „stworzy się“ sam.
A oto mała ściągawka na temat specyfiki kilku wybranych serwisów:
· Facebook – wizytówka, która może funkcjonować
zamiast strony internetowej, a także przekierowywać do naszych profili w innych
serwisach; tu bardzo dobrze sprawdzą się wszelkie aktualności na temat naszego
projektu;
· Instagram – szybki sposób na rozpropagowanie estetycznych
materiałów wizualnych. Filtry i narzędzia do obróbki zdjęć pomogą poprawić jakość
materiałów, które później możemy z powodzeniem wykorzystywać w innych
mediach, np. na Facebooku;
· YouTube – nasza prywatna „telewizja“;
· LikedIn – serwis dla profesjonalistów, którego
główną zaletą jest możliwość tworzenia wirtualnego CV. Doskonale sprawdzi
się, jeśli poszukujemy współpracowników z bardzo konkretnymi
umiejętnościami czy wolontariuszy: · Twitter – sprawdza się w przekazywaniu krótkich
informacji, które mają szybko dotrzeć do wielu osob.
· Blog – dobry sposób na przedstawianie bardziej
szczegółowych informacji na temat projektu oraz zaprezentowanie szerszego
kontekstu naszych działań. Blogi są wykorzystywane także do budowania
eksperckiego wizerunku w danej dziedzinie.
Oceniając
obecny stan ekonomii społecznej, można odnieść wrażenie, że z upływem lat
zaciera się obraz spółdzielczości postrzeganej jako „wymysł państwa”, który został
stworzony na potrzeby biednych ludzi.
Niesamowicie cieszy fakt, że nowa spółdzielczość bez wysiłku udowadnia, że jest niezbędnym i brakującym ogniwem na współczesnym rynku pracy. Zatrudnienie
w instytucjach ekonomii społecznej jest wybierane coraz bardziej świadomie ze
względu na wartości, jakie daje, możliwości jakie stwarza i warunki, jakie
pozwala kreować, w przeciwieństwie do rynku pracy sektora prywatnego czy
państwowego. Udowadnia to sukcesami, nagrodami, wyróżnieniami na krajową i
światową skalę, które są przyznawane członkom i podmiotom, które spółdzielczość
tworzą. Bo tylko i wyłącznie ludzie sprawiają, że polska ekonomia społeczna
staje się wyznacznikiem rozwoju i zmian w Polsce.
Przykłady
przytaczanych poniżej spółdzielczych pereł potwierdzają, że spółdzielczość to
świadomy i trafny wybór, który daje niewyobrażalną satysfakcję. I choć spółdzielcom nie
zawsze łatwo jest przebić się ze swoimi produktami do powszechnej świadomości,
to potrafią być wzorem do naśladowania. Nie
narzekają, że jest pod górkę, tylko robią swoje najlepiej jak potrafią. Spółdzielczy Kurt Scheller
Piotr Mielczarek to kucharz, którego kunszt został
doceniony w wielu konkursach kulinarnych, a jego własny biznes z powodzeniem konkurował
z najlepszymi z branży. Osiągnąwszy pozycję mistrza, mało kto odważyłby
się to wszystko zostawić. Tym bardziej dla pracy z osobami
niepełnosprawnymi w spółdzielni socjalnej. A jednak, Pan Piotr zdecydował się
porzucić swoje dotychczasowe życie zawodowe i zostać szefem kuchni Restauracji
Kantyna, stworzonej przez Spółdzielnię Stara Łubianka.
To idealny przykład na to, że wyznawane wartości i
spełnienie są warte więcej niż „gwiazdki Michelin” i sława. Z osobami niepełnosprawnymi w kuchni pracuje
od dwóch lat i – jak przyznał – na nic
by tego nie zamienił. Jego zespół liczy jednego pełnosprawnego asystenta i 6
osób z różnego rodzaju niepełnosprawnościami. Razem przygotowują catering i
dania restauracyjne z przepisów kuchni polskiej a także regionalne przetwory,
mające być częścią Sieci
Dziedzictwa Kulturowego Wielkopolski patronowanej przez
Marszałka Województwa Wielkopolskiego i Wydział Rolnictwa tego urzędu. Każda z
przygotowanych potraw jest małym dziełem sztuki. W gotowaniu nie ma bowiem
znaczenia, jacy jesteśmy. Znaczenie ma za to, ile serca i pasji wkładamy w to
co robimy, a pracownikom Kantyny tego jednego aspektu z pewnością nigdy nie
zabraknie. Kucharze z Sheratonu Podobna
historia wydarzyła się w Gdyńskiej Spółdzielni Socjalnej „Razem”, której
potrawy biokateringowe i kateringowe sygnowane
marką RAZEM PRZY STOLE podbiły serca i podniebienia niejednego łasucha od Gdyni, przez Rumię, aż po Gdańsk. Nic w tym
dziwnego, skoro za smak spółdzielczych potraw odpowiadają kucharze z hotelu Sheraton. Ludzie,
którzy doświadczenie zdobywali w najlepszych kuchniach i restauracjach
świata wybrali spółdzielnię socjalną RAZEM, by wspólnie z jej członkami rozwijać
kulinarne pasje. Obecnie
spółdzielnia codziennie wydaje ponad 700 posiłków, zatrudniając 20 osób (w tym 12 niepełnosprawnych
pracowników) i potrafi obsłużyć zlecenia, serwując dania nawet dla tysiąca osób
jednocześnie. Spółdzielczy Kosmos Spółdzielnia Socjalna Fajna Sztuka z Warszawy także
udowadnia swoim przykładem, że niemożliwe w kwestii ekonomii społecznej raczej nie istnieje. Młodzi, zdolni, kreatywni –
na co dzień współpracują ze gwiazdami
pokroju Bogusława Lindy czy idolami telewizyjnych show. I chociaż wydaje się to
być sukcesem, dla nich to codzienność. Prawdziwą miarą tego, jacy są i jak
pracują jest dla nich inna gwiazda - Heweliusz. To polski satelita naukowy należący
do międzynarodowej konstelacji satelitów astronomicznych BRITE, który został
przyozdobiony logo spółdzielni Fajna Sztuka i wystrzelony na orbitę 19 sierpnia
2014 roku.. Wszystko w ramach podziękowań Centrum Badań Kosmicznych PAN za
zaangażowanie i wkład w promocję akcji "Wyślij zdjęcie w kosmos", do
której realizacji spółdzielcy mocno się przyłożyli. I chyba nie zdziwi nikogo
fakt, że są jedyna spółdzielnią na świecie, która tego dokonała. Fascynujące
prawda? Unikomputers - królowie
grupowych zakupów
Ostatnia spółdzielcza perła to Spółdzielnia Socjalna
Unicomputers z Bieska-Białej zajmująca się szeroko rozumianymi usługami IT.
Prowadząca wymianę, sprzedaż i serwis a także naprawę sprzętu komputerowego,
zdobyła popularność na beskidzkim rynku usług, dzięki umieszczeniu swoich produktów
na platformie zakupów grupowych Groupon.pl. Wykorzystując to narzędzie,
świadomie pokazała, że nie boi się konkurencji i przekonała rzesze klientów do
skorzystania ze swoich usług. Tym samym dała się poznać jako podmiot otwarty na
oczekiwania klientów i skutecznie wykorzystujący innowacyjne narzędzia
promocji.
Powyższe przykłady to tylko niektóre ze
spółdzielczych projektów, jakie zaskakują nietuzinkowymi pomysłami, nowoczesnym
marketingiem czy zaangażowaniem profesjonalistów. Spółdzielnie Unikomputers,
Fajna Sztuka, Stara Łubianka czy Razem torują drogę do nowego pojmowania
ekonomii społecznej i zmiany stereotypów, jakimi obrosła spółdzielczość.
Produkty i usługi tworzone przez spółdzielców związanych z tymi podmiotami z
powodzeniem mogą konkurować na komercyjnym rynku.
„Jesteśmy
sąsiadami, którzy mają inicjatywę i potrzebę dokonywania zmian
oraz działania na rzecz integrowania społeczności lokalnej. Jako
sąsiedzi-animatorzy odczuwamy potrzebę dokonywania zmian oraz dostrzegamy
„deficyt” współpracy i słabo rozwinięte więzi sąsiedzkie.” Powyższy wstęp to cytat pochodzący
ze strony organizacji, która ponad wszystko stawia odbudowanie sąsiedzkiej
bliskości i ponowną naukę dostrzegania ludzi, którzy są najbliżej nas. Ludzi,
których codziennie spotykamy, a najczęściej wymieniamy tylko szybkie
przywitanie i
pędzimy dalej. Tą organizacją jest Q-Ruch Sąsiedzki. Czym jest? Jak powstał? Jakie
są dalsze perspektywy działań sąsiedzkich. Odpowiedzi na te pytania w poniższym
wywiadzie z przedstawicielką ruchu – Agatą Konarzewską. Jak narodził się Q-Ruch? Czy potrzeba zmiany była
na tyle silna, że nie dało się już dłużej czekać z założonymi rękami? Czy może
pomysł powstał pod wpływem jakiegoś impulsu? Agata Konarzewska: Q-Ruch Sąsiedzki powstał w 2009 roku, w ramach pierwszego cyklu warsztatów
Akademii Inicjatyw Sąsiedzkich, w którym udział wzięli warszawscy liderzy
lokalni i osoby zainteresowane aktywnością lokalną. Powstał wtedy swoisty
manifest Q-Ruchu, którego celem było przełamanie anonimowości i znieczulicy,
która powszechnie panuje w sąsiedztwach (całość dostępna w publikacji
"Aktywni mieszkańcy czyli inicjatywy sąsiedzkie w praktyce": http://www.inicjatywysasiedzkie.pl/dzialania/images/stories/cal_aktywni_mieszkancy_www.pdf). Sam pomysł na takie działania sąsiedzkie zainicjowany
został przez Stowarzyszenie Centrum Wspierania Aktywności Lokalnej CAL, które
już wtedy od kilku lat działało na rzecz wprowadzania zmian społecznych w
lokalnych społecznościach poprzez metodę animacji społecznej. Ta metoda pobudzania
społecznej energii, pracy środowiskowej na zasobach i potencjałach społeczności
w różnorodnych instytucjach publicznych (ośrodkach pomocy społecznej,
bibliotekach, wśród liderów społecznych i urzędników) polega na aktywizowaniu i
budowaniu siły tej społeczności, dzięki której może ona skuteczniej samodzielnie
rozwiązywać własne problemy. W ten sam sposób pracować można ze społecznościami
sąsiedzkimi i rozwiązywać problemy braku integracji sąsiadów, której
codziennymi przejawami są: deficyt kontaktów sąsiedzkich, zaniedbywanie
wspólnej przestrzeni, kłótnie. W dalszej perspektywie przekłada się to na wiele
poważnych kwestii, takich jak np. zdolność danej wspólnoty sąsiedzkiej do
podejmowania decyzji i wspierania siebie nawzajem. Kto tworzy Q-Ruch? Agata Konarzewska: Q-Ruch Sąsiedzki jest inicjatywą nieformalną. Należeć może do niej każdy,
kto podziela przyświecające nam wartości: wrażliwość i szacunek dla innych
ludzi oraz chęć aktywnego budowania dobrego sąsiedztw. Są z nami mieszkańcy,
liderzy lokalni, przedstawiciele grup nieformalnych i organizacji
pozarządowych, lokalnych instytucji takich jak domy kultury, biblioteki,
ośrodki pomocy społecznej, itd. Stowarzyszenie CAL stara się systemowo wspierać
ich wszystkich poprzez edukację oraz wspieranie inicjowanych przez nich
projektów sąsiedzkich. Jak zmotywować ludzi do działania? Jak stworzyć
Q-Ruch w swoim mieście? Agata Konarzewska: Najważniejsze, aby ludzie sami poczuli potrzebę stworzenia takiego ruchu,
podjęcia działania, zmian w swoim najbliższym otoczeniu. Czasami takim impulsem
są wydarzenia na własnym podwórku, które przeradzają się później w projekty
obejmujące całą dzielnicę czy miasto. Q-Ruch Sąsiedzki pracuje poprzez sieć
animatorów lokalnych, których zadaniem jest oddolne pobudzanie sąsiadów do
działania, wspólne wypracowywanie celów, odkrywanie własnych kompetencji i
potencjałów. Takiego ruchu nie da się stworzyć odgórnie, nie może to być pomysł
jednej osoby narzucony innym. Myślę, że warto dowiedzieć się, czy w mieście, w
którym żyjemy, funkcjonują tacy animatorzy (chociaż może sami siebie tak nie
nazywają) lub inne osoby, które są aktywnymi obywatelami działającymi w swoich
społecznościach i spróbować wspólnie zawiązać koalicję. Czy państwo pomaga tego rodzaju inicjatywom? Agata Konarzewska: Na pewno ich liderom pomaga
poczucie, że te inicjatywy są szerszym zjawiskiem, że są inni ludzie, którzy to
robią. To bardzo ważne, aby się wspierać, wymieniać doświadczeniami,
inspirować. Oczywiście państwo powinno stwarzać dobrą atmosferę i warunki.
Wśród przeszkód najważniejszą barierą jest chyba to, że wiele osób ma podejście
roszczeniowe, chce zmian, ale oczekuje, że "ktoś za nich wszystko
zrobi". Niestety, takie myślenie pokutuje też nierzadko wśród urzędników
lokalnych, którzy powinni wspierać inicjatywy mieszkańców, a tymczasem widzą w
nich konkurencję, nie rozumieją jak ważne jest budowanie społeczeństwa
obywatelskiego poprzez ruchy oddolne. To jest kwestia zmiany mentalności,
pokazywania, że można i warto brać sprawy w swoje ręce. Jaka – według Pani – jest przyszłość inicjatyw tego typu? Czy można zaobserwować pewne trendy,
zachowania pozwalające przewidzieć najbliższą przyszłość? Agata Konarzewska: Na pewno pojawia się coraz więcej
form wsparcia inicjatyw mieszkańców np. budżety obywatelskie, inicjatywa
lokalna. Jest coraz więcej konkursów grantowych wspierających działania grup
nieformalnych. To pobudza do działania, zachęca do podejmowania aktywności.
Zauważyć można swoistą modę na lokalność: lokalna żywność, lokalne kawiarnie,
itd. W Warszawie urzędnicy dostrzegają ten potencjał, tworząc strategiczne
dokumenty uwzględniające rozwój wspólnot lokalnych. Według mnie to wszystko
jest dobrym sygnałem, że w przyszłości tego typu inicjatywy będą coraz
powszechniejsze i będą mieć dobre warunki do rozwoju.
Od czego zależy powodzenie leczenia
pacjenta? Od dobrze postawionej diagnozy. Tę analogię możemy z powodzeniem wykorzystać do „uzdrawiania”
naszego otoczenia. Zanim przystąpimy do wprowadzenia zmian, warto sprawdzić, co
wymaga poprawy oraz usprawnienia. W tym celu przeprowadza się diagnozę potrzeb społecznych. Jest to
badanie wykonywane w celu poznania potrzeb, problemów i oczekiwań społeczności
lokalnej. W opracowaniu diagnozy społecznej brana jest pod uwagę wiedza i
doświadczenie ludzi tworzących daną społeczność lokalną, w tym również
ekspertów oraz przedstawicieli instytucji i organizacji, którzy do nich należą.
Często popełnianym błędem przy przeprowadzaniu diagnozy, jest pominięcie grup
marginalizowanych społecznie, czyli seniorów, młodzieży, osób
niepełnosprawnych, bezrobotnych oraz bezdomnych. Mając dobrze opracowaną
diagnozę, nie tylko możemy wdrażać różne inicjatywy, ale także odwoływać się do
niej podczas prowadzenia ważnych rozmów i negocjacji z przedstawicielami
różnych instytucji, organizacji i firm.
Ponadto tworzenie diagnozy daje sygnał członkom społeczności lokalnej, że ich
głos ma znaczenie oraz, że mają wpływ na sprawy otoczenia.
Dzięki diagnozie społecznej uzyskujemy
odpowiedzi na pytania: Jak jest?
Dlaczego tak jest? Co trzeba zmienić? Jakie konkretne działania wdrożyć, by
zrealizować zamierzony cel? Jeśli uda nam się na nie odpowiedzieć,
wówczas możemy dopasować działania do potrzeb, znaleźć wsparcie, podnieść
wiarygodność naszej organizacji i działań, a przede wszystkim
uniknąć robienia czegoś w myśl zasady „sztuka dla sztuki”. Tylko dobrze
postawiona diagnoza jest w stanie przynieść nam odpowiedź na to, czego rzeczywiście
potrzebuje nasza okolica.
Jak się przygotować do przeprowadzenia
diagnozy potrzeb społecznych? Po pierwsze, należy zastanowić się po co ją
przeprowadzamy, a po drugie wybrać metodę, jaką będziemy się posługiwać przy
gromadzeniu danych. Można wyróżnić kilka skutecznych narzędzi diagnostycznych,
jednak najbardziej rozpowszechnioną jest metoda sondażu diagnostycznego. Możemy
ją przeprowadzić za pomocą ankiety (jeśli chcemy dotrzeć do większej liczby
mieszańców) lub wywiadu indywidualnego (jeśli liczba osób jest mniejsza). Warto
rozważyć zorganizowanie tzw. badania fokusowego (wywiadu grupowego). Pozwala ono
na zaoszczędzenie czasu oraz zaobserwowanie interakcji, jakie rozgrywają się
pomiędzy uczestnikami badania. Po wyborze metody, należy przystąpić do formułowania
konkretnych pytań np. ”Co się Pani/Panu najbardziej podoba w okolicy?”; „Co Pani/Panu najbardziej przeszkadza?” „Proszę
wymienić jedną rzecz, która według Pana/Pani, wymaga jak najszybszej
zmiany”, etc. Pamiętajmy również, że przydatne
podczas sporządzania diagnozy są informacje zastane, takie jak dane
statystyczne, opracowane wcześniej programy, informatory oraz fora internetowe.
Wyniki diagnozy mogą potwierdzić
nasze hipotezy i przypuszczenia. Mogą nas jednak bardzo zaskoczyć i przynieść
nieoczekiwane efekty, odkrywając przed nami to, czego zupełnie się nie
spodziewaliśmy. Czasami projekty, które realizujemy albo pragniemy realizować
niekoniecznie wpisują się w oczekiwania beneficjentów. Dlatego zanim
przystąpimy do zmieniania okolicy, w której żyjemy, warto jest dowiedzieć się,
co rzeczywiście wymaga transformacji.
Przestrzeń internetowa to integralna część naszego społecznego życia. Daje nam ogromne możliwości przedstawienia i wypromowania siebie. Ten olbrzymi potencjał dawno dostrzegły firmy komercyjne, które zatrudniają profesjonalne agencje odpowiedzialne za działania w sieci. Warto, aby siłę internetu wykorzystał również społecznik, a nie potrzebuje do tego żadnych pieniędzy. Fanpage na Facebooku, blog czy stronę www można prowadzić na własną rękę, zupełnie za darmo. Takich narzędzi jest wiele i są naprawdę proste w obsłudze. Najważniejsze jest jednak, aby mieć pomysł i umiejętność zaangażowania ludzi – nieważne, czy chodzi o dużą ogólnopolską akcję, czy lokalną w niewielkiej miejscowości.
Po co promować się w internecie? Internet daje możliwość wyjścia do ludzi na szeroką skalę, a przede wszystkim umożliwia dotarcie do tych, którzy są naprawdę zainteresowani danym tematem. W ten sposób można pozyskać społeczników, którzy z chęcią przyłączą się do inicjatywy lub podzielą się swoimi doświadczeniami. Sieć może być także miejscem pozyskiwania środków finansowych. Choćby w myśl zasady microgivingu, kiedy to duże grupy ludzi wpłacają niewielkie kwoty na konkretny cel. Taki sposób przynosi często lepsze efekty niż próby pozyskania dużych kwot od kilku osób lub podmiotów. W internecie ostatnio bardzo popularne są służące temu portale crowdfundingowe czy fundraisingowe, których przykładami z polskiego podwórka są Siepomaga.pl, Wspieram.to lub Polak potrafi.pl. Jak zostać zauważonym?Przede wszystkim trzeba postawić na jakość.
Na blogu czy profilu społecznościowym najważniejsze wcale nie jest to, jaka jest liczba fanów czy odwiedzin. Największe znaczenie ma zaangażowanie odbiorców. Atrakcyjna treść może zapewnić nie tylko kciuk w górę, ale może zainicjować dialog i sprawić, że informacja zostanie podana dalej, samoistnie się rozprzestrzeni. W tym miejscu musimy się zastanowić, dlaczego dana osoba wcisnęła przycisk „lubię to”, dlaczego i w jaki sposób skomentowała wrzuconą przez nas treść. Musimy zrozumieć, czego oczekują od nas nasi odbiorcy, co ich interesuje, czym do nich trafimy. Pamiętajmy, że wartościowa treść to nie tylko tekst, ale też zdjęcia, infografiki, filmy video. Warto pomyśleć nad urozmaiceniem komunikacji. Zadbajmy też o jej szczerość i naturalność, swobodny styl, a także – dwustronność. Rozmawiajmy, rozpoczynajmy dyskusje na swoich profilach czy stronach, ale bądźmy również obecni tam, gdzie się one toczą w sieci – na portalach tematycznych, forach, innych fanpage’ach. Nie jest tajemnicą, że właśnie na tym polega nowy marketing – na wychodzeniu do ludzi i budowaniu relacji.Istotne jest, by nie działać po omacku. Aby działania w internecie miały sens, muszą być zaplanowane krok po kroku. Musimy być świadomi, co chcemy osiągnąć. Bardzo łatwo jest podjąć decyzję o założeniu bloga, profilu na Facebooku czy strony, ale trudniej jest utrzymać uwagę audytorium. Nie jest łatwo wyróżnić się w gąszczu informacji, ale jeżeli do sprawy podejdziemy z pasją – odniesiemy sukces!
Jaki związek może mieć gromadzenie danych z integracją lokalnej społeczności? W przypadku najnowszej kształtującej się dopiero formy dokumentowania przeszłości, czyli archiwów społecznych - bardzo dużą!
Archiwa kojarzą nam się z rzędami zakurzonych półek, zapełnionych opasłymi tomami dokumentów, nad którymi pieczę sprawują poważne instytucje i udostępniają je tylko upoważnionym osobom. Od pewnego czasu coraz bardziej popularna staje się nowa forma gromadzenia faktów z przeszłości, czyli archiwistyka społeczna. Nie zajmuje się ona zbieraniem oficjalnych dokumentów, ale skupia się na ludzkich historiach. Jej zasoby dotyczą życia społecznego i prywatnego, a w zbieraniu danych szczególną rolę odgrywają członkowie lokalnych społeczności. To ich historie i materiały są głównym źródłem informacji. Archiwistyka społeczna polega na oddolnym gromadzeniu anegdot, opowieści, pamiątek czy zdjęć. Najcześciej pochodzą one z prywatnych zbiorów, które przez tradycyjnie pojmowaną archiwistykę były często pomijane. W jaki sposób się to odbywa? Bezpośrednio – poprzez rozmowy i spotkania z ludźmi, którzy mają do opowiedzenia ciekawe historie.
W nowej formie gromadzenia historii, szczególną rolę odgrywają tzw. archiwiści społeczni – czyli osoby, których zadaniem jest zbieranie materiałów. Ich praca polega na kontaktowaniu się z ludźmi, którzy mają do przekazania ciekawe opowieści czy zbiory. Niekiedy wcielają się także w role detektywów. Na przykład, posiadając zdjęcie sprzed kilkudziesięciu lat, wybierają się do miejsca, w którym zostało one zrobione i szukają osób, które się na nim znajdują lub mogli je znać. W ten sposób odkrywają często przepiękne historie. Nawiązują więzi z osobami, które cieszą się, że mogą opowiedzieć komuś swoje przeżycia i pomóc poznawać świat, który już przeminął.
Idea archiwistyki społecznej staje się coraz popularniejsza w Polsce. Ośrodek Karta, który zajmuje się jej promowaniem, oferuje wsparcie dla wszystkich, którzy chcieliby zajmować się gromadzeniem takich zbiorów lub posiadają ciekawe kolekcje i pragną się nimi podzielić. Organizowane są m.in szkolenia z prowadzenia nowoczesnego archwium społecznego, bezpłatne konsultacje, wspólne akcje promocyjne, czy też fora zrzeszające archiwistów społecznych. Oprócz tego istnieją internetowe bazy gromadzące zgłoszone zbiory. Cyfrowe Archiwum Społeczności Lokalnej (www.archiwa.org/catl) to internetowa baza danych dedykowana gromadzeniu historii związanych z życiem lokalnych społeczności. Jest stale aktualizowana i uzupełniana o najnowsze kolekcje. Każdy, kto postanowi do niej dołączyć, ma możliwość utworzenia swojej podstrony na www Cyfrowego Archiwum. Dzięki temu, społeczności zyskują za darmo swoje “miejsce” w internecie i mogą sprawnie przekazywać innym informacje o swojej działalności.
Archiwum społeczne może powstać zarówno z inicjatywy jednej osoby, jak i stowarzyszenia czy np. gminnej bilbioteki. Oprócz tworzenia ciekawych kolekcji – tym, co najcenniejsze w tej idei jest sam proces zbierania informacji. Odkrywanie i dokumentowanie wydarzeń z przeszłości to doskonały pomysł na aktywizację i integrację otoczenia. Spotkania archiwistów społecznych są naturalną okazją do tworzenia więzi miedzypokoleniowych. Najstarsi członkowie społeczności są skarbnicą informacji i ciekawych opowieści, a młode osoby – dzięki wykorzystaniu nowych technologii – wiedzą, jak zachować je w ciekawej formie. W ten sposób, dzięki wspólnej pracy, powstaje coś unikatowego, co posłuży także kolejnym pokoleniom.
Dla wielu lokalnych społeczności stworzenie archiwum społecznego może być początkiem budowania grupowej tożsamości. W każdym z nas na zawsze pozostają bowiem cząstki miejsc, w których się wychowaliśmy lub żyliliśmy. Nawet, jeśli były to miejsca bez bogatej tradycji czy długiej historii, jak np. współczesne blokowiska. Sam fakt, że mieszkali w nich ludzie dzielący z nami wspólne przeżycia, nadaje im unikalny charakter. Warto ocalić go od zapomnienia.
Inicjatywy społeczne, mimo że często oddolne i spontaniczne, nie
powstają przypadkowo. Źródłem każdej zmiany jest potrzeba, a właściwie
uświadomienie jej sobie. Dopiero później pojawia się chęć działania. Droga do
trafnego pomysłu na zmianę może być trochę łatwiejsza dzięki kilku sposobom. Co dwie głowy to nie jedna Powiedzenie stare, jak świat, ale nie traci na swojej aktualności. Grupa
ludzi to prawdziwa kopalnia pomysłów. Osoby z różnym wykształceniem, doświadczeniem
i różnymi umiejętnościami patrzą na rzeczywistość z innych perspektyw. Połączenie
ich może przynieść naprawdę ciekawe rozwiązania. Dlatego w pierwszej kolejności
warto zachęcić swoich sąsiadów do wspólnego spotkania i rozmowy, podczas której
wzajemnie się zmotywujecie i zainspirujecie. Być może od razu znajdziecie
obszar, z którym trzeba coś zrobić. Badanie potrzeb Najistotniejsze jest szycie rozwiązań na miarę. Na nic się zda
inicjatywa, która nie znajdzie zainteresowania i nie przyniesie żadnych
korzyści. Aby dobrze postawić diagnozę, konieczne jest dokładne zbadanie, co
„dolega” społeczności, w której żyjemy, czego brakuje, co jest niesprawne. Potrzeby
możemy poznać, przeprowadzając krótką ankietę. Oczywiście najlepiej jest
porozmawiać bezpośrednio z mieszkańcami osiedla czy miejscowości. Wtedy
uzyskamy o wiele więcej informacji. Można jednak również skorzystać z prostych
narzędzi, jakie są dostępne w internecie.
Burza mózgów Sposobem na stworzenie całego wachlarza alternatywnych koncepcji jest
zorganizowanie burzy mózgów podczas spotkania w większej grupie. Technika ta
polega na swobodnych wypowiedziach uczestników, podawaniu przez nich rozmaitych
pomysłów. Podstawowe założenie jest takie, że nikt nikogo nie krytykuje, żaden
pomysł nie jest odrzucany i każdy jest skrupulatnie zapisywany. Dopiero w
późniejszym etapie dyskutuje się i weryfikuje pomysły pod względem realności i
zasadności ich realizacji. Sześć myślowych kapeluszy Metoda stworzona przez Edwarda de Bono natomiast inicjuje spojrzenie na
dane zagadnienie z sześciu różnych stron. W tej technice każdy uczestnik gra sztucznie
przypisaną rolę – każdy ma kapelusz innego koloru. I tak kapelusz biały emanuje
obiektywizmem, faktami i logiką, pozbawiony jest emocji i nie interpretuje.
Kapelusz zielony przedstawia różne możliwości i opcje, jest twórczy. Czarny
kapelusz jest pesymistą, wskazuje niedociągnięcia danego pomysłu. Czerwony
kapelusz okazuje gwałtowane, pozytywne uczucia, jakie wzbudza propozycja, jest
irracjonalny. Żółty kapelusz jest optymistą, znajduje zalety rozwiązania, a
niebieski pełni rolą analityka i moderuje przebieg dyskusji. Ten kreatywny
sposób rozmowy pomaga skupić się na konkretnym aspekcie, a przede wszystkim daje
możliwość zmiany perspektywy.
Drzewo celów Do kwestii możemy podejść również w analityczny, projektowy sposób.
Pomocne w tym wypadku będzie skonstruowanie drzewa problemów i celów. W
pierwszej kolejności analizujemy sytuację i definiujemy kluczowy problem, który
chcemy rozwiązać. Określamy krótko jego przyczyny i skutki, a następnie
przekształcamy takie drzewo w postulaty pozytywnego działania. Problem przekładamy
na główny cel, czyli pożądany stan oraz szczegółowe cele do spełnienia. Takie
rozpisanie pozwoli nam lepiej zrozumieć realia i uporządkować myśli, a stąd to
już o krok do pomysłu na konkretne przedsięwzięcie.
Oprócz pracy rąk własnych, sąsiedzkiego zaangażowania czy synergii
talentów, często o powodzeniu przedsięwzięć społecznych decyduje pozyskanie
środków na ich realizację. Fundraising przeprowadzają zarówno organizacje, jak i
niezrzeszeni formalnie społecznicy – ci działający na własnych podwórkach.
Niezależnie od tego, czy reprezentujemy organizację czy
inicjatywę oddolną, warto pamiętać, że zbieranie funduszy powinno być
zaplanowanym procesem, który opiera się na dobrze sprecyzowanych celach (często z powodzeniem
działamy intuicyjnie, jednak zaplanowana zbiórka daje większą gwarancję
skuteczności). W zależności od wielkości organizacji i jej zasobów, można
prowadzić jedną lub kilka kampanii fundraisingowych. Najważniejsze w
pozyskiwaniu środków są nasze relacje z otoczeniem i wizerunek. Na ich kształt
wpływa to, co robimy dla innych.
Pozyskiwanie środków nie zawsze oznacza proszenie o pieniądze. Zasobami,
które możemy wykorzystać w celu przeprowadzenia inicjatywy są: czas ludzi, ich
praca, wiedza, umiejętności i zaangażowanie, ale także towary, usługi, rady i
rekomendacje. Poniżej przedstawiamy pięć sposobów na zebranie funduszy na
inicjatywę społeczną:
1) Żeby skutecznie zbierać fundusze trzeba
wiedzieć jak to robić.
Najlepszym sposobem byłoby zatrudnienie dobrego fundraisera. Jednak nie zawsze
mamy takie możliwości. Warto zatem zdobyć wiedzę i umiejętności oraz podnieść
swoje kompetencje, dzięki udziałowi w szkoleniach lub warsztatach, które są
organizowane przez różne instytucje (często bezpłatnie).
2) Ubieganie
się o przyznanie funduszy na realizację określonego projektu -
instytucje (rządowe, samorządowe, pozarządowe) oraz prywatne firmy rozpisują wiele
konkursów, w których wygraną są środki na sfinansowanie inicjatyw
społecznych. Przystępując do ubiegania się o finansowanie, należy przedstawić projekt,
który przeważnie zawiera opis naszego przedsięwzięcia, cele, metody realizacji
i budżet. Jedną z możliwości zebrania środków na inicjatywę oddolną
jest m.in. konkurs „Spółdzielnia pomysłów”, dzięki któremu już kilka inicjatyw
zostało z powodzeniem zrealizowanych.
3) Pozyskanie
sponsorów i darczyńców – w pozyskiwaniu finansowania od sponsorów bardzo
istotne jest przedstawienie celu, na który zbieramy środki i przekonanie, że
realizowany przez nas cel jest słuszny z punktu widzenia społecznego.
Poinformowanie potencjalnego darczyńcy, że zbieramy pieniądze na naszą
organizację lub na działalność statutową, prawdopodobnie nie przyniesie
spodziewanych efektów. Sponsor musi dostać jasną informację, na co zostaną
przeznaczone jego środki. Warto również przygotować listę korzyści dla
sponsora. Nie chodzi tutaj jedynie o to, co on otrzyma w zamian, ale o to, co
konkretnie ulegnie zmianie, dzięki Waszej inicjatywie. Okazuje się, że w Polsce
jest bardzo wiele hojnych osób, które wpłacają zarówno małe kwoty, jak i te
większe (nawet milionowe!).
4) Organizowanie
różnego rodzaju inicjatyw i imprez, podczas których będziemy zbierać pieniądze na nasze cele. Jednym z
najprostszych, ale też najskuteczniejszych pomysłów jest zorganizowanie zawodów
sportowych. Uczestnicy wpłacają pieniądze za udział, które następnie
przekazywane są na naszą inicjatywę. O wsparcie można poprosić na przykład
bramkarza lokalnej drużyny sportowej (a może uda Wam się zaprosić do udziału
„gwiazdę” futbolu). Jego zadanie może polegać na bronieniu bramki, do której
będą strzelać uczestnicy zawoów. Kolejnym bardzo popularnym i skutecznym
pomysłem są różnego rodzaju aukcje. W celu zebrania rzeczy wystawionych na
aukcji, wraz z zespołem musicie podjąć decyzję, co będzie przedmiotem
licytacji. Zastanówcie się, czy osoby, z którymi jesteście w kontakcie są w
stanie zaoferować przedmioty, które
można wystawić na aukcji (np. trofea
sportowe, książkę z autografem, etc). Można również licytować usługi np. obiad
w restauracji, wizytę u fryzjera i stylisty, wizytę w SPA (wszystko zależy od
pozyskanych sponsorów). Dobrym pomysłem jest licytacja obiadu ze znaną
osobą. Aukcję możecie przeprowadzić na
żywo lub w sieci. Pamiętajcie jednak, że pozyskiwanie środków w taki sposób
jest obwarowane szeregiem przepisów i wymaga zdobycia rozmaitych pozwoleń.
Zanim zaczniecie organizować zbiórkę pieniędzy – sprawdźcie dokładnie, co mówią
przepisy prawa.
Warto pamiętać o tym, by zawsze publicznie i hojnie podziękować naszym
darczyńcom. Nie zawsze możemy ujawniać ich tożsamość, niemniej jednak
podziękowania należą się każdemu, kto wsparł naszą inicjatywę. Badania
pokazują, że darczyńcy są bardziej skorzy do ponownej wpłaty pieniędzy, jeśli
podziękuje im się nie później niż na 48 godzin od dokonania wpłaty. Warto
również zauważyć, że zbieranie funduszy nie zawsze przebiega sprawnie. Trzeba
uzbroić się w cierpliwość i przygotować się na odmowy czy odrzucenia naszych
wniosków. Konieczne jest, aby potrafić oswoić porażkę i nie poddawać się,
bowiem w jednym miejscu możecie spotkać się z odmową, a drugim z gorącym
przyjęciem. Powodzenia!
Spółdzielnie socjalne coraz częściej sięgają po nowoczesne narzędzia
promocji, wciąż jednak borykają się z ograniczonym budżetem na marketing czy niewystarczającymi
umiejętnościami pozwalającymi w skuteczny sposób docierać do klientów.
Członkowie spółdzielni są często doskonałymi specjalistami w swoim
rzemiośle, ale nieraz mają kłopot z wypromowaniem oferowanych usług czy
produktów. Aby pomóc spółdzielniom socjalnym w kreowaniu ich wizerunku oraz przyciągnięciu
klientów, powstała akcja „Blogerki dla Spółdzielni”, która w tym roku doczekała
się swojej drugiej odsłony. Kampania ma przybliżać działalność spółdzielni
socjalnych i promować ekonomię społeczną. Wskazywać na to, że towary proponowane
przez spółdzielnie nie odstają od tych dostępnych na komercyjnym rynku, a wręcz
przeciwnie – dzięki niezwykłemu zaangażowaniu spółdzielców, często przewyższają
je jakością.
Akcja „Blogerki dla Spółdzielni” wykorzystuje ogromny potencjał mediów
społecznościowych i internetu, a jej bohaterami są rozpoznawalni blogerzy. Dzięki
ich zaangażowaniu, świadomość takich zjawisk jak ekonomia społeczna czy
spółdzielczość, wzrasta lub dopiero się budzi, między innymi wśród kilku tysięcy
fanów obserwujących i czytających strony osób zaangażowanych w akcję.
Pierwsza część kampanii „Blogerki dla Spółdzielni” odbyła się w roku 2014 w
Poznaniu z udziałem blogerki modowej Gracji Błaszczyk znanej jako SuperSizeXL. Z
pomocą spółdzielczego fotografa Konrada Wielgoszewskiego ze Szczecińskiej
Spółdzielni Doozo, powstała unikatowa sesja zdjęciowa promująca trzy
wielkopolskie spółdzielnie.
Photo: Oskar Jan Jarzyna Model: Karina Nina Nowak - ART You Ready , Celina Chełkowska
Zdjęcia z udziałem Gracji zostały wykonane w Klubokawiarni Zemsta
prowadzonej przez Spółdzielnię Socjalną Ruchomości z Poznania, na kąpielisku w
podpoznańskich Krzyżownikach prowadzonym przez Spółdzielnię Socjalną Przystań
oraz w Tarnowskim Centrum Czystości Spółdzielni Socjalnej Blisko Was. Dzięki
bezinteresownemu zaangażowaniu blogerki, o tych podmiotach ekonomii społecznej,
tylko w jeden dzień dowiedziało się kilka tysięcy osób, co miało realny wpływ
na ich późniejsze funkcjonowanie. Druga część kampanii odbyła się 12 i 13
grudnia 2015 roku grudnia w Warszawie.
Akcja pokazuje, dlaczego warto postawić na spółdzielczość. Jednym z powodów
jest fakt, że – korzystając z usług spółdzielni socjalnych – wydajemy nasze
pieniądze na inwestycję społeczną, dając szansę na rozwój pracownikom
spółdzielni i przyczyniając się do tworzenia dla nich miejsc pracy. Również
dlatego, że jakość usług czy produktów spółdzielni niczym się nie różni od
standardów komercyjnych firm czy lokali, a – jak pokazuje rzeczywistość – może
być nawet lepsza. W tym roku kampania promuje stołeczne podmioty ekonomii społecznej. Zaangażowała
się w nią warszawska blogerka lifestylowa Karina Nowak, która od dwóch lat z
sukcesami prowadzi blog Art You Ready – www.artyouready.com.
Photo: Oskar Jan Jarzyna Model: Karina Nina Nowak - ART You Ready
W połowie grudnia przeprowadzona została niezwykła sesja zdjęciowa – za
obiektywem stanął spółdzielczy fotograf Oskar Jarzyna. Za jej przygotowanie
odpowiedzialna była także Katarzyna Domitrz ze Spółdzielni Socjalnej Fajna
Sztuka. Scenografię do sesji stanowiły trzy warszawskie lokale, które
są podmiotami ekonomii społecznej.
Stylizacje blogerki zostały starannie dobrane do niecodziennych wnętrz
klubokawiarni Święty Spokój, znajdującej się na warszawskim Gocławiu. To
miejsce słynące nie tylko kulinarnego kunsztu jej spółdzielców, ale także niesamowitych szkoleń, warsztatów i spotkań. Spółdzielczy fotograf uchwycił także różnorodność warszawskiej Pragi, na
której mieści się restauracja Turkawka Spółdzielni Socjalnej Integracja
serwująca przepyszne wegańskie dania i tradycyjna Kuchnia Czerwonego Roweru będąca Przedsiębiorstwem Społecznym
Stowarzyszenia „Otwarte Drzwi”.
Photo: Oskar Jan Jarzyna Model: Karina Nina Nowak - ART You Ready , Celina Chełkowska
Wszystko to zostało starannie „doprawione” ręcznie wykonaną biżuterią
spółdzielni socjalnej BIZ. Kreowana przez nich biżuteryjna marka URLIK znana
jest bowiem z kompozycji kamieni szlachetnych łączonych ze srebrem i złotem.
Jeśli podoba Wam się pomysł promocji podmiotów ekonomii społecznej przez
znanych blogerów, zachęcamy do podawania dalej informacji o akcji oraz
sprawdzania miejsc, które stały się bohaterami akcji „Blogerki dla
Spółdzielni”.
photo: Oskar Jan Jarzyna photo assistant: Katarzyna Domitrz - Spółdzielnia Socjalna Fajna Sztuka
Model: Karina Nina Nowak - ART You Ready
Model: Celina Chełkowska - Celina Chełkowska - idea spółdzielni socjalnych w zakładach poprawczych Biżuteria: Spółdzielnia Socjalna BIZ - Marka URLIK
Stworzyli projekt mieszkaniowy
zupełnie inny niż wszystkie – nowoczesną społeczność mieszkającą wspólnie. Pomysł
znalazł uznanie także w Stanach Zjednoczonych. To tam dwoje architektów –
Kathryn McCamant i Charles Durrett - ukuło termin „vcohousing”. Są oni również autorami
pierwszego amerykańskiego przedsięwzięcia architektonicznego, tworzonego
zgodnie z tą ideą. Czyli
jak właściwie? Cohousing to sposób budowania osiedla lub budynku,
którego celem jest stworzenie przyjaznego i bezpiecznego sąsiedztwa. O tym, jak
będzie wyglądać nowopowstająca przestrzeń, decydują przyszli mieszkańcy w
porozumieniu z architektem i prawnikiem, a nawet socjologiem. Podczas
realizacji inwestycji oprócz indywidualnych jednostek mieszkalnych (mieszkań
lub domów) przewiduje się również obszar wspólny. Na osiedle typu cohousing składają się osobne mieszkania, które
połączone są z domem lub po prostu miejscem dostępnym dla wszystkich sąsiadów. W
tej strefie wspólnotowej znajduje się najczęściej ogólnodostępna kuchnia, jadalnia,
przestrzeń dla dzieci lub pomieszczenia spełniające inne funkcje, jak pralnia,
suszarnia, warsztat do majsterkowania. Przestrzeń wspólna konstruowana jest przez
mieszkańców w zależności od ich potrzeb. Wspólny może być też plac zabaw, ogród
lub boisko. Cohousing od innych form w mieszkalnictwie odróżnia się sposobem
zarządzania. Mieszkańcy sami decydują o wszystkich kwestiach. Nie funkcjonuje
żadne gremium czy jednostka powołana do kierowania osiedlem lub budynkiem.
To rozwiązanie kryje za sobą również głębszą ideę.
Część współdzielona sprzyja rozwijaniu relacji międzyludzkich, budowaniu
społeczności opartej na zaufaniu i wzajemnym wspieraniu się. Sąsiedzi pomagają
sobie w różnych obszarach życia codziennego, dzielą się pracami porządkowymi.
Dzieci mają towarzystwo swoich rówieśników i bezpieczną przestrzeń do zabawy. W
Danii lub Stanach Zjednoczonych zdarza się, że mieszkańcy razem gotują lub
ustalają dyżury kulinarne – każdego dnia jedna rodzina przyrządza obiad dla
wszystkich. Sprzyja to oszczędności czasu i pieniędzy (gotuje się rzadziej i jeżeli
gotuje się dla większej liczby osób, to pojedynczy posiłek jest tańszy).
Co najważniejsze – w cohousingu nie chodzi o to, aby
mieszkańców łączyła jedna ideologia czy realizacja określonego stylu życia.
Jest to propozycja, która gwarantuje niezależność i intymność, a z drugiej
strony zapewnia większe poczucie więzi sąsiedzkich i bezpieczeństwa zarówno dla
rodzin z dziećmi, jak i dla ludzi starszych.
W Polsce cohousing nie jest jeszcze popularny, ale spotkać
możemy wspólnoty organizujące się wokół określonych celów lub wartości. Mamy
ekowioski, w których mieszkańcy żyją w zgodzie ze środowiskiem. Funkcjonują też
colivingi, czyli domy zamieszkiwane przez osoby, których łączą te same zainteresowania,
religia lub ten sam ruch społeczny. Cohousing z kolei opiera się właściwie na
różnorodności i wzajemnym uzupełnianiu się. Ten sposób wspólnego mieszkania nie
jest oczywiście wolny od kompromisów i zasad. Na pewno jednak sprzyja
prospołecznej postawie i budowaniu większej odpowiedzialności za własną
przestrzeń.
Wrażliwość na sytuację innych
– czyż nie od tego wszystko się zaczyna? Już sam fakt, że jednym z etapów
pracy metodą design thinking jest „empatia“ sprawia, że warto ją polecić każdemu,
kto jest zainteresowany działalnością społeczną. Obserwujemy nasze otoczenie, widzimy konieczność zmian, jesteśmy chętni
i gotowi do działania, ale nie wiemy od czego zacząć lub zaczynamy działać
szybko i na oślep, tracąc cenną energię. A przecież nie o to chodzi. Dlatego – zanim podejmiemy
jakiekolwiek działanie lub zniechęcimy się z powodu braku perspektyw czy
niepowodzeń – warto poznać
metody pracy, które pomogą nam obrać właściwy kurs i przyjąć skuteczną
strategię. Dziś Waszej uwadze polecamy, bardzo popularną w ostatnim czasie,
metodę pracy projektowej tzw. design thinking. Czym jest design thinking?
Design thinking to metoda wywodząca się z wzornictwa,
wykorzystywana w procesie opracowywania innowacyjnych przedmiotów użytkowych. U
jej podstaw leży łączenie kreatywności z użytecznością oraz korzystanie z
opinii potencjalnych użytkowników przed nadaniem nowej rzeczy ostatecznego
kształtu. Metoda ta została zaimplementowana do tworzenia produktów i usług, a
jednym z jej intensywnie rozwijanych obszarów jest sfera zaspokajania
potrzeb społecznych. W przypadku tworzenia innowacji społecznych, design thinking
dostarcza całej gamy użytecznych narzędzi, które pomagają skutecznie
zaprojektować produkt, strategię czy usługę zaspokajającą potrzeby szerokiej
grupy odbiorców. Społecznicy mogą swobodnie korzystać z tej metody,
projektując zarówno namacalne zmiany w swoim otoczeniu – na przykład nowy plac
zabaw czy miejsce spotkań, jak i akcje o charakterze społecznym, np. cykle szkoleń
czy festiwale.
Zacznij od zespołu! Metoda design thinking opiera się na zbudowanu interdyscyplinarnego zespołu. Chodzi o to, aby połączyć różnego
rodzaju umiejętności i zdolności, tj. kreatywność, myślenie analityczne. zmysł obserwacji,
wrażliwość. Etap budowania zespołu to dobra okazja, aby wziąć pod uwagę swoich
znajomych czy sąsiadów. Czasem nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak ciekawe
„projektowo“ osoby znajdują się w naszym najbliższym otoczeniu. Nie muszą być to ludzie o zacięciu
„społecznikowskim“, ważne – aby dzięki swojemu doświadczeniu i predyspozycjom
osobowościowym – pomogły nam spojrzeć na problem z różnych perspektyw. Pamiętajmy, że jesteśmy na etapie
opracowywania koncepcji, stąd też od współpracowników potrzebujemy
zaangażowania na poziomie kilku lub kilkunastu godzin, a nie stałego
zobowiązania. Wiedząc, że chodzi o maksymalnie kilka spotkań, nawet najbardziej
zajęta osoba będzie bardziej skłonna do współpracy. Być może część naszego zespołu
koncepcyjnego z czasem odkryje w sobie duszę społecznika i postanowi
zaangażować się także na poziomie realizacji naszego projektu. Etapy pracy w
ramach Design Thinking Gdy uda nam się stworzyć zespół projektowy, czas zabrać się do pracy!
Design thinking zakłada działania w ramach następujących etapów: - empatia – poznanie problemu poprzez obserwację
grupy, której on dotyczy;· - definicja – dokładne zdefiniowanie problemu na
podstawie informacji zebranych w etapie pierwszym; - tworzenie – burza mózgów i stworzenie jak
największej liczby możliwych rozwiązań; - prototyp – selekcja najlepszych pomysłów i
przystąpienie do opracowania prototypowego rozwiązania; - testowanie – zaproszenie użytkowników do przetestowania
prototypowego rozwiązania
Metoda design thinking ma charakter iteracyjny – to znaczy, że wszystkie
etapy procesu mogą być powtarzane aż do momentu uzyskania satysfakcjonującego
efektu.
Dlaczego warto skorzystać
z design thinking w działalności społecznej?
Działalność społeczna to dziedzina, w której przenikanie się różnych
branż i umiejętności stanowi jedną z największych wartości. Oprócz tego
jest to sfera, w której pozytywne skutki podejmowanych działań mogą zmienić
jakość czyjegoś życia, a nawet zmienić ludzki los. Marzeniem każdego
społecznika jest wypracowanie takich rozwiązań, które nie będą miały jedynie
doraźnego charakteru, ale w sposób trwały poprawią jakość życia naszej
okolicy i jej mieszkańców. Dlatego tak ważne jest wykorzystywanie metod, które pomogą
nam osiągnąć ten cel. Design thinking jako metoda oparta na pracy zespołowej i
wymagająca interakcji z odbiorcami pomaga budować zaufanie społeczne,
zwiększa szanse na realną, a nie tylko chwilową zmianę.
Społeczniku, zastanawiałeś się kiedyś po co
Ci to całe społecznikostwo? Założę się, że choć raz przemknęło Ci przez myśl:
“może lepiej siedzieć wygodnie na kanapie niż przejmować się tym, co dookoła i
zabiegać o zmiany?” Chyba każdy, kto angażuje się społecznie, pomaga innym i
robi coś dla dobra społecznego miewał chwile, że zastanawiał się “po co mu
to?”
Piramida Maslowa No właśnie “po co?” Odpowiedź na to pytanie daje
psychologia, a konkretniej tzw. piramida Maslowa. To koncepcja
objaśniająca hierarchię ludzkich potrzeb, którą graficznie można przedstawić w
ten sposób:
Według autora piramidy działania każdego z nas
są powodowane w pierwszej kolejności przez chęć zaspokojenia tzw. potrzeb
niższego rzędu, a w drugiej kolejności potrzeb wyższego rzędu. Maslow wychodził
z założenia, że –gdy człowiek zaspokoi potrzeby fizjologiczne i potrzeby
bezpieczeństwa –zyskuje przestrzeń do realizowania innych, bardziej
wyrafinowanych dążeń. Słowem, gdy jesteśmy najedzeni, wyspani, mamy dach nad
głową, jesteśmy zdrowi i nie grozi nam żadne niebezpieczeństwo, zaczynamy się
koncentrować na tworzeniu relacji społecznych, zdobywaniu uznania otoczenia,
realizowaniu swoich pasji i pomaganiu innym.
Społecznik i jego potrzeby Działania społeczne można wyjaśnić tym, że
pozwalają nam one zaspokajać trzy potrzeby wyższego rzędu wyróżnione
przez Maslowa: 1) potrzebę afiliacji – działając z innymi i dla innych, chcąc nie
chcąc przebywamy z ludźmi i współpracujemy dla osiągania wspólnych celów. To
świetne okoliczności, by zaspokoić potrzebę tworzenia więzi, które są nam
niezbędne dla zachowania dobrej kondycji psychicznej.
2) potrzebę szacunku i uznania– działając na rzecz innych, upiększając
swoją okolicę, angażując się w inicjatywy prospołeczne, zyskujemy uznanie
w oczach własnych i innych ludzi. Każdy człowiek ma potrzebę bycia docenianym.
Wiedząc, że robimy coś dobrze, wzmacniamy swoje poczucie wartości, czujemy się
kompetentni i sprawczy. Zdobywamy, dzięki temu moc do dalszych działań.
3) potrzebę samorealizacji to dążenie człowieka do spełnienia własnych
ambicji, a także robienia czegoś dla innych. Każdy, kto zaspokoił potrzeby
stojące niżej w hierarchii Maslowa, będzie chciał realizować siebie. Niektórzy
poprzez pielęgnowanie swoich pasji, uprawianie sportu czy dokształcanie
się, a inni poprzez poprawianie losu potrzebujących czy działanie na rzecz
zmian w swoim otoczeniu.
Sławsk –
niewielka wieś położona niedaleko Konina. A także miejsce, któremu udało się
coś wyjątkowego. To właśnie stamtąd pochodzi jedna z trzech inicjatyw, które
zwyciężyły w ogólnopolskim konkursie SGB-Banku „Spółdzielnia Pomysłów”.
Po ogłoszeniu wyników, które nastąpiło 22 maja, nie
można było jednak osiąść na laurach. To był dopiero początek zmian, które
sprawiły, że Sławsk zyskał jedyne w swoim rodzaju miejsce – Pracownię Sławsk.
Jak pisali sami pomysłodawcy w konkursowym zgłoszeniu, pracownia to miejsce
kojarzone ze sztuką. Z warsztatem artysty. Pracownia Sławsk nie będzie jednak
ograniczać się tylko do tego. Równie ważnym, co kulturalne ożywienie 1700
mieszkańców Sławska, będzie wytworzenie społeczeństwa obywatelskiego, które
dzięki dialogowi i integracji, będzie kreatywnie wykorzystywało swój własny
potencjał.
5 października 2015 roku, po niespełna 5 miesiącach przygotowań odbyło się uroczyste otwarcie Pracowni Sławsk połączone z koncertami, pokazami filmów, origami oraz wernisażem prac
plastycznych studentki Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu Klaudii
Wrzesińskiej oraz Macieja Gila (z Centrum Kultury i Sztuki Konin). Wszyscy zainteresowani mogli zobaczyć jak pomieszczenie, które dawniej
zajmowała biblioteka, a od dłuższego czasu stało nieużywane, zmieniło się nie
do poznania. Z pomocą nagrody ze „Spółdzielni Pomysłów” wykonano generalny
remont. Fundusze posłużyły głównie do odmalowania ścian, położenia nowej
podłogi, przearanżowania przestrzeni oraz zakupienia wyposażania. W remont zaangażowali się mieszkańcy wsi, co pokazuje
jak głęboko w mieszkańcach Sławska zakorzeniona jest potrzeba spotkania z
drugim człowiekiem, wzajemnej pomocy i zmiany otaczającej rzeczywistości na
lepszą.
Jest to też dowód na to, że idea, która
przyświecała zgłaszającym ten projekt do konkursu "Spółdzielnia Pomysłów" pokrywa się z
rzeczywistością. Ideę tę można zamknąć w słowach, które znajdziemy w zgłoszeniu
konkursowym Pracowni: „Jesteśmy
pewni, że wspólna praca mieszkańców da im poczucie, że wspólnymi siłami można
przenosić przysłowiowe góry i kreować otoczenie tak, aby było dla nas przyjazne
i było najfajniejszym miejscem pod słońcem”. O zwycięstwie tej inicjatywy
donosiły też lokalne media. Sukces Sławska może być więc iskrą, która rozpali
chęć zmiany innych mieszkańców województwa Wielkopolskiego i nie tylko. Pracownia Sławsk,
marzenie, które stało się rzeczywistością, działa prężnie. Na fanpage’u
inicjatywy (https://www.facebook.com/pracowniaslawsk) wszyscy mogą dowiedzieć się o tym, co aktualnie się tam dzieje. Co sobotę
odbywają się tam zajęcia plastyczne dla najmłodszych, z okazji Dnia
Niepodległości odbyło się spotkanie z pieśniami patriotycznymi, a już niebawem
wszyscy miłośnicy gier planszowych będą mogli spotkać się na nocnym graniu w
Pracowni. Bądźcie czujni, to dopiero początek!
Już w
starożytności targ pełnił nie tylko ważne funkcje handlowe, ale i społeczne.
Był miejscem, na którym ludzie spotykali się, wymieniali poglądy i podejmowali
decyzje. Z czasem jednak jego pozycja uległa osłabieniu. I ten stan rzeczy trwał przez dłuższy czas. Jednak
wraz ze zwiększeniem świadomości społecznej i z rosnącą potrzebą
budowania społeczeństwa opartego na wzajemnych relacjach międzyludzkich targi,
w nieco zmienionej formie, odzyskują utracone znaczenie.
Inaczej bowiem nie sposób wyjaśnić fenomenu tzw.
targów śniadaniowych. Są to miejsca, gdzie mieszkańcy danej dzielnicy lub nawet
całego miasta mogą spotkać się w weekendy na czymś w rodzaju ogromnego pikniku.
Odwiedzający taki targ staje się częścią kilku społeczności. Po pierwsze może
dowiedzieć się od sprzedawców czegoś na temat lokalnych produktów, dostawców i
tradycyjnej kuchni danego regionu. Po drugie zaś dołączają do grona osób, które
chcą dzielić się nie tylko pracą własnych rąk (jak jest to w wypadku
sprzedawców na tych targach), ale także swoim czasem i towarzystwem (jak ma to
miejsce w przypadku wszystkich odwiedzających).
Pozornie zdaje się, że tym, co łączy przybywających
na taki targ, jest chęć ciekawego spędzania wolnego czasu i poznania lokalnych
specjałów. Okazuje się jednak, że to tylko jedna z możliwości. Za tym
spotkaniem kryje się bowiem możliwość nawiązania nowych kontaktów, znajomości.
Pozwalają one przywrócić targowi obie jego funkcje. Po pierwsze pozwala dotrzeć
sprzedawcom do nowych klientów, a także dzięki mniej formalnej niż zazwyczaj
formie, nawiązać z nimi głębszą relację. O drugiej funkcji, czyli tej budującej
więzi społeczne wspomniałem już wyżej.
Podobne mechanizmy działają w tle większości tego
rodzaju inicjatyw. Dobrym przykładem jest poznański Otwarty Market Jeżyce,
który stanowi dopełnienie szeregu inicjatyw (siłownia, pracownia florystyczna,
pracownie artystyczne, otwarty dla wszystkich majsterkowiczów Zakład)
odbywających się na terenie dawnych Poznańskich Zakładów Graficznych. To okazja
do tego, by się spotkać. By wspólnie przeżywać przedświąteczny czas. Mimo
niepewnej sytuacji terenów, na których odbył się ten targ,
organizatorzy zapewniają, że odbędzie się on zgodnie z planem. Warto zwrócić
uwagę na reakcje mieszkańców miasta na zapowiedzi sprzedaży tych terenów
prywatnemu inwestorowi. Mimo stosunkowo krótkiej działalności małych przedsiębiorstw na
tym terenie, ich autorzy nie wyobrażają sobie, aby Poznań mógł stracić tak ważne
miejsce. Miejsce, gdzie kwitną małe inicjatywy, często tworzone przez społeczników, jak wymieniony choćby wyżej Zakład. Miejsce, gdzie mieszkańcy
Jeżyc mogą spotkać się wokół wspólnych pasji, a lokalni rzemieślnicy i
artyści znaleźć miejsce do pracy. Miejsce spotkań ludzi, którzy inspirują
się nawzajem.
W dzisiejszych czasach,
gdy coraz więcej czasu spędzamy zakotwiczeni w ekranach, brakuje nam
obecności drugiego człowieka. Okazji do budowania więzi, poznawania nowych
osób. Wspomniane wyżej targi to doskonałe przykłady tego, jak można w sposób
nieoczywisty tę lukę zapełnić.
Pójście
do przedszkola stanowi moment przełomowy w życiu dziecka oraz jego rodziców.
Jeszcze do niedawna oferta przedszkolna nie była odpowiednio dostosowana dla
dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, z różnym stopniem
niepełnosprawności, mimo tego, że ustawa o systemie oświaty zapewnia dzieciom
niepełnosprawnym i niedostosowanym społecznie możliwość pobierania nauki we
wszystkich typach szkół. Jednak ostateczną decyzję o przyjęciu dziecka
niepełnosprawnego do przedszkola, w myśl istniejących przepisów, podejmuje
dyrektor placówki. Na szczęście, nasz rynek usług edukacyjnych, zmienia się na
lepsze, chociaż jest to zmiana zbyt powolna. Nadal brakuje placówek edukacji
przedszkolnej o charakterze integracyjnym czy też specjalnym w mniejszych
miejscowościach. Dużą rolę przy tworzeniu tego typu inicjatyw odgrywają
organizacje pozarządowe, inicjatywy prywatne i oddolne. Takim typem działania
jest inicjatywa trzech kobiet, założycielek Akademii Edukacji Montessori „Małpi
Gaj” w Poznaniu, przy pomocy ze strony Fundacji Pomocna Mama.
Warto
zauważyć, że przedszkole będzie bezpłatne, co na pewno stanowi ważną informację
dla rodziców i opiekunów dzieci niepełnosprawnych. Od stycznia 2016 roku dzieci
w wieku od 2,5 do 8 lat zostaną objęte opieką oraz wychowaniem zgodnym z
pedagogiką Montessori. Opiera się ona na założeniu, że nie należy tłumić
spontaniczności i kreatywności dzieci (czego zaprzeczeniem, według Marii
Montessori była szkolna ławka). Ten nurt wychowania akcentuje wszechstronny
rozwój fizyczny, psychiczny, emocjonalny i duchowy dzieci. Pomysłodawczynie
przedsięwzięcia zapewniają, że w przedszkolu dzieci będą miały wsparcie
psychologiczne i pedagogiczne, jak również fizjoterapeutyczne. Docelowo ma
powstać 40 miejsc dla dzieci z orzeczoną niepełnosprawnością, które będą mogły
przebywać na terenie placówki w godzinach od 6 do 18. Z całą
pewnością takie inicjatywy wspierają rodziców i opiekunów, którzy w bardzo wielu przypadkach zajmują się dziećmi
niemalże 24 godziny na dobę. Dzięki przedszkolom specjalnym (integracyjnym)
dzieci otrzymują profesjonalną opiekę, dzięki której lepiej się rozwijają.
Rodzice i opiekunowie z kolei są nie tylko odciążeni od pewnych obowiązków, ale
również mogą rozważyć powrót do pracy zawodowej. Trzeba
zauważyć, że liczba przedszkoli w Polsce wzrasta z każdym rokiem, jednak wciąż
oferta dla dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi wydaje się być
niewystarczająca. Dlatego tak istotne
jest wspieranie oddolnych
inicjatyw, które będą promowały rozwój przedszkoli, w których kładzie się
nacisk na indywidualne podejście oraz edukację alternatywną.
Dobry lider jest potrzebny
każdemu przedsięwzięciu. Tam, gdzie pojawia się grupa, tam zawsze wyłania się
przywódca – formalny bądź nieformalny. Skuteczny lider w projekcie społecznym
potrafi popchnąć go na właściwe tory, pobudzić do działania uśpioną
okolicę i zaangażować ludzi. Lider lokalny jest motorem napędowym zmian. Zespół
pozbawiony mądrego przewodnictwa działa chaotycznie I trudno mu
doprowadzić sprawy do końca. Zastanówmy się zatem, jakimi umiejętnościami powinien się odznaczać dobry
lider?
- potrafi tworzyć wizję– pamiętacie wystąpienia Steve’a Jobsa? Był on człowiekiem, który w mistrzowski
sposób dostarczał inspiracji i tworzył wizję. Ktoś powie: po co to wszystko?
Liczy się przecież ciężka praca, a nie sprzedawanie opowieści. A jednak,
porywająca historia i wizja sukcesu potrafią dostarczyć załodze motywacji do
pracy i pozwalają utożsamić się z celem oraz wartościami, jakie przyświecają projektowi. - ma wysoko rozwinięte
umiejętności komunikacyjne– słucha swojego zespołu
i potrafi przekazywać informacje zwrotne w taki sposób, by pełniły funkcję
rozwojową. Wie, jak komunikować się z grupą. Jest asertywny i otwarty na
pomysły swoich podwładnych. - umie delegować zadania– zna swój zespół i wie, kto w jakich zadaniach sprawdzi się najlepiej.
Dopasowuje specyfikę pracy do talentów i kompetencji ludzi. Umie kierować
ich pracą, odpowiednio zlecając zadania i egzekwując ich wykonanie. - potrafi motywować -
wie, że motywowanie metodą kija i marchewki skutkuje co najwyżej
wywołaniem lęku u motywowanego. Potrafi wzbudzać motywację wewnętrzną,
precyzyjnie określając cele i dbając o dawanie regularnego feedbacku na temat
postępów. Tworzy dobrą atmosferę, w której chce się podejmować wyzwania, a
nie tylko przetrwać.
- nie jest autorytarny- zarządzanie autorytarne powoli odchodzi do lamusa. Od współczesnego lidera
oczekuje się w większym stopniu umiejętności komunikacyjnych i dialogu, niż
wzbudzania strachu u swoich podwładnych. Psychologowie udowodnili, że zespoły
zarządzane przez demokratycznych liderów działają skuteczniej, a ludzie
chętniej dzielą się swoimi pomysłami i umiejętnościami, gdy nie
czują przymusu i lęku przed karą.
Podwórka – dawniej tętniące życiem, zamieszkiwane
przez piłkarzy, kowbojów, astronautów, huśtawki, piaskownice i drzewa. Dziś
coraz częściej zamieniają się w małe pustkowia. Wirtualny świat kusi bardziej
niż drzewo mirabelkowe, trzepak czy ławka. Nie wszystko jednak stracone.
W Katowicach postanowiono wziąć się z problemem za
bary i odmienić szare podwórka, przeprojektować je i odświeżyć tak, by stały
się lokalnym miejscem spotkań. Temu właśnie służy akcja „Plac na Glanc”.
Rokrocznie mieszkańcy zgłaszają do niej place, które wymagają ratunku. Spośród
nich dokonuje się wyboru tego, które zostanie zmienione nie do poznania.
Zgłoszenia muszą zawierać dokumentację fotograficzną oraz argumenty zachęcające
do wyboru. Ważnym czynnikiem dla oceniających zgłoszenia jest zaangażowanie
lokalnej społeczności oraz to, czy podwórko faktycznie wymaga interwencji. Aby
mieć pewność, że dokonany wybór jest właściwy, poprzedza go wizja lokalna.
Mając komplet danych, można wybrać to podwórko, które najbardziej potrzebuje
pomocy.
Jednak z racji obchodów 150. urodzin Katowic postanowiono
zrobić małe odstępstwo od reguły. I jeśli dotychczas wybierano jeden plac, tak
w 2015 roku wybrano aż 3!
W 2014 roku, inicjatywa odbiła się szerokim echem
wśród mieszkańców Katowic, którzy zgłosili 19 podwórek z prawie każdej
dzielnicy miasta. Rok wcześniej – 3 podwórka mniej. Spośród tych zgłoszonych w
2013 roku wybrano to usytuowane przy ulicy Lompy 9. Dzięki akcji „Plac na Glanc”
mieszkańcy mogą wspólnie uprawiać tam ogródek, spotykać się, przechowywać
rowery. Rok później „Placem na Glanc” stało się podwórko przy ulicy Kredytowej
8-9. Odnowione, stało się ciekawą przestrzenią, w której znalazło się miejsce dla
wszystkich. Mieszkańcy tej ulicy mieli realny wpływ na kształt zmian, bowiem
sami wybierali meble, w jakie zostało wyposażone ich podwórko.
Nietrudno się domyślić, że zarówno duże miasta,
jak i mniejsze miejscowości potrzebują tego rodzaju akcji. W samorządowej kasie
często brakuje funduszy na to, by zadbać o renowację placów, dziedzińców i
skwerów. Zazwyczaj jest coś pilniejszego do zrobienia. A szkoda, bo podwórko
pełni w każdej społeczności funkcję mini-agory. Miejsca, w którym można się
spotkać i porozmawiać. Przestrzeni dla relaksu i budowania więzi z sąsiadami.
Pełni ważne funkcje społeczne i pozwala spędzać wspólnie czas ludziom w różnym
wieku. Dlatego to, co dzieje się pod naszymi oknami, tuż za bramami kamienic
jest tak ważne.
„Plac na Glanc” to ważna i niezwykle inspirująca
inicjatywa, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, żeby „wyglancować” swoje
podwórka oddolnie, z zaangażowaniem sąsiadów i wszystkich ludzi chętnych do współpracy.
Po to, by dać drugie życie miejscom,
które stoją zaniedbane, opustoszałe i tracą swoją funkcję. Żywe, kolorowe podwórko pełne
dzieci, dorosłych, osób w starszym wieku, gdzie buduje się podstawy lokalnej
społeczności to marzenie do spełnienia. Wystarczy już dziś zakasać rękawy.
Organizatorem projektu "Plac na Glanc" jest Instytucja Kultury Katowice-Miasto Ogrodów. Więcej informacji o projekcie można znaleźć na stronie: http://miasto-ogrodow.eu/strona/placnaglanc Autor zdjęć zamieszczonych w artykule: Davido
Inicjatywy
oddolne, kampanie społeczne czy przedsięwzięcia kierowane do lokalnych
społeczności często wymagają nauczenia czegoś grupy. Stanowią duże pole do
popisu dla wszelkiego rodzaju działań warsztatowych i szkoleniowych. Wystarczy
spojrzeć choćby na przegląd inicjatyw, które współrealizowaliśmy w ramach
konkursu “Spółdzielnia pomysłów”. Pojawiły się wśród nich projekty bazujące na
formule warsztatowej lub jej elementach. Wystarczy powrócić pamięcią do
zwycięskich projektów I edycji konkursu: inicjatywa “Kamishibai - Papierowy
Teatr” obejmowała cykl szkoleń dla animatorów kultury, a pomysłodawczyni
“Domowej Piekarni” uczyła społeczność dolnośląskiego Potoczka wypieku tradycyjnego
chleba.
O
czym warto pamiętać, planując i prowadząc warsztat/szkolenie w ramach akcji
społecznej? Oto kilka wskazówek, które pomogą w zaktywizowaniu grupy i
dostarczeniu jej wiedzy i umiejętności w przystępnej formie: 1.
Bądź w kontakcie z potrzebami grupy. Przed
rozpoczęciem warsztatu czy cyklu szkoleń dokonaj diagnozy potrzeb. Wiedz, z
czym przychodzisz do grupy i jaki efekt chcesz osiągnąć. Podczas warsztatu
zbierz oczekiwania uczestników. Upewnij się, że to o czym będziesz mówił jest
zgodne z tym, czego potrzebuje grupa. Jeśli prowadzisz warsztat np. na
temat sposobów finansowania inicjatyw społecznych, dowiedz się, jakie
metody grupa już zna i wykorzystuje, a jakie mogą być dla niej
interesujące i innowacyjne. Dobre rozpoznanie grupy to połowa sukcesu. 2.
Bądź elastyczny. Jeśli w trakcie warsztatu czy
szkolenia grupa sygnalizuje Ci, że coś jest dla niej niejasne lub
szczególnie ważne, jeśli zauważysz, że uczestnicy chcieliby poświęcić więcej
czasu na jakieś zagadnienie, w miarę możliwości staraj się temu
sprostać. Nie trzymaj się kurczowo planu. Daj uczestnikom przestrzeń na
dyskusję czy pogłębienie tematu. Pamiętaj, że Twoim celem nie jest
odhaczenie wszystkich punktów scenariusza, ale nauczenie czegoś grupy. 3.
Angażuj i przekazuj treści w sposób interaktywny.
Unikaj wykładowej, sztywnej formy. Psychologowie dowiedli, że
ludzie dorośli lubią mieć wpływ na to, czego i w jaki sposób się
uczą. Dlatego wszelkie formy aktywizujące, np. gry, ćwiczenia, dyskusje,
wspólna analiza case studies, metoda projektu mają dużą wartość w
procesie uczenia się. Nic tak dobrze nie uczy, jak przećwiczenie czegoś na
własnej skórze. Pamiętasz nudne wykłady ze studiów albo wystąpienia podczas
szkolnych akademii? Nie pozwól, by Twój warsztat zamienił się w teatr jednego
aktora. 4.
Dbaj o przekaz wizualny.Człowiek
uczy się, wykorzystując wszystkie kanały zmysłowe. Pamiętajmy, żeby podczas
warsztatu odwoływać się do różnych zmysłów. Zwróćmy uwagę szczególnie na
urozmaicenie przekazu o materiał wizualny. Dobrze przygotowana prezentacja
multimedialna, ciekawe grafiki czy rysunkowe notatki (tzw. sketchnoting)
pobudzają myślenie wizualne i wspomagają zapamiętywanie. Aktywizują też
prawą półkulę mózgu odpowiedzialną za kreatywność i procesy twórcze
zachodzące w naszym umyśle. 5.
Pamiętaj, że każdy ma inny styl uczenia się
Teoretycy,
pragmatycy, aktywiści i analitycy to przedstawiciele 4 stylów uczenia
się wyodrębnionych przez uczonego - Davida Kolba. Jego zdaniem każdy
człowiek ma swój preferowany styl przetwarzania informacji. Niektórzy, jak
teoretycy, najszybciej uczą się podczas wykładów i lubią odwołania do
teorii. Pragmatycy wprost przeciwnie - wolą formy interaktywne: ćwiczenia,
symulacje, gry. Wykłady ich nudzą. Angażują się w zadania wtedy, gdy wiedzą,
że zdobyte umiejętności mogą przełożyć na praktykę. Teoria stylów uczenia się
jest niezwykle ważna w pracy szkoleniowej. Uczy, że każdy trener czy nauczyciel
powinien urozmaicać swój warsztat o formy, które będą aktywizowały
przedstawicieli różnych stylów uczenia się.
III edycja konkursu
„Spółdzielnia pomysłów” obfitowała w ciekawe inicjatywy, które w niedalekiej
przyszłości ożywią okolice Kłębanowic, Szwajcarii Żerkowskiej, Poznania, i
Studzieńca. Dziś przedstawiamy dwa z czterech zwycięskich projektów. Pozostałe inicjatywy,
które wygrały, poznacie bliżej, klikając w ten LINK. W punkt! jest projektem z poznańskiego Starego Miasta, który zakłada stworzenie
przestrzeni dla młodzieży – punktu, gdzie w komfortowych warunkach i pod okiem specjalistów
młodzi ludzie odnajdą pewność siebie oraz dostrzegą własną wartość.
Inicjatorem
przedsięwzięcia jest Fundacja Nie wykluczaj mnie, a właściwie cztery
społeczniczki, które swoją wiedzę i kompetencje wykorzystują także poza
godzinami pracy w ośrodku kuratorskim dla młodzieży. Organizują specjalistyczne
warsztaty i zajęcia, podczas których wychowankowie ośrodka kuratorskiego
zdobywają nowe doświadczenia i praktyczne umiejętności. Rozwijają się podczas
nich kulinarnie, sportowo, poszerzają swoją wiedzę i uczą się reguł życia
społecznego oraz wzajemnego szacunku. Często angażują się w rozmaite akcje
przeciwko przemocy i uzależnieniom, a także pomagające innym ludziom. Spędzają
czas w konstruktywny sposób, szczególnie w wakacje, kiedy tego czasu mają bardzo
dużo. Inicjatorki i grono wolontariuszy starają się, aby ich podopieczni
rozwijali swoje talenty i kształtowali swoją osobowość, aby nauczyli się radzić
sobie z trudnymi emocjami. Przede wszystkim jednak starają się stworzyć domową
atmosferę, w której młody człowiek zostanie wysłuchany.
Młodzi wspólnymi
siłami odnowili już swoją bezpieczną przystań. Jednak, aby było w niej
przytulniej i aby mogli w niej działać efektywniej, potrzebują wyposażenia
sali, materiałów oraz sprzętów do realizacji zajęć. Mamy nadzieję, że wygrana
doda Fundacji i jej podopiecznym dodatkowej energii do wspólnej pracy!
W III edycji konkursu
Spółdzielnia pomysłów przewidzieliśmy również nagrodę dodatkową dla jednej
inicjatywy spośród wskazanych przez Banki Spółdzielcze tworzące Spółdzielczą
Grupę Bankową. Zwyciężył pomysł na Muzyczne
biesiady Orkiestry Dętej z mieszkańcami Szwajcarii Żerkowskiej przy ognisku. Orkiestra
Dęta to wizytówka Żerkowa, profesjonalna formacja, która istnieje od ponad 20
lat. Koncertuje na bardzo wysokim poziomie, a w swoich szeregach ma
przedstawicieli wielu pokoleń, którzy chętnie spędzają ze sobą czas, nie tylko
na muzykowaniu. Chcieliby razem zrobić coś dla mieszkańców Żerkowa, którego są
częścią. Zamarzyły im się spotkania na świeżym powietrzu, podczas których będą
występować dla lokalnej społeczności. Brakuje jednak do tego przestrzeni,
dlatego chcą wspólnymi siłami zagospodarować plac wokół miejsca ogniskowego w
swojej miejscowości – postawić ławki, zasadzić zieleń, położyć bruk. Takie
spotkania przy muzyce to sposób na integrację mieszkańców i sposób na obcowanie
z kulturą. Orkiestra planuje cykliczne obchody rocznicy śmierci Adama
Mickiewicza, połączone z przeglądem orkiestr dętych – chcieliby co roku
przenosić słuchaczy do epoki wieszcza. Liczą, że idea przerodzi się w
stworzenie mickiewiczowskiej wioski tematycznej, która będzie uzupełnieniem dla
Muzeum Adama Mickiewicza w pobliskim Śmiełowie. Orkiestra, dzięki wygranej,
chciałaby popracować nad rozwojem swoich umiejętności podczas profesjonalnych
warsztatów muzycznych. Zamierzają również reaktywować grupę mażoretek,
zapraszając dzieci na warsztaty taneczne. Życzymy powodzenia żerkowskim
pasjonatom muzyki!
Współpraca w grupie jest
promowana w świecie biznesu oraz edukacji, a także na polu działań społecznych.
Człowiek od wieków przeczuwał, że “co dwie głowy, to nie jedna”, a
jeszcze lepiej, gdy tych głów jest kilka. Psychologom społecznym w XX
wieku udało się to naukowo potwierdzić. Dowiedli oni, dlaczego współpraca
się opłaca i jakie psychologiczne mechanizmy za tym stoją. Zaangażowanie kilku osób
sprawia, że możemy podzielić się obowiązkami w zgodzie ze swoimi
naturalnymi kompetencjami i talentami. Jeśli tę kompetencyjną miksturę, doprawimy sprawnym zarządzaniem i charyzmatycznym przywództwem, mamy gotowy przepis na skuteczne współdziałanie. Jednak – pracując w grupie – czyhają na nas również pewne psychologiczne pułapki. Warto je znać,
by wiedzieć, czego możemy się spodziewać i na co powinien zwrócić uwagę lider
oraz inni członkowie zespołu, by ich działania były jeszcze bardziej efektywne: Cienie współpracy
Współpraca w ostatecznym
rozrachunku przynosi ogrom korzyści. Jednak może się wiązać z pewnymi
ograniczeniami, które tłumaczą następujące zjawiska:
Próżniactwo społeczne – zdarza się, że – działając w grupie – wkładamy w wykonanie zadania mniej wysiłku niż pracując w
pojedynkę. Zaangażowanie jest tym mniejsze, im trudniej je zmierzyć.
Próżniactwo pojawia się również wtedy, gdy projekt, za który jesteśmy
współodpowiedzialni nie jest dla nas osobiście ważny.
Rozproszenie
odpowiedzialności (inaczej “efekt widza”) – ze zjawiskiem próżniactwa
społecznego jest związane rozproszenie odpowiedzialności. Działając w grupie,
mamy większe poczucie anonimowości, a odpowiedzialność za ostateczny efekt
naszych działań dzielimy między wszystkich członków zespołu. Świadomość, że nie
zostaniemy indywidualnie rozliczeni za efekty, często wiąże się ze spadkiem
wysiłku wkładanego w zadania grupowe.
Myślenie grupowe– podczas podejmowania
wspólnych decyzji możemy podlegać zjawisku myślenia grupowego, które
prowadzi do tego, że decyzje podejmowanie wspólnie mogą być jakościowo
gorsze niż te podejmowane indywidualnie. Wiąże się to z
autocenzurowaniem się (czyli nieujawnianiem swoich pomysłów z obawy przed
negatywną reakcją grupy) oraz przystawaniem na pomysły zespołu (konformizm).
Aby uniknąć pułapek
współpracy, warto by lider przestrzegał kilku reguł:
– definiuj i komunikuj cele – zdefiniuj i mów w jasny sposób o celach
projektu. Spraw, by członkowie zespołu mieli szansę się z nimi utożsamić.
Zaangażowanie jest wówczas o wiele większe niż w przypadku niejasnych celów lub
takich, których nie podzielają członkowie zespołu. – bazuj na wartościach– dowiedz się, jakie
wartości wyznają członkowie Twojego zespołu. Jeśli wiesz, że
ważny jest dla nich samorozwój, dbaj o to, by zlecać takie zadania, przy których
zespół rzeczywiście będzie mógł się rozwijać i zdobywać nowe
doświadczenia. – dawaj
informację zwrotną – grupa, by działać skutecznie, potrzebuje feedbacku na
temat efektywności swoich działań. Dbaj o to, by dawać członkom zespołu
regularne informacje zwrotne o postępach i o tym, co warto poprawić. – doceniaj pomysły – pracuj metodą burzy
mózgów i staraj się nie krytykować koncepcji innych osób. Pamiętaj, że ktoś – kto dwa razy usłyszy – że jego pomysł jest beznadziejny, może obawiać się zaproponować coś po raz trzeci.
Święta Bożego Narodzenia to jeden z najbardziej
wyjątkowych momentów w roku. Większość z nas stara się spędzać ten czas z
najbliższymi, wspólnie celebrować magiczne chwile. Jednak czasem zapominamy o
tych, którzy nas otaczają na co dzień.
Bliscy to nie tylko rodzina. Bliscy – w sensie
dosłownym – są nam też sąsiedzi. To z nimi dzielimy większość codziennych
zmagań, to ich spotykamy w drodze do szkoły czy pracy. To wreszcie do nich
udajemy się, by pożyczyć przysłowiową szklankę cukru. I tak, jak łatwe jest
przespacerowanie się kilka metrów dalej, by zapukać w sąsiedzkie drzwi, tak
trudno przychodzi nam budowanie głębszych relacji.
Grudzień, czas w którym koncentrujemy się głównie
na gwiazdce, to idealny czas, by tę sytuację zmienić. Z tego samego założenia
wyszli pomysłodawcy Podwórkowej Gwiazdki z Q-Ruchu Sąsiedzkiego we współpracy z
Stołecznym Centrum Współpracy Obywatelskiej. Według
opisu ze strony http://podworkowagwiazdka.blogspot.com jest
to: „…ogólnowarszawska akcja skupiająca aktywnych mieszkańców stolicy, której
celem jest sąsiedzka integracja i zwrócenie uwagi na osoby mieszkające w
najbliższej okolicy. Jest to wydarzenie organizowane cyklicznie przez
sąsiedztwa z całej Warszawy w pierwszej połowie grudnia”.
Stanowi ona niejako kontynuację
organizowanego latem w stolicy Dnia Sąsiada, który z roku na rok cieszy się
coraz większą popularnością. Celem tych inicjatyw jest odbudowa tkanki
sąsiedzkiej, opartej o wzajemne relacje oraz pielęgnacja tych znajomości.
Znajomości, które coraz częściej tworzą się tylko w windzie, na klatce
schodowej lub kiedy ktoś zaleje sąsiada.
Każdy może stać się inicjatorem
Podwórkowej Gwiazdki w swoim otoczeniu. Pomysłodawcy tego przedsięwzięcia
piszą, że ustawienie i wspólne ubieranie choinki czy przygotowanie świątecznych
dekoracji w sąsiedzkim gronie stanowi o istocie akcji. Jeżeli jednak ktoś
potrzebuje wsparcia merytorycznego, materiałów plastycznych czy patronatu
medialnego – na stronie Podwórkowej Gwiazdki znajdzie formularz, który pozwoli
mu nawiązać kontakt z pomysłodawcami tej inicjatywy. Wypełnienie go do niczego
nie zobowiązuje, ale daje szansę, by cieszyć sią wyjątkową gwiazdką w
sąsiedzkim gronie. Dotychczasowe realizacje cieszyły się zainteresowaniem ze
strony mieszkańców Warszawy. Zeszłoroczna edycja pozwoliła nie tylko wspólnie
przygotowywać gwiazdkowe ozdoby, ale także wspólnie gotować i cieszyć się z
bliskości innych ludzi.
W tym roku odbyła się już VI
edycja Podwórkowej Gwiazdki. Finał akcji miał miejsce w weekend 12-13 grudnia. Do
współpracy zaproszeni byli wszyscy ci, którzy chcieli spędzić czas z najbliższymi
ludźmi, ci, którzy chcą coś zmienić i ci, którzy po prostu uwielbiają wyjątkową
atmosferę Świąt.
Jak to się dzieje, że przychodzi zmiana? Co
sprawia, że decydujemy się zejść z utartych ścieżek i zdobyć się na odwagę, by
zmienić coś w sobie lub w swoim otoczeniu?
Wyjść poza strefę komfortu, czyli o
lęku przed zmianą Zmiana nie zawsze przychodzi łatwo. Wymaga
wyjścia poza własną strefę komfortu, a jako ludzie
szybko przyzwyczajamy się do status quo i niejednokrotnie
wolimy poczucie bezpieczeństwa i stabilność niż poprawę jakości życia
swojego lub otoczenia.
Z oporem przed zmianą często muszą
zmagać się społecznicy. Jeśli ktoś próbował wprowadzić do
swojego otoczenia choćby małą metamorfozę, z dużym prawdopodobieństwem spotkał
się z niechęcią innych. Zdarzyło Ci się, że próbowałeś namówić sąsiadów, by
sortowali śmieci lub sprzątali po swoich czworonogach, wsparli remont podwórka
czy przyłączyli się budowy placu zabaw? Próbowałeś zareagować, gdy komuś z
Twoich sąsiadów działa się krzywda? Z dużym prawdopodobieństwem natknąłeś się
na komentarze: “Po co wychodzić przed szereg?”, “Niech każdy żyje własnym
życiem, lepiej nie wtykać nosa w nie swoje sprawy.”, “Po co się starać,
przecież i tak chuligani zniszczą to, co zrobiliśmy.”
Fazy zmiany Psychologiczny proces zmiany nieodłącznie wiąże
się z oporem. Każdy z nas przed podjęciem ważnej decyzji, która odwraca nasze
życie o 180 stopni, z pewnością miewał chwilę zwątpienia. To naturalne, bo
proces zmiany składa się z czterech faz:
1) Zaprzeczanie - faza, w której większość ludzi nie wierzy
w to, że zmiana jest możliwa. 2) Opór - to faza, w której wielu z nas uruchamia reakcje obronne przed
zmianą. Możemy wtedy odczuwać złość, lęk czy zwątpienia w swoje możliwości. 3) Eksperymentowanie / poszukiwanie - dopiero w tej fazie przestajemy kwestionować
zmianę i zaczynamy szukać możliwości, które pozwolą nam ją osiągnąć. Dużo
planujemy, uczymy się i kierujemy swoją uwagę ku pozytywnym rozwiązaniom
problemu. 4) Zaangażowanie - w tej fazie odzyskujemy poczucie kontroli nad
sytuacją, jesteśmy w pełni zaangażowani w proces zmiany i z optymizmem
spoglądamy w przyszłość. Przetestowaliśmy już, co działa, a co nie i możemy z
pełnym przekonaniem dążyć do założonego celu.
Bycie społecznikiem to nieodłączne stawanie w
obliczu zmiany, nadawanie jej kierunku oraz dynamiki. Warto więc znać jej fazy.
Po pierwsze dlatego, by zrozumieć swoje reakcje. Być dla siebie życzliwym
w chwilach zwątpienia i nie poddawać się w dążeniu do celu, pamiętając o
tym, że pełne zaangażowanie niekiedy przychodzi z czasem. Po drugie
dlatego, by wytłumaczyć sobie i swojemu otoczeniu, jak to się dzieje, że
transformacja - choćby była najbardziej potrzebna - często jest przyjmowana ze
sceptycyzmem. Trzeba pamiętać, że na drodze do jej osiągnięcia mogą
czekać nas wyboje, które można pokonać, wierząc że zmiana jest możliwa.
Za nami trzecia odsłona konkursu „Spółdzielnia
pomysłów”. Każda kolejna edycja przynosi ogromną liczbę pomysłów na
twórczą zmianę w waszym sąsiedztwie. Bardzo nas cieszy, że głowy społeczników aż
kipią od nowych idei, a mieszkańcy małych i dużych miejscowości naprawdę chcą
zmieniać swoje otoczenie. I o to chodzi!
Łowcy
optymizmu z Kłębanowic również
wzięli sprawy w swoje ręce. Nie boją się ciężkiej pracy - dzięki niej odnoszą
prawdziwe sukcesy. Wspólnie zbudowali boisko do siatkówki, razem postarali się
o nowy plac zabaw. Mimo że Kłębanowice liczą jedynie 216 mieszkańców – tylko 45
domów, to chętnych do działania jest wielu. Wprawdzie ton nadaje nieformalna
15-osobowa grupa koordynatorów, ale z powodzeniem zapraszają oni do aktywności
całe, kłębanowickie rodziny. W swoich szeregach, jak sami to określają, mają „dziewczyny
z siłą strongmanów i mężczyzn o gołębich sercach”. Inicjatywą, którą zgłosili
do „Spółdzielni pomysłów”, jest remont starego, wiejskiego klubu. Chcą zmienić
go w świetlicę z prawdziwego zdarzenia, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie bez
względu na pogodę za oknem. Mają wizję, jak wykorzystają pomieszczenie – będzie
to miejsce na warsztaty z malowania przestrzennego, witrażu, lepienia z gliny,
będzie rzutnik z ekranem do nauki i rozrywki. Sąsiadujące ze sobą rodziny –
dzieci i ich rodzice będą mieć przestrzeń do wspólnego spędzania czasu w
atrakcyjny sposób. Wcześniej jednak kłębanowiccy fachowcy od budownictwa,
elektrycy oraz pasjonaci majsterkowania muszą wyremontować przestrzeń. Pomalują
ściany, wymienią instalację elektryczną, zamontują grzejnik. W planie jest
również wyposażenie w przydatne i przyjazne sprzęty, i oczywiście taras, aby w cieplejsze dni zajęcia odbywały
się na świeżym powietrzu.
Z tego, co nam wiadomo, praca w Kłębanowicach już wre.
Trzymamy kciuki za zwycięskich Łowców Optymizmu!
Dom
Seniora, czyli młodzi dla starszych to inicjatywa we wsi Studzieniec w województwie lubuskim, poprzez którą
młodzież chce zbudować pomost pomiędzy pokoleniami.
Nie jest to pierwsza akcja, jakiej podjęli się
mieszkańcy Studzieńca. Już od kilku lat rozwijają swoją małą ojczyznę. Prężnie
działa u nich Ochotnicza Straż Pożarna, której członkowie sami wyremontowali
swoją remizę oraz wóz strażacki. Życie kulturalne natomiast organizuje specjalnie
powołane do tego Stowarzyszenie Przyjaciół Studzieńca. Na swoim koncie ma akcje
charytatywne, imprezy i wydarzenia lokalne, prowadzi także salę taneczną dla
dzieci. Społecznicy przeprowadzili również remont świetlicy socjoterapeutycznej.
Zimą spotykali się regularnie, aby odnowić pomieszczenie dla najmłodszych.
Dzisiaj świetlica działa aktywnie, jest otwarta codziennie i przyciąga dużą
liczbę dzieci. Młodzi nie chcą na tym poprzestać, chcą stworzyć miejsce do
spotkań także dla seniorów. Do dyspozycji jest pomieszczenie w byłej szkole w
sąsiedztwie świetlicy socjoterapeutycznej, biblioteki i sali tanecznej. Jednak
konieczny jest remont. Zaprawieni w bojach społecznicy ze Studzieńca przeprowadzą
go sami, a wyposażenie i potrzebne sprzęty kupią, dzięki wygranej w „Spółdzielni
pomysłów”. Stowarzyszenie ma pomysł na Dom Seniora – będzie to miejsce, które
zintegruje sąsiadów w różnym wieku. Seniorzy podzielą się z młodzieżą swoimi pasjami
oraz praktycznymi umiejętnościami manualnymi i kulinarnymi – przekażą lokalną
tradycję. Najmłodszym poczytają książki lub udzielą korepetycji. Młodzi z kolei
wprowadzą starszych w świat nowych technologii. Będzie to sposób na spędzenie
wolnego czasu, dla wielu recepta na samotność, a przede wszystkim platforma
łącząca pokolenia. Życzymy sukcesów!
Łowcy optymizmu z Kłębanowic i Dom seniora to dwie z
czterech zwycięskich inicjatyw trzeciej edycji konkursu „Spółdzielnia
pomysłów”. Już wkrótce poznacie bliżej dwa pozostałe projekty, które wygrały.
W dzisiejszym świecie, kiedy czasu brakuje prawie na
wszystko, często stoimy przed dylematem: co wybrać? Jak spędzić chwile wolne od
pracy czy stresów. Wielu z nas, mimo chęci, nie decyduje się ostatecznie na
nic, regenerując siły w domowych pieleszach.
Cierpi
na tym kultura, kreatywność i dusza. Kontakt ze sztuką, mimo że wyjątkowo
rozwijający, często jest jednym z ostatnich wyborów na liście pomysłów na
spędzanie wolnego czasu. Grupa osób z Fundacji Monmonde postanowiła to zmienić.
„Jeśli
Mahomet nie chce przyjść do góry…” – każdy z nas zna zakończenie przysłowia.
Górą w tym wypadku jest kultura, która dzięki powołanemu przez Monmonde
Objazdowemu Domowi Kultury gości w wioskach gminy Dębowiec (Cieklin, Łazy
Dębowieckie, Zarzecze, Dębowiec, Folusz). Co oferuje ODK?
Z grubsza to cykl
działań artystycznych i społecznych, który ma na celu zainicjowanie rozmów
dotyczących problemów gminy oraz, co oczywiste, ożywienie kulturalne tych
terenów. Warto w tym miejscu podkreślić, że udział w działaniach proponowanych
przez ODK jest bezpłatny (to zasługa Funduszu Inicjatyw Obywatelskich, który
dofinansował przedsięwzięcie).
Całość
podzielona jest na trzy moduły. Pierwszy z nich skupia się na sztuce i
kulturze. To w jego ramach odbywały się przeróżne warsztaty skierowane dla osób
w każdym wieku: teatralne i recytatorskie, które pomogły przygotować etiudy
oparte na lokalnych historiach, muzyczne – których celem było utworzenie
wielopokoleniowego zespołu, a także takie, które pozwolą zwiększyć zdolności
manualne uczestników (warsztaty rękodzieła, malarskie i plastyczne).
Na osobne
wspomnienie zasługują warsztaty „dizajnu”, jak nazwali je organizatorzy. Ich
celem jest nadanie drugiego życia zapomnianym przedmiotom i miejscom oraz
warsztaty „Odpowiedzialni społecznie”, które uczyły uczestników dialogu
usystematyzowanego.
Rdzeniem
drugiego modułu są warsztaty współpracy w grupie. Pomogą one nazwać i rozpoznać
problemy lokalnej społeczności. Ponadto, pozwolą zdobyć wiedzę na temat
projektów: zarządzania nimi i finansowania. Na koniec 15-osobowa grupa będzie
miała okazję zrealizować własne inicjatywy.
Ostatnim
modułem jest pokaz „Weekend z kulturą”, który będzie jednocześnie pełnił
funkcję finału i podsumowania całej inicjatywy. Będzie to przestrzeń, w której
miejsce znajdą fotografie wykonane podczas trwania inicjatywy ODK, prace
plastyczne uczestników warsztatów i film nakręcony w trakcie realizacji
zadania.
Objazdowy
Dom Kultury swoją misję rozpoczął w lipcu, a zakończy ją w grudniu. Propozycje
organizatorów znajdują szeroki odzew wśród mieszkańców 5 miejscowości w gminie Dębowiec.
Być może będzie to początek systematycznych działań na tym obszarze, który
pozwoli kulturze na stałe zagościć w Cieklinie, Łazach Dębowickich, Zarzeczu,
Dębowcu i Foluszu.
Pamiętać
bowiem trzeba, że obcowanie z kulturą zawsze jest obcowaniem z drugim
człowiekiem. Pozwala zbliżyć się do niego, poznać go i zrozumieć. W skali społeczności
prowadzi to do większej integracji i może skutkować znalezieniem odpowiedzi na
trudności trapiące lokalną społeczność.
Na zdjęciu: Koncert zespołu Rusychi - Kopaniny II, sierpień 2015, autor: Kolektyw Multimedialny robinholm.com
Światowe media biją na alarm – marnujemy zbyt dużo
jedzenia. W samej tylko Europie marnujemy ok. 100 miliardów ton pożywienia
rocznie. Czas to zmienić.
Jest to ogromny
problem. Aż 20-30% żywności kupowanej przez przeciętnego Europejczyka ląduje w
koszu na śmieci. Specjaliści oceniają też, że 60% tego, czym karmimy nasze
śmietniki, mogłoby stać się posiłkiem dla nas samych. Innymi słowy – żywności
na świecie starczyłoby dla wszystkich, problemem jest tylko jej dystrybucja i
rozsądne, zrównoważone dbanie o domowe spiżarnie.
Jedną z
możliwych odpowiedzi na ten stan rzeczy jest powstały w Poznaniu Outlet
Spożywczy. Jego pomysłodawcą jest Michał Nowak. Ten młody absolwent
poznańskiego Uniwersytetu Ekonomicznego zaczął zastanawiać się jak to możliwe,
że tylu Polaków cierpi z powodu niedożywienia, a jednocześnie aż tyle żywności
się marnuje. Obliczył, że w ciągu godziny samym tylko wyrzuconym pożywieniem
można zapełnić 22 ogromne dreamlinery. Strach pomyśleć o tym, ile ton marnujemy
w ciągu tygodnia, miesiąca, roku…
Outlet jest
innowacyjnym podejściem do zagadnienia dystrybucji żywności. W opisie na
stronie internetowej przedsięwzięcia możemy przeczytać, że to „internetowa giełda (…) zrzeszająca producentów
i odbiorców żywności, umożliwiająca sprzedaż pełnowartościowych produktów
spożywczych po obniżonej cenie”. Innymi słowy, pozwala on lepiej zarządzać
produkcją pożywienia, minimalizując przy tym straty i na dodatek proponować
produkty spożywcze po niższych cenach. Outlet Spożywczy pozwala znaleźć źródła
żywności o krótkim terminie przydatności do spożycia, które wymagają szybkiej
obróbki. A wbrew pozorom jest ich niemało. Stołówki w zakładach pracy czy
szkołach, bary mleczne… to tylko wierzchołek góry lodowej.
Warto wspomnieć, że
outlet podpisał umowę z Bankiem Żywności, czyli organizacją pożytku
publicznego, która od wielu lat na terenie całego kraju walczy z
marnotrawieniem pożywienia.
Skorzystanie z
usług outletu opłaca się wszystkim. Jego oferta skierowana jest nie tylko do producentów,
którzy dzięki niej pozbędą się kosztów związanych z utylizacją niesprzedanego
towaru i będą mogli liczyć na zwrot 23% podatku, ale zyskają na tym też
odbiorcy: czyli restauracje, stołówki, zakłady pracy czy sklepy spożywcze.
Outlet oferuje im bowiem produkty nawet o 60% tańsze, spory wybór kontrahentów
i wygodę w składaniu zamówień.
Co jednak najistotniejsze to fakt, że wszyscy
zaangażowani swoją postawą dają przykład innym. Przykład tego, czym jest
nowoczesne współdziałanie, które pozwala zaoszczędzić, zarobić i przynieść
korzyść lokalnej społeczności.
Outlet
Spożywczy został doceniony przez redakcję Pulsu Biznesu, która nagrodziła go w
swoim konkursie „Impuls do biznesu“. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że niebawem stanie się on marką, o której
głośno będzie nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Marką, która pozwoli
przedsiębiorcom z pełną mocą powiedzieć o sobie, że są społecznie
odpowiedzialni!
Jak efektywnie przygotować działania skierowane do
wspólnoty lokalnej? – podobne pytania zadaje sobie wiele osób, które chcą
zaangażować społeczność i zorganizować cykliczne wydarzenie, akcję lub inne działania.
Przygotowując się do zorganizowania wydarzenia, należy określić kilka
podstawowych założeń i pamiętać o ważnych elementach, które powinny nieustannie
towarzyszyć naszym działaniom. Poniżej przedstawię kilka najważniejszych
elementów, które – w mojej opinii – mają kluczowy wpływ na efektywne, rzetelne,
transparentne i skuteczne prowadzenie działań w społeczności lokalnej. Posługując
się przykładami, będę opierał się na własnym doświadczeniu.
CEL DZIAŁANIA
Pierwszym i najważniejszym elementem skutecznego działania
jest ustalenie jego celu. Jako prowadzący działania musimy znać odpowiedź na pytanie,
po co je realizujemy i jaki jest ich zamierzony efekt. Cel powinniśmy określić
jeszcze przed podjęciem działań.
DZIAŁAĆ WSPÓLNIE
Do jednego z równie ważnych elementów należy zaliczyć podmiotowość
w realizowaniu działań – bez względu na fakt, czy jesteśmy dużą organizacją
pozarządową, czy małą lokalną inicjatywą powinniśmy pamiętać o tym, że
najważniejsza jest społeczność. Społeczność powinna zawsze być aktywna w
naszych przedsięwzięciach, bez względu na stan realizacji poszczególnych
etapów. Mieszkańcy muszą nie tylko w nich uczestniczyć, ale powinni mieć wpływ na
kierunek realizacji działań. Naszym zadaniem, jako liderów działań skierowanych
do społeczności, powinno być aktywizowanie, szukanie i wydobywanie nowego
potencjału, którego dotychczas mieszkańcy nie mieli okazji wykorzystać. Na
zakończenie warto pamiętać o dwóch ważnych elementach – podziękowaniach i ewaluacji.
Dziękujmy mieszkańcom, którzy są z nami, chętnie przychodzą i włączają się w
organizowane wydarzenia. Pamiętajmy również o tym, żeby nasze działania były
adekwatne do potrzeb mieszkańców. W sprawdzeniu czy tak było pomoże nam
ewaluacja każdego procesu, która nie musi składać się z rozbudowanego
kwestionariusza pytań, a powinna się zaczynać od pytania: jak wam się podobało,
co wyniesiecie z tego działania itd."
USTALMY RAMY Z mojego doświadczenia wynika, że bez określenia celu nie
warto podejmować kolejnych kroków. Wspólnie z Fundacją Civis Polonus byłem
odpowiedzialny za realizację działań w społeczności Czosnowa (woj. mazowieckie)
związanych z rewitalizacją parku w centrum Czosnowa (realizacja w ramach
projektu ze środków UE). Aby rozpocząć pracę ze społecznością, wraz z
przedstawicielami administracji skupiliśmy się w pierwszej kolejności na
ustaleniu podstawowych założeń: czego oczekujmy od mieszkańców, co jesteśmy w
stanie dać/zaproponować mieszkańcom, jakie są nasze plany związane z realizacją
zmian w parku, na ile zdanie mieszkańców będzie przełożone na konkretne
rozwiązania. Pozwoliło nam to w dużej mierze przyjść do mieszkańców z konkretną
wiedzą, jak w przyszłości może wyglądać park, jakiego rodzaju zaangażowania od
nich oczekujemy, a jakiego rodzaju efektów mogą się spodziewać od nas. Dzięki
takiej organizacji wydarzenia, udało nam się pozyskać przychylność i
zaangażowanie licznych mieszkańców oraz szereg przedstawicieli społeczności. Relacje
z poszczególnych wydarzeń wraz ze
zdjęciami są dostępne TUTAJ. REALIZACJA PRZEDSIĘWZIĘCIA
Jeśli zakładamy, że chcemy zorganizować wydarzenie o
wymiarze ogólnospołecznym, to zacznijmy od odpowiedniego przygotowania. Przede
wszystkim potrzebujemy czasu. W dzisiejszym zabieganym świecie zdobycie uwagi i
zainteresowania jest trudne, dlatego zaangażowanie mieszkańców może okazać się
dużym wyzwaniem. Przygotowując szereg akcji angażujących bezpośrednio
mieszańców wspomnianego Czosnowa, kierowaliśmy się kilkoma podstawowymi
zasadami, które nam bardzo pomogły. Staraliśmy się, aby mieszkańcy gminy nie
tylko byli odbiorcami naszych działań, a również włączali się w proces
przygotowania szeregu wydarzeń dla wspólnoty. To bardzo ważne, aby społeczność miała
wpływ na proponowane wydarzenia i to wyraźnie czuła – nam, jako osobom z
zewnątrz było trudno uwzględnić lokalny potencjał i możliwości. Jak się
okazało, nieocenieni w tym byli mieszkańcy. Musimy pamiętać, że jeśli naszą
ambicją jest wydarzenie ogólnospołeczne, to struktura społeczności jest
zróżnicowana i z każdą grupą społeczną musimy kontaktować się inaczej. Co więcej,
dla każdej z tych grup potrzeby i priorytety są inne. Musimy je uwzględnić i
pokazać, że nasze wydarzenie jest skierowane do szerokiego grona odbiorców. W
ten sposób postępowaliśmy w Czosnowie – skorzystaliśmy z pomocy i uprzejmości
wielu instytucji, z których wymienić mogę kilka przykładów: szkoła – grono
pedagogiczne poinformowało młodzież, która została jednocześnie zaproszona
przez swoich rówieśników z młodzieżowej organizacji działającej przy Urzędzie
Gminy; biblioteka – poinformowała swoich czytelników (głównie emerytów i
rencistów oraz matki z dziećmi); informacja w lokalnej gazecie – dla wszystkich
czytelników oraz informacje w sklepie w centrum wsi. W dniu, w którym
organizowaliśmy jedno z wydarzeń, chodziliśmy po centrum wsi i informowaliśmy o
nim. Dodatkowo, warto skorzystać z różnorodnych kanałów komunikacji, które
pozwolą dotrzeć do mieszkańców – do młodych wysyłaliśmy wiadomości na portalach
społecznościowych (dołączyli młodzi mieszkańcy gminy, którzy z nami
współpracowali i samodzielnie wysyłali informację). Z dorosłymi kontaktowaliśmy
się przy pomocy informacji w sklepie, urzędzie, pozostałych instytucjach oraz
lokalnym banku. Dla osób starszych informację zostawaliśmy w bibliotece,
ośrodku zdrowia (zapraszaliśmy wspólnie z grupą aktywnych seniorów, którzy pomagali
nam zainteresować mieszkańców).
Rodziny zwykle starają się
jeść posiłki razem, przy wspólnym stole. Jedzenie bowiem to pretekst do tego,
by się spotkać i dzielić. Nie tylko potrawami, ale też czasem i słowem.
Stół to miejsce spotkań najróżniejszych osób. Nierzadko takich, których
doświadczenia są trudne, ale mimo to nie poddały się i podjęły wyzwanie, jakie
rzuciło im życie. Przy stole wymieniane są opinie na rozmaite tematy, nawet te,
o których na co dzień nie myślimy. Czasem rozmawia się o rzeczach smutnych i
tragicznych. Stół jest dowodem na to, że przeciwności losu można pokonać, że
można zmienić swoje życie, nadać mu sens. To wszystko zasługa stołu, Wspólnego
Stołu.
Restauracja Wspólny Stół to inicjatywa poznańskiej
Fundacji Pomocy Wzajemnej Barka, która pozwala jej podopiecznym dokonać zmian w
życiu. Zarówno tym osobom, które przewlekle nie mogą znaleźć pracy, jak i tym,
które wyzwalają się z jarzma nałogu.
Zespół tworzący Wspólny Stół to prawdziwa mieszanka – profesjonalny szef
kuchni, podopieczni fundacji, osoby wspierające, studenci. Dzięki temu, nawet ci,
którzy nie mieli wcześniej styczności z pracą w restauracji lub od kilkunastu
lat są bezrobotni, nie są zdani tylko na siebie. Wszyscy mają jeden cel – aby
Wspólny Stół był zawsze pełen gości. Wówczas ziści się marzenie inicjatorów przedsięwzięcia
– udowodnienie wszystkim, że każda
osoba, niezależnie od przebytej drogi i problemów, może stworzyć coś na
najwyższym poziomie.
Dzięki takiemu podejściu, w menu restauracji nie brakuje dań wykwintnych
(takich jak np. gicz jagnięca czy potrawa z pstrąga kiekrzańskiego). Poza tym
goście restauracji znajdą tam też gołąbki, makarony czy rabarbar z kruszonką.
Menu jest tak skonstruowane, by każdy znalazł coś dla siebie. Specjalnością
Wspólnego Stołu jest lokalna, ekologiczna żywność, która pochodzi z
gospodarstwa w Chudobczycach, które także prowadzi Fundacja Barka. To z kolei
przykład na to, jak spójnie można prowadzić działalność spółdzielczą. Dwie
inicjatywy, które uzupełniają się idealnie, a przyświecają im te same wartości
i cele. Świadomy i zrównoważony rozwój jednej z nich pozwala czerpać korzyści drugiej.
Sytuację tę można śmiało odwrócić i powyższy opis wciąż znajdzie zastosowanie.
Co świadczy tylko o tym, że zarówno gospodarstwo, jak i restauracja, nie są
dziełem przypadku. To przemyślane działanie fundacji, która na różnych polach
chce dawać szansę swoim podopiecznym.
Działalność Wspólnego Stołu pokazuje, że nie warto wierzyć w krzywdzące
stereotypy. Co jednak najważniejsze – jest to sygnał do zmiany, który może
odebrać każdy. Nie ma sytuacji bez wyjścia, zawsze znajdą się ludzie gotowi
pomóc. Nawet w beznadziejnej, zdawałoby się, sytuacji.
Centralne miejsce w restauracji zajmuje stół. Duży, dębowy, który może
pomieścić nawet kilkanaście osób. Jak mówią sami inicjatorzy – to symbol
Fundacji Barka. Fundacji, która jest miejscem spotkań i która pomoże każdemu, kto tego
naprawdę potrzebuje. Trudno znaleźć lepszy symbol tego, czym jest działanie na
rzecz drugiego człowieka.
Jeżeli więc kiedykolwiek, będąc w Poznaniu, zapragniecie usiąść przy stole,
kierujcie swoje kroki na Śródkę. Poznajcie specjały kuchni Wspólnego Stołu i
osoby, które – dzięki inicjatywie Barki – mają szansę odmienić swoje
życie.
Aktywność społeczna to niezwykle
popularny termin, który od kilkunastu lat jest na ustach socjologów, liderów
organizacji pozarządowych, polityków oraz wielu ekspertów zajmujących się
społecznościami. Aktywność obywatelska stała się swoistą modą, trendem popularyzowanym
zarówno przez aktywistów, jak i polityków na wszystkich szczeblach władzy. Doświadczenie
społeczeństw o wieloletnich tradycjach demokratycznych (takich jak np. USA,
Szwecja, Wielka Brytania) pokazuje, że aktywność społeczna przynosi efekty nie
tylko w kontekście zaangażowania obywateli i mieszkańców, ale również pozytywnie
oddziałuje na rządzących – współdecydowanie wpływa na wypracowywanie lepszych
rozwiązań. Nic bez społeczności o społeczności - tak mogłoby brzmieć hasło związane z niezwykle popularnym w ostatnich latach
aktywnym udziałem społeczności w podejmowaniu decyzji na wszystkich szczeblach
administracyjnych w polskim społeczeństwie. Powszechnie dziś używany termin „aktywność społeczna” zyskał licznych zwolenników, którzy po wielu latach ograniczonej
możliwości udziału w życiu społeczności optymistycznie zachęcali do działania
na rzecz wspólnoty. Niedawno obchodzona rocznica ćwierćwiecza demokratycznego
rozwoju kraju pozwala przyjrzeć się dobrym praktykom, doświadczeniom wielu
organizacji pozarządowych oraz samorządów.
Jak wynika z badań CBOS, ponad ¾
Polaków (77%) w roku 2014 wierzyło, że ludzie - działając wspólnie - mają wpływ na rozwiązywanie problemów społeczności lokalnych.
Porównując dane z badań CBOS z ostatnich trzynastu lat (badania prowadzone regularnie
od 2002 roku), dostrzec można, że poziom osób, które deklarowały wiarę we
wspólne działania wzrósł niemal o połowę (z 50% w 2002 roku do 77% w 2014 roku). Niestety,
z tych samych badań wynika, że jedynie nieco mniej niż co piąty badany (19%)
wierzy w możliwość skutecznego rozwiązania problemów
społeczności lokalnej. Problem nie leży w braku aktywności,
której rzecz jasna mogłoby być więcej, lecz w wierze w realizowane działania. W moich osobistych doświadczeń współpracy ze społecznościami opinie były
podobne – samorządowe władze zapraszają
nas do projektów, które wcześniej przygotowały i potrzebują teraz tylko
uwiarygodnienia działań wśród mieszkańców – ta wypowiedź mieszkańca małej
gminy w Lubelszczyźnie, gdzie pracowałem przed kilkoma laty, była tylko jedną z
często powtarzanych opinii dotyczących działania w społeczności.
Kilkuletnie doświadczenia w
zakresie animacji i diagnozy potrzeb społeczności podpowiadają mi jednak co
innego – tylko najbardziej wytrwali mieszkańcy, nastawieni na niekiedy trudne
rozmowy z partnerem w postaci samorządu i odbiorców swoich pomysłów – których
potrzeby są zróżnicowane, często wzajemnie wykluczające się, mogą osiągnąć
sukces w postaci realizowanych zmian/postulatów.
Pojawia się jednak pierwsza i
najważniejsza wątpliwość – jak sprawić, aby członkowie danej społeczności
włączyli się w działania? Przede wszystkim muszą one być jasne, proste w
przekazie, transparentne, a ich rezultaty i efekty powinny być widoczne w przyszłości.
Nasza
motywacja powinna opierać się na dwóch zasadniczych elementach:
1. Przedstawienie
celu i pożytków płynących z realizacji działania (w wymiarze indywidualnym –
dla każdego mieszańca i ogólnospołecznym – w znaczeniu grupowym);
2. Przedstawienie
przebiegu planowanych działań, harmonogramu, zakładanych rezultatów. Z
podobnymi obawami i pytaniami spotykałem się wielokrotnie, prowadząc działania
dla społeczności lokalnej. Współpracując z administracją samorządową, słyszałem
pytanie, w jaki sposób zaprosić mieszkańców, jak sprawić, aby w ogóle przyszli
i włączyli się w nasze działania. Należy jasno podkreślić i poinformować
mieszkańców, że ich udział w dalszej realizacji przedsięwzięcia jest niezbędny do jego
realizacji, ich zdanie jest niezwykle ważne i ma decydujący wpływ. W ten sposób,
wraz z dyrektorką Biblioteki Publicznej, działaliśmy w Grucie (woj. kujawsko – pomorskie), gdzie
mieszkańcy brali udział w dwóch konsultacjach społecznych dot. budowy fermy
wiatrowej i prowadzenia szkół przez stowarzyszenie. W przypadku obu konsultacji
mieszkańcy zostali zaproszeni przez bibliotekarkę (marketing szeptany oraz
ustne zaproszenia), znali cel rozmów i wiedzieli, jakie są konsekwencje oraz efekty
proponowanych rozwiązań (materiał z konsultacji można obejrzeć tutaj). W tym
przypadku sukcesem okazało się wskazanie, że głos mieszkańców będzie miał istotny wpływ na przyszłość i rozwój gminy. W
trakcie kilku spotkań, które zorganizowaliśmy w gminnej bibliotece i szkołach
spotkaliśmy się z ponad 70 osobami, co w przypadku małej gminy jest sporym
sukcesem. Inną
metodę wykorzystaliśmy z miejskimi aktywistami i biblioteką w miejscowości
Bychawa (woj. lubelskie), kiedy chcieliśmy zaangażować mieszkańców do podjęcia
decyzji o losach dużego parku w centrum miasta. Cykl spotkań, warsztatów,
prelekcji, negocjacji wymagał od mieszkańców dużego zaangażowania. Jak
postąpiliśmy w tej sytuacji? Wykorzystaliśmy wszystkie możliwe lokalne kanały do poinformowania mieszkańców o prowadzonych działaniach. Informacje pojawiły się
m.in. w bibliotece, w urzędzie, na słupach, na tablicach, w mediach lokalnych.
Co więcej wykorzystaliśmy potencjał lokalnych liderów i aktywistów –
współpracując z nimi, zaprosiliśmy pozostałych. W ten sposób zachęciliśmy
nieprzekonanych, którzy nie przyszliby, gdyby nie bezpośrednie zaproszenia osób
związanych ze wspomnianą Bychawą. Dzięki temu, udało nam się stworzyć stałą
grupę osób, która brała udział we wszystkich działaniach. Jak się okazało, nasza wielopokoleniowa grupa mieszkańców (od
gimnazjalistów po emerytów) chętnie włączyła się w inne działania realizowane
na terenie miasta. Podstawą
naszych działań powinno być organizowanie ich w taki sposób, aby mieszkańcy chcieli
i mieli możliwość włączenia się we wszystkie procesy. Pozwoli to zainteresować
społeczność na dłużej i znaleźć aktywistów, którzy będą mogli z nami stale
współpracować, pełniąc rolę liderów lokalnych.
Barbara Bąbska i Marek Rymsza w
doskonałym przewodniku do pracy w społecznościach słusznie
wskazują, że podstawą [działania w
społeczności lokalnej – M.U.] jest
włączanie mieszkańców w proces zmian, co oznacza prowadzenie prac nie tyle dla
mieszkańców, ile z mieszkańcami i niejako przez mieszkańców.
Aktywizacja społeczna
nie tylko seniorów, ale każdej innej grupy społecznej, zaczyna się w środowisku
lokalnym. O powodzeniu każdego z podjętych przedsięwzięć decyduje wiele
czynników. Niewątpliwie jednym z nich jest integracja społeczności i wzbudzenie
wśród jej członków chęci do działania. Istotną
rolę odgrywają w tych działaniach organizacje pozarządowe i skupieni wokół nich
wolontariusze, kościoły, związki wyznaniowe, uniwersytety trzeciego wieku, etc.
W ostatnich kilku latach
nastąpił gwałtowny wzrost zainteresowania problematyką aktywizacji seniorów. Nic
dziwnego, bowiem wedle statystyk i danych demograficznych, nasze społeczeństwo
gwałtownie się starzeje. Dzisiejszy senior chce pozostać jak najdłużej aktywny,
samodzielny, w pełni korzystający z uroków życia. Mimo tego, iż coraz więcej
ofert skierowanych jest do osób powyżej pięćdziesiątego roku życia, w wielu
społecznościach lokalnych, jedynym miejscem aktywności senioralnej jest
ławeczka w parku. Liczne badania jednoznacznie wskazują, że im dłużej osoba
pozostaje aktywna zawodowo i społecznie, realizuje swoje pasje i
zainteresowania, tym ma większe poczucie spełnienia, sensu życia, jest
zadowolona z relacji z innymi oraz wykazuje wiele optymizmu. Ponadto osoby
takie mniej skarżą się na dolegliwości chorobowe.
Najbardziej znaną i
powszechną inicjatywą dla seniorów są uniwersytety trzeciego wieku. Ich
tradycja wywodzi się z Francji i sięga początków lat siedemdziesiątych. Obecnie
działa ich w naszym kraju około 110 zrzeszając około 25 tysięcy słuchaczy. Głównymi
celami UTW są m.in. aktywizacja osób starszych, poszerzenie ich wiedzy,
umiejętności i kompetencji społecznych,
integracja z lokalną społecznością, podtrzymywanie więzi społecznych i
budowanie społecznego wsparcia.
Kolejną popularną
inicjatywą aktywizującą i integrującą osoby starsze są Kluby Seniora. Prowadzą one działalność artystyczną,
turystyczną, integracyjną, oferując swoim sympatykom możliwość realizowania swoich
pasji, aktywnego i atrakcyjnego spędzania czasu.
Pamiętajmy o tym, że
seniorzy posiadają ogromną wiedzę i bogate doświadczenia życiowe, a z ich rad
mogą korzystać młodsze pokolenia. Formuła Społecznych Banków Czasu pozwala na
aktywizację seniorów, przeciwdziała wykluczeniu społecznemu, motywuje do działania,
poprawia poczucie sensu życia (mogę zrobić coś użytecznego dla innych). Idea
banków opiera się na wymianie usług, w której walutą jest czas. Przykładowo – w
Poznańskim Banku Czasu prowadzone są różnego rodzaju warsztaty plastyczne, majsterkowania
oraz psychologiczne.
Wśród osób starszych istnieje zapotrzebowanie szczególnie
na kształcenie z korzystania z technologii informacyjnych, które przeciwdziała
tzw. wykluczeniu cyfrowemu, a także na
temat zdrowia, procesu starzenia się, wyglądu i higieny osobistej oraz
poradnictwa przedemerytalnego. Seniorzy są również zainteresowani nauką języków
obcych, zajęciami artystycznymi, sportowymi, wycieczkami, spotykaniem nowych
ludzi. Należy zwrócić uwagę, że
duża część inicjatyw ma charakter formalny, czasami pewne akcje są organizowane
odgórnie dla seniorów. Coraz częściej jednak to seniorzy biorą sprawy we własne
ręce, organizując samodzielnie liczne wydarzenia. Czasem są one sformalizowane,
a czasem mają charakter spontaniczny. Ważne jest, aby seniorzy również
samodzielnie podejmowali działania i organizowali sobie czas. Bardzo często
wystarczą dobre chęci, aby zainicjować pewne działania w społeczności lokalnej.
Na początek wystarczy znaleźć kilka osób w naszym otoczeniu i zorganizować
wspólny spacer, nordic walking, wspólne gotowanie, wypad do kina czy teatru, a
później poszerzać wachlarz możliwości. Poniżej znajdują się przykłady, które pokazują,
że seniorzy potrafią doskonale sami się organizować i wyzwalać pozytywną energię w swoim
otoczeniu.
W niektórych
miejscowościach tworzą się inicjatywy, w ramach których seniorzy oferują
mieszkańcom pomoc przy pracach domowych, często też udzielając porad młodszemu
pokoleniu. Seniorzy mogą również aktywnie włączać się w prace szkół czy
przedszkoli np. organizując wspólne warsztaty teatralne, literackie,
plastyczne, kulinarne. Jest to świetna inicjatywa łącząca pokolenia, wszyscy
bowiem wiemy, że nikt tak nie odmładza jak dzieci i nikt tak nie rozpieszcza
jak dziadkowie.
Oczywiście nie można zapominać o inicjatywach o charakterze sportowym.
W celu integracji, ale także podtrzymywania zdrowia i dobrego samopoczucia,
organizowane są grupowe zajęcia z nordic walking, aerobiku czy innego rodzaju aktywności.
Dobrą formą aktywizacji
społecznej jest akcja „seniorzy pomagają seniorom”. Forma wsparcia może być
różna – od pomocy przy zakupach, wizycie lekarskiej, po spędzanie razem
aktywnie czasu. Okazuje się bowiem, że osoby powyżej sześćdziesiątego roku
życia mogą być najlepszym wsparciem dla osób w podeszłym wieku (czyli 75+). Takie
inicjatywy należy szczególnie wspierać i doceniać. Bardzo często ograniczają
się one do pomocy sąsiedzkiej, jednak doświadczenia państw zachodnich pokazują,
iż przynoszą one wymierne korzyści dla obu stron – tej, która przyjmuję opiekę
i tej, która ją daje.
Na zakończenie trzeba
podkreślić, że większość działań aktywizujących i integrujących seniorów nie
wymaga wysokich nakładów finansowych. Z tej perspektywy prowadzenie klubu
seniora, warsztatów dla seniorów w domu kultury, tworzenie banków czasów poza
chęciami i pozytywną energią, nie wymaga tworzenia wysokobudżetowych projektów.
Jako bloger i doradca ds. ekonomii społecznej, analizując rynek usług
marketingowych dla spółdzielni socjalnych, zrozumiałam, że - choć w teorii cała
spółdzielcza społeczność rozumie jak marketing dla ekonomii jest ważny - to w
praktyce III sektora rzadko jesteśmy świadkami efektywnych działań marketingowych.
W swojej spółdzielczej karierze odwiedziłam i opisałam na blogu ponad 50
spółdzielni socjalnych w Polsce, ponad 150 śledzę jako fan na Facebooku,
kilkanaście z nich oglądam na Instagramie, ale zaledwie dwie podaję dalej na
Twitterze.
Wpisując w wyszukiwarce Google hasło „spółdzielnia socjalna”, otrzymuję
500 tysięcy wyników, z czego pierwsze trzy to znane mi podmioty, a kolejne
dziesięć pozycji to porady, jak takimi się stać. Dopiero kolejne strony
przynoszą spersonalizowane domeny, choć w większości i tak najczęściej
występującą nazwą jest w ich członach - KRS.
Mimo to, gdybym zapytała o marketing ponad 1300 zarejestrowanych do
końca 2014 roku spółdzielni socjalnych, jestem pewna że 100% odpowiedziałoby
twierdząco, - że go ma.
Mam także świadomość, że 80% z nich swoje przekonanie na temat
marketingu zbudowało na otrzymanej na początku działalności, bezpłatnej pomocy
w formie de minimis, którą oferują ośrodki wsparcia. Najczęściej te same, które
pomagają im się zakładać. Oprócz środków na aktywizację zawodowo-społeczną osób
zagrożonych wykluczeniem, ośrodki te mają również olbrzymi kapitał na ich
promocje i reklamę. I choć najczęściej oferowane im konsultacje marketingowe
sprowadzają się do otrzymania nowego logo, bezpłatnego hostingu czy
umieszczenia strony w internecie albo zaprojektowania, wydrukowania i zrobienia
pieczątek, wizytówek, ulotek czy koszulek - to i tak jestem zdania, że dla
spółdzielców stawiających w tym biznesie pierwsze kroki to ogrom nowej wiedzy,
którą muszą nie tylko przyswoić, ale także samodzielnie zaadaptować na potrzeby
swojej działalności.
I tu najczęściej gubi się istota reklamy spółdzielni, która w porównaniu
z wypisywaniem urzędowej dokumentacji, zobowiązań i pism dotyczących
otrzymanych dotacji, wydaje się tak oczywista i tak prosta, że aż niepotrzebna.
A tym samym odkładana na bok i rzadko kiedy brana pod uwagę ponownie.
W dużej grupie organizacji zaniedbujących sferę marketingu, jest jednak
wiele chlubnych wyjątków. Około 15% spółdzielni nie tylko korzysta z oferty
wsparcia reklamowego OWES, ale także na własną rękę stara się
zadbać o rozpoznawalność i promocję swojej marki.
Te spółdzielnie zdecydowanie częściej decydują się na konta w portalach
społecznościowych. Raz po raz uaktualniają swoje strony internetowe,
zamieniając znane wszystkimi lorem ipsum na aktualne menu czy ofertę
usług. Chętnie wystawiają się na targach i festynach spółdzielczych, ale już
mniej chętnie wydają pieniądze na promujące ich stanowiska roll up'y czy
banery.
Mimo to, dzięki marketingowi szeptanemu opierającemu się na ich
rzetelnej pracy, konkurencyjnych cenach i fachowości usługi, raz po raz można o
nich usłyszeć w regionalnych telewizjach i lokalnych mediach. Mając większe
możliwości niż większość spółdzielni, niestety, nie zawsze potrafią
przełożyć posiadane narzędzia na realny sukces. Nie stać ich także na
profesjonalną obsługę firm PR-owych czy agencji reklamowych.
Co zatem sprawia, że 5 spośród 15% spółdzielni odnosi niebywały
marketingowy sukces? Kilka naprawdę prostych reguł, które stosują w swojej
praktyce. Zapraszam do korzystania z nich i inspirowania się przy promocji
inicjatyw społecznych i spółdzielni socjalnych:
1) Promuj
się „zanim”, a nie „po”.Dobra Spółdzielnia Socjalna z Poznania otwierała swój lokal przy ul. Nowowiejskiego
prawie dwa lata. Znam niewiele marek i produktów, na których otwarcie tak długo
czekałam. Zresztą nie tylko ja. Co spowodowało, że połowa Wielkopolski
wyczekiwała tego terminu?
Odpowiedzią jest - Agnieszka
Frankowska - współzałożycielka i opiekun spółdzielni, która ani przez moment
nie dała facebookowiczom zapomnieć o spółdzielni, idei i powstającej kawiarni. Stworzyła
wraz ze swoim teamem spójną, zrównoważoną kampanię społeczno-medialną,
podsycając nasze oczekiwanie.
Rozpoczęła od założenia bezpłatnego fanpage’a na Facebooku, na którym
zapoznała nas z ideą kawiarni, specyfiką pracującego tam zespołu, misją jaka mu
przyświeca i pomysłom, jakie chce zrealizować. Potem skusiła się na nowatorski
pomysł i uruchomiła społeczny fundraising na platformie polakpotrafi.pl. Dzięki
temu posunięciu, każdy mógł dołożyć od siebie trochę dobra i przeznaczyć swoje
pieniądze na remont kawiarni. Kolejnym krokiem było niebywale huczne otwarcie,
na którym pojawiło się kilkaset osób i
które spotkało się z dużym medialnym oddźwiękiem.
Zwróćmy uwagę na fakt, że - ani Agnieszka, ani jej zespół - nie mieli na
to wielkiego budżetu. Za to kapitał społeczny wykorzystali w pełni. Kiedy
czegoś im brakowało pytali wprost o pomoc swoich facebookowych fanów. Zawsze
znalazł się ktoś, kto z dobroci serca przyniósł do kawiarni to, co akurat było
potrzebne. Ktoś pomógł zrobić infografiki, ktoś inny wsparł drobną reklamą,
ktoś przeprowadził szkolenie, a jeszcze ktoś oddał im swoje meble. I choć nie
zawsze dostawali to, co im się marzyło, to każdy przedmiot i sytuację potrafili
wspólnymi siłami przekuć w coś przydatnego. A skąd to wiem? Bo robili to przez
dwa lata na oczach całego kraju, na swoim Facebooku. Przykład Dobrej
Spółdzielni to dowód na to, jak niewiele trzeba, by osiągnąć sukces.
2) Promuj swoich ludzi, nie tylko produkt.Czy - gdyby Browar Spółdzielczy w Pucku był kolejną lokalną
warzelnią piwa - odniósłby taki sam marketingowy sukces, jakiego jesteśmy świadkami?
Odznaczany przez zagraniczne media kolejnymi tytułami, doceniany przez światową
organizację Ashoka jako najlepszy społeczny startup, uznawany przez krajowe i
zagraniczne browary za jeden z lepszych w kraju… Bez zastanowienia mogę
powiedzieć, że sukces browaru nie byłby możliwy, gdyby był to kolejny,
komercyjny biznes. Wszak nie każdy jest gotów zapłacić 12 zł za butelkę piwa. Co
w takim razie sprawia, że pierwszy w Polsce i szósty na świecie browar o
charakterze spółdzielczym nie nadąża z produkcją swojego piwa „Ratowniczego”
czy „Dwa półsztyki”?
Browar Spółdzielczy Spółdzielni Socjalnej Dalba z Pucka powstał, by dać
szansę na nowy start wychowankom Warsztatów Terapii Zajęciowej. To właśnie ich
postawy, zachowania i aktywizację zawodową promuje Agnieszka Dejna - współzałożycielka
i pomysłodawczyni browaru. Bo choć piwo jest tu produktem, to właśnie
wychowankowie WTZ są wartością, która ten produkt promuje. Świadomość, że przedsiębiorstwa
społeczne tworzą niezwykli ludzie, którzy musieli przejść w życiu wiele
trudnych momentów, jest najpotężniejszą dźwignią marketingu usług
spółdzielczych.
3) Promuj się „z nimi”, nigdy „przeciwko nim”.Macie jakieś konkretne skojarzenia ze słowem fajna? Bo ja ilekroć widzę
ten zwrot zastosowany w internecie, podświadomie wiem, że nie znalazł się tam przez
przypadek. Wiem, bo Fajna Spółdzielnia Socjalna z Zabrza z
wykorzystaniem tego prostego zwrotu realizuje swój marketingowy plan. To jedna
z niewielu spółdzielni, która w 100% wykorzystuje potencjał reklamowy i promuje
się w każdej sytuacji. Fajna Spółdzielnia Socjalna nie broni się przed
konkurencją i jej sukcesami. Wręcz przeciwnie - wspiera ją, chwaląc dokonania, gratulując,
ciesząc się wspólnymi sukcesami, obwieszczając wszem i wobec: „Jest fajnie”. 4) Promuj to, w co wierzysz. Nikt inny nie zrobi tego
lepiej.
Nie posiadam żadnej wiedzy na temat kuchni wegańskiej. Myślałam, że nikt
nie przekona mnie do tego, że istnieje alternatywa dla jedzenia mięsa. Nie znam
też do końca problemu bezdomności. Nie mam pewności, jak na nią reagować, jak
wybaczać powroty i popełniane błędy osobom bezdomnym, które wielokroć odrzucają
podejmowane wobec nich próby pomocy.
Pomimo to, po spotkaniu ze Spółdzielnią Socjalną Margines
prowadzącą w Warszawie Lokal Wegan Bistro i po wizycie w Przedsiębiorstwie
Społecznym Czerwony Rower u Pani Ani, a także po wypiciu kawy z Marysią
Sadowską z poznańskiej Barki w Spółdzielni Socjalnej Wspólny Stół oba te
tematy wydają mi się dużo bliższe. Dlaczego? Bo - rozmawiając z nimi – czuje
się ich autentyczność. Sensem ich działań jest robienie czegoś dla dobra
innych. Wierzą w to całym sobą, a swoje wartości przekazują w działaniu. Na
tym właśnie opiera się ich marketing – na byciu szczerym i prawdziwym.
Bank czasu to inicjatywa wpisująca się w ideę społeczeństwa
obywatelskiego. W tym przypadku, oprócz najważniejszych korzyści płynących z
samoorganizacji, integracji lokalnych społeczności, nawiązywania nowych
znajomości, mamy równocześnie do czynienia, z istotnym - zwłaszcza dla osób o
ograniczonych możliwościach finansowych - zyskiem
ekonomicznym.
Bank czasu to system wymiany bezgotówkowej, polegający na dobrze
znanej i docenianej pomocy sąsiedzkiej, jednak osoba, którą wspieramy bądź
korzystamy z jej pomocy, nie musi być nam wcześniej znana. W naszym kontakcie
będzie pośredniczył bank czasu.Sposób działania banku czasu jest prosty: osoby chętne do
podzielenia się swoją wiedzą, umiejętnościami, talentami czy po prostu towarzystwem
(np. podczas zabawy weselnej) wypełniają formularz, który dotyczy, oprócz podstawowych
danych, propozycji usług oraz naszych własnych potrzeb. Koordynator banku czasu
pośredniczy w wymianie usług, przypisuje „zarobione” godziny każdemu uczestnikowi na jego konto.
Należy
pamiętać, że każda wykonana praca jest sobie równa, co znaczy, że np. godzina
korepetycji z języka rosyjskiego jest tożsama godzinnemu pieleniu ogródka,
ponieważ jednostką rozliczeniową jest czas. Czerpiemy go tyle, ile sami
poświęciliśmy innej osobie.
Zorganizowane banki czasu powstały w USA w latach 80., jednak
idea samopomocy, wymiany przysług, tkwiła w wielu kulturach od dawna. Banki
czasu pozwoliły na rozszerzenie spontanicznych inicjatyw wśród społeczności lokalnych,
podtrzymują więzy społeczne, pozwalają na spożytkowanie czasu wolnego.
W Poznaniu bank czasu działa nieprzerwanie od 2006 roku, co
czyni go polskim rekordzistą. Prowadzi go Stowarzyszenie Lepszy Świat. Wszystkich
chętnych do zapoznania się z działalnością Stowarzyszenia oraz ewentualnemu
zarejestrowaniu się w poznańskim banku czasu zapraszamy na stronę: http://bank.lepszyswiat.org.pl/auth/login
.
Idea Zero-Waste tj. „zero śmieci” (tłumaczenie Joanny
Gołębiewskiej, która zaznacza, że w ten sposób chciała ułatwić utożsamienie się
z problemem konsumentowi) ma na celu ograniczenie produkcji śmieci w każdym
gospodarstwie domowym. Nie chodzi o recykling, tylko o świadome unikanie np.
mnożenia opakowań, czego nie ułatwiają nam producenci produktów spożywczych, kosmetycznych
czy chemicznych.
Tym samym po każdych zakupach wyrzucamy do pojemnika
nieprzydatne foliówki, kartoniki, plastikowe opakowania. Ilość odpadów wzrasta.
Na pytanie, co zrobić, by uczynić pierwszy krok w stronę odpowiedzialnych,
ekologicznych zakupów, odpowiedziały sobie dwie Niemki: Sara Wolf i Milena
Gimbovski, które postanowiły otworzyć sklep przyjazny dla środowiska.
Berliński supermarket Original Unverpackt, działający od
2014 roku, powstał przy współudziale darczyńców w ramach zbiórki społecznej, co
świadczy o dużej potrzebie tego typu miejsc i świadomości problemu, jakim jest
nadmierne produkowanie odpadów. W sklepie produkty są dostępne w dyspozytorach.
Klienci mogą zakupić dowolną ich ilość, a do pakowania wykorzystać własne
słoiki lub te, które można wypożyczyć na miejscu. Dodatkowo żywność dostarczana
jest do marketu przez lokalnych dostawców. Sklep wpisuje się w myśl „zero
odpadów” i kontynuuje ideę supermarketów, które wcześniej powstały w Anglii
oraz Stanach Zjednoczonych.
Droga do całkowitego zaprzestania produkcji śmieci jest
trudna. Idea Zero-Waste kieruje się pięcioma zasadami, które mogą przybliżyć
nas do zminimalizowania własnej góry śmieci:
- odmawiaj (kupowaniu produktów,
które wytwarzają śmieci)
- redukuj
- użyj ponownie
- przetwarzaj i przerabiaj
- kompostuj
Wydaje się jednak, że myślenie o odpadach powinni zmienić,
oprócz wspomnianego konsumenta, także przedsiębiorcy. W końcu zmniejszona ilość
opakowań to również mniejsze koszty produkcji. Oby ta wartościowa idea dotarła
także do nich.
Ostatnio coraz częściej słyszy się o powstających w
miastach ogrodach społecznościowych, które są znakiem zmiany w myśleniu o
żywności, przestrzeni publicznej i wyrazem potrzeby działania w swojej okolicy.
Głównym celem takich miejsc jest umacnianie lokalnej wspólnoty oraz edukacja,
ponieważ ludzie żyjący w mieście nie zawsze mają wiedzę na temat cyklu przyrody
czy pielęgnowania roślin. Korzyści wynikające z anektowania leżących odłogiem,
zarośniętych i zaniedbanych miejsc jest więcej.
Mieszkańcy aglomeracji mają
gdzie nawiązać więź z sąsiadem, spotykając się przy wspólnej pracy czy
odpoczynku w miejskiej zielonej oazie.
Dodatkowo inicjatorzy ogrodów, którzy współpracują z
mieszkańcami, dbają o to, by urozmaicać ten wspólny czas, np. organizując na
terenie ogrodu plenerowe pokazy filmów, pikniki czy koncerty. Mieszkańcy z
kolei poświęcają swój czas i uwagę na upiększanie ogrodu, pielęgnowanie,
podlewanie czy pielenie. Wspólnie wyhodowane warzywa i rośliny często wykorzystywane
są podczas warsztatów np. układania bukietów czy robienia past.
Idea ogrodów sukcesywnie się rozwija. Już w prawie każdym
większym mieście w Polsce można spotkać się z takimi przestrzeniami.
W Poznaniu,
w ramach projektu Generator Malta od 2013 roku powstały ogrody społecznościowe
w dzielnicach: Jeżyce, Wilda, Łazarz czy w samym centrum na Placu Wolności. Generator
Malta wspiera mieszkańców i lokalne organizacje w działaniach na terenie
ogrodów, współorganizując wydarzenia kulturalne, warsztaty dla dzieci i
dorosłych. To ważne, ponieważ nie wszystkim mieszkańcom udaje się dotrzeć na
wydarzenia kulturalne, które odbywają się w centrum miasta. Wychodzenie z
inicjatywami artystycznymi poza centrum, pozwala animować życie mieszkańców
poszczególnych dzielnic, które do tej pory często pełniły role miejskich
„sypialni”.
Wśród lokalnych działaczy wyłaniają się liderzy, którzy kontynuują
kuratelę nad stworzonymi ogrodami i właśnie o takie przejmowanie inicjatywy
przez mieszkańców chodzi. Dzięki temu odżywa współdziałanie, następuje
integracja, buduje się międzyludzką więź, a dodatkowo pięknieje okolica i
mieszkańcy kamienic czy bloków mogą spędzać czas aktywnie na świeżym powietrzu. Zachęcające?
Ogrody są otwarte dla wszystkich, skorzystajcie z tej możliwości.
Internet jest
narzędziem wyjątkowym. Możliwości jego wykorzystania zdają się nie kończyć.
Wbrew powszechnej opinii, w sieci można znaleźć nie tylko zdjęcia kotów czy
śmieszne filmy. Odpowiednio wykorzystany, może przynieść wiele dobrego otaczającemu
nas światu.
Poza
nieograniczonymi możliwościami komunikacyjnymi czy nowatorskimi rozwiązaniami
związanymi z pozyskiwaniem informacji, internet jest także skupiskiem ludzi.
Żyjącą siecią kontaktów, znajomości i grup, które mogą znaleźć tu swoje
miejsce. Dowodem na to są nie tylko fora internetowe – miejsca, gdzie pasjonaci
danej dziedziny dyskutują i wymieniają poglądy. Równie dobrym przykładem jest
zjawisko zwane crowdfundingiem.
Crowdfunding – co to jest?
Crowd – z ang. tłum.
Funding - fundowanie, finansowanie. Crowdfunding to finansowanie
społecznościowe. Rozwiązanie bolączek wielu osób, które mają świetne pomysły,
ale brak im żyłki biznesowej. Nie potrafią przekuć swojej wizji w działanie z
powodu niedostatków finansowych. Internetowa społeczność może w ten sposób
pozwolić na realizację czyichś marzeń czy planów.
Jak to działa?
Wszystko odbywa
się za pomocą specjalnej strony internetowej. Zasada działania jest prosta:
jeżeli mamy pomysł, który chcemy zrealizować, opisujemy go tam, wyznaczamy
kwotę, którą chcemy uzyskać i… odliczamy. Na uzbieranie wskazanej ilości
pieniędzy mamy najczęściej 30 dni. Oczywiście to bardzo ogólny plan działania.
Ciekawym pomysłem jest możliwość skorzystania z opcji gratyfikacji dla osób
wspierających dane przedsięwzięcie. Załóżmy, że chcemy uzbierać 10 tysięcy
złotych na wykonanie gry komputerowej. Możemy wówczas ustalić, że np. osoby
wpłacające od 10 do 30 zł zostaną wymienione w jej napisach końcowych.
Fundatorzy, którzy dorzucili do gry 50 zł, poza jej egzemplarzem, dostaną również
ścieżkę dźwiękową. Osoby wpłacające 200 zł mogą nadać imię wybranej postaci w
grze i tak dalej…
Wspomniane
powyżej gratyfikacje, poza oczywistą wartością dla fanów i fundatorów, mają
jeszcze jedną zaletę – pomagają w promocji, budując odpowiedni wizerunek
produktu, inicjatywy czy przedsięwzięcia, na które zbieramy pieniądze. Już sama
obecność idei na takim portalu pomaga w jej zareklamowaniu i zwiększa widoczność
w sieci.
Taki model
finansowania pomaga od samego początku budować bazę fanów, zaplecze osób, które
będą kibicować projektowi niezależnie od wielkość wkładu finansowego. Pozwala
pozostawać z nimi w ciągłym kontakcie, poznawać ich oczekiwania oraz uwagi, które
mogą przyczynić się do sukcesu.
Gdzie szukać?
Serwisy
crowdfundingowe to dynamicznie rozwijająca się branża usług internetowych.
Jednak jest kilka marek, którym warto przyjrzeć się w szczególności.
Kickstarter (http://www.kickstarter.com) to jedna z pierwszych platform tego
typu. Jej największymi zaletami jest globalny zasięg i uznanie w oczach
internetowej społeczności. Najbardziej znana z finansowania projektów
związanych z grami komputerowymi, ale działalność serwisu jest dużo szersza i
obejmuje m.in.: kulturę, sztukę, nowoczesne technologie czy jedzenie.W polskim
fragmencie Internetu warto zwrócić uwagę przede wszystkim na dwie witryny.
Pierwszą z nich jest Polak Potrafi (http://www.polakpotrafi.pl), którego rekordem wpłat na jeden projekt
jest kwota ponad 284 tysięcy złotych! A łączna liczba wpłat na projekty
rozwijane w ramach portalu przekroczyła już milion. Drugim ważnym
serwisem crowdfundingowym w Polsce jest Wspieram.to (http://www.wspieram.to). Co ważne jest to w 100% polska spółka,
która wyznaje zasadę „wszystko albo nic”: czyli jeżeli projekt, który
wsparliśmy z jakiegoś powodu nie zostanie zrealizowany – otrzymamy z powrotem nasze
środki.
Obie te platformy
pozwalają zbierać pieniądze na przeróżne inicjatywy: od wyprawy busem do USA
przez wydanie płyty, książki lub gry, aż po założenie kawiarni przez osoby
niepełnosprawne. Ten ostatni przykład pokazuje, że ciekawym pomysłem jest
wykorzystanie crowdfundingu w realizacji akcji społecznych, nastawionych na
pomoc ludziom i zmianę otaczającego świata. W wypadku wspomnianej kawiarni misja
zakończyła się sukcesem. Dzięki „Polak Potrafi” zebrano odpowiednią ilość
pieniędzy i od niedawna mieszkańcy Poznania mogą pochwalić się wyjątkowym
miejscem na kawiarnianej mapie miasta. Innym przypadkiem jest zainicjowana na
Wspieram.to akcja zbierania funduszy na budowę ikonostasu, dla niezbyt licznej
grupy wyznaniowej, jaką stanowi jeden z odłamów prawosławia – staroobrzędowcy. Dzięki
wsparciu internetowych darczyńców, możliwe jest też zebranie środków na zakup
wózka dla niepełnosprawnej dziennikarki. Dzięki crowdfundingowi, można pomagać
też poza granicami swojego kraju – do końca września trwa zbiórka na budowę
szkoły w dotkniętym kataklizmem Nepalu.
Warto na własną rękę
śledzić, co ciekawego oferują ludzie, którzy nie boją się marzyć i pomagać
innym. To w końcu dzięki nim, świat ma okazję zmienić się na lepsze.
Wyjście ze znajomymi do kina jest zawsze znakomitą opcją
na wspólne spędzenie czasu – nikt nie ma co do tego wątpliwości. Co jednak
zrobić, gdy w okolicy brakuje kina? Albo kiedy to, które jest ma nieciekawy
repertuar?
Najprostsza odpowiedź jest zawsze najlepsza – idealnie
prawda ta sprawdza się i w tej sytuacji. Jeśli nie ma na co pójść do kina, albo
w ogóle nie ma kina – trzeba to kino wymyślić i powołać do życia. I obdarzyć je
repertuarem, który będzie wypadkową różnych gustów. Z takiego założenia wyszli
pomysłodawcy Bezdyskusyjnego Klubu Filmowego Poznaj swojego sąsiada, który działa na warszawskim Ursusie. Centrum i
peryferia
Centrum Warszawy kusi wieloma atrakcjami, bogatą oferta
kulturalną i handlową. Stanowi cel odwiedzin mieszkańców, którzy przybywają tu różnych
części stolicy. Nie ma w tym nic złego, jeżeli nie powoduje odpływu lokalnych
społeczności, jednak jest to dosyć częsty efekt centralizacji życia
kulturalnego. BKF powstał po to, by temu zaradzić.
Alternatywne
miejsce spotkań BKF powstał dzięki konsultacjom społecznym Włącz się w kulturę w Ursusie,
realizowanym przez Centrum Komunikacji Społecznej oraz Urząd Dzielnicy. To tam zakiełkował
pomysł na wspólne działania, które zintegruje lokalną społeczność. Klub nie
mógłby powstać bez wsparcia urzędu oraz Biblioteki Skorosze, która zaoferowała
nie tylko salę, ale i sprzęt na comiesięczne seanse. Urząd Dzielnicy Ursus
pomógł w działaniach promocyjnych – wydrukował ulotki oraz informował o
aktywności BKF-u w internecie. Warto podkreślić, że wszystkie materiały
promocyjne zostały zaprojektowane przez uczestników przedsięwzięcia, co tylko
wzmaga lokalny charakter inicjatywy. Chodzi bowiem o to, by wykorzystać
potencjał tkwiący w miejscowej społeczności, by każdy mógł wnieść coś od
siebie.
Facebook do dziś pozostaje głównym sposobem komunikacji
dla tej inicjatywy, głównie ze względu na wiek uczestników przedsięwzięcia. Poza
tym umożliwia szybką komunikację, elastyczną wymianę poglądów, co na pewno
ułatwia pracę Klubowi.
Niezależnie bowiem od miejsca i sposobu – chodzi o to, by
ze sobą rozmawiać, by poznawać tych, którzy nas otaczają. To oni bowiem tworzą
naszą rzeczywistość, to dzięki ich wsparciu życie może być dużo łatwiejsze i
przyjemniejsze. To jednocześnie ci, których najłatwiej nie dostrzec. Dlatego
dobrze, zamiast kolejnego wieczoru w multipleksie, zaprosić znajomych do
spędzenia wieczoru w kinie dzielnicowym. Bezdyskusyjnie.
Żoliborz to
najmniejsza pod względem powierzchni dzielnica Warszawy. Jest jednocześnie
rejonem miasta o wyjątkowej urodzie i znaczeniu, którego rozkwit przerwała
wojna. O charakterze miejsca nie stanowią jednak budynki. O tym, co jest siłą danej dzielnicy, co nadaje jej
szczególne właściwości, zawsze decydują ludzie. A mieszkańcy Żoliborza są
wyjątkowi. Dostrzegła to Dorota Maj, pomysłodawczyni wystawy Moje sąsiadki – Żoliborzanki w obiektywie
fotografów. Portretuje, prezentuje i przybliża ona kobiety zamieszkujące tę
niezwykłą część stolicy. Bowiem i one są niezwykłe – cechuje je duch
klasycznej, przedwojennej elegancji. Swoiste połączenie pewności siebie, dumy i
poczucia estetyki, co przykuło uwagę inicjatorki wystawy, której życie zawodowe
łączyło się z modą i stylem życia. Od pomysłu do realizacji minęły dwa lata. Był to czas
poświęcony nie tylko na namysł nad koncepcją, ale także rozmowy z władzami
lokalnymi. Dzięki tym dyskusjom, udało się między innymi uzyskać zgodę na
użytkowanie pewnego fragmentu przestrzeni publicznej.
Sąsiadki inne
niż wszystkie
Skąd się wziął tytuł wystawy? Według Doroty Maj sąsiedzi to nie tylko osoby, które
dzielą z nami miejsce zamieszkania. To także ludzie, którzy pracują i spędzają
swój wolny czas w danym miejscu. Nawet jeżeli nie mają tam swojego kąta.
Dlatego wśród prezentowanych prac znajdziemy nie tylko zdjęcia rodowitych
Żoliborzanek, ale także pań pracujących w zakładach fryzjerskich i
kosmetycznych w tej dzielnicy. Rozszerzenie definicji sąsiada pozwoliło uwypuklić wspólnotowy charakter Żoliborza,
zwrócić uwagę na fakt, że ludzie nie muszą obok siebie mieszkać, by łączyła ich
szczególna więź. A i sam Żoliborz nabrał nieco innych rysów. Wystawa pozwoliła
rozkwitnąć nowym inicjatywom społecznym, skierowanym do mieszkańców tej
dzielnicy, do sąsiadów. A parkan,
który stał się miejscem prezentacji wystawy o Żoliborzankach, od jej czasu gościł
już cztery inne ekspozycje. 9 spojrzeń
Na wystawę składają się zdjęcia wykonane przez 9 autorów.
Łączył ich jedynie temat. Poza tym mieli wolną rękę, mogli podejść do swoich prac
w zupełnie dowolny sposób. I skorzystali z tej możliwości. Lidia Popiel
postawiła na spontaniczność, uwieczniając na swoich zdjęciach te urywki
codzienności, które istnieją tylko tam – nie magazynujemy ich w pamięci, nie
wspominamy. Dzięki temu, zdjęcia wyglądają na przypadkowe, a ujęcia są
zaskakujące. Z kolei inny uczestnik projektu - Krzysztof Opaliński,
fotografował znane kobiety związane z Żoliborzem. Na jego fotografiach znalazły
się m.in.: Małgorzata Niemen, Kasia Kowalska, Krystyna Zachwatowicz-Wajda czy
Katarzyna Milewska. Jacek Poręba skupił się na tylko jednej Żoliborzance –
Annie Jopek, która stała się bohaterką serii portretów. To oczywiście tylko
kilku autorów prac. Poza nimi, podczas wystawy, można było zobaczyć prace
autorstwa m.in.: Marty Pruski (cykl zdjęć poświęconych paniom z klubu seniora),
Andrzeja Świetlika (wspominany już cykl o fryzjerkach i kosmetyczkach),
Krzysztofa Dubiela (zdjęcia najmłodszych mieszkanek Żoliborza w lecie).
W Polsce od pewnego czasu widać wyraźnie pewien trend – Polacy coraz chętniej
korzystają z uroków miasta. Zamiast wypadu na łono natury, często wybierają
odpoczynek w kawiarniach i restauracjach, których liczba rośnie w coraz szybszym
tempie. Nie ma jednak drugiej takiej kawiarni jak Dobra Kawiarnia. Na czym
polega jej fenomen?
„Razem z osobami z niepełnosprawnością intelektualną
tworzymy Dobrą Kawiarnię przy ul. Nowowiejskiego 15 w Poznaniu, gdzie będzie
zatrudnionych 6 osób, byłych uczestników Warsztatów Terapii Zajęciowej. Dla nas
osoby z niepełnosprawnością intelektualną są specjalistami od spraw dobrych i
prostych - dostrzegamy ich potencjał i czystość intencji.” – czytamy na stronie projektu Dobra Kawiarnia w
serwisie PolakPotrafi.pl.
Idea tego miejsca zrodziła się w głowie Dominika Marszałka, prezesa
spółdzielni socjalnej. Ponieważ rynek pracy daje niewielkie możliwości osobom
niepełnosprawnym, wpadł on na pomysł, by stworzyć przestrzeń, w której
podopieczni jego spółdzielni będą pracować i się rozwijać. Kawiarnia, w której
znajdą zatrudnienie osoby niepełnosprawne okazała się strzałem w
dziesiątkę.
Nim jednak pomysł został wcielony w życie, potrzebne było wsparcie.
Na samym starcie udało się co prawda pozyskać pieniądze z Europejskiego
Funduszu Społecznego, jednak cała inwestycja wymagała większego nakładu
finansowego. Aby zebrać resztę potrzebnych funduszy, członkowie spółdzielni skorzystali
z serwisu crowdfundingowego PolakPotrafi.pl. W ciągu 50 dni udało się zebrać
ponad 20 tysięcy złotych, a marzenia o Dobrej powoli stawały się
rzeczywistością.
Oficjalne otwarcie kawiarni nastąpiło 31 lipca.
Przy ulicy Nowowiejskiego
15 gości wita prosty, nowoczesny wystrój i przestronne, jasne wnętrza, w
stonowanych kolorach. Kiedyś był tutaj sklep monopolowy, nie mogło się więc obyć
bez remontu. Warto podkreślić, że już na tym etapie w pracę zaangażowane były
osoby, które teraz stanowią kadrę Dobrej. Współpraca i budowanie od podstaw
czegoś nowego integruje i rodzi poczucie odpowiedzialności za miejsce, które
jest wynikiem wspólnego działania. Sukces Dobrej udowadnia, że radość z
kooperacji promieniuje i zatacza coraz szersze kręgi. Ludzie, którzy raz
odwiedzili kawiarnię, chcą tu wracać.
W inicjatywę angażują się również
darczyńcy. Ostatnio jeden z gości podarował Dobrej klimatyzator, który okazał
się nieoceniony podczas tegorocznych upałów.
Logo tego miejsca to dmuchawiec i trudno wyobrazić sobie coś, co trafniej
opisuje atmosferę tego miejsca. Jak czytamy na stronie internetowej
(dobra.com.pl), jest on symbolem spełnionych marzeń i dobrej energii. 6 osób, które od lipca 2015 roku tworzą
załogę kawiarni, rozprzestrzeniają wokół siebie dobro tak, jak
rozprzestrzeniają się pyłki dmuchawca. A wiatr roznosi to dobro po
świecie.
Trend lokalności zyskuje ostatnimi czasy na znaczeniu. Chcemy spotykać
się ze znajomymi w osiedlowych kawiarniach, organizować pikniki sąsiedzkie, a
warzywa kupować od zaprzyjaźnionego rolnika. Dlatego tak duże znaczenie w
budowaniu zintegrowanej społeczności odgrywa lokalny lider. Co powinno go
cechować i jakie jest jego znaczenie dla rozwoju społeczności lokalnej?
Mówiąc „lider” automatycznie wyobrażamy sobie charyzmatycznego
przywódcę, który porywa ludzi do działania i zaraża entuzjazmem. Kto chce zapalać innych, sam musi płonąć
– pisał słynny polski lekarz Ludwik
Hirszfeld. Charyzma to rzeczywiście niezwykle ważna cecha, która
sprawia, że ludzie identyfikują się z pomysłem lidera. Nie mniej ważna jest
jednak empatia i wrażliwość. Dobry lider lokalny to osoba, która potrafi słuchać
innych, rozumie potrzeby swojej społeczności i potrafi uwzględnić w swoich
działaniach interesy różnych grup. Aby skutecznie działać na rzecz swojej
wspólnoty, trzeba mieć wysoko rozwinięte umiejętności komunikacyjne i umieć
porozumieć się z każdym – zarówno prezydentem miasta, jak i przedstawicielem
organizacji pozarządowej czy dozorcą budynku. Dlatego często to wrodzone
predyspozycje, a nie skończone szkoły, decydują o tym, że ktoś zostaje liderem
w swojej gminie czy dzielnicy. Nie znaczy to jednak, że lider nie powinien
rozwijać się i podnosić swoich kwalifikacji. Ciekawość świata i chęć zdobywania
wiedzy z różnych dziedzin są niezbędne do skutecznego działania. Lokalny przywódca powinien nie tylko reagować na
bieżące problemy, ale też przewidywać je i myśleć długofalowo, czyli jednym
słowem posiadać wizję i skutecznie ją realizować. Najistotniejsze jest jednak
to, by była ona skrojona na miarę potrzeb lokalnej społeczności, nie ma bowiem
dwóch takich samych środowisk.
Nie ma również jednego, wzorcowego modelu działania. Czasami rolę lidera
pełni formalny zwierzchnik – wójt, sołtys, przewodniczący rady osiedla czy
prezes wspólnoty mieszkaniowej. Polityk, który umie wsłuchać się w potrzeby
swojej społeczności, podejmuje nowe, ciekawe inicjatywy i zachęca do tego
mieszkańców to prawdziwy unikat. Rolę liderów pełnią też przedstawiciele organizacji
pozarządowych jako osoby świetnie zorientowane w problemach gminy, dzielnicy
czy konkretnej grupy społecznej. Często jednak liderami zostają osoby, stojące
w opozycji do panującej władzy. Takim odważnym buntownikom niekiedy udaje się
dokonać małej rewolucji i zmienić zastany porządek.
Niezależnie od tego, z jakiego środowiska wywodzi się lider, do jego
zadań należą przede wszystkim: rozpoznawanie potrzeb społeczności, formułowanie
w dialogu z mieszkańcami wizji zmian i koordynowanie procesu wcielania ich w
życie. Na tym etapie szczególnie istotna jest umiejętność budowania i
zarządzania zespołem tak, by ludzie nie tracili motywacji i mieli dobrze
rozdysponowane zadania. Bo zmiana lokalna tak jak każdy projekt wymaga
determinacji i odważnego dążenia do wyznaczonego celu.
Angażując
się w działania społeczne, tworząc i realizując projekty na rzecz
wspólnego dobra, działamy zwykle pod wpływem motywacji wewnętrznej. Co
to oznacza? Psychologowie
dzielą ludzką motywację na dwa rodzaje: - zewnętrzną - opartą na systemie kar i nagród - wewnętrzną - opartą na naszych celach, wartościach i
przekonaniach W pracy
zarobkowej głównym motywatorem jest pensja, ewentualnie inne benefity
jak np. premie. Pod wpływem tych czynników wzbudzona zostaje motywacja
zewnętrzna. W przeciwieństwie do motywacji wewnętrznej, bywa ona zawodna. Jej
źródło nie pochodzi bowiem z nas samych, z naszych wartości i indywidualnych
celów. Motywacja zewnętrzna działa w oparciu o prosty mechanizm: jest
nagroda lub widmo kary - jest motywacja. Nie ma nagrody - motywacja zanika.
Jednak człowiek to nie maszyna, dlatego prosty system wzbudzania motywacji
zewnętrznej nie zawsze na niego działa. Badania psychologów jednoznacznie
dowodzą, że - działając pod wpływem motywacji wewnętrznej - jesteśmy
bardziej kreatywni i zaangażowani. A nasza praca przynosi znacznie lepsze
rezultaty.
By spełniać
się w tym, co robimy, realizować swoje pasje i marzenia, wybieramy zadania, w
których możemy działać pod wpływem motywacji wewnętrznej. Stąd bierze
się zapał do pracy, nawet pomimo braku wymiernej zapłaty. Działalność społeczna,
wolontariat czy praca na rzecz lokalnej społeczności to aktywności, których
podejmujemy się zwykle z przyczyn osobistych: potrzeby pomocy innym, sprawdzenia
się w nietypowej sytuacji czy budowania więzi. Dlaczego tak
wielu społeczników, pomimo braku finansowych profitów, działa na rzecz
swojej małej ojczyzny lub kogoś, kto jest w gorszej sytuacji życiowej niż oni?
Z punktu widzenia psychologii da się to wyjaśnić w dość prosty sposób. Po
pierwsze dlatego, że zyskują poczucie sprawczości i kompetencji.
Po drugie dlatego, że - podczas wykonywania czynności motywowanych wewnętrznie
- wyzwalany jest pewien specyficzny stan psychologiczny, nazywany flow. To uczucie, gdy
doświadczamy pełnego zanurzenia w jakiejś czynności, tracimy z oczu potrzeby
fizjologiczne, a godziny upływają nam jak minuty. Przyjemność, jakiej wtedy
doświadczamy, jest nagradzająca sama w sobie, a poziom wykonania danej czynności rośnie. Stan flow jest w naszym zasięgu
wówczas, gdy stoimy przez ambitnym wyzwaniem, a poziom naszych umiejętności
jest dopasowany do poziomu trudności zadania. Dodatkowymi wspomagaczami są:
jasno wyznaczony cel i szybka informacja zwrotna. Jeśli po realizacji zadania
spodziewamy się natychmiastowego feedbacku, szanse na osiągnięcie stanu flow
rosną. Jeśli jeszcze się wahacie, czy warto angażować
się w działania społeczne, pamiętajcie, że robicie to nie tylko dla innych, ale
przede wszystkim dla siebie. Nic tak nie dowartościowuje, jak dobrze wykonane zadanie i poczucie, że
nasze działania mają sens.
Dzieciństwo kojarzy się z radością, kolorami, beztroską
zabawą i bezpiecznym miejscem − domem. Jednak wiele dzieci wstydzi
się zaprosić do swojego domu innych, bo − zamiast bezpiecznego,
przytulnego kawałka świata – mieszkają w ruderze z odrapanymi ścianami i
niedomykającymi się oknami. Katarzyna Konewecka-Hołój – inicjatorka
Stowarzyszenia Piękne Anioły – odwożąc któregoś dnia do domu dzieci ze szkoły
swojej córki, zastała właśnie taki widok.
Na początku była wstrząśnięta. Potem postanowiła zadzwonić
do ośrodka pomocy społecznej. Czuła jednak, że to nie wystarczy, że
dzieciakom trzeba pomóc w inny, bardziej długofalowy i namacalny sposób.
Postanowiła założyć stowarzyszenie Piękne Anioły, które remontuje dziecięce pokoje.
Szybko zaraziła swoim pomysłem innych. Dziś w stowarzyszeniu działa około 15
osób już nie tylko na terenie Małopolski, ale całego kraju. W działalności stowarzyszenia chodzi o to, by
najmłodsi nie musieli wstydzić się swojego pokoju. By nie wracali codziennie do
szaro-burego miejsca, ale dorastali w domach pełnych światła i koloru. Żeby z
dumą zapraszali znajomych do swojego świata.
Z pomocą innych dorosłych: ofiarodawców, architektów,
projektantów, wychowanków Zakładu Poprawczego w Raciborzu, więźniów Zakładów
Karnych z Małopolski, a przede wszystkim rodziców dzieci, stowarzyszenie Piękne
Anioły odnowiło już około 20 pokoi.
Osoby działające w stowarzyszeniu angażują
się także w inne inicjatywy.
– Dziś zajmujemy się już nie tylko remontowaniem pokoi, ale
także świetlic szkolnych, zbieraniem środków czystości oraz przyborów szkolnych
dla ubogich rodzin − mówi Konewecka-Hołój. To naturalna konsekwencja
dostrzeżenia szerszego kontekstu sytuacji − nie tylko najmłodszych, ale
wszystkich domowników. Zdarza się, że sąd rodzinny chce odebrać rodzicom opiekę
nad dziećmi ze względu na złe warunki mieszkaniowe. Piękne Anioły
pomagają zatroszczyć się o byt całej rodziny, by dzieci mogły zostać
przy rodzicach.
− W związku z końcem roku i rozdaniem świadectw dotarła do
stowarzyszenia informacja, że jedna z dziewczynek, której wyremontowaliśmy
pokój, poprawiła swoje kiepskie stopnie w tak skuteczny sposób, że na
świadectwie przeważały czwórki i piątki − mówi Katarzyna Konewecka-Hołój. To
daje motywację do dalszej pracy i utwierdza Anioły w przekonaniu, że ich
działanie nie sprowadza się do prostego odmalowania ścian czy wstawienia kilku
nowych mebli, ale zmienia nastawienie dzieci. Poprawia ich samopoczucie,
mobilizuje do nauki, daje szanse na zacieśnianie więzi z innymi. A przede
wszystkim pomaga pozbyć się poczucia „bycia kimś gorszym” od rówieśników.
SGB-Bank S.A. także podjął współpracę z Pięknymi Aniołami. Obchodzony właśnie rok jubileuszowy jest
okazją, by zrobić coś dobrego i dać kolejnym dzieciakom ich własny „kawałek
podłogi”. Już wkrótce będziemy informować
o szczegółach wsparcia, a tymczasem zapraszamy wszystkich
zainteresowanych działalnością i współpracą ze stowarzyszeniem Piękne Anioły na: http://www.piekne-anioly.org/ i www.facebook.com/PiekneAnioly?fref=ts
Zbudowanie domu wydaje się być niezwykle trudne i kosztowne. Istnieją jednak
sposoby, by zadać kłam tej tezie. I udowodnić, że wszystko jest możliwe. Przykłady? Proszę bardzo: warsztaty budownictwa naturalnego, które pozwalają na
nowo odkryć zapomniany potencjał słomy i gliny. Stały się one sednem projektu „Budujemy
Dom”, który ma na celu integrację mieszkańców
Kotliny Kłodzkiej. Przy okazji ma również przypomnieć i pokazać, jak izolować
dom słomą i tynkować go gliną. Inicjatorka tego przedsięwzięcia – Weronika
Siwiec, architektka i projektantka – po sukcesie projektu w konkursie „Spółdzielnia
pomysłów” wciela plan w życie. Wszystko po to, by we wsi Potoczek staną dom. 25-metrowy, zwracający się ku naturze i tradycji, który będzie pokazem
potęgi wspólnej pracy.
Aby tak się stało i aby dom „staną
na nogi”, działania zostały podzielone na kilka etapów. Najpierw należało rozstawić
obóz dla uczestników warsztatów i podciągnąć do niego prąd i wodę. Pierwsze warsztaty dotyczyły przygotowania
ścian ze słomy. Wraz ze specjalistami z Biohabitat.opole, uczestnicy dowiedzieli
się wszystkiego o wypełnianiu drewnianej konstrukcji ścian i ich
zabezpieczeniu. Kolejne zaś, dotyczyły tynków
glinianych, kładzionych na wcześniej wypełnione ściany. Zgłębianiu tajników
przygotowywania zaprawy, towarzyszyło także zdobywanie wiedzy o różnych jej
rodzajach i sposobach wykorzystania. Tutaj także pomocą i fachową wiedzą
służyli uczestnikom znawcy tematu z Biohabitat.opole.
W Potoczku odbyły się także warsztaty z hempcrete, czyli techniki izolacji za
pomocą konopi przemysłowych oraz z tynków wykończeniowych. Aktualne informacje
na temat postępów budowniczych znajdziecie na fanpage’u projektu: https://www.facebook.com/budujemydomwpotoczku.
Najpierw praca – potem przyjemności.
Tak głosi jedno z popularniejszych powiedzonek. Czy możliwe jest jednak
połączenie jednego i drugiego? Według organizatorów – tak, a najlepszą
odpowiedzią są warsztaty budownictwa naturalnego. Budowa domu bez wątpienia wymaga wysiłku, ale daje też ogromną satysfakcję! Pozwala poznawać nowych ludzi i cieszyć
się ze wspólnych działań. A jeżeli dodamy do tego malownicze położenie tego
niecodziennego placu budowy, w maleńkiej mieścinie, z dala od miejskiego
zgiełku, noce spędzane w namiocie na łące… Czy można wyobrazić sobie lepsze
wakacje?
Słowo
wolontariusz pochodzi od łacińskiego voluntarius,
czyli dobrowolny.
To tłumaczenie najlepiej oddaje istotę
wolontariatu – jest to praca wykonywana ochotniczo, bez przymusu z
zewnątrz. Wolontariuszem może być każdy, niezależnie od wieku
czy miejsca zamieszkania, a pomagać można na wielu płaszczyznach
życia społecznego. Czy
zatem wnoszenie schorowanej sąsiadce zakupów na trzecie piętro
można nazwać wolontariatem? A może jest nim dokarmianie
bezpańskich psów? Czym
dokładnie powinien cechować się wolontariat? Wolontariat
to bezpłatna, świadoma praca na rzecz innych, za którą nie
otrzymujemy wynagrodzenia pieniężnego. Pomagając swoimi bliskim,
również robimy to bezinteresownie i nie spodziewamy się korzyści
finansowych. Nie jest to jednak wolontariat, gdyż ten wykracza poza
związki rodzinno-koleżeńskie. Choć za tego typu pracę nie
otrzymujemy pieniędzy, nie oznacza to, że wolontariat nie przynosi
żadnych korzyści. Przede wszystkim, zdobywamy satysfakcję, że
mogliśmy pomóc komuś w potrzebie lub zaangażować się w szczytną
inicjatywę. Każdy kto miał okazję zaznać wolontariatu,
potwierdzi, że wspaniale jest móc widzieć namacalne rezultaty
swoich działań.
Ponadto, mamy okazję sprawdzić się w
niestandardowej sytuacji. Szkoła czy praca często nie dają nam
szansy pokazania pełni swojego potencjału. Organizując zbiórkę
funduszy na leczenie chorego dziecka, pomagając w hospicjum czy
schronisku dla zwierząt możemy odkryć w sobie cechy charakteru, o
które się nie podejrzewaliśmy. Wolontariat to szansa na
zdobycie doświadczenia, które będzie można wykorzystać w pracy
zawodowej.
Wolontariat
przybiera różne formy, mniej lub bardziej sformalizowane. Jeżeli
będziemy go świadczyć na rzecz organizacji pozarządowej
czy instytucji publicznej, powinna ona podpisać z nami umowę
wolontariacką. Taka umowa określa prawa i obowiązki obu stron,
ramy czasowe i wymiar godzin, w jakim będziemy pracować oraz zakres
świadczeń, jakie będziemy wykonywać na rzecz instytucji. Na koniec
organizacja powinna wystawić nam zaświadczenie o odbyciu
wolontariatu. Jeżeli dostaliśmy dobre referencje, tego typu
doświadczenie można śmiało wpisać do CV – potwierdza to, że
jesteśmy odpowiedzialni i umiemy się zaangażować.
Wolontariat
cechuje pewna systematyczność i – niezależnie od tego komu
pomagamy – przeważnie jest to zobowiązanie co najmniej kilkumiesięczne. Wyjątkiem jest wolontariat akcyjny, gdzie
pomoc polega na zaangażowaniu się w jednorazową akcję, np.
przygotowanie festiwalu muzycznego, pikniku charytatywnego czy
wydarzenia sportowego. Jak zostać wolontariuszem? Ofert można
szukać np. na portalu ngo.pl. Pamiętajmy, że zgodnie z Ustawą
o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie z
dnia 24 kwietnia 2003,
wolontariatu nie można wykonywać na
rzecz przedsiębiorców i innych podmiotów prowadzących działalność
gospodarczą. Wolontariusze nie powinni również zastępować
pracowników, a jedynie uzupełniać ich pracę. Magdalena Przygońska
Pani Agata Strączkowska jest drobną brunetką, która mieszka tuż
za tulipanowym skwerem w Luboniu. Rok temu SGB-Bank SA sfinansował
pomysł na odnowienie miejskiego skweru, który zgłosiła do konkursu „Spółdzielnia
pomysłów”. Konkurs daje możliwość realizacji lokalnych inicjatyw, które
łączą małe społeczności przy wspólnej pracy lub po prostu dają ludziom
okazję do spotkań. „Sąsiedzkie Tulipany” (bo tak był zatytułowany projekt
Pani Agaty) połączył obie te funkcje. Przypomniał też, że małe działania mogą
przerodzić się w duży efekt, jak choćby nowe przyjaźnie czy stopniowe
odradzanie się idei dobrego sąsiedztwa. W Luboniu to szczególnie
potrzebne, ponieważ – obok mieszkańców zżytych z miasteczkiem od pokoleń – mieszkają
tutaj nowi ludzie migrujący z pobliskiego Poznania. Niedziela, 3 maja. Pani Agata Strączkowska, ubrana
odświętnie, rozkłada leżaki na skwerku obsadzonym tulipanami. Rok temu jej syn wymyślił,
że kupią cebulki wszystkich kolorów oraz gatunków tych kwiatów i zrewitalizują zaniedbany
skwer. Pomysł spodobał się publiczności konkursu „Spółdzielnia pomysłów” i
przeszedł do finału. Docenili go także Jurorzy. „Sąsiedzie Tulipany” znalazły
się w trójce projektów zrealizowanych, dzięki wsparciu SGB-Bank SA.
Mieszkańcy skrzyknęli się jesienią zeszłego roku, by
wspólnie uporządkować skwer i obsadzić go tulipanami. Zadbali o to, by – oprócz
kwiatów – wyrosła tutaj także kosodrzewina, suche trawy ozdobne i pięć brzóz. Student
architektury krajobrazu zaprojektował układ przestrzenny, właściciel firmy
budowlanej zgłosił się do montażu krawężników, inny – do przywiezienia ziemi. Dzięki
wspólnej pracy, mieszkańcy czują się odpowiedzialni za kawałek ziemi, który
widzą ze swoich okien. Dbają o niego, doglądają, jak rozwija się roślinność. Ostatnio
mieli okazję spotkać się na nim podczas sąsiedzkiego pikniku.
Pomiędzy tulipanami, na ścieżce, stoją stoły i ławki. – Wolne? Przesuńcie się, przesuńcie się. –
przy jednym stole siada pięć kobiet, z kawą i sernikiem. Jest też mężczyzna w
zielonych spodniach prasowych w kant. Przyszedł zaraz po Mszy Świętej, podczas
której ksiądz zapraszał na piknik na tulipanowy skwer. Po drugiej stronie ulicy,
nad grochówką siedzi cała rodzina. Dzieciaki bawią się w basenie z kolorowymi kulkami,
kilka sąsiadek wygrzewa się na trawniku, starszy pan częstuje wszystkich
krówkami. Dalej pan Tarasiewicz pokazuje akcję ratowniczą – Podchodzimy. Słuchamy, czy osoba reaguje, mówimy do niej.
Nikt nie wyjdzie stąd bez kawałka ciasta. Jest szarlotka,
ciasto czekoladowe, sernik. A wszystko upieczone przez mieszkańców. W sam raz,
by po niedzielnym obiedzie przyjść „na słodkie”, jak to mają w zwyczaju
Wielkopolanie.
Pomysł na piknik zrodził się w głowie Pani burmistrz Lubonia – Małgorzaty
Machalskiej.
– Od kilku lat chodzę na piknik sąsiedzki przy
„Autostradowej Dolince” w Luboniu. Każda rodzina coś na niego przygotowuje, a
potem siedzimy przy jednym wspólnym stole, na placu zabaw. Postanowiłyśmy z
Agatą, że przy skwerze na Żabikowskiej, którego jest właścicielką, zrobimy
podobny piknik. – mówi Pani Małgorzata Machalska.
Dzięki temu wydarzeniu, każdy mógł
dowiedzieć się o idei, jaka przyświecała Pani Agacie Strączkowskiej, gdy
postanowiła udostępnić swój kawałek ziemi mieszkańcom Lubonia. A idea była
prosta: stworzyć miejsce przyjazne, miejsce „po prostu”. Przestrzeń, w której
można porozmawiać z sąsiadem czy pobawić się z dzieckiem.
Co będzie dalej ze skwerkiem? Kolejnej
jesieni mieszkańcy i uczniowie będą dosiewali tulipany na skwerze. Każdy z nich
zakupi wtedy z własnej kieszeni, za grosze, cebulkę kwiatu. Będzie to osobisty
wkład w lubońską „małą ojczyznę”. Potem pozostanie już tylko czekać na wzrost
kwiatów i… kolejny sąsiedzki piknik.
Każdy z nas
pełni inną rolę w grupie. Niektórzy są jej motorami napędowymi. To głowy
pełne pomysłów. Ludzie, którzy obudzeni w środku nocy potrafią z
marszu wygenerować listę kreatywnych rozwiązań problemu. Niekoniecznie jednak
lubią i potrafią wdrażać je w życie, bo to zbyt żmudne. Na drugim
biegunie plasują się urodzeni wykonawcy. Świetnie odnajdują się w
realizowaniu zleconych działań. Są dobrze zorganizowani i pamiętają o
wszystkich detalach, bez których pomysł nie mógłby się urzeczywistnić.
Pchają projekt naprzód, choć - podczas burz mózgów - raczej pozostają w
cieniu.
Współdziałanie ma sens wtedy, gdy rola w zespole jest dobrze
dopasowana do naszego typu osobowości i indywidualnych predyspozycji.
Warto o tym pamiętać nie tylko w pracy zawodowej. Społecznicy zakładający
stowarzyszenia, spółdzielnie, fundacje czy nieformalne grupy sąsiedzkie powinni
mieć to na względzie. Odpowiedni podział zadań poprawia efektywność zespołu.
Wzmacnia jednostkowe poczucie odpowiedzialności za podejmowane działania. Z
tego prostego powodu, że - wykonując aktywności bliskie naszym naturalnym
talentom - działamy w oparciu o motywację wewnętrzną. To dzięki niej,
czujemy przyjemną ekscytację podczas wykonywanej pracy i generujemy
lepsze wyniki.
Kluczem do
zrozumienia ról grupowych jest klasyfikacja Mereditha Belbina, wykorzystywana
często przez działy HR w firmach czy podczas szkoleń z zarządzania
zespołem. Podział odnosi się jednak do wszystkich zespołów, nie tylko
stricte pracowniczych. Z powodzeniem możemy go zastosować, podczas formowania grupy
projektowej czy rozdzielania zadań przy sąsiedzkich inicjatywach.
Poniżej znajdziecie 8 ról grupowych, które wyodrębnił ten naukowiec:
Naturalny
lider - potrafi świetnie
rozdzielać pracę i egzekwować jej wykonanie. Wydobywa z innych to, co
najlepsze i motywuje zespół do działania. Dzięki zdolnościom przywódczym i
charyzmie, ludzie podążają za jego pomysłami. Człowiek
akcji - świetnie się sprawdza w roli
koordynatora działań zespołu, ustala cele i priorytety. Jest energiczny i
zmotywowany do realizowania zadań. Praktyczny
organizator - przekuwa wizje i pomysły w realne
działania. Jest praktykiem, którego cechuje wewnętrzna dyscyplina, dzięki
której projekty są wdrażane. Siewca
(człowiek idei) - kreator
nowych pomysłów i twórca niekonwencjonalnych idei. Dzięki jego wrodzonej
przenikliwości i myśleniu “out of the box”, innowacyjne rozwiązania są często
jego zasługą. Człowiek
kontaktów - świetnie się sprawdza, gdy trzeba nawiązywać relacje
z ludźmi. To urodzony negocjator i ekstrawertyk, który potrafi znaleźć na
zewnątrz grupy zasoby potrzebne do jej rozwoju. Sędzia - analityk, który ocenia pomysły “na chłodno”.
Człowiek obiektywny i emocjonalnie niezaangażowany. Co prawda nie jest wulkanem
entuzjazmu, ale jego spokój i wyważenie często ratują zespół w momencie
podejmowania strategicznych decyzji. Człowiek
grupy - to osoba, która podtrzymuje morale
grupy i odpowiada za dobrą atmosferę w zespole. Nie aspiruje do bycia
liderem, nie przepada za rywalizacją. Za to, gdy trzeba wesprzeć zespół
zrezygnowany po porażce czy po prostu upiec szarlotkę na zebranie, jest nie do
zastąpienia. Perfekcjonista
- człowiek nastawiony na
zrealizowanie konkretnego celu. Dba o najwyższy standard wykonania zadań. Jest
zdyscyplinowany, choć czasem zdarza mu się ugrzęznąć w szczegółach.
Zamiast spojrzeć na projekt z szerszej perspektywy, koncentruje
się na mało znaczących detalach, co może znacznie spowalniać pracę.
Dobrze, gdy w
zespole są wszystkie wymienione powyżej typy. Wówczas energia grupy jest
optymalna, a wszystkie role obsadzone. Gdy zespół liczy mniej niż 8 osób, warto
zwrócić uwagę, czy składa się z osób reprezentujących różne typy. Im
większe zróżnicowanie, tym lepsza współpraca i wyższe wyniki.
Każdy popełnia
błędy. Niektóre z nich potrafią zaważyć na całym życiu. Odcisnąć na nim piętno
tak silne, że próba odwrócenia biegu zdarzeń, odmalowania zrujnowanego domostwa
przyszłości, wydaje się niemożliwa. Na szczęście, kluczowe stwierdzenie w
poprzednim zdaniu to „wydaje się”.
Z pomocą
przychodzą bowiem ludzie. Życzliwość, potrzeba pomocy, wyciągnięta ręka w
kierunku tych, którzy z różnorakich przyczyn nie otrzymują drugiej szansy.
„Wielu z
tych, którzy opuszczają więzienie, nie ma dokąd wrócić, bo rodzina zerwała z
nimi kontakty. Niewielu pracodawców jest skłonnych zatrudnić byłego więźnia.
Ponadto większość byłych skazanych ma problemy z alkoholem czy narkotykami. W
rezultacie wracają oni do swego kryminogennego środowiska, znowu zaczynają pić,
popełniają przestępstwa ... – i wracają do więzienia”. Powyższy cytat pochodzi ze
strony internetowej fundacji Sławek. Fundacji, która istnieje po to, by
zanegować te słowa. By pomóc znaleźć byłym więźniom drugą szansę i ją wykorzystać.
Założona
w 1998 roku przez rodzinę Państwa Łagodzińskich, swoją nazwę wzięła od
pierwszego podopiecznego fundacji. Sławek po wyjściu z więzienia nie był pewien
swojej przyszłości. Miał trudności ze znalezieniem pracy, prowadzeniem
normalnego życia. Więźniom nikt nie ufa: pracodawcy, otoczenie, nawet
najbliżsi. Dlatego tak ważna jest możliwość ponownego stanięcia na starcie,
pewnego chwytu pomocnej dłoni.
Marek
Łagodziński nie chciał, by tak było. Zainspirowany słowami: „[…] byłem w więzieniu,
a nie odwiedziliście mnie…”, zaczął organizować spotkania z więźniami. Na
własne oczy przekonał się wówczas, jak bardzo potrzebne jest im wsparcie. Od
myśli przeszedł do czynu: zaczął zatrudniać ich w swoim warsztacie
samochodowym, udowadniając tym samym, że uczciwe życie i ciężka praca, mimo
skomplikowanej przeszłości, nie są im obce.
Tak
rozkwitła idea, która już od 17 lat niesie szeroko rozumianą pomoc osadzonym i
byłym więźniom. Dzięki Fundacji, udaje im się wyjść na prostą i osiągnąć to, co
wcześnie wydawało się niemożliwe – rozpocząć drugie życie, wolne od koszmarów
przeszłości. Wsparcie, jakie otrzymali pozwoliło wielu z nim uzyskać uczciwą
pracę, założyć rodzinę i żyć w wolności od nałogów. Ponadto,
dzięki Fundacji polscy więźniowie mogli stać się, razem z osadzonymi w Belgii,
Grecji, Włoch i Serbii, bohaterami projektu artystycznego pt. Parol! Zakładał on budowę porozumienia
między światem bez krat a tym, w którym ograniczają one widzenie. Pośrednikami
między nimi byli artyści i arteterapeuci. Działania
Fundacji pokazują jak bardzo ważne jest budowanie mostów. Jak istotne jest
zbliżanie do siebie tego, co na pierwszy rzut oka do siebie nie pasuje. Dzięki
temu, obnażane są krzywdzące stereotypy, a ludzie są bliżej siebie, jednocześnie
ucząc się tolerancji i wartości ciężkiej pracy. Niezależnie bowiem od tego, po
której stronie jesteśmy, nie wolno o tym zapomnieć.
Za udostępnienie zdjęć wykorzystanych w artykule dziękujemy Fundacji Sławek.
Czy
jest sposób, aby mieszkańcy dużego miasta codziennie jedli warzywa
prosto od rolnika? Czy jesteśmy skazani na kupowanie jedzenia w
wielkich hipermarketach? Niekoniecznie. Coraz popularniejszym
zjawiskiem jest zakładanie kooperatyw spożywczych, które
umożliwiają jej członkom dostęp do świeżych warzyw i owoców w
rozsądnej cenie, jednocześnie wspierając lokalnych producentów i
omijając pośredników. Kooperatywa to nieformalna grupa ludzi,
która postanawia razem robić zakupy, tworząc rodzaj spółdzielni.
Jak funkcjonują kooperatywy? Większość
z nich działa w oparciu o organizowanie tur zakupowych raz na
tydzień lub dwa. Członkowie grupy sami kupują, ważą i dzielą
produkty, dzięki czemu uzyskują niższe ceny, oszczędzają czas i
koszty transportu. Krok dalej poszła warszawska Kooperatywa
Spożywcza „Dobrze” i w sierpniu 2014 otworzyła własny sklep.
Jest
on zarządzany i prowadzony przez członków kooperatywy. Kupować w
nim mogą jednak wszyscy zainteresowani, również osoby spoza grupy.
Co
zyskujemy, przystępując do kooperatywy spożywczej? Przede wszystkim
– dostęp do ekologicznych, zdrowych i smacznych produktów.
Niektóre kooperatywy kupują żywność tylko bezpośrednio od
rolników posiadających specjalny certyfikat, innym wystarczają
zakupy na ekologicznych bazarach. Warszawska Kooperatywa Spożywcza
„Dobrze” pozyskuje żywność od rolników, którzy używają
metod ekologicznych lub nawożą glebę EM-ami, czyli mikroorganizmami, które chronią rośliny i użyźniają
glebę. Członkowie grupy „Dobrze” starają się być w
stałym kontakcie ze swoimi dostawcami, odwiedzają ich i podglądają,
w jaki sposób prowadzone są uprawy. Cały proces opiera się jednak
przede wszystkim na wzajemnym zaufaniu.
Kolejnym
istotnym celem zawiązywania koopearatyw, jest tworzenie alternatywy
wobec kapitalizmu i niezależność od dużych hipermarketów i
korporacji. Najczęściej kooperatywy kupują produkty lokalne i
sezonowe, dzięki czemu wspierają małych producentów żywności z
najbliższego sąsiedztwa. Do tego typu grupy warto również
dołączyć, by poznać ludzi o podobnych wartościach, doświadczyć
funkcjonowania we wspólnocie i nauczyć się demokratycznego
sposobu podejmowania decyzji.
–
Kiedy
dołączałam do kooperatywy, pociągające wydawało mi się przede
wszystkim uzyskanie dostępu do zdrowych, lokalnych produktów, a
także wsparcie małych producentów zamiast dużych korporacji. Do
demokratycznego modelu zarządzania podchodziłam początkowo
sceptycznie i nie mogłam wyobrazić sobie, jak może to funkcjonować
przy kilkudziesięciu czy stu członkach organizacji. Teraz jednak
widzę brak ustalonej hierarchii jako ogromną wartość, a
jednocześnie cechę, która pozwala utrzymać w organizacji energię
do działania. – mówi członkini
Kooperatywy „Dobrze” z kilkunastomiesięcznym stażem, Halina
Wojsław. Bycie
członkiem kolektywu to nie tylko praca przy kupowaniu i rozdzielaniu
warzyw. W działania grupy można włączyć się na wiele sposobów.
W ramach Kooperatywy „Dobrze” działają różne grupy, np.
edukacyjna, integracyjna czy promocyjna. Można też realizować
swoje talenty kulinarne, podczas sesji wspólnego gotowania.
Kooperatywa to żywa społeczność, którą można współtworzyć.
– Każdy z nowych członków jest
zapraszany do wcielania w życie swoich pomysłów i uczestniczenia w
zarządzaniu, To bardzo odświeżające w świecie, w którym
jesteśmy przyzwyczajeni do wyścigu po kolejnych szczeblach
hierarchii. – dodaje Halina. Do
zawiązania kooperatywy nie trzeba wielkich nakładów finansowych
czy czasowych. Skalę działania możemy dostosować do naszych
potrzeb i możliwości. To świetne narzędzie wspierające rozwój
lokalnych społeczności. Warto się zainspirować!
Na stole zajmującym połowę pokoju są książki pod red. Barbary i
Tomasza Sadowskich: „Partnerstwa lokalne jako istotny element rozwoju
przedsiębiorczości społecznej” i „Nowy początek. Społeczna gospodarka rynkowa”.
Kładę zakupiony przeze mnie od sprzedawcy ulicznego nowy numer „Gazety
ulicznej”, którego tematem jest 25 lat „Barki”. Na ścianie wisi mapa Afryki. Za
oknem teren Wielkopolskiego Centrum Ekonomii Solidarnej, budynek, zieleń raz po
raz przecina człowiek. Tomasz Sadowski patrzy przez okno. Pali fajkę.
– Po ‘89 roku jedni rozwijali się, drudzy upadali. Ci drudzy otrzymywali
datki zamiast ścieżki edukacji, która pozwoliłaby zabrać ich w czas odzyskanej
wolności. Ich potencjał obniżał się, stawali się roszczeniowi, wpadali w
uzależnienia. Byłem związany z tematyką społeczną, więc musiałem na to odpowiedzieć, czułem się odpowiedzialnym za cud odzyskania niepodległości. Miałem być architektem, ale dla mnie ważna była architektura konstrukcji społecznej, czyli wychowanie, to że człowieka można podnosić przez system terapii i rehabilitacji. Uniwersytet Poznański przygotował mnie do wykonywania zawodu psychologa, w czasie studiów należałem do międzywydziałowego koła podejmującego kwestie resocjalizacji. Pracowałem dwanaście lat w psychiatrii. – relacjonuje Sadowski.
W 1989 roku Barbara i Tomasz Sadowscy wraz z osobami bez pracy, sierotami,
niepełnosprawnymi, po zakładach psychiatrycznych, wprowadzają się do domu we
Władysławowie. Wspólnota liczy 25 osób, a każdy spełnia w niej określoną rolę: jest
„babcia”, „dziadek”… W budynku po starej szkole stoi wspólny stół, nie ma
przy nim kierownika. I obowiązuje zasada trzeźwości. – Okazało się, że osoby te mieszkały we wspólnocie ze względu na
potrzebę rodzinności, a nie przez wzgląd na jedzenie i dach nad głową. Wspólnota
była modelem dużej rodziny. U góry był
Stwórca, my byliśmy dla siebie rodzeństwem, oparciem, słuchaczami, wspólnie decydowaliśmy,
co robimy jutro. Dzieci też miały głos i mogły decydować – wspomina Tomasz
Sadowski.
Domownicy starej szkoły we Władysławowie zakładają pieczarkarnię,
stolarnię i po trzech latach wchodzą na rynek. Eksportują między innymi grzyby i
drewniane drabinki do kwiatów. – Praca rozwija w tych ludziach poczucie
użyteczności, przydatności dla społeczeństwa, a posiadanie własności decyduje o
tym, że biorą los w swoje ręce. – mówi Tomasz Sadowski.
Szukam wyjaśnienia tego, czym jest gospodarka społeczna w książce
„Nowy początek” pod red. Barbary Sadowskiej. Czytam: „Autorzy publikacji
uważają, iż dotychczasowe rozumienie sektora prywatnego jako sektora gospodarki
rynkowej, nastawionego na osiąganie zysku powinno zostać uzupełnione o
działania osób prywatnych, organizacji obywatelskich, w tym przedsiębiorstw
społecznych nienastawionych na zysk, ale na rozwój, aktywizację i włączenie
społeczne. W ten sposób, konstytucyjny zapis o społecznej gospodarce rynkowej
nabierze faktycznego znaczenia, możliwe będą różne formy współpracy, dialogu i
solidarności między partnerami. Próby wyodrębnienia przedsiębiorczości społecznej
jako działań III sektora czy tzw. organizacji pozarządowych czy nawet ekonomii
społecznej, wydają się już niesłuszne”.
Tomasz Sadowski tłumaczy, dlaczego: – Słowa: „społeczna gospodarka
rynkowa” pojawiają się już w Konstytucji Rzeczypospolitej. Zostały zapisane w rozdz.
I, w art. 20. Część osób obawia się jednak łączyć rynek z podnoszeniem
potencjału ludzi, wsparciem dla nich oraz stwarzaniem im warunków do rozwoju. W
konsekwencji część traktuje przedsiębiorstwa społeczne czy stowarzyszenia jako odrębny
twór gospodarowania, a nie widzi siebie i osób, które odbiły się od dna – jako
wspólnoty samorządowej, którą tworzą wszyscy obywatele. Instytucje powinny spajać
środowisko lokalne, a sektory uzupełniać się w działaniach owocujących włączeniem
osób „z marginesu”, na przykład do lokalnych przedsiębiorstw społecznych czy
spółdzielni socjalnych.
Współpraca między samorządem, instytucjami, stowarzyszeniami znalazła
odbicie w ustawach. Zasady, na których opierała się wspólnota we Władysławowie,
a następnie szkoła dla dorosłych, stworzona we współpracy z samorządem, która powstała
z inspiracji myślą duńskiego teologa i filozofa Grundtviga, dały początek nowemu
systemowi prawnemu pomocy społecznej. Mianowicie po wizycie Jerzego Hausnera w
szkole Barki, ówczesnego Ministra Polityki i Pracy Społecznej, w 2003 roku powstała
Ustawa o zatrudnieniu socjalnym, dzięki której model szkoły dla dorosłych,
nazywanej odtąd Centrum Integracji Społecznej, przeniesiono na inne województwa.
Barka brała też udział w przygotowaniu ustaw: o spółdzielniach socjalnych, o finansowym
wsparciu budowy domów socjalnych oraz o działalności pożytku publicznego.
Liderzy Barki pracują też w Anglii, Holandii, Niemczech i w innych
krajach, gdzie wraz z tamtejszymi samorządami i organizacjami obywatelskimi
podnoszą z ulicy migrantów: Polaków i mieszkańców Europy Wschodniej.
Następnie
bezdomni wracają do swojego kraju, zostają przysposobieni do pracy i jadą do miasta,
w którym żyli na ulicy. Na niej podchodzą do bezdomnego, wyciągają rękę i mówią:
byłem w tej samej sytuacji, co ty. W Barce nazywa się ich liderami, bo dają
świadectwo innym. Liderzy po szkołach życia i zawodu – Centrach Integracji
Społecznej, zakładają też spółdzielnie socjalne pod początkową opieką pracowników Barki. W centrach uczą się tego, jak rozwija się człowiek, kultura
wokół niego, czym są uzależnienia, jak pomagać sobie, innym, a także zawodu. Model
szkoły Barki przeszczepili na swój grunt Afrykańczycy. W 2014 roku w Kenii
powstało Centrum Integracji Społecznej. Stowarzyszenia afrykańskie, także z
Wielkiej Brytanii, wspólnie z Barką założyły w Brukseli Międzynarodową Sieć
Innowacyjnej Przedsiębiorczości Społecznej (INISE). Pierwszym jej zadaniem
będzie utworzenie przedsiębiorstw społecznych we wschodniej Afryce.
Do pokoju z widokiem na pomieszczenie Centrum Ekonomii Solidarnej przy
ul. Św. Wincentego, wchodzi Barbara Sadowska, siada, opowiada o spółdzielni
socjalnej w Białej Podlaskiej, dzwoni do Białej, opowiada, wychodzi. Tomasz
Sadowski: – Przypadło nam być dorosłymi na przełomie lat 90. i wziąć
odpowiedzialność za cud wolności. Mamy dużą szansę zrealizować ją w pełni z
innymi krajami, samorządami. Życzyłbym sobie na 25-lecie Barki, aby Polacy okresu
przełomu mieli wpływ na rozwój zrównoważony w świecie.
Za udostępnienie zdjęć do artykułu dziękujemy Fundacji Barka. Centrum Ekonomii Solidarnej w Poznaniu, fot. mat. prasowe Fundacji Barka Tomasz Sadowski, fot. mat. prasowe Fundacji Barka
Skąd pomysł, by poświęcić bloga idei spółdzielczości?
Mój blog, czyli Celina Chełkowska – Idea spółdzielni
socjalnych przy zakładach poprawczych &
promocja
ES, www.celinachelkowska.wordpress.com oraz powiązane z nim konta na rożnych
portalach społecznościowych jak Youtube, LinkedIn, Twitter czy Instagram są
kontynuacją działań wynikających z bycia pomysłodawcą, pierwszym prezesem oraz
administratorem profilu pierwszej w Polsce Spółdzielni Socjalnej powstałej przy
zakładzie poprawczym dla chłopców w Poznaniu o wdzięcznej nazwie Herakles.
Jako autorka i
współtwórczyni zarówno idei, jak i bloga chciałam, mimo rezygnacji z pracy w zawodzie i
oddania spółdzielni w ręce innego zarządu, zaznaczyć wagę i wartość swojego pomysłu w
szerszym kontekście. Tak, by inni ludzie pracujący z młodzieżą niedostosowaną
społecznie, z problemami na rynku pracy mogli z pomysłu korzystać pod jedynym
warunkiem: to chłopcy i dziewczęta mają na nim korzystać i zarabiać. Tęsknota za
spółdzielczością i resocjalizacją nie pozwoliła mi jednak poprzestać tylko na pisaniu o samej
idei i tak powstała postać blogera społecznego. Kim jest bloger społeczny? Jaka jest jego rola?
Bloger społeczny,
nieważne dokąd jedzie i w jakim charakterze (prywatnie czy służbowo), poszukuje
spółdzielni socjalnych oraz ośrodków wspierania ekonomii społecznej (ES).
Odwiedza je (czasem uprzednio się anonsując, czasem przypadkowo) i sprawdza proponowane
usługi, degustuje produkty. Zawsze płaci sam, a potem opisuje i ocenia na
blogu to, co utkwiło mu w pamięci. Do dziś udało mi się zwiedzić 42 takie spółdzielnie
plus parę ośrodków. Celem takiego
działania jest chęć promowania tych spółdzielni socjalnych, których pomysły i jakość nie
odstają od firm komercyjnych.
Które z odwiedzonych przez siebie miejsc, uważa Pani
za godne naśladowania przykłady?
Świetnymi przykładami
są: Spółdzielnia Socjalna Dalba z Pucka prowadząca Browar Spółdzielczy, Dobra
Spółdzielnia Socjalna z Poznania prowadząca Dobrą Kawiarnię, Fajna Spółdzielnia
Socjalna z Zabrza produkująca mydła w Kopalni Mydła czy Spółdzielnia Socjalna
Jedynka wykorzystująca specjalny chów kóz do opieki nad rowami i wałami
przeciwpowodziowymi.
Dużo podmiotów ES ma
ogromny potencjał. Widoczny nie tylko w realizowanych przez nie pomysłach,
projektach czy programach, ale także w fantastycznych ludziach, od których nauka jest
przyjemnością. Doświadczenie Agnieszki Dejny z Browaru Spółdzielczego, Elizy
Chojnackiej i Agnieszki Nowickiej z Promocjone.com czy Konrada Wielgoszewskiego ze
szczecińskiej spółdzielni Doozo, a także nieoceniona pomoc Agnieszki Kaczmarek z
Print2You naprawdę wzbogaciło moją blogerską i doradczą pracę na rzecz ekonomii
społecznej.
Jaki cel przyświeca Pani blogerskiej misji?
Przedstawiając
opisywane podmioty oraz kreujących je ludzi, chcę trafić nie tylko do społeczników i
spółdzielców, ale do wszystkich. Uświadamiać ich i przekonywać, by mogli sami świadomie
wybierać, czy chcą by ich pieniądze były zyskiem dla jednego człowieka, czy
korporacji, czy dla grup dzielnych ludzi próbujących odmienić swój los, mimo wielu
nieprzychylnych zdarzeń w życiu.
Po 4 latach w
resocjalizacji wiem, że im bardziej przybliżamy ludziom to, co wydaje się niedostępne, złe i
nieznane, tym łatwiej tym drugim wyjść z życiowego „dołka” i zacząć na nowo. Tak samo
jest z ekonomią społeczną. Jakie problemy spółdzielnie socjalne
napotykają na swej drodze? Czy brakrozgłosu jest jednym z nich?
Mam świadomość, że
część spółdzielców nie ma środków finansowych, narzędzi, a często też pojęcia o
współczesnym marketingu i zasadach promocji, choćby z
wykorzystaniem nowych
technologii i mediów społecznościowych, które posiadam ja.
Dlatego chętnie
dzielę się swoim doświadczeniem uzyskanym w pracy w spółdzielni oraz w pracy zawodowej, by
wspierać i pomagać. Jeśli kilkoma minutami w internecie, jednym postem, czy
paroma zdjęciami na Instagramie dołożę kolejnej spółdzielni klientów czy
kontaktów, będę się tylko cieszyć – nic nie tracę, a wszyscy zyskujemy. Jest o czym pisać na blogu?
Spółdzielni
zarejestrowanych w Polsce jest ponad tysiąc, co sprawia, że źródło tematów na blog jest
niewyczerpane. A do tego, co miesiąc otwiera się kilka kolejnych podmiotów. Ponadto interesują
mnie także działania poboczne ośrodków: różnego rodzaju konkursy, fora spółdzielców,
konferencje regionalne i krajowe. To wszystko przekazywane za moim pośrednictwem często
pozwala spółdzielcom zrobić coś więcej dla siebie, a tym z ES niezwiązanym umożliwia
poznanie środowiska. Tworzą się sieci kontaktów i powiązań, spółdzielnie między
sobą promują swoje produkty, a cała ekonomia społeczna rośnie, dzięki temu w siłę.
Jak widzi Pani przyszłość ekonomii społecznej?
Jej niszowość, która
była widoczna w 2010 roku, kiedy zaczynałam z nią przygodę, a także błędny
wizerunek kojarzony z biednymi, bezdomnymi czy niepełnosprawnymi, którzy potrafią
jedynie sprzątać czy zamiatać obecnie odchodzi na drugi plan. Odchodzi, dzięki pracy
wielu ludzi. I mam nadzieję, że kiedyś zniknie na dobre, uwidaczniając z kolei
to, dlaczego spółdzielczość jest lepsza. Odkąd bloguję,
opieram swoje działania na przekonaniu, że dwa lata pokazują czy pomysł okaże się
sukcesem czy klapą. Obecnie, po prawie roku, choć wyświetleń i wejść na stronę nie jest aż
tak dużo, to widać powolny wzrost.
Bardzo mnie to cieszy. Lepiej bowiem mieć wokół siebie kilkaset osób, które wyciągają esencję i wiedzę z tego, co chcę im przekazać,
niż tysiące lajków bez znaczenia dla ludzi, którzy w idea spółdzielczości tak
nie chcą się zagłębić.
Już
niedługo, pod koniec maja, w całej Europie obchodzić będziemy
Dzień Sąsiada. To święto przywędrowało do nas z Francji kilka
lat temu i rozgościło się w Polsce na dobre. Żyjemy szybko,
pracujemy intensywnie, a czas wolny poświęcamy przede wszystkim
rodzinie. Mieszkania kupujemy głównie na zamkniętych, strzeżonych
osiedlach, z dobrze rozwiniętą infrastrukturą. Wszystko to
sprawiło, że współcześnie więzi sąsiedzkie znacznie osłabły.
Dziś już nikt nie puka do sąsiada, by pożyczyć przysłowiową
szklankę cukru. Wolimy iść do pobliskiego sklepu czynnego 24
godziny na dobę. Wielu ludzi nie chce jednak mijać się obojętnie
na klatce schodowej. Jesteśmy spragnieni zwykłej ludzkiej
życzliwości. Doskonałą okazją do swobodnej rozmowy i poznania
innych mieszkańców są inicjatywy sąsiedzkie. Jak
zaktywizować mieszkańców swojego osiedla? Jeżeli mieszkamy w
Warszawie o wsparcie poprosić możemy np. członków Q-Ruchu
Sąsiedzkiego
– inicjatywy edukacyjno-animacyjnej,
skupiającej aktywnych mieszkańców stolicy. Warszawski Dzień
Sąsiada obchodzony jest oficjalnie od 2010 roku. Finał tegorocznej
edycji odbędzie się w ostatni weekend maja. Q-Ruch
Sąsiedzki promuje lokalne inicjatywy kulturalno-społeczne, a
także
pomaga mieszkańcom w przygotowaniu
Dnia Sąsiada, dzieląc się swoją wiedzą i doświadczeniem. Dzień
Sąsiada nie musi mieć skomplikowanej formy. Może to być kameralny
piknik sąsiedzki, olimpiada gier podwórkowych, wyprzedaż garażowa
czy wspólne sadzenia kwiatów na pobliskim skwerku. W tego typu
spotkaniach chodzi przede wszystkim o to, by ludzie poznali się
lepiej i zintegrowali. Ważne, aby spotkanie było otwarte dla
wszystkich chętnych i przebiegało w radosnej, swobodnej atmosferze.
– Aby
zorganizować Dzień Sąsiada potrzebujemy tylko dwóch elementów:
dobrych chęci i sąsiadów. Najlepiej zacząć od spotkania z
sąsiadami, aby wspólnie zastanowić się, jak chcielibyśmy spędzić
ten dzień, co zorganizować, jakie atrakcje przygotować, a także
zdecydować, kogo zaprosić do współpracy.– radzi Agata Konarzewska, koordynatorka Q-Ruchu
Sąsiedzkiego.
Można nawiązać współpracę z lokalnym domem kultury, biblioteką,
lub kawiarnią czy sklepikiem osiedlowym. – Dzięki
takim nieformalnym partnerstwom, możemy pozyskać różnego rodzaju
zasoby: wypożyczyć przedłużacz, zdobyć drobne podarunki dla
uczestników konkursów, otrzymać artykuły spożywcze, wydrukować
plakaty, itp.
- podpowiada Agata. Zdaniem koordynatorki Q-Ruchu
Sąsiedzkiego,
jeżeli spotkanie okaże się sukcesem, nie musimy poprzestawać
tylko na organizowaniu sąsiedzkich pikników. Taka zintegrowana
grupa sąsiadów, może mieć duży wpływ na ulepszenie lokalnego
otoczenia – zaczyna organizować regularne spotkania dyskusyjne,
sąsiedzką wymianę usług, tworzy pomysły na projekty społeczne
czy projekty do budżetu partycypacyjnego. – Jednak
przede wszystkim, w wyniku realizacji tego typu inicjatyw w
najbliższym sąsiedztwie zwiększa się poczucie bezpieczeństwa i
panuje życzliwsza atmosfera. – podsumowuje Agata Konarzewska. Więcej
informacji na temat tegorocznego Warszawskiego Dnia Sąsiada znajduje
się tutaj: http://inicjatywysasiedzkie.pl/nasze-akcje/dzien-sasiada/
Spółdzielnia socjalna
jest szczególnym typem instytucji, która łączy cele gospodarcze i społeczne. Dla
jej członków (co najmniej połowa z nich musi być zagrożona wykluczeniem
społecznym) stwarza miejsca pracy, a te dają możliwość rozwoju osobistego i
powodują chęć współdziałania i wprowadzania zmian w swoim otoczeniu. Krok po kroku
I
Grupa założycielska (minimum 5 osób lub 2
osoby prawne np. organizacje pozarządowe), w chwili decydowania się na
powołanie spółdzielni, powinna mieć przemyślany pomysł na prowadzoną
działalność. Wszystko zależy od umiejętności i możliwości uczenia się nowych
rzeczy przez członków spółdzielni, a także ich zaangażowania. Dobrze jeśli
wcześniej, na terenie swoich działań, zrobi się rozeznanie, czy istnieje
zapotrzebowanie na konkretne usługi lub produkty.
II
Kiedy grupa ma na
siebie pomysł, warto przejść do pisania statutu, który jest najważniejszym
wewnętrznym dokumentem. Określa cele oraz zasady funkcjonowania spółdzielni i musi
być zaakceptowany podpisem przez każdego z jej członków. Należy także nadać nazwę
organizacji, pamiętając, że musi się w niej znaleźć „spółdzielnia socjalna”.
III
Kolejnym krokiem, po
którym wkracza się na drogę rejestracji w sądzie, jest spotkanie
założycielskie. Podczas spotkania uchwala się powstanie spółdzielni, jej statut
oraz zarząd, a głosy za i przeciw liczy komisja skrutacyjna w głosowaniu
tajnym. Ważne, by spotkanie protokołować: zapisać wnioski, streścić najważniejsze
kwestie. Po spotkaniu należy pieczołowicie przechowywać wszystkie dokumenty:
listę członków, protokół z zebrania, uchwały, podpisany statut, zaświadczenia
członków, które potwierdzają ich uprawnienia do założenia spółdzielni. Dokumenty
te będą niezbędne podczas procedury rejestracji.
IV
Wniosek rejestracyjny
(KRS W5) wraz z dokumentami i KRS WK (zgłoszenie osób z organów podmiotu) powinien być złożony w KRS maksymalnie 7 dni
od zebrania założycielskiego. Warto podkreślić, że spółdzielnie socjalne są zwolnione
z opłat przy rejestracji w KRS.
V
Następnym działaniem
jest rejestracja w Urzędzie Skarbowym, gdzie zostanie nam nadany NIP. Należy
również wystąpić do Urzędu Statystycznego o nadanie numeru REGON. W ciągu
siedmiu dni od zatrudnienia pierwszego pracownika, należy zgłosić spółdzielnię w
ZUS. Trzeba również zdeklarować, czy spółdzielnia decyduje się na rozliczenie
VAT-u.
Spółdzielnia powinna
także otworzyć swoje konto bankowe, o którym informuje ZUS i Urząd Skarbowy.
Cel
Opisane formalności
są niezbędne do stworzenia nowych miejsc pracy, które mogą być formą terapii, zwłaszcza
dla osób wychodzących z uzależnienia czy byłych więźniów. Poczucie budowania
czegoś, za co bierze się odpowiedzialność od początku z pewnością ma znaczenie
w postrzeganiu siebie i najbliższego otoczenia.
Erupcja
fantastycznych pomysłów, by po kilku miesiącach stwierdzić, że żaden nie został
wprowadzony w życie? Cotygodniowe burze mózgów skutkujące ciekawymi
inicjatywami, które nigdy nie doczekały się realizacji? Niejeden społecznik zna
to z autopsji.
Jeśli również
cierpisz na syndrom Wiecznie Niezrealizowanych Celów, przyjrzyj się
temu, jak je wyznaczasz. Świadome projektowanie celów ułatwia egzekwowanie
zobowiązań, jakie zaciągnąłeś wobec samego siebie. Przyjrzyjmy się zatem kilku psychologicznym
trikom, które pozwolą skutecznie nimi zarządzać. SMART, czyli
sprytny cel Reguła SMART
to jedna z najpopularniejszych i najłatwiejszych do wdrożenia metod
wyznaczania celów. Jest to akronim czterech angielskich słów, które stanowią
kryteria dobrze sformułowanego celu: Specific (szczegółowy), Measurable
(mierzalny), Achievable (osiągalny), Realistic (realistyczny), Time-bound
(określony w czasie). Aby odkryć, na czym polega projektowanie celu według tej
reguły, wystarczy porównać treść celu sformułowanego ogólnie i zgodnie z
zasadą SMART. Jak myślisz, który z nich uda się osiągnąć? 1.
“Schudnę na lato.” 2. “W ciągu
najbliższych trzech miesięcy schudnę 3 kilogramy, ćwicząc dwa razy w tygodniu i
stosując dietę.”
Zdecydowanie
bardziej osiągalny jest cel sformułowany w drugi sposób, ponieważ nadaje naszym
działaniom przejrzyste ramy i precyzuje, co, w jaki sposób i kiedy zamierzamy
osiągnąć. Taką metodę możemy zastosować praktycznie do każdego wyzwania, jakie
przed sobą stawiamy.
Gwarancja 5
minut Prokrastynacja to zmora wielu z nas, a zasada “jeszcze 5
minutek” ma zastosowanie nie tylko przy porannym wstawaniu z łóżka, ale także
przy zabieraniu się do pracy. Prokrastynator mieszka w każdym z nas, a sposób,
by go wykurzyć jest często zaskakująco prosty. Wystarczy założyć sobie, że
usiądziemy do danej czynności tylko na 5 minut i zaczniemy od rzeczy
najłatwiejszych. Po 5 minutach wykonywania zadania okazuje się, że pochłonęło
nas ono do tego stopnia, że wcale nie mamy ochoty rezygnować z jego
realizacji. Matryca
Eisenhowera Matryca
Eisenhowera to proste narzędzie, które pomaga w ustalaniu priorytetów.
Kluczem do uporządkowania zadań jest określenie ich ważności i pilności.
Eisenhower podzielił zadania na 4 kategorie: - Pilne i
ważne to wszystkie sprawy naglące, zadania do zrobienia „na wczoraj” lub
sytuacje kryzysowe, które wymagają natychmiastowej reakcji. Powinny być
wykonane w pierwszej kolejności. - Niepilne
i ważne to planowanie, nawiązywanie nowych kontaktów, budowanie strategii,
poszukiwanie innowacyjnych rozwiązań. Słowem, wszystko to, co jest istotne z
punktu widzenia rozwoju naszego projektu. - Nieważne
i pilne to zadania, które moglibyśmy scedować na kogoś innego lub
dyplomatycznie ominąć. Można tu wymienić choćby niektóre spotkania, telefony i
maile, które nie posuwają naszych spraw naprzód. - Nieważne
i niepilne to zajęcia z gatunku „złodziei czasu” takie jak częste
sprawdzanie poczty e-mail czy mediów społecznościowych. Aby wykonywać swoją
pracę bardziej efektywnie, powinniśmy ograniczać je do minimum.
W
uporządkowaniu zadań pod względem kolejności ich wykonania pomoże nam graficzne
odzwierciedlenie matrycy Eisenhowera:
Rok
temu nie było tu podłogi. Pani Maria zwana tutaj panią Mają siada
w kurtce przy stoliku. Po kątach sali warsztatowej
stoją odłożone stare piękne krzesła, za jej plecami okno i
kolorowe, gołe ściany. Otwiera bombonierę, którą dostała od
stałego klienta i kładzie na stoliku. Odbiera telefon: - Sklep,
słucham? Nie, nie mamy łóżka sosnowego w tej chwili. Ale proszę
się dowiadywać. Pani
Maja musi znać odpowiedź na każde pytanie. Do Sklepowiska na
warszawskiej Pradze zaczęła przyjeżdżać cztery miesiące temu, z
początku jako wolontariusz, potem jako pracownik. Jest wysoka,
energiczna, uśmiechnięta. -
Musiałam pozbyć się połowy moich książek, więc oddałam je do
Sklepowiska. Wolontariat tutaj zaczynałam od ich układania. Nie
dokładam nowych książek na półki, dopóki nie będzie na nie
miejsca. W działalności sklepu musi być przejrzystość. Kiedy
podchodzi klient i pyta o towar, muszę umieć mu odpowiedzieć:
proszę zajrzeć na tę
półkę, pogrzebać w tamtym koszu. Przypominają
mi się tekturki z kolejnymi literami alfabetu wystające z półek z
książkami, które minęłam chodząc po Sklepowisku. Rzędy ubrań
na wieszakach, kostki firan, kolejna sala z meblami, dziecięca i
najmniejsza – z dwoma wannami. Na każdej z rzeczy mieni się cena.
Po sali z ladą, która ma ponad 60 m kw. i dwa okna kręci się
starszy pan w garniturze, kobieta, która szuka jasnej torebki sprzed
tygodnia, a szczupły sprzedawca staroci próbuje głośno targować
się o puszkę. I znowu przypomina mi się, jak pani Maja stoi z
wielką kartką wyciągniętą zza lady: Za
pieniądze ze sprzedaży rzeczy pomagamy osobom znajdującym się w
sytuacjach kryzysowych, zagrożonych wykluczeniem społecznym.
Dlatego nie targujemy się przy zakupie. -
Uczyłam się, jak wycenia się rzeczy. To też sztuka. Cena musi być
rozsądna, gdyż sklep charytatywny jest dla każdego klienta. Kurtkę
potrzebującemu z biednej dzielnicy, jaką jest Praga, sprzedam za
symboliczną cenę. Zapłacił złotówkę, to kupił. Dzięki temu
nie czuje się upokorzony tym, że musiał o coś prosić.
Dlatego
cena naklejona na starej puszce jest dla ruchliwego sprzedawcy
staroci, dla kolekcjonerów, studentów, dla pani, która właśnie
szuka fotela i dla klientki, która chodzi po Sklepie z żyrandolem
pod pachą. Ta kobieta pochyla się nad radiem, pani Iwona, mówi, że
niestety nie działa. Bierze do rąk niemiecki toster pokazując go
sprzedawcy staroci.
-
Dużo życzliwych ludzi przychodzi i z każdym trzeba porozmawiać.
Obrastamy też w piórka,
w sensie towarowym.
Najważniejsza jest jednak świadomość, że robimy coś dla kogoś.
Dlatego nie dam się ubłagać na targowanie – ucina pani Maja –
Wszystkie pieniądze ze sprzedaży idą przecież na cele
charytatywne.
Pani
Iwona
Popycham
jedne z wysokich drzwi w sali z ladą i czytam: Prosimy
zamykać drzwi za sobą, żeby zaoszczędzić ciepło. Pani
Iwona, która założyła Sklepowisko Emmaus w Warszawie, siedzi w
kurtce przy stoliku, uśmiecha się szeroko. Za nią okno i jasne,
kolorowe ściany sali warsztatowej,
w kącie stare piękne krzesło. Wchodzi pani Maja i pyta się, czy
nie napiję się ciepłej herbaty. -
Marzy mi się rozbudowa działu mebli, ale brakuje nam osób, które
codziennie pomagałyby w ich renowacji i wkładałaby w tę pracę
serce. Wiedziały o tym, że nie chodzi o sprzedaż mebla po remoncie
za 20 zł, ale o przywrócenie mu przydatności.
Czytam
na ulotce Sklepowiska: Jest
miejsce, gdzie można kupić rzeczy zwyczajne, niepowtarzalne,
używane, ale nie zużyte. Po
co kupować nowe, kiedy używane mogą się jeszcze przydać? Pani
Iwona patrzy na drewniane stare krzesło. – Pomaganie to tworzenie
warunków, w których nie chcemy dawać ryby, ale wędkę. To
stworzenie takiej sytuacji, w której osoba sama będzie mogła sobie
radzić dzięki podjęciu pracy. Prawdziwa pomoc nie polega bowiem na
dawaniu czegoś, ale pokazaniu nowych możliwości. Te
można dostrzec poprzez pracę. - Na
próbki pracy do
Sklepowiska przychodzą osoby z problemami psychicznymi wraz z
trenerami ze Stowarzyszenia Pomost – mówi Pani Iwona - Od mojej
koleżanki, która jest psychiatrą, dowiedziałam się, że długi
pobyt w szpitalu nie pomaga takim osobom. Dla nich ważne jest życie
w środowisku rodziny i sąsiadów, gdyż to tam uczą się
funkcjonować i muszą zacząć sobie radzić. W Sklepowisku układają
i segregują rzeczy, uczą się współdziałania. Pomagamy im
znaleźć się w sytuacji pracy i poczuć się częścią zespołu,
wyjść z bezradności, w której tkwią: czy
sobie poradzę? czy to ma sens? Człowiek
nabiera poczucia własnej wartości, kiedy pracuje i może się
doskonalić. Dlatego tak ważnym jest, aby potrzebujący pracowali i
mieli wsparcie w innych ludziach. -
Pomagamy też osobom w
trudnej sytuacji finansowej – mówi pani Iwona -Za określone prace w
sklepie i za pomoc przy zwózkach mogą oni stać się właścicielami
konkretnej rzeczy ze
Sklepu. Upokarzające bowiem jest dla nich rozdawnictwo. Niech ta
rzecz kosztuje 10 zł, ale niech na nią zapracują. Z
wysokich ścian sali warsztatów
wieje chłodem. – Tu na Kawęczyńskiej mamy 350 m kw., ale
trzeciej zimy tu nie wytrzymamy. Pierwszą zimę paliłyśmy w
jedynym piecu węglowym, który tu stoi. Zła instalacja, kłęby
czarnego dymu nie dawały prowadzić Sklepu. Wobec tego, w tym roku,
wydzieliliśmy przestrzeń, którą ogrzewamy. I szukamy nowego
lokalu na Sklepowisko. Dostaliśmy nawet zgodę od miasta na wynajem
lokalu na parterze, z witryną i z wejściem od ulicy. Organizacje
pozarządowe nie mogą wynajmować przestrzeni, która spełnia te
trzy kryteria. Chodzimy z listem, pytamy, na razie nic.
Zakład – to nie tylko miejsce pracy
lub nieformalna umowa między dwiema osobami. Najnowszym
zastosowaniem tego pojęcia jest otwarty dla każdego, bez względu
na wiek, warsztat. Otwarty na poznańskich Jeżycach.
Co
można robić w Zakładzie? Najkrócej: wszystko, co wiąże się z
wykorzystywaniem narzędzi i kreatywnością. W jego wnętrzu
znajdziemy przeróżne warsztaty: poligraficzny, ślusarski,
stolarski czy krawiecki. Jak piszą sami organizatorzy, na swej
stronie internetowej zaklad.info: Zakład to miejsce tworzone
przede wszystkim przez samych ludzi. Nie narzucamy jego sztywnej
formy. To, z jakimi przychodzicie pomysłami i wizjami wpływa na
rozwój tej przestrzeni. I właśnie to oderwanie od sztywnych
ram i otwarcie się nie tylko na ludzi, ale na ich potrzeby i
sugestie, czyni z Zakładu miejsce wyjątkowe.
Tym
bardziej, że sami pomysłodawcy nie ograniczają się do
organizowania przestrzeni i narzędzi. Zapewniają wsparcie
specjalistów, którzy są fachowcami w różnych dziedzinach i
chętnie dzielą się wiedzą. Ponadto zapraszają do współpracy
zarówno osoby prywatne, hobbystów, którym niekiedy brakuje
umiejętności, a czasami miejsca do majsterkowania, jak i małe
firmy, które – dzięki przestrzeni Zakładu, mogą sprawniej
funkcjonować.
Wspierają
tym samym lokalne społeczności na dwa sposoby. Po pierwsze, stając
się platformą wymiany doświadczeń, umiejętności i lokalnej
samopomocy. Po drugie, pozytywnie wpływając na rozwój małych
biznesów, które zawsze ożywiają najbliższe otoczenie. Nie tylko
poprzez miejsca pracy, ale przede wszystkim, dzięki fermentowi,
który towarzyszy ich powstawaniu, sygnałowi „wszystko jest
możliwe” wysyłanemu w świat. Ten sygnał ma w sobie moc
aktywowania innych.
Ruszyli
na dobre w kwietniu zeszłego roku i od tego czasu nie zwolnili
obrotów. Tryby maszyn obracają się z ogromną prędkością. Cykle
warsztatów, w trakcie których samodzielnie można odnowić meble,
spotkania, gdzie maszyny do szycia pomagają przemienić tkaniny w
coś niezwykłego, kurs laminowania, naprawy rowerów… to tylko
kilka propozycji z bogatej listy aktywności: jednorazowych i
regularnych, które swoim Zakładnikom oferuje Zakład. Aktualny
kalendarz znajdziecie na ich fanpage’u
Zakład
jest więc przede wszystkim przestrzenią, w której każdy może
znaleźć miejsce dla siebie, dowiedzieć się czegoś nowego albo
odkryć w sobie talenty. Narzędzia są tylko pretekstem do tego, by
spotkać się i scalać lokalną społeczność. I właśnie ten
wymiar działalności jest najpiękniejszy.
Termin
„społeczna odpowiedzialność biznesu” (ang.
Corporate Social Responsibility,
CSR) przybył do Polski wraz z rozwojem dużych, międzynarodowych
korporacji. Wg normy ISO 26000 oznacza on „odpowiedzialność
organizacji za wpływ jej decyzji i działań (produkty, serwis,
procesy) na społeczeństwo i środowisko". To
obco brzmiące sformułowanie obejmuje szereg praktyk z zakresu
etycznego zarządzania firmą, poszanowania praw człowieka, ochrony
środowiska i zaangażowania w rozwój społeczności lokalnej, które
mają przyczynić się do zdrowia i
dobrobytu społeczeństwa oraz uwzględniać oczekiwania pracowników,
klientów, dostawców i środowiska lokalnego.
Zwłaszcza
aspekt działania na rzecz rozwoju społeczeństwa obywatelskiego,
wydaje się szczególnie wart uwagi.
W
celu realizacji powyższych postulatów, wiele korporacji powołuje
do życia tzw. fundacje korporacyjne, które niejako w imieniu
firmy realizują ważne społecznie inicjatywy. Nierzadko fundacje
korporacyjne posiadają własne programy grantodawcze, w ramach
których finansują działania zgłaszane przez inne organizacje
pozarządowe. Jednym z popularniejszych sposobów zaangażowania
firmy w działalność społeczną jest też wolontariat
pracowniczy. Polega on na szeroko pojętej działalności
charytatywnej, wykonywanej przez pracowników konkretnego
przedsiębiorstwa, przeważnie na rzecz organizacji pozarządowej.
Wolontariat może mieć charakter merytoryczny – wtedy pracownicy
dzielą się swoją profesjonalną wiedzą, np. na temat zarządzania
finansami czy promocji, ale często też po prostu pracują fizycznie
– remontują dom dziecka czy sprzątają zaniedbane podwórko.
Wolontariat jest dobrym narzędziem
przeciwdziałania wypaleniu zawodowemu pracowników, podnoszenia ich
motywacji i wzmacniania identyfikacji z firmą. Często współpraca
między firmą a organizacją pozarządową, nawiązana przy okazji
jednorazowej akcji przeradza się w trwałe partnerstwo. Mówimy
wtedy o współpracy
międzysektorowej. Duże firmy wspierają organizacje,
najczęściej przekazując darowizny pieniężne. Takie
współdziałanie biznesu i III sektora niesie
ze sobą ogromny potencjał.
Jak
jednak zdobyć partnera ze świata biznesu, będąc małą
organizacją pozarządową? Czy współpraca z korporacją jest
zarezerwowana tylko dla dużych podmiotów? Niekoniecznie. Liczy się
ciekawy pomysł i jakość oferty jaką złożymy potencjalnemu
partnerowi. Od czego zacząć?
Znajdź
przedsiębiorstwo, z którym masz coś wspólnego, np. podobną
grupę docelową, zbieżne ideały. Przygotuj ofertę dedykowaną
tej konkretnej firmie, zaakcentuj wspólne obszary. Zrobi to o
wiele lepsze wrażenie, niż uniwersalna oferta rozsyłana masowo.
Opisz
swój pomysł konkretnie, w punktach, ale pokaż też, że jesteś
elastyczny. Daj firmie wybór, zaprezentuj różne obszary, w
których moglibyście podjąć współpracę.
Pokaż,
co Ty jako organizacja masz do zaoferowania (np. gruntowną
znajomość dziedziny, zespół specjalistów). Napisz, jakie
korzyści z współpracy z Twoją organizację odniosą pracownicy
danej firmy.
Dotrzyj
do właściwej osoby – dowiedz się, kto w danym przedsiębiorstwie
jest odpowiedzialny za strategię CSR. Wtedy masz większe szanse,
że Twoja oferta zostanie przeczytana.
Pomyśl
o innych sposobach, jakimi firma mogłaby wesprzeć Twoje działania.
Nie musisz prosić tylko i wyłącznie o pieniądze. Może lepiej
poprosić o użyczenie sali na warsztaty? Albo spytać czy kadra
przedsiębiorstwa mogłaby przeprowadzić szkolenie w Twojej
organizacji?
Zaproponuj
podział obowiązków i pamiętaj, by był on sprawiedliwy.
Duże
przedsiębiorstwa mają swoje własne regulacje i regulaminy. Zanim
wyślesz ofertę upewnij się, czy Twoja propozycja mieści się w
obszarze, jaki wspiera firma.
Lubisz działać społecznie? Masz sporo pomysłów na
urozmaicenie życia kulturalno-społecznego w swojej okolicy? Chcesz korzystać z
możliwości dofinansowania projektów? Pomyśl o własnej fundacji.
Wiele osób zniechęca się do działania na własną rękę przez
wizję biurokratycznego labiryntu. Tymczasem powołanie do życia fundacji, przy
skonkretyzowanych celach jej działania – jak mówi Roksana Adamowska, członkini
zarządu fundacji na rzecz kultury i społeczeństwa „Cukier Puder” – nie jest
skomplikowane i trwa około 1,5 miesiąca. Wszystko zaczyna się od idei fundatora, czyli osoby, która
określa cel powstania fundacji oraz jej dążenia. Kolejnym krokiem jest nadanie
fundacji numeru w Krajowym Rejestrze Sądowym. Ten etap jest najważniejszy,
ponieważ przed złożeniem wniosku w KRS należy ustanowić fundusz założycielski
(dla fundacji bez działalności gospodarczej ok. 1000 zł) oraz napisać statut
fundacji, fundamentalny dokument, który wyznacza granice aktywności. Cele ze
statutu oraz majątek fundacji wpisane są w akt fundacyjny, czyli oświadczenie
woli fundatora, poświadczone aktem notarialnym. Fundator/Fundatorzy fundacji
wybierają zarząd, który jest jedynym obowiązkowym organem, mogą ewentualnie
powołać radę fundacji, dla uwiarygodnienia jej działań. Po tych podstawowych czynnościach można składać
wniosek o rejestrację w KRS, wypełniając formularze ( KRS W20, KRS WK) oraz dołączając
załączniki (statut, akt notarialny, uchwałę fundatora o przyjęciu statutu i
wyborze władz fundacji, opłatę
rejestracyjną – 250 zł). Czas rejestracji to około sześć tygodni, po których
otrzymujemy swój numer KRS wraz z regonem oraz numerem NIP.
Teraz pozostaje już tylko założenie fundacyjnego konta
bankowego oraz uzupełnienie danych w Urzędzie Skarbowym (m. in. podanie numeru
konta bankowego). Od tego momentu można starać się o dotacje, przyjmować
darowizny. Najistotniejsze jednak, by działać zgodnie z założeniami statutu,
który wyznacza kierunki działania.
Roksana Adamowska wspomina, że etap pisania
statutu był najbardziej czasochłonnym, z uwagi na precyzję, jakiej ten dokument
wymaga. Należy dokładnie wiedzieć, w jakie działania chce się inwestować – mówi
Adamowska – tak, by nie być fundacją „od wszystkiego”. Dzięki dobrze napisanemu
statutowi określamy jasno swoją drogę, skupiając uwagę na tym, co od początku
było nam bliskie i co sprawiło, że chcieliśmy fundację założyć.
Wszystkim, którzy zamierzają rozpocząć swoją przygodę z
własną fundacją życzymy głowy pełnej pomysłów, energii i zapału do pracy.
Powodzenia!
Skąd się
bierze pomaganie? Dlaczego niektórzy z nas
mają wrodzoną potrzebę wspierania potrzebujących, a inni
przechodzą obok nich obojętnie? Jak tłumaczą to zjawisko psychologowie? Niektórzy
badacze obstają przy redukcjonistycznym stanowisku, widząc altruizm jako transakcję
wymienną. Główne założenie psychologii ewolucyjnej w telegraficznym skrócie
brzmi: pomagamy tym, którzy mogą nam się czymś odwzajemnić. Co jednak z
pomocą słabszym? Zwierzętom, dzieciom, ludziom ubogim, osamotnionym i
chorym, którzy nijak nie mogą nam się zrewanżować? Szerokie grono
psychologów uważa, że za zachowania altruistyczne odpowiada empatia,
czyli zdolność rozpoznawania myśli lub uczuć innej osoby i reagowania
na nie odpowiednimi emocjami. Za wykształcenie empatii są odpowiedzialne pierwsze więzi z matką.
To ona, reagując na potrzeby dziecka, kojąc płacz, karmiąc, odpowiadając na
jego stany emocjonalne, uczy je współbrzmieć z innymi. Bezpieczna więź z
mamą w pierwszych latach życia decyduje o prawidłowym rozwoju tych części
mózgu, które odpowiadają za empatię, a w przyszłości także za zdolność do
niesienia pomocy. Z neuropsychologicznego punktu widzenia, istotną rolę w
procesie empatyzowania spełniają tzw. neurony lustrzane, czyli grupa
komórek nerwowych, która uaktywnia się podczas obserwowania innych.
Prawdopodobnie, dzięki nim mamy zdolność do rozpoznawania intencji
kierujących ludzkimi zachowaniami, dzielenia stanów emocjonalnych z osobami
potrzebującymi pomocy i współczucia. Empatia, jak większość cech psychologicznych występuje u ludzi w różnym nasileniu.
Niektórzy posiadają wysoki poziom empatii, inni cierpią na deficyty w tym
zakresie. Brak empatii jest cechą wspólną osób popełniających poważne
przestępstwa - wszystko dlatego, że nie potrafią oni wczuć się w
pozycję swoich ofiar. Głównym elementem ich terapii jest praca nad rozwijaniem tej umiejętności.
Wczuwanie się w położenie drugiej osoby i możliwość spojrzenia na
daną sytuację z jej pozycji umożliwia nawiązywanie głębokich relacji
i troszczenie się o innych. Jak pisze D. Batson - jeden z badaczy
opisywanego zjawiska: Przyjmowanie perspektywy człowieka znajdującego się w
potrzebie (...), wyobrażanie sobie jego myśli i uczuć (...) wywołuje u
obserwatora współczucie i czułość, które określiliśmy jako empatyczną troskę.
Wygląda więc na to, że społecznicy działający na rzecz innych,
niosący bezinteresowną pomoc, projektujący place zabaw, boiska,
warsztatownie, planujący spotkania, które umożliwiają ludziom bycie blisko z
innymi mają nieprzeciętnie wysoką empatię. To ona sprawia, że autorka
“Domowej piekarni” (zwycięskiego projektu I edycji konkursu “Spółdzielnia
pomysłów” - przyp. red.) była w stanie skrzyknąć sąsiadów, zaangażować
czas i energię, by nauczyć ich wypiekać tradycyjny chleb. To dzięki niej twórcy
“Papierowego teatru” przyjrzeli się potrzebom dzieciaków i zorganizowalia warsztaty dla animatorów. W II edycji konkursu empatyczny
wymiar Waszych działań także wysuwa się na pierwszy plan. Tworzycie m.in.
pomysły na to, jak ubarwić życie seniorom, jak integrować społeczność Waszych
wsi, miast i miasteczek, by uczynić ludzi mniej samotnymi, jak wspierać rozwój
dzieciaków z rodzin dotkniętych ubóstwem czy borykających się z uzależnieniami.
Ponadto pozwalacie innym po prostu dobrze poczuć się ze sobą, z innymi i z
własną okolicą. Byle tak dalej! Czekamy na więcej, bo w empatii siła. Wiecie, jak w sposób twórczy
wykorzystać swoją empatię? Zgłoście swój pomysł do konkursu: bit.ly/DodajProjekt
Chyba każdy z nas słyszał w ciągu ostatnich
kilku lat o jakiejś inicjatywie z udziałem seniorów. Seniorzy zakładają teatr
dla dzieci, seniorzy odkrywają zapomniane historie swojej miejscowości,
seniorzy robią wystawę rękodzieła. Wiedza, talent i doświadczenie osób
dojrzałych w końcu zaczynają być doceniane. Ta obfitość projektów z udziałem
osób starszych ma przede wszystkim związek z pojawieniem się programów
dotacyjnych wspierających tego typu działania, np. ASOS (Rządowy Program na
rzecz Aktywności Społecznej Osób Starszych) prowadzony przez Ministerstwo Pracy
i Polityki Społecznej czy „Seniorzy w akcji” prowadzony przez Towarzystwo
Inicjatyw Twórczych „ę”. Warto z nich korzystać i uwzględniać seniorów w
planowaniu lokalnych inicjatyw.
Praca z seniorami, nawet dla doświadczonego
animatora może być ciekawym doświadczeniem. Wymaga elastyczności, taktu,
otwartej głowy, a czasem zrewidowania dotychczasowych poglądów i metod pracy.
Planując projekt z udziałem seniorów, warto zainspirować się doświadczeniami innych
organizacji. Godne uwagi są zwłaszcza te, które zakładają aktywny udział osób
starszych, pozwalają wykorzystać ich mądrość i życiowe doświadczenie lub wydobywają
ukryte talenty.
Do takich projektów z pewnością należy cykl
„Późne debiuty” Stowarzyszenia Cotopaxi, doceniony w konkursie „Dojrz@łość w
sieci. Dobre praktyki”. Projekt opiera się na technice participatory video,
czyli wideo uczestniczącego metody
z pogranicza filmu i animacji społecznej. W trzech edycjach projektu seniorzy z
kilku warszawskich dzielnic mieli za zadanie nakręcić krótki film a następnie
zaprezentować go lokalnej społeczności. Realizacja filmów poprzedzona była
cyklem warsztatów na temat technik filmowania, nagrywaniu dźwięku i montażu. Nad
realizacją projektów czuwał facylitator. Na ostateczny kształt filmu, zgodnie z
zasadą participatory video, mieli jednak wpływ sami seniorzy. Celem
projektu było umożliwienie osobom starszym stworzenia własnej, unikalnej
wypowiedzi. Produkcja dzieła filmowego miała być nie tyle celem samym w sobie,
co okazją do dogłębnego przyjrzenia się swojemu najbliższemu otoczeniu. Filmy
dostępne są na stronie stowarzyszenia: http://pracowniacotopaxi.pl/
O tym, że
sztuka jest doskonałym narzędziem wyrażania siebie przekonały się również
animatorki ze Stowarzyszenie Barwy Kultury realizując projekt Cała Praga Śpiewa
z nami. Dziewczynom udało się stworzyć zespół złożony z
młodych muzyków i „młodych inaczej” wokalistów z Domu Dziennego Pobytu na
warszawskiej Pradze. Już od 4 lat ten niepowtarzalny międzypokoleniowy zespół
śpiewa stare warszawskie piosenki, występuje na potańcówkach, bierze udział w
warsztatach muzycznych a przede wszystkim wskrzesza tradycję wspólnego
muzykowania. Informacji o najbliższych występach można szukać tutaj: https://www.facebook.com/CalaPragaSpiewa.
Folklor prawobrzeżnej części Warszawy
zainteresował też animatorów z Fundacji Animacja, którzy postanowili ocalić od
zapomnienia historie mieszkańców tej wyjątkowej dzielnicy. Efektem jest projekt
„Praga gada”. Opowiedziane przez praskich seniorów epizody z ich życia stanowią
swego rodzaju kronikę Warszawy – od czasów międzywojnia do lat 60-tych XX
wieku. Historii można posłuchać na stronie projektu Praga Gada –http://www.pragagada.pl/, ale też obejrzeć w formie komiksu wydanego przez fundację.
Praga Gada to ciekawy przykład
międzypokoleniowej współpracy osób starszych – praskich gawędziarzy z lokalnymi
artystami, a także wykorzystania nowych technologii.
Nie znaczy to jednak, że
pomysł na działanie z seniorami musi być nowatorski i oryginalny. Wiele
projektów dotyczy rzeczy najzwyklejszych: pieczenia chleba, robienia na drutach
czy stolarstwa. Do takich inicjatyw należy z pewnością Projekt Spółdzielnia,
oparty na wspólnej pracy i doświadczeniach ludzi starszych. Grupa
przedsiębiorczych seniorów postanowiła założyć organizację gospodarczą, która
– oprócz zapewnienia sobie dodatkowego źródła dochodów na emeryturze – chce
przeciwdziałać wykluczeniu osób starszych. Seniorzy gotują, produkują
rękodzieło, prowadzą warsztaty kulinarne. Jeśli planujemy zamówić catering na
przyjęcie i marzy nam się pyszna domowa kuchnia, warto zajrzeć na stronę
projektu: http://projekt-spoldzielnia.blogspot.com/.Jak widać, osoby starsze mają wiele
do zaoferowania. Korzystajmy z potencjału ich wiedzy, czasu i doświadczenia.
Skąd wziąć pieniądze na działalność organizacji? Według badań Stowarzyszenia Klon/Jawor1 jedne z głównych źródeł finansowania fundacji i stowarzyszeń to środki rządowe i samorządowe oraz wsparcie od zagranicznych organizacji pozarządowych. Małym organizacjom i
grupom nieformalnym nierzadko trudno jest się odnaleźć w gąszczu dokumentów i
procedur. Tylko nieliczni opanowali łączenie misji z posługiwaniem się
specyficzną, urzędniczą nomenklaturą.
Szczególnie trudno jest uzyskać dofinansowanie
na inicjatywy lokalne, o małym zasięgu, nietypowe. Niestety, często projekty,
na które nie udało się zdobyć grantu nie zostają zrealizowane.
Wiele
organizacji posiada fantastyczne zasoby: aktywną społeczność, zaangażowanych
wolontariuszy, ale nie posiada własnych pieniędzy, zapewniających jej
stabilność i ciągłość działań. Odpowiedzią na ten problem może być
wykorzystanie narzędzi fundraisingowych.Fundraising to planowe, etyczne i skuteczne
zbieranie pieniędzy, które mają służyć dobru wspólnemu. 2 Do narzędzi
fundraisingowych należą m.in.: aukcje, loterie, charytatywne smsy, kampanie listowne,
telefundraising, wpłaty przez internet, a także zbieranie składek
członkowskich, odpłatna działalność statutowa czy prowadzona przez
organizację działalność gospodarcza.
Jeżeli myślimy o przeprowadzeniu kampanii fundraisingowej, aspekt
lokalności może być dużym atutem. Najważniejszy jest bowiem cel – im bliższy i
bardziej zrozumiały dla potencjalnych darczyńców, tym lepiej. Dużo łatwiej
skrzyknąć grupę ludzi i namówić ich do wyremontowania pobliskiego,
zdewastowanego placu zabaw, niż do wsparcia organizacji działającej na rzecz
praw człowieka w odległym kraju. Formułując cele, wokół których będziemy
budować naszą kampanię, należy zaakcentować, co zmieni się w otoczeniu
darczyńcy, jeśli wesprze inicjatywę swoim czasem, pieniędzmi lub usługami. Bo
fundraising to nie zawsze zbieranie pieniędzy. Dużo bardziej wartościowy może
się okazać czas, jaki mieszkańcy zechcą poświęcić na rozwijanie danej
inicjatywy, dary rzeczowe, czy szczególne umiejętności lub kontakty uczestników
przedsięwzięcia.
Jakie narzędzia mogą sprawdzić się w przypadku
działań lokalnych? Warto pomyśleć o zbiórkach publicznych. Pod tym pojęciem
kryje się m.in.: zbieranie pieniędzy do puszki, sprzedaż
cegiełek czy zbiórki darów rzeczowych. Pamiętajmy jednak, że organizowanie
takiej zbiórki jest regulowane specjalną ustawą, z którą należy się dokładnie
zapoznać. Należy również posiadać zgodę odpowiedniego przedstawiciela
administracji publicznej. To od nas zależy jaki kształt przybierze zbiórka. Nie
ma co jednak liczyć na pokaźny zysk, jeżeli nasze działania ograniczymy do
rozstawienia kilku samotnych skarbonek w supermarketach i kościołach. Zbiórkę
warto połączyć z lokalna imprezą – koncertem, festynem, urodzinami miasta i
zaprosić do współpracy wolontariuszy, np. uczniów pobliskiej szkoły (muszą mieć
ukończone 16 lat).
Można też zorganizować wydarzenie o bardziej
doniosłym charakterze i zaprosić lokalną społeczność na imprezę dobroczynną np.
charytatywny koncert, bal, aukcję albo wydarzenie sportowe. Zysk z takiej
imprezy, przeznaczany jest na określony z góry, ważny społecznie cel.
Organizacja takiego przedsięwzięcia to duże wyzwanie – warto zaangażować w nie
przedstawicieli lokalnego biznesu i samorząd. A może w naszej miejscowości
urodził się znany aktor lub sportowiec, który chciałby wesprzeć nas w działaniach
promocyjnych?
Kolejną metodą, jest przeprowadzenie kampanii
zachęcającej do odpisania od rocznego podatku 1%. Dotyczy to jednak tylko tych
organizacji, które posiadają status Organizacji Pożytku Publicznego. Jest to
dobra okazja do wypromowania swojej organizacji, pokazania zalet i pochwalenia
się dokonaniami. Zawsze pamiętajmy też, aby dbać o wiarygodność i
transparentność swojej organizacji. Publikacja sprawozdań finansowych to nie
tylko obowiązek, to też doskonała możliwość pokazania darczyńcom jak efektywnie
zarządzamy organizacją i powierzonymi nam pieniędzmi. Narzędzia fundrasingowe
są bardzo różnorodne, ale dostosowanie ich do specyfiki organizacji to już
połowa sukcesu!
Skuteczne pozyskanie finansowania dla pomysłów
polepszających jakość życia małych społeczności w dużej mierze zależy od
współpracy z lokalnymi partnerami. Zanim rozpoczniemy poszukiwanie funduszy,
sprawdźmy, jaką część naszego pomysłu da się zrealizować bezgotówkowo. Na tym
etapie kluczowe jest dotarcie z informacją do sąsiadów, bliższych oraz dalszych
znajomych.
Jeżeli
już w pełni wykorzystamy potencjał lokalnej społeczności, a do realizacji
inicjatywy droga wciąż daleka, sięgnijmy po pieniądze ze źródeł zewnętrznych.
Możemy postarać się o wpisanie projektu do budżetu
partycypacyjnego dzielnicy lub miasta. W 2011 roku Sopot jako pierwsze
miasto zdecydował się na wydzielenie części budżetu o którego wydatkowaniu
zadecydowali mieszkańcy składając własne projekty i wybierając w głosowaniu
najlepsze z nich do realizacji. Od tamtego czasu budżety obywatelskie pojawiły
się w niemal wszystkich większych polskich miastach, a ich kwoty są
zwiększane z każdym rokiem. W małych miejscowościach warto złożyć wniosek o
dofinansowane u Lokalnych Grup Działania
(LGD), których obecnie działa w Polsce ponad 300. Są one finansowane z Funduszy
Europejskich i obejmują swoim zasięgiem wszystkie gminy wiejskie i
miejsko-wiejskie. Należy jednak sprawdzić, czy proponowana inicjatywa mieści
się w ramach statutowych najbliższego nam stowarzyszenia LGD.
Coraz
częściej pomysłodawcy inicjatywy, poszukując pieniędzy wychodzą poza społeczność,
do której ich projekty są kierowane. Dobrym pomysłem próbują zdobyć uznanie
wśród użytkowników internetu, przedstawiając swoje projekty na portalach crowdfundingowych lub korzystając z
innych form publicznych zbiórek
pieniędzy, wykorzystując do promocji media społecznościowe. Inną drogą pozyskania środków na realizację swojego
pomysłu jest sięgnięcie po granty oferowane w ramach II edycji konkursu „Spółdzielnia pomysłów“. Organizatorzy
doceniają w nim zaangażowanie społecznikowskie i dają możliwość pozyskania
środków na sfinansowanie 3 najlepszych projektów integrujących lokalne
społeczności. Aby wziąć udział w rywalizacji, należy stworzyć projekt
inicjatywy społecznej, zaangażować w nią innych i najpóźniej do 3 maja zgłosić
swój pomysł TUTAJ. Jeżeli zastanawiasz się, w jakiej formie
zaprezentować swój pomysł, sprawdź koniecznie, jak wyglądały projekty zgłoszone
przez zwycięzców pierwszej edycji konkursu: “Domowa Piekarnia”, “Sąsiedzkie
Tulipany” i “Kamishibai - Papierowy Teatr“.
Równolegle do zgłaszania projektów, odbywa się
głosowanie publiczności, która dokonuje wyboru najciekawszych inicjatyw. O
awansie do finałowego etapu konkursu decyduje liczba głosów oddanych na
poszczególne projekty w internetowym głosowaniu. W finale Jury obraduje nad
trzydziestoma propozycjami wyłonionymi przez internautów i dwóm projektom z tzw. dziką kartą, przyznaną
przez jurorów. Spośród nich wybiera 3 zwycięskie inicjatywy, które poznamy 22
maja. Zostaną one nagrodzone grantami w wysokości do 10 000 złotych i powinny
zostać zrealizowane do 12 października 2015 r.
Oczywiście kluczowy jest dobry pomysł,
ale pamiętajmy, że prosimy firmę czy instytucję, ale w rezultacie
zawsze konkretnego człowieka o to, by dał nam swoje pieniądze.
Musimy nie tylko sam pomysł, ale także siebie jako osobę, która
będzie promować sponsora, pokazać z jak najlepszej strony.Najlepiej w
momencie tworzenia oferty sponsorskiej postawić się trochę na
miejscu tej drugiej strony. Każdy z nas jest konsumentem, podejmuje
decyzje zakupowe. Jeśli bluzka, którą chcemy kupić, ma jakieś
wady, dziury, jest krzywo uszyta lub z bardzo kiepskiego materiału,
to często nawet po przecenie nie będziemy chcieli jej kupić.
Wybierzemy droższą, ale taką, w której dobrze wyglądamy i która
będzie nam służyć jakiś czas. Pamiętaj, że najprawdopodobniej
Twoja oferta jest jedną z wielu, które wpłynęły na biurko osoby
decyzyjnej. Wyróżnij się – ale nie krzykliwością, a
profesjonalizmem przygotowanej propozycji.
Opisz swój pomysł. Jasno,
konkretnie, bez zbędnych szczegółów i opisywania całej drogi
myślowej, jaką przeszedłeś zanim projekt się skonkretyzował.
Napisz, do kogo będą skierowane Twoje działania, ile osób weźmie
w nich udział, jaką konkretną potrzebę zaspokoją. Na jakiej
podstawie zakładasz, że w ogóle ktoś będzie nią zainteresowany
(mocne zalety projektu)? Jeśli planujesz warsztaty, to przedstaw
tematykę – może być niezgodna z linią firmy (sprawdź
wcześniej, czy nie kłóci się ona z polityką przedsiębiorstwa)
Przedstaw siebie. Szczególnie,
jeśli będziesz zaangażowany w projekt np. jako prowadzący
warsztaty – przedstaw swoje kompetencje i informacje, które mają
wpływ na podniesienie atrakcyjności oferty. To, że masz liczne
inne zainteresowania pozostaw tym razem dla siebie, ale jeśli np.
potrzebujesz pieniądze na zorganizowanie koncertu, a masz już
doświadczenie w tej materii – pochwal się nim koniecznie.
Przedstaw współpracowników –
ale tylko wtedy, jeśli to są istotne dla sponsora informacje.
Podaj kwotę, o jaką prosisz.
Wydaje się to oczywiste? Zdziwiłbyś się, jak wiele ofert nie
zawiera tej kluczowej informacji. Wszystko, co zmusza potencjalnego
sponsora do zadawania pytań i doprecyzowania informacji, zmniejsza
Twoje szanse na pozytywną odpowiedź.
Przedstaw KONKRETNĄ ofertę
sponsorską. Napisz jak najdokładniej, co oferujesz w zamian za
przekazane pieniądze – gdzie będzie eksponowane logo sponsora,
jakie materiały może przekazać dla uczestników i w jakiej
formie. W jakich mediach ukażą się informacje o wydarzeniu, na
jakich (oczywiście wszystkich, ale ulotkach, plakatach itd.)
materiałach promocyjnych będzie informacja o sponsorze. Nie
zapomnij o relacji z wydarzenia i dokumentacji fotograficznej
(filmowa też mile widziana), którą sponsor może wykorzystywać
we wszystkich swoich materiałach.
Podaj swoje dane kontaktowe.
Jeśli tym razem się nie udało,
a będziesz chciał spróbować ponownie np. za rok, to nie wysyłaj
identycznej oferty (a już na pewno nie z takimi samymi brakami czy
błędami). Masz większą szansę na zirytowanie potencjalnego
sponsora niż zdobyć przychylność.
Jeśli uda Ci się
pozyskać sponsora, to nie zapomnij o niego naprawdę dbać. Swoimi
działaniami i podejściem pracujesz na kolejne projekty – będziesz
miał większe szanse nie tylko u tego samego sponsora, ale także u
innych. Wieść o tym, kto potrafi o sponsora zadbać roznosi się
szybciej niż myślisz. Sponsorowi zależy na promocji marki i
kojarzeniu jej z wydarzeniami budzącymi pozytywne emocje wśród
uczestników. Nie zapominaj o tym ani na chwilę.
Dlaczego
działanie w grupie przynosi lepsze efekty niż w pojedynkę? Skąd
popularność pracy zespołowej i burz mózgów, których uczymy
się już w szkole i z powodzeniem wykorzystujemy w pracy? Jest wiele
mechanizmów psychologicznych, które udowadniają, że synergia
nie jest pojęciem wyssanym z palca, a motywacja do działania
wzrasta, gdy w zadanie jest zaangażowanych kilka lub kilkanaście
osób. Przyjrzyjmy się im, zanim zakasamy rękawy do wspólnej
pracy:
1.
Facylitacja społeczna -
człowiek pracujący w grupie jest bardziej
efektywny,
ponieważ obecność innych osób i możliwość dokonywania
przez nich ocen mobilizuje nas do działania. Ten mechanizm sprawdza
się w szczególności przy zadaniach łatwych i znanych. W wypadku
zadań trudnych obecność innych może nas dekoncentrować,
dlatego wówczas lepiej zaszyć się w odosobnionym miejscu, by
uniknąć tzw. interferencji
społecznej.
2.
Wymiana zasobów - idea
pracy zespołowej opiera się na tym, że różnorodność zasobów
jednostek pozwala im wspólnie generować twórcze rozwiązania. Inne
podejście do rozwiązywania problemów reprezentują introwertycy
nastawieni na chłodną analizę, inne ekstrawertycy - sypiący
pomysłami jak z rękawa i posiadający naturalne zdolności do
podnoszenia energii w zespole. Takie połączenie różnych podejść
sprawia, że możemy oglądać problem z różnych perspektyw i
łączyć siły w celu wypracowania najlepszych rozwiązań.
3.
Pozytywna rola lidera -
pracą w grupie zazwyczaj dowodzi lider formalny, bądź
nieformalny. Jeśli osoba występująca w tej roli umie
inspirować innych do działania i ma naturalne zdolności
przywódcze, działa na zespół jak katalizator. Motywuje, formułuje
i deleguje zadania, egzekwuje ich wykonanie czy wreszcie - rozdziela
tzw. motywatory zewnętrzne (nagrody, pochwały lub - w przypadku
pracy zawodowej - profity finansowe).
4.
Potrzeba afiliacji - współdziałając
z innymi, człowiek zaspokaja jedną z najistotniejszych potrzeb
życiowych - potrzebę
przynależności i identyfikacji z grupą.
Współpracując z innymi, nie dość, że osiągamy wspólne cele,
to jeszcze budujemy więzi niezbędne do zachowania równowagi
psychicznej i otrzymujemy wsparcie od ludzi nam podobnych. Korzyści
co niemiara, a więc do (wspólnego) dzieła!
Bydgoskie
osiedle Bartodzieje: bloki z lat siedemdziesiątych, kraty na
klatkach schodowych, wewnętrzne domofony, duża rotacja mieszkańców,
nieznajome twarze własnych sąsiadów, bycie obcym i wśród obcych
− od 2013 roku Fundacja Farbiarnia daje impulsy mieszkańcom
jednego z bloków, by coś z tym zrobić. Jednym z nich jest projekt
„Mrówkowiec”.
Mrówkowiec Pomysł
projektu „Mrówkowiec”, którego wynikiem jest katalog usług
„Wymiennik”„jest reakcją na zmiany w sposobach tworzenia
przestrzeni miejskiej, często prowadzące do zanikania idei miasta,
rozumianego jako przestrzeń publiczna” - czytamy na stronie
Farbiarni. Rozszerzyła tę myśl pomysłodawczyni bydgoskiej
Farbiarni, Katarzyna Gębarowska − Ludzie, choć samotni i często
nieszczęśliwi, nie potrafią zrobić pierwszego kroku, czasem
odezwać się do własnego sąsiada. Zanikają już wspólne
inicjatywy czy choćby sąsiedzkie uprzejmości. Postanowiliśmy
kontynuować ideę rozpoczętą przy projekcie Balaton (inicjatywie
związanej z tymi samymi okolicami i wspomnieniami znad bydgoskiego
akwenu, położonego na osiedlu Bartodzieje − przyp. red.) i dać
ludziom szansę się poznać.
Ankiety
W ten
sposób grupa bydgoskich społeczników rozpoczęła wywiad
środowiskowy, przeprowadzając ankietę wśród mieszkańców bloku.
Pytania dotyczyły m.in. tego, jakimi umiejętnościami mogliby
podzielić się z innymi mieszkańcami, ale też z jakich chętnie
sami by skorzystali. Jak mówi Gębarowska − Najtrudniej było
przekonać ludzi do siebie. Strach przed obcymi jest powszechny, stąd
te dodatkowe drzwi, domofony na klatkach, ciężko się przez to
przedrzeć. Niektórzy jednak kojarzyli nas już z inicjatywy
„Balaton”.
Wymiennik
W ten
sposób, po kilkumiesięcznej pracy, powstał katalog usług
„Wymiennik”, w którym zamieszczono kontakty i imiona osób,
które chętnie pomogą np. przy drobnych naprawach, nauce języków
obcych, przypilnowaniu dzieci, zakupach, a nawet przy rozwiązaniu
krzyżówki. Egzemplarze „Wymiennika” rozdano mieszkańcom bloku,
zachęcając do korzystania z pomocy.
Krok
dalej
Jak
mówi Katarzyna Gębarowska − Teraz jest czas dla mieszkańców. Co
oni zrobią z tą informacją? Czy będą korzystali ze swojej
pomocy, czy nawiążą więź, czy poczują się bezpiecznie i pewnie
w swoim bloku? Wiele zależy od nich samych. Do nich należy kolejny
krok.
Dalsze
działania koordynuje Bartosz Białecki – jeden z mieszkańców
bloku. Bartosz uaktualnia profil na Facebooku, stronę internetową,
dodając nowych członków inicjatywy.
PS Fundacja
chciałaby kontynuować swoją inicjatywę społeczną związaną z
tym osiedlem. Wszystkich chętnych, którzy chcieliby zaangażować
się w wolontariat, zapraszamy do kontaktu z Farbiarnią.
Oczywiście ten przygotowany z
użyciem naturalnych składników, własnoręcznie wypieczony. Gotowanie ma w sobie
ten magiczny element stwarzania: z kilku produktów powstaje nagle coś zupełnie innego.
Ma też niezwykłą moc skupiania ludzi.
Wie o tym doskonale Katarzyna Kędzior,
inicjatorka która postanowiła zintegrować wokół chleba mieszkańców
polsko-czeskiego pogranicza. Domowa Piekarnia, bo tak nazywa się jej projekt
zgłoszony do Spółdzielni Pomysłów, został jednym z 3 zwycięzców pierwszej
edycji tego konkursu. O tym jak przebiegała realizacja projektu i jak
narodziła się Domowa Piekarnia opowie inicjatorka.
Skąd zrodził się pomysł na projekt? Z obserwacji i potrzeby zmiany.
Kilka lat temu zamieszkałam w małej wiosce w Sudetach i w pierwszej kolejności
chciałam kupić jajka, mleko, ser, chleb. Okazało się, że nie jest to takie
proste jak mi się wydawało. Coraz mniej jest gospodarzy, którzy mają krowy,
kury. O pieczeniu chleba nie wspomnę. Nagle dotarło do mnie, że wieś z moich
wspomnień z dzieciństwa bardzo różni się od tej zastanej. Nastąpiło odwrócenie
sytuacji: teraz w mieście ludzie chętniej się spotykają, pieką chleb, biorą
udział w warsztatach np. robienia serów, natomiast w mojej okolicy ludzie
pozostawieni są sami sobie i rzadko robią coś wspólnie. Pomyślałam, że
pieczenie chleba będzie okazją do spotkania i do porozmawiania jak to było
kiedyś.
Jaki cel przyświecał Pani
projektowi? Moim celem było rozbudzenie wspomnień i
zachęcenie do spróbowania upieczenia chleba - powrót do tradycji. Jeśli nawet
10% osób w dalszym ciągu piecze, jest szansa, że będzie będzie to przekazywana
dalej. Zależało mi, aby odczarować chleb na zakwasie -
udowodnić, że zrobienie chleba nie jest wcale takie trudne. Chciałam zaszczepić
w uczestnikach warsztatów dobre nawyki żywieniowe i zwrócić uwagę, że niezwykle
ważne jest to co jemy.
Co sprawiło Pani szczególną trudność
w realizacji projektu? Największą trudnością był ogrom pracy i
wiele tygodni przygotowań. Byłam za wszystko odpowiedzialna i jednocześnie
robiłam praktycznie wszystko sama: organizacja miejsc spotkań, promowanie
wydarzenia, wizyty u Sołtysów wiosek, koordynacja krawcowych, drukarni,
produktów, mąki z młyna, pakowanie, prowadzenie warsztatów, wiecznie w drodze z
przerwą na kilka godzin snu. Pięć dni warsztatów było całkowicie wyjęte z
życiorysu, ale dało dużo satysfakcji - bo udało się. Jak udział i
wygrana w Spółdzielni Pomysłów zmienił Domową Piekarnię? Pomysł się urzeczywistnił. W przypadku
projektanta jest to niezwykle ważne. Jeszcze ważniejsze jest to, że idea się
przyjęła i w dalszym ciągu żyje. Co dał Pani
udział w Spółdzielni Pomysłów i organizacja warsztatów wypiekania chleba zrealizowanych, dzięki wygranej? Poznałam dalszych sąsiadów, których znałam
tylko z widzenia. Mam wrażenie, że teraz są bardziej otwarci na podobne
inicjatywy. Na warsztatach zwracałam uwagę również na to, że w moim odczuciu
ludzie na wsi rzadziej się spotykają niż to było dawniej. Zachwalałam
gospodarzy, którzy mają swoje kury i krowy, że to coś wspaniałego i powód do
dumy. Zachęcałam, by od tego nie uciekali gdy mają to pod ręką. Mam wrażenie,
że już inaczej patrzą na pewne sprawy.
Czy Pani wykształcenie (Katarzyna
Kędzior jest studentką wzornictwa na warszawskiej ASP – przyp. red.) wpłynęło
na kierunek w jakim Domowa Piekarnia podąża? Wykształcenie dało możliwość
zamienienia pomysłu w czyn. Od jakiegoś czasu szczególnie bliskie jest mi
projektowanie społeczne - działanie razem z ludźmi. Wykształcenie projektowe
bardzo w tym pomaga. Fakt, że mieszkam w pięknym miejscu w górach, jestem bliżej
natury sprawia, że niezwykle ważne jest dla mnie, jak żyję i co jem. Połączyłam
zatem projektowanie i styl życia.
Jak wygląda codzienność
Domowej? Postanowiłam założyć fanpage na
Facebooku, gdzie ludzie podsyłają mi swoje chlebowe wypieki. Są to głównie
uczestnicy warsztatów, ale także osoby niezwiązane z moim projektem. Okazało
się bowiem, że zapotrzebowanie na pieczenie jest większe, obejmuje ono cały
kraj. Dostawałam wiele pytań o to, gdzie można taki zestaw kupić. Dlatego
powstały dodatkowe zestawy na sprzedaż. Planuję także wersję angielską.
Zimą 2014 roku na poznańskiej
kamienicy przy ul. Fabrycznej 4 powstał „wiersz oddolny”, a na trzech innych
budynkach zapisano utwory Zbigniewa Herberta i Tadeusza Różewicza. Autorami
pomysłu przepisania poezji na ściany są: Tomasz Genow i Joanna Pańczak. Ich
pomysł zdobył I amiejsce w konkursie „Centrum Warte Poznania” organizowanym
przez urząd miasta i zainicjowanym przez prężnie działającą w Poznaniu komisję
rewitalizacji przestrzeni miejskiej.
Eksperyment wierszowy Tomasz Genow zajmuje
się poezją. „Wiersz oddolny” napisał po zebraniu odpowiedzi poznaniaków na
pytania zadane im na ulicy o to: czego się boją, czego sobie życzą i „dlaczego
tu są”. Przechodnie zapisywali na karteczkach słowa będące odpowiedziami na te
pytania z zachowaniem zasady strumienia świadomości. –Przechodnie mieli
niewiele czasu do namysłu, rozmawiali z nami w drodze dokądś czy przesiadając
się na inny tramwaj. Dzięki temu zebraliśmy wiele spontanicznych odpowiedzi.
Była w nich proza życia codziennego, ale też metafizyka. Zadziałała technika
strumienia świadomości stosowana w poezji już w latach 20-tych – śmieje się
Joanna i kontynuuje - Naszą rolą było zestroić wypowiedzi mieszkańców tak,
by oddały jakąś myśl przewodnią, przy jednoczesnym zachowaniu napięcia między
słowami. Tomek zostawił różne końcówki, by podkreślić wielość podmiotów
lirycznych. Od siebie dodał spójniki i pojedyncze słowa.
Następnie ręcznie
wycinali szablony po to, aby za ich pomocą grafficiarze mogli przepisać wiersze
na ściany przy następujących ulicach: Kościelna, skrzyżowanie Sikorskiego i
Roboczej, krzyżówka Wawrzyniaka i Słowackiego oraz Fabryczna. Litery w wierszach są czarne i zapisane na nieodmalowanych ścianach. -
Potraktowaliśmy ściany jak kartki papieru. Dlatego wiersze są napisane
neutralną czarną czcionką na nieodnowionych ścianach. Dzięki temu estetycznemu zabiegowi
wiersze wkomponowały się w budynki i stały się częścią Poznania, a miasto stało
się naturalnym kontekstem dla poezji. To właśnie chcieliśmy przekazać: „poezja
jest tym, co rodzi się z życia” – mówi Pańczak.
Każdy z wierszy na
swój sposób wchodzi w dialog z przestrzenią. – Wierszem, który komentuje
konkretną przestrzeń jest ten przy ul. Sikorskiego, „Domy przedmieścia” Zbigniewa
Herberta. Skrzyżowanie Sikorskiego i Roboczej na Wildzie to wciąż centrum
Poznania, a mimo to czuje się tam pustkę, ciszę, atmosferę przedmieść, w
których nie ma życia. To bez wątpienia teren zapomniany przez miasto. Słowa
Herberta są ponure, niewygodne, unoszą się jak chmura deszczu nad dzielnicą.
Ale sączy się też przez nie magia poezji – mówi Joanna Pańczak.
Trzy wiersze
zapisano na ścianach należących do Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych. Joanna
i Tomasz długo chodzili po mieście szukając kamienicy, której właściciel
wyraziłby zgodę na powstanie wiersza na ścianie budynku. Udało się to
wynegocjować z jednym prywatnym właścicielem. – Projekt kanalizuje różne
problemy. Pokazał między innymi, jak nasz wzrok się skomercjalizował. Rozmawialiśmy
z właścicielami o ekspozycji poezji na ścianach szczytowych ich budynków. Mimo
obowiązującego prawa własności to przecież też ważna część przestrzeni
publicznej. Dla większości z nich naturalnym było jednak wykorzystanie murów
jako miejsca na reklamę. A za udostępnienie ściany w celach artystycznych
chcieli co najmniej reperacji dachu…- mówi Pańczak.
Odkąd poezja
pojawiła się w przestrzeni Poznania mieszkańcy piszą do Tomka i Joanny z
prośbami o umieszczenie wierszy na ścianach kamienic w ich dzielnicach. –
Pomagają nam też w szukaniu ścian. Jedną z nich udało się już znaleźć na Łazarzu
dzięki wsparciu Rady Osiedla. Jeśli uda nam się dostać dofinansowanie na
kontynuację pomysłu w kolejnej edycji konkursu na „Centrum warte Poznania”, w
tej i w innych dzielnicach również zagości poezja – kończy Pańczak.
Przypominamy, że
laureatami pierwszej edycji konkursu „Spółdzielnia Pomysłów”, realizowanego na
platformie Społecznik 2.0, zostali autorzy trzech projektów: Sąsiedzkie
tulipany, Domowa piekarnia i Kamishibai- papierowy teatr. Termin na ich
realizację upływa z końcem lutego 2015 roku.
Dwa pierwsze
projekty zostały już przeprowadzone, a trzeci jest właśnie realizowany.
Oczywiście śledziliśmy postęp prac i zbieraliśmy wrażenia organizatorów oraz
uczestników.
Pierwsi do boju
ruszyli autorzy pomysłu zagospodarowania kawałka ziemi w Luboniu – państwo
Strączkowscy. Wraz z sąsiadami chwycili w dłonie narzędzia i uporządkowali
zaniedbany dotąd teren.
„Początkowo plany były skromne.
Zakładaliśmy uporządkowanie miejsca i zasianie trawy. Z czasem, w miarę
deklaracji pomocy ze strony kolejnych osób, a później wygranej w konkursie,
projekt nabierał rozmachu – przewidując nasadzenie drzew i krzewów, wygrodzenie
krawężnikami” – mówią.
Zgodnie z
projektem, wytyczyli ścieżki, posadzili roślinność i wykonali szereg prac
ogrodniczo-porządkowych, by to miejsce zamieniło się w miły, sąsiedzki skwer. „W ciągu
dwóch tygodni, w ramach czterech dni wspólnych prac zasadziliśmy 5 brzóz
pożytecznych Doorenbos, 130 sztuk kosodrzewin, 300 sztuk liliowców, 300 sztuk
traw ozdobnych i wreszcie 2.000 sztuk tulipanów. Ziemię wokół roślin
wyściółkowaliśmy 150 workami kory” – relacjonują prace.
„Na skwerze pracowali nie tylko okoliczni
sąsiedzi. Do akcji włączyła się młodzież z Młodzieżowej Rady Miasta Lubonia,
młodzież z Gimnazjum nr 2 w Luboniu, młodzież z Lubonia z klas architektury
krajobrazu ucząca się w Technikum w Poznaniu a także wiele osób, pasjonatów
działań społecznych lub osób lubiących pracę w ogrodzie czy zajmujących się tym
profesjonalnie. Łącznie, przy urządzaniu skweru pracowało kilkadziesiąt osób. W
dniu sadzenia tulipanów można było napić się kawy i zjeść pączki.”
Spieszyli się by
zdążyć przed zimą i udało się. Efekty ich ciężkiej pracy, w pełnej krasie będą
cieszyć oko już na wiosnę, a wtedy urządzą piknik inaugurujący wypoczynek wśród
tulipanów, na który już otrzymaliśmy zaproszenie. Z pewnością z niego
skorzystamy i pokażemy Czytelnikom Naszej Platformy, co udało się mieszkańcom
okolicy, wspólnymi siłami wyczarować.
Za sobą cykl
wielopokoleniowych warsztatów ma pani Kasia Kędzior, autorka „Domowej
piekarni”. Studentka wzornictwa dopracowała pomysł w każdym szczególe, tworząc
akcesoria z pięknymi, kolorowymi grafikami, które przykuły uwagę wielu
użytkowników portalu. Pomysł wspólnego pieczenia chleba okazał się strzałem w
dziesiątkę, zdobył mnóstwo głosów i pobił serca jury. Idea warsztatów
zakładała, że każdy uczestnik wróci do domu z kompletnym zestawem
umożliwiającym wypieczenie swojego własnego chleba i dokładnym przepisem – a
wszystko przygotowane w takiej formie, by ręce „same rwały się do roboty”. Aby
tak się stało, salon Pani Kasi zamienił się na kilka dni w magazyn, manufakturę
i młyn w jednym. W odmierzaniu składników, zawijaniu i pakowaniu zestawów
pomagali najbliżsi. Dzięki tej wspólnej pracy aż 96 uczestników warsztatów
mogło upiec swój chleb zaraz po powrocie do domu – to dopiero motywacja do
działania!
Po rozwieszeniu
plakatów telefon Pani Kasi nie przestawał dzwonić, miejsca skończyły się
błyskawicznie.
Zapisywali się starsi, młodsi, kobiety i mężczyźni – trudno się
dziwić, w końcu chyba każdemu zapach świeżo pieczonego chleba roznoszący się po
domu kojarzy się z bezpieczeństwem, ciepłem rodzinnym i radością. Dzięki
Domowej piekarni każdy mógł to poczuć, a co najważniejsze pieczenie chleba połączyło
pokolenia.
Relację
fotograficzną otrzymywaliśmy na bieżąco, a do ostatniej dołączona była taka
wiadomość:
„Bardzo
intensywny czas. Wieczne przesypywanie mąki :) pakowanie, przygotowywanie i
codzienne warsztaty, późne powroty do bazy i zgrywanie materiału :) W
samych warsztatach wzięło udział 91 osób. A kilka nieobecnych pukało do moich
drzwi z wyjaśnieniami, że nie mogły dojechać - dlatego miały prywatne szkolenia
w moim domu :) Już dostaję zapytania kiedy odbędą się kolejne warsztaty
:) Najbardziej cieszy to, że to działa i ludzie przysyłają mi zdjęcia
swoich chlebów :) Bardzo dziękuję!” Pani Kasiu, my też bardzo dziękujemy!
W lutym odbywają się warsztaty Kamishibai – czyli papierowego teatru. Relację czego ciekawego mogli nauczyć się na nim pedagodzy i animatorzy pracujący z dziećmi przedstawimy już wkrótce.
Sulechów, województwo lubuskie. Sierpniowy, słoneczny dzień. Wokół historycznych murów miejskich i zamku „coś” zaczyna się dziać. Dają się złapać zaintrygowane spojrzenia przechodniów, ci bardziej zaciekawieni przystają i obserwują. Na świeżym powietrzu, w miejskiej przestrzeni, instaluje się Kuchnia. Kuchnia Społeczna. Jest wspólna, dla wszystkich mieszkańców: sąsiadów, obcych, starszych, młodszych, pań i panów. Jest ideą sprzyjającą spędzaniu czasu RAZEM – na rozmowach, obowiązkowo – przy przygotowanych własnoręcznie posiłkach. To sulechowski przepis na zmiany!
Realizacji inicjatywy podjęli się współzałożyciele Stowarzyszenia na Rzecz Kultury, Sztuki i Edukacji „Stella Polaris” działającego w Sulechowie od 2011 roku. Pomysłodawcą i opiekunem projektu jest Małgorzata Stachowiak-Schreyner, natomiast jego bezpośrednim koordynatorem – Daniel Stachuła. Celem przyświecającym Kuchni Społecznej jest stworzenie okazji członkom danej wspólnoty do lepszego poznania się, spędzenia razem czasu, wymiany poglądów. Pretekstem do spotkania jest delektowanie się własnoręcznie przygotowanymi smakołykami przy wspólnym stole. Taka jest zasada uczestnictwa – by wziąć udział w biesiadzie wystarczy przynieść przygotowane przez siebie danie (alternatywą jest wrzucenie do specjalnej puszki 10 zł). Tematyka rozmów zaproponowana na sierpniowym spotkaniu Kuchni w Sulechowie dotyczyła edukacji kulturalnej oraz promocji działań artystycznych wspólnoty lokalnej. W sposób naturalny wywiązały się także dyskusje o mentalności mieszkańców miasta, prawie do decydowania o jego wyglądzie, o tym, co się w nim odbywa.
Warto zaznaczyć, że na spotkaniu był wówczas Ignacy Odważny – obecny burmistrz Sulechowa, który aktywnie włączył się w dyskusję. Poza przestrzenią do rozmów na rzeczywiste problemy, tematy z życia wspólnoty, Kuchnia Społeczna jest przede wszystkim szansą na zawiązanie nowych lub umocnienie już istniejących miedzy mieszkańcami więzi. Sierpniowa edycja, choć cieszyła się zainteresowaniem mieszkańców, wiązała się jeszcze z pewną nieśmiałością. Jak jednak mówią organizatorzy, był to pierwszy krok ku burzeniu mentalnych murów.
To jest największa wartość projektu. Kuchnia, jak mówi Daniel, „pomaga nam zrozumieć siebie nawzajem. Bardzo często mamy poczucie wyobcowania, mimo tego, że żyjemy w jednym małym mieście. Jesteśmy obok siebie, ale zupełnie osobno. Kuchnia Społeczna pokazuje, że możemy działać razem, niezależnie od światopoglądu, przekonań i uprzedzeń. Spotkanie z drugim człowiekiem okazuje się niezwykle potrzebne, istotne i przede wszystkim twórcze”. Dotychczas Kuchnia Społeczna odbyła się w Sulechowie dwa razy (w sierpniu i listopadzie), ale zdobyła już wiernych fanów, dopytujących o kolejne spotkania. Jest inicjatywą zorganizowaną w ramach prowadzonego przez Daniela Młodzieżowego Biura Informacji Artystycznej ArtCafé, którego celem jest aktywizacja, edukacja kulturalna młodzieży, integracja lokalnej wspólnoty, ale także działalność artystyczna w przestrzeni miejskiej.
Mieszkańcy Ośrodka dla
Bezdomnych w Szczepankowie chcą odzyskać ludzką życzliwość i
społeczną akceptację. Dlatego stworzyli teatr – Grupę Teatralną
Wikingowie, która powstała, żeby pokazać, na czym polega dramat
osób bezdomnych.
Grupa powstała w 2013 roku
w Szczepankowie, a w sceniczną realizację jej pierwszego
przedstawienia – „Powrót Wikingów”, zaangażował się Teatr
Nowy w Poznaniu.
W lutym 2014 roku na deskach
teatru stanęli mieszkańcy Ośrodka dla Bezdomnych. Autentyzmem ich
gry widzowie byli poruszeni. Wielu z poznaniaków, wychodząc z teatru
pytało, w jaki sposób mogłoby pomóc mieszkańcom Szczepankowa.
Spektakl grany był później wielokrotnie w Teatrze Nowym, w Teatrze
Ósmego Dnia, w warszawskim Teatrze Kamienica w ramach
Międzynarodowej Konferencji poświęconej Bezdomności, a także na
Festiwalu Malta. Wszędzie wzbudzał silne emocje.
Po udanym przedstawieniu
przyszedł czas na drugie. Bezdomni pod okiem psychologa opowiedzieli
o swoich prywatnych przeżyciach, niekiedy traumatycznych. Ich
wspomnienia zostały spisane i na tej bazie powstał scenariusz
„Nibylandia”.
Na Trzeciej Scenie Teatru Nowego trwają próby.
Spektakl składa z sześciu opowieści, które mają formę bajki.
Historie te przeplatają się z wizualizacjami z udziałem Anny
Mierzwy – aktorki Teatru Nowego. Warstwa obrazu przekazuje marzenia
i tęsknoty mieszkańców Szczepankowa.
W warstwie ideowej spektakl
opowiada o wypadnięciu z wózka poza ramy społeczeństwa i
potrzebie powrotu. Przedstawieniu będzie towarzyszył program
edukacyjny stworzony wspólnie z działem edukacyjnym Teatru Nowego,
który zakłada spotkania z przedstawicielami różnych firm. Dzięki
tym spotkaniom, być może uda się pomóc bezdomnym w znalezieniu
pracy.
Mieszkańcy Ośrodka w
Szczepankowie nie tylko grają w spektaklu. W ich rękach powstaje
scenografia do przedstawienia. Efekty tej pracy będzie można
zobaczyć już w grudniu 2014 roku. Wtedy w Teatrze Nowym swoją
premierę będzie miała „Nibylandia”.
Autorami zdjęć użytych w artykule są: Adrian Wykrota i Maciej Krajewski.
Sejny
– niewielka miejscowość, położona tuż przy granicy Polski z
Litwą i Białorusią. Kiedyś znana i bliska tylko lokalnej
społeczności, dziś miejsce o nieocenionym znaczeniu na
kulturalno-animacyjnej mapie całego kraju. Nowa karta historii
Sejn została odwrócona na początku lat 90-tych. Wtedy właśnie
przybyła na miejsce grupa zaprzyjaźnionych i doświadczonych
animatorów kultury. Założyła Fundację, a następnie rozpoczęła
działalność Ośrodka „Pogranicze –
sztuk, kultur, narodów”. Od tego momentu
nic w Sejnach nie było już takie samo. Działalność instytucji
przyniosła magiczną zmianę.
Pasja i aktywność
osób związanych z Ośrodkiem sprawia, że w okolicy każdego dnia
„się dzieje”. Dowodem na to są już same wrażenia, jakimi
dzielą się ci, którzy choć raz „Pogranicze” odwiedzili;
energia, jaką w każdym słowie przekazują założyciele i
pracownicy, a także bogaty program wydarzeń, który zweryfikować
można na stronie „Pogranicza”. Inspiracją dla działań była i
jest wielokulturowa przeszłość miejsca, związana z położeniem
geograficznym oraz bardzo różnorodne historie mieszkańców
regionu. Stąd do aktywności Ośrodka należy upowszechnianie „etosu
pogranicza” – budowanie mostów między osobami odmiennych
kultur, wyznań, narodowości.Na co dzień
w tym celu działają liczne pracownie, mające autorski charakter i
realizujące wieloletnie programy związane m.in. z sąsiedztwem,
edukacją międzykulturową: Kronik Sejneńskich (zbierająca lokalną
opowieść o dawnym świecie), Muzyczna (łącząca wielokulturowe
tradycje muzyczne regionu z nowoczesnym brzmieniem), Opowieści i
Słowa (budująca nowy słownik pogranicza), Nowych mediów i
inne, oraz znane w Polsce i świecie stałe zespoły twórcze, takie
jak: Teatr Sejneński (prezentujący spektakl pt ”Kroniki
sejneńskie” m.in. w Szwajcarii, Bośni i Hercegowinie, Danii,
Niemczech, Hiszpanii, Nowym Jorku), Orkiestra Klezmerska Teatru
Sejneńskiego (współpracująca z najwybitniejszymi klezmerami i
muzykami m.in z Davidem Krakaurem, Frankiem Londonem, Polem Brodym,
Mikołajem Trzaską, Raphaelem Rogińskim, Wacławem Zimplem), zespół
redakcyjny Almanachu Sejnieńskiego i inne.
Oferta
„Pogranicza” obfituje zarówno w jednorazowe inicjatywy, jak i
cykliczne wydarzenia. Skierowana jest do wszystkich grup wiekowych i
społecznych. W Sejnach, poprzez działalność
kulturalno-artystyczną, edukacyjną, dokumentacyjną, społeczną
nie tylko pracuje się nad budowaniem tożsamości mieszkańców
regionu, ich integracją, nie tylko daje się możliwość zdobycia
szerokiej wiedzy, m.in. z zakresu wielokulturowości, ale przede
wszystkim zaraża się energią i inspiruje do wprowadzania zmian
we własnych „małych ojczyznach”. Źródło zdjęć wykorzystanych w tekście: Archiwum fotograficzne Pogranicza
Rola koordynatora
projektu to nierzadko niewdzięczna robota. Trzeba jednocześnie być
sprawnym księgowym, który pilnuje wydatków, liderem, który
motywuje ludzi do działania i PR-owcem, który z pasją opowie o
projekcie. Nietrudno o potknięcie, ja zaliczyłam ich wiele! Co
powiedziałabym sobie samej, gdybym mogła cofnąć się w czasie?
Wyjdź poza swoją
strefę komfortu. Tylko przełamując swoje własne ograniczenia
masz szansę na rozwój.
Zapali innych ten
co sam płonie! Dbaj o swoją motywację. Udało Ci się zdobyć
pieniądze, przekonać lokalną społeczność do swojego pomysłu?
Świetnie! Zapamiętaj to uczucie i wracaj do niego myślami w
chwilach kryzysu.
Nie wszystko układa
się po Twojej myśli i zaczynasz wątpić w sens realizowania
projektu? Nie zrażaj się. Bądź przygotowany na kryzys. Już na
samym początku warto zaplanować środki zaradcze.
Nie trzymaj się
kurczowo planu, bądź otwarty na zmiany, ale niech cel projektu od
początku będzie jasny i zrozumiały dla wszystkich jego
uczestników.
Nie bój się
poświęcić czasu na budowanie zespołu, integrację i wzajemne
poznanie. To nigdy nie jest czas stracony.
Poznaj potencjał
swojego zespołu, odkryj jakie talent mają ludzie z którymi
realizujesz projekt. Ta wiedza przyda Ci się w najmniej
spodziewanych momentach.
W
2002 roku we wsi Teremiski znajdującej się 5 km od Białowieży na
Podlasiu powstaje Uniwersytet Powszechny. Do małej wsi w środku
Puszczy Białowieskiej przyjeżdżają Danuta Kuroń oraz Katarzyna i
Paweł Winiarscy, którzy stanowią jego zalążek. O tym, jak żyło
się w Teremiskach dziesięć lat temu mówi Katarzyna:
Przyjechaliśmy z programem
edukacyjnym skierowanym do młodzieży z całej Polski. Była ona w
trudnej sytuacji życiowej, spowodowanej przez nieudane reformy z lat
90., nie miała możliwości wykorzystania swoich talentów i szansy
na kształcenie się.
Nauka
na Uniwersytecie Powszechnym trwała 9 miesięcy, wykładowcami było
20 młodych osób, a gośćmi, którzy współpracowali z
Uniwersytetem między inni: prof. Zygmunt Bauman, prof. Bronisław
Geremek, Adam Michnik, Krzysztof Zanussi czy Tomasz Jefimowicz z
Teatru Ósmego Dnia. Pierwszym rektorem Uniwersytetu był Jacek
Kuroń.
Tymczasem
pojawiały się pierwsze kontakty z artystami, animatorami kultury.
Katarzyna opowiada dalej. Jeszcze
jako studentka warszawskiego uniwersytetu jeździłam do Sejn, do
ośrodka „Pogranicze sztuk, kultur, narodów”. Dyrektorem był
tam Krzysztof Czyżewski. Zapytałam go, czy nie dałby się zaprosić
na spotkanie ze studentami.Z
tego spotkania wynikła wieloletnia współpraca na linii Teremiski –
Sejny. Studenci co roku goszczeni byli przez Pogranicze na wizytach
studyjnych, z kolei w 2004 roku w Teremiskach odbyły się
dwutygodniowe warsztaty dzieci z Sejn z Bożeną Szroeder, w czasie
których pracowano nad spektaklem "Kroniki Sejneńskie".
Bożena
Szroeder: „Musicie robić teatr, bo inaczej stodoła wam spłonie!” Był
rok 2004. Katarzyna opowiada dalej: Szukaliśmy
miejsca na ten spektakl, które mogłoby pomieścić ogromny stół z
glinianymi domkami
[potrzebnymi do przedstawienia – red.]. Wtedy
z mężem kupiliśmy gospodarstwo, dom ze stodołami i z oborami.
Bożena weszła do stodoły i powiedziała: „tu to zrobimy”. Nie
było podłóg – był beton, w jednym sąsieku słoma, a w drugim
pozapadana podłoga, na której udało nam się jakoś ustawić
ławki. Spektakl odbył się przed grupą mieszkańców wsi i
studentów Uniwersytetu. Po przedstawieniu Bożena powiedziała:
teraz musicie już tu robić teatr, bo inaczej stodoła wam spłonie!
To były magiczne słowa”. W
ramach programu Uniwersytetu powstał cykl warsztatów teatralnych
dla studentów, który realizowany był od 2004 do 2009 roku.
Opowiada Katarzyna: Inicjatorem
prowadzenia zajęć teatralnych w Teremiskach był Tomasz Rodowicz,
wtedy współtwórca teatru Gardzienice, dziś Stowarzyszenia
Teatralnego Chorea i dyrektor Fabryki Sztuki w Łodzi, który bardzo
nas w trudnych pierwszych latach prowadzenia Uniwersytetu. Dzięki
niemu na lata związaliśmy się z Elżbietą Rojek, która stworzyła
autorski program warsztatów teatralnych wpisanych w prowadzony przez
nas szeroki program edukacji międzykulturowej. Celem nie były
przedstawienia jako takie, ale pogłębienie procesu poznawania
innych kultur poprzez śpiewanie piosenek i czytanie tekstów.
Spektakle powstawały jakby przy okazji i były pokazywane w
zaczarowanej już przez Bożenę stodole. Malowany ręcznie plakat
pod sklepem, żadnej informacji w mediach, tylko dla mieszkańców
wsi. Nie mieliśmy żadnego sprzętu –podczas prezentacji kołysanek
ludowych studenci przynieśli lampki ze studenckich pokojów – ani
funduszy, do 2007 roku spektakle były pokazywane społecznie przez
zaprzyjaźnione grupy.
Teatr
w Stodole
W
2006 roku odbyły się I Spotkania Teatralne w Teremiskach, na które
przyszli nie tylko mieszkańcy wsi i uczestnicy Spotkań, ale także
mieszkańcy sąsiednich miejscowości i turyści. Wieść o teatrze
rozeszła się pocztą pantoflową i każde kolejne wydarzenie
gromadziło coraz więcej widzów. W
2008 roku wystawiono „Opowieści
teremiszczańskie”, inspirowane sejneńskimi Kronikami, które w
dwóch wersjach grane były przez kilka lat, również poza
Podlasiem. Katarzyna pisze w
internecie: „Projekt wyrasta z
przekonania o zasadniczej roli, jaką dla ludzkiej tożsamości
odgrywa znajomość swojego miejsca i z poczucia odpowiedzialności
za świat, który na naszych oczach odchodzi (…). Zebrane od
mieszkańców Teremisek opowieści, zdjęcia i pieśni znalazły swój
wyraz w postaci spektaklu”. Przestrzeń
stodoły zaczęła się zmieniać. Studenci
na traktorze wywozili siano, piętrową widownię i scenę
zbudowaliśmy z sąsiadami. Zaczęliśmy też starać się o
fundusze, żeby zapewnić program na cały sezon od kwietnia do
października – opowiada
Katarzyna.
Dziś
Teatr w Teremiskach jest powszechnie znanym miejscem na mapie
kulturalnej województwa, jedyną sceną teatralną w regionie
Puszczy Białowieskiej, miejscem znanym w środowisku artystycznym w
Polsce. Prezentowane
są na niej spektakle oraz koncerty na najwyższym poziomie,
zapraszani są wykonawcy występujący i nagradzani na festiwalach w
całej Polsce i na świecie. Teatr jest co roku umieszczany w
publikacji dokumentującej sezon teatralny w Polsce, wydawanej przez
Instytut Teatralny im. Raszewskiego.
Przez
10 lat twórcom udało się stworzyć miejsce, w którym publiczność
ceni sobie niezwykły klimat i możliwość bezpośredniego kontaktu
z artystami, a artyści doceniają spontaniczność reakcji widzów i
ich osobiste zaangażowanie w wydarzenia. Teatr jest jednym z działań
realizowanych w gminie Białowieża przez Fundację Edukacyjną Jacka
Kuronia.
29
-31 sierpnia Teatr w Stodole obchodzi swoje 10-lecie.
Działalność społeczna, dawno, dawno
temu, kojarzyła się z dziadem proszalnym, który chodził, prosił,
błagał, utyskiwał, i tym sposobem realizował swoje zamierzenia.
Jeszcze kilka, kilkanaście lat temu, troszeczkę tak to wyglądało.
Społecznik, jeśli chciał czegoś dokonać, nie wychodził z
pozycji partnera, czy właściciela i koordynatora swoich działań,
któremu inne instytucje są potrzebne tylko i aż po to, aby
delikatnie wsparły jego działania, a stał on na pozycji petenta. Dzisiaj społecznicy, czy to w pojedynkę, czy zrzeszeni w
organizacjach pozarządowych, mogą śmiało mówić o partnerstwie,
o własności pomysłów i działań, mogą, o ile przygotują się
dobrze do tego, wychodzić w świat, do ludzi, do innych instytucji i
narzucać im niejako swoją wolę. Bo niby czemu nie? W końcu,
zmiana idzie od dołu, z tej szarej masy, w której jednak błyskają
kolory, powinien wyjść pomruk niezadowolenia, który dotrze na górę
i da jej znać, że człowiek potrzebuje zmian, żąda zmian i gotowy
jest wprowadzać w życie. Jak to zrobić? Jak strateg!
Uświadom sobie potrzebę zmiany,
Utwierdź się w przekonaniu, że
zmiana jest dobra,
Zorientuj się, czy takiej zmiany
potrzebują inni – jeśli nie, szukaj dalej, o ile masz ochotę
działać,
Sprawdź, czy za Tobą pójdą
inni – zbierz posiłki, w kupie siła,
Gromadź ludzi chętnych do
działania, do walki o lepsze jutro – skupiaj ich wokół siebie,
nawet jeśli działanie odłożysz w czasie,
Ucz się, magazynuj wiedzę! –
wiedzy nigdy za wiele! – gromadź własne zasoby,
Szpieguj – w sensie, trzymaj
rękę na pulsie i obserwuj, co dzieje się w obszarach, które
chcesz zmienić – nie zasypiaj!
Wykorzystuj/współpracuj –
wszelkie informacje, wiedzę i zasoby innych, które wykorzystać
możesz, z ludźmi, z którymi współpracować często powinieneś
– a społecznik ma możliwości (urzędy, instytucje) – często
będziesz musiał je wydzierać, ale nikt nie obiecywał, że będzie
łatwo,
Ruszaj śmiało do boju – kiedy
już wiesz czego chcesz Ty i czego chcą inni, co możesz, jakimi
środkami i z kim – bo według prawa Tertila, sprawa raz odłożona,
dalej odkłada się sama – NIE POZWÓL NA TO, o ile odłożenie
jej w czasie nie będzie korzystniejsze,
Nie poddawaj się – licz się z
kłodami pod nogami, małymi i większymi porażkami, ale bądź
zdeterminowany, nie zniechęcaj się, masz ludzi za sobą,
Oddaj nieco pola – czasami warto
cofnąć się krok, aby móc zrobić za chwilę dwa przodu, jednak
nie wycofuj się zupełnie – no, chyba że zmiana, którą chcesz
wprowadzić, straci rację bytu, a to znaczy, że albo świat jest
już piękny, albo działasz zbyt opieszale
Układaj się – często warto
zweryfikować swoje dążenia, działania, może nieco zmodyfikować,
bo inni chętni do współpracy, czy wsparcia mogą mieć
ograniczone środki – nie od razu Rzym zbudowano, a małymi
kroczkami do szczytnych celów – nie dziś całość, to część,
a jutro reszta,
Walcz! – działalność
społeczna, to często ‘walka’, walka o to, aby jutro było
lepsze dla wszystkich!!!
Tworząc działania animacyjno-społeczne warto
rozgraniczyć w swoim podejściu ujmowanie sztywno-projektowe, jak i te
kompletnie wykraczające poza ramy zasad, bądź schematów. O ile łatwiej jest
obracać się wokół skrupultnie przygotowanego budżetu, celów i misji, o tyle
podejście otwarte na zmiany, nawet w etapie realizacji projektu pozwala widzieć
człowieka, społeczność lokalną na pierwszym miejscu. Owe rozróżnienie pozwoli
weryfikować te założenia i oczekiwania podejmowanych działań, które odbiegają
od rzeczywistości społecznej danej zbiorowości. Podejmując próbę stworzenia porad merytorycznych
dla młodych społeczników w fazie wstępnej posłużyliśmy się uproszczonym i mocno
uogólnionym podziałem etapowym. Wskazówki również mają charakter ogólnikowy,
zaś ich celem jest podzielenie się własnymi doświadczeniami z przedsięwziętych
działań. Każdy zaś pomysł wymaga indywidualnego podejścia, wskazówki natomiast
będą wtedy miały zabarwienie zdecydowanie szczegółowe.
Aga
Chlebowska i Robert Ogurkis
I. Etap
poszukiwań 1. Stań się śledczym/śledczą na lokalnej mapie
potrzeb. 2. Rozmawiaj z ludźmi, obserwuj przestrzeń. 3. Jeśli chcesz działać dla ludzi – działaj z
ludźmi. 4. Zbieraj inspiracje – zapisuj, dokumentuj swe
obserwacje. 5. Bądź odważny/odważna. II. Etap
przekuwania 1. Przyjmij opowiedzialność za swoje działania. 2. Nie narzucaj swojej wizji na zmianę. 3. Szczegóły są ważne – bądź czujny/czujna. 4. Poszukaj wsparcia swych działań,
doświadczenie partnerstwa jest bardzo cenne. 5. Nie ograniczaj się do założeń wstępnych. III. Etap
realizacji 1. Wróć pamięcią do początków, tak naprawdę ten
etap zaczął się już wtedy. 2. Bądź otwarty/otwarta, weryfikuj swoje
oczekiwania. 3. Dbaj o jakość działań. 4. Zadbaj o odpowiednie kanały informacji. 5. Sensem działań jest przede wszystkim sam
proces.
W słowach
zaklęta jest moc. Nadając im strukturę narracji, z jednej strony
porządkujemy, wyrażamy własne przeżycia i emocje, a z drugiej
wywołujemy je u słuchaczy. Przekazujemy historie, tradycje, mądrość
opartą na fundamencie życiowych doświadczeń. Z tej ukrytej i
często nieuświadamianej mocy opowiadania skorzystała Magdalena
Przygońska w dwóch przeprowadzonych przez siebie projektach
„Bajeczne Babcie” oraz „Baśń jak życie”. Pomysł na realizację pierwszej
inicjatywy powstał ze zwyczajnej potrzeby – chęci poznania
sąsiadów i wspólnego działania z mieszkańcami warszawskiej
dzielnicy Bielany. Najaktywniejszą grupą okazali się seniorzy z
miejscowego Uniwersytetu Trzeciego Wieku oraz Klubu Osiedlowego
„Przedwiośnie”. Po nawiązaniu znajomości, ruszyły prace nad
projektem „Bajeczne Babcie”. Jedenaście energicznych
seniorek rozpoczęło cykl warsztatów teatralnych, pracy z ciałem
oraz głosem, po to by uzyskać końcowy, i jak się okazało
imponujący, efekt… Panie nagrały audiobook z bajkami autorstwa
Jana Brzechwy
(https://soundcloud.com/bajeczne_babcie/sets/audiobook).
I choć seniorki swój projekt tworzyły głównie z myślą o
najmłodszych, to ich pełnych charyzmy, zaangażowania i
doświadczenia interpretacji chętnie słuchają także dorośli! Bo
któż z nas nie uśmiechnie się do własnych wspomnień na dźwięk
słów: „Nad rzeczką opodal krzaczka…”? Całości oczywiście
dopełnia profesjonalny warsztat związany z licznymi przygotowaniami
przed przystąpieniem do nagrań.
Ten międzypokoleniowy projekt,
zrealizowany w ramach programu „Seniorzy w akcji”, dotowanego
przez Towarzystwo Inicjatyw Twórczych, niesie ze sobą
także walor dydaktyczny. Mądrości zawarte w bajkach, o czym
„Bajeczne Babcie” przypominają, aktualne pozostają niezależnie
od wieku.
Sukces pierwszego projektu oraz
potencjał jego uczestników, był inspiracją dla drugiej
inicjatywy. „Baśń jak życie” (przedsięwzięcie w
ramach programu "Mistrz/Uczeń 1 na 1" Towarzystwa Inicjatyw Twórczych „ę”)
to cykl warsztatów, których oś ponownie tworzyło słowo.
Uczestniczyło w nich dziesięciu seniorów z UTW na Bielanach.
Zajęcia ze sztuki opowiadania polegały na analizie struktury
opowieści, przypominaniu polskich legend, poznawaniu historii innych
kultur. Miały też wymiar praktyczny, np. pracy z głosem. Jednak
najważniejszym celem projektu było zwrócenie uwagi na samą
czynność opowiadania, czyli doświadczenie przyjemności i poczucia
sensu, jakie daje świadome snucie opowieści. Ukoronowaniem tej
kilkumiesięcznej uczty słowa było widowisko narracyjne. Seniorzy
zaprosili swoich najbliższych na „wieczór opowieści”, w czasie
którego dzielili się poznanymi historiami. „Bajeczne Babcie” i „Baśń jak życie” to
inicjatywy, których beneficjentami byli nie tylko uczący się
sztuki prowadzenia narracji. Opowiadanie ćwiczy też umiejętność
słuchania, a te elementy są już podstawą do prowadzenia dialogu,
który potrafi budować więzi na cale życie.
Animator kultury, pedagog. Po studiach pedagogicznych, rozpoczęła pracę w Gminnym Ośrodku Kultury w Czarnej Dąbrówce na Kaszubach, na stanowisku dyrektora, gdzie pracowała do 1991 roku. W 1987 r. nawiązuje współpracę z Krzysztofem i Małgorzatą Czyżewskimi, twórcami Teatru „Arka” przy domu kultury „Dąbrówka” w Poznaniu. W latach 1987-1990 realizują wspólnie projekt „Wioska Spotkania”, w którym uczestniczyli twórcy kultury alternatywnej z Polski i ze świata. Od 1991 roku pracuje w Ośrodku „Pogranicze – sztuk, kultur, narodów”, którego jest współtwórcą. Od początku po dzień dzisiejszy pełni w nim funkcję starszego instruktora i kierownika Centrum Dokumentacji Kultur Pogranicza. Od wielu lat prowadzi pracownię teatralną z dziećmi i jest liderem programu „Kroniki sejneńskie”. Z teatrem dziecięcym wyreżyserowała spektakle „Róża” i „Kroniki sejneńskie”. Jest autorką nowatorskiego programu edukacji interkulturowej dla dzieci, który jest realizowany w szkołach sejneńskich i stał się wzorem dla szkół z innych regionów Polski. Od 1999 roku w sejneńskich szkołach prowadzi programy edukacji interkulturowej dla dzieci, warsztaty dotyczące tradycji sąsiedzkich Sejneńszczyzny pt.: „Nasi sąsiedzi - wczoraj i dziś”, „Co pamięta Sejna”, „Trzej starcy”. Jest także współ-prowadzącą program pt. „Gra szklanych paciorków”, poświęcony pracy kulturowej nad pamięcią i tożsamością miejsca, który jest obecnie realizowany z wieloma ośrodkami w Polsce i Europie. Od czterech lat prowadzi projekt filmowy pt: ”Filmowa Kolekcja Opowieści Pogranicza”, który miał już cztery edycje: „Bajki i Legendy Pogranicza”, „Pieśni Pogranicza”, „Opowieści dziadków”, „Opowieści krasnogrudzkie”. Ponadto zajmuje się historią i kulturą Cyganów-Romów, prowadzi dział cyganików w Centrum Dokumentacji. Zrealizowała takie programy jak „Cygańska Wioska Artystyczna” czy „Tabor”, które odbywały się w wioskach zamieszkałych przez społeczność romską. Bożena Szroeder jest wpół-twórczynią Muzeum Tradycji Kulturowych Sejn oraz zastępcą redaktora naczelnego polsko-litewskiego pisma „Almanach Sejneński”. Laureatka Nagrody Honorowej im. Ireny Sendlerowej „Za naprawianie świata” (2012 rok) [fot. Alicja Szulc / ze zbiorów Towarzystwa Inicjatyw Twórczych "ę"].
Eugenia Wasylczenko, autorka skrzynki dla bezdomnych stojącej na placu Dąbrowskiego w Warszawie, dzieli się swoimi spostrzeżeniami na temat pomocy mieszkającym na ulicy: „w rozmowach z bezdomnymi wychodziło mocno to, że było mnóstwo dobrych projektów, które po przechwyceniu przez instytucje kończyły marnie i przestawały mieć cokolwiek wspólnego z pomaganiem tym, co trzeba”. Dlatego skrzynka stoi od początku lipca na razie tylko w Warszawie, a czuwa nad nią sama Eugenia.
Pomysłodawczyni jest studentką Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, a skrzynkę na placu postawiła w ramach dyplomu dotyczącego pomocy bezdomnym. Praca ta powstała w pracowni profesora K. Wodiczko. Pojemnik podzielony jest na kilka mniejszych, na których bezdomni zapisują to, co potrzebne jest im do życia. Następnie ludzie wrzucają niezbędne rzeczy do skrzynki, którą otwiera autor próśb o pomoc.
Eugenia opowiada, że projekt powstał z kumulującej się bezsilności, którą odczuwała chodząc po ulicach Warszawy. Pomysł na akcję rodził się długo i przybierał różne kształty. Ale najważniejszą jego częścią było to, żeby bezdomni nie poczuli się odseparowaną, wskazaną palcem grupą. Dlatego skrzynka stanęła w centrum, na placu, stając się jego integralną częścią. Eugenia wspomina, że widząc to wszystko, co dzieje się na ulicach Warszawy, chciała rozpocząć oddolną inicjatywę, która byłaby przyjazna i dawała możliwość bezpośredniej pomocy ludziom w ciężkiej sytuacji życiowej. Takie możliwości dawała skrzynka podzielona na mniejsze.
Pojemnik stojący na placu ma dwanaście segmentów. Z każdego korzysta jedna osoba, która zostawia na widoku kartkę z krótkim opisem. Zapisuje na niej, jakie ma materialne potrzeby, a przechodnie wrzucają przedmiot przez otwór. Potem potrzebujący, który ma klucz do swojej mniejszej skrzynki, odbiera ofiarowane mu rzeczy. Po czym zostawia kolejną kartkę z wypisanymi na niej prośbami. Eugenia nagrywa opowieści tych ludzi o ich problemach z podstawowymi życiowymi kwestiami, o tym, jak muszą o nie codziennie ciężko zabiegać, i że brak im praktycznie wszystkiego.
Problemy bezdomnych są duże, ale też konkretne dzięki prośbom wypisanym na kartkach przez samych potrzebujących. Ten, kto pomaga, ma również pewność, że ofiarowana przez niego rzecz znajdzie się w skrzynce u bezdomnego, który o nią prosił. Mogą to być na przykład prośby o opatrunki i leki, jak można przeczytać na jednej z kartek, które dużym pismem wypisał pan Zenek: „Dzień dobry!. Mam na imię Zenek, mam 54 lata, na-ulicy-jestem, czyli „bezdomności” 14 lat. Cóż życzę na życzliwość bo tego w Polsce jest coraz mniej lub jest to rzadkością dziękuję za każdy miły gest. Opatrunki, plaster (zwykły) szerokoopatrunkowy, jodyna, rywanol, tabletki przeciwbólowe”.
Z wykształcenia
socjolog, z zamiłowania regionalista, historyk, antropolog, etnolog. Zawodowo
spełnia się, jako trener wewnętrzny – nie mylić z coachem. Wywodzi się z
rodziny o tradycjach społecznikowskich, w której pomoc potrzebującym,
współpraca z innymi, są chlebem powszednim, stąd też, jak sam mówi – od pieluch
życie przygotowywało go do roli społecznika. Członek zarządów Towarzystwa
Przyjaciół Konina i Stowarzyszenia AKCJA KONIN. Współinicjator i
współkoordynator odbywającej się od kilku lat w Koninie w dniu 1 listopada,
kwesty na rzecz ratowania zabytkowych nagrobków na najstarszej konińskiej
nekropolii. Do tego niestrudzony orędownik lokalnych tradycji, strażnik pamięci
o ludziach. W roku 2012 współpracował przy realizacji projektu Kwestia romska. Projekt z większością,
konińskiej części programu Wielkopolska: Rewolucje. Szybkie fejsbukowe zbiórki
pieniężno-materialne na rzecz konkretnych osób potrzebujących pomocy, to jego
specjalność.
Magister filologii romańskiej, organizatorka i promotorka wydarzeń kulturalnych. Odpowiedzialna za PR i koordynację Enter Music Festival od jego pierwszej edycji. Specjalistka ds. promocji i PR Art Stations Foundation by Grażyna Kulczyk. Wiceprezeska stowarzyszenia No Women No Art, oraz rzeczniczka Międzynarodowego Festiwalu pod tą samą nazwą, organizowanego w latach 2007-2013. Odpowiedzialna za promocję 4 pierwszych sezonów KontenerART w Poznaniu. W latach 2007-2013 redaktorka działu kultury Telewizji WTK, obecnie autorka programu "Kultura:Sprawdzam". W latach 2006-2012 roku związana z Fundacją Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Malta (współpraca produkcyjna przy projektach francuskich teatrów i koncertach Poznań dla Ziemi), w latach 2009- 2011 Kierowniczka Departamentu Gości Festiwalu Malta. Project Manager premiery spektaklu "Slow Man" autorstwa Nicholasa Lensa i John'a Maxwell'a Coetzee, w reż. Mai Kleczewskiej (koprodukcja Festiwalu Malta i Teatru Wielkiego im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu, prapremiera światowa: Malta 2012).
Polonistka i bohemistka, samozwańcza animatorka kultury. Od pięciu lat działa w organizacjach pozarządowych. Zawodowo zajmuje się unijnymi programami wspierającymi modernizację systemu oświaty. Swoje pierwsze samodzielne projekty animacyjne zrealizowała z seniorami z warszawskich Bielan: "Bajeczne babcie" oraz "Baśń jak życie" - cykl spotkań wokół sztuki opowiadania.
Wychowanek 'Pogranicza', obecnie z wykształcenia psycholog i kryminolog, wnikliwy obserwator rzeczywistości. Początkujący mediator, zaangażowany animator. 'Mądry w sądzie, roztropny w poradzie.' :)
Teatrolożka w działaniu i animatorka, artystka materii miejsce-teraz/ludzie-tu. Zajmuje się badaniem relacji pomiędzy ludźmi, a miejscem. Poszukuje intrygujących zależności, odkrywa siateczki historii zapisanych na przestrzennej mapie (myśli). Czasem przekuwa to w słowo, choć ostatnio najczęściej w praktyczno-artystyczne przygody.
Na początku roku, w jednej z jeżyckich
kamienic wystartowała pracownia. Nie jest to pracownia plastyczna, ani
krawiecka, ani fotograficzna, chociaż… po trochu jest każdą z nich. Przede
wszystkim jest to pracownia sąsiedzka.
Zaczęła działać, bo uparli się na nią pewni
młodzi ludzie – Agnieszka Chlebowska i Robert Ogurkis. Mieszkają na poznańskich
Jeżycach, niedawno skończyli studia i oboje czuli, że chcieliby być częścią
lokalnej społeczności, a nie tylko mieszkać obok. I tak, z głową pełną pytań:
„gdzie”, „z kim”, „jak zacząć”, podczas nie wiadomo której przechadzki po
okolicy, Agnieszce rzuciła się w oczy kamienica na Szamarzewskiego. Kamienicę
sławiły trzy rzeczy: brak bramy, masa niecenzuralnych napisów i tablica
upamiętniająca Różę Luksemburg – wystarczy, by otrzymać miano najbardziej
złowrogiej kamienicy w tej części miasta. Aga zgłosiła się do Towarzystwa Inicjatyw Twórczych Ę,
z ogólną wizją zrobienia „czegoś” dla Jeżyc. Przekonała komisję
konkursową i dostała dofinansowanie. Pozostało te plany skonkretyzować i nadać
im jakąś formę. Nad pomysłem, projektem, a nad realizacją czuwała Bożena
Szroeder – animatorka z Sejn, która z dziećmi potrafi zrobić takie cuda, że
dorośli przecierają oczy ze zdumienia.
Teraz kamienica na Szamarzewskiego jest „tą,
gdzie działa pracownia”. Po remoncie,
przy którym pomagali też okoliczni mieszkańcy, powstało miejsce spotkań dla
okolicznych mieszkańców, ich miejsce – szm21/pracownia. Szczególnie chętnie
przychodziły dzieciaki, które pod okiem Agi i Roberta oraz zapraszanych przez
nich zapaleńców, robiły niesamowite rzeczy. Teatr cieni, wycieczka z latarkami
po kamienicy, odtworzenie na jeden wieczór zakładu fotograficznego, warsztaty
bębniarskie i masa innych zajęć. Wpadali też dorośli. Nie trzeba pewnie
dodawać, że mieszkańcy i sąsiedzi chętnie otwierali drzwi, zapraszali Roberta i
Agnieszkę do mieszkań, słuchali o pomyśle pracowni, a później niejednokrotnie
ich wspierali. Gdy przyszła
wiosna, duszne mury sutereny przestały być potrzebne, można było spokojnie
spotykać się na dworze. Najpierw bywalcy pracowni oswajali podwórko z grupą
teatralną „Concrit”, a później, zachęceni wszystkim, czego udało im się
wspólnie dokonać w zimowe miesiące, postanowili odnowić stary, bardzo
zniszczony kiosk.W trakcie
działań nawiązana została współpraca z Generatorem Malta - projektem
społecznym. Dla Dzielnico było to ciekawe doświadczenie współpracy, spotkania z
innymi osobami działającymi w przestrzenie publicznej.
fot. Katarzyna Jankowiak
Zaczęli standardowo od remontu, w którym
okoliczni mieszkańcy nie byli już tylko pomocnikami. Bardzo szybko, jeszcze
zanim udało się kiosk doprowadzić do zaplanowanego stanu, stał się miejscem
spotkań, ożywionych dyskusji i wspólnego biesiadowania. Co tam się nie wyrabia?!
Jest hummus i lemoniada. Są warsztaty i debaty. Bywa badminton i bębny. Bywają
też dj-e i jogini śmiechu. A przede wszystkim za każdym razem są ludzie, którzy
się coraz lepiej poznają i coraz bardziej lubią. A także, coraz wyraźniej
widzą, że jak się chce, to można zmieniać swoją okolicę na lepszą, na bardziej przyjazną,
na bardziej swoją. Agnieszka i Robert są w naszej Ekipie
Społecznika, są też członkami jury konkursu „Spółdzielnia pomysłów”.
Wypatrujcie ich artykułów, podzielą się w nich z Wami tajemnicą „jak się robi
takie rzeczy”!
Genezy społecznej
odpowiedzialności biznesu należy szukać w USA, pod koniec XIX wieku. Wskutek
działań potentatów przemysłu amerykańskiego, którzy budowali swoje bogactwa nie
zważając na etyczne normy biznesu, zarówno wobec pracowników, konkurentów czy
klientów i środowiska, zaczęto podnosić kwestię regulacji dopuszczalnych
zachowań w biznesie. W pierwszej kolejności zajęto się prawnym określeniem
stosunków pomiędzy państwem, gospodarką a społeczeństwem. Podniesiono też
znaczenie takich wartości jak filantropia czy paternalizm w działalności
biznesowej. Nastawienie wyłącznie na zysk zaczęło być ograniczane zarówno ze
strony prawnej jak i tzw. opinii społecznej. Mniej więcej w połowie XX wieku,
po Wielkim Kryzysie w Stanach Zjednoczonych, CSR zaczyna tam zyskiwać na
znaczeniu i obserwuje się stopniowe rozszerzanie jej funkcji.
Społeczna odpowiedzialność biznesu to w
powszechnym rozumieniu obowiązek moralny lub prawny, odpowiedzialność za swoje
lub czyjeś czyny, albo przejęcie na siebie obowiązku zadbania o kogoś (lub o
coś). W praktyce rozumiana jest jako działalność firmy ukierunkowana nie tylko
na zysk, ale także na aspekty ekonomiczne i etyczne. W 2010 roku, Międzynarodowa Organizacja
Normalizacyjna ogłosiła Normę Międzynarodową dotyczącą społecznej
odpowiedzialności (ISO 26000 Guidance on
social responsibility), w której systematyzuje wiedzę na temat społecznej
odpowiedzialności biznesu. Nie jest to obowiązkowa regulacja, a raczej
praktyczny przewodnik po koncepcji CSR, definiujący jej ramy, przybliżający
wartości i idee. Z uwagi na prestiż ISO, ta norma ma szansę stać się
najbardziej powszechną wykładnią CSR na świecie.
Według ISO 26000 realizacja działań CSR
powinna przyczyniać się do zrównoważonego rozwoju (w tym zdrowia i dobrobytu
społeczeństwa), uwzględniać oczekiwania interesariuszy, być zgodna z prawem i
spójna z międzynarodowymi normami postępowania oraz być zintegrowana z
działaniami organizacji i praktykowana w jej działaniach podejmowanych w
obrębie strefy wpływów.
Norma wyróżnia siedem obszarów społecznej
odpowiedzialności biznesu: ład organizacyjny, prawa człowieka, stosunki pracy,
ochrona środowiska naturalnego, uczciwe praktyki rynkowe, relacje z
konsumentami i zaangażowanie społeczne.
Wśród naukowców panuje chyba największe
zróżnicowanie definicji CSR. Próbując je uwspólnić można stwierdzić, że jest to
dobrowolne zaangażowanie przedsiębiorstw w działania społeczne i ekonomiczne.
Działania te mogą mieć charakter wewnętrzny (poprawa jakości życia
pracowników), jaki i zewnętrzny (zaangażowanie w kampanie wykraczające poza
standardowe ramy działalności firmy). Wielu naukowców uważa jednak, że
wyłącznie charakter zewnętrzny spełnia założenia CSR.
Są zgodni, że idea społecznej
odpowiedzialności biznesu zakłada wykraczanie poza realizację podstawowych
celów firmy czyli generowania zysków i poza obowiązki wynikające z kodeksów
prawnych. Oznacza inwestowanie w kapitał ludzki, środowisko i relacje z
interesariuszami.
Działania CSR powinny być odpowiednio
dopasowane do profilu działalności przedsiębiorstwa, dzięki czemu będą wspierać
wizerunek i tworzyć spójną całość z jego działaniami PR.
W DePaul University w Chicago w 1997 roku
przeprowadzono badania udowadniające, że przedsiębiorstwa, które angażują się
społecznie osiągają wyższe zyski niż te, które tego nie robią.
Korzystne skutki dobrze zaplanowanych działań
CSR firma może najbardziej odczuć w trzech obszarach:
REPUTACJI – wpływ na nią mają praktycznie
wszystkie działania firmy: zachowania proekologiczne, inwestycje w lokalną
społeczność czy stosunek do pracowników to aspekty odwołujące się do emocji, a
zatem mające ogromne przełożenie na opinie panujące o firmie
KONKURENCYJNOŚCI – gdy kończą się możliwości
konkurowania na cechy produktu (np. brak opłat za prowadzenie konta,
korzystanie z karty itp. są już standardem) do głosu przy wyborach
konsumenckich dochodzi np. reputacja, identyfikacja z marką itp.
ZARZĄDZANIU RYZYKIEM – lepsza kontrola nad
ryzykiem finansowym, prawnym, środowiskowym oraz wynikającym z postaw konsumenta.
Firma o dobrej reputacji, z którą klienci się identyfikują ma większe szanse
zażegnania kryzysów wizerunkowych.
Coraz więcej firm w Polsce angażuje się w CSR.
Najczęściej wybierają dla swoich kampanii takie obszary jak ochrona środowiska,
miejsce pracy (wewnętrzne), prawa człowieka i społeczność lokalna. Obszar na którym w największej mierze skupiły
się Banku Spółdzielcze, to zaangażowanie w społeczność lokalną. Według ISO
26000 jest to prowadzenie dialogu społecznego poprzez realizowanie projektów w
takich obszarach jak edukacja, kultura, zdrowie, rozwój, dostęp do technologii
i inne. Te działania wpisują się w społeczne
zaangażowanie biznesu (z ang. CCI – rodzaj CSR), które kiedyś nazywano
relacjami ze społecznością lokalną. CCI jest najbardziej widocznym aspektem
działań CSR, praktycznym wyrazem idei społecznej odpowiedzialności biznesu.
Typowe działania CCI realizowane przez firmy
to finansowanie zieleni miejskiej, czytanie książek dzieciom, dni otwarte
obejmujące imprezy dla gości, sponsorowanie wydarzeń lokalnych, umożliwianie
młodzieży zdobywania doświadczeń zawodowych, fundowanie stypendiów. Lista
działań realizowanych w Bankach Spółdzielczych jest znacznie dłuższa i bardzo
różnorodna. Wszelkie działania prowadzone w tym obszarze
są niezwykle istotne, bo przyczyniają się do budowania kapitału społecznego. Jednym z jego podstawowych składników jest
zaufanie. Wysoki stopień zaufania interpersonalnego przekłada się na dbałość o
interesy zbiorowe, poczucie odpowiedzialności wspólnotowej, a co za tym idzie –
zdolność do budowania innowacyjnej i nowoczesnej gospodarki. Niestety, z badań
European Social Survey z 2009 roku wynika, że z opinią „większości ludzi można
ufać” zgadza się tylko 15,9% Polaków, co stawia nas na szarym końcu w
porównaniu z pozostałymi europejskimi państwami.
Z badań przeprowadzonych przez CBOS w 2003
roku wynika, że 53% naszego społeczeństwa czuje się najbardziej związane ze
społecznością lokalną. Właśnie dlatego inicjatywy budujące kapitał społeczny na
poziomie lokalnym mają największe szanse powodzenia, a zaufanie i więzi
międzyludzkie oraz współodpowiedzialność i zaangażowanie wypracowane lokalnie,
z czasem będą się przekładać na działania i rozwój w skali całego kraju.
Artykuł
powstał na podstawie skryptów zajęć prowadzonych przez mgr. Joannę Janowicz na
Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu.