Stworzyli projekt mieszkaniowy
zupełnie inny niż wszystkie – nowoczesną społeczność mieszkającą wspólnie. Pomysł
znalazł uznanie także w Stanach Zjednoczonych. To tam dwoje architektów –
Kathryn McCamant i Charles Durrett - ukuło termin „vcohousing”. Są oni również autorami
pierwszego amerykańskiego przedsięwzięcia architektonicznego, tworzonego
zgodnie z tą ideą.
Czyli
jak właściwie?
Cohousing to sposób budowania osiedla lub budynku,
którego celem jest stworzenie przyjaznego i bezpiecznego sąsiedztwa. O tym, jak
będzie wyglądać nowopowstająca przestrzeń, decydują przyszli mieszkańcy w
porozumieniu z architektem i prawnikiem, a nawet socjologiem. Podczas
realizacji inwestycji oprócz indywidualnych jednostek mieszkalnych (mieszkań
lub domów) przewiduje się również obszar wspólny. Na osiedle typu cohousing składają się osobne mieszkania, które
połączone są z domem lub po prostu miejscem dostępnym dla wszystkich sąsiadów. W
tej strefie wspólnotowej znajduje się najczęściej ogólnodostępna kuchnia, jadalnia,
przestrzeń dla dzieci lub pomieszczenia spełniające inne funkcje, jak pralnia,
suszarnia, warsztat do majsterkowania. Przestrzeń wspólna konstruowana jest przez
mieszkańców w zależności od ich potrzeb. Wspólny może być też plac zabaw, ogród
lub boisko. Cohousing od innych form w mieszkalnictwie odróżnia się sposobem
zarządzania. Mieszkańcy sami decydują o wszystkich kwestiach. Nie funkcjonuje
żadne gremium czy jednostka powołana do kierowania osiedlem lub budynkiem.
To rozwiązanie kryje za sobą również głębszą ideę.
Część współdzielona sprzyja rozwijaniu relacji międzyludzkich, budowaniu
społeczności opartej na zaufaniu i wzajemnym wspieraniu się. Sąsiedzi pomagają
sobie w różnych obszarach życia codziennego, dzielą się pracami porządkowymi.
Dzieci mają towarzystwo swoich rówieśników i bezpieczną przestrzeń do zabawy. W
Danii lub Stanach Zjednoczonych zdarza się, że mieszkańcy razem gotują lub
ustalają dyżury kulinarne – każdego dnia jedna rodzina przyrządza obiad dla
wszystkich. Sprzyja to oszczędności czasu i pieniędzy (gotuje się rzadziej i jeżeli
gotuje się dla większej liczby osób, to pojedynczy posiłek jest tańszy).
Co najważniejsze – w cohousingu nie chodzi o to, aby
mieszkańców łączyła jedna ideologia czy realizacja określonego stylu życia.
Jest to propozycja, która gwarantuje niezależność i intymność, a z drugiej
strony zapewnia większe poczucie więzi sąsiedzkich i bezpieczeństwa zarówno dla
rodzin z dziećmi, jak i dla ludzi starszych.
W Polsce cohousing nie jest jeszcze popularny, ale spotkać
możemy wspólnoty organizujące się wokół określonych celów lub wartości. Mamy
ekowioski, w których mieszkańcy żyją w zgodzie ze środowiskiem. Funkcjonują też
colivingi, czyli domy zamieszkiwane przez osoby, których łączą te same zainteresowania,
religia lub ten sam ruch społeczny. Cohousing z kolei opiera się właściwie na
różnorodności i wzajemnym uzupełnianiu się. Ten sposób wspólnego mieszkania nie
jest oczywiście wolny od kompromisów i zasad. Na pewno jednak sprzyja
prospołecznej postawie i budowaniu większej odpowiedzialności za własną
przestrzeń.
MERYTORYCZNY SPOŁECZNIK
03.02.2016