Przyzwyczailiśmy
się, że standardową scenerią codziennego życia w miastach są asfaltowe jezdnie
i chodniki po bokach. Duże szczęście dla mieszkańców, jeśli nie są one stale
zatłoczone przez samochody i tłumy ludzi. Jednak nawet gdy ruch nie jest zbyt
duży, to walory estetyczne optymizmem nie napawają. I właśnie dlatego powstała
koncepcja woonerf czyli tzw. living streets. Na czym to polega? Czytajcie
dalej, aby się przekonać :)
Nazwa woonerf,
pochodzi z języka niderlandzkiego i oznacza „ulicę do mieszkania” Często używa
się zamiennika w postaci „living street”, a w Polsce od niedawna zaczęła
również funkcjonować nazwa „podwórzec miejski”. Niezależnie jednak od
tłumaczenia i nazewnictwa, zamysł jest prosty i bardzo praktyczny – chodzi o
to, aby miejskie ulice służyły nie tylko samochodom, ale również pieszym,
rowerzystom, dzieciom czy rodzicom z wózkami. Brzmi trochę niebezpiecznie i
nierealnie, prawda? Wszyscy razem na ulicy - to przecież prosty przepis na
katastrofę. Jednak przyglądając się szczegółom tej koncepcji, zaczyna to
wszystko mieć sens.
Po pierwsze,
koncepcję „woonerfu” realizuje się w przestrzeniach miejskich, w których nie ma
dużego ruchu samochodowego – czy to w wyniku naturalnego procesu, czy też zmian
w organizacji ruchu całego fragmentu miasta. Nie chodzi więc o to, aby utrudnić
kierowcom ich, już i tak ciężki, miejski żywot. Celem jest to, aby
przestrzenie, które dotąd były niedostępne dla mieszkańców przywrócić im na
nowo do użytkowania. Sprawić, aby na mało uczęszczanej dotąd jezdni, znalazło
się miejsce spotkań mieszkańców, plac zabaw dla dzieci czy przestrzeń na
zieleń. Chodzi również o odwrócenie hierarchii ważności – na żywej ulicy to
kierowca samochodu ma uważać na innych użytkowników drogi, bo to oni mają
pierwszeństwo jej użytkowania.
Jeśli chodzi o
szczegóły techniczne, to podstawą tworzenia living street jest zlikwidowanie
krawężników i sztywnego podziału na jezdnię i chodniki. Przestrzeń powinna był
płaska, aby jej użytkownicy nie napotykali niepotrzebnych przeszkód.
No chyba, że jest
to przeszkoda w postaci drzewa, czy klombu krzewów, które zbogacają krajobraz
okolicy. Samochodom z kolei, wyznacza się w tej przestrzeni specjalną trasę, po
której mogą one jeździć. Jednak w przeciwieństwie do tradycyjnej ulicy, jest to
przestrzeń dzielona z innymi użytkownikami – pieszymi, czy rowerzystami. Jak w
takim razie zadbać o bezpieczeństwo? No i tu właśnie dochodzimy do drugiego
ważnego założenia, które sprawia, że żywe ulice nie są tak szalonym pomysłem,
jak mogłoby się na początku wydawać. Trasa wyznaczona dla kierowców powinna
kluczyć pomiędzy innymi elementami przestrzeni ulicy, tak aby niemożliwe było
rozwinięcie niebezpiecznej prędkości. Bardzo często w takich miejscach
wprowadza się ograniczenie prędkości do 20 km/h. Chodzi jednak o to, aby nie
wymuszać na kierowcach bezpieczeństwa zakazami, ale rzeczywistymi warunkami.
Podsumowując –
dzięki idei woonerf, zamiast wyasfaltowanej, smutnej ulicy, mieszkańcy zyskują
wspólną przestrzeń, która łączy różne i funkcje i którą mogą zagospodarować jak
chcą. W Holandii, koncepcja jest z powodzeniem realizowana od lat 70-tych XX
wieku. Według danych sprzed kilku lat, już ponad milion Holendrów mieszka przy
woonerfach. W Polsce, pierwsza taka przestrzeń powstała w 2014 roku Łodzi na
ul. 6 sierpnia. Co ciekawe, pomysł ten,
został zrealizowany ze środków budżetu obywatelskiego, podobnie jak kolejne
polskie żywe ulice. Coś czujemy, że u wielu z Was już zakiełkował pomysł na
zmiany w swojej okolicy J Zajrzyjcie
jeszcze do naszego artykułu: „Jak wykorzystać Budżety Obywatelskie w
działaniach społecznych” (linkowanie: http://bit.ly/2Bma26O) i do dzieła!
TO DZIAŁA
24.04.2018