Drugie życie rzeczy

Slider_big_sklep
TO DZIAŁA
23.04.2015
Rok temu nie było tu podłogi. Pani Maria zwana tutaj panią Mają siada w kurtce przy stoliku. Po kątach sali warsztatowej stoją odłożone stare piękne krzesła, za jej plecami okno i kolorowe, gołe ściany. Otwiera bombonierę, którą dostała od stałego klienta i kładzie na stoliku. Odbiera telefon: - Sklep, słucham? Nie, nie mamy łóżka sosnowego w tej chwili. Ale proszę się dowiadywać.

Pani Maja musi znać odpowiedź na każde pytanie. Do Sklepowiska na warszawskiej Pradze zaczęła przyjeżdżać cztery miesiące temu, z początku jako wolontariusz, potem jako pracownik. Jest wysoka, energiczna, uśmiechnięta.

- Musiałam pozbyć się połowy moich książek, więc oddałam je do Sklepowiska. Wolontariat tutaj zaczynałam od ich układania. Nie dokładam nowych książek na półki, dopóki nie będzie na nie miejsca. W działalności sklepu musi być przejrzystość. Kiedy podchodzi klient i pyta o towar, muszę umieć mu odpowiedzieć: proszę zajrzeć na tę półkę, pogrzebać w tamtym koszu.

Przypominają mi się tekturki z kolejnymi literami alfabetu wystające z półek z książkami, które minęłam chodząc po Sklepowisku. Rzędy ubrań na wieszakach, kostki firan, kolejna sala z meblami, dziecięca i najmniejsza – z dwoma wannami. Na każdej z rzeczy mieni się cena. Po sali z ladą, która ma ponad 60 m kw. i dwa okna kręci się starszy pan w garniturze, kobieta, która szuka jasnej torebki sprzed tygodnia, a szczupły sprzedawca staroci próbuje głośno targować się o puszkę. I znowu przypomina mi się, jak pani Maja stoi z wielką kartką wyciągniętą zza lady: Za pieniądze ze sprzedaży rzeczy pomagamy osobom znajdującym się w sytuacjach kryzysowych, zagrożonych wykluczeniem społecznym. Dlatego nie targujemy się przy zakupie.


- Uczyłam się, jak wycenia się rzeczy. To też sztuka. Cena musi być rozsądna, gdyż sklep charytatywny jest dla każdego klienta. Kurtkę potrzebującemu z biednej dzielnicy, jaką jest Praga, sprzedam za symboliczną cenę. Zapłacił złotówkę, to kupił. Dzięki temu nie czuje się upokorzony tym, że musiał o coś prosić.

Dlatego cena naklejona na starej puszce jest dla ruchliwego sprzedawcy staroci, dla kolekcjonerów, studentów, dla pani, która właśnie szuka fotela i dla klientki, która chodzi po Sklepie z żyrandolem pod pachą. Ta kobieta pochyla się nad radiem, pani Iwona, mówi, że niestety nie działa. Bierze do rąk niemiecki toster pokazując go sprzedawcy staroci.

- Dużo życzliwych ludzi przychodzi i z każdym trzeba porozmawiać. Obrastamy też w piórka, w sensie towarowym. Najważniejsza jest jednak świadomość, że robimy coś dla kogoś. Dlatego nie dam się ubłagać na targowanie – ucina pani Maja – Wszystkie pieniądze ze sprzedaży idą przecież na cele charytatywne.




Pani Iwona

Popycham jedne z wysokich drzwi w sali z ladą i czytam: Prosimy zamykać drzwi za sobą, żeby zaoszczędzić ciepło. Pani Iwona, która założyła Sklepowisko Emmaus w Warszawie, siedzi w kurtce przy stoliku, uśmiecha się szeroko. Za nią okno i jasne, kolorowe ściany sali warsztatowej, w kącie stare piękne krzesło. Wchodzi pani Maja i pyta się, czy nie napiję się ciepłej herbaty.

- Marzy mi się rozbudowa działu mebli, ale brakuje nam osób, które codziennie pomagałyby w ich renowacji i wkładałaby w tę pracę serce. Wiedziały o tym, że nie chodzi o sprzedaż mebla po remoncie za 20 zł, ale o przywrócenie mu przydatności.


Czytam na ulotce Sklepowiska: Jest miejsce, gdzie można kupić rzeczy zwyczajne, niepowtarzalne, używane, ale nie zużyte. Po co kupować nowe, kiedy używane mogą się jeszcze przydać?


Pani Iwona patrzy na drewniane stare krzesło. – Pomaganie to tworzenie warunków, w których nie chcemy dawać ryby, ale wędkę. To stworzenie takiej sytuacji, w której osoba sama będzie mogła sobie radzić dzięki podjęciu pracy. Prawdziwa pomoc nie polega bowiem na dawaniu czegoś, ale pokazaniu nowych możliwości.

Te można dostrzec poprzez pracę. - Na próbki pracy do Sklepowiska przychodzą osoby z problemami psychicznymi wraz z trenerami ze Stowarzyszenia Pomost – mówi Pani Iwona - Od mojej koleżanki, która jest psychiatrą, dowiedziałam się, że długi pobyt w szpitalu nie pomaga takim osobom. Dla nich ważne jest życie w środowisku rodziny i sąsiadów, gdyż to tam uczą się funkcjonować i muszą zacząć sobie radzić. W Sklepowisku układają i segregują rzeczy, uczą się współdziałania. Pomagamy im znaleźć się w sytuacji pracy i poczuć się częścią zespołu, wyjść z bezradności, w której tkwią: czy sobie poradzę? czy to ma sens?

Człowiek nabiera poczucia własnej wartości, kiedy pracuje i może się doskonalić. Dlatego tak ważnym jest, aby potrzebujący pracowali i mieli wsparcie w innych ludziach. - Pomagamy też osobom w trudnej sytuacji finansowej – mówi pani Iwona - Za określone prace w sklepie i za pomoc przy zwózkach mogą oni stać się właścicielami konkretnej rzeczy ze Sklepu. Upokarzające bowiem jest dla nich rozdawnictwo. Niech ta rzecz kosztuje 10 zł, ale niech na nią zapracują.

Z wysokich ścian sali warsztatów wieje chłodem. – Tu na Kawęczyńskiej mamy 350 m kw., ale trzeciej zimy tu nie wytrzymamy. Pierwszą zimę paliłyśmy w jedynym piecu węglowym, który tu stoi. Zła instalacja, kłęby czarnego dymu nie dawały prowadzić Sklepu. Wobec tego, w tym roku, wydzieliliśmy przestrzeń, którą ogrzewamy. I szukamy nowego lokalu na Sklepowisko. Dostaliśmy nawet zgodę od miasta na wynajem lokalu na parterze, z witryną i z wejściem od ulicy. Organizacje pozarządowe nie mogą wynajmować przestrzeni, która spełnia te trzy kryteria. Chodzimy z listem, pytamy, na razie nic.